Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 467, 468, 469 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:52, 11 Paź 2013    Temat postu:

Jak można nie lubić Charlie? Ale serio, jak? XD po pierwsze: Charlie to pierwsza kobieca postać (a przynajmniej jedna z niewielu), która pojawiła się w spn i nie skończyło się to dla niej śmiercią. Co więcej, jeśli wierzyć zapewnieniom twórców - zostanie jej to oszczędzone. Po drugie: to pierwsza otwarta, oficjalna reprezentacja LGBTQ w serialu. Co dla mnie, zatwardziałej nieheteryczki, jest zajebiście wręcz ważne. Konkluzja: Charlie jest czadowa, Felicia jest czadowa i Robbie też jest czadowy XD

Na temat chłopaków i domniemanych lasek się nie wypowiadam, bo to wszędzie jest punkt mocno kontrowersyjny XD ale chciałabym strasznie, żeby rozwinięto temat satynowych majteczek XD tak dla odmiany: nie w fiku XD

Linek, jak reflektujesz na szybką powtórkę, nie mam nic przeciwko z ponabijania się i z drugiego odcinka XD

Pisze tego posta trzeci raz i jak znowu się nie uda, to się wścieknę^^; a w ogóle myślałam, że w szpitalu się leczy ludzi a ja się przeziębiłam^^;


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:27, 11 Paź 2013    Temat postu:

Pierwsza część nowego ficzka :D

CASANOVA I WĘDROWIEC PO ZMROKU

Dean Winchester był zakałą Castielowego istnienia. Był stałą obecnością w jego życiu, którą zarówno pogardzał, jak i uwielbiał. Niczym żałosna ćma ciągnąca do płomienia był przyciągany do Deana w tak boleśnie oczywisty sposób, że nie tylko cała szkoła miała świadomość jego obsesji, to jeszcze z tego powodu kpiono sobie z niego.
Za każdym razem, gdy Dean odwiedzał domostwo Novaków, co zdarzało się regularnie, aby spędzić czas z Gabrielem, Castiel upijał się jego obecnością, jakby był wygłodzony. Był narkomanem czekającym na następną działkę, rozedrgany i nerwowy, zanim Dean się pojawiał, i naćpany, kiedy Dean już był na miejscu. Jedno niuchnięcie jego wody kolońskiej i jego fiut robił się twardy i obolały.
Castiel miał 16 lat, więc może należało się tego spodziewać, ale, jeśli już był szczery, jeśli to analizował, jeśli umieścił to na szkiełku i wsunął pod mikroskop, wiedział, że był żałosny. Nie, że potrzebował tak dogłębnych badań, aby dojść do tego wniosku, ale lubił myśleć o sobie, że był dokładny.
Dean, w oczach Castiela, był doskonałością, jego najwyższą fantazją i rzeczywistością zawiniętą w cudowne, zielonookie, pełnouste i o gładkim głosie opakowanie.
A najgorsze i zarazem najlepsze w jego obsesji? Dean był nieświadom.
Pomimo, iż cała szkoła żartowała sobie z jego wyraźnego pociągu, Dean autentycznie myślał, że Castiel był hetero, co najprawdopodobniej miało związek z faktem, że kiedyś przez nieostrożność wdepnął na Castiela obciągającego sobie przy jednym ze sprośnych magazynów Gabriela i od tamtego czasu przypuszczał, że przepłoszone i pełne jąkania się zachowanie Castiela wynikało z faktu, iż był nieśmiały.
W rzeczywistości Castiel zaspokajał się do zdjęcia przedstawiającego Deana bez koszulki na imprezie basenowej i wykorzystał magazyn Gabriela, aby się zasłonić, kiedy Dean gwałtownie wszedł do pokoju.
Zdjęcie tkwiło przypięte na tablicy Gabriela, razem z wieloma innymi zdjęciami jego przyjaciół na imprezach i wydarzeniach, na które Castiel nie został zaproszony. Widok Deana wyglądającego tak wspaniale i tak odprężonego i mokrego, stojącego w słońcu, postawił fiuta Castiela w stan natychmiastowej gotowości. Kierowała nim taka żądza, że nawet fakt, iż obciągał sobie w pokoju brata, nie wydawał się znaczący.
Choć było czymś przerażającym zostać przyłapanym na zwalaniu sobie, to Castiel cieszył się, iż tak się stało, bo pierwszy raz zobaczył Deana wściekle czerwonego. Wszystko stało się jeszcze słodsze dzięki temu, że Dean nikomu nie powiedział, na czym zastał Castiela, nawet Gabrielowi, za co Castiel był mu dozgonnie wdzięczny. Najbliżej wspomnienia tego faktu było w chwili, w której ktoś rzucił komentarzem na temat podziwu Castiela dla klaty Deana, a na co Dean żartobliwie rzucił „Nie sądzę, żeby moje cyce Casowi wystarczyły”.
Zatem Dean uważał go za hetero i Castielowi to pasowało. Było mu łatwiej i czuł się mniej żałosny, kiedy się czerwienił i jąkał w trakcie rozmowy, wiedząc, że Dean nie był świadom jego błędnego, nieodwzajemnionego pociągu.
Drzwi do jego pokoju otwarły się gwałtownie, uderzając w bok szafy.
- Cassie, wychodzę – jego brat zmarszczył się, widząc jego ostre spojrzenie. – Co?
Castiel jeszcze silniej zmrużył oczy.
- W mojej szafie jest dziura.
- Uch, tak, po to, żebyś mógł do niej wkładać ubrania i je wyjmować – powiedział brat powoli, jakby Castiel był głupi. Rzucił się na obrotowe krzesło komputerowe Castiela i zaczął kręcić w kółko. – To się nazywa drzwi. Myślę, że to konieczność, wiesz?
- Chodziło mi…
Gabriel machnął ręką.
- Nikogo to nie obchodzi. W każdym razie, ja wybywam – powiedział – a Dean powinien się tu wkrótce pokazać, więc jeśli do tego czasu nie wrócę, to powiedz mu po prostu, że poszedłem po piwo na imprezę u Beli.
Castielowi szaleńczo zabiło serce, jak zwykle na wspomnienie o najlepszym przyjacielu Gabriela. Burknął coś do siebie i zasłonił sobie twarz książką, skupiając się na tekście i nie rozumiejąc z niego ani słowa.
- Czemu nie możesz mu powiedzieć?
- Komórka się zepsuła – Castiel nawet nie musiał patrzeć, aby wiedzieć, że brat wzruszył ramionami. – Ekran pękł.
- Próbowałeś zrobić sobie zdjęcie? – wymamrotał Castiel, gapiąc się na stronę, podczas gdy jego myśli popłynęły do Deana.
- Co cię tak poirytowało? – zapytał Gabriel, po czym wyrwał Castielowi książkę.
- Gabriel! – młodszy sięgnął po książkę, ale brat odjechał na krześle od łóżka, z dala od jego zasięgu.
- Co to jest? Gej porno? – zarechotał Gabriel, przyglądając się okładce.
- Tak, ponieważ Douglas Adams słynie z pisania erotyków dla gejów – odciął się sarkastycznie Castiel. – Zdjęć tam i tak nie ma, więc równie dobrze mógłbyś mi ją oddać, skoro i tak nie umiesz czytać!
- AUTOSTOPEM PRZEZ GALAKTYKĘ? Porno dla autostopowiczów, Cassie? Ty zboczeńcu – Gabriel uśmiechnął się szeroko.
Castiel tylko się skrzywił. Jego brat miał w zwyczaju nudzić się, jeśli nie był w stanie sprowokować odpowiedniej reakcji, i niczym w zegarku Gabriel przewrócił oczami, rzucając książkę na łóżko i gniotąc strony, po czym wstał.
- Nieważne. Powiedz Deanowi, by zaczekał u mnie, kiedy tu przyjdzie.
- A może ja nie otworzę drzwi – powiedział Castiel, podnosząc książkę i ostrożnie prostując kartki.
Gabriel prychnął.
- Tak, jasne – złapał za klamkę i pociągnął, dopóki przez szczelinę nie było widać wyłącznie jego twarzy, uśmiechając się niczym sadystyczna hiena. – Obaj wiemy, że będziesz tu sobie obciągał cały wieczór, słysząc głos Deana, i chyba nie odpuścisz sobie tej niewielkiej przyjemności, prawda, Cassie?
Książka Castiela uderzyła w drzwi zamiast w twarz Gabriela, jak było zamierzone. Nie byłoby to tak obraźliwe, gdyby nie było też tak żałośnie prawdziwe.

Jakiś czas później, a dokładnie to 37 minut, rozległo się pukanie do frontowych drzwi i Castiel, który z nerwów nie zrobił w domu nic od czasu, kiedy Gabriel zostawił go samego, aż podskoczył w szoku.
Dean.
Castiel oblizał się, przeczesał włosy spoconą dłonią i próbował zejść po schodach, zachowując choć pozory swobody. W brzuchu mu dygotało, skręcało się i obracało, a serce waliło jak zwykle wtedy, gdy Dean był w pobliżu.
Kiedy podszedł do drzwi, zauważył zamazaną sylwetkę Deana za wzorzystym szkłem. Przełknął z trudem, sięgnął do metalowej klamki i przekręcił.
- Hej, Cas – powiedział cicho Dean. Zawsze zwracał się do Castiela łagodnym tonem, jakby rozmawiał z myszą lub czymś innym, co łatwo było przestraszyć. Uśmiechał się tym miękkim uśmiechem, który Castiel widywał w przeszłości tyle razy i czasami odważał się mieć nadzieję, że był pełen uczucia.
- He- Hej, um, Dean – wydyszał Castiel, próbując nie odwracać wzroku od cudownych zielonych oczu Deana i kierować je na jego koszulę, która napinała się na, jak Castiel wiedział, umięśnionej piersi. Poczuł wodę kolońską Deana i fiut mu drgnął. Boże, dopomóż mu.
Przy regularności wizyt Deana powinien już do tego przywyknąć, nie powinien być rozdygotanym, napalonym wrakiem za każdym razem, gdy przyjaciel Gabriela się pojawiał, ale był i niestety nie zanosiło się na to, by to się miało w najbliższym czasie zmienić.
- Jest Gabriel? – zapytał Dean, najwyraźniej wciąż czekając na to, by Castiel zaprosił go do środka.
- Uch… tak, znaczy się nie, on… - gdzie był Gabriel? Nie mógł myśleć. – Piwo, poszedł po piwo – wysapał wreszcie Castiel, przeklinając sam siebie. – Powiedział, że możesz zaczekać w jego, uch, jego pokoju – zaczerwienił się i ustąpił na bok.
- Och, dobra, dzięki – powiedział Dean, przestępując przez próg i wchodząc do ciepłego wnętrza. Przy okazji otarli się o siebie ramionami i Castiel próbował nie jęknąć, czując falę gorąca, która przepłynęła mu przez ciało, i ot tak, już był twardy.
Dobry Boże, był żałosny.
- Twojej siostry nie ma? – zapytał Dean konwersacyjnym tonem.
Po śmierci ich rodziców Anna stała się ich opiekunką. Była dobrą siostrą i rodzicem i nie miała oporów przed karaniem młodszych Novaków, jeśli zapędzili się za daleko. Było to prawdopodobnie powodem, dla którego Gabriel wybrał wieczór, kiedy była nieobecna, aby nielegalnie kupić piwo na imprezę mającą się odbyć później w tym tygodniu.
Castiel zamknął drzwi i odwrócił się do Deana, zadowolony, że jego koszulka była wystarczająco workowata, aby ukryć jego w przeciwnym razie bardzo oczywiste podniecenie.
- Tak, wyszła z… - odchrząknął – z paroma przyjaciółmi. – Czemu musiał brzmieć jak całkowity osioł za każdym razem, gdy rozmawiał z Deanem? Czemu nie mógł mówić normalnie?
Dean kiwnął głową i uśmiechnął się.
- Świetnie.
Był taki piękny… Castiel mógł się tylko bezradnie gapić. Jakby to było go całować? Objąć go? Z bliska jego zapach byłby przytłaczający. Jak by Dean smakował? Fiut ponownie zapulsował mu z pragnienia.
Nieoczekiwanie Castiel uświadomił sobie, że po prostu stali i gapili się na siebie. W milczeniu.
Powiedz coś!
Szybko!
Zanim Dean uzna, że jesteś nudny!
- Gabriel myślał, że czytałem gej porno – wyrzucił z siebie. Jego wewnętrzne ja postrzeliło się mentalnie w głowę. Chyba pisane mu było umrzeć prawiczkiem.
Twarz Deana na chwilę straciła wyraz, po czym chłopak zachichotał niepewnie.
- Uch… czemu? Czy on czyta dużo gej porno?
Castiel czuł ulgę i zadowolenie, że Dean po tym głupim oświadczeniu nie walnął go w twarz.
- Um, m-może się ukrywa – zażartował, uśmiechając się słabo.
Tym razem śmiech Deana był prawdziwy.
- Tak, ja jestem raczej pewien, że jest hetero.
Siłą przyzwyczajenia tak głęboko zakorzenionego, że niemożliwością było je przezwyciężyć, Castiel niczym pies przechylił głowę.
- A ty jesteś?
- Uch… - to pytanie zdawało się na chwilę zbić Deana z tropu. Policzki mu się zaróżowiły i Castiel nagle spanikował i zaczął się zastanawiać, czy być może chłopak nie durzył się w Gabrielu. – Cóż, powiedzmy, że Gabe miał więcej dziewczyn, niż ja obiadów.
Castiel nie był zaskoczony. Gabriel miał 17 lat, był pewien siebie, popularny i zabawny – nic dziwnego, że bzykał na prawo i lewo, podczas gdy Castiel nie. Może powinienem zaczął wybierać imiona dla kotów, zadumał się Castiel, na przyszłość, kiedy już będę stary i siwy i beznadziejnie samotny.
- Więc… można bezpiecznie powiedzieć, że jest hetero – skończył Dean z nieśmiałym uśmiechem. – Poza tym Gabe zawsze mówił, że gdyby był gejem, to by – zrobił cudzysłów w powietrzu – w jedną sekundę dobrał mi się do tyłka. – Przewrócił swymi pięknymi oczami. – Kto mówi, że bym go w ogóle chciał?
W Castielu rozbłysła gorąca nadzieja.
- Ty… nie… lubisz go, um, w taki sposób?
Dean zdawał się być autentycznie zszokowany.
- Mówisz poważnie? Nie, do licha! – roześmiał się. – Gabe jest świetny, ale… - pokręcił głową i odwrócił ją – zdecydowanie nie w moim typie.
Castiel już miał na czubku języka pytanie, kto był, ale się powstrzymał. Ta rozmowa już i tak przypominała pole minowe bez konieczności zadawania jego własnych, potencjalnie katastrofalnych pytań. Nie musiał się upokarzać bardziej, niż już to zrobił. Jednak faktycznie dało mu to trochę do myślenia. O ile Castiel wiedział, Dean był singlem i wciąż bardzo gejem. Móc otrzymać jakąkolwiek informację na temat miłosnego życia Deana, nieważne, jak maleńką, było dla Castiela na wagę złota.
Mógł się zrobić jeszcze żałośniejszy?
- Okej, cóż… teraz idę do siebie, żeby… żeby… - żeby sobie obciągnąć. – Żeby poczytać! – wykrzyknął nieoczekiwanie, jak gdyby Dean mógł usłyszeć jego myśli. – Żeby… um, poczytać – powtórzył, rumieniąc się jaskrawo. Świetnie, Castiel, jesteś na dobrej drodze, by stać się najbardziej szaloną i podejrzaną osobą, jaką Dean w życiu spotkał.
Czy też Dean był nadzwyczajnie uprzejmy, a zatem postanowił nie zauważać jego dziwnego zachowania, czy też po prostu nie zauważył, Castiel nie miał pojęcia. Jednak Dean uśmiechnął się do niego, jakby się nic nie stało.
- Jasne, poczekam w pokoju Gabriela – powiedział.

Po bardzo krótkiej sesji szarpania się za fiuta, po której spuścił się na swoją rękę, Castiel usiadł na łóżku, nieustannie tupiąc odzianą w skarpetkę stopą w materac. Być może powinien trochę z Deanem porozmawiać? Dopóki jego brat nie wróci. Dotrzymać mu towarzystwa. W końcu Dean czekał tam sam, nic nie robiąc. Może się nudził. Może nie przeszkadzałaby mu mała (bolesna) rozmowa? A może po prostu cieszył się, mogąc odpocząć od podejrzanego młodszego brata Gabriela.
Castiel westchnął. Przestał tupać i zwinął się w kulkę na łóżku. Czemu nie mógł po prostu rozmawiać z Deanem niczym normalna istota ludzka? Czemu musiał być takim świrem?
Cichy dźwięk przypominający dzwonek przedarł się przez jego coraz nieszczęśliwsze rozmyślania. Podniósł głowę z poduszki, spojrzał zezem na ekran laptopa stojącego na biurku i stęknął. Rozległy się jeszcze trzy alarmy, zanim Castiel podniósł się wreszcie i na kolanach przeszedł przez swoje podwójne łóżko. Opadł na krzesło, oparł brodę na dłoni i kliknął na błyskające okienko MSN.
CHUCK(LE): SKOŃCZYŁEM CUJO.
CHUCK(LE): JEST PONURE.
CHUCK(LE): KRWAWE I PONURE.
CHUCK(LE): CZY TO ŹLE, ŻE OBSTAWIAŁEM PSA?
Castiel uśmiechnął się złośliwie, szybko wypisując odpowiedź.
CASANOVA: TAK. CUJO BYŁ POMIOTEM SZATANA.
CHUCK(LE): HMMM… BARDZIEJ JAK MŚCIWY, ZAŚLINIONY ANIOŁ ZE WSTRĘTNYM ODDECHEM. MYŚLĘ, ŻE ZABIŁ WSZYSTKICH, KTÓRZY ZASŁUGIWALI NA ŚMIERĆ.
CASANOVA: A CO Z CHŁOPCEM? ON BYŁ NIEWINNY.
CHUCK(LE): TECHNICZNIE RZECZ BIORĄC, CUJO NIE ZABIŁ TADA.
CHUCK(LE): JEGO MATKA TO ZROBIŁA.
Castiel przewrócił oczami.
CASANOVA: JEŚLI WDAJEMY SIĘ W TECHNIKALIA, TO MYŚLĘ, IŻ POWINIENEM WYKAZAĆ, IŻ GDYBY CUJO NIE TKWIŁ PRZY SAMOCHODZIE, TO CHŁOPIEC BY PRZEŻYŁ.
CHUCK(LE): CÓŻ, DOBRA, TO MOGŁA BYĆ KARMA. MATKA NIE BYŁA NIEWINNA. CUJO PO PROSTU WYKONYWAŁ JEJ KARĘ.
CASANOVA: NIE SĄDZĘ, BY KARA ZA ROMANS UPRAWOMOCNIAŁA ŚMIERĆ DZIECKA, CHUCK.
CHUCK(LE): MOŻLIWE.
CHUCK(LE): ALE NA KOŃCU CUJO SPIKNĄŁ RAZEM DONNĘ I VICA, CO?
CASANOVA: WIĘC TERAZ NAZYWASZ PSA KUPIDYNEM?
CHUCK(LE): PO PROSTU MYŚLĘ, ŻE NIE BYŁ TAKI CAŁKIEM ZŁY.
CASANOVA: ROZSZARPAŁ POLICJANTA.
CHUCK(LE): PRZYPADKOWO.
CASANOVA: ZAMIERZENIE.
CHUCK(LE): *WZDYCHA* JAK ZAWSZE W OPOZYCJI.
CASANOVA: WYDAJĘ SIĘ JEDYNIE BYĆ W OPOZYCJI, KIEDY ROZMAWIAM Z TOBĄ, PONIEWAŻ ZAWSZE SIĘ MYLISZ.
CHUCK(LE): TO MI SIĘ NIE PODOBA.
Castiel uśmiechnął się szeroko, zawisnąwszy palcami nad klawiaturą, aby odpisać, ale Chuck go ubiegł.
CHUCK(LE): MIAŁEM RACJĘ CO DO DEANA, CO?
W brzuchu go skręciło.
- Znowu się zaczyna – wymamrotał Castiel.
CASANOVA: TAK, ZGADŁEŚ POPRAWNIE, ŻE DEAN JEST GEJEM.
CASANOVA: PODOBNIE, JAK WIĘKSZOŚĆ SZKOŁY.
CHUCK(LE): POZA TOBĄ.
Castiel westchnął.
CHUCK(LE): WCIĄŻ BEZNADZIEJNIE W NIM ZAKOCHANY?
CASANOVA: ŻĄDZA BYŁABY DOKŁADNIEJSZYM OKREŚLENIEM.
CHUCK(LE): POWINIENEŚ SIĘ Z NIM UMÓWIĆ.
CASANOVA: NIE.
CHUCK(LE): CZEMU? DEAN JUŻ OD JAKIEGOŚ CZASU SIĘ Z NIKIM NIE SPOTYKA. MOŻE SZUKA CHŁOPAKA.
CASANOVA: NIE.
CHUCK(LE): PRZYNAJMNIEJ MU POWIEDZ, ŻE JESTEŚ GEJEM.
CHUCK(LE): WTEDY ON MÓGŁBY UMÓWIĆ SIĘ Z TOBĄ.
CASANOVA: NA SERIO UWAŻASZ, ŻE DEAN WINCHESTER BYŁBY CHOĆBY W PRZYBLIŻENIU ZAINTERESOWANY MŁODSZYM I DURNIEJSZYM BRATEM GABRIELA?
CHUCK(LE): TAK!
CHUCK(LE): I NIE JESTEŚ DURNY.
CHUCK(LE): JESTEŚ TYLKO TROCHĘ DZIWNY.
Castiel roześmiał się.
CASANOVA: MOŻE WIĘC TY POWINIENEŚ SIĘ ZE MNĄ UMAWIAĆ.
CHUCK(LE): NIESTETY, CASTIEL, NIE LUBIĘ PENISÓW.
CHUCK(LE): LUBIĘ SWÓJ.
CHUCK(LE): ALE NICZYJ INNY.
CASANOVA: CÓŻ, JEST TO Z PEWNOŚCIĄ ULGA WIEDZIEĆ, ŻE MASZ PENISA. PRZEZ CHWILĘ MYŚLAŁEM, ŻE MOŻE PLOTKI BYŁY PRAWDĄ I ŻE W RZECZYWISTOŚCI MASZ POCHWĘ.
CHUCK(LE): TO NIE JA TU CIERPIĘ NA ZADURZENIE NICZYM GIMNAZJALISTKA.
CASANOVA: TOUCHÉ.
CHUCK(LE): ALE POWAŻNIE, CASTIEL, POWINIENEŚ POWIEDZIEĆ DEANOWI, ŻE JESTEŚ GEJEM. GDYBY WIEDZIAŁ, TO KTO WIE, CO BY SIĘ WYDARZYŁO.
CASANOVA: A JAK NIBY SIĘ SPODZIEWASZ, ŻE MU TO POWIEM?
CHUCK(LE): WYŚLIJ MU WIADOMOŚĆ NA FACEBOOKA.
CASANOVA: I CO NAPISAĆ? „WITAJ, DEAN, LUBIĘ CZYTAĆ, FILMY PRZYRODNICZE ORAZ SSANIE PENISA. JAKIEŚ PYTANIA?”
CHUCK(LE): NIE.
CHUCK(LE): POWINIENEŚ POWIEDZIEĆ fiut ZAMIAST PENIS. BRZMI BARDZIEJ SEKSOWNIE.
CHUCK(LE): PRZYNAJMNIEJ JA TAK MYŚLĘ.
CASANOVA: JESTEŚ KOMIKSOWYM GENIUSZEM.
CHUCK(LE): WIEM.
CHUCK(LE): CHOCIAŻ I TAK UWAŻAM, ŻE SŁOWO sprzęt BRZMI LEPIEJ NIŻ FIUT.
CASANOVA: NIE WYDAJE MI SIĘ.
CHUCK(LE): CZEMU NIE?
CASANOVA: UMIEŚĆMY TO W JAKIMŚ EROTYCZNYM TEKŚCIE… „WYCZUWAŁA TO, PULSUJĄCE I GORĄCE, PRZEZ CIENKI MATERIAŁ SUKNI. JEGO WIELKI SPRZĘT.
CHUCK(LE): MYŚLĘ, ŻE TO PASUJE.
CASANOVA: MOŻE POWINIENEŚ SIĘ ZASTANOWIĆ, CZY CHCESZ BYĆ PISARZEM.
CHUCK(LE): A MOŻE TY POWINIENEŚ UMÓWIĆ SIĘ Z DEANEM.
CHUCK(LE): JEST TERAZ W TWOIM DOMU?
CASANOVA: TAK… SIEDZI W POKOJU GABRIELA.
CASANOVA: SAM.
CHUCK(LE): SAM?!
CHUCK(LE): BIERZ SIĘ ZA NIEGO! IDŹ Z NIM POGADAJ!
CASANOVA: KTÓREJ CZĘŚCI STWIERDZENIA „ZACHOWUJĘ SIĘ JAK BEŁKOCZĄCY IDIOTA, KIEDY ROZMAWIAM Z DEANEM WINCHESTEREM” NIE ROZUMIESZ?
CHUCK(LE): *WZDYCHA* CASTIEL, OMIJA CIĘ OKAZJA.
- Nie obchodzi mnie to – wymamrotał do ekranu. Chuck namawiał go do zaproszenia Deana na randkę od chwili, w której się dowiedział o zadurzeniu Castiela. Było to irytujące i żałował, że Chuck nie rozumiał, iż Dean nigdy by się nie zainteresował kimś takim jak on. Dean był zbyt przystojny, zbyt popularny… Sytuacja była beznadziejna.
Usłyszał otwieranie frontowych drzwi i ich zatrzaskiwanie, a potem bardzo wyraźne tupanie stóp Gabriela po schodach, kiedy biegł po nich do swojego pokoju. Castiel zerknął na zegar w rogu pulpitu, a kiedy go zobaczył, aż syknął pod nosem. Od wyjścia jego brata minęło niemal 1,5 godziny. Nasłuchiwał głosu Deana, ale dźwięk był stłumiony, a potem zaczęła grać okropna muzyka Gabriela, uciszając go doszczętnie.
CHUCK(LE): POWINIENEŚ ZMIENIĆ SWÓJ STATUS NA FACEBOOKU.
CHUCK(LE): TAK NAPRAWDĘ TO NIE STATUS. ZMIEŃ SWOJE „INTERESUJĄ MNIE” NA „MĘŻCZYŹNI”.
CASANOVA: NIE ZAMIERZAM SIĘ UJAWNIAĆ VIA FACEBOOK.
CHUCK(LE): CASTIEL, WSZYSCY POZA DEANEM WIEDZĄ, ŻE JESTEŚ GEJEM.
CASANOVA: NIE WIEDZĄ NA PEWNO. TYLKO PODEJRZEWAJĄ.
CHUCK(LE): I MAJĄ RACJĘ.
CASANOVA: TAK, ALE NIE W TYM RZECZ.
CHUCK(LE): OWSZEM.
Castiel przewrócił oczami.
CHUCK(LE): W KAŻDYM RAZIE, ZAPOMNIAŁEM CI POWIEDZIEĆ. NAPRAWIŁEM SOBIE LAPTOPA.
CASANOVA: JAK? MYŚLAŁEM, ŻE ZDECHŁ.
CHUCK(LE): TAK, ALE ZDOŁAŁEM OCALIĆ MU DUSZĘ…
CASANOVA: PRZYPUSZCZAM, ŻE MÓWISZ O DYSKU TWARDYM?
CHUCK(LE): TAK.
CASANOVA: WYJĄŁEŚ GO I PODŁĄCZYŁEŚ DO STACJONARNEGO?
CHUCK(LE): TAK.
CASANOVA: PRZYNAJMNIEJ NIE WSZYSTKO ZGINĘŁO. CO ZROBIŁEŚ Z LAPTOPEM?
CHUCK(LE): USMAŻYŁ SIĘ, ALE GO ZACHOWAM. NIGDY NIE WIADOMO, DO CZEGO MOŻE CI SIĘ PRZYDAĆ ZEPSUTA TOSHIBA.
Kiedy pisał odpowiedź, usłyszał lekkie pukanie do drzwi.
- Wejść – zawołał zdekoncentrowany Castiel.
Wciąż tkwił wzrokiem w ekranie laptopa i z plecami do drzwi, które otwarły się, kiedy więc usłyszał głos Deana, zszokowany niemal spadł z krzesła. Odwrócił się dokoła, szeroko otwartymi oczami gapiąc się na Deana, który z wahaniem stał w progu.
- Przepraszam, Cas, nie chciałem cię wystraszyć – powiedział.
- Nie, um, to tylko… ja nie… - Dean Winchester stał w jego sypialni. Chociaż przychodził tu od czasów, kiedy Castiel był mały, to jeszcze nigdy nie wszedł do jego pokoju; zajęło mu chwilę, by docenić ten fakt, po czym przeniósł wzrok na swoje rozrzucone łóżko i wspomnienie tego, co na nim robił zaledwie godzinę temu, błysnęło mu w głowie. Policzki zalało mu gorąco i próbował zrobić taką minę, która nie przypominała poczucia winy ani upokorzenia. – W porządku. Uch, czego, um, chciałeś?
Dean skrzywił się; nie był to wyraz twarzy, jaki Castiel często u niego widywał.
- Gabriel jest naprawdę pijany. Próbowałem go ściągnąć z okna, ale dalej w nim wisi.
- Jest pijany?! – wykrzyknął Castiel, natychmiast zapominając o zakłopotaniu. Zanim Dean zdołał odpowiedzieć, przeszedł obok niego, przeklinając, i pchnął drzwi pokoju Gabriela, gdzie zastał brata ubranego jedynie w szare bokserki i wiszącego w połowie przez okno. Jeśli Anna wróciłaby do domu wcześniej, to zapowiadało się piekło.
- Gabriel! – warknął Castiel przez uparte brzęczenie okropnej muzyki buchającej z przesadnie wielkich głośników. Zatrzasnął laptopa brata z większą siłą, niż było to prawdopodobnie konieczne, i hałas litościwie zelżał. – Gabriel, wstawaj! Czemu jest pijany? Nie rozumiem – zapytał Deana. – Myślałem, że poszedł kupić piwo, nie je pić.
Dean wzruszył ramionami.
- Był w takim stanie, kiedy przyszedł.
- Gabriel! – wrzasnął Castiel. – Musisz wytrzeźwieć. Jeśli Anna zobaczy-
- AHOJ, PANI MARTINS! – wydarł się Gabriel na cały regulator. Castiel widział przez szybę, jak brat szaleńczo machał do ich starszej sąsiadki idącej chodnikiem. Rzuciła mu zdegustowane spojrzenie, po czym popędziła swoją Chihuahuę i zniknęła z pola widzenia. W przeciwieństwie do innych już nie pierwszej młodości kobiet lubiła wychodzić po zmroku, ale nigdy nie szła daleko, tylko w dół ulicy i z powrotem. – Widzi pani, słońce jest bardzo jasne, a Książę nie jest zbyt silny.
- Gabriel! – syknął Castiel. – Złaź! – Odwrócił się do Deana, łapiąc brata za ruszającą się nogę. – Możesz złapać drugą i go pociągniemy?
Chciał spędzić chwilę dłużej zachwycając się faktem, że zdołał wypowiedzieć do Deana pełne, nieprzerwane zdanie, ale Gabriel śpiewał („Wiosłuj, wiosłuj łodzią swą raźno w rzeki dół!”) i nie tylko było to ekstremalnie irytujące; jego brat nie byłby jedynym ukaranym, gdyby policja się pokazała.
- Jasne – powiedział Dean, a usta mu zadrgały, kiedy przeszedł za Gabriela i złapał go za kostkę.
Castiel westchnął.
- Nie śmiej się. To poważna sprawa.
- Jest – powiedział uroczyście Dean.
- Mógł się pokaleczyć.
- Mógł.
Spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem. Serce Castielowi waliło, jakby biegł w maratonie, żołądek skręcał mu się z nerwów i był całkiem pewien, że jego twarz przypominała pomidora, tak silnie się rumienił, ale był z Deanem i chociaż raz w życiu nie robił z siebie pośmiewiska!
Oczywiście właśnie w tej chwili Gabriel wyszarpnął nogę z luźnego uścisku Gabriela i trafił go stopą w nos.
- O cholera! – wykrzyknął Dean, kiedy Castiel zatoczył się, potknął o własne nogi i przetoczył tyłem przez łóżko prosto na podłogę.
Poczuł ostry, gorący błysk bólu. Nie usłyszał chrupnięcia (dzięki Bogu), ale nos mu pulsował, a coś ciepłego skapywało mu na usta.
- Cholera! – pojawiła się przed nim cudowna twarz Deana. – Cas, w porządku z tobą?
Castiel stęknął, nasadą dłoni sprawdzając ilość krwi. Kiedy nadgarstek okazał się być usmarowany na czerwono, twarz mu stwardniała na beton.
- Zabiję go – warknął.
Dean zaśmiał się z nieznaczną ulgą w głosie.
- Daj mu czas, a sam to dla ciebie zrobi – powiedział, podając mu szeroką dłoń, aby pomóc mu wstać. Przełykając z wysiłkiem, Castiel popatrzył na Deana, a potem na ofiarowaną dłoń. Wziął ją i gdy jego palce przesunęły się po ciepłej, szorstkiej dłoni, Castiel musiał walczyć z drżeniem, a jego wcześniejsze podniecenie wróciło z pełną siłą.
Dean zdawał się tego nie zauważyć i z łatwością podciągnął go na nogi. Castiel wymamrotał podziękowanie, opuściwszy wzrok i dziabiąc zakrwawiony nos końcem rękawa.
- Ja mogę… - Castiel zerknął w górę i zauważył, że Dean miał różowe policzki. – Ja to mogę zrobić – powiedział Dean z wahaniem, podnosząc swoją osłoniętą rękawem dłoń do twarzy Castiela.
Sprzeciwiłby się, powiedział, ze to było bezcelowe, aby również Dean usmarował sobie koszulę krwią, ale nie mógł mówić. Dean był tak blisko i taki ciepły, że ten fakt dosłownie zawiązał supeł na krtani Castiela.
Łagodnie i tak starannie, że musiał się zastanawiać, czy Dean nie uważał go za zrobionego ze szkła, objął twarz Castiela i wytarł mu krew spod nosa, przeciągając szorstkim materiałem po wrażliwej skórze jego górnej wargi. Gest był ostrożny i słodki i Castiel zaczynał się martwić, że serce wyskoczy mu z piersi. Zagapił się na niego, absolutnie pochłonięty tym, jak wzrok Deana nieśmiało przeskakiwał z jego oczu na usta. Kciuk jego drugiej ręki niepewnie gładził go w te i z powrotem po szczęce i kiedy Dean ją opuścił, jego wzrok opadł również, na usta Castiela.
Castielowi oddech uwiązł w gardle. Dean z pewnością nie zamierzał-
- AACH!
Rozległ się ogłuszający trzask, wystarczająco głośny, aby psy mieszkające na ulicy zaczęły szaleńczo wyć i skomleć, przeszywając ciche nocne powietrze.
Jedno spojrzenie na okno powiedziało mu wszystko, co chciał wiedzieć – Gabriel wypadł i rozłożył się na przedniej szybie Volvo ich siostry. Skutki i tak byłyby okropne, ale miały stać się prawdopodobnie jeszcze gorsze z powodu tego, że Anna wciąż siedziała w środku, kiedy to się wydarzyło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:59, 11 Paź 2013    Temat postu:

Widocznie można :D Podobno, o gustach się nie dyskutuje xD Ale, serio, do tego, że w ogóle, w jaki sposób i przez kogo jest reprezentowana Społeczność w Supernaturalu absolutnie nic nie mam. Nie jestem bezpośrednio zainteresowana tematem, ale zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób jest to bardzo ważne. Szacun :)

Zjeżdżam grzecznie przed północą na bazę, odpalam neta i... tutaj następuje miła niespodzianka w postaci patusinkowej wrzuty :D
Bardzo fajny ten fic; wesołe nastolatkowe AU. Cas z obsesją na punkcie Deana jest niesamowicie słodki. Zdaje się, że dałby sobie codziennie nos z kopa rozwalać, byleby Dean go opatrywał xD Jednak lądowanie schlanego Gabriela na samochodzie siostry zdecydowanie mnie rozwaliło xD Pyszny ten fragment. Dzięki, Pati :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Coradine
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 26 Lip 2011
Posty: 1507
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Planeta niekończącej się iluzji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:01, 12 Paź 2013    Temat postu:

A Coradine myszkując po pixivie napotkała obrazki bardzo pasujące do tego tematu:


Ten obrazek mi się ze wszystkich najbardziej spodobał XD Zmęczone trio :hamster_bigeyes:












Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:50, 12 Paź 2013    Temat postu:

Okej, na dobranoc reszta wczorajszego ficzka :)

CHUCK(LE): NA JAK DŁUGO MASZ SZLABAN?
CASANOVA: TYLKO NA TYDZIEŃ.
CHUCK(LE): CO ZA PECH.
CASANOVA: WYROK GABRIELA JEST GORSZY. DOSTAŁ MIESIĄC I MA ZNALEŹĆ SOBIE PRACĘ NA PÓŁ ETATU, ABY POKRYĆ KOSZTY NAPRAWY SAMOCHODU.
CASANOVA: I JESZCZE ZŁAMAŁ SOBIE NADGARSTEK.
CHUCK(LE): PRZYPUSZCZAM, ŻE TO OZNACZA, ŻE W NAJBLIŻSZYM CZASIE DEANA NIE ZOBACZYSZ.
Castiel zapragnął, by Chuck nie czuł nieustannej potrzeby wskazywania mu czegoś, co on już wiedział. Spędził przygnębiający poranek rozmyślając o fakcie, że szkoła na czas lata była zamknięta i teraz, gdy Gabriel był uziemiony, prawdopodobieństwo ujrzenia Deana znowu osobiście było znikome przez najbliższe cztery tygodnie.
Zminimalizował okno dialogowe i wszedł na Facebooka – miejsce, do którego zawsze się udawał, kiedy tęsknił za Deanem. Strona się załadowała i powitało go zdjęcie Gabriela siedzącego na przedniej szybie samochodu Anny i wyglądającego na oszołomionego. Zostało wrzucone przez Deana jakąś godzinę temu i miało już ponad sto komentarzy i lajków, włączywszy „RZĄDZĘ!” od Gabriela osobiście.
Castiel przewinął stronę w dół i przeczytał trochę tego przekomarzania. Każdy rozmawiał z Deanem z taką łatwością, jakby to było nic; Castiel poczuł zazdrość i sklął się ponownie za to, że nie był w jego obecności w stanie rozmawiać jak normalna osoba.
Wzdychając kliknął na imię Deana i poszedł na jego profil. Przejrzał pobieżnie nowe wiadomości, zauważając kilka komentarzy od flirciarskich dziewcząt, które wciąż nie rozumiały, że Dean był gejem, i kliknął na jego zdjęcia.
Przeglądał je powoli, czując jak zwykle przytłumiony ból w klatce piersiowej. Na piątej stronie widniały zdjęcia z imprezy na basenie, a Dean na każdym z nich wyglądał niesamowicie seksownie. Wyświetlił jedno ze swoich ulubionych, na którym Dean opierał się na łokciach, bez koszuli, a nogi dyndały mu w basenie. Jakość zdjęcia była tak dobra, że mógł zobaczyć krople wody na wyzłoconej słońcem skórze Deana. Jego brudno blond włosy w jaskrawym świetle były jeszcze bardziej żółte.
Castiel poruszył się na krześle; mógł sobie po prostu wyobrazić, jakie by to było wspaniałe móc zlizać te kropelki… może… przejechać językiem po sutkach Deana…
Jęknął boleśnie, dławiąc ten dźwięk dłonią, a nasadą drugiej ucisnął sobie erekcję.
Przygryzając wargę sprawdził drzwi i przez chwilę nasłuchiwał, czy nikt się nie kręcił na schodach. Słyszał Annę w kuchni na dole, a w pokoju Gabriela cicho grała muzyka.
Uznał, że był wystarczająco bezpieczny, szczególnie siedząc tyłem do drzwi.
Castiel wsunął sobie ręce w spodnie, wyjął fiuta i, gapiąc się bez przerwy na twarz i ciało Deana, zaczął sobie obciągać szybko i ostro. Rozparł się w krześle, rozsunął nogi i przymknął oczy, rumieniąc się. Dysząc ciężko, stłumił pragnienie, by jęknąć, kiedy doszedł w rekordowym czasie, rozlewając się na swoją rękę i brzuch.
Chusteczka, jakiej użył, aby się wytrzeć, ocierała mu się szorstko o skórę i przypomniała mu o poprzednim wieczorze, kiedy to Dean wytarł mu zakrwawiony nos. W tamtej chwili wyglądało na to, że Dean chciał go pocałować, ale patrząc wstecz, było bardziej prawdopodobne, że zadziałała nadaktywna wyobraźnia Castiela, ponieważ czemu ktoś taki jak Dean miałby całować kogoś takiego jak Castiel? To nie było wiarygodne.
Po orgazmie i czując się winny z powodu tego, że masturbował się do zdjęć Deana, Castiel uznał za śmiechu warte to, że w ogóle rozważał taką możliwość.

Tydzień po tym zajściu mijał powoli, większość czasu upływała mu na kłótniach z bratem. Castiel przeważnie siedział w swoim pokoju. Chciałby myśleć, że nie marnował ponad połowy tego czasu na siedzenie na Facebooku i marząc o Deanie, ale nie lubił się okłamywać.
W czasie kolejnego ustawicznego przeglądania profilu Deana u dołu ekranu wyskoczyło mu błyskające na pomarańczowo okienko MSN.
SAM: CZEŚĆ, CASTIEL, WCIĄŻ MAM PROBLEM Z TYM RAMEM.
Sam, brat Deana, dodał Castiela do listy swoich kontaktów po tym, jak Castiel pomógł mu naprawić komputer dzięki radom dawanym przez Facebooka. Nie stali się przyjaciółmi jako takimi, już prędzej kumplami przez Internet, ale Sam był bystry jak na trzynastolatka, a kiedy rozmawiali, zazwyczaj dotyczyło to komputerów albo usprawnienia, jakiego Sam się podjął na swoim pececie i które poszło źle, co zawsze Castiela interesowało, ponieważ uwielbiał wszystko naprawiać.
CASANOVA: HEJ, SAM, Z TYM 1G DDR2? CO JEST NIE TAK?
SAM: NIEPOWODZENIE URUCHOMIENIA DYSKU.
CASANOVA: MYŚLAŁEM, ŻE GO ZAINSTALOWAŁEŚ I ZADZIAŁAŁO?
SAM: ZADZIAŁAŁO, ALE POTEM PRZEŁĄCZYŁEM GNIAZDA, ABY ZMIEŚCIĆ TAM KOLEJNĄ KARTĘ, I TERAZ NIE CHCE SIĘ ODPALAĆ.
CASANOVA: HMM…
SAM: PRZESZEDŁEM DO BIOSA I SYSTEM ROZPOZNAJE TO JAKO 1G, ALE TO WSZYSTKO.
CASANOVA: BYŁEŚ ODPOWIEDNIO UZIEMIONY W TRAKCIE INSTALACJI?
SAM: ZDECYDOWANIE TAK.. NAWET PRÓBOWAŁEM WYJĄĆ NOWY RAM I WŁOŻYĆ STARY, ALE TO TEŻ NIE ZADZIAŁAŁO.
CASANOVA: TO MOŻE BYĆ COŚ PROSTEGO. ODŁĄCZYŁEŚ MOŻE KABEL OD DYSKU TWARDEGO, KIEDY TO ROBIŁEŚ?
SAM: O TYM NIE POMYŚLAŁEM… 0_0
SAM: SPRAWDZĘ.
W czasie, kiedy Sam testował swój komputer, Castiel dalej przeszukiwał Internet celem znalezienia możliwych odpowiedzi na problemy z RAM-em. Normalnie jego instalowanie nie miało wpływu na dysk twardy, więc było dziwne, że w tym przypadku tak się stało.
Rozbrzmiał dzwonek i okienko MSN znowu zaczęło błyskać.
- To było szybko – wymamrotał Castiel, klikając na nie.
SAM: HEJ, CAS, TU DEAN.
Serce Castiela skoczyło i przeszło w nadbieg.
Dean?
Dean korzystał z MSN Sama?
Czy to był naprawdę Dean, czy też Sam robił sobie z niego jaja? Castiel naprawdę nie sądził, że to by było coś, co Sam prawdopodobnie by zrobił, ponieważ był miły i współczujący tak, jak jego brat.
To się musiało dziać naprawdę. To musiał być Dean.
Zagapił się na monitor, z trudnością oddychając. Opuścił wzrok na klawiaturę i bardzo rozważnie nacisnął klawisze H, E i J, po czym kliknął ENTER.
CASANOVA: HEJ
SAM: HAHA, „CASANOVA”? CZY JA CHCĘ TO WIEDZIEĆ?
Castiel zaśmiał się, pisząc odpowiedź drżącymi palcami.
CASANOVA: TO TAKI TUTEJSZY OBIEGOWY ŻART.
SAM: PONIEWAŻ JESTEŚ KOBIECIARZEM? ;)
CASANOVA: MYŚLĘ, ŻE OBAJ WIEMY, IŻ JESTEM KOBIECIARZEM W RÓWNYM STOPNIU, W JAKIM GABRIEL ZNA SIĘ NA KOMPUTERACH.
SAM: WOW, JEŚLI UŻYĆ TEJ ANALOGII, TO RÓWNIE DOBRZE MÓGŁBYŚ BYĆ GEJEM! HAHA
Po słowie GEJ Castiel poczuł okropne drgnięcie w brzuchu. Wiedział, że Dean po prostu popchnął żart nieco dalej i nie miał nic przez to na myśli, ale Castiel nie mógł się nie czuć jak przyłapany na gorącym uczynku. Nie chciał zaprzeczać temu, że był gejem, ale prawdy też nie chciał powiedzieć, a już szczególnie nie wtedy, kiedy Dean używał MSN Sama.
Ulżyło mu, kiedy długie milczenie w rozmowie zostało przerwane.
SAM: PRZY OKAZJI, GDZIE JEST GABRIEL? WIEM, ŻE MA SPIEPRZONĄ KOMÓRKĘ, ALE OD TYGODNIA NIE POKAZAŁ SIĘ NA FACEBOOKU.
Zapomniawszy o dyskomforcie, Castiel uśmiechnął się szeroko z niepohamowaną złośliwością.
CASANOVA: ANNA SKONFISKOWAŁA MU LAPTOPA, ODKRYWSZY PD JEGO ŁÓŻKIEM TRZY SKRZYNKI PIWA.
CASANOVA: PRZYZNAM SIĘ, ŻE SIĘ ŚMIAŁEM.
SAM: HAHA, JA TEŻ BYM SIĘ ŚMIAŁ. JAK TWÓJ NOS?
Castiel podrapał się po nim podświadomie i poczuł kłucie.
CASANOVA: W PORZĄDKU.
SAM: WIĘC GO NIE ZŁAMAŁEŚ?
CASANOVA: GDYBYM ZŁAMAŁ, GABRIEL CIERPIAŁBY Z TEGO SAMEGO POWODU.
SAM: PRZEMOC FIZYCZNA, CAS? TO DO CIEBIE NIEPODOBNE!
Castiel nie mógł powstrzymać rechotu, ponieważ Dean miał rację, on nie mógł sobie nawet wyobrazić zadania ciosu, a co dopiero zrobienia tego naprawdę.
CASANOVA: MOŻLIWE, ŻE MAM W SOBIE SKŁONNOŚĆ DO PRZEMOCY, JAKIEJ NIE JESTEŚ ŚWIADOM.
SAM: OCH, ROZUMIEM… NIEGRZECZNY Z CIEBIE CHŁOPIEC, CO?
CASANOVA: MÓGŁBYM BYĆ.
SAM: HAHA, JAAASNE.
CASANOVA: WYCZUWAM SCEPTYCYZM…
SAM: TO DLATEGO, ŻE MAM GO DUŻO.
CASANOVA: NIE POWINIENEŚ.
SAM: MYŚLĘ, ŻE BĘDZIESZ MUSIAŁ MI TO UDOWODNIĆ.
CASANOVA: UDOWODNIĆ CI CO?
SAM: ŻE JESTEŚ NIEGRZECZNYM CHŁOPCEM ;)
Castielowi coś przeskoczyło w brzuchu. Żywił wyraźne wrażenie, że Dean z nim flirtował, ale nie miał pewności, skoro nigdy w życiu z nikim nie flirtował i w konsekwencji nie miał tego do czego przyrównać. Poza tym było jeszcze to utrzymujące się powątpiewanie, niczym swędzenie gdzieś w mózgu, że to nie z Deanem naprawdę rozmawiał. Rozmówca brzmiał jak on, ale Castiel nigdy nie rozmawiał z nim wystarczająco długo – nie licząc tego – aby zdać się na wiarygodny osąd.
SAM: MUSZĘ LECIEĆ, CAS, SAMMY PRÓBUJE MNIE WYKOPAĆ.
Depresyjna chmura sprowadzona wieścią od Deana nie zdążyła się jeszcze na dobre zadomowić, kiedy tamten dodał:
SAM: MOGĘ CIĘ DODAĆ DO MSN, ŻEBY MIEĆ SPOSÓB NA SKONTAKTOWANIE SIĘ Z GABRIELEM?
Powód był tak wiarygodny, że Castiel nie trudził się mieć nadzieję, że była to tylko wymówka, aby dodać go do kontaktów. Burknął i gwałtownie potarł sobie twarz, aż wreszcie skóra zrobiła się gorąca i zaszczypała. To był idiotyzm, że wciąż miał nadzieję na to, iż Dean kiedykolwiek polubi go bardziej niż przyjaciela.
Skoro już o tym mowa, to Castiel nie był nawet przyjacielem Deana. Był tylko młodszym i durniejszym bratem Gabriela. Był niczym.
SAM: CAS, JESTEŚ TAM?
CASANOVA: PRZEPRASZAM. TAK. MOŻESZ MNIE DODAĆ.
SAM: ŚWIETNIE, DZIĘKI :)
SAM: ZOBACZYMY SIĘ WKRÓTCE, OKEJ?
Policzek rozpłaszczył się Castielowi na dłoni, łokcie spoczywały mu na biurku i bolały od tego, jak opadł. Westchnął ciężko, wcisnął palcem wskazującym kilka klawiszy i nacisnął „Wyślij”.
CASANOVA: CZEŚĆ
SAM: HEJ, CASTIEL, PRZEPRASZAM ZA BRATA.
Castiel nawet nie męczył się z odpowiedzią; po prostu gapił się na monitor. Czemu było tak, że Dean był władny uczynić go albo idiotycznie szczęśliwym, albo potwornie nieszczęśliwym? Czemu nie mógł się zwyczajnie cieszyć tym, że porozmawiał z Deanem spójnie?
Ponieważ zawsze będę chciał więcej, odpowiedział mu mózg.
I czyż nie była to przygnębiająca myśl?
SAM: MIAŁEŚ RACJĘ, SPIEPRZYŁEM KABELKI. MUSZĘ POWIEDZIEĆ, ŻE naprawdę SIĘ CIESZĘ, ŻE TO BYŁO COŚ TAK PROSTEGO. MYŚLAŁEM, ŻE MOŻE SPALIŁEM PŁYTĘ GŁÓWNĄ.
Kiedy Castiel znowu nie odpowiedział, brat Deana dodał:
SAM: DZIĘKI ZA POMOC, CASTIEL.
I tylko dlatego, że czuł się winny ignorowania Sama, odpowiedział.
CASANOVA: NIE MA SPRAWY.

Świeżo uformowane rozcięcie na wardze Castiela pękło ponownie, kiedy je przygryzł, wbijając zęby w miękkie, bolące ciało, szarpiąc je, a potem liżąc. Gapił się na zielone kółko przy imieniu Deana, a w brzuchu krążyły mu motyle. Dean niemal natychmiast dodał Castiela do MSN. Castiel czekał cały dzień, by Dean pojawił się online, a teraz, kiedy już był w sieci, Castiel nie miał pojęcia, co powiedzieć. Było to równie trudne, jak rozmawianie z nim osobiście. Gdyby Dean zainicjował rozmowę, to nie byłoby to takie złe, ponieważ wtedy wiedziałby na pewno, że Dean chciał z nim rozmawiać, ale tamten tego nie zrobił, przez co Castiel gapił się posępnie na jego imię, nie umiejąc się zdecydować, co robić. Okrążył je kursorem, lekko stukając palcem w laptopa.
CHUCK(LE): CZEMU NIE PORÓWNASZ NOTATEK NA TEMAT GEJOWSKIEGO PORNO?
CASANOVA: NIE POWINNO CIĘ ZASKOCZYĆ, ŻE NIE ZAMIERZAM SKORZYSTAĆ Z TEJ SUGESTII.
Małe zielone kółko przy imieniu Deana wreszcie zmieniło się na czerwone i decyzja, aby do niego zagadać, wyślizgnęła się Castielowi z rąk.
Jako nocny marek Castiel jeszcze długo później siedział przy komputerze, oglądając filmiki na YouTube oraz rozmawiając z Chuckiem online. Było już 3 minuty po 2 w nocy i w domu panowała cisza, ponieważ Gabriel i Anna spali, kiedy ujrzał jakiś ruch za oknami sypialni.
Na tyłach domu Novaków, poza granicami ich ogrodu, znajdowało się spore pole pozbawione właściciela. W jego środku, delikatnie na prawo, rosła zbitka ponuro wyglądających drzew, które skrywały starą, zasypaną kamienną studnię z drewnianym daszkiem, którą w młodszym wieku Castiel i Gabriel przerobili na swój fort.
Jeszcze parę lat temu pole było zazwyczaj pełne dzieciaków w różnym wieku, bawiących się tam i budujących wszystko, co mogły, z rzeczy, które znalazły. Pole było swego rodzaju ziemią niczyją rozdzielającą dwie ulice, które odgrywało też rolę śmietnika dla anonimowych ludzi. Cokolwiek nie mogło być wyrzucone legalnie lub tanio, zazwyczaj trafiało na Ziemię Niczyją. Kiedyś w okolicach krańca ogrodu Castiela znajdowała się stara pralka, która pełniła rolę sejfu na jego skarby z drugiej ręki.
Ale jego improwizowana skrytka i wszystko inne do połowy zagrzebane w trawiastym błocie zniknęło, kiedy dzieciak stracił stopę w potrzasku na niedźwiedzie. Od tamtej pory pole było puste.
Castiel zgasił światło w sypialni i mrużąc oczy spojrzał w ciemność, skupiając się na postaci, wędrującej leniwie przez gęstą trawę w stronę kępki drzew. Sposób, w jaki szła, był bardzo znajomy, a skórzana kurtka wyglądała jak…
Castiel sapnął, a serce zerwało mu się do galopu. Czasami się zastanawiał, czy, gdyby nie miał silnego serca, umarłby już lata temu wyłącznie kontaktując się (lub próbując się kontaktować) z Deanem Winchesterem.
A to był Dean Winchester. Castiel znał go tak dobrze, że byłby go zauważył z odległości mili w prawie całkowitych ciemnościach. Ale co on robił na Ziemi Niczyjej? I to w środku nocy?
Castiel przygryzł wargę, krzywiąc się po ostrym ukłuciu bólu, po czym włożył adidasy i cicho podreptał na dół. Nie chciał za dużo myśleć o tym, co zamierzał zrobić. Był otępiały ze zmęczenia i to dawało mu trochę pewności siebie; nie za dużo, ale prawdopodobnie wystarczająco, by wyszedł na zewnątrz i dowiedział się, co Dean tak późno robił na zewnątrz.
Po cichu otwarł tylne drzwi, na paluszkach wyszedł na zimne nocne powietrze i ostrożnie zamknął drzwi za sobą.
Puścił się pędem, potykając się na nierównym gruncie, i ruszył w stronę Deana, który właśnie minął drzewa. Castiel miał na sobie tylko koszulkę i dżinsy, ale bieg go rozgrzał i usunął zimno z jego ramion.
Kiedy dotarł do kępy drzew, znalazł Deana pochylonego nad kamienną studnią i robiącego coś dziwnego ręką. Castiel zmarszczył się, podchodząc bliżej. Dean położył jedną rękę na drewnianych deskach zakrywających wlot studni, podczas gdy drugą ruszał w powietrzu, prawie jakby naśladował używanie młotka.
- Dean? – zawołał Castiel, ale tamten nie odpowiedział.
Castiel jeszcze raz powtórzył jego imię, przesuwając się na bok i pochylając głowę, aby móc lepiej spojrzeć na jego twarz. Dean miał szkliste oczy i twarz absolutnie bez wyrazu. To było… nierealne i dopiero wtedy Castiel zauważył, że Dean nie nosił koszulki, jedynie parę spodni od dresu i skórzaną kurtkę. Jego pierś była całkowicie naga i Castiel uznałby ten widok za zapraszający, gdyby to nie było takie dziwne. Spojrzał w dół, aby się upewnić, że Dean faktycznie miał coś na nogach, i rzeczywiście miał, swoje znoszone buty.
Jedynym możliwym wyjaśnieniem było to, że Dean lunatykował.
Lunatykował.
Przez wszystkie te lata, od kiedy znał Deana, czyli przynajmniej dziesięć, nigdy wcześniej nie słyszał o tym, by tamten chodził we śnie, choć nie prowadził z nim szczególnie długich rozmów, aby mieć tego pewność.
Patrzył, jak Dean w milczeniu stukał w studnię swoim niewidzialnym młotkiem, i zastanawiał się, o czym śnił. Naprawiał studnię czy ją rozbierał?
To było dziwne, znaleźć się całkowicie samemu z Deanem i czując się w pewnym sensie łatwo – podekscytowanym, tak, ale w przeważającej mierze łatwo.
Castiel gapił się na niego z bezwstydną intensywnością, wykorzystując fakt, że mógł patrzeć, nie ponosząc konsekwencji. Dean był boleśnie przystojny; aż go od tego ściskało w brzuchu. Pragnął przeczesać mu krótkie włosy palcami; miał pewność, że byłyby miękkie i puszyste w dotyku. Dłonie mu zamrowiły.
Niemal rozważał, by to zrobić, ale obawa przed tym, jak by Dean zareagował, gdyby się obudził przy Castielu obściskującym go w środku nocy, wystarczyła, by zdławić tę myśl w zarodku. Z drugiej strony Dean zdawał się być kompletnie gdzie indziej, zauroczony czekającym go zadaniem.
Czy to było niebezpieczne, obudzić lunatyka? Castiel nie wiedział. Miał wrażenie, że był to tylko mit, ale tkwili na zewnątrz, było ciemno, a Dean był tylko na pół ubrany. Byłoby dla niego szokiem obudzić go w takiej sytuacji.
Castiel jeszcze przez chwilę poprzygryzał usta, wahając się, a wtedy Dean zaprzestał swego niemego machania młotkiem. Nastolatek opuścił rękę, odłożył młotek do jakiejś niewidzialnej skrzynki, podniósł ją i odwrócił się, ruszając w stronę, z której przyszedł.
Castiel stał tam przez chwilę, po czym pobiegł za nim. Dean nie mieszkał daleko, ale byłoby najlepiej upewnić się, że bezpiecznie dotarł do domu.
Noc była cicha, trochę nierzeczywista, śmiertelnie spokojna, i przez brak wiatru jeszcze bardziej budząca złe przeczucia. Jedynie dźwięki ich kroków zakłócały ciszę. Spacerowanie środkiem drogi z niereagującym Deanem Winchesterem przydawało nocy sennego uroku. Zupełnie, jakby zostali gdzieś uwięzieni, w połowie drogi między koszmarem sennym a snem.
Castiel objął się ramionami, rozcierając sobie skórę, by wygenerować trochę ciepła. Spojrzał na Deana.
- O czym śnisz? – szepnął. – O czym myślisz? – westchnął ciężko. W tej chwili mógł mu powiedzieć wszystko, co chciał. Wiedział, że mógł, ponieważ nie martwił się o reakcję. Dean twardo spał. Jego umysł błądził gdzieś daleko, może gdzieś po górach i morzach. Może Dean myślał, że był kowalem w świecie pełnym smoków i rycerzy. Castiel prychnął. – Nie byłbyś kowalem, co? Jesteś na to zbyt dobry. Byłbyś rycerzem. – Zacisnął wargi, kiedy ogarnęła go kolejna fala niechęci do samego siebie. – Nie. Ty nie śniłbyś o smokach. Śniłbyś o czymś innym. Nie jesteś taki durny, jak ja. Z pewnością nie tak żałosny. - Castiel spojrzał na szkliste, puste oczy Deana, patrzące naprzód i prawie nie mrugające. – Ale nigdy byś mi nie powiedział, że jestem żałosny. Nawet, jeśli byś tak myślał. – Kopnął kamień, który wystrzelił przez drogę, podskakując przy okazji. – Jesteś zbyt uprzejmy. Boże, jesteś taki… Przez ciebie aż mnie fizycznie boli, o, tutaj – Castiel dotknął swojej piersi, łapiąc się za koszulkę. – Za każdym razem, gdy cię widzę, jest tak samo, jakbyś trzymał moje serce w pięści i ściskał i ściskał, a ja w ogóle nie mogę oddychać, mówić czy robić cokolwiek. Wystarczy, że spojrzę ci w oczy, i jestem stracony. Zupełnie, jakbym chodził we śnie. Tyle tylko, że nie chodzę. Jestem przytomny i żenuję sam siebie. I twój głos. Jest miękki i głęboki, i miły, zawsze miły. Zawsze byłeś dla mnie miły. Wciąż powtarzam Chuckowi, że cię nie kocham, że nie zabrnąłem tak głęboko, ale może jednak. Kiedy myślę o tym, że patrzę na ciebie i nie czuję? To się po prostu nie wydaje możliwe – Castiel pokręcił głową, uśmiechając się z niechęcią. – Jakie to przygnębiające. Życie ograniczone do kochania najbardziej idealnego faceta, jakiego w życiu spotkałem, a ja nawet nie mogę z tobą porozmawiać.
Upewnił się, że Dean wszedł do domu, zamknął za nim drzwi, po czym ruszył do siebie i poczuł nieoczekiwanie dziwny rodzaj ulgi w ciele, jakby ciężar spadł mu z serca.

Następnego dnia, po szybkim obiedzie z ravioli, ruszył do swego pokoju, trzymając miseczkę z płatkami zalanymi mlekiem. Nic nie było lepsze na zagrychę/deser niż spora micha płatków. Postawił ją na biurku, wlewając w siebie ćwierć litra soku pomarańczowego, i zasiadł przed laptopem. Ponieważ Castiel był spoko – oczywiście, w ironicznym sensie – cały dzień był zalogowany na MSN i nie zdziwił się, kiedy ujrzał błyskające pomarańczowe okienko na pasku zadań. Przypuściwszy automatycznie, że był to Chuck, Castiel wytarł sobie usta wierzchem dłoni i wyświetlił je.
To nie był Chuck.
DEAN: MUSIMY POGADAĆ O ZESZŁEJ NOCY.
Wiadomość pochodziła sprzed 10 minut. Castiel zagapił się na nią z częściowo otwartymi ustami. Uniósł głowę w stronę sufitu i złożył ręce.
- Proszę, proszę, jeśli tam w górze ktoś jest, proszę, powiedzcie mi, że on nie pamięta, co powiedziałem – błagał.
Kiedy na poważnie rozważał wyrzucenie laptopa przez okno i udawanie ignorancji, Dean wysłał kolejną wiadomość.
DEAN: CAS? NO DALEJ, CHŁOPIE, NIE IGNORUJ MNIE.
Co zamierzał zrobić? Jeśli Dean wiedział, co on czuł, to Castiel nigdy nie będzie w stanie ponownie spojrzeć mu w twarz.
Upokorzony, napisał odpowiedź.
CASANOVA: WITAJ, DEAN. NIE IGNORUJĘ CIĘ, BYŁEM NA DOLE.
Przynajmniej nie musiał przez MSN być dobrym kłamcą, aby to zabrzmiało przekonująco.
DEAN: OK. PRZEPRASZAM, ŻE CI ZESZŁEJ NOCY NAPĘDZIŁEM STRACHA. JAKO DZIECKO MASĘ LUNATYKOWAŁEM. MYŚLAŁEM, ŻE TO JUŻ PRZESZŁO, ALE SĄDZĘ, ŻE JEDNAK NIE.
CASANOVA: CZY PAMIĘTASZ, CO SIĘ STAŁO?
Castiel wstrzymał oddech. Zagapił się na „Dean pisze wiadomość…” u dołu ekranu.
DEAN: NIE
Castiel odetchnął.
DEAN: NIE ZA BARDZO. WSZYSTKO PRZED TYM, ZANIM MNIE ODPROWADZIŁEŚ DO DOMU, JEST MĘTNE.
- O nie… - wymamrotał Castiel. On wiedział. Dean wiedział. Opuścił głowę na ręce. Ostatnie, czego chciał, to współczucie Deana i lista powodów, dla których nie chciał on umawiać się z Castielem. Po nieokreślonej ilości czasu spędzonej na mentalnym samobiczowaniu zerknął w górę i zauważył, że Dean wciąż pisał wiadomość. Nie mógł tego znieść, więc się wylogował.
We wtorek wieczorem, kiedy Anny nie było w domu, Castiel siedział na dole, zajadając się olbrzymią paczką tanio smakujących Reese`s Pieces, i oglądał film dokumentalny o mrówkach. Już od dwóch tygodni nie pojawił się na MSN. Od czasu, kiedy pierwszy raz odkrył komunikator, jeszcze nigdy nie był offline tak długo.
Złapał garść cukierków i po kolei wrzucał je do ust, kiedy usłyszał otwierające się frontowe drzwi i krzykliwe, niespokojne powitania. Castiel przestał przeżuwać. Nie potrzebował dużo czasu, aby rozróżnić poszczególne głosy, zanim drzwi do salonu się otwarły i Gabriel oraz długi sznur jego przyjaciół zgromadzili się w środku, rzucając się na rozmaite miejsca siedzące.
Castiel został przez brata usunięty ze swego wygodnego miejsca w narożniku kanapy.
- Gabriel! – warknął Castiel z oburzeniem, kiedy posłano go na podłogę. – Co… jesteś uziemiony! Nie możesz urządzać imprez!
Gabriel przewrócił oczami.
- Dziesięciu ludzi to z ledwością jest impreza, Cassie – powiedział ponad chórem radosnych głosów.
- Anna cię zabije, jeśli się o tym dowie.
- Powiedziała, że mogę zaprosić kilku przyjaciół na oglądanie nowego Bourne`a – Gabriel wzruszył ramionami i próbował zwędzić Castielowi torbę cukierków, ale chłopak trzymał ją mocno. – Daj mi jednego – zażądał.
- ULTIMATUM BOURNE`A? – zapytał Castiel i rozluźnił chwyt na torbie. – Jak to zdobyłeś? – był wielkim fanem filmów z Bourne`em i rozpaczliwie pragnął obejrzeć najnowszą odsłonę serii od chwili, kiedy zobaczył trailer.
- Piracka kopia – wymamrotał Gabriel, przesypując połowę cukierków do szeroko otwartej pułapki.
- Czekamy na Winchestera czy nie? – zapytał jeden z przyjaciół Gabriela.
Żołądek fiknął Castielowi koziołka.
- Włączaj. Powiedział, że za parę minut wpadnie – powiedział przeciągle jego brat.
Ktoś wyłączył światła i w pokoju zapanowała ciemność, częściowo rozświetlana ożywającym właśnie ekranem telewizora.
Castiel musiał podjąć decyzję. Zdecydowanie unikał rozmawiania z Deanem od czasu tamtej pogawędki na MSN i wciąż nie wiedział, czy był już gotów się z nim zobaczyć. Przerażała go myśl, że Dean wiedział, co on czuł. Żałował, że nie mógł wrócić do starych dobrych czasów tęsknienia za Deanem i myślenia, że było to prawdopodobnie nieodwzajemnione uczucie, zamiast stawić czoła bardzo realnemu odrzuceniu. A Castiel musiał stawić temu czoła. Prędzej czy później.
Z drugiej strony, Castiel przypuszczał, że bezpośrednie odrzucenie zmniejszyłoby tę prawie-stalkującą, rodem z FATALNEGO ZAUROCZENIA obsesję, w jaką popadł.
Pozwolił sobie przez chwilę fantazjować o tym, że jego uczucia były odwzajemniane, ale myśl o Deanie ogłaszającym swoją miłość do niego była tak niemożliwa, że nawet w wyobraźni Castiela było to komiczne. Jedyna sytuacja, w której to mogłoby być obustronne, wydarzyłaby się, gdyby Dean żywił się złudzeniami. I/lub miał kiepski wzrok, nosił okulary jak denka od butelek albo cierpiał na chwilową niepoczytalność.
Dean był, z braku lepszego słowa, ideałem. A czym był Castiel? Co miał do zaoferowania? Jego niebieskie oczy były całkiem niezłe. To było coś. Ale cała reszta była chaosem. Jego osobowość i wygląd były czymś żywcem wyjętym z podręcznika dla debili, JAK NIE BYĆ SPOKO albo JAK NIE UPRAWIAĆ SEKSU Z NIKIM POZA SWOJĄ RĘKĄ PRZEZ RESZTĘ ŻYCIA.
Usadowiwszy się na podłodze z tyłu pokoju, próbował się nastawić na nieuniknione.

Dwadzieścia minut później przybył Dean. Obecność na filmie okazała się bezcelowa, ponieważ Castiel cały czas czuł się, jakby wisiał na hakach; nic do niego nie trafiało.
Co zaskakujące, Dean nosił miękki sweter z wycięciem w V oraz dżinsy, nietknięte i bez rozdarć. Włosy miał schludniejsze, wciąż poczochrane, ale mniej zwyczajnie i beztrosko.
Czy Dean postarał się, aby wyglądać dobrze? Komu próbował zaimponować? A może przypominał Castielowi o tym, czego on nie mógł mieć?
Dean usiadł obok niego i wszystkie myśli, jakie mu poprzednio krążyły po głowie, zatrzymały się z piskiem. Castiel zamrugał tępo, kiedy Dean uśmiechnął się do niego. Potem, w chwili, w której Castiel zaczął się martwić o spontaniczny samozapłon, Dean przysunął się bliżej, niż kiedykolwiek.
- Cześć, Casanovo – szepnął mu do ucha. Jego głos był jak seks.
Pewnie, Castiel był prawiczkiem, a zatem nigdy nie doświadczył rozkoszy rżnięcia, ale, dobry Boże, oddech Deana na skórze i pomruk jego głosu uderzyły w Castiela żądzą. Fiut natychmiast mu stwardniał.
Castiel zawiercił się i oblizał usta, odwracając wzrok. Naśladując jego, Dean siedział z plecami pod ścianą, skrzyżowawszy nogi. Częściowo ukrywało ich oparcie kanapy i Castiel wątpił, czy Dean w ogóle miał dobry widok na ekran.
- Ignorujesz mnie? – słowa Deana były niczym ciecz; Castiel od nich zadrżał.
- Ja… nie, nie ignoruję – zdołał powiedzieć. Bez udziału świadomości zbliżył się do ciepła drugiego chłopaka. Stykali się ramionami, a jego fiut zapulsował żałośnie. Tak niewiele było trzeba. Jakie to żenujące.
- Nie było cię na MSN… - wymruczał Dean.
Utkwiwszy zdecydowanie wzrok w telewizorze, Castiel wzruszył na pół serio ramionami, zbyt przerażony, by mówić. Czuł się osaczony. Bliskość Deana była dla niego zbyt wielką presją. Pragnął go od tak dawna, a teraz, kiedy on był tak blisko, wystarczająco, aby go dotknąć, Castiel był wystraszony.
- Cas, spójrz na mnie – Castiel odetchnął ostro, kiedy Dean dotknął jego uda. Rzucił w tamtą stronę oczami, na twarz Deana i na resztę pokoju, ale wszyscy inni skupili się na filmie. Zerknął z powrotem na Deana, u którego uśmiech został zastąpiony grymasem. – Możemy pogadać? Na zewnątrz? Może w twoim pokoju?
Tylko dlatego, że Castiel spodziewał, iż serce mu wybuchnie z powodu tej presji, zgodził się, czy też, dokładniej mówiąc, wstał i wyszedł z pokoju, a Dean za nim.
- Gdzie wy dwaj się wymykacie? – upomniał się Gabriel. Castiel nie trudził się odpowiedzią, ale usłyszał, jak Dean mówił coś o zepsutym komputerze Sama.
Castiel bez słowa zaprowadził Deana na górę. Nie za bardzo miał ochotę iść do siebie, ale nie chciał też ryzykować, że Gabriel podsłucha, jak Dean go odrzuca. Jego brat bez wątpienia torturowałby go tym przez resztę życia.
Castiel westchnął ciężko – bardziej z powodu uwalnianego napięcia niż czegoś innego – po czym odwrócił się do Deana, gdy już byli bezpiecznie zamknięci w jego pokoju.
Dean przez chwilę gapił się na niego, zdumiewająco niepewny. Prawdopodobnie czekał, aż Castiel się odezwie, co się nie miało wydarzyć. Przez długą, bolesną minutę stali tam, gapiąc się na siebie, a napięcie narastało, aż wreszcie Dean otwarł usta.
- Więc… w porządku u ciebie?
Castiel ściągnął brwi i kiwnął głową.
- A u ciebie? – pisnął.
- Tak… tak, u mnie… dobrze – Dean odchrząknął, pocierając sobie kark. – Słuchaj, chciałem tylko, żebyś wiedział, że… ja też cię lubię. Bardzo. Od jakiegoś czasu i – policzki mu poróżowiały, a niepewność skaziła jego zazwyczaj pewne siebie spojrzenie – i… chciałbym… naprawdę… umówić się z tobą? Któregoś dnia?
Castiel zagapił się. Miał osobliwe wrażenie spadania w powietrzu.
Dean zaśmiał się zakłopotany.
- Tak, próbowałem ci to powiedzieć przez MSN, ale się wylogowałeś i… tak, więc, może byśmy mogli wyjść gdzieś na przykład w weekend albo… um…
- Czemu? – wydyszał Castiel.
- Przepraszam?
- Czemu? – szepnął Castiel, przesuwając sobie językiem po wargach.
- Uch… co czemu?
- Czemu chcesz się ze mną umówić?
- Bo cię lubię – powiedział Dean powoli.
- Ty mnie… lubisz – powtórzył Castiel.
- Tak – zaśmiał się Dean i było to nieznacznie mniej niezręczne od jego wcześniejszej próby. Przysunął się bliżej z lekkim uśmiechem na twarzy, aż wreszcie był już tylko o włos. Pogładził Castiela po policzku. – To nie fizyka jądrowa, Cas – wymruczał i chociaż Castiel powinien był się tego spodziewać, kiedy Dean go pocałował, to wciąż był to szok.
Usta Deana były miękkie i łagodne i dokładnie takie, jak sobie wyobrażał, tylko lepsze, ponieważ tym razem to było prawdziwe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:49, 13 Paź 2013    Temat postu:

Idealny fic na zakończenie interesującej soboty lub początek bliżej nieokreślonej niedzieli :D Raczej to pierwsze... XD Takimi dobranockami, to mnie można lulać :P Podziękowanka za wrzutę:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:23, 14 Paź 2013    Temat postu:

Na dobry początek dnia - kolejny krótasek :)

KONFUNDUJĄCY PRZYPADEK ZAUROCZENIA U CASTIELA

Dwunasty lipca cztery lata temu, był sobotą. W przybliżeniu była godzina 11.15 rano, a ten szczególny dzień był jasny i słoneczny. Castiel był pewien tych faktów z jednego żałosnego powodu: wtedy pierwszy raz spotkał Deana Winchestera.
I poszło to z grubsza tak…
Drzwi autobusu otwarły się z piskiem i Castiel wsiadł do niego, wzdychając, zapłacił kierowcy nawet na niego nie patrząc i zajął miejsce bez sprawdzania, czy nie przykleiła się do niego guma.
Można było bezpiecznie powiedzieć, że był nieszczęśliwy.
Baltazar, jego chłopak od dwóch lat, postanowił porzucić go przy śniadaniu składającym się z jajecznicy i tosta, i choć to obwieszczenie było niespodziewane, to się nie zdenerwował. Castiel nawet nie trudził się, by zapytać, czemu Baltazar chciał odejść. Po prostu przez jakiś czas gapił się oszołomiony, po czym rzucił swemu eks krótkie OK i dalej czytał gazetę. Nic nadzwyczajnego, że to wkurzyło Baltazara do tego stopnia, że wypadł z mieszkania Castiela w samej bieliźnie.
Nie było jego winą to, że się nie przejął. Nawet całkiem lubił Baltazara, a seks był przyjemny, ale Castiel był, od zawsze zresztą, niezdolny do miłości. Nieustannie irytował go fakt, że nikt nie zdołał nawet zbliżyć się do tego, by poruszyć mu serce. Chciał tylko kogoś kochać, albo, jeśli nie kochać, to czuć jakiegoś rodzaju silną żądzę, taką, która napędza ciało wedle swojej woli.
Czy prosił o zbyt wiele? Czy to naprawdę było przeciąganie struny? Trochę ognistego pożądania? Trochę pokusy, żeby przeżyć ciche bzykanko w krzakach?
Najwyraźniej działo się tak dlatego, że w ciągu 26 lat życia jeszcze nigdy nie poczuł niczego choćby zbliżonego do żądzy. Lubił paru, jasne, ale „lubić” to było za mało.
Zanim sobie uświadomił, że był skazany na życie z lodowym pancerzem wokół serca, Castiel próbował wymusić pożądanie i miłość, zrobić to na siłę. Ale ta metoda była tak bezcelowa i męcząca, że szybko odpuścił sobie całą tę gierkę.
W pewnej chwili naprawdę rozważał fakt, że być może pomylił się co do swojej seksualności i że w rzeczywistości był hetero. Jednak szybko odrzucił ten pomysł jako niedorzeczny, kiedy spróbował wyobrazić sobie seks z kimś mającym piersi i bez fiuta, którego mógłby złapać zręcznymi palcami.
Ostatecznie chwycił się nadziei, że miłość i pożądanie przyjdą z czasem, jeśli zostanie z kimś, kogo lubi, wystarczająco długo, ale niestety ten plan przy śniadaniu przepadł z kretesem.
Burknął coś znowu do siebie i skrzyżował ramiona, gapiąc się przez zakurzone okno. Może powinien sobie kupić psa lub papugę, coś żywego, co by mu dotrzymywało towarzystwa w późniejszym wieku, skoro już pogodził się z życiem w samotności.
Autobus podjechał do przystanku, aby wypuścić pasażerów i wpuścić nowych, a Castiel wciąż się marszczył, prawdopodobnie wyglądając jak dwudniowe dziecko z zarostem, jak mu często powtarzano w przeszłości.
Wkurzone dziecko, oto, czym był Castiel, wkurzonym dzieckiem pozbawionym serca. Ujrzał w odbiciu w szybie dwóch wsiadających mężczyzn, z których jeden był bardzo wysoki i dobrze zbudowany.
Kiedy płacili, zerknął na umięśnionego mężczyznę, mając bezowocną nadzieję, że jego serce lub fiut mogłyby okazać jakieś zainteresowanie. Mężczyzna był przystojny; ciemnobrązowe włosy spadały mu tuż za uszy, był silny, wysoki, miał niezłe ramiona i również wspaniały uśmiech. Castiel powinien być zainteresowany.
Ale nie był.
Castiel westchnął znowu i odwrócił się do okna, mgliście świadom tego, że mężczyźni zajęli siedzenia tuż za nim. Leniwie przysłuchiwał się ich rozmowie.
- Boże, chcę odzyskać moją dziecinkę.
- Wkrótce odzyskasz.
- Tak, jasne, ale nie dość wcześnie. – Pauza. – Jeżdżenie autobusem jest po prostu złe. Zupełnie, jakbym ją zdradzał.
Parsknięcie.
- Możesz chodzić pieszo, jeśli chcesz.
- Walić to. Nie jestem takim fitness-świrem, jak ty.
- Chodzenie do sklepu z trudem uchodzi za fanatyczne ćwiczenie.
- Tak, ale… chodzenie… jest po prostu… niepotrzebne. Szczególnie, gdy mam swoją dziecinkę. – Kolejna pauza. – Boże, tęsknię za nią.
Nie zastanowiwszy się nad tym zbytnio, Castiel odwrócił się i zagapił na mężczyznę, którego jedyną odpowiedzią było nieznaczne otwarcie szerzej zielonych oczu.
- Czy mógłbym o coś zapytać… - zaczął Castiel. – Skąd się to bierze? Jak możesz po prostu pragnąć kogoś tak bardzo, że nie możesz znieść pięciu minut bez rozmawiania o niej? Zakochałeś się w niej od pierwszego wejrzenia? A może przyszło to z czasem? – jego grymas się pogłębił. – Czy seks jest dobry? – westchnął. – Nigdy miałem z nikim tego porównać, bo to wszystko tak naprawdę wyglądało tak samo. Nie, żeby to nie było przyjemne doświadczenie… - zadumał się Castiel. – Po prostu nie jest-
- Koleś! – wykrzyknął mężczyzna. Kiedy Castiel mówił, wyraz twarzy nieznajomego zmienił się ze zszokowanej na zmieszaną, a potem rozbawioną. – Mówiłem o moim samochodzie – powiedział, uśmiechając się szeroko.
Castiel uniósł brwi.
- Och – powiedział. – Przepraszam.
Mężczyzna zaśmiał się.
- Nie ma sprawy. Kłopoty z kobietami? – dodał nieznajomy, kiedy Castiel już miał się odwrócić z powrotem.
- Coś w tym stylu – odparł Castiel z grymasem. Nie miał zwyczaju ogłaszać swojej seksualności ludziom, których nie znał, w próbie unikania konfrontacji spowodowanych homofobią.
Najwyraźniej jednak gościu był wystarczająco bystry, by pojąć ukryte znaczenie.
- Och, więc to kłopoty z mężczyznami?
- Skąd ty to…
Nieznajomy uśmiechnął się znowu i mrugnął. Był to chłopięcy uśmiech, który obiecywał kłopoty.
- Mam niesamowity gejdar.
Castiel przechylił głowę w geście wyrażającym niezrozumienie i mężczyzna się zaśmiał. Wyciągnął szeroką dłoń, którą Castiel potrząsnął.
- Jestem Dean – powiedział.
- Castiel.
- To jest Sammy – powiedział Dean, wskazując na wyższego mężczyznę siedzącego obok niego, na którego, jak miał Castiel nadzieję, zareagowałoby jego ciało. Mężczyzna przewrócił oczami.
- Jestem Sam – powiedział.
- Więc dokąd zmierzasz? – zapytał Dean.
- Do BLUEBIRDS – powiedział Castiel. – Pracuję tam.
- Pracujesz w BLUEBIRDS?! Koleś, oni tam mają najlepsze ciasto na świecie.
Wyraźny entuzjazm Deana wywołał na ustach Castiela rzadko widywany uśmiech.
- W takim przypadku, kiedy tam wpadniesz następnym razem, dostaniesz kawałek na koszt firmy.
I Dean faktycznie wpadł. Wpadał w każdą sobotę przez sześć miesięcy, zanim stali się wystarczająco bliskimi znajomymi, aby spędzać czas poza sklepem. Chodzili w weekendy na drinki, które zmieniły się na imprezy, a potem na zgromadzenia rodzinne, a potem na wzajemne marnowanie czasu w swoich mieszkaniach na granie i/lub gadanie.
Coś między nimi zaskoczyło i bardzo się cieszyli swoim towarzystwem, czy robili coś ważnego, czy też po prostu leniwie siedzieli, zbyt odprężeni, by przejmować się rozmową. Castiel znał Deana lepiej, niż siebie samego, i dawał mu rady w wielu przypadkach na temat rozmaitych problemów. Był dobrym słuchaczem i umiał dobrze doradzić, a Dean potrzebował Castiela równie mocno, jak Castiel jego.
Byli najlepszymi przyjaciółmi, ale jego pociąg do Deana przyszedł powoli, w trakcie długiego okresu czasu. Pewnego dnia Castiel odkrył, że nawet lubił kolor oczu Deana w świetle, a innego stwierdził, że lubił to, jak poruszały się usta Deana, gdy tamten mówił. Te niewielkie obserwacje zmieniły się w obsesję, aż wreszcie, kiedy Dean dotknął go nagle w ramię, by zyskać sobie jego uwagę, i Castielowi przeskoczył żołądek, a na ciele pojawiła się gęsia skórka, zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo pociągał go najlepszy przyjaciel.
I od tej chwili zaczęło się robić coraz gorzej. Kiedy Dean go dotykał, Castielowi coś rzucało się w brzuchu, kiedy Dean go obejmował, Castiela bolało w piersi, a kiedy Dean chodził na randki, Castielowi łamało się serce.
Pierwszy raz w życiu pragnął i kochał, ale mężczyznę, którego nie mógł mieć. Pragnął swego najlepszego przyjaciela, Deana Winchestera.
Bardzo.
- W porządku, Cas? Wyglądasz na trochę zdołowanego – powiedział Dean, swymi pięknymi zielonymi oczami obserwując jego twarz.
Castiel wzruszył ramionami.
- Jest dobrze. – Ale nie było dobrze, nie, kiedy Dean siedział tak blisko i wyglądał tak niemożliwie seksownie w białej koszuli rozchylonej wystarczająco, aby ukazać kawałek jego opalonej piersi. A wszystko robiło się gorsze dlatego, że Castiel był w pełni świadom ciała znajdującego się pod materiałem. Ilość razy, kiedy widywał Deana wychodzącego spod prysznica wyłącznie w ręczniku, wystarczyła, by zapewnić mu fantazje na każdą noc przez resztę życia.
Zaczął skubać etykietę na swojej butelce, czując przygnębienie. To nie tak, że nie rozważał rozmowy z przyjacielem na temat swego pociągu, ale Dean był pierwszą miłością Castiela, więc nie miał pojęcia, jak poruszyć ten temat.
Castiel skupił się na zdzieraniu etykiety z butelki i próbował nie przysunąć się bliżej i nie wdychać wody kolońskiej Deana. Czuł na sobie wzrok przyjaciela, ale to po prostu zignorował. Dziś wieczorem nie był w nastroju na gadanie.
Kilka tygodni temu Dean zerwał ze swoim chłopakiem. Nie było to nic poważnego i Castiel cieszył się, że się skończyło, ale razem z tym przyszła potworna świadomość, że nigdy nie będzie miał Deana. Dean zawsze będzie w innym związku, aż wreszcie ożeni się i ustatkuje.
Castiel zerwał etykietę i zgniótł ją.
- Seksualnie sfrustrowany? – zażartował Dean.
Castiel zaśmiał się lekko, ale nawet w jego uszach zabrzmiało to na wymuszone. Kątem oka widział, jak Dean stukał palcami w stół; robił to zawsze wtedy, kiedy był zdenerwowany.
- Cas, na pewno wszystko z tobą dobrze?
Castiel westchnął.
- Tak, Dean – powiedział i dalej odrywał resztę etykiety.
Nieoczekiwanie ciepła dłoń objęła szczupłe palce Castiela i uwięziła je przy butelce. Serce zatłukło mu się boleśnie w piersi, kiedy spojrzał w łagodne oczy Deana.
- Co się dzieje? – zamruczał jego przyjaciel.
Choć było to pocieszające i wstrząsające, czuć dłoń Deana na swojej, Castiel odsunął się.
- Nic – powiedział. – Proszę, przestań pytać.
- Jesteś w dziwnym nastroju od czasu, gdy rzuciłem Michaela. Chyba nie przygnębiło cię to, że z nim zerwałem, co? Bo poważnie, Cas, ten gościu był dupkiem.
- Nie… Nie lubiłem Michaela.
- To o co chodzi?
Podnosząc z powrotem głowę i patrząc mu w oczy, Castiel rozważał możliwość przyznania mu się do tego, co czuł; na samą myśl o tym puls mu przyspieszył.
Dean uśmiechnął się trochę bezradnie.
- No dalej, Cas – powiedział. – Po prostu mi powiedz.
Po czterech latach zastanawiania się, fantazjowania, pragnienia i kochania Deana może sama ulga wywołana tym, że wreszcie by mu o tym powiedział, wystarczyłabym aby pomóc mu znieść odrzucenie. Odrzucenie miałoby katastrofalne skutki dla ich przyjaźni, ale co, jeśli istniała maleńka, minimalna możliwość, że jego najlepszy przyjaciel też go pragnął?
Ów promień nadziei sprawił, że zakłuło go w sercu.
Może teraz nadszedł czas, aby mu powiedzieć i dostać odpowiedź.
Ale jak miał to powiedzieć?
Kiedy spojrzał Deanowi w oczy, w gardle mu zaschło i miał całkowitą pewność, że już od jakiegoś czasu nie mrugał. Odetchnął nierówno i zauważył, że wyraz twarzy Deana zmienił się z łagodnie zatroskanego na bardzo zaniepokojony.
- Ty nie… znaczy się, jesteś zdrowy, co? Nie jesteś… chory czy co? – wydukał Dean.
Castiel zachichotał wbrew sobie.
- Dean, ja nie umieram.
Przyjaciel skinął głową, uśmiechając się przepraszająco, ale w rysach twarzy dalej widniała mu troska, kiedy czekał na wyjaśnienie Castiela.
- Ja… już od jakiegoś czasu… - Castiel urwał i przełknął. Nie mógł dłużej patrzeć na Deana, więc zamiast tego zagapił się na swoje spocone ręce i słuchał, jak puls dudnił mu w uszach. – Znam cię od… od dawna, Dean, i… odkryłem, że… - choć brzmiało to idiotycznie, to był tak pewien, iż Dean go odrzuci, że miał ochotę się rozpłakać. Zerknął na najlepszego przyjaciela ponownie i ujrzał wyłącznie zmieszanie połączone z niepokojem. – Ja… - po prostu to powiedz ! Miej to z głowy! – Ja… - westchnął ciężko i zamknął oczy – Ja cię kocham – powiedział bardzo szybko.
Nic.
Oprócz.
Ciszy.
Po dobrych pięciu minutach Castiel otwarł oczy i powoli odwrócił się do Deana, który nadal gapił się na niego w całkowitym i najwyższym szoku. Ściągnął brwi.
- Dean? Przepraszam… - powiedział, kiedy przyjaciel nie zareagował. – Ja… - znowu zachciało mu się płakać.
Wreszcie Dean zamrugał i odwrócił wzrok, powoli wypuszczając powietrze.
- Dean, ja… ja przepraszam, wiem, że nie to chciałeś usłyszeć…
Przyjaciel przetarł sobie twarz dłonią i zamrugał jeszcze kilka razy, podczas gdy Castiel bełkotał dalej.
- Przepraszam, nie powinienem był nic mówić… po prostu… od jakiegoś czasu… od trzech lat cię pragnę i…
- Chwila, co? – zapytał nagle Dean.
- Powiedziałem, że przepraszam, nie powinienem był-
- Nie, przedtem powiedziałeś… trzy lata?! Lubisz mnie od trzech cholernych lat?
- Cóż… nie, lubię cię od czterech, ale… - Castiel przełknął – kocham cię od trzech.
- I teraz mi to mówisz?!
Dla kogoś postronnego mogło to wyglądać na zwykły gniew, ale kiedy chodziło o Deana, były różne rodzaje gniewu. Ten konkretny podchodził pod kategorię „Zdenerwowanie”, czego Castiel nie rozumiał.
- Jesteś zdenerwowany… - oznajmił.
- Nie, nie jestem!
- Owszem, jesteś – powiedział Castiel, ściągając brwi. – Czemu?
- Nie jestem zdenerwowany! Jestem wkurzony! Przez trzy lata ani razu nie dałeś mi wskazówki odnośnie tego, co czułeś! Mogłeś mi o tym powiedzieć – dodał łagodniejszym tonem.
Castiel wzruszył ramionami.
- Jeśli mnie pragnąłeś cały ten czas, to czemu nigdy nie zareagowałeś na flirt?
- Zareagowałeś? Ty nigdy ze mną nie flirtowałeś – powiedział osłupiały Castiel.
- A właśnie, że tak! – upierał się Dean. – Zbyt wiele razy, żeby to zliczyć! Flirtowałem z tobą od pierwszego razu, kiedy cię zobaczyłem, ale ty nigdy nie zdawałeś się być zainteresowany, więc po roku pomyślałem, że chciałeś tylko przyjaźni.
Castielowi zabiło mocniej serce.
- Ty mnie lubiłeś? – zapytał zszokowany.
- Oczywiście, że cię lubiłem – powiedział Dean prychając i podniósł sobie piwo do ust. – Jesteś cholernie wspaniały – łyknął i zaśmiał się, widząc otwarte usta Castiela. – Nie wierzę, że nigdy nie zgadłeś, iż z tobą flirtowałem.
Castiel z niedowierzaniem pokręcił głową. Gdyby tylko powiedział Deanowi wcześniej…
Jego najlepszy przyjaciel roześmiał się znowu.
- Nie pamiętasz tamtego razu, kiedy upiliśmy się na imprezie u Jo, ja opierałem się o blat, a ty klęczałeś obok mnie szukając czegoś na podłodze, a ja ci powiedziałem „Tak… Cas, skoro już tam jesteś, to może byś…” i mrugnąłem do ciebie?
Faktycznie pamiętał!
- Nie pomyślałem, że ty byś naprawdę chciał, żebym… żebym…
- Possał mi fiuta? – Dean uśmiechnął się szeroko jak człowiek, który znał wszystkie jego tajemnice. – Boże, Cas, chciałem. Samo patrzenie na twoje usta przyprawiało mnie o stójkę.
Castiel oblizał się automatycznie, choć nie miał zamiaru, i zaczerwienił się, kiedy uświadomił sobie, co zrobił. Dean roześmiał się.
- Więc… jeśli przedtem tak się czułeś… czy…
- Czy wciąż chcę, żebyś mi wylizał? – zapytał Dean, szczerząc się. – Tak, do diabła – powiedział i mrugnął. – Możesz to zrobić teraz, jeśli chcesz?
Castiel zawahał się.
- Dean, chodziło mi to, czy wciąż coś do mnie czujesz?
Seksowny uśmiech Deana przeszedł w coś bardziej uczuciowego.
- Jak sądzisz, Cas?
Gapili się na siebie, czekając, by to ten drugi wykonał pierwszy ruch. Castiel nie chciał w razie, gdyby Dean żartował, a Dean nie chciał w razie, gdyby Castiel nie był wystarczająco poważny.
Dean chronił siebie, nie chcąc się przyznawać do tego, jak głębokie były jego uczucia – jeśli w ogóle jakieś miał – do niego, dopóki Castiel nie okazałby się wystarczająco odważny, aby zrobić pierwszy krok. Taki był po prostu zwyczaj Deana i Castiel widywał go robiącego tak samo już wcześniej. Ukrywał swoje prawdziwe uczucia za mieszanką seksu, żartów i sarkazmu.
Pamiętając o tym, z wciąż szaleńczo bijącym mu sercem i w oszołomieniu, sięgnął przez stół i dotknął wierzchu dłoni przyjaciela.
Dean powoli odetchnął i odwrócił dłoń, gładząc palcem wnętrze dłoni Castiela.
Ten chętny i zdecydowany gest wzbudził w nim dreszcze rozkoszy i choć Castiel przyznawał to z zażenowaniem, to był podniecony.
Wciąż jednak Dean czekał na jego następny ruch.
Teraz było łatwiej, kiedy Dean gładził mu wnętrze dłoni, ale zdenerwowanie nadal wstrząsało jego ciałem, kiedy przysunął się bliżej i łagodnie pocałował Deana w usta.
Zanim zdążył się zmartwić, że to był błąd, Dean drugą ręką złapał go za ramię, potem za bark, a potem za kark i przeczesał mu włosy, trzymając go w miejscu i odwzajemniając pocałunek.
Usta Deana były miękkie.
Takie miękkie.
Jeszcze nigdy w życiu Castiel nie doświadczył tak dobrego pocałunki i gdy zmysłowe wargi Deana powoli poruszały się przy jego ustach, pogłębiając pocałunek w sposób, który rozpalił mu skórę, Castiel jęknął. Naprawdę jęknął, całkowicie niezamierzenie, a fiut mu twardniał i bolał, otulony ciasnym, ograniczającym materiałem dżinsów.
Jeszcze żaden pocałunek nie wzbudził w nim takiej reakcji.
Odsunął się i sapnął, kiedy Dean zsunął mu rękę na udo. Otwarłszy oczy, przyjaciel gapił się na niego, a źrenice miał maksymalnie rozszerzone.
- Pragnąłem cię od pierwszej chwili – wydyszał i uśmiechnął się kpiąco. – A kocham cię od momentu, w którym pomyślałeś, że byłem w znaczącym związku ze swoim samochodem.
- Ale nie jest to zbytnia przesada – wymamrotał Castiel z zaczerwienioną twarzą i łomoczącym sercem.
- Nie – powiedział Dean, przesuwając dłoń wyżej. – Masz rację. – Sądzę, że wchodzę i wychodzę z Impali przez cały dzień i zdecydowanie lubię nią parkować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:08, 14 Paź 2013    Temat postu:

(nie lubiem wincestu TT_TT)

Właśnie wróciłam do domu. Wypisali mnie @_@ Znaczy za dwa tygodnie mam iść odebrać resztę wyników i potem się dowiem, co dalej. Albo rozszerzą mi leczenie farmakologiczne, albo przyjmą znowu do szpitala na dodatkowe badania i rezonans nadnerczy. Huh. Ale, home sweet home @_@

Ogarnę się życiowo, zmyję z siebie zapach szpitala (wczoraj dwie sale dalej zmarł pacjent -_-), zjem coś normalnego i biorę się za przyjemne rzeczy, w tym przypadku czytanie wrzut od Pat :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:51, 14 Paź 2013    Temat postu:

I daj znać, jak sie podobało. I pamiętaj, że na dzisiaj to jeszcze nie koniec :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:56, 14 Paź 2013    Temat postu:

Kolejny ficzek w dniu dzisiejszym :)

WIĘŹ

- Cas, do cholery, po prostu zrób to wreszcie – powiedział Dean, gapiąc się w dół na Castiela po równo ze zmartwieniem i gniewem w oczach. Cas leżał na łóżku łowcy w motelowym pokoju, zbyt osłabły, by zrobić coś więcej, niż unieść głowę i przemówić.
- Nic mi nie będzie – powiedział. – Za parę dni-
- My nie MAMY paru dni – wskazał Dean. Rzucił okiem na wciąż gojącą się ranę po dziabnięciu w boku Castiela. – Nie możemy pozwolić aniołom dorwać nas znowu, a nie potrwa to długo, zanim sobie uświadomią, że stracili paru ochotników – Dean przysunął się bliżej do Casa ze zdecydowanym wyrazem twarzy. – Chyba, że masz lepszy pomysł.
- Dean… - powiedział Cas, ściągając brwi razem. – Nie rozumiesz, czym jest to, co oferujesz.
- Rozumiem wystarczająco – powiedział Dean stanowczo. Cas westchnął i zamknął oczy.
To nie tak, że nie chciał tego, co Dean kazał mu brać. W tym właśnie tkwił problem; pragnął tego za bardzo. Dotknął duszy Deana dokładnie jeden raz, ale miało to miejsce przed tym, zanim jej piękno zaczęło dla niego cokolwiek znaczyć. Gdyby dotknął jej ponownie, to nie miał pewności, czy byłby w stanie ją puścić.
Ale Dean miał rację. Kontaktowanie się z ludzką duszą było jedynym sposobem na to, by Castiel wrócił do pełnej mocy. Musiałby zwyczajnie ćwiczyć opanowanie, ale to nie było niczym nowym: każda chwila, jaką spędzał z Deanem, stanowiła pokusę.
- Będzie bolało – ostrzegł Cas Deana, powoli unosząc dłoń. Ramię zadrżało mu z wysiłku i poczuł narastający mu w gardle cichy jęk frustracji. Wtedy Dean złapał go za nadgarstek i poprowadził do końca, zatrzymując się o włos od swojej piersi.
- Ty nie… - zaczął Dean, jakby właśnie pomyślał o czymś, co go zastopowało. – To ci nie pozwoli czytać moich myśli, prawda?
- Jeśli jesteś niechętny… - powiedział Cas, próbując odsunąć dłoń. Dean zacieśnił chwyt, a w stanie, w jakim Castiel się znajdował, słabszy od nowonarodzonego źrebaka, nie mógł się uwolnić.
- Nie jestem. Po prostu muszę wiedzieć – powiedział Dean. W jego głosie pobrzmiewała ostrożność, jakiej nie było tam jeszcze minutę temu.
- Nie – powiedział Cas. Prawdę mówiąc było możliwe zyskać dostęp do najbardziej strzeżonych sekretów Deana, ale Cas mógł się powstrzymać. Musiałby uważać, aby dotykać go lekko.
Dean powoli kiwnął głową i złożył sobie dłoń Castiela na piersi. Cas pragnął przerwać znowu, aby rozkoszować się dotykiem rozgrzanego ciałem materiału na skórze i silnym biciem serca, ale to była Pokusa. Musiał oprzeć się chęci, aby przesunąć dłonią po ciele, które wskrzesił, oprzeć się chęci, aby złapać Deana za koszulę i pociągnąć go w dół-
- Cas?
Cas pokręcił głową, zły na siebie i zwalczając tęsknotę, która w nim narosła.
- Trzymaj się – powiedział. Dean kiwnął głową, uroczyście, ale zdecydowanie, a Cas odetchnął głęboko. Naparł dłonią mocniej na pierś Deana i pozwolił, by więcej jego prawdziwego ja przeniknęło mu przez dłoń. Jego łaska zaczęła się wsączać w skórę Deana, małymi wiciami niczym palcami sięgając jego duszy i wtedy Cas powoli zaczął napierać dłonią. To była ta bolesna część, kiedy to ludzka dusza zaczynała czuć obcą obecność i mocno chwytała się wszystkiego w ciele, obawiając się, że zostanie wydarta. Teraz to już w każdej chwili.
Dean miał zmarszczone brwi i cały się napiął, ale zdawał się nie odczuwać żadnego bólu. Z drugiej strony, pierwsze ślady łaski Castiela dopiero zaczynały gładzić zewnętrze jego duszy, ale w każdej kolejnej chwili dotyk mógł zostać rozpoznany i duch by zareagował.
Cas poczuł, jak dusza Deana zaczynała mieć świadomość, i ponuro napierał dalej, mając nadzieję na szybkie zakończenie tego procesu. W każdej sekundzie dusza Deana mogła się odsunąć niczym osaczony, ranny wilk, warcząc i wyjąc-
Ale tak się nie stało. Cas zmieszany zagapił się na Deana, kiedy łowca zmarszczył brwi i spojrzał na rękę, teraz już do nadgarstka pogrążoną w jego piersi.
- Czy to nie miało bo… - zaczął Dean, ale wtedy właśnie pierwsze porcje mocy wsiąkły w łaskę Castiela i dusza Deana stała się w pełni świadoma najścia. Zamiast się odsunąć, jak Castiel oczekiwał, OTWARŁA się.
Słowa Deana zniknęły w zduszonym sapnięciu, gdy jego dusza rozwarła się przed Casem, ochoczo sięgając do wici łaski i przyciągając je bliżej. Cas poczuł się wciągany coraz głębiej, podczas gdy dusza Deana łapczywie domagała się WIĘCEJ. Zamiast delikatnych nici, których chciał użyć do odciągnięcia energii, całe kawałki istoty Castiela opadały wewnątrz, aż wreszcie otaczał go wyłącznie DEAN, ciepły, zapraszający i WSPANIAŁY.
- Cas, co się dzieje? – wydyszał Dean, zgięty wpół nad ciałem Castiela. Twarz miał zaczerwienioną, szeroko otwarte, pociemniałe oczy i rozchylone usta.
- Ja… ja… - Cas próbował odpowiedzieć, ale nie mógł. Dean wlewał się w niego, a on wlewał się w Deana, jego łaska chciwie żądała wszystkiego, czego sobie odmawiał. Nie mógł przestać, nie, kiedy dusza Deana tak słodko go otulała i wciągała w siebie, jakby chcąc połączyć ich w jedno.
To była unia, bez żadnych wątpliwości. Cas sapnął, kiedy ta świadomość go ogarnęła, łaska mu zadrżała, kiedy dusza Deana poruszała się przy niej. Surowa moc przytłaczała ich połączenie, wzmacniając łaskę Castiela dopóty, dopóki nie zdołał sięgnąć głębiej, dalej, w każdą część Deana.
Dean wydawał ciche, zduszone, gardłowe dźwięki i prawie przegryzł sobie dolną wargę, gdy coś, co najpewniej nie było bólem, przedzierało się przez niego.
Cas wiedział, że musiał to zatrzymać. To było złe w najgorszy możliwy sposób, nieważne, jak głośno dusza Deana wykrzykiwała swoją zgodę. Warknął, wściekły i pełen obrzydzenia do siebie, po czym usiłował zapanować nad instynktami. Przeszyły go fale straty i tęsknoty, kiedy spróbował wycofać łaskę.
Dusza Deana, protestując, zacisnęła się na nim, jeszcze stabilniej zakotwiczając się w tych częściach Castiela, których mogła dosięgnąć. Cas był uwięziony, samokontrola mu się rwała. Nie mógł się ruszyć, nie ryzykując wyrwania haków, których dusza Deana używała, aby trzymać go blisko.
- Dean… musisz mnie puścić – zdołał powiedzieć Castiel, nieznacznie przepuszczając przez gardło swój prawdziwy głos. Zdecydowanie nie będąc przez to zranionym, Dean wyraźnie zadygotał, a po każdym oddechu pierś mu ciężko falowała.
- Co się, do licha, dzieje? – zapytał łowca ochryple. Dusza Deana wciągała Casa z powrotem do środka, osłonięta kawałkami łaski, jakie pochwyciła, i wykorzystując te pasma, aby pociągnąć resztę. Cas wrócił już do pełni mocy, ale na to nie miał sił, poza tym nie chciał wyrywać wielkich dziur w duszy Deana, by się uwolnić. Energia Deana kotłowała się wzdłuż ich połączenia, ponownie otulając Castiela, i anioł był bezradny. Walka z tym tylko zaszkodziłaby im obu.
Po tym wniosku zadygotał i poddał się, otwierając się na powitanie ciągłego szturchania Deana. Dusza łowcy natychmiast skorzystała z zaproszenia i zanurkowała głęboko, tuż w samo serce Castiela. Przesunęła grubymi palcami przez jego łaskę, pieszcząc go, i Castiel przepadł.
Pozwolił, by jego łaska płynęła swobodnie, a dusza Deana zaśpiewała, gdy moc Casa ją otoczyła. Stopiły się razem w szaleństwie, rozpaczliwie pragnąc doskonałej unii, i były już tak blisko, że Cas i Dean mogli to obaj poczuć, choć Dean nie miał pojęcia, co to oznaczało.
Dean zadławił się, gdy ich połączenie nabrzmiało między nimi, dusza i łaska splotły się idealnie, sprawiając, że powietrze w pokoju zgęstniało i zapachniało elektrycznością. Łaska Casa krzyknęła, pierwszy raz osiągając spełnienie, i był to dźwięk tak głośny, że groził wyrwaniem się Castielowi z gardła.
Kiedy Dean zadygotał całym ciałem, a jego dusza nieoczekiwanie wypełniła się czystym światłem, Cas FAKTYCZNIE krzyknął.
Roztrzaskało się całe szkło w pokoju, począwszy od żarówek w lampach do ramek obrazów na ścianach. Dean leżał na Castielu, oddychając ciężko i szeroko otwierając oczy, podczas gdy jego dusza ponownie spoczęła całkowicie w jego ciele. Łaska Castiela również się uspokajała. Połączyła je cienka nić, początek więzi, jaką Castiel musiał przeciąć. Jego łaska krzyknęła żałośnie na myśl o tym, ale Cas się otrząsnął.
- Okej, co to, KURWA, było? – upomniał się Dean, nadal szeroko otwierając oczy. Podniósł się do pozycji siedzącej, z obrzydzeniem zerkając przelotnie na mokrą plamę rozlewającą mu się na przedzie dżinsów. Castiel, teraz już całkowicie ozdrowiały i kipiący energią, również usiadł. Skrzywił się, czując nieznaną lepkość w spodniach.
- To była unia – powiedział Cas, usiłując zachować równy głos. Uprzątnął bałagan w swoich spodniach, a potem z wahaniem zrobił to samo dla Deana, niepewny, czy jego pomoc zostanie doceniona. Dean poruszył się lekko, ale nie zareagował inaczej.
- „Unia”?
- Tak nazywamy sytuację, w której łaski dwóch aniołów łączą się i tworzą więź – powiedział Cas. Spojrzał Deanowi prosto w oczy. – Ostatni raz, kiedy unia doszła do skutku z człowiekiem, miał miejsce w czasach nefilim.
- Tymi niby olbrzymami, pół-aniołami, pół-ludźmi? – zapytał Dean powoli. Cas kiwnął głową. Dean wyglądał na oszołomionego. – Powiedzmy to wprost. – Wskazał na siebie. – Moja dusza… - wskazał na Castiela - …i twoja łaska… - pokazał między nimi jeszcze kilka razy – właśnie uprawiały seks. I związały się.
- Zasadniczo rzecz biorąc, tak.
Dean odwrócił się i przejechał sobie dłonią po twarzy. Zaśmiał się do siebie, choć nie było w tym rozbawienia.
- Wprost – powiedział, kręcąc głową. Cas ściągnął brwi.
- Dean?
- Co, nie pomyślałeś o tym, aby mnie ostrzec, że możliwe efekty uboczne obejmują seks dusz? – rzucił Dean, odwracając się do Casa. Chociaż słowa były ostre, a jego ton stanowił godną podziwu imitację gniewu, to głos chwiał mu się nieznacznie w sposób, którego Cas nie mógł zidentyfikować.
- Nie byłem świadom tego, że to było możliwe – powiedział Cas. Dean parsknął.
- Tak, w końcu półanielskie dzieci nigdy nie były PROBLEMEM-
- Ludzkie dusze nie są stworzone do unii – powiedział Cas bez wyrazu. – Dusze odsuwają się, gdy dotykają ich nieznane rzeczy. Unie pomiędzy aniołami i ludźmi nie były PRZYPADKAMI, Dean. Były trudne i czasami niemożliwe do osiągnięcia.
- To co, ty i ja mieliśmy po prostu ogromnego pecha? – zapytał Dean. Cas opuścił wzrok, dotknięty ale próbował tego nie okazywać.
- Jeśli postanowisz ująć to w ten sposób – zdołał powiedzieć. Rozejrzał się po pokoju, po całym tym rozbitym szkle i roztrzaskanym telewizorze. Na szczęście okna nie poszły, ale pękły, i nie trzeba by było dużo czasu, aby ktoś przyszedł to zbadać. Jeśli mieliby szczęście, byliby to inni ludzie. Jeśli nie… to by oznaczało, że anioły były bliżej, niż Cas sądził. – Powinniśmy iść.
- Cas…
- Czy Sam wciąż gromadzi zapasy? – zapytał Cas, spoglądając z powrotem na Deana. Dean miał dziwną minę, graniczącą z objawieniem, i Castiel starannie usunął wszelkie emocje ze swojej twarzy.
- Tak – powiedział Dean. – Co masz na myśli mówiąc „Jeśli postanowisz”…
- Odciągnę anioły i spotkam się z wami dwoma, gdy tylko je zgubię. Powinieneś zabrać Sama i iść. – Uniósł dłoń. Jego łaska zwinęła się, otaczając wykluwającą się więź, by ją ochronić. Dean zmarszczył się i poruszył, jakby mógł odczuwać to nieustępliwe ciągnięcie. – Muszę ponownie dotknąć twojej duszy i zniszczyć więź.
Przyłożył dłoń do piersi Deana i sięgnął w nią swoją łaską. Tym razem był lepiej przygotowany, kiedy więc dusza Deana ucieszyła się jego dotykiem, kiedy otuliła go miękko i zaprosiła, by podszedł bliżej, zdołał oprzeć się chęci, aby pogrążyć się w Deanie, odczuwając tylko gorzką tęsknotę. Otoczył łaskę samokontrolą i podążył za więzią.
Dusza Deana z dumą wirowała wokół cienkiej nici, jak gdyby mówiąc „widzisz? u mnie jest bezpieczna”. Więź pulsowała łagodnie i nabrzmiewała pod ostrożnymi, choć nieświadomymi zabiegami duszy Deana. Gdyby Cas ją zostawił, urosłaby, niczym pęd posadzony w najżyźniejszej glebie.
Nieszczęśliwy, ale zrezygnowany, Cas sięgnął po nią. Owinął więź wicią łaski, niezdolny się powstrzymać, a Dean przed nim zadrżał.
- To będzie bolało – ostrzegł Cas. Dean potaknął.
- Zrób to.
Cas owinął łaskę wokół więzi i zaczął ciągnąć. Trzeba było zaledwie nanosekundy, by dusza Deana zorientowała się w jego poczynaniach i wrzasnęła z wściekłością.
Dean również wrzasnął, ale nie z gniewu. Zgiął się wpół, zgrzytając zębami i do białości zaciskając dłonie na kolanie. Cały się trząsł, rozdarty między chęcią, aby się wyrwać, a pragnieniem, by skończyć z tym tak szybko, jak to było możliwe.
Cas próbował przyspieszyć proces, ale dusza Deana nie atakowała tylko swojego ciała, atakowała również Castiela. Najsilniejszymi broniami duszy były czyste emocje, wszystko, co tkwiło pogrążone głęboko w Deanie, a na co Cas obiecał nie patrzeć. Wszystko zbierało się na wojnę, wciągając głębiej kotwicę więzi i tworząc ścianę pomiędzy nią a aniołem usiłującym ją wyrwać.
- Nie walcz ze mną, Dean – warknął Cas, posępnie przeciskając się przez barykady zbudowane z pogardy dla siebie i zwątpienia. Ich ciężar miażdżył, nieustannie uderzając o tarcze Casa.
- Nie walczę! – rzucił Dean. Uniósł gwałtownie rękę i zacisnął ją na ramieniu Castiela, ściskając je tak, że gdyby Cas był człowiekiem, to ból okazałby się nie do zniesienia. – Pospiesz się, kurwa!
- PRÓBUJĘ – powiedział Cas. Zebrał siły i ruszył naprzód. Dean zawył zduszonym głosem.
Tutaj znajdowały się ból, strata i lęk, wszystko warczało i ujadało niczym ranne potwory, kiedy łaska Castiela przeciskała się obok nich. Złapały go, zatapiając kły głęboko w palcach jego łaski, próbując go odciągnąć. Cas poczuł rozdarcia i chociaż to bolało, mógł to wytrzymać. Nie miał wyboru.
Dalej znajdowało się dominujące uczucie bezwartościowości, gęste niczym ściek. Cas zanurkował prosto przez nie, wyczuwając, że był już blisko miejsca, do którego dusza Deana zabrała więź. Uczucie go dławiło i spowalniało, podczas gdy Dean dygotał w jego uścisku.
Gwałtowniejsze emocje Deana podążały za nim, wbijając w niego pazury i próbując go odciągnąć. Cas czuł, że jego opadanie zwalniało, łaska ściągała go w dół, ale naprężył się i sięgnął i wtedy przełamał się przez ostatnią barykadę, po czym cały ból został zapomniany.
Tańczyły wokół niego miłość i opiekuńczość Deana, ciasno przywierając do więzi i zakotwiczając ją jeszcze głębiej. To była tęsknota, to było pożądanie; było to coś zupełnie innego od żądzy, jaką z taką łatwością nosił na samym wierzchu umysłu. To było PRAGNIENIE czegoś więcej, niż seks; w tym miejscu Dean ukrył swoje fantazje o sielankowym życiu i myśli o wychowywaniu dzieci. Właśnie tu Dean trzymał swoją miłość do Sama. To było jądro Deana i właśnie w TYM zakorzeniona była więź. Cas znieruchomiał, oczarowany, kiedy poczuł, że miłość Deana jeszcze silniej otoczyła więź, utrzymując ją z dala od Castiela w wyraźnej obawie, że Cas zniszczy ją tak, jak zamierzał.
Dean go kochał. Dean był w nim ZAKOCHANY.
Cas wycofał się ostrożnie, czując, że dusza Deana uspokoiła się, gdy zdała sobie sprawę z tego, że Castiel nie zamierzał niczego zabierać. Dean rozluźnił chwyt na barku Casa i opuścił głowę, kiedy anioł wycofał się wreszcie do końca.
- Masz to? – zapytał łowca, oddychając ciężko. Cas zagapił się na niego. Twarz Deana przybrała ostrożny wyraz i mężczyzna odsunął się nieco. – Co?
- Ty mnie kochasz – powiedział Cas. Twarz Deana błysnęła na moment paniką, poczuciem krzywdy i zmartwieniem, po czym mężczyzna opanował się i ukierunkował swoje emocje w ten sam sposób, co zawsze, w gniew.
- Myślałem, że powiedziałeś, iż nie możesz mi czytać myśli – warknął Dean, spinając się. Parsknął z goryczą. – Co, nie mogłeś nie zerknąć po tym, jak spróbowałeś towaru? Nie przeleciałeś mnie już wystarczająco, jak na jeden dzień?
- Nie poszedłem szukać twoich uczuć. One do mnie przyszły. Nie miałem wyboru – powiedział Cas. Dean pokręcił głową, zaciskając usta w wąską linię.
- Po prostu idź. Wynoś się – powiedział krótko.
- Nie skończyłem… - zaczął poirytowany Cas.
- Ale może ja skończyłem, Cas! – krzyknął Dean, wreszcie na niego patrząc. Na chwilę spojrzeli sobie w oczy, po czym Dean znowu się odwrócił. – Zapomnijmy, że to się w ogóle wydarzyło, dobra?
- Dean-
- Dobra?
Castiel skrzywił się i cierpliwość wreszcie mu się skończyła.
- Nie – powiedział. Kiedy Dean zwrócił się do niego, chcąc zaprotestować, Cas ruszył się. Łagodnie przesunął mu dłonią po policzku, aby przytrzymać go w miejscu, po czym dotknął ustami jego ust. Wargi Deana zareagowały automatycznie i przez chwilę była to największa przyjemność cielesna, jaką Cas świadomie poznał.
Potem Dean się opamiętał i szarpnął głową.
- Co ty u licha wyprawiasz? – zażądał wyjaśnień.
- Kocham cię – powiedział Cas. Zamiast jednak czuć zadowolenie czy choćby zaskoczenie, Dean przybrał nieprzeniknioną minę. – Dean?
- Wiem – powiedział Dean, zamykając oczy. – Wiem, okej?
- Więc czemu nic nie powiedziałeś? – zapytał Cas głosem bez wyrazu, mrużąc oczy. Dean spojrzał na niego ostro.
- Bo nie możesz. Jesteś… a ja jestem tylko… - Dean potarł sobie twarz. – Do ciężkiej cholery, naprawdę chcesz, abym zrobił ci listę powodów, dla których to się nigdy nie może udać?
- Tak.
- Byłeś we mnie już dwa razy, a nigdy bym nie pomyślał, że to powiem – odparł Dean. Postukał się palcem w skroń. – Nie mów mi, że chcesz CZEGOKOLWIEK, co tam jest. Nie radzę sobie ze związkami, kocham kobiety, picie i seks, i tłuste żarcie z kafejek… chcesz, żebym dalej ciągnął? Nie jestem… zasługujesz na kogoś-
- Jeśli zamierzasz skończyć to zdanie jakąkolwiek wariacją słowa „lepszego”, to radzę ci przestać – powiedział Cas niskim głosem. Dean zamknął usta. Cas objął mu twarz obiema dłońmi, zmuszając łowcę do spojrzenia sobie w oczy. – Przestań być zbyt szlachetny na to, by pozwolić sobie na jakiekolwiek szczęście. Tak, widziałem cię. Znalazłem cię, kiedy byłeś w połowie dymem, spalony płomieniami Czeluści i pokryty krwią dusz wiszących na twoich hakach.
Dean drgnął, zamykając oczy, a dzięki więzi Cas czuł słabe echo jego bólu.
- Widziałem również, jak ryzykujesz życie, aby uratować dziecko. Widziałem, jak byłeś gotów zaryzykować boski gniew, aby ocalić miasto. Zapobiegłeś Apokalipsie i nie oczekujesz w zamian podziękowań oraz uznania. – Cas odetchnął głęboko. – Nie ma nić, Dean, czego bym o tobie nie wiedział. I kocham cię.
- Cas… - powiedział Dean. Wyczuwając, że mężczyzna miał zaprotestować, Cas przechylił mu głowę i pocałował go. Pozwolił, by więź się otwarła, przepychając przez nią swoje uczucia, aby Dean mógł je poczuć.
Dean zadygotał, jego dusza radośnie wszystkim nasiąkała. Cas delikatnie całował Deana po twarzy, po policzkach, po czubku nosa, po zamkniętych powiekach, aż wreszcie z szacunkiem pocałował go w czoło.
Dean zadrżał ponownie. Więź wciąż była otwarta, Cas przelewał w połączenie całą miłość i pożądanie, jakie czuł. Wyczuwał emocje Deana, jego głód tych uczuć, i przez chwilę po prostu się obejmowali.
Castiel słyszał, jak na zewnątrz ich pokoju zbierali się ludzie. Dźwięk rozbijanego szkła i krzyki wreszcie przyciągnęły czyjąś uwagę. Z żalem zaczął kończyć ten przekaz, przywodząc ich z powrotem do pełnej świadomości.
- Powinniśmy iść – powiedział. Dean spojrzał na niego, wciąż niepewny i jakby zagubiony.
- Cas…
Cas czekał, ale Dean nie powiedział nic więcej, a hałasy na zewnątrz przybierały na sile.
- Zawsze tu będę, Dean. W jakiejkolwiek ilości będziesz mnie chciał – powiedział Castiel. Nie zostało w tej kwestii nic więcej do powiedzenia, więc anioł dotknął jego czoła dwoma palcami. – Zabiorę cię do Impali.
Dean odsunął dłoń Casa i złapał go za płaszcz. Cas miał tylko jedno uderzenie serca, aby poczuć dezorientację, zanim Dean pociągnął go i pocałował. Cas zareagował po chwili szoku, a radość tłukła mu się w żyłach, kiedy wsunął palce we włosy łowcy i otwarł usta, pozwalając językowi Deana na wejście. Pocałunek był mokry i nieprzyzwoity, ale więź między nimi pulsowała jasno i silnie, szczęście i miłość tworzyły sprzężenie zwrotne.
Dean odsunął się wreszcie, przytłoczony i z rozszerzonymi źrenicami.
- Chcę spróbować – wyrzucił z siebie. Odchrząknął i pochylił głowę. – Ale potrzebuję czasu.
- Będziesz go miał – obiecał Cas natychmiast. Dean uśmiechnął się krzywo do niego.
Rozległo się głośne, niecierpliwe stukanie do drzwi. Dean i Cas spojrzeli na nie jednocześnie, a potem na masę szkła rozwalonego w całym pomieszczeniu.
- Teraz zabiorę cię do Sama – powiedział Cas. Dean kiwnął głową i anioł uniósł rękę.
Pomiędzy jednym a drugim mgnieniem oka Dean został przeniesiony ze zniszczonego pokoju motelowego na siedzenie pasażera w Impali. Sam aż podskoczył, kiedy go zauważył, a samochód zakołysał się niebezpiecznie przez kilka zapierających dech chwil, zanim Sam zdołał go wyprostować.
- Koleś, co do cholery? – zapytał Sam. – Co się stało?
- Mały problem w motelu, Sammy – odparł Dean, posyłając mu radosny uśmiech. – Musieliśmy się wcześnie wymeldować.
- Stąd Anielski Ekspres do samochodu – powiedział Sam, wzdychając i potakując. Zerknął w tylne lusterko. – Gdzie Cas? W porządku u niego?
Usta Deana wciąż go mrowiły po ostatnim pocałunku, a w uszach wciąż dzwoniły mu ostatnie słowa Castiela, zanim złożył Deana i jego torbę w samochodzie.
„Zobaczymy się za kilka dni.”
Wciąż czuł Casa gdzieś w głowie i choć całkiem możliwe, że było to najdziwniejsze, co w życiu poczuł, było to też najlepsze.
- Tak, nic mu nie jest. Znowu jest w pełni sił i odciąga od nas swoich chujowych braciszków. Zadzwoni do nas, kiedy będzie bezpiecznie.
Dean miał nadzieję, że to nie potrwa długo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:50, 14 Paź 2013    Temat postu:

Serce mi właśnie stanęło (*^*)

//Najdłuższy fic zrzuciłam na komórkę, będę czytała przy gościach,ale przeczytałam drugi w kolejności i OMG OMG. Kiedy doczytałam do "- Nie – powiedział Dean, przesuwając dłoń wyżej. – Masz rację. – Sądzę, że wchodzę i wychodzę z Impali przez cały dzień i zdecydowanie lubię nią parkować." to miałam głębokie ale że jak to już koniec?! Sama uroczość, sama cudowność. Cas w autobusie był po prostu obłędny xD I w ogóle awww, zakochał się i nie wiedział, co zrobić, cierpiało biedniątkio trzy lata Dx Chociaż Dean, matulu. I jeszcze umawiał się z innymi, ach och. Cudny ficzek, Pat, gdzieś Ty go wynalazła...? Czuję się jak po porcji waty cukrowej :D Biorę się za ostatni! Tyleż dobra :3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Pon 19:05, 14 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:10, 14 Paź 2013    Temat postu:

To ficzek od the0voice :) Tyle tylko, że na jej nowym koncie go nie ma :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Witchblade
Yaoi Amator


Dołączył: 30 Sie 2012
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:21, 14 Paź 2013    Temat postu:

łoł jest może kontynuacja do "WIĘŹ"? strasznie mi się spodobało i jestem ciekawa co było dalej:D

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Witchblade dnia Pon 19:24, 14 Paź 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:31, 14 Paź 2013    Temat postu:

Nie ma, przynajmniej na razie, ale autorka rozważa zrobienie z tego serii. Może przy wystarczającym odzewie coś z tym zrobi :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:34, 14 Paź 2013    Temat postu:

Awww :3

Znaczy tak. Pierwszy ficzek w dwóch częściach totalnie mnie rozmaślił, bo taki słodki i delikatny, i w ogóle czysta uroczość. Fik od voice czytałam w oryginale, udało mi się go dorwać zanim znikł, więc niespodzianka to super miła, bo ficzek to taki fluff, że klękajcie narody. Zdarza się autorce, poza całym tym obłędnym seksem, pisać przesłodkie historyjki, które poziom cukru podnoszą lepiej, niż całe pudełko ciastek z czekoladą.
A Więź~ nah, dlaczego to się kończy, kiedy dopiero się zaczęło? XD czuję niedosyt i nie podoba mi się to zakończenie, ot! No bo czaicie, cała akcja z tą unią taka podniosła i intensywna, a tu takie zakończenie, jakby ktoś autorce mierzył czas i stwierdził, że czas odłożyć pióro i wysłać tekst taki, jaki jest. Zdecydowanie mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy :3

A teraz na spokojnie mogę zareklamować fik, który udało mi się przeczytać w szpitalu XD [link widoczny dla zalogowanych] się nazywa i jest boski, bo Cas jest oparty na 2014!Casie i to jest boskie, i powinnyście przeczytać, bo fik nie jest długi, ledwo 20 tysięcy znaków. A, co lepsze, teraz doczytałam, że jest i ciąg dalszy, ha! Wspaniale :3

Tak w ogóle trzymajcie kciuki, bo dziś zaczynam łykać tabletki które listę efektów ubocznych mają tak długą, że od samego patrzenia mnie mdli X:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 467, 468, 469 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 468 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin