|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 16:27, 23 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
A ja mam resztę ficzka :) Bawcie się dobrze :D
Kiedy Sam wrócił ze spaceru, znalazł Deana na kanapie ze starą, szarą koszulką w rękach. Casa, jak to ostatnio bywało, nigdzie w pobliżu nie dostrzegł, i przełknął poirytowane westchnienie.
Nie miał pojęcia, co Dean zrobił, ale coś musiało się wydarzyć. Sam nie widział Casa od prawie tygodnia, ale Dean stopniowo robił się coraz nieszczęśliwszy, a im większe nieszczęście Deana, tym ciężej z nim było wytrzymać.
Sam kochał swojego brata, nie zrozumcie go źle, ale czasami…
Dean zerknął w górę, usłyszawszy zamykające się drzwi chatki. Starszy Winchester na powitanie kiwnął głową.
- Hej – powiedział, po czym wrócił do trzymanej w rękach koszulki.
- Hej – odparł Sam. – Jakieś wieści od Casa?
- Nie – powiedział Dean. Sam już chciał westchnąć i iść do sypialni (w nocy była jego kolej), ale wtedy brat postanowił kontynuować. – Cóż, jeśli nie liczyć wysłania Anny z wiadomością „bum, czarownica nie żyje”.
Sam zatrzymał się.
- Nie powiedział ci tego sam? – zapytał zszokowany i próbując tego nie okazywać. Wiedział, że tamci dwaj miewali kłótnie, ale żeby Cas posunął się do unikania Deana… - Dean, coś ty, u licha, zrobił?
Dean podniósł głowę, zaskoczony i natychmiast urażony.
- Co masz na myśli przez „co zrobiłem”? – zapytał gorączkowo. – Czemu przypuszczasz, że to moja wina?
- Ponieważ to raczej Cas cię unika, nie zaś ty odwracasz się do niego plecami – zareplikował natychmiast Sam. Dean wyglądał na rozżalonego, więc brat przybrał bardziej kojący ton i podszedł z powrotem do kanapy. – Co się stało?
Dean popatrzył na trzymaną koszulę.
- Parę dni temu… - zaczął – możliwe, że… no dobra, ZROBIŁEM to… włamałem się do Zachodniego Skrzydła.
Sam potrzebował chwili na zrozumienie tej aluzji, ale kiedy zrozumiał, to spojrzał na brata z niedowierzaniem. Dean popatrzył na niego ostro. Poirytowany Sam potrząsnął głową i gestem kazał mu kontynuować. Grymas Deana pogłębił się i mężczyzna ponownie odwrócił się od brata.
- Znalazłem różę. On się wkurzył, ja się wkurzyłem… Powiedziałem parę rzeczy.
Sam zachęcająco kiwnął głową. Rozumiał zarys historii, nawet, jeśli nie pojmował żadnego szczegółu.
- Możliwe, że kazałem mu rozebrać różę – powiedział cicho Dean, jakby się wstydził. Ponownie spojrzał na trzymaną koszulę. – A on to zrobił.
Sam przeniósł wzrok z Deana na koszulę i z powrotem, zdezorientowany marszcząc brwi.
- Więc… - zaczął powoli – próbujesz się dowiedzieć, jak z powrotem złożyć różę w całość?
Dean uśmiechnął się słabo.
- Tak, coś w tym rodzaju. – Westchnął i wrzucił koszulę do torby. – Choć zegarek mnie ostrzegł, żebym się wcześniej upewnił, iż tego właśnie chcę.
- Jak rozumiem, w tej roli Anna? – spytał Sam, uśmiechając się lekko. Dean zachichotał.
- Tak.
Na kilka uderzeń serca zapanowała między nimi przyjazna cisza, po czym Sam odchrząknął.
- Więc… chcesz tego? – zapytał. Zdezorientowany Dean ściągnął brwi.
- Że czego? – odpowiedział. Sam znacząco spojrzał w stronę szarej koszuli, którą Dean wrzucił do torby.
- Naprawić to.
Dean spuścił wzrok.
- Myślę… - powiedział powoli i urwał. – Tak, myślę, że tak.
Sam uśmiechnął się, ale tym razem szerzej.
- Dobrze. Cieszę się w twoim imieniu – lekko klepnął Deana w ramię i wstał. Kolejny raz skierował się do pokoju, ale przystanął w pół drogi i odwrócił się. – Wiesz, to nie róża z powrotem wszystko naprawi.
- O czym ty mówisz? – zapytał Dean, krzywiąc się.
- Zaklęcie przełamie pocałunek prawdziwej mi-
- SAM.
Sam śmiał się głośno przez całą drogę do pokoju.
Mając nieco ponad godzinę do zachodu słońca Dean podjął decyzję. Odchrząknął i wyprostował się.
- Anno? – zapytał i czekał.
- Tak – odpowiedziała Anna i wystąpiła naprzód, zostawiając za sobą słabnący dźwięk skrzydeł. – Rozumiem, że podjąłeś decyzję.
Dean uśmiechnął się do niej, choć nerwy szczypały go w plecy i pokrywały dłonie potem.
- Tak, ale mam pytanie – powiedział i odetchnął głęboko. Gdy tylko zapyta, nie będzie odwrotu. Ta myśl nie przerażała go tak bardzo, jak mu się wydawało, że powinna. – Skąd anioły zazwyczaj biorą pióra anioła, do którego chcą się, uch… „zalecać”?
Anna uśmiechnęła się szeroko.
- Pytając przyjaciół i rodzinę anioła, za jakim podążają – powiedziała zwyczajnie. Sięgnęła do kieszeni swojej dżinsowej kurtki i wyjęła z niej dwa długie pióra w tym samym cudownie czarnym kolorze, jakie Dean zapamiętał z widoku Gniazda Casa prawie tydzień temu. Sięgnął po nie, czując nieznaczne drżenie nadgarstka, a Anna złożyła je ostrożnie na jego dłoni.
Były takie MIĘKKIE.
Dean powiódł opuszkiem po gładkich brzegach, zahipnotyzowany tym, jak pióro gięło się pod jego dotykiem. Wyglądały i sprawiały wrażenie zwykłych ptasich piór, ale było też w nich coś nieokreślenie INNEGO. Pusty trzon ptasiego pióra mógł trzasnąć, jeśli zbyt mocno je nacisnąć, ale Dean odniósł wrażenie, że po tych mógłby tupać i zginać je we wszystkie strony, a one wciąż by były cudownie miękkie i gładkie.
- Dzięki – powiedział Annie, spoglądając na nią przelotnie, po czym popatrzył znowu na pióra w rękach.
- Po prostu nie każ mi tego żałować – powiedziała. Z jej tonu Dean wysnuł wniosek, że nie sądziła, by miało do tego dojść.
Cóż, przynajmniej jedno z nich miało trochę pewności siebie.
- Zabiorę ze sobą Sama – powiedziała Anna. – Aby dać tobie i Casowi trochę prywatności.
Deanowi nieoczekiwanie zaschło w ustach. Znowu kiwnął głową.
- Dzięki.
Castiel lekko wylądował w pokoju, w którym kiedyś znajdowało się jego Gniazdo. Skrzydła mu ciążyły i bolały, nie wspominając o jego emocjach.
Wiedział, że niektóre anioły obchodziły żałobę, jeśli odrzucił je ten, kogo pragnęły mieć za partnera, ale wtedy nie ROZUMIAŁ. Teraz już tak i byłby oddał swoją łaskę, byle tylko móc wrócić do stanu niewiedzy.
Wszystko, czego teraz chciał, to zwinąć się w Gnieździe, którego już nie miał, i odpoczywać aż do następnego Linienia. Pozbył się wszystkich piór z poprzedniego Gniazda; zapach Deana i wrażenie jego duszy zgromadziły się w każdym z nich. Było to pocieszające, kiedy Cas pozawalał sobie marzyć, ale gdy Dean natknął się na Gniazdo i nieświadomie roztrzaskał fantazje, które on trzymał w ukryciu tak długo…
Nie winił Deana. Właśnie takiej reakcji oczekiwał w razie, gdyby łowca się kiedykolwiek dowiedział, ale żałował, że nie miał więcej czasu. Albo mniej, ponieważ jednocześnie czuł, że miał go za mało i za dużo; pragnął, by ta fantazja trwała całe życie, ale czy byłoby to mniej bolesne, gdyby Dean odkrył to w pierwszym roku?
Nie wiedział.
Co dziwne, pokój wciąż pachniał i czuł Deanem. Gdyby Anna mi nie powiedziała, że zrobiła, o co ją poprosił, to by podejrzewał… ale nie, Dean nie mógł tu wciąż być.
Jego uwagę przykuł ruch na środku pokoju. Spojrzał i zamarł całkowicie, kiedy zdał sobie sprawę z tego, na co patrzył. Dean faktycznie wciąż przebywał w chatce. Tkwił w pokoju Castiela, zwinięty na czymś, co wyglądało jak sterta jego prania i dwa czarne pióra.
Castiel zamarł w miejscu, kiedy Dean się poruszył. Zielone oczy zamrugały w ciemności i mężczyzna przeciągnął się. Castiel obserwował to oszołomiony. Czyżby zaczął śnić w trakcie lotu? Nie byłby pierwszym aniołem mającym tak realistyczne sny, tego był pewien.
Wtedy Dean odwrócił się i zobaczył Casa. Pierwszy raz od prawie tygodnia spojrzeli sobie w oczy i mężczyzna słyszalnie odetchnął. Cas poczuł walenie swego serca, gdy naczynie zareagowało na tysiące emocji przebiegających przez jego prawdziwą postać.
- Hej, Cas – powiedział Dean. Ani na chwilę nie odwracał oczu od anioła i Cas poczuł się przez nie uwięziony, podobnie jak przez sugestie tego improwizowanego Gniazda – czy mógł to tak nazwać? czy to naprawdę było to? – które Dean zbudował na tym samym kawałku podłogi, na którym Cas kiedyś zbudował swoje.
- Dean – powiedział. Jego głos brzmiał cicho w porównaniu do szaleńczego bicia serca. – Co ty tu robisz?
Dean wstał. Cas stwierdził, że jego uwaga się podzieliła; wciąż zerkał z twarzy Deana na stertę ubrań u swoich stóp i dwa pióra wsunięte niewinnie między skarpetki i stare koszulki.
Czy Dean miał jakiekolwiek pojęcie, co to oznaczało.
- Cas… - powiedział Dean dziwnie cichym i zdławionym głosem. Wydawał się zdenerwowany i Cas ściągnął brwi. – Chciałem spytać, czy… cholera, byłem durniem, jasne? Ale chciałem zapytać, czy wciąż chciałbyś… no wiesz, Zbudować Gniazdo. Ze mną – Dean wyprostował się i stanowczo spojrzał Castielowi w oczy, wyglądając nieco dumniej teraz, kiedy wyrzucił te słowa z siebie.
- Czy Anael kazała ci tak powiedzieć? – spytał Castiel ściśniętym tonem, zaciskając usta. Dean wyglądał na zaskoczonego, ale Cas już się odsuwał, czując gniew we krwi. – Czy to ma być jakaś forma przeprosin?
- Przeprosin? – powtórzył Dean, a jego złość powoli rosła, dorównując tej Castiela, napędzana zmartwieniem, że Cas odrzuci go tak, jak on… cóż, jak on nieświadomie odrzucił jego.
- Czy rozumiesz, o co dokładnie prosisz? – zapytał cicho Cas. Dean skrzywił się.
- Tak – odparł. – Anna mi powiedziała.
- A co ci powiedziała? – spytał Cas. – Czy wspomniała, że jeśli się zgodzę, to w oczach Nieba będziemy uchodzić za zaręczonych?
- Tak – powiedział niecierpliwie Dean. – Powiedziała mi o zalotach, o tej sprawie z partnerami, o wszystkim. Wiem, o co pytam, a teraz odpowiesz mi czy nie?
Cas zamknął usta i odwrócił wzrok. Chciał powiedzieć TAK. Rozpaczliwie pragnął powiedzieć TAK i po prostu pozwolić sobie CZUĆ tę radość bulgoczącą mu głęboko w ciele, ale nie mógł się do tego zmusić. Po części był przekonany, że to wszystko było swego rodzaju snem, że wyobraził sobie te słowa, a zgoda na wyobrażone oświadczyny bolałaby tylko bardziej, kiedy by się obudził.
Dean westchnął i przetarł sobie twarz.
- Słuchaj, Cas, ja nie wiedziałem, jasne? Nie wiedziałem, co to ZNACZYŁO, dopóki Anna tego nie wyjaśniła – jego głos ociekał żalem. Cas nie spojrzał na niego.
- Wiem – oczywiście, że Dean nie mógł wiedzieć. Od ponad tysiąca lat żaden człowiek nie miał powodu wiedzieć o anielskich rytuałach godowych, żaden od czasów Nefilim, a wszystkie zapiski uległy zniszczeniu.
Dean nie mógł wiedzieć. Cas to rozumiał.
- Więc czemu wciąż zachowujesz się tak, jakbym wiedział, co robiłem, kiedy nazwałem cię „dziwadłem” za oświadczenie mi się?
To Casa zatrzymało. Nie mógł spojrzeć na Deana ani odpowiedzieć w jakiś konkretny sposób.
- To irracjonalne – zgodził się wreszcie anioł. Więcej nie powiedział. W budowie Gniazda było coś głębokiego i podstawowego i to coś zwinęło się z bólu, pomimo iż Cas wiedział, że szkoda była niezamierzona.
Dean parsknął cicho, po czym umilkł. Cisza się przeciągała. Kątem oka Cas ujrzał, jak mężczyzna odetchnął głęboko i opuścił wzrok.
- Rozumiem, jeśli zmieniłeś zdanie – powiedział burkliwie Dean.
- Czemu? – zapytał Cas. Dean spojrzał na niego niemal wojowniczo zdezorientowany.
- Czemu miałbyś zmienić zdanie? – zapytał powoli tonem graniczącym z oburzeniem. Cas potrząsnął głową.
- Czemu zbudowałeś dla nas to Gniazdo?
Dean ponownie odwrócił wzrok. Przez chwilę otaczała ich ciężka cisza, a Castiel pragnął ją pokonać i stanąć obok Deana tak, jak to zawsze robił. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo za tym tęsknił, dopóki nie powstrzymało go przed tym nic poza jego własną wolą. Kiedy musiał się skupić na problemach lub stawić czoła oponentom, to miał przynajmniej coś, co mu pozwalało nie myśleć o braku Deana.
- Najstarsza z moich rzeczy w twoim starym Gnieździe… wyrzuciłem ją ile, ze dwa lata temu? – zapytał Dean.
Już prędzej trzy, ale Cas nie zamierzał go poprawiać.
Dean podniósł głowę i ruszył do przodu. W innej sytuacji, w mniej napiętej atmosferze, Cas pomyślał, że Dean by się uśmiechał. Mężczyzna z pewnością próbował, ale poddał się po kilku nieudanych grymasach.
- Może ja nie… może MY nie… - Dean potrząsnął głową i sapnął. – Dla mnie to nie było tak długo. Nie myślałem o TYM… - złapał Castiela za rękę na tyle ostrożnie, że nawet, gdyby Cas był człowiekiem, to mógłby się z łatwością wyrwać - …tak długo, jak ty.
Cas się nie poruszył. Patrzył zafascynowany, jak Dean złączył ich palce, po czym otrząsnął się mentalnie. Skupił swoją uwagę z powrotem na dźwiękach dobiegających z ust Deana, a nie na cieple dłoni mężczyzny przyciśniętej do jego dłoni. Dean był blisko, bliżej, niż Cas pozwalał sobie stawać od czasu tamtej chwili w Czyśćcu…
Cas pragnął być samolubny. Chciał raz pocałować Deana, aby nieść to wspomnienie ze sobą, ale musiał zmienić plany, kiedy pokazał się Lewiatan. Potem porzucił ten plan całkowicie, ponieważ przeraził się, że nigdy nie zdoła się zmusić do odejścia, gdyby objął łowcę choć raz.
A teraz Dean mu mówił, że on nigdy nie musiał dawać mu odejść.
Mężczyzna przysunął się bliżej, rozchylając usta, i Cas wiedział, że jeśli nie odezwie się teraz, to już nigdy.
- Jeśli to zrobimy, to do czasu mojego następnego Linienia masz czas uznać, że nie tego chcesz – powiedział. Dean zachichotał cicho.
- A co z tym, czego ty chcesz? – zapytał, wkładając w słowo „chcesz” pewne sugestie. Cas gapił się na niego, dopóki Dean nie kaszlnął i nie odwrócił wzroku, ponieważ chwila zrobiła się niezręczna.
- Dean, dla ciebie nie może być to coś zwyczajnego. Dla mnie nie jest – powiedział anioł. Dean przełknął ciężko i kiwnął głową.
- Wiem, Cas, wiem – łowca wziął głęboki wdech. – Chcę zobaczyć, dokąd to prowadzi.
- Ja też – mruknął Cas i zerknął na usta Deana.
- Czy chcesz zbudować ze mną Gniazdo? – zapytał Dean, jeszcze raz pochylając się naprzód.
Cas przechylił głowę i wreszcie – WRESZCIE – pokonał resztę odległości pomiędzy ich ustami.
Była to wystarczająca odpowiedź.
DZIESIĘĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Dean rozejrzał się po pokoju. Wziął głęboki wdech, by spróbować się uspokoić. Nie pomogło.
Nie trzeba się było denerwować. Dean wiedział o tym, ale nieważne, co robił, i tak czuł oczekiwanie na skórze. Byli tylko on i Cas, a od czasu tamtej nocy sprzed dziesięciu miesięcy „on i Cas” stali się bardzo swobodnym towarzystwem. Jasne, napięcie istniało nadal, i to czasami to złe, ale przez większość czasu było ono tego rodzaju, że prowadziło do przyszpilania jednego bądź drugiego do najbliższej płaskiej powierzchni, całowania i dotykania.
Nie był to nawet pierwszy raz, kiedy Dean i Cas znaleźli się w chatce sam na sam, więc łowca nie miał wymówki dla zdenerwowania. Czasami, kiedy nie trafiało się nic do upolowania lub kiedy Dean chciał zrobić sobie przerwę (albo gdy Cas uznawał, że Dean takowej potrzebował), anioł sprowadzał go do chatki i spędzali popołudnie czy też cały dzień w leniwie domowej atmosferze. Było powolne całowanie się na kanapie lub film po kolacji, skoro Cas wreszcie postarał się o telewizor, albo krótkie przechadzki po chatce. Czasami, chociaż Dean zaprzeczałby temu aż do zsinienia na twarzy, trzymali się za ręce i po prostu wędrowali, i dla łowcy było to więcej niż dość.
Bycie z Casem było dobre, ale na swój sposób przerażające.
Dean dotknął kieszeni dżinsów. Pierścionek zimno i ciężko dotykał mu palców, nawet przez warstwę materiału, ale to go uspokoiło. Nosił ten pierścionek już od ponad miesiąca i przywykł go dotykać, kiedy czuł się trochę przytłoczony. Pocieranie opuszkiem zimnego metalu czy wyobrażanie go sobie na palcu Casa zawsze przynosiło mu spokój serca i wzmacniało jego postanowienie, że MÓGŁ TO ZROBIĆ.
Dean tego chciał. Bardziej, niż czegokolwiek.
Po prostu nie mógł tego spieprzyć. Nie mógł tego stracić, nie teraz, gdy już posmakował, jak to mogło być.
Rozległo się ciche bicie skrzydeł i Dean nieoczekiwanie poczuł inną obecność w pokoju. Uśmiechnął się i odprężył rękę u boku, nie dotykając już pierścionka, po czym odwrócił się zwyczajnie do Castiela.
Jeśli Cas nadal był zdenerwowany, tak jak wcześniej, kiedy powiedział łowcy, że Linienie rozpocznie się tego dnia, to nie okazał tego. Wydawał się raczej spokojny i pozbierany jak na kogoś, kto tej nocy zamierzał na anielski sposób poślubić swego chłopaka.
A może Dean jako jedyny świrował. Nie był pewien, czy czuł się przez to lepiej, czy gorzej.
- Sprawdziłem granice – powiedział Cas. – Bariery wciąż są nietknięte.
Dean kiwnął głową i odwrócił wzrok. Wszystko było gotowe… poza nim. Do cholery, miał MIESIĄCE na przywyknięcie do tego pomysłu, czemu nieoczekiwanie pojawiły się problemy?
- Dean?
Dean nie chciał podnieść głowy. Potrzebował minuty albo może nawet paru, ale nie miało to nic wspólnego z Casem czy też z (nieistniejącym) pragnieniem odwołania wesela. Musiał się tylko uspokoić i uwierzyć, że tego nie zniszczy.
Spojrzał w górę. Nie był pewien, co Cas zobaczył na jego twarzy, ale anioł z zatroskaniem ściągnął brwi. Dean poczuł się jak osioł z powodu nagłego zmartwienia w oczach Castiela i jego ściśniętej szczęki.
- Dean, nie musimy się wiązać dziś w nocy – powiedział Cas. – W ogóle nie musimy się wiązać. Możemy to ciągnąć tak, jak do tej pory albo… - głos anioła zachwiał się na chwilę. – Jeśli już nie chcesz-
- To nie to – wtrącił się szybko Dean wiedząc, że wypowiedź Casa nie mogła się dobrze skończyć. Chciał ruszyć naprzód i pocałować Casa. Chciał ukoić jego zmartwienia swoimi ustami i językiem, ale w żołądku miał za dużo supłów. – Ja tego chcę, po prostu…
W tej kwestii nie było „po prostu”.
- To przytłaczające – podpowiedział cicho Cas. Dean odprężył się. Uspokajała go świadomość, że nie jako jedyny był tym zdenerwowany, chociaż miał nadzieję, że Cas pragnął tego równie mocno, co on.
- Tak – powiedział Dean i odchrząknął. – Zaczynamy?
Cas przyglądał mu się przez chwilę, najwyraźniej wciąż nieco zmartwiony jego reakcją, wreszcie powoli kiwnął głową.
- Bardzo dobrze – odparł i zaczął się rozbierać. Poruszał się szybko i wydajnie, ale ten widok i tak zagotował Deanowi krew, jak żaden inny wcześniejszy striptiz. W pewien sposób fakt, że to CAS rozpinał sobie koszulę i pozwalał jej opaść na podłogę, był o wiele gorętszy, niż przypadkowa laseczka, którą Dean dopiero co poznał w barze.
Gdy tylko Cas był nagi od pasa w górę (Dean z pewnością doceniał ten widok, pożądanie niemal dorównywało intensywnością zdenerwowaniu krążącemu mu po ciele), wyprostował się. Dean spojrzał z podziwem i oczekiwaniem na dwa znajome skrzydła wyłaniające się z gładkiej skóry na plecach Casa. Łowca ujrzał kiedyś skrzydła Casa, raz, miesiące wcześniej, co stanowiło część procesu zalotów. Teraz czuł taki sam podziw, jak wtedy; nie sądził, aby ten widok dwóch wspaniałych skrzydeł, niemal za wielkich na to pomieszczenie, kiedykolwiek mógł się znudzić. Pióra, różniące się długością, która dochodziła od długości ramienia Deana do jego małego palca, były matowe ze starości. Niektóre wyglądały na nieznacznie wygięte, a więcej wisiało luźno. Wciąż jednak były cudowne i Deana aż bolało, by ich dotknąć.
Cas rozłożył skrzydła, aby w tej ograniczonej przestrzeni pokazać je najlepiej, jak mógł. Deanowi zaparło dech.
- Deanie Winchester – powiedział Cas. Podszedł do łowcy i ukląkł przed nim, jakby Dean był jego Bogiem, a on swego rodzaju podarunkiem. Anioł patrzył mu w oczy, ani nieśmiały, ani zawstydzony, ale pełen pożądania, jakie Dean dobrze znał. – Dziesięć miesięcy temu poprosiłeś mnie, bym rozważył dzielenie z tobą twego Gniazda jako twój partner. Dzisiaj Linieję i proszę cię o przypieczętowanie naszej więzi oraz połączenie się w oczach Zastępów i naszego Ojca. Taka jest moja wola.
- Castielu – odparł Dean, próbując przypomnieć sobie słowa rytuału. Anielskie i ludzkie śluby miały najwyraźniej wiele cech wspólnych, choć Cas upierał się, że anielskie przysięgi małżeńskie były bardziej poetyckie i piękniejsze po enochiańsku. – Dziesięć miesięcy temu poprosiłem cię, byś dzielił ze mną moje Gniazdo jako mój partner. Dzisiaj Liniejesz, a moje życzenie się nie zmieniło. Przyjmuję przypieczętowanie naszej więzi i połączenie się w oczach Zastępów i naszego Ojca. Taka jest moja wola – słowa wydawały się trochę dziwne, ale ten rytuał nie był tylko ceremonią. Miał korzenie w faktycznym RYTUALE magicznego rodzaju, a Dean nie zamierzał spaprać słów i zaryzykować spieprzenia czegoś.
Cas uśmiechnął się zachwycony i Dean poczuł, jak więcej jego lęków zniknęło. Na jego twarzy pojawił się uśmiech i mężczyzna wyciągnął rękę, by pomóc Castielowi wstać. Teraz zostało tylko symboliczne zbudowanie Gniazda – miało to zająć trzy dni, kiedy Cas Liniał, i cały ten czas mieli dodawać do niego pióra – oraz dotknięcie duszy Deana łaską Casa. Jednak po kolei, skoro ANIELSKIE przysięgi już mieli z głowy…
Dean sięgnął do kieszeni po pierścionek, czując nierówne, przyspieszone bicie serca. Wziął dłoń Casa i ostrożnie przekręcił tak, by mieć dostęp do jego palców.
Poczuł zimno pierścionka na opuszkach.
- Dean? – spytał Cas.
Dean wsunął pierścionek na palec Castiela. Pasował idealnie, tak jak łowca się spodziewał.
Oszołomiony Cas odetchnął gwałtownie. Dean czekał, by tamten coś powiedział; nie wspomniał aniołowi, że to planował. Po części chciał, by to była niespodzianka, a po części czuł przerażenie, że Cas by się nie zgodził lub nie widział sensu w żadnym z symboli ich więzi. Najwyraźniej anioły nie potrzebowały obrączek ani innej biżuterii, by wiedzieć, kto był zajęty. Znaki widniały na ich łaskach.
Mimo to Dean jakiś czas temu postanowił, że gdyby mieli się związać na sposób aniołów, to on chciał zrobić to również po ludzku, z obrączką i przysięgą.
- Dean? – spytał Cas jeszcze raz, miękko i ze wzrokiem skupionym na srebrnej obrączce na palcu. Zerknął na mężczyznę.
- Cas – powiedział Dean. Przełknął z wysiłkiem, słowa więzły mu w gardle. Kaszlnął, by je uwolnić. – Chciałem to zrobić odpowiednio.
Cas złapał go za rękę i uspokajająco ścisnął. Dean czuł na knykciach twardą krawędź obrączki.
- Ja… - zaczął. Odetchnął jeszcze raz i zamknął oczy. Nie było to takie trudne do powiedzenia przed lustrem w bunkrze. Przygotowywał się do tego od tygodni. W przeciwieństwie do tradycyjnych ślubów jego przysięgi nie wymagały obecności kapłana i świadków, poza nim i Casem. – Cas, nie ma faktycznego słowa na to, czym jesteśmy. Nie jestem typem, który stałby w kościele i coś deklarował, ale tego chciałem – pogładził obrączkę kciukiem. – Chciałem też zrobić to po ludzku, więc… w zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i w biedzie, wszystko. Obiecuję.
Dean wiedział, że nigdy by się nie zmusił do powiedzenia Casowi żadnej z tych rzeczy w kościele wypełnionym przyjaciółmi i rodziną. Nieważne, jak prawdziwe emocje stały za przysięgami, ponieważ uczuciami na tym poziomie nie chciał się dzielić z nikim innym.
Tylko z Casem.
- Cas, ja cię ko… - to uczucie, odczuwane od tak dawna, utkwiło mu na języku i Dean prawie zawarczał z frustracji. – POTRZEBUJĘ CIĘ.
Cas go pocałował. Dotyk jego warg był słodki, ale rozpaczliwy, przyciągnął go do siebie ciepłymi, szaleńczymi dłońmi. Niepokój, jaki Dean odczuwał w piersi, słabł powoli po każdym dotyku ust Casa i smaku jego języka.
Burza pocałunków ustąpiła i wtedy Cas się odsunął. Dean odetchnął ciężko i otwarł oczy, nie zdawszy sobie wcześniej sprawy z tego, że je zamknął. Cas gapił się na niego intensywnie niebieskimi, pociemniałymi oczami pełnymi szacunku.
- Wow – stwierdził ochryple Dean.
- Dean – zaczął Cas. Jego głos był głębszy niż normalnie i wzbudził ciarki na plecach łowcy. – Dziś w nocy przyjmuję cię jako partnera. Przysięgam ci, że będę cię kochał i wiernie cenił bez końca. Przysięgam ci to w zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i w biedzie, na Ziemi i w Niebie.
Dean zachichotał słabo, mając nadzieję, że ten dźwięk nie brzmiał tak kiepsko, jak mu się wydawało. Mężczyzna czuł gulę w gardle, a piersi lekkość. Był rozradowany i rozemocjonowały i, O KURWA, tak się cieszył, że nie było świadków.
- Musiałeś się pokazać, co? – powiedział, choć żądło zniknęło z jego słów natychmiast, zabrane delikatnym pocałunkiem, jaki złożył na ustach Casa. Przełknął, próbując się opanować, i złapał anioła za biodra, chcąc przyciągnąć go bliżej.
- Taka jest prawda – powiedział Cas z prostotą i oparł się czołem o czoło łowcy. – Kocham cię, Dean.
Nie było to objawienie, ale wydawało się tym być. Dean pocałował Castiela i pociągnął go w stronę Gniazda, ciągnąc za resztę jego ubrań. Cas oddał pocałunek, wkładając w niego wszystko, czego go Dean nauczył.
Wielokrotnie całowali się na kanapie i w Impali czy też na kiepskich motelowych łóżkach, na łóżku Deana, pod ścianami czy wszędzie, gdzie w ciągu minionych dziesięciu miesięcy znaleźli wolną chwilę. Zdarzało się też solidne macanie przez ubrania, ale niewiele więcej ponad to. Coś im zawsze przeszkadzało lub też Dean czy Cas przerywali zabiegi. Dean chociaż raz chciał się nie spieszyć i zrobić to „odpowiednio”, poza tym, KURWA, wiedział, że raz wziąwszy Casa do łóżka będzie stracony dla innych.
Dziś w nocy nikt i nic nie miało im przeszkodzić, a sądząc po tym, jak Cas gorączkowo wyciągał Deanowi pasek ze spodni, anioł też nie chciał dłużej czekać.
Dean stęknął mu w usta. Zatoczyli się w stronę Gniazda, mężczyzna ledwo był tego świadom, dopóki nie nadepnął na krawędź miękkiej jak jedwab pościeli, którą on i Cas kupili na cześć obchodów sześciu miesięcy związku. Usiadł i pociągnął Casa na siebie. Anioł pozwolił się pociągnąć, wykorzystując swoje wspaniałe skrzydła, by nieco zwolnić upadek i by całym ciężarem nie runąć na łowcę.
Dean miał to gdzieś. Ponownie dopadł do ust Casa i jednym ruchem ściągnął aniołowi spodnie i bieliznę do połowy ud. Cas zadrżał, gdy zimne powietrze uderzyło jego rozgrzaną skórę.
- Wciąż jesteś ubrany – warknął anioł w usta Deana, wyraźnie niezadowolony z wciąż ich rozdzielających warstw dżinsu i bawełny. Dean nieoczekiwanie stwierdził, że leżał przyszpilony w Gnieździe, gapiąc się na Casa.
Anioł rozdarł łowcy koszulę na dwoje z taką łatwością, jak człowiek mógłby rozedrzeć papierową serwetkę, po czym rozpiął mu spodnie. Dean lekko poruszył biodrami, unosząc je na tyle, by Cas mógł mu zdjąć ubranie, po czym zdjął z siebie rozdarte resztki koszuli, podczas gdy Cas niecierpliwie dokończył zdejmowanie własnych spodni i bokserek.
Dean starannie dołożył rozdarty materiał do jednej z niewielkich ścian Gniazda i uśmiechnął się z zadowoleniem. Odwrócił się do Casa i zastał anioła gapiącego się na niego; żar w jego twarzy przelotnie ustąpił przed czymś delikatnym i czułym.
Cas przysunął się bliżej i pocałował Deana bardziej słodko, niż namiętnie. Dean przesunął dłonią po boku anioła i dotarł do pleców, po czym przejechał paznokciami po tym kawałku, przez który skrzydła Casa wydostawały się na zewnątrz. Cas, doceniając gest, jęknął miękko i wyprężył się po więcej.
Dean wodził ustami po zarośniętej szczęce Casa, całując jej kontury oraz szyję anioła, po czym zaczął skubać ciało i robić w nim malinki. Cas jęknął znowu, tym razem głośniej, i odgiął głowę, aby dać Deanowi lepszy dostęp. Łowca wykorzystał to w pełni, wodząc wargami po wszystkim, co miał w zasięgu, i gładząc nagą skórę.
Skrzydła Casa drgały, nieprzywykłe do tej ilości doznań przebiegających przez ciało anioła. Cas naparł biodrami na Deana, ukrywając zwycięski uśmiech w szyi mężczyzny, kiedy łowca, czując tarcie, ostro wciągnął powietrze. Łaska Castiela szumiała, rozjaśniając się po każdym dotyku dłoni mężczyzny i wykrzykując pragnienie dokończenia budowania więzi.
- Teraz zamierzam cię dotknąć – powiedział Cas z ustami przy szyi Deana. Mężczyzna kiwnął głową.
- TAK – powiedział, unosząc biodra naprzeciw ciała anioła. Cas jęknął głośno i przeciągle, kiedy erekcja Deana w tak wspaniały sposób otarła się o jego własną.
Anioł położył dłoń na piersi Deana, a drugą objął jego twarz. Pocałował łowcę i zaczął poruszać biodrami w rytmie, jaki jego ciało znało, ale z którym on sam nie był zaznajomiony. Dean swobodnie wodził dłońmi po ciele Casa, jakby próbował zapamiętać każdy cal jego skóry. Zsunął je niżej i złapał Casa za tyłek, po czym przyciągnął go mocniej i bardziej do siebie, delikatnie wsuwając opuszki palców między jego pośladki. Cas jęknął.
Pozwolił swej łasce wyrwać się spod kontroli, pozwolił jej sączyć się pomiędzy swoimi palcami i ze swoich ust w usta Deana i wsiąkać z jego rąk w ciało mężczyzny. Dean zadygotał, kiedy energia przeskoczyła mu po skórze, wyciągając jego duszę na powierzchnię.
- Jesteś piękny – powiedział Cas obserwując, jak skóra Deana zaczęła subtelnie lśnić, kiedy jego dusza nabrzmiała łaską. Mężczyzna oddychał ciężko, a po szyi już spływał mu pot. Cas złapał kroplę językiem.
- Kurwa, CAS… - wydyszał Dean. Nadal poruszał biodrami, ale łagodnie, ponieważ zwykła fizyczna rozkosz ustępowała przed uczuciem łaski Casa otaczającej go wewnątrz i na zewnątrz. Miał wrażenie, że ożyły mu wszystkie zakończenia nerwowe na raz, przyjemność rozpalała mu każdy neuron i Dean pragnął więcej.
Miał rację. Będąc z Casem był stracony dla innych. Nie było podobnego temu uczucia, nic nie mogło się nawet z tym równać, i łowca chciał WIĘCEJ.
Przesunął rękę i dotknął wejścia Casa. Zatoczył opuszkiem kółeczko wokół wrażliwej krawędzi, a jego podniecenie wzrosło, kiedy Cas jęknął i rzucił się pod dotykiem.
- Chcę być w tobie – powiedział Dean głosem tak niskim, że z ledwością rozpoznawał go jako swój. Cas pocałował go, a jego łaska wyśpiewywała swoją zgodę prosto w duszę mężczyzny. Dean zadygotał.
Przyniósł ze sobą lubrykant w kieszeni dżinsów i ledwo miał czas pożałować, że nie wziął go wcześniej, kiedy Cas wcisnął mu go w rękę.
- Proszę – powiedział anioł całkowicie bez wstydu, rozsuwając nogi szerzej, aby zapewnić dłoni Deana lepszy dostęp. Dean szybko nawilżył dwa palce, a dłonie drżały mu z podekscytowania.
Mokrym palcem okrążył krawędź dziurki, drugą ręką gładząc Casa po żebrach, by zachęcić go do odprężenia. Dean wiedział, że obaj byli tak nakręceni, iż długo by nie wytrzymali, ale chciał, aby Casowi było dobrze. Dla niego mógł się nie spieszyć.
Ostrożnie wcisnął palec do środka, czując, jak mięśnie niechętnie ustępowały przed jego ciałem. Pchnął nieco mocniej i jego palec wszedł do środka aż po knykieć.
Kurwa, Cas był taki CIASNY.
- Dean, ja się nie złamię – powiedział Cas. Powoli zakołysał biodrami, z jednej strony pozwalając Deanowi poczuć swoją erekcję, a z drugiej wciągając palec Deana głębiej. Łowca wyczuwał jego niecierpliwość.
Następne kilka minut upłynęło wśród gorączkowych pocałunków i z Casem, ciasnym i gorąco obejmującym palec. Anioł praktycznie wił się Deanowi na kolanach, jęcząc cicho za każdym razem, kiedy mężczyzna pchał najpierw jednym, potem dwoma i wreszcie trzema palcami w jego dziurkę, rozciągając mięśnie. Dean wycisnął sobie na palce więcej lubrykantu, starając się jak najlepiej kontrolować własne ciało, kiedy Cas i jego łaska wiły się bezwstydnie przy nim, prosząc go o więcejwięcejWIĘCEJ.
- Gotów? – spytał Dean, wyciskając jeszcze trochę żelu na rękę. Nie czekał, aby płyn się rozgrzał, zanim rozsmarował go na swojej erekcji, sycząc cicho, kiedy zimna substancja dotknęła gorącego ciała.
- Tak – powiedział Cas, a słowo przeszło w stęknięcie, kiedy Dean ustawił się i zaczął powoli w niego wchodzić.
Ta pierwsza chwila, kiedy główka fiuta przecisnęła się przez mięśnie i mężczyzna wszedł w Casa w całości, była czystą radością. Cas dosłownie lśnił, jego pobudzona łaska wyrywała się spod kontroli. Skrzydła wcale nie były lepsze, drgając, nieruchomiejąc i ruszając się szaleńczo, kiedy anioł walczył choć o odrobinę opanowania.
Dean przerwał na chwilę, aby złapać oddech. Nie było mowy o tym, by wytrzymał tak długo, jak chciał, nie, kiedy Cas otaczał go tak cudownie ciasno, nie, kiedy wydawał te ciche, zduszone dźwięki.
- Dean, rusz się – wydusił z siebie anioł, otaczając mężczyznę ramionami. Dean pochwycił usta anioła i przełknął jego jęki, kiedy zaczął się poruszać. Każdy ruch bioder posyłał przez jego ciało falę czystej przyjemności, która odbijała się echem w więzi między nimi i powracała z większą siłą.
Wszystko się rozmazywało, stanowiąc gorącą mieszankę doznań i słów, które niewiele znaczyły, wypowiadanych głosem, który znaczył wszystko. Jednak tym, co wreszcie doprowadziło Deana do końca, był maleńki zimny punkt i uszczypnięcie w ramię, kiedy Cas go złapał. Pierścionek, który łowca podarował Casowi, zadrapał mu skórę i Dean PRZEPADŁ.
Wystękał imię Casa długo i głośno i doszedł, nadal rzucając biodrami i usiłując zabrać Casa na szczyt razem ze sobą. Jednak rozkosz Deana musiała wzbudzić coś w aniele, ponieważ ten znalazł się za nim tylko o kilka sekund później.
Padli w Gniazdo, spoceni i wyczerpani. Dean pozwolił sobie przez minutę wyłącznie oddychać, zbyt rozgrzany i zadowolony, aby chcieć się ruszyć. Kiedy jednak przyjemność po orgazmie osłabła, wiedział, że musiał.
Wysunął się z Casa, stękając cicho, i wyszczerzył się, kiedy Cas wydał na poły westchnienie, a na poły dźwięk protestu. Wciąż odczuwał łaskę anioła tuż pod skórą, niczym warstwę ciepła bardziej emocjonalnego, niż fizycznego.
- Możesz nas oczyścić? – zapytał Dean, przewracając się na bok i całując anioła jeszcze raz. Cas leniwie odwzajemnił pocałunek i choć nie powiedział słowa, Dean poczuł iskierki na skórze. Czysty i zadowolony Dean objął Casa i przytulił się do jego boku. – Dzięki, Cas.
- Śpij dobrze, Dean. Będę tu, gdy się obudzisz – powiedział anioł. Dean zamknął oczy.
- Obudź mnie na drugą rundę – wymruczał łowca, na pół śpiąc jeszcze przed końcem zdania. Cas zachichotał cicho i otulił Deana skrzydłem. Niektóre z piór wypadły, kiedy się kochali, ale te mogły poczekać, dopóki jego partner się nie obudzi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pon 16:29, 23 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 17:23, 23 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Lin, kochanie, obawiam się niestety, iż do prawidłowego odbioru moich słów wymagana jest umiejętność czytania ze zrozumieniem. Tej, niestety, twórcom najwyraźniej brakuje :3
A co do fragmentu: SJKHJSDHUWSJABNSDVAKJD. Dajcie mi się skulić tu w kąciku i zejść z tego fluffowego haju, na który zaprowadziła mnie końcówka, wtedy może wykrzeszę z siebie coś nieco bardziej kreatywnego i konstruktywnego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 1:43, 24 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Jest 1.30. Przygotowania do świąt na dzisiaj skończone. Weszłam na forum. Przeczytałam wrzutę. Pozwolilam jakies cząstce mnie umrzec na wieki.
Nie. Mogło. Skończyć. Się. Lepiej. Cudowniej. Prościej. Piękniej.
Sirdzę sobie w stanie zbliżonym do katatonii i nigdy nie chcę z niego wyjść.
Pat, fuck.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Wto 1:44, 24 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
hashuniu
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 13:52, 24 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
A Jared ma drugiego synka :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 16:39, 24 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Gratulacje dla tatusia po raz drugi :)
Wesołych Świąt! Zabrałam się za halloweenową serię :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:44, 24 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Aww, kolejny chłopak :3
Patuś, ale odpocznij sobie w te Święta choć troszkę, co? :D
Najlepszego, słońca :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 20:49, 24 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Kochania moje śliczne! Lin jest lemingiem i życzenia dotrą po świętach, ale trzasnę Wam chociaż gifkiem!
Also, skoro i tak non stop kolor leci w radio na święta, to nie mogłabym nie nawiązać...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:27, 24 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Boski ten drugi gif Od razu mi się humor poprawił :))) Dobrego, dziewuszki!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 17:02, 26 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Dziewczęta, z czego korzystacie, żeby oglądać filmy na komórkach? Mnie albo tnie, albo urywa głos, albo spowalnia akcję :/ Choć ostatni, który instalowałam ma funkcję robienia screenów, co mnie totalnie oczarowało :D
Also, ma któraś z Wam Point Pleasant zapisane w wordzie, albo z rozszerzeniem .epub? :X O ficzkową wersję mi chodzi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 17:26, 26 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
PP w wersji ficzkowej mam w PDF, ale mogę ci na ePub przerobić i wysłać :) Calibre świetnie się do tego nadaje ;)
Zaś filmów na komórce nie oglądam...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Czw 17:27, 26 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 18:44, 26 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Dzięki, Słonko- jednak w przerobionych pdfach zawsze jest jeden problem. Są dwie linijki tekstu i dwie liniki przerwy :/ Ale jeśli antique nie będzie miała czegoś to będę czytała, jak jest. Dzięki! :)
//ok, mam :3 Będę teraz upierdliwa (wow nowość tak bardzo odmiana taka wielka wow) bo potraciłam fici z pamięci telefonu, a na karcie mam same starsze. Pat, pamiętasz tę boską miniserię, z Mesjaszem- destielowym potomkiem...? :X Polecałaś na Skypie. Nie mam i mi smutno.
// :D
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Pią 12:42, 27 Gru 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 14:27, 27 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Spoko, prześlę ci tę miniserię, jak tylko będę mogła. Albo idź na mojego chomika: dokumenty-fanfiction-FayJay-pliczki od 1-7.
Właśnie mnie olśniło :) Jeśli potrzebny ci ficzek w Wordzie, to daj znać. Też ci przerobię :)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pią 14:29, 27 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pią 20:35, 27 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Już sobie ściągam, dzięki Słońce! :D
I z pliczkami też się jbc zgłoszę, bezlitośnie wykorzystując propozycję :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lumire
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 04 Lis 2011
Posty: 791
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Jelonka Płeć:
|
Wysłany: Pią 23:34, 27 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Widziały? :'D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 23:56, 27 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Komuś naprawdę odjebało... przepraszam za słownictwo, ale to już nawet nie jest śmieszne. Nienawidzę nawiedzonych, którzy we wszystkim doszukują się interwencji sił nieczystych. RANDOM ACTS to fajna inicjatywa, wcale nie gorsza od innych inicjatyw charytatywnych, a dzięki popularności Mishy łatwiej jest im zbierać pieniądze. To wszystko. A jeśli jacyś idioci nie rozumieją autoironii (w czym Misha jest mistrzem), tym gorzej dla nich.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|