|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
hashuniu
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 0:38, 07 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Misha Collins - 2 days left:)
*Nie czytała ficów z heterycznym seksem, jakoś się nie złożyło (ten jest pierwszy), nie ma wyrobionej opinii, ale... wolałaby, żeby Sam miał już fiuta z powrotem xD!*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subSilver/images/spacer.gif) |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pon 10:27, 07 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
patusinka napisał: | Linek, jesteś człowiekiem, a nie tworem człekopodobnym! Poczułam się urażona w twoim imieniu. |
Pat, będę Ci powtarzała, że Cię kocham do znudzenia xD
A ficzki sobie ściągnę, poczekają na mnie jeszcze ze dwa dni @.@
Co do wrzuty... Dżizas, wrzuta xD Naprawdę ciężko mi wyartykułować choć po części, co myślę o wrzucie, ale jakim prawem coś jest tak sympatycznie gorące, mając tylko jednego penisa na raz? xD Znaczy zdobywanie przez Deana nowych doświadczeń bardziej mnie rozczuliło i rozbawiło (podobnie jak te wszystkie 'sytuacje'- kiedy Cas odnajduje się w roli zaborczego chłopaka i w ogóle) :D Tym bardziej, że jestem przekonana, serialowy Dean zrobiłby to samo^^ Ale jak pojawia się Cas... Jej. I w ogóle, ze im się wreszcie udało spiknąc, bo niby już wcześniej coś, ale dopiero teraz. W oryginale pamiętam jakoś mnie to bodło, w patowym tłumaczeniu sobie czytam i wszystko jest dobrze i nic nie boli xD Nawet, ze Dean ma cycki. To są urocze cycki, a Dean wciąż jest Deanem. I biedny Sammy, z wielką miseczką idzie wielka odpowiedzialność :'D Wah. Dzięki ci Pat, ze znalazłaś czas na przetłumaczenie tej części. Dobrze mi A przynajmniej... Lepiej xD
Um, wiecie, do czego został jeden dzień, piętnaście godzin i trzydzieści minut? :3
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Pon 10:29, 07 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 10:56, 07 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Patuś, słońce, widziałam i machnę Ci potem maila jeszcze :3
Lineeeeeeeeeek, jak trafisz na jakieś info o livestreamie, to podziel się, co? Ja przy nawale roboty i niedoczasie mogę nie zdążyć się przegrzebać, a chcę obejrzeć odcinek tak szybko, jak się da i trochę się jeszcze pospuszczać przed środą XD
Przeczytałam fragmencik i chociaż nie kręci mnie hetero-sex (duh! XD), to trza przyznać, że ten jest całkiem gorący. Głównie dlatego, że pod tymi wszystkimi krągłościami wciąż jest Dean XD i chociaż pod względem odmiany przez rodzaje język angielski robi oryginalnej narracji przysługę, to Patuś całkiem zgrabniutko wszystko napisała :3 Łah, słońce, nie wiem czy da się tego fika jeszcze bardziej lubić, ale Pat nastawiła mnie na całkiem niezły tor XD
Swoją drogą, to całkiem zabawne, jak Cas Deana wzrokiem rozbiera XD Wybaczam nawet lekkie OOC XD
Lin napisał: | I biedny Sammy, z wielką miseczką idzie wielka odpowiedzialność :'D |
Lin, kocham Cię za to :D
A skoro przy fikach jesteśmy. Te Patowe przeczytam jak wrócę do Wawy i sobie je zgram na telefon, a póki co zaczęłam czytać The Parts of Our Sum. Dlatego też, że autorka ta sama, co czytanego wczoraj kid!fica, który przy lekturze powyczyniał dziwne rzeczy z moimi wnętrznościami, tak mi się skręcały i opadały do podłogi. Ach, jestem masochistką, ale jakże ja za tym tęskniłam :3
Ostatnio mnie olśniło i wpadłam na wstępny pomysł na fika :3 Co prawda najpierw przydałoby się skończyć tego, którego już zaczęłam, ale! Pomysł jest :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 13:28, 07 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Parts of OUR Sum już czytałam, to jest to hard sci fi, które wam kiedyś polecałam.
Co do tłumaczenia rodzajów z angielskiego - o, tu mam niezłą łamigłówkę. Ale podoba mi się to. Niewykluczone, że wieczorem reszta, Dean już gawędzi z barmanką, Cas się jeszcze nie pojawił :)
A na razie spaceruję z siostrzenicą po plaży :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 14:20, 07 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Wiem skarbie, pamiętam, dlatego ten fik w ogóle wylądował na mojej liście i póki co jestem nim zachwycona. Generalnie sci-fi nie czytam, ale to podoba mi się wręcz piekielnie. Niaf! :3
Jak zapowiedziałaś, że będziesz robić Walk, to przejrzałam sobie fragmenty i prawdę mówiąc sama byłam ciekawa jak wybrniesz końcówkowo. I super jest :D Końcówka dzisiaj... byłoby to zaiste fantastyczne, się nie mogę doczekać :D
Miłego spaceru słońce :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
hashuniu
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 19:49, 07 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
A tutaj ja - reszta ficzka :D
Dean zasnął przy piersi Castiela. Poza trzema orgazmami w trakcie jednego popołudnia ostateczne złamanie blokady, którą tak starannie wzniósł wokół swoich uczuć do Castiela, wywołało u niego wyczerpanie. Wobec tego sennie wkręcił Castiela pod kołdrę i przycisnął go swoim ciałem. Castiel nie trudził się skarżeniem się. Sądząc po tym, jak zmęczony się wydawał, Dean pomyślał, że może Castiel nie mógł się poskarżyć. Odpływając w sen Dean zastanawiał się, czy Castiel mógł spać, teraz, kiedy nie tylko był w pełni anielskich sił, ale również dwukrotnie silniejszy niż wtedy, kiedy się pierwszy raz spotkali.
Ale zasnął, zanim zdołał zapytać.
Kiedy się znowu obudził, obejmował go ściśle w talii, wtulał twarz w ciepłą skórę jego szyi, zaś erekcja Castiela dźgała go w udo.
- Cas?
- Przepraszam – powiedział Castiel napiętym głosem. – To się po prostu stało. Nie wiedziałem, czy powinienem się ruszyć.
- Jak długo czekasz, żebym się obudził? – zapytał Dean, ziewając.
- Czterdzieści trzy minuty.
- Mogłeś mnie obudzić – powiedział Dean, zerkając na zegar. 23.38. Spał blisko 4 godziny. Aż nadto długo, by odzyskać energię. – Patrzyłeś, jak śpię?
- Tak – przyznał Castiel. – Wyglądałeś spokojnie.
Ha. Dean nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się spokojnie. Ale teraz, kiedy Castiel o tym wspomniał, Dean uświadomił sobie, że czuł ciszę. Nie było paniki ani nerwowych myśli, żadnego zwątpienia w siebie ani poczucia winy. Żadnego pragnienia, by być gdzie indziej, ani troski, że może właśnie przegapiał coś lepszego. Był po prostu… zadowolony.
- Dean? Chciałbym znowu uprawiać seks.
- Tak, jasne.
Tym razem potoczyło się wolniej, niż poprzednio. Castiel przetoczył się na stronę Deana i odwrócił ich pozycje, nakrywając Deana swoim dużo większym ciałem. Dean zawsze lubił, kiedy dziewczyny wspinały się na górę, ale to było coś innego. To, jak Castiel wsunął mu ręce pod ramiona, aby przyciągnąć go bliżej, kiedy mościł mu się między nogami i całował go po szczęce, nie wzbudziło po prostu rozkoszy w jego ciele. Dean poczuł się otoczony dotykiem i zapachem Castiela, co tylko wzmocniło to dziwnie znajome uczucie zadowolenia. Castiel nie robił nic więcej poza całowaniem go, ale zaledwie po paru chwilach Dean zaczął go błagać, by anioł wsunął się w jego ciało. Poruszali się razem z wypraktykowaną łatwością, jakby rżnęli się od lat, a kiedy Dean doszedł z imieniem Castiela na ustach, zdał sobie gwałtownie sprawę z tego, że naprawdę był szczęśliwy. Prawdziwie szczęśliwy.
Castiel próbował się odsunąć, ale Dean zacisnął mu nogi wokół talii i przeczesał mu spadające na oczy, mokre od potu włosy.
- Jesteś w tym podejrzanie dobry – powiedział.
- Nabieram doświadczenia – powiedział Castiel bardzo poważnie. Jego oczy w ciemnym pomieszczeniu wydawały się prawie czarne, ale Dean wciąż widział w nich iskierki rozbawienia. – I zauważam to, czym zdajesz się cieszyć najbardziej.
- Dzięki za wysiłek, ale nie przyzwyczajaj się do tego ciała za bardzo – powiedział Dean. – Za trzy tygodnie zniknie.
Gdy tylko Dean usłyszał własne słowa, zesztywniał z zakłopotania po swojej sugestii, że za trzy tygodnie wciąż będą uprawiać seks. Z tego, co wiedział, dla Castiela ta sytuacja była tylko eksperymentem. Mógł nie pragnąć męskiego ciała Deana, a poza tym anioły nie miewały ludzkich chłopaków. O tym wiedział.
- Nie, że jesteś… znaczy się, że będziemy… cokolwiek robimy – wydukał Dean.
Castiel pocałował go w kącik ust.
- Obawiam się odkryć różnice pomiędzy tym ciałem, a twoją naturalną postacią – powiedział, omiatając ciepłym oddechem policzek Deana.
W gardle Deana zabulgotała nadzieja, sprawiając, że ciężko mu było wydusić kolejne słowo.
- Tak?
- Zamierzam cię mieć w każdy możliwy sposób – powiedział Castiel, i może nie planował, by zabrzmiało to tak nieprzyzwoicie, ale ciało Deana o to nie dbało. Pożądanie niczym ciasny węzeł skręciło mu się w brzuchu i zwrócił usta w stronę ust Castiela, żądając prawdziwego pocałunku. Castiel odpowiedział równie gorliwie i ponownie Deana zmiotła fala gorąca i przyjemności. Jakimś sposobem nie miał dość Castiela.
Dobrze, że mieli całą noc.
Do czasu, kiedy Castiel następnego ranka rżnął Deana od tyłu pod prysznicem, wypróbowali już praktycznie wszystko z jego listy rzeczy do zrobienia. Na całym ciele miał ciemne siniaki w kształcie ust Castiela oraz sporo ugryzień na cyckach. Teraz rozumiał, czemu dziewczyny tak lubiły seks oralny. W swoim życiu Dean nigdy nie był z nikim równie wytrzymałym, co Castiel. Po tym szczególnym orgazmie łowca faktycznie odleciał na parę godzin, po czym oprzytomniał i odwzajemnił się tym samym. Nie sądził, by kiedykolwiek zdołał zapomnieć szok na twarzy Castiela po pierwszym razie, gdy polizał go po główce fiuta. A teraz Castiel znowu był w nim, wysysając mu kolejną malinkę na szyi, i pchał, trzymając jedną rękę pomiędzy nogami Deana i wściekle pocierając ciało palcami. Wolnym ramieniem obejmował tors Deana, trzymając go mocno w miejscu. Dean był praktycznie bezradny i zdecydowanie nie myślał.
Uwielbiał każdą tego sekundę.
Dźwięk rozchlapującej się wody oraz jego własne krzyki sprawiły prawdopodobnie, że nie usłyszał otwierających się drzwi do pokoju. Ale kiedy otwarł drzwi do łazienki, owinięty ręcznikiem i stąpając ostrożnie, Sam z przerażeniem spoglądał na bałagan w pokoju, na szaleńczo nieporządne łóżko, na zużyte gumki, na wyraźny smród seksu.
- Co… co się, do licha, tu stało?
- Um-
- Witaj, Sam – powiedział Castiel spokojnym, wręcz znudzonym głosem. Włosy ociekały mu wodą na nagie ramiona i Dean pomyślał, że może był to łut szczęścia, że anioł zapamiętał, by owinąć się ręcznikiem w talii. Dean zmierzył go od góry do dołu. Castiel dobrze wyglądał.
- O, mój Boże – wykrztusił Sam. – Co… O mój Boże! Nie wierzę, że wy chłopaki naprawdę… Dean, co, do cholery!
Dean przewrócił oczami. Dzieciak naprawdę musiał sobie pobzykać.
Zważywszy na to, jak słabo Dean chciał być kobietą, jego trzy tygodnie jako jedna z nich mijały bardzo szybko. Był całkiem pewien, że musiało to mieć związek z całym tym seksem. Ta pierwsza noc z Castielem uwolniła w nim jakąś szaloną i niezaprzeczalną potrzebę. Choć bardzo się cieszył swymi poprzednimi związkami, to nigdy nie czuł się tak, jak gdyby faktycznie miał umrzeć, jeśli by kogoś nie miał, i to natychmiast. Przynajmniej nie na dłużej niż dwa lub góra trzy razy. Ale Dean szybko stracił rachubę tego, ile razy znalazł się rozpłaszczony pod Castielem lub siedzący mu na kolanach albo przegięty przez najbliższy mebel, a mimo to wciąż pragnął więcej.
Oczywiście, Dean w dalszym ciągu bardzo tęsknił za swoim fiutem. Nieważne, jak świetny był seks, Dean wciąż był mężczyzną. Chciał odzyskać swoje większe, muskularne ciało. Chciał dla odmiany poczuć ręce i usta Castiela na swoim fiucie. Ponieważ nie mieli pewności, czy mogliby polegać na swoich nowych ciałach, Dean i Sam zdecydowali się zawiesić łowy, co było wrzodem na dupie. Dean był bardzo gotów na to, żeby wszystko wróciło do normy, ale skoro były to tylko trzy tygodnie, to się nie skarżył. Za bardzo.
Sam z kolei skarżył się cały czas. Na swoje ciało, na mężczyzn, którzy się na niego gapili, na najwyraźniej obrzydliwy miesiąc miodowy Deana i Castiela.
- Chłopie – powiedział Dean któregoś dnia w trakcie lunchu w drugim tygodniu. – Czy naprawdę możesz ich winić?
Sam spojrzał ostro na grupę hałaśliwych facetów, którzy, jak Dean podejrzewał, byli mechanikami albo budowlańcami. Nie, że zamierzał to Samowi powiedzieć, ale bawiło go to, że mężczyźni, głośno komentujący bardzo zauważalne atrybuty Sama niezbyt różnili się od tego, jaki Dean sam był jeszcze dwa tygodnie temu.
- Łatwo ci mówić. Twoja głupia lekcja obejmuje masę seksu – kwęknął Sam. – W mojej chodzi o to, by jakieś dupki nabijały się z mojego ciała.
- Hej, na mnie też się już gapili – powiedział Dean.
Nie, że życzył sobie uwagi, ale Sam powinien pamiętać, że Dean był w każdym calu równie gorący, jak on.
- Tak, a potem patrzą na ciebie tulącego się do Casa…
- My się nie tulimy!
- Więc co to jest – powiedział Sam, machając dłonią w stronę Deana i Castiela. – Między wami nie ma nawet szczeliny.
W tej kwestii miał rację. Dean siedział naprawdę blisko Castiela. I może obejmował go jednym ramieniem przez barki, i może Castiel pod stołem trzymał go za kolano. Ale to nie było tulenie się. To było wykorzystywanie Castiela jako tarczy przeciwko idiotom przy drugim stoliku.
- Nie wkurzaj się na mnie za to, że nic nie dostajesz – powiedział Dean obłudnie.
Obok niego Castiel spokojnie jadł swojego hamburgera, jakby jakimś cudem nie znał kobiety praktycznie siedzącej mu na kolanach ani jej siostry. Nie potrzebował dużo czasu, aby dostosować się do roli oblężonego chłopaka.
- Cóż, przepraszam za to, że uważam cały ten syf za zbyt dziwaczny – zapiszczał Sam, a jego głos przypominał skrzekliwe jęczenie, które, jak Dean pomyślał, mogło skuteczniej zniechęcić mechaników, niż palący wzrok brata. – Ale ja nie mogę po prostu… nie mogę!
- Nie możesz co? Sam, nie jesteś za bardzo niewinny. Znajdź sobie jakiegoś faceta albo wypróbuj sposób lesbijek – powiedział Dean. – Wierz mi, nie będziesz tego żałował.
- Nie mogę – powtórzył Sam.
- Nie możesz… - Dean zmrużył oczy. – Nic nie możesz zrobić? W ogóle próbowałeś się dotykać?
Głęboki szkarłat, jakim oblały się policzki Sama, dał Deanowi wyraźną odpowiedź.
- Czemu nie, do diabła! To jest jak… jak cipka bez absolutnie żadnych zobowiązań, Sam. Musisz spróbować!
- Nie mogę! – powtórzył Sam jeszcze raz. – Próbowałem! Poczułem się… nie wiem, jak ja, ale nie ja. Poczułem się… nie mogę nie myśleć o tym, że to nie ja. Nie naprawdę.
- Ale to jest twoje ciało – wtrącił się dość nagle Castiel. – Z twoim DNA i duszą.
Dean prychnął, ale tamci dwaj go zignorowali.
- Uznaję fakt, że te doznania mogą być ci obce, ale nie powinieneś się czuć tak, jakbyś kogoś gwałcił – powiedział rozsądnie Castiel.
- Czemu tak wam zależy, żebym sobie zrobił dobrze? – odciął się Sam.
- Ponieważ zachowujesz się bardzo nieprzyjemnie – odparł Castiel.
- Nienawidzę was obu – mruknął Sam.
Dean i Cas patrzyli, jak wstał od stołu, zadarł nos i przemaszerował obok mechaników, odmachując się przed nimi. To tylko sprawiło, że zaczęli wiwatować i gwizdać jeszcze głośniej.
- Jestem całkiem pewien, że Sam jest najgorętszą laską, jaką w życiu widzieli – powiedział Dean, uśmiechając się szeroko.
- Nie zwracają uwagi – powiedział Castiel, spoglądając na twarz Deana ciepłymi, niebieskimi oczami.
- O mój Boże – stęknął Dean, ale potajemnie cieszył się aż nadto tym komentarzem.
Głupie babskie hormony.
Ostatniego dnia klątwy Dean był już aż nadto gotów, by się zmienić z powrotem. Już się zabawił. I najwyraźniej przekonał brata, by tamten dał szansę seksowi w nowym ciele, jeśli jego odprężona i szczęśliwa mina w ostatnim tygodniu na coś wskazywała. Obaj odsłużyli swój wyrok i Dean chciał odzyskać swoje życie.
Szczególnie po swoim ostatnim odkryciu, że Castiel naprawdę polubił strap-on, który Dean kupił na początku trzeciego tygodnia.
- Gabriel, ściągnij tu swój tyłek! – krzyknął Dean w sufit o poranku po ostatnim dniu.
- Jest bardziej prawdopodobne, że odpowie na uprzejme wezwanie – skomentował Castiel.
- Ja mu dam uprzejme-
- Gabriel – powiedział cicho Sam.
W następnej chwili Gabriel stał obok Sama, obdarzając go jeszcze gorętszą wersją swego typowego spojrzenia. Rumieniec pełznący Samowi po szyi wywołał w Deanie podejrzliwe myśli, których naprawdę nie chciał badać.
- Dzień dobry, moje panie. Cas – powiedział Gabriel, zacierając ręce. – Zaczynamy?
- Tak! – rzucił Dean.
- Dobrze, wobec tego Sam pierwszy – odparł Gabriel.
Castiel położył dłoń na ramieniu Deana, by powstrzymać jego gniewny wybuch. Dean odetchnął głęboko. NIE ATAKUJ ANIOŁA, KTÓRY MOŻE CIĘ ZMIENIĆ. NIE ATAKUJ ANIOŁA, KTÓRY MOŻE CIĘ ZMIENIĆ, powtarzał sobie w myślach.
- Myślę, że nauczyłeś się swojej lekcji, Sam – powiedział Gabriel. Zmierzył Sama wzrokiem od góry do dołu, z żalem potrząsając głową. – Smutno mi będzie widzieć, jak to wszystko znika. Ale przypuszczam, że zamiast tego czeka na ciebie coś przyjemnego, co?
Dean naprawdę nie chciał badać tych podejrzeń. Gabriel pstryknął palcami i bez żadnego dźwięku czy ruchu Sam był nagle wyższy, szerszy i bardzo męski. Na jego wielkich ustach pojawił się jasny uśmiech i złapał się za swoją płaską już klatę.
- Och, dzięki Bogu!
- Teraz ja – zażądał Dean.
Gabriel przyjrzał mu się.
- Jesteś pewien?
- Co? Oczywiście, że jestem pewien – powiedział Dean. – Czemu miałbym nie być?
- Przepraszam – powiedział Gabriel elokwentnie. – Po prostu nie wiedziałem, czy chciałbyś zatrzymać dziecko, czy nie.
Wszyscy trzej spojrzeli na niego.
- Co? – powiedział Dean.
- Co? – powtórzył Castiel.
Sam po prostu wybuchnął śmiechem.
- O czym ty, kurwa, mówisz, jakie dziecko? – Dean domagał się odpowiedzi.
Oczekiwał… miał nadzieję… że Gabriel żartował. Że miał tyle radochy z tego żartu, iż nie mógł go sobie całkiem odpuścić i że w każdej chwili błysnąłby Deanowi tym sławetnym uśmieszkiem, mówiąc „Mam cię! A teraz masz swojego fiuta z powrotem!”
Gdyby Dean był sam na sam z Gabrielem, mógłby się długo trzymać tej nadziei. Ale reakcja Castiela zniszczyła każdą jej odrobinę, jaką Dean kiedykolwiek miał. Jego początkowe zmieszanie przeszło w zachwyconą świadomość. W trakcie minionych lat, a zwłaszcza kilku ostatnich tygodni, Dean nauczył się rozpoznawać przelotne błyski emocji w oczach Castiela.
Ale w tym przenikającym do kości podziwie lśniącym w nich obecnie nie było nic przelotnego. Każdy mógł widzieć, że Castiel był zszokowany, wytrącony z równowagi tym zrozumieniem. Dean patrzył, jak anioł zatoczył się o krok do tyłu, siadając na łóżku, na tym samym łóżku, na którym on i Dean rżnęli się ostatni raz ledwie kilka godzin temu. Castiel padł na nie i wyciągnął drżące palce, gładząc nimi płaski brzuch Deana.
- Nie widziałem – wymamrotał Cas.
- To dość nowe, brachu – powiedział Gabriel. – A ty nie do końca wyraźnie widzisz, jeśli chodzi o Deana.
W każdej innej sytuacji Dean chciałby dalej badać tę myśl, ale teraz mógł się jedynie gapić na Castiela i próbować mówić.
- Cas? – szepnął. – Czy to…?
Nadzieja może mu zniknęła, ale Dean nie umiał się zdobyć na prawdziwe zrozumienie. Miał kobiece ciało, ale umysł nigdy nie przestał należeć do mężczyzny. Jego tożsamość, wspomnienia oraz oczekiwania były zorientowane na mężczyznę. Pewnie, posuwał faceta, ale Cas nie był do końca facetem, nie był ludzkim mężczyzną, który chciał założyć z Deanem rodzinę. Możliwość ciąży była Deanowi tak obca, że mózg potykał mu się na tej idei, niezdolny ją pojąć.
Castiel położył mu dłoń na brzuchu. Ciepło jego dotyku z łatwością przeniknęło cienką bawełnę jego koszulki.
- Jest bardzo nowa – powiedział miękko, spoglądając w szeroko otwarte oczy Deana. – Poczęcie mogło się nawet przydarzyć tego poranka.
- Musiałeś mieć ostatni raz na szybko, co? – powiedział Gabriel.
Przerażający, rozpalony do białości gniew wybuchł w Deanie i mężczyzna odwrócił się, przemieszczając dłoń Castiela. Przemaszerował przez pokój i pchnął Gabriela w pierś; jego wściekłość była nagle zbyt jasna i przytłaczająca na coś takiego, jak logika oraz pomysł, że bicie archanioła nie tylko nie przyniesie mu pożytku, ale mogłoby go wpędzić w kłopoty.
- Nie chcę słyszeć od ciebie ani słowa. To twoja cholerna wina, że jesteśmy, kurwa, w tej sytuacji! – krzyknął Dean.
- Jakiej sytuacji, Dean? – spytał Gabriel wyzywająco, a głos cichł mu w miarę, jak głos Deana się podnosił. – Wiem dokładnie, kim jesteś, Deanie Winchester. Wiem, czego zawsze pragnąłeś. Rodziny z kimś, kogo kochasz, i oto masz. Dosłownie spadło ci na kolana.
- Nie jestem kobietą! – Dean z powrotem rzucił się przez pokój, a panika kazała mu po nim szaleńczo spacerować. – Nie mogę tego zrobić. Nie mogę być w ciąży – jego panika osiągnęła ten poziom, kiedy sytuacja stała się nie do zniesienia i Dean pragnął tylko uciec. Spojrzał gwałtownie na Castiela, w jego wielkie, przerażone, niebieskie oczy. – Przepraszam – szepnął Dean. – Nie mogę tego zrobić.
Po czym otwarł drzwi i wybiegł.
Cyce czy nie, wciąż był Deanem Winchesterem, a kiedy Dean Winchester był zdenerwowany, zazwyczaj kończył w barze. Albo czyimś łóżku, ale zważywszy, że właśnie zaciążył, i to dzięki aniołowi Pańskiemu, skakanie komuś do łóżka nie było prawdopodobnie dobrym pomysłem.
Oczywiście, dopiero gdy barmanka spytała o zamówienie, Dean uświadomił sobie, że picie też nie było. Nie, jeśli zamierzał zatrzymać dziecko. JEŚLI zamierzał zatrzymać dziecko.
- Colę, jak sądzę – powiedział posępnie. Był zbyt rozstrojony, aby przyjrzeć się barmance, chociaż kątem oka widział parę podskakujących piersi.
- Nie wydajesz się tego zbyt pewna – powiedział kobiecy głos. Najprawdopodobniej dołączony do cycków. Dean chciałby się tym podniecić, ale po trzech tygodniach nieustannego rżnięcia się z facetem powab piersi znalazł się trochę poza zasięgiem.
- Nie zamierzasz wdawać się w barmańską psychologię, co? – zapytał Dean, spoglądając wreszcie w górę, na jej twarz, kiedy podała mu napój gazowany. Ostry nos, rude włosy, pełne usta. Niezła. Po prostu… nie Cas.
- Cóż, siedzisz w moim barze o 15.30 we wtorkowe popołudnie i zamawiasz colę z entuzjazmem kogoś proszącego o zabieg dentystyczny – skomentowała z łatwością. – Mogłoby to być konieczne, ale jeśli nie, to mamy również to – wyciągnęła pustą miseczkę oraz torbę serowego popcornu. Gdy tylko miseczka zaczęła się przesypywać, postawiła ją przed Deanem. Potem uniosła brew i ruszyła obsłużyć parę starszych kobiet obładowanych torbami zakupów.
Niech to szlag, jeśli Dean nie zapragnął wciągnąć całej miseczki. Przecież to nie mogły już być zachcianki. Sam ten pomysł sprawił, że poczuł mdłości. Jego ciało tak bardzo się zmieni. Bardziej, niż by sobie mógł wyobrazić.
Wcinał popcorn, nie podjąwszy w tej sprawie świadomej decyzji. Każda serowa kulka dawała mu chwilową ulgę. To chyba oznaczało zajadanie zmartwień. Dean zwykł był je zapijać.
Ale to by zaszkodziło dziecku. Dziecku, które niczym pasożyt przyczepiło się do pożyczonych części ciała, jakiego Dean nigdy nie miał posiadać. O Boże, ten wyraz twarzy Casa, kiedy sobie uświadomił, że go zaciążył. Cała ta super-skoncentrowana radość lśniąca w niewiarygodnie niebieskich oczach. To było nie fair. Głupi pieprzony Gabriel.
Kiedy barmanka podeszła z powrotem, by dolać Deanowi coli, jego szczupłe dziewczęce palce pokrywał pomarańczowy pył, a on był na krawędzi łez.
- Jestem w ciąży – wyrzucił z siebie.
- Och, kochanie – powiedziała, po czym z pobliskiej miseczki wzięła wiśnię z ogonkiem i wrzuciła ją Deanowi do kolejnej coli. – Proszę.
Przez długą, napiętą chwilę oboje gapili się na wiśnię, po czym Dean wybuchnął nieco histerycznym, zdecydowanie dziewczęcym śmiechem. Naprawdę przerażające było to, że teraz tak już przywykł do słyszenia siebie jako kobiety, że to go nawet nie uderzyło jako coś dziwnego.
- Brzmi źle – powiedziała barmanka. Dodała drugą wiśnię. Gdyby Dean nie był obecnie praktycznie na stałe przyczepiony do społecznie nieprzystosowanego anioła, to by się jej oświadczył.
- Dzięki – oznajmił sucho, a śmiech przeszedł mu w uśmiech. – Naprawdę doceniam ironię wręczania niewydrylowanej wiśni lasce w ciąży.
- Co tylko ci pomoże – powiedziała. – Więc skąd ta ponura mina? Jesteś za stara na to, aby się martwić o to, że twoi rodzice się wściekną.
Przez pół sekundy Dean pragnął czuć się urażony. Ale potem przypomniało mu się, co widziała barmanka, patrząc na niego. W czasie tych kilku razy, które spędził w towarzystwie więcej, niż jednej kobiety, one zawsze zdawały się rozmawiać ze sobą o bzdurach, za mówienie których każdy mężczyzna zostałby ostro skrytykowany.
- Cóż, nie – powiedział Dean, chociaż myśl o tym, co by powiedział John Winchester, gdyby wiedział, że jego syn był teraz kobietą, do tego w ciąży z aniołem, była przerażająca. – Nic z tych rzeczy.
Barmanka zaczęła polerować stertę szklanek. Bar był teraz pusty, nie licząc jej i Deana. Z tego, co wiedział, wykorzystywała jego smutną historię jako sposób na przetrwanie powoli mijającej zmiany.
- Czy to była jednorazowa przygoda?
O BOŻE. Pierwszy raz w życiu Dean naprawdę zrozumiał, czemu te wszystkie dziewczyny tak mocno nalegały na gumkę. Nie, żeby się kiedykolwiek na to uskarżał, ale sama myśl o byciu tak przerażonym i oszalałym I samotnym? Chyba już by rzygał.
- Nie – wychrypiał.
Barmanka zamruczała w zamyśleniu.
- Ale nie planowałaś związać się z tym gościem? – zgadła.
Dean powinien ją po prostu wyprowadzić z błędu. Nie było szans, aby zgadła, że Dean świrował, ponieważ miał nadzieję znowu być mężczyzną po trzech tygodniach bycia kobietą, a teraz miał w perspektywie dziewięć miesięcy nieustającej kobiecości.
- Znowu nie to. Prawdę mówiąc to mam pewność, że kocham tego gościa – powiedział Dean szybko, aby uniknąć zakłopotania wywoływanego ujawnieniem tej emocji głośno.
Posłała mu dziwnie miękki uśmiech.
- Czasami tak jest gorzej. Jeśli naprawdę nie chcesz dzieci.
- Ale właśnie w tym rzecz! – wykrzyknął Dean, wystarczająco zakłopotany tą rozmową, by przyznać to, co Gabriel odgadł zaledwie godzinę temu. – Ja naprawdę chcę mieć dzieci. Po prostu nigdy nie przyszło mi do głowy… okej, więc mam tego durnego młodszego brata. Znaczy się, on nie jest mały, ale młodszy, a kiedy byliśmy dziećmi, mój tata… cóż, w każdym razie, to mnie praktycznie przypadło w udziale wychowywanie dzieciaka i myślę, że fajnie by było mieć kilkoro własnych bez myślenia o nich jak o smarkatym młodszym bracie. Ale cały czas tkwiła we mnie świadomość, że to nigdy nie będzie możliwe. Nie przy moim stylu życia i pracy. Ale potem pojawił się Cas i nie muszę ze wszystkiego rezygnować, aby mieć jedno i drugie.
Dopiero w chwili, kiedy te słowa padły mu z ust, Dean uświadomił sobie, jaką miały głębię. W przypadku każdego normalnego człowieka, kobiety czy mężczyzny, to bez znaczenia, gdyby Dean próbował stworzyć rodzinę z którymś z nich, to musiałby zrezygnować z łowów. Ale Cas ze swoimi anielskimi supermocami mógł ochronić Deana, Sama I ich dzieci. Dean wciąż mógłby wykonywać jedyną pracę, jaką kiedykolwiek znał. Pewnie, że trochę by się pozmieniało. Musieliby znaleźć miejsce, w którym mogliby osiąść na stałe, i nie mogliby wszyscy wychodzić z domu jednocześnie. Ale gdyby chcieli, to mogłoby się udać.
Barmanka przyglądała się Deanowi z nieodgadnionym wyrazem jasnozielonych oczu. Cisza przeciągała się na tyle długo, że Dean zaczął się czuć niezręcznie po swoim wielkim wybuchu. Prawdopodobnie myślała, że zwariował.
- Okej, więc – powiedziała wreszcie, z roztargnieniem wycierając wciąż tę samą szklankę. – Kochasz tego gościa i najwyraźniej chcesz z nim założyć rodzinę. Ale jesteś w zrozumiały sposób wystraszona. Zatem zgaduję-
- Tu nie chodzi tylko o strach – przerwał jej Dean. Gdyby bał się zmieniającego się ciała, to wziąłby się w garść. – Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że ciąża byłaby u mnie możliwa. Ja… - okej, prawda najprawdopodobniej wyjaśniłaby wszystko najlepiej. – Przed Casem interesowały mnie wyłącznie dziewczyny.
Dean postanowił nie wspominać o innych facetach, którzy okazjonalnie przykuwali jego uwagę. To się praktycznie nie liczyło, skoro on i tak zawsze posuwał wyłącznie laski.
- Och – sapnęła barmanka. – W porządku, to stawia sprawę w zupełnie innym świetle.
- Tak – zgodził się Dean.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Potem barmanka odstawiła szklankę i ponownie wydała ten zamyślony, brzęczący dźwięk.
- Z drugiej strony, wciąż w pewnym sensie chodzi o to, czego pragniesz bardziej. Tego faceta i tego dziecka czy randkowania z dziewczynami i nie martwienia się o ciążę.
Cóż, prawie. W swej naturalnej postaci wciąż musiał się o to martwić. Tyle, że nie w odniesieniu do własnego ciała. Skrzywił się z obrzydzeniem. Faceci w pewnych kwestiach naprawdę byli samolubnymi dupkami.
- Albo mógłby to być ten facet, ale nie ten dzieciak – dodała. – Czy on… nie zostawiłby cię, gdybyś postanowiła go nie zatrzymać, co?
Dean parsknął.
- Tak, jasne. Jeszcze nie wiem, co złego trzeba by zrobić, aby do mnie nie wrócił.
Co brzmiało źle i jednocześnie było całkowitą prawdą. Barmanka wyglądała na pod wrażeniem, a zarazem jakby trochę zestresowaną.
- O…kej?
- To nie jest takie złe, na jakie brzmi – pospieszył Dean z odpowiedzią. – Po prostu Cas jest całkiem, kurwa, oddany, to wszystko.
Otwarły się drzwi do baru i weszła tam para, po czym zajęła miejsce cztery stołki dalej od Deana. Barmanka rzuciła mu przepraszające spojrzenie i prawie wyszła. W ostatniej chwili przerwała ponownie i pochyliła się w jego stronę.
- Czego chcesz bardziej? Tylko to się liczy.
Potem zostawiła Deana sam na sam z myślami. Czego NAPRAWDĘ chciał bardziej? Bardzo by chciał odzyskać swoje ciało. Tęsknił za swoim fiutem. Bardzo. Tęsknił za mijaniem grupy facetów bez uczucia, że molestują wzrokiem jego kobiece ciało. Tęsknił za zaufaniem do własnego ciała i za rozpoznawaniem swojej twarzy w lustrze. Gdyby przerwał ciążę, mógłby to wszystko odzyskać jeszcze tego popołudnia.
Straciłby również jedyną szansę na to, by mieć z Castielem dziecko. Dean próbował sobie wyobrazić, jaki byłby dzieciak w połowie podobny do niego, a w połowie do Casa. Biedactwo byłoby rozdarte między absolutną niesamowitością a całkowitym kujoństwem. Zastanowił się, jakby to dziecko wyglądało. Czy miałoby zielone oczy Deana, czy niebieskie Casa, włosy ciemne albo jasnobrązowe. Czy ujrzałby w twarzy dziecka swoją matkę? Czy byłoby podobne do wujka Sama, a może do Casa?
Dean położył dłoń na brzuchu, rozciągnąwszy na nim palce. Cas też prawdopodobnie nigdy nie myślał, że byłby ojcem.
- Dobrze sobie radzisz? – barmanka wróciła, a Dean nie mógł jej odpowiedzieć. Jeszcze nie wiedział.
- Um…
Ponownie otwarły się drzwi baru. Barmanka zmierzyła wzrokiem tego, kto wszedł do środka, a sądząc po jej gorącym spojrzeniu, podobało jej się to, co widziała.
- Cóż, witaj – wymruczała.
- Dean?
Dean gwałtownie odwrócił głowę, a żołądek podskoczył mu z nerwów. Castiel patrzył na niego ostrożnie, zachowując dystans, który przyprawiał Deana o ból w piersi. Barmanka wydała jakiś gardłowy, chrapliwy odgłos.
- Czy to jest Cas? – po jego roztargnionym skinieniu głową parsknęła. – Nic dziwnego, że dla niego odpuściłaś sobie kobiety. Powodzenia, dziewczyno.
Castiel całkowicie zignorował barmankę, co nie powinno sprawiać Deanowi takiej przyjemności. Jego uwaga, jak zwykle, skupiła się wyłącznie na łowcy.
- Dałem ci czas – powiedział Cas, jakby chcąc udowodnić, że znał zasady kierujące ludzkimi potrzebami emocjonalnymi.
- Uch, dzięki – powiedział Dean. – Co… w porządku z tobą?
- Przyszedłem zapytać cię o to samo – powiedział Castiel ze słabym zaskoczeniem. – Myślałem… miałem nadzieję, że moglibyśmy podyskutować o dziecku – jak na gust Deana brzmiał zbyt oficjalnie, zbyt podobnie do tego zdystansowanego anioła, który uratował go z piekła. Tego, którego Dean nie zerżnął jeszcze w każdej pozycji, jaka im przyszła do głowy. – Czy może tak być?
- Uch – powiedział Dean znowu. – Tak, jasne. – Castiel stał tam, gdzie stał, sześć stóp od Deana i nie, on nie zamierzał w to grać. – Koleś, chodź tu. Nie wkurzam się na ciebie, dobra? Przestań świrować.
Cas posłusznie wsunął się na stołek przy Deanie. Odetchnął głęboko, w nietypowy sposób nie patrząc Deanowi w twarz. Zamiast tego utkwił wzrok w swoich zaciśniętych dłoniach. W tej pozycji wyglądał bardzo ludzko.
- Zastanawiałem się nad tym, od kiedy wyszedłeś. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak się musisz czuć, może poza jednym. Ja też nigdy nie uważałem, że zostanę ojcem. Nie było takiej możliwości ani takiego pragnienia. Czuję się… pozbawiony jakiegokolwiek doświadczenia. Martwię się, że nie będę odpowiednim ojcem dla ludzkiego dziecka. Zrozumiem, jeśli martwisz się o to samo…
- Co? – Dean otwarł oczy tak szeroko, że go prawie zabolało. – Chłopie, nie. To nawet w przybliżeniu nie to. Cas, co jest, kurwa? – zasyczał. – Czemu miałbym KIEDYKOLWIEK tak pomyśleć? – Szczególnie, że dopiero co przeżywał te głupie dziewczyńskie rozważania o Casie-obrońcy. Czemu Dean nie mógł zostać jedną z tych postępowych kobiet, nie zaś staroświecką gospodynią domową z lat `50-tych? Jezu, co za żenada. – Nigdy tak nie myślałem.
Ulga przyćmiła niepokój, jaki Dean wyczytał w oczach Casa, choć anioł wciąż wyglądał na zakłopotanego.
- Wobec tego można jedynie powiedzieć, że… - Cas nieoczekiwanie złapał Deana za rękę, ale nadal nie chciał spojrzeć mu w oczy. – Bardzo bym chciał mieć z tobą dziecko – powiedział bardzo ostrożnie. – Proszę, Dean. Proszę, zastanów się nad tym.
W mających nadejść latach Dean nigdy nie zdołał zrozumieć swojej reakcji na bardzo spokojną i bardzo uprzejmą prośbę Castiela o założenie z nim rodziny. Powinien był powiedzieć, że musi o tym jeszcze trochę pomyśleć. Albo poprosić o przedyskutowanie wszystkich za i przeciw. O cokolwiek normalnego i racjonalnego.
Cokolwiek, co nie było rzuceniem się Castielowi na szyję i płakaniem w nią. Później Dean naprawdę próbował zwalić to na karb hormonów, a ponieważ Cas go kochał, pozwolił na to.
- D-dean?
- O Boże, przepraszam, Cas – wybełkotał Dean, zdezorientowany odczuwanym wirem emocji. – Ja bym nigdy, Boże, nigdy bym ci tego nie zrobił. Jestem po prostu tak PRZERAŻONY i tak. Chcę tego – załkał. – Po prostu czemu… czemu to musi być we MNIE? Nienawidzę Gabriela, tego pierdolonego chuja. O mój Boże, jestem W CIĄŻY. Jesteś takim fiutem, nie wierzę, że mi to zrobiłeś.
Trzeba było Casowi przyznać, że naprawdę nieźle poradził sobie z tą lawiną nonsensów. Objął małą postać Deana i pogładził go po włosach, a ten kojący gest sprawił, że Dean rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Próbowałem być ostrożny – zaprotestował Castiel niezbyt zaciekle. – Ale nie jest mi przykro. Nie, jeśli… Dean, zastanawiałem się już nad imionami – powiedział z lekką zgrozą w głosie. Łzy Deana natychmiast przeszły w śmiech, wsiąkający Casowi w koszulę. Cas brzmiał na równie ześwirowanego, co on, i nie była to jedyna emocja, jaka ich w tej chwili łączyła.
- Naprawdę chcesz mieć ze mną dziecko? – zapytał Dean, a głos mu się łamał. Uniósł twarz na tyle, by spojrzeć na Casa. – Jestem nieźle popierdolony.
Castiel objął twarz Deana, kciukiem ścierając mu z niej łzy.
- Jesteś idealny. – Dean poczuł żar na twarzy. – Oczywiście, że chcę dziecka. Ale nie wtedy, jeśli i ty naprawdę tego nie chcesz – przyznał z wyraźnym trudem. – Chciałbym mieć rodzinę, Dean.
Rodzina. Deana naszło pewne wspomnienie. Biegł przez dom, aby wskoczyć na kanapę między mamę a tatę. Skrzeczał ze śmiechu, kiedy tata go łaskotał, a mama ratowała go i długo obejmowała. Czuł się wtedy bezpieczny i szczęśliwy, i było mu ciepło.
CZEGO PRAGNIESZ BARDZIEJ?
Dean złapał Castiela za rękę i splótł ich palce. Wiedział, że w ciągu następnych dziewięciu miesięcy wielokrotnie pożałuje swojej decyzji. Kiedy będzie miał mdłości, będzie wielki, a jego ciało zacznie stanowić całkowite przeciwieństwo tego, co miał w sercu. Ale to się wreszcie skończy, a pojawi się mały dzieciak biegnący w ich stronę przez dom. A Dean i Cas będą rodzicami, których dziecko będzie całe życie kochać bez zastrzeżeń.
- Jakimi imionami? – wykrztusił.
Zamiast odpowiedzieć słownie, Cas ostro wciągnął powietrze i porwał Deana w ramiona. W taki sposób spędzili resztę popołudnia, wtuleni w siebie, rozmawiając o tym, jak powiedzie się ciąża, gdzie będą mieszkać, jak zająć się dzieckiem, jeśli wciąż będą chcieli czasami polować. Dean był całkiem rozproszony Casem.
Nigdy nie zobaczył tego, jak oczy barmanki błysnęły brązem dokładnie w chwili, kiedy zniknęła, a prawdziwa barmanka wróciła, nie wiedząc, że w ogóle opuszczała to miejsce.
Niech nikt nie mówi, że Gabriel czasami nie naprawia tego, co popsuł.
EPILOG
Dean gapił się na całe tuziny butelek. O Jezu, były dosłownie setki możliwości. Ze swego miejsca leżącego w spacerówce przy ojcu Seth z zainteresowaniem obserwował załamanie Deana. Wciąż nie robił dużo więcej poza rozglądaniem się wokół jak Cas, jedzeniem całej masy pożywienia oraz napełnianiem pieluchy gdzieś ze sto razy dziennie. Och, i piszczeniem, kiedy Dean robił mu miny.
Ostatnio wydawało się, że chciał jeść coś więcej poza wyłącznie mlekiem modyfikowanym. Stąd wizyta Deana w sklepie celem sprawdzenia jedzenia dla niemowląt. Pójście bez Casa okazało się błędem. Bo chociaż gościu nie miał pojęcia o postępach ludzkich dzieci, to był w tych sprawach dużo spokojniejszy od Deana.
Prawdopodobnie dlatego, że był zbyt zajęty załamywaniem się nad emocjonalnym zdrowiem Setha.
- Wszystko dobrze, kochanie? – pracownica sklepu, kobieta po 50-ce i zdecydowanie wydająca się być babcią, posłała Deanowi zatroskane spojrzenie. Dean natychmiast przymówił się o pomoc.
- Nie wiem, czym nakarmić mojego dzieciaka – powiedział, nie troszcząc się o ukrycie paniki w głosie. Kobieta poklepała go po ramieniu.
- W porządku. To twoje pierwsze? Z nimi zawsze jest najtrudniej. Nie martw się. Do czasu, jak dorobisz się trzech lub czterech, to już będzie przeżytek.
Dean zdołał nie prychnąć. Kobieta najwyraźniej zauważyła pierścionek na lewej dłoni Deana i wydedukowała, że gdzieś miał żonę gotową mieć z nim więcej dzieci. Ale nie, dziękuję. Dean kochał Setha tak bardzo, że to go przerażało jak jasna cholera, ale nie było mowy, aby to się miało wydarzyć ponownie. Nie, kiedy wreszcie na powrót przyzwyczaił się mieć fiuta. A już zwłaszcza nie teraz, kiedy wiedział, jak bardzo Cas go lubił.
- Uch, tak – wykrzywił się do Setha, kiedy kobieta nie patrzyła, i zasłużył sobie na szczery pisk radości. – Więc co powinienem wziąć?
Następnym razem zmusi Casa do pójścia z nim, łowy czy nie łowy.
W końcu razem w tym siedzieli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 10:40, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Jessu. Może to epickie wymieszanie tabsów, bo okres mi się nie zbliża, ale zdarzyło się porządnie popłakać na tej wrzucie (trudno płacze się z zapchanym nosem i 15% przepustowością gardła, trochę jak piszcząca gumowa zabawka). Toć ona jest uberadorable. Przecież "Zamierzam cię mieć w każdy możliwy sposób" i w ogóle połowa tekstów jest zabawna, połowa totalnie "awww...!". A Lin wyje, bo końcówka jest taka ojeeeej! Dx Cas takie OMG OMG spanikowany i Dean w zasadzie to ja chciałem w zasadzie to się zastanów w zasadzie to ja nic nie chciałem w zasadzie to myślałem już nad imieniem. A epilog miażdży system :D Tak wyobrażam sobie Niebo. Jeśli porzucę gejporno dla zostania pustelniczką w Abisynii i porzucę wszelką grzeszną myśl (bez lobotomii się nie obędzie) to po śmierci przez wieczność będę mogła oglądać SPN: Sammyego, Deana i Castiela Winchesterów, z bunkrem po którym pełza małe szkrabięcie. Zawsze małe, bo jak zaczynają mówić to przestają być urocze, a jak zaczynają chodzić to mogą przeszkodzić tatusiom w penetracji. I byłoby awkward i i psychiczne blizny. A tak: łowy i seks till the end of time. Do czego to ja... A tak- Pat, cudowna wrzuta, cały fic jest cudowny, mistrzowsko podołałaś wszystkim wspomnianym wcześniej końcówkom, czytało się bosko i oto kolejny fic, do którego będę definitywnie wracała. W oryginale nie spodobał mi się AŻ TAK BARDZO.
Antique, Słońce, właśnie zabieram się za szukanie streamów. Jak tylko jakiś porządny znajdę- zaraz podrzucę link :3
Pat, Parts Of Our Sum toto z sercem...?
//Zapomniałabym. Pamiętacie jak spuszczałam się nad tym filmikiem...?
http://www.youtube.com/watch?v=JD-Gtxhp_uc
Cóż, powiedziałabym, ze Jared zaraził się trollerstwem od Mishy, ale szczerze? Kawał czasu już oglądam wszelkie filmiki zza kulis i z konwentów, i Jared jest po prostu naturalnym talentem.
http://www.youtube.com/watch?v=L60kDXUz6ck
//Niech ktoś bedzie tak dobry i sprawdzi, czy śmiga...?
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Wto 11:54, 08 Paź 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 13:00, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Okej. Ja tak na super-hiper szybko, korzystając z chwilowego dostępu do komputera. Końcówka fika totalnie mnie zmaśliła i szczerze współczuję ludziom, którzy wczoraj jechali ze mną pociągiem. No. Uwielbiałam tego fika w oryginale, ale teraz uwielbiam go jeszcze bardziej <3 Job well done, Pat :3
A co do serca... ekhem, ekhem, proszę wprowadzić strefę spoiler-free, bo ktoś nie doczytał wczoraj całego fika i nawet nie chce się zastanawiać nad sercem w żadnym kontekście XD
Streama sprawdzę w domu. W robocie na kompie wyskakuje mi komunikat o konieczności aktualizacji jakiegoś playera. Uch, jak sobie pomyślę, że dziś w nocy premiera, to nie ogarniam @_@ Niedawno finał był @_@
A teraz wracam do roboty i będę udawać, że wcale nie siedziałam na forum kiedy miałam przekopywać archiwum
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 15:32, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Tak, Linuś, to ten z sercem :) dziękować za pochwały.
Wrzuciłam już trzy krótaski na AO3, czekam jeszcze na zgodę od hatteress i triedunture. I do bloodism muszę uderzyć...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
hashuniu
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:21, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Ach, jak to się dzieje, że CHCH zawsze mają lepsze zwiastuny niż CW XD Przysięgam, jak kiedyś stanę przed wyborem północnoamerykańskiego kraju, w którym miałabym zamieszkać, wybiorę Kanadę XD
Ponieważ link od Lin mnie nie lubi, dzielę się dobrem zapodanym przez inną duszyczkę. Może coś zadziała XD
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Wto 19:24, 08 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 20:08, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Za pół godziny na osłodę przed premierą kolejna wrzuta :) Od razu w całości. Coś jak wstęp do SHORT FUSE :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
hashuniu
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 20:37, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Obiecana wrzuta :)
PRZEŁOM
Istniały trzy zasady pozwalające omedze przetrwać ruję BEZ lekarstw: zostać w domu, zamknąć drzwi i usiąść w wannie z lodem. Najbardziej nieodpowiedzialne, co mogła zrobić omega, będąc w rui, to wyjść z domu bez ochrony. Ochrony w KAŻDEJ postaci. Przykładowo przyjaciela lub członka rodziny, który by powiedział NIE! Drinka, aby przynieść sobie ulgę od potrzeb, gumki w razie osłabnięcia siły woli oraz/lub broni, w razie gdyby alfa się upierał i nie przyjmował odmowy do wiadomości. Trzy proste zasady, cztery środki bezpieczeństwa, a wszystko łatwo dostępne. Czemu więc Castiel wychodził z domu bez żadnego z powyższych, nie umiał powiedzieć. A właściwie to umiał, po prostu nie chciał. Było już czymś wystarczająco żałosnym bycie zdradzanym przez swojego eksa, nie musiał do tego siedzieć w domu płacząc w koc z garścią pełną chusteczek niczym dziewczyna na hormonach. Odmówił zostania w domu. Nie miał zamiaru dłużej płakać. Był zdenerwowany, był zły i był napalony. Castiel zamierzał kogoś zaliczyć niezależnie od konsekwencji. Chciał porządnego, ostrego rżnięcia przez alfę najlepiej z przewagą mięśni nad mózgiem. Castiel nie szukał miłości, szukał żądzy, czystej i prostej. I po prostu wiedział, gdzie to znaleźć.
PRZEŁOM był barem po wschodniej stronie miasta, który prowadził usługi wyłącznie dla alf. Nie oznaczało to, że omegi i bety nie były wpuszczane do środka, po prostu był wśród alf bardziej popularny. Budynek na zewnątrz był prosty: czarne cegły, czarny szyld z krwistoczerwonymi literami i okna, pozwalające klientom patrzeć na zewnątrz, ale nikomu do środka. U drzwi stał bramkarz, alfa o potężnym karku, z ogoloną głową i krzaczastymi brwiami. Był od Castiela dwa razy większy i kiedy omega się pojawił, zmierzył go wzrokiem od stóp do głów.
Castiel zadarł brodę słysząc głęboki, dudniący śmiech alfy.
- Chcesz, żeby cię zgwałcili, omego? – zapytał bramkarz.
- Zamierzasz mnie wpuścić czy nie? – zażądał Castiel.
Alfa zarechotał ponownie, ale otwarł mu drzwi.
- Właź do środka, mała omego. Nawet cię nie wylegitymuję, bo masz jaja większe, niż ja.
To dobrze, bo Castiel miał 18 lat, a zatem był nieletni. PRZEŁOM zarezerwowany był dla osób od 25 roku życia w górę; Castiel przypuszczał, że miało to utrzymać bar na cywilizowanym poziomie, odsiewając tych, którzy nie kontrolowali swoich potrzeb seksualnych i, w przypadku alf, gwałtownych temperamentów.
Wnętrze PRZEŁOMU było zadymione i pachniało whisky, alfą oraz skórą. Z głośników rozbrzmiewała muzyka rockowa. Klepki podłogowe trzeszczały Castielowi pod stopami, kiedy wszedł do środka i omiótł wzrokiem salę, natychmiast zauważając, że wszystkie oczy patrzyły na niego, a pogawędki nieco przycichły. Usłyszał wdechy nawet poprzez dźwięk muzyki, kiedy zmierzał do baru. Jego wzrok przykuły nieziemskie oczy, wilcze oczy, lśniące w zacienionych częściach sali, twarze kryły się w mroku. Poczuł dreszcze na plecach, ale jego postanowienie było niezłomne. Mógł to zrobić. Zamierzał to zrobić.
- Po prostu nie sądzę, że to jest fair. Nie możemy wypędzić ich siłą – powiedział Sam, patrząc wzrokiem rocznego szczeniaka. Zerwał etykietę ze swej butelki piwa. – Co, gdybyśmy poprosili, by odeszli?
- Już je prosiłem – powiedział Dean. – Odmawiają, a to jest mój cholerny teren, Sammy. Mogą się odpierdolić. Dałem im dość czasu na znalezienie nowego miejsca. A teraz zasmradzają ten obszar swoim zapachem. Muszę wysyłać watahę na patrol, żeby go zwyczajnie przytłumić.
- Ale to są KOTOŁAKI. Jeśli je odeślesz, to zatrzymają się na terenie kogoś innego.
- Tak, świetnie, ktoś inny może się z nimi użerać – powiedział Dean, łykając piwa.
- Ale który alfa będzie tolerował kotołaki na swoim terenie, Dean? Żaden. Tu jest więcej wilczych watah, niż w jakimkolwiek innym mieście. Nie mają szans.
Dean westchnął i przetarł sobie oczy. Jego brat i zarazem zastępca był prawdziwym wrzodem na dupie, gdy przychodziło do negocjacji. Dean był typem, co to najpierw strzela, a potem pyta, zaś Sam zawsze wchodził mu w paradę.
- Gówno mnie to obchodzi. Albo się wyniosą, albo im gardła porozszarpuję.
Jego brat, sapnąwszy, zwisł na krześle.
- Przynajmniej pozwól mi z nimi pogadać, zanim tam wmaszerujesz i rozniesiesz wszystko na strzępy.
- Masz na myśli, zanim wmaszeruję na SWÓJ teren i rozniosę wszystko na strzępy?
Sam posłał mu spojrzenie.
- Tak. Twój teren.
- Dobra. Możesz z nimi pogadać w obecności reszty watahy jako wsparcia, ale jeśli do poniedziałku się nie wyniosą, to ukręcę im łby.
Sam przewrócił oczami. Jasne, Dean miał tendencję do rzucania pustych gróźb względem ludzi, którzy niekoniecznie zasługiwali na śmierć, ale brat nigdy mu tego nie wypominał, ponieważ pozostawało faktem, że Dean był w stanie zrobić to, co twierdził, że zrobi. Był alfą, do tego kurewsko silną. Nazwijcie to przechwałkami. Nie obchodziło go to. Wiedział, czym był. Był w stanie zabić wszystkich, którzy obecnie siedzieli w barze, a nawet nie był tu najstarszą alfą. Prawdę mówiąc, w wieku 29 lat był jedną z najmłodszych.
Dean przesunął wzrokiem po sali, patrząc w oczy każdemu, kto ośmielił się na niego gapić. Jednak dziś wieczorem w PRZEŁOMIE nie było żadnego śmiałka i Dean już miał wrócić do piwa, kiedy otwarły się drzwi.
Ponieważ najsilniejszym u wilkołaka zmysłem był węch, to właśnie to trafiało go najpierw, kiedy miał do czynienia z kimś nowo przybyłym, i było jednym z powodów, dla których Dean oberwał w brzuch zapachem, jaki rozniósł się po sali chwilę przed tym, jak omega wszedł do środka.
Pachniał cedrowym drewnem, białym pieprzem, oziminą i rosą. Była to cudowna mieszanka, która słodko pieściła zmysły Deana, ale prawie jej nie czuł ponad potężnym, nieprzytłumionym zapachem rui. Omega wszedł do środka i Deanowi fiut stwardniał tak szybko, że aż mu się zakręciło w głowie. Miał ciemne włosy, krótkie i rozczochrane, przeszywające niebieskie oczy, usta, które tylko rżnąć i ssać, wyraźna szczęka i prawdziwie zdzirowaty strój: nisko opuszczone dżinsy o prostych nogawkach, luźno zasznurowane buty oraz koszulkę wystarczająco obcisłą i krótką, aby pokazać kawałek brzucha.
Dzieciak chyba pragnął umrzeć.
Nie mógł mieć więcej, niż 20 lat, a Dean musiał zadumać się nad tym, jak zdołał wejść do środka bez dowodu. Grey, czyli bramkarz, był ciężkim orzechem do zgryzienia. Nigdy nie wpuszczał do środka nieletnich, chyba, że był wobec nich szczególnie przyjazny, i słynął z odmowy przyjmowania łapówek, przysług erotycznych oraz pieniędzy.
- Chyba sobie jaja robisz – wymamrotał Sam, który gapił się na dzieciaka tak, jak Dean, tylko że zamiast żądzy na jego twarzy widniała troska. Jezu, Sam był tak kurewsko szlachetny.
- Ja go chcę – powiedział Dean, kiedy dzieciak podszedł do baru i zamówił sobie rum i colę.
- Co?! On ma z 16 lat! – wykrzyknął Sam.
- Okej, po pierwsze, ma przynajmniej 18, a po drugie, dzieciak wyraźnie pragnie zainteresowania ze strony alfy, inaczej nie przyszedłby tutaj w trakcie rui i ubrany jak dziwka.
- On nie wie, czego chce, nie jest dość dorosły – argumentował Sam. – Spójrz na niego… to tylko dzieciak.
Dean patrzył. O kurwa, patrzył. Zauważył, jak niebieskie spojrzenie omegi omiotło pomieszczenie, zatrzymując się na przypadkowych parach oczu skupionych na jego ciele.
Deana ścisnęło z zazdrości i walnął swoją butelką o stół, po czym wstał. Dwie alfy, już idące w stronę omegi, zatrzymały się i spojrzały na Deana, który nieznacznie uniósł wargę w ostrzeżeniu, a tamci się wycofali. Zazwyczaj nie rościł sobie praw. Do licha, zazwyczaj nie miewał jednorazowych przygód, ale ten dzieciak był wspaniały i pachniał jeszcze lepiej. Musiał go mieć.
Castiel zamówił sobie rum i colę, po części spodziewając się, że barman poprosi go o dowód. Nie poprosił, chociaż spojrzał na niego sceptycznie, kiedy podał mu drinka i wziął pieniądze.
Wciąż na niego patrzyli. Zapach alfy również przybrał na sile. Castiel patrzył na swojego drinka i czekał, aż pierwszy alfa zrobi pierwszy ruch. Castiel nie był najładniejszą omegą na świecie, ale wiedział, że dobrze pachniał. Jego zapach był unikalny i alfy zazwyczaj go lubiły. Doszedł do wniosku, że to, iż był w rui, również powinno działać na jego korzyść.
Kątem oka zauważył, że ktoś się zbliżał. Castiel pozwolił, by nos zaczął mu pracować, węsząc cicho. Wchodząc do baru nie wyczuł alfy, który by go zainteresował. Od większości zapachów zaswędziało go w nosie i nie próbował się skupić na nikim w szczególności, ale ten alfa pachniał za dobrze, aby istnieć naprawdę. Castiela uderzył potężny, pikantny aromat, który trafił go prosto w fiuta, rozpalił mu ciało, a skórę pokrył żarem. Niemal spojrzał w górę, ale był zbyt nieśmiały, aby to zrobić. Twarz mu płonęła, a serce waliło w piersi, kiedy alfa oparł się o blat obok niego, przytłaczając go swoim drzewnym zapachem.
- Znowu to samo, Dean? – zapytał barman.
- Tak, dzięki, Adam.
Castiel poruszył się na siedzeniu, pewien, że alfa, Dean, wyczuwał, jak bardzo był podniecony. Ale, jak przypuszczał, należało się tego spodziewać, skoro miał ruję, a alfa przy nim pachniał niewiarygodnie.
Młody barman otwarł kolejną butelkę piwa i przesunął ją Deanowi po ladzie, po czym ruszył na przeciwległy koniec obsłużyć kogoś innego.
- Więc, przyszedłeś tu albo zostać zgwałconym, albo zamordowanym, albo sobie pobzykać, które jest prawdą?
Zszokowany Castiel rzucił głową w górę i napotkał parę głębokich, zielonych oczu. Przełknął ciężko, spuszczając wzrok na wargi alfy, na jego prosty nos, na brązowo blond włosy, wyrzeźbione ciało, skórzaną kurtkę i z powrotem. Był ideałem, dokładnie tym, czego szukał, ale Castiel nie był w stanie mówić. Teraz, kiedy już miał alfę, wielkiego i silnego i wyraźnie zainteresowanego, zabrakło mu odwagi, by przeprowadzić plan do końca. Był tak zdenerwowany, że jego ruja, którą odczuwał jak nieustanne chciwe pulsowanie, została tym niepokojem stłumiona. Co, jeśli ten alfa go skrzywdzi? Był większy od Castiela, nie tak wielki, jak bramkarz na zewnątrz, ale z pewnością wystarczająco duży, by wyrządzić pewną szkodę.
Rozproszony własnymi myślami Castiel nie zdał sobie sprawy, że również był oceniany. Alfa zmrużył lekko oczy i wygiął usta.
- O rany, źle cię oceniłem, co? – powiedział, potrząsając głową.
- Nie. Ja chcę… POBZYKAĆ SOBIE. ZOSTAĆ ZERŻNIĘTYM. CZEMU NIE MÓGŁ TEGO POWIEDZIEĆ?
- Aha, kto je złamał.
- C-co?
- Twoje serce.
Castiel odwrócił wzrok. Alfa zaśmiał się.
- Tak myślałem.
Narosła w nim fala irytacji. Nie lubił być tak łatwo rozszyfrowywanym, jakby był przewidywalny. Ten alfa w ogóle go nie znał.
- Słuchaj, jeśli nie jesteś zainteresowany tym… tym, żeby mnie zerżnąć, możesz odejść.
- Och, jestem zainteresowany – powiedział Dean. – Jakieś 10 minut temu byłem gotów przegiąć cię przez najbliższy stół i zerżnąć do utraty zmysłów.
Castiel zignorował pieczenie, jakie wywołały jego słowa.
- Co się zmieniło?
- Może nie lubię posuwać szczeniaków, którym niewiele brakuje do płaczu.
Castiel spojrzał na niego ostro.
- Nie jestem szczeniakiem! – rzucił, choć nie mógł Deana za to winić, ponieważ ciężko to było stwierdzić. Wilkołaki przestawały się starzeć, kiedy osiągnęły swój pełen potencjał.
- Ale jesteś zdenerwowany.
Czemu to nie szło tak, jak sobie zaplanował? Czemu przeszedł od rozeźlonego, rozgorączkowanego i napalonego do zdenerwowanego, przerażonego i zmarzniętego? Objął się ramionami. Gęsia skórka przybrała na sile. Szukał czegoś, co by go rozproszyło, a nie okazji do zwierzeń. Czemu nie mógł spotkać alfy, który chciał go tylko zerżnąć?
- Co ona lub on zrobili? – zapytał Dean.
Castiel przesunął swoim małym palcem przez kałużę alkoholu przy swoim drinku, rozciągając go w schludną linię wzdłuż baru.
- On. Zdradził mnie – wymamrotał Castiel i odetchnął. – Uprawiał seks z żeńską omegą. Przyłapałem ich.
- Cholera.
Castiel kiwnął głową.
- Chcesz, żebym mu w twoim imieniu urwał jaja?
Castiel nieoczekiwanie parsknął śmiechem. Spojrzał na Deana, uśmiechając się.
- Nie, jest w porządku.
- Jesteś pewien? Mogłoby być zabawnie pograć w golfa jego woreczkiem.
Castiel roześmiał się.
- To obrzydliwe.
- Ale prawdziwe – Dean łyknął piwa i zdjął z siebie kurtkę. – Proszę. – Widząc pytające spojrzenie Castiela dodał – Jest ci zimno.
- Jest dobrze, dzięki.
Dean przysunął się na tyle blisko, że jego usta znalazły się przy uchu Castiela.
- Wciąż masz wielu adoratorów – szepnął. Miał gorący oddech, od którego Castielowi zadrgał fiut. – Kurtka mogłaby przytłumić twój zapach – powiedział alfa, kiedy się odsunął.
Oczywiście nie byli sami. Castiel niemal zapomniał, że znajdował się w pomieszczeniu pełnym napalonych alf. Przyjął kurtkę Deana z podziękowaniem i przepchnął ręce przez zbyt długie rękawy, rozkoszując się komfortem, jaki zapewniało mu wciąż ciepłe okrycie.
Dean zsunął się ze stołka, wziął swoje piwo i Castiel zmartwił się, że tamten zamierzał odejść, dopóki mężczyzna nie wskazał głową na stół w kącie, przy którym siedział kolejny alfa.
- Chodź, tam usiądziemy.
Alfa przy stole wyglądał na wielkiego, na większego od Deana. Castiel przygryzł sobie wargę.
- Ja..
- Spokojnie. To tylko Sam. Pomyśl o nim jak o łosiu.
Castiel uśmiechnął się powoli.
- Łosiu?
- Tak – powiedział Dean. Wyciągnął rękę. – Idziesz?
Castiel spojrzał na otwartą dłoń Deana, na jego przystojną twarz i, kiedy podał mu rękę, a alfa splótł razem ich palce, otaczając gorącem zimną skórę omegi, poczuł tak silną jasność, taki przypływ kompletności, że wiedział, iż znalazł coś szczególnego. Może Castiel tej nocy szukał żądzy, ale wiedział bez wątpienia, że znalazł dużo więcej, niż to.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|