|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 15:45, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Szczujcie mnie dalej, ja ficzków od Salty jeszcze nie czytałam. Ale na razie idę spać, właśnie wróciłam z zakupów z dwiema sukienkami na chrzciny :)
I cieszę się, że udało mi się was zaskoczyć.
Aha, wrzuta prawdopodobnie wieczorem, jak uporam się z rozdziałem 6.
Aha, przegoniłyśmy już PODZIEL SIĘ YAOICEM @.@
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Czw 15:50, 22 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subSilver/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 19:14, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Proszę, oto pierwsze 6 rozdziałów. Następna wrzuta po 12.
JA I MÓJ
Rozdział 1
- Mów dalej.
Dean poruszył się w siedzeniu, rzucając wzrokiem na zakratowany kwadracik. Konfesjonał był mały i ciepły, pachniał emulsją do drewna oraz niezliczonymi pokoleniami świec i kadzidła. Nie tłumił jednak zapachu mężczyzny za kratą, a przynajmniej Dean wciąż sobie wyobrażał, że go czuł. Miętowa pasta do zębów i mydło cytrynowe, jego sutanna pachniała ozonem i krochmalem. Słyszał oddech ojca Novaka, równy i spokojny, kiedy czekał on na jego następny grzech.
- Byłem nieposłuszny rodzicom – urwał. – Okłamałem ich i ukradłem 10 dolarów na nową płytę… nienawidzą mojej muzyki – próbował oddychać, ale wyszło mu to za głośno, chrapliwie uleciało z ust. – Opuściłem swoje obowiązki oraz trening piłki nożnej… byłem leniwy… i…
- Mów dalej, mój synu – jego głos był głęboki i spokojny w trakcie słuchania lżejszych grzechów popełnionych przez Deana.
- To coś gorszego, ojcze… ja… - znowu poruszył się w krześle, a ciepłe powietrze otoczyło go niczym pięść, pot spłynął mu na kołnierzyk.
- Nie muszę ci przypominać, że to jest prywatny rytuał – ojciec Novak uspokoił go swoim odpowiednim tonem oraz przewidzianymi na ten cel zdaniami. – Nikt poza mną i Bogiem nie dowie się o twoim wyznaniu.
- Miałem myśli, ojcze… o mężczyznach.
Przerwa była niemal bolesna.
- Rozumiem – kapłan odetchnął ze skruchą. – Czy na tym koniec?
- Nie, ja… - Dean przełknął z wysiłkiem. – Ja…
- Zaspokajałeś się? – głos kapłana był miękki i Dean poczuł, jak oddech zaczął mu się rwać po tych słowach, od tego, w jaki sposób kapłan je wypowiedział, od tego, jak żołądek zaczął mu się skręcać w oczekiwaniu i odrazie.
- Tak – głos miał cichy, zawstydzony, ponieważ było jeszcze gorzej, niż to, tak dużo gorzej, a on wciąż musiał o tym opowiedzieć. – Tylko parę razy, ojcze…
- To wciąż jest grzech, nawet, jeśli tę czynność wykonuje się rzadko – głos kapłana był pełen żalu, a Dean wyczuł w nim współczucie.
- Wiem… ale, ojcze… sądzę, że moje myśli są cięższym grzechem.
- Jak to?
- Myślę… myślałem… o tobie, ojcze – brzuch Deana zacisnął się i chłopak poczuł, że twarz zapłonęła mu ze wstydu, zaś ciało zablokowało się i wypełniło gorącem. Kapłan przez dłuższą chwilę milczał.
- Mój synu…
- Nie udawaj, że nie wiesz, kim jestem – Deanowi drżał głos. – Nasze zgromadzenie liczy sobie 30 osób… wiesz, ojcze, kim, jestem.
- Dean… - westchnął ojciec Novak.
- Potrzebuję pomocy – Dean znał ojca Novaka zaledwie od roku, a przez pierwsze 15 lat życia ich kapłanem był starszy mężczyzna, ojciec Sandover; młodszy mężczyzna z pewnością musiał być w stanie pomóc mu na sposób, w jaki poprzedni ksiądz by nie zdołał.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie warto z tego powodu przerywać spowiedzi – westchnął ksiądz. – Spotkaj się ze mną po spowiedzi. Zobaczę, co da się zrobić.
- Dziękuję, ojcze.
- I, Dean… trzeba było do tego ogromnej odwagi, pierwsze kroki ku odkupieniu często są trudne – Dean usłyszał szelest sutanny, delikatny szczęk różańca drugiego mężczyzny, otwarły się drzwi konfesjonału i ksiądz Novak wyszedł. Dean zwisł na krześle, wiedząc, że najtrudniejsze dopiero go czekało.
Ojciec Castiel Novak sporo wiedział o walce z własnymi demonami. Przez większość życia z sukcesem walczył z własnym homoseksualizmem, wstąpił w stan kapłański i złożył przysięgę celibatu, czystości z wiedzą, że umacniał się w walce z pokusami i przybliżał do Boga. Teraz mógł pomóc komuś innemu i dziękował swemu niebieskiemu Ojcu za możliwość dalszego umacniania się i odwiedzenia kolejnej duszy znad przepaści z powrotem na łono Kościoła.
Dean Winchester pozbył się w konfesjonale swej anonimowości, ale Castiel znał jego tożsamość i byłoby głupotą próbować udawać, że było inaczej. Dean był synem Johna i Mary Winchesterów, bratem Samuela, który śpiewał w chórze, podobnie jak sam Dean, zanim wszedł w okres dojrzewania. Dean miał prawie 17 lat, a dorastanie i tak było wystarczająco ciężkie bez nienaturalnych pragnień, do jakich się przyznał.
MYŚLĘ O TOBIE, OJCZE.
Było czymś bardzo kłopotliwym, że Dean uznał swego księdza, swój bastion oporu przeciw grzechowi i pokusie, za obiekt pożądania. Było to w rzeczy samej coś złego i Dean nie powinien sam się z tym borykać.
Po zakończeniu spowiedzi i uporaniu się z kilkoma innymi obowiązkami na rzecz zgromadzenia, Castiel spotkał się z Deanem w swym biurze na tyłach kościoła.
- Usiądź, proszę – wskazał Deanowi krzesło przy biurku i zajął miejsce naprzeciwko.
Wolny od ograniczeń konfesjonału mógł otwarcie przyjrzeć się chłopakowi i to, co odkrył, okazało się nieznacznie rozpraszające. Wcześniej o tym nie pomyślał.
Dean był piękny. Do tego stopnia, że Castiel pod osłoną biurka owinął dłonie różańcem, czując, jak koraliki wrzynały mu się w knykcie. Nastolatek był doskonały, miał czystą, opaloną skórę i nieskazitelnie zielone oczy pod niezdarnie przyciętą grzywką brązowych włosów. Wciąż miał w sobie jakąś dziecięcą miękkość, ale większość ciała już nabrzmiewała mu mięśniami, poszerzając się zwłaszcza w okolicach piersi i ramion. Castiel obrzucił wzrokiem ciało Deana, ciasna, znoszona bawełna jego koszuli ustępowała porządnym spodniom, które robiły się ciasne, jakby przyspieszony wzrost przyłapał chłopca niespodziewanie. Popieścił oczami ciężar pomiędzy udami chłopaka i poczuł, jak pod sutanną zareagowało jego ciało.
Mocniej zacisnął palce na różańcu. Nie będzie myślał o tych rzeczach, do tego o dziecku.
- Dziękuję ci, ojcze, że zgodziłeś się ze mną spotkać.
Castiel położył na biurku dłoń, której boleśnie mocno nie owijały koraliki.
- Nie ma za co, ale myślę, że powinienem podkreślić fakt, iż, zważywszy na to, co mi wyznałeś, choć jestem tu, Dean, aby ci pomóc, to może byłoby najlepiej… biorąc pod uwagę naturę twego zainteresowania, gdybyś spotkał innego księdza lub doradcę? – musiał to zrobić, jego reakcja na chłopaka była dowodem, że to spotkanie było czymś nieodpowiednim.
Dean pokręcił głową.
- Właśnie dlatego jesteś jedynym, który może mi pomóc – chłopak zacisnął dłonie na udach i ten gest napiął materiał silniej. Castiel walczył z przymusem, aby na niego spojrzeć. Wygrał, ale z trudem. – Musisz być moim księdzem, może wtedy… może nie będę się tak czuł.
- Rozumiem – Castiel westchnął wewnętrznie i zaakceptował wyzwanie, jakie postawił przed nim Bóg. Dean był zarówno pokusą, jak i suplikantem, i tak też Castiel zamierzał z nim postępować, przywieść go z powrotem do prawości, jednocześnie chroniąc własną czystość. Obniżył głos. – Nie jest to coś, co chciałbym… pod jakimkolwiek pozorem… upubliczniać – powiedział ostrożnie – ale gdy byłem młodszy, może trochę młodszy, niż ty teraz… znalazłem się w tej samej sytuacji. – Dean spojrzał mu w oczy i przełknął nerwowo. – Mogę cię zapewnić, że ta walka nigdy się nie kończy… ale możesz wybrać dobro, Dean… możesz się kontrolować.
Dean tak mocno pokiwał głową, że Castiel naprawdę zaczął mu współczuć.
- Właśnie tego chcę… kontrolować to.
- Możesz i będziesz – uśmiechnął się Castiel. – Modlitwa jest, oczywiście, pierwszym sposobem, ale jeśli chcesz, możesz przychodzić wieczorami do kościoła i rozmawiać ze mną o trudnościach. Mogę ci zaoferować pewne wyjaśnienia oraz sposoby na kontrolowanie… chęci zaspokojenia.
Dean zarumienił się i spojrzał na blat biurka. Castiel zdławił myśl, że jak na kogoś zazwyczaj tak bezczelnego rumienił się pięknie. Zastąpił ją troską o dobro chłopca, planując już przyszłe spotkania.
- Bardzo bym chciał, ojcze – wydusił z siebie Dean. – To jest trudne… nie sądzę, że sam bym sobie z tym poradził.
- Nie musisz – Castiel spojrzał mu w oczy tak ciepło i życzliwie, jak tylko mógł. – Masz Boga, masz mnie i siebie – wwiercił się spojrzeniem w te niewinne zielone tęczówki. – Jesteś silniejszy, niż myślisz.
- Chciałbym, by to była prawda.
- Chciałbym, byś dostrzegł, że tak jest – Castiel oparł się o krzesło, nie zdawszy sobie sprawy, że przysunął się do chłopaka. – Powinieneś wrócić do rodziców, zobaczymy się jutro wieczorem, jeśli ci to pasuje?
- Tak. Dziękuję, ojcze.
- Nie ma za co… Dean.
Dean wyszedł z jego biura, a Castiel otwarł wspólne drzwi, prowadzące do jego domu. Zdjął sutannę, buty i odzież spodnią. Odkręcił zimną wodę w starej wannie na pazurzastych nóżkach i zagapił się na swoje odbicie w lustrze, śledząc wzrokiem zaczątki zmarszczek wokół oczu i ust. Miał prawie 30 lat. Zaszedł tak daleko.
Gdy tylko wanna się napełniła, wszedł do niej i zanurzył się w lodowatej wodzie, powstrzymując pisk na skutek mogącej zatrzymać tętno zmiany temperatury. Początkowe podniecenie zniknęło na skutek siły napaści na jego ciało. Oparł się o zimne szkliwo i zamknął oczy, czując igły zimna wbijające mu się w skórę.
DOBRY BOŻE, DAJ MI DOŚĆ SIŁ, ABYM ZDOŁAŁ SIĘ PILNOWAĆ, NIECH TO WYZWANIE NIE WYKRACZA POZA MOJE MOŻLIWOŚCI, BĄDŹ ZE MNĄ I Z DEANEM W TYM PRZEDSIĘWZIĘCIU.
Ujął różaniec jedną ręką i, wciąż go trzymając, zanurzył się pod wodę. Za każde jedno drgnięcie swego członka pod sutanną, za chwilę, w której uznał chłopaka za pięknego, narzucił sobie trzydzieści powtórzeń.
ŚWIĘTA MARYJO, ŁASKIŚ PEŁNA, PAN Z TOBĄ, BŁOGOSŁAWIONAŚ TY MIĘDZY NIEWIASTAMI…
Maszerując do domu Dean wznosił do nieba własną modlitwę.
PROSZĘ, BOŻE, NIE DAJ MI TEGO SPIEPRZYĆ… PROSZĘ, BOŻE, NIE DAJ MI TEGO SPIEPRZYĆ…
Rozdział 2
Pierwszego wieczoru, tydzień po spowiedzi Deana, Castiel usadził chłopaka w swoim gabinecie i kazał mu wyszczególnić wszystkie bodźce. Okazało się to trudniejsze, niż przypuszczał. Castiel pamiętał, że jako nastolatek wypisał wszystko, co go pobudzało, czy też rzeczy, które reprezentowały pokusę. Dean długo gapił się na czysty notes, potem przetarł sobie pięściami oczy.
- Nie dam rady.
- Tak, dasz – uspokoił go Castiel, po czym wyrwał kartkę i wziął sobie długopis. – Zacznij od pierwszej rzeczy, którą pamiętasz, pierwszy raz, kiedy to się wydarzyło.
Dean spojrzał na niego przeciągle i Castiel zaczął się zastanawiać, czy chłopak przypomniał sobie jakąś fantazję na jego temat, jednak wtedy nastolatek zabrał się do pracy, więc i Castiel rozpoczął to ćwiczenie. Nigdy nie szkodziło przypomnieć sobie, że było się słabym, nawet teraz.
Długo pisali w ciszy, światło elektryczne rzucało żółtawy blask na zaciemnione biuro. Castiel zakończył pisanie i wstał. Poszedł do kuchni i wrócił z herbatą dla nich obu. Dean ledwo spojrzał na napój i łykał go pomiędzy wyszczególnianiem punktu za punktem w notesie.
- Gotowe – powiedział wreszcie, odkładając długopis na bok i nerwowo zerkając na księdza. – Czy muszę… - wskazał na papier.
- Nie muszę tego czytać, jeśli chcesz to zatrzymać dla siebie – Dean, marszcząc brwi, spojrzał na kawałek papieru z niepokojem wyraźnie widocznym na twarzy. – Dean – chłopak spojrzał w górę. – Decyzja naprawdę należy do ciebie i naprawdę jest w porządku, jeśli chciałbyś o tym nie mówić.
Dean wyciągnął kartkę, patrząc Castielowi w oczy.
- Przeczytaj to.
Castiel wziął listę i przeczytał ją w milczeniu. Większość była taka, jak się spodziewał, Dean reagował na sugestywną muzykę, obrazy stworzone z myślą o ich odbiorze w kontekście erotycznym, prezentowane na billboardach i w magazynach. Czuł się niezręcznie w szatni z kolegami z drużyny; podniecały go sceny erotyczne w filmach i w literaturze i zgodnie z tym szukał ulgi. Fantazjował i masturbował się z przyzwyczajenia, a także przyznał się na papierze zbitym, zawstydzonym pismem, iż zaspokajał się analnie.
Castiel przeczytał tę listę z twarzą bez wyrazu, wiedząc, że to było normalne, wręcz spodziewane, zważywszy na naturę obsesji Deana. Blisko dołu strony Dean wyszczególni swe fantazje, wyraźnie okrojone z jakichkolwiek lubieżnych szczegółów. Były ich trzy i każda z nich wyobrażała samego Castiela. Przeczytał je z tak wielkim poczuciem odseparowania, na jakie mógł się zdobyć, ponieważ, pomimo wręcz klinicznej natury tych opisów, niech Bóg mu pomoże, ale widział to wszystko.
FANTAZJUJĘ O TYM, ŻE OJCIEC NOVAK MNIE CAŁUJE, ŻE JESTEM NAGI, A ON MNIE DOTYKA.
FANTAZJUJĘ O TYM, ŻE OJCIEC NOVAK PRZEPROWADZA NA MNIE SEKS ORALNY W ZAKRYSTII.
ŚNIŁEM O TYM, ŻE POPEŁNIŁEM SODOMIĘ Z MĘŻCZYZNĄ, A KIEDY ON WYPOWIEDZIAŁ MOJE IMIĘ, ZDAŁEM SOBIE SPRAWĘ Z TEGO, ŻE BYŁ TO OJCIEC NOVAK (TO BYŁ TYLKO SEN, ALE SIĘ PODNIECIŁEM, NIE WIEM, CZY TO SIĘ LICZY).
- Tak, liczy się – powiedział Castiel. – Choć takie rzeczy są poza twoją kontrolą tak, jak twoje myśli nie są.
Dean zaczerwienił się, wiedząc dokładnie, co Castiel przeczytał.
- Przepraszam, nie powinienem był pisać…
- Powinieneś wyznać wszystko, co stoi pomiędzy tobą a byciem zdrowym – powiedział miękko Castiel. Podał nastolatkowi własną listę. – Kiedy jesteśmy sami, widzimy, kim naprawdę jesteśmy, w połączeniu ze spowiedzią dowiadujemy się, kim powinniśmy się starać być.
Dean przeczytał listę księdza z rosnącym współczuciem.
- Czy to wszystko jest prawdą? – zapytał wreszcie. Castiel kiwnął głową. Jego lista w ogromnym stopniu przypominała listę chłopaka, jeśli chodziło o efekty bodźców zewnętrznych. Wyszczególnił też podniecenie na skutek platonicznego dotyku innych mężczyzn, czy to w centrum sportowym, czy w trakcie pracy na zewnątrz. Fantazji miał niewiele i nauczył się je kontrolować w okresie dojrzewania. Jedyna, jaką podał i z jaką nadal miał problem, to była myśl o byciu zaatakowanym, przytrzymanym i zmuszonym do stosunku. Zdawał sobie sprawę z tego, że wynikało to z jego własnego pragnienia braku winy w trakcie popełniania tego aktu, i próbował sobie z tym radzić, gdy tylko ta myśl się pojawiała. – Jak ojciec to znosi? – zapytał Dean. – Mam wrażenie, że to cały czas tam jest, a im bardziej próbuję to ignorować, tym bardziej widzę… - odetchnął. – Cały czas czuję się jak zboczeniec – ściągnął brwi i spojrzał na blat biurka.
- Nie jesteś zboczeńcem – Castiel spojrzał na pochyloną głowę chłopaka i poczuł przypływ współczucia dla jego cierpienia.
- Właśnie ojcu powiedziałem, że fantazjuję o ssaniu mu fiuta – Dean gwałtownie zamknął usta i gniew zniknął mu z twarzy. – Cholera, przepraszam, ojcze.
Fiut drgnął Castielowi zarówno z powodu wulgaryzmów, jak i obrazu. Niezauważenie wbił sobie paznokcie w udo i ścisnął, dopóki nie poczuł, że skóra ustąpiła. Usiłował zachować beznamiętną twarz i głos.
- Rozumiem, jakie to może być frustrujące. Ale nie będę ci mówił, że jesteś potworem – twarz Deana wyrażała tak pełną ulgi wdzięczność, że Castiel musiał odwrócić wzrok. Pomysł, że ten chłopak go potrzebował, że pragnął jego aprobaty, w jego obecnym stanie niezbyt mu pasował. – Cierpisz na obsesję, na chorobę… i to nie jest twoja wina – powiedział miękko.
- Dziękuję, ojcze – młodzieńczo silna postać Deana skuliła się na twardym krześle, z każdego jego ruchu przebijały wyczerpanie i emocje.
- Niezbyt wiele robię – Castiel zrzucił z siebie tę wdzięczność i oddał Deanowi jego listę. – Zidentyfikowałeś w sobie te słabości, teraz musisz znaleźć sposób na to, aby całkiem unikać pokusy lub też z sukcesem stawić jej czoła.
- Jak mam to zrobić?
- Cóż, możemy czegoś spróbować. Pomyśl o… - Castiel zerknął na listę. – Pomyśl o czymś, co by cię zazwyczaj pobudziło.
Dean spojrzał na niego ostro.
- Powiedział ksiądz, że powinienem unikać…
- Przezwyciężanie pragnienia poddania się pokusie jest niezwykle trudne – powiedział Castiel niskim, szczerym głosem. – Jeśli potrafisz określić moment, w którym przegrywasz walkę ze swą lepszą stroną, możesz zapobiec temu, by sytuacja zaszła tak daleko.
Dean wciąż zdawał się być nieprzekonany, ale i tak zamknął oczy.
- Okej – Castiel pokrótce zapoznał go z ćwiczeniem. – Pomyśl o czymś, co by zazwyczaj sprawiło, że chciałbyś się zaspokoić – Dean otwarł oczy i spojrzał na niego powątpiewająco, ale posłuchał mimo to. Zamknął oczy i zmarszczył brwi. Castiel sam to ćwiczenie wykonywał. Chodziło w nim o to, by stworzyć pokusę, a potem oprzeć się impulsowi. Teoria głosiła, że pożądanie, które stworzyło się samemu, było łatwiej zdławić od tego, które narastało niespodziewanie.
Oddech Deana przyspieszył i Castiel wrócił do rzeczywistości, uświadamiając sobie, że patrzył bardziej na ścianę za Deanem, niż na samego chłopaka. Dean przygryzał sobie dolną wargę, a dłonie spoczywały mu na krawędzi biurka.
- Dobra – głos miał suchy i lekko drżący. – Co mam robić teraz?
- Nic – wymamrotał Castiel. – O to chodzi.
Dean wydał dźwięk pomiędzy skomleniem a niewygodnym chrząknięciem. Castiel zgiął palce i wbił paznokcie w świeży fragment skóry. Mógł to zrobić, mógł sobie z tym poradzić.
- To nie jest takie trudne, nie dotykać się – wymruczał niskim, hipnotyzującym głosem. – To cię nie zabije. – Dean przełknął głośno. – Pomyśl o czymś innym – ciągnął Castiel kojącym tonem. – Będzie łatwiej.
- Czy mógłby ksiądz… - Dean przełknął znowu. – Głos księdza mi nie pomaga.
Castiel przebił sobie posiniaczoną już skórę. Gdzieś w głowie automatycznie rozpoczęła mu się Modlitwa Pańska.
- Przepraszam – powiedział Dean po kilku cichych sekundach.
- O czym myślałeś? – pytanie padło znikąd i przez chwilę Castiel zastanawiał się, kto je zadał, po czym skojarzył to z ruchem własnego gardła i własną płonącą twarzą. Dean mocniej zacisnął dłonie na biurku, a knykcie pobielały mu z wysiłku. Castiel poczuł do siebie odrazę. – Nie musisz… to było z mojej strony bezmyślne – obserwował Deana w milczeniu, pierwszy raz zastanawiając się, czy to zadanie w ogóle było dla niego wykonalne.
- Jest ksiądz w zakrystii – powiedział Dean, a Castiel poczuł w swoim brzuchu coś gorącego i ciężkiego, gwałtowne uderzenie krwi do ciała. – Przyszedłem się z księdzem zobaczyć… Nie wiem, czemu, ale wtedy ksiądz… - chłopak odetchnął drżąco i Castielowi opadł żołądek – …pada przede mną na kolana… rozpina mi spodnie i zaczyna mnie ssać – Castiel nie mógł się ruszyć, nie czuł nic poza pulsującym bólem w udzie i dorównującym mu bólem lędźwi. – Już ją kiedyś miałem – wymamrotał Dean z wciąż zamkniętymi oczami. – Zawsze… nigdy nie mogę nie dotykać, ojcze, kiedy myślę o tobie w taki sposób.
- Dean – głos Castiela był silny i to go zaskoczyło, ponieważ w żyłach czuł wszystko, tylko nie siłę. – Przestań.
Chłopak otwarł oczy, których zieleń utonęła pod źrenicami, usta miał pogryzione do czerwoności, a na skroniach perlił mu się pot. Jego młoda twarz wyrażała wstyd i żal.
- Przepraszam, ojcze.
Castiel siłą woli odpędził podniecenie, wyobrażając ją sobie jako ścianę, której nie mogły przebić miękkie słowa Deana. Postanowił nie patrzeć na wybrzuszenie w dżinsach chłopaka, które, jak wiedział, było tam. Nie musiał się zadręczać tym widokiem.
- Spróbuj unikać sytuacji, które uważasz za stymulujące – Castiel wstał, utrzymując stałe, pełne autorytetu brzmienie głosu. – Powinieneś przyjść i spotkać się ze mną ponownie, jeśli sądzisz, że pomoże ci to przezwyciężyć twoje problemy.
Gdy już wieczorem został sam, Castiel pogrążył się w zimnej kąpieli. W żołądku miał pustkę, bo odmówił sobie kolacji.
Modlił się, by Dean nie wrócił.
Rozdział 3
Castiel przez dwa tygodnie doglądał swych obowiązków i swego zgromadzenia. Problemy pojawiały się, gdy miał czas wolny, czas na myślenie. Ograniczał ten czas, jak tylko mógł, ale wciąż przyłapywał się na myśleniu o tym, co najlepiej było zostawić w spokoju.
Myślał o Deanie w cichych chwilach dręczącej refleksji, o tym, jak chłopak sobie radził, czy jego reakcja na małe zachwianie się Deana zrzuciła go ze ścieżki prawości. Jego myśli, jakkolwiek w najlepszych intencjach, nieustannie wracały do spłonionej twarzy chłopaka, jego przygryzionych ust i rozszerzonych źrenic.
W próbie kontrolowania się ograniczył swe posiłki do wody, niesłodzonej czarnej kawy i suchego tostu dwa razy dziennie. Smaki stały się dla niego obcym słowem. O poranku odkręcał pod prysznicem zimną wodę na całą moc i tak ją zostawiał. Gorące prysznice wydawały się czymś zbyt dobrym, aby wolno im było dotykać jego skóry. Potrzebował ostrego traktowania, nie czegoś uwodzicielskiego i zmysłowego.
W pośpiechu sprzątał dom i kościół, sutanna ciążyła mu od rozbryzgów wody i od potu, nadwerężał sobie plecy, mając zawroty głowy z głodu, i spał nerwowo na podłodze przy swym nietkniętym łóżku.
To wciąż nie wystarczało.
I nie powstrzymywało snów.
Sny same w sobie nie były lubieżne. Śnił o tym, że było mu ciepło i wygodnie, że trzymał w ramionach młode, silne, nieopierające się i zapraszające ciało, że jego skóry dotykały miękkie włosy i skóra. To nim wstrząsało bardziej, niż zdołałyby fantazje seksualne – pragnienie, by Dean z nim leżał, by po prostu był na tyle blisko, aby go dotknąć, samo w sobie nie wydawało się być nierozumne. To go przerażało, ponieważ nie mógł z tym walczyć moralnością, nie mógł czuć do tego obrzydzenia czy uważać za pokusę.
Castiel sypiał mniej, woląc czytać do późna, szorować podłogi i czyścić srebra, które już i tak były czyste, przygotowywać nabożeństwo i modlić się w kółko, bez końca.
Dean przyszedł zobaczyć się z nim w połowie trzeciego tygodnia. Słysząc niepewne pukanie, Castiel otwarł drzwi biura i stanął twarzą w twarz z zaniepokojoną twarzą chłopaka.
- Dean?
- Czy mogę wejść? – jego głos był aż nadto sztywny i formalny. Castiel przywarł do tego jak do talizmanu, z takiego tonu nie mogło wyniknąć nic grzesznego.
- Oczywiście – otwarł szerzej drzwi i wrócił na krzesło. – Jak mogę ci pomóc?
- Przyszedłem przeprosić – Dean usiadł niepewnie na krześle naprzeciwko. – Naprawdę przepraszam za to, co się wydarzyło… nie zamierzałem wracać, ale… - pochylił się do przodu - …ale to działa, ojcze… to, co mi powiedziałeś…
- Cieszę się, Dean – Castiel poczuł uśmiech na ustach. Cieszył się, że Dean znajdował jakąś ulgę od swych natręctw, choć poczuł też falę zazdrości, którą powinien był przezwyciężyć – i nie masz za co przepraszać.
- Ojcze, ja…
- To już jest wybaczone – uśmiech Castiela był teraz autentyczny; nie wydawało mu się, że mógłby odmówić tak szczeremu chłopakowi prawdziwego wybaczenia.
Dean uśmiechnął się, a w jego nagle rozluźnionych ramionach widać było ulgę.
- Dziękuję, ojcze – chłopak zacisnął dłonie na udach. – Jeśli by to księdzu pasowało… chciałbym kontynuować to… doradzanie.
Castiel poczuł, że siły go opuszczały, był zmęczony, tak bardzo zmęczony.
- Dean… nie sądzę, by to było właściwe.
Chłopak wyglądał na zdruzgotanego.
- Wiedziałem… ksiądz mnie nie chce widzieć – Dean, mimo całej zewnętrznej siły, nieoczekiwanie wydał się tak mały, że Castiel musiał walczyć z chęcią, by obejść biurko i pocieszyć go, jakby był dzieckiem. Jeden dotyk, nieważne, jak niewinnie zamierzony, mógł złamać ich obu. Wiedział to, więc się nie ruszył.
- Dean, jeśli nasze ostatnie spotkanie może na coś wskazywać… to dla ciebie może nie być najlepiej, abyś kontynuował to pod moim przewodnictwem.
- Ojcze, potrafię się kontrolować – Dean spojrzał mu w oczy. – Wiem, że przekroczyłem linię, ale ćwiczę wstrzemięźliwość i… - zmarszczył się. – Wygląda ksiądz na zmęczonego.
- Co? – Castiel poczuł błyskawicę w kręgosłupie.
- Jakby potrzebował ksiądz więcej snu… - Dean wyglądał na jeszcze bardziej zmartwionego. – Ksiądz nie… to nie jest przeze mnie, prawda? Z powodu tego, co zrobiłem?
- Nie kłopocz się tym, moje dziecko – Castiel otulił się swą kapłańską obojętnością niczym kocem przeciwpożarowym.
- Ojcze… - twarz Deana była otwarta, zrozpaczona, i Castiel zareagował na tę rozpacz tak, jak zrobiłby to każdy bogobojny człowiek, próbując zaofiarować pocieszenie. – Proszę… jest ksiądz jedynym, kto mi w tym pomógł.
- Są inni kapłani…
- To musi być ksiądz.
- Dean…
- Nie, ja… ja wiem, że to brzmi aż nazbyt głupio, iż to musi być ksiądz, skoro jest ksiądz częścią mojego problemu. Ale nic nie poradzę, że tak czuję.
Castiel spojrzał na chłopaka i ujrzał wiele konfliktu i niepokoju, jak na kogoś tak młodego.
- Bardzo dobrze – Castiel pomodlił się szybko o przewodnictwo. – Mówisz, że w minionych tygodniach ćwiczyłeś wstrzemięźliwość?
- Tak – Dean gorliwie pokiwał głową. – Śledziłem listę i przestałem oglądać to, co mnie wzburzało, próbowałem o tym nie myśleć i… cóż, teraz biorę prysznic w domu, po treningu – rumieniec tylko pogłębił opaleniznę na jego twarzy.
- Bardzo dobrze sobie radzisz – Castiel widział, jak bardzo Dean potrzebował pochwały za to, co z pewnością było dla niego wysiłkiem, w jego wieku seks był bardzo ważny, był stałym naporem na ciało. Tyle pamiętał z własnego dorastania. – Radzisz sobie? Po tym, jak zniknął element fizyczny.
Rumieniec na twarzy Deana pogłębił się.
- Próbuję, ojcze.
- Dobrze. Ale musisz próbować mocniej – Castiel spojrzał na notatki wciśnięte między dwie strony jego kalendarza. – Jak długo radzisz sobie bez?
- Od… - Dean praktycznie jąkał się z niepewności. – Od czasu, gdy ostatnio księdza widziałem.
Castiel przełknął.
- Próbowałeś jakiejś alternatywy w celu pokonania podniecenia?
- Co miałbym robić?
- Stwierdzam, że skutkuje dyskomfort – Castiel złączył palce i położył dłonie na biurku. – Ostry ból czy nieprzyjemne doznanie, jak zimny prysznic.
- Czy to dlatego… - Dean skinął głową w stronę kolan Castiela. – To coś z nogą księdza. -
Castiel zamrugał, zbity z tropu. – Widziałem ostatnio, jak ksiądz to robił – powiedział miękko Dean, a Castiel poczuł się przyłapany, teraz, kiedy Dean już wiedział o jego podnieceniu. – Czy to działa?
- Bardzo – Castiel spuścił wzrok na blat. – Podobnie jak ograniczanie innych rzeczy mających wpływ na libido, jak zmysłowe jedzenie, odprężenie, przedłużająca się nagość… ograniczenie tego może pomóc – Dean kiwnął głową, spoglądając na niego z zamyśleniem. – Możesz też rozważyć inne rzeczy, ja wybrałem stan kapłański… musisz skierować swą uwagę na kobiety w swoim wieku.
- Ma ksiądz na myśli randki? – Dean nie wyglądał na zbyt pewnego tego pomysłu.
- Ostatecznie tak – Castiel w roztargnieniu stukał w biurko. – Może dalej będziesz ćwiczył abstynencję i spotkamy się, aby przedyskutować jakiekolwiek problemy i pytania, jakie mógłbyś mieć?
Dean kiwnął głową.
- Dziękuję, ojcze.
- Zobaczymy się w niedzielę – Castiel odprowadził Deana do drzwi kościoła i patrzył, jak chłopak pobiegł w stronę zakrętu.
Dean w rekordowym czasie dotarł do domu, przeskoczył przez schody na werandzie i zbył propozycję matki, aby zjeść obiad, szczerząc się i mamrocząc „Mamo, nie jestem głodny”. Wtargnął do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi, po czym usiadł w nogach łóżka.
Castiel powiedział, że wciąż mogli się widywać. Na myśl o tym serce zabiło mu radośnie.
Dean zamknął oczy i policzył od dwustu wstecz, zaciskając dłonie na udach. Ledwo mu to pomogło. Widywanie księdza Novaka, myślenie o nim wpływało na niego w sposób, którego nie umiał zacząć kontrolować.
Przynajmniej jeszcze nie.
Fiut mu drgnął i chłopak mocno przygryzł usta.
Mógł się kontrolować i mógł być w tym coraz lepszy. Jeszcze trochę praktyki.
Rozdział 4
Powiedzieć, że Dean starał się z całych sił, byłoby nie doceniać czystego, wywołującego zgrzytanie zębów wysiłku, który podejmował w każdej przytomnej chwili.
Cały czas kontrolował swe myśli, uważał na wszelkie kłopotliwe wpływy, jak zdjęcia mężczyzn lub nagich mężczyzn w telewizji. Kupił sobie piżamę, tak, aby nie odczuwać pokusy, śpiąc nago. Wyrzucił lubrykant, który trzymał w szufladzie nocnego stolika, a kiedy się budził, odmawiał różaniec, na pół twardy i wciąż widząc niebieskie oczy wypalone w swoim mózgu.
Starał się tak bardzo, że aż go bolało.
Był taki dobry i było zwyczajnym okrucieństwem, że, tak jak narkotyki najbardziej działały, kiedy się było czystym – ojciec Novak działał na niego silniej, niż kiedykolwiek. Wyglądało to tak, jakby odciął się od wszelkiej bezsensownej stymulacji, odstawił wszelkie swoje sposoby na upuszczenie pary, i wtedy pojawiał się ksiądz, a Dean nie mógł patrzeć na niego i nie pragnąć. Pragnąć tak bardzo, że czuł ból.
Nie był idiotą, miał prawie 17 lat i, dobra, był gorący, był zauważany, ale to nie mogło zainteresować kogoś takiego jak on, kogoś starszego i inteligentnego i tak pozbieranego, że przy nim bezładne myśli i modlitwy Deana wyglądały jak samochód kręcący się bez sensu w kółko na żwirze.
A mimo to potrzebował go, potrzebował pomocy ojca Novaka, nawet, jeśli jej ostatnim etapem będzie całkowite odcięcie się od niego. Wiedział, że ten dzień nadchodził, a jednak groźba rozdzielenia, to, że ten czas, kiedy to mógł przynajmniej popatrzeć na drugiego mężczyznę, dobiegnie końca, sprawiał tylko, że Dean pragnął go bardziej.
Ojciec Novak był zbyt smukły, zbyt blady i jasny i niemożliwie nieskazitelny, aby być czymś mniej niż ideałem. Dean widział to na każdej odprawianej przez niego mszy i na każdych ich spotkaniach. Spoglądały na niego niebieskie oczy, różaniec oplatał długie jasne palce. Dean godzinami siedział w kościele i patrzył, jak miękkie usta księdza wypowiadały kazanie, wypowiadały każde słowo rytuału. Patrzył, jak rzęsy spoczywały mu na skórze, kiedy zamykał oczy do modlitwy, jego głos przypominał jednocześnie grzmot i intymne mruczenie.
Z tego właśnie powodu wrócił do spowiedzi.
- Wybacz mi, ojcze, bo zgrzeszyłem. Ostatni raz byłem u spowiedzi cztery tygodnie temu.
Castiel usłyszał głos Deana i zaczął się zastanawiać, czemu Bóg posypywał solą jego najboleśniejsze rany.
- Niech Bóg cię błogosławi i strzeże od złego – urwał. – Powiedz mi, dziecko, co zrobiłeś.
Nie pomagało, że mógł wyobrazić sobie Deana, tę zaciśniętą w uporze szczękę i policzki, miękkość jego ust, gładkość jego twarzy. Dean był jeszcze młody i pomimo swego zachowania był tylko chłopcem w ciele, które powoli wchodziło w dorosłość.
- Zawiodłem siebie, ojcze… ja… - Dean oblizał się, a Castiel to usłyszał. – Przepraszam, przepraszam, ojcze, tak bardzo się starałem.
Przez sekundę, zaledwie sekundę, ale, dopomóż mu Bóg, jeśli ta sekunda sama w sobie nie była piekłem, Castiel był pewien, że Dean zamierzał wyznać, iż był z mężczyzną. Myśl o Deanie, obcującym cieleśnie z kimś nieznajomym, była prawdopodobnie najgorszą rzeczą, jaką Castiel mógł wymyślić.
- Jaki grzech popełniłeś? – spytał miękko.
- Ja… - Dean wiercił się nieustannie, głos miał niski i ochrypły ze wstydu i rozpaczy. – Zgubiłem się, ojcze… nie mogłem… wystarczy sam GŁOS księdza.
Castiel zaczynał nienawidzić siebie za sposoby, w jakie pożądanie Deana przewyższało jego własne. Od samego początku, gdy Dean się przed nim wyspowiadał, wiedział, że nie powinien zachęcać chłopca i próbować mu doradzać, i okazywało się, że miał rację, za każdym razem, gdy Dean przyznawał się do dalszych fantazji, dalszych obsesji. To jego własne pożądanie pozwoliło chłopakowi przekonać go do powrotu do tego szaleństwa. Teraz był tutaj, w tej zamkniętej przestrzeni, i słuchał, jak ten doskonały chłopiec mówił mu, iż jego głos był narzędziem niszczącym jego powściągliwość.
- Msza…? – Castiel poczuł w sobie dziwną mieszankę odrazy i podniecenia. – Chcesz powiedzieć… ty… - zarumienił się, mówiąc to, choć nikt nie mógł tego widzieć. W każdym razie nikt poza Bogiem. – Dotykałeś się? – wymamrotał załamanym głosem.
- Ojcze… - nie można było temu zaprzeczyć. Dean usiadł w jednej z ławek i zaspokajał się w trakcie mszy. Castiel wiedział, że patrzył na Deana więcej niż raz, i teraz pomyślał, iż być może dostrzegł w nim pewną… niespokojność, ukradkowy ruch jednej ręki, gdzieś na granicy wzroku. Było to zarówno odstręczające, jak i pociągające.
- To jest kościół, Dean… to jest… - Castiel czuł, jak ogarniała go niemoralność tego zdarzenia, a jednak to wciąż nie wystarczyło, by ukrócić reakcje jego ciała. – Wszyscy przychodzą tam, wszyscy, by się modlić… czy ty rozumiesz… implikacje tej czynności? To grzech śmiertelny.
- Więc niech mi ksiądz zada jakąś pokutę, powie, że to jest złe – w jego głosie brzmiała beznadzieja. – Bo teraz, ojcze, naprawdę muszę uwierzyć w piekło… muszę wiedzieć, ile mnie to będzie kosztować, bo… nie mogę przestać – wydawał się załamany i podniecony jednocześnie i Castiel nie mógł, nie zamierzał słuchać tego mężczyzny, tego CHŁOPCA, który tak lubieżnie się przed nim rozpadał.
Mniejszym grzechem było tu ratowanie siebie. Dean musiał przestać być jego przedmiotem troski, teraz, gdy jego własna czystość, jego własna przysięga przed Bogiem, były w niebezpieczeństwie.
- Dean… nie mogę cię z tego rozgrzeszyć, wiedząc, że jesteś do tego zdolny… musisz znaleźć kogoś innego, kto pomoże ci wrócić do tego, co jest właściwe… Obawiam się, że zawiodłem cię w tym i we wszystkim innym.
- Ojcze, proszę, nie rób tego – Dean poruszył się i Castiel usłyszał jego głos wyraźniej i bliżej, kiedy twarz chłopaka zbliżyła się do kraty; idealne rysy wydawały się zamglone za drobną siatką.
- Wciąż musisz chodzić na niedzielne msze, twoi rodzice uznaliby za niedbałość, gdybyś tego nie robił… ale co do naszych sesji, wszelki kontakt ze mną byłby niewskazany. Polecę cię innemu księdzu… być może ojcu Miltonowi.
- Nie pójdę – siła Deana powróciła pospiesznie. – Nie może ksiądz wysłać mnie po prostu do kogoś innego, obcego, i spodziewać się, że pójdę z własnej woli.
- Tu chodzi o twoją duszę, mój synu – nalegał Castiel. – Musisz zrobić to, co jest dla ciebie najlepsze, a zbliżanie się do mnie zdecydowanie nie leży w twoim interesie – westchnął. – W ten sposób obaj pójdziemy na kompromis, a ty… - Castiel przygryzł wargę - …kusisz mnie w sposób, jaki uważałem za niemożliwy.
- Ojcze… - czyste, nieskrywane pożądanie w głosie chłopaka wystarczyło, by Castiel zadrżał.
- Nie – powiedział ostro i chrapliwie. – To się skończy teraz, a dla dobra nas obu trzymaj swoje myśli i ręce przy sobie.
Dean skulił się po tych szorstkich słowach i Castiel wyczuł jego zdenerwowanie, ale w jego obliczu trzymał się dzielnie.
Po kilku napiętych chwilach Dean wypadł z konfesjonału i Castiel usłyszał jego stopy walące o kamienną posadzkę, gdy chłopak pobiegł do wyjścia. Na szczęście kościół był całkiem pusty, spowiedź Deana miała być ostatnią na dzisiaj.
Castiel podszedł do ołtarza, ukląkł i zaczął się modlić, odmawiając różaniec.
Został na podłodze przez prawie pięć godzin, a kiedy skończył, kiedy już nie mógł modlić się dłużej, poczuł, że nie było sensu się ruszać.
Rozdział 5
Dean podkręcił muzykę, czując, jak bas w słuchawkach i jego serce biły jednocześnie. W jego pokoju panował szalony nieporządek, na podłodze walały się okładki płyt i książki, ubrania kotłowały się na krześle i biurku. Kiedyś sprzątał, by nie myśleć o własnej żądzy, ale teraz jego nieszczęście doskonale wykonywało to zadanie.
Ojciec Novak był nim zdegustowany. Nie można go było zbawić.
Te dwie myśli karmiły się sobą nawzajem, aż wreszcie Dean zapragnął walnąć w coś, rzucić czymś, tylko dla błysku przemocy, który ukoiłby jego umysł. Szarpał brzeg swej zszarganej koszulki Led Zeppelin, leżąc na łóżku, wyspie na morzu zniszczenia, słuchał muzyki i wzdrygał się za każdym razem, gdy przypominał sobie głos kapłana albo wyraz jego oczu, kiedy był zadowolony i pełen nadziei.
Jego rodzice nie mieli pojęcia, choćby najmniejszego, czemu ich syn, aż do teraz taki dobry chłopiec, zrobił się skrzywiony i odległy, wręcz posępny. Sammy wciąż udawał chłopca z chóru, ale też martwił się o niego. Dean nie mógł tego znieść, całej tej miłości i troski, ponieważ był ohydny – był zły, zacofany, zrujnowany, opętany, miał obsesję, był popierdolony, odrażający… i nawet ojciec Novak nie widział w nim dobra, odciął się od jego nieczystości i zostawił go na pastwę jego niepohamowanego grzechu.
Czuł się odrzucony, pusty i obolały wobec własnego, rosnącego obrzydzenia do siebie. Nienawidził własnego mózgu całym sobą. Nienawidził swego ciała za to, że nie reagowało tak, jak powinno, że ignorowało dziewczyny wokół niego i dostrzegało tylko księdza. Tylko ojca Novaka.
Sam otwarł drzwi od jego pokoju i krzyknął coś, czego Dean nie mógł słyszeć przez ryk muzyki. Zdjął sobie słuchawki.
- Co? – w uszach mu dzwoniło, a za oczami powoli tworzył mu się ból głowy.
- Mama chce wiedzieć, czy zejdziesz na kolację.
- Nie – wymacał słuchawki, zamierzając wrócić do muzyki.
- Co się z tobą dzieje? – Sam wyraźnie nie zrozumiał informacji.
- Nic – stęknął Dean, obrzucając wzrokiem młodszego brata.
- Nie kupuję tego.
- Nie mój problem, Sammy.
Sam zbiegł na dół na kolację, a Dean przekręcił się na brzuch i ukrył twarz w poduszce. Sporą częścią siebie pragnął nigdy więcej się nie ruszyć, leżeć tam, dopóki by się nie zagłodził. Wiedział, że zachowywał się głupio, że to było tylko złamane nastoletnie serce. Ale był bezsilny wobec otępiającej fali wstydu i straty.
Pragnął. Nie mógł mieć. A teraz nie mógł nawet myśleć o ojcze Novaku i nie słyszeć jego zdegustowanego głosu, jego strasznych słów.
Podkręcił muzykę i skulił się w sobie.
CASTIEL ZRZUCIŁ OSTATNIĄ TACĘ PO LODZIE NA STERTĘ NA BLACIE. W JEGO KUCHNI OSTATNIMI CZASY BYŁO NIEWIELE WIĘCEJ, KILKA PRODUKTÓW ŻYWNOŚCIOWYCH PO TYCH KILKU RAZACH, KIEDY PRZEZ OSTATNIE PARĘ TYGODNI KUPOWAŁ JEDZENIE, A POTEM NIEWIELE.
POSZEDŁ NA GÓRĘ, DO ŁAZIENKI.
LÓD KOŁYSAŁ SIĘ NA POWIERZCHNI WODY, PROMIENIUJĄC ZIMNEM. OPUŚCIŁ JEDNĄ STOPĘ DO WANNY, NAGĄ I WRAŻLIWĄ. PRZYKURCZYŁA SIĘ I ZATRZĘSŁA, GDY DOTKNĘŁA DNA. W PEŁNI ZANURZONY CASTIEL NIE MÓGŁ POWSTRZYMAĆ TARGAJĄCYCH NIM DRESZCZY, ZĘBY MU ZGRZYTAŁY, SZCZĘKA ZACISNĘŁA SIĘ I KURCZYŁA Z POWODU ZIMNA. LÓD WOKÓŁ NIEGO PŁYWAŁ I PĘKAŁ, ZIMNA WODA PŁYNĘŁA Z KRANU DO JUŻ W WIĘKSZOŚCI WYPEŁNIONEJ WANNY.
DEAN WINCHESTER.
ZANURZYŁ GŁOWĘ POD WODĘ.
NIE RŻNIJ. NAWET NIE MYŚL O RŻNIĘCIU. NIE DOTYKAJ. NIE MYŚL O DOTYKANIU.
BLUŹNIERSTWO PALIŁO MU UMYSŁ NA SPOSOBY, JAKICH NIE UMIAŁ WYRAZIĆ NA GŁOS. TO BYŁY ZASADY JEGO ŻYCIA. POD ZIMNYMI DOGMATAMI I REŻIMAMI, KTÓRYMI KIEROWAŁ SIĘ PRZY WYPEŁNIANIU OBOWIĄZKÓW – TO BYŁY JEGO WŁASNE, OSOBISTE PRAWA.
OTWARŁ USTA I WYPUŚCIŁ POWIETRZE.
WSZYSTKO BYŁO DUŻO PROSTSZE, GDY NIE MÓGŁ CZUĆ WŁASNEJ SKÓRY.
WYNURZYŁ NOS NA POWIERZCHNIĘ I ZROBIŁ KOLEJNY SZYBKI ODDECH, PO CZYM WRÓCIŁ NA DNO WANNY.
Dean już pomyślał, że to był zły pomysł, kiedy wędrował ciemnymi ulicami, dobrze po godzinie policyjnej i bez zgody rodziców; buty dudniły mu o asfalt, a obszarpane dżinsy i koszulka nie chroniły go przed chłodem. Zmierzał do kościoła, choć, uczciwie mówiąc, nie z jakiegokolwiek powodu, który mogliby zaaprobować.
Musiał jeszcze raz pomówić z ojcem Novakiem. Potrzebował… czegoś. Zrozumienia, współczucia, rozgrzeszenia… może po prostu musiał go zobaczyć. Nie był pewien i nie sądził, że kiedykolwiek będzie.
Dean dotarł do kościoła i wszedł do środka. Drzwi do biura kapłana były zamknięte. Zapukał i nie dostał odpowiedzi, ale pod drzwiami widać było światło.
- Ojcze Novak? – Dean niepewnie pchnął drzwi, a one się otwarły. Światło się paliło, ale w środku nie było nikogo. Spojrzał skrępowany na drzwi prowadzące do mieszkania księdza i ściągnął brwi. Usłyszał jakiś dźwięk, miękki, niemal wyobrażony dźwięk, dochodzący zza drzwi. Otwarł je ostrożnie, przygotowując się na napotkanie niezadowolonego wzroku samego ojca Novaka, już przygotowując się na widok szoku na twarzy mężczyzny.
Za drzwiami, w domu, znajdowały się schody prowadzące na wyższe piętro.
Spływała po nich woda. Cienkie strumyczki wody skapywały niemal, ale nie całkiem bezdźwięcznie ze stopnia na stopień, wsiąkając w bieżnik dywanowy i gromadząc się na drewnie.
Dean przez chwilę stał zszokowany, po czym zaczął wchodzić po schodach, najpierw oszołomiony ciekawością i zaskoczeniem, potem coraz gwałtowniej.
- Ojcze Novak? Ojcze!
Na podeście było więcej wody, cienką strugą ciekła spod drzwi na końcu korytarza i tworzyła małe fale na drewnie. Dean, jak szalony rozchlapując wodę, dopadł drzwi, złapał za klamkę, otwarł je i przez zmieszaną sekundę zastanawiał się, czemu nawet mężczyzna mieszkający samotnie nie zamykał drzwi łazienki.
Ponieważ była to łazienka, ze staroświecką wanną na pazurzastych nóżkach, przelewająca wodę z kurka z zimną. Biało-czarna podłoga z płytek była nią zalana, utopiona myjka falowała na powierzchni.
Ojciec Novak leżał rozłożony we wannie, unoszony przez wodę, ciemne włosy poruszały się we falach. Miał zamknięte oczy, a skórę tak szarą, że prawie niebieską.
Dean nie myślał wiele, tylko, ślizgając się na płytkach, złapał niższego mężczyznę pod ramiona i wyciągnął go z wanny z taką siłą, by obaj polecieli do tyłu, na podłogę. Pomacał lodowato zimną skórę mężczyzny, próbując znaleźć puls. I znalazł, słaby, ledwo wyczuwalny i nieregularny. Podniósł księdza niezdarnie, aż wreszcie nieprzytomne ciało na pół stało, na pół spoczywało mu w ramionach, wyciągnął go z łazienki i tak długo otwierał drzwi, dopóki nie znalazł łóżka.
Zostawił księdza na chwilę, wrócił i zakręcił kran, wyszarpnął korek z wanny i wziął wszystkie ręczniki, jakie mógł znaleźć. Rzucił je na podłogę, aby zebrać wodę, ale zatrzymał jeden, by wytrzeć nim mężczyznę w sypialni.
Ojciec Novak ani drgnął, gdy Dean tarł ręcznikiem jego wyziębioną skórę, wycierał jego włosy, czarno niebieskie i rozczochrane, ścierał wodę z jego kończyn i piersi za pomocą ciemnoniebieskiej tkaniny. Ledwo dostrzegał szczegóły ciała mężczyzny pod sobą, ciemne włosy na piersi oraz kruche kości wyzierające spod bladej skóry. Nie zareagował na widok jego nagich genitaliów, po prostu wytarł go do sucha i podniósł go znowu, ciągnąc go na posłanie, po czym nakrył kocami.
Dwie rzeczy zapamiętał z tego krótkiego czasu, kiedy kapłan leżał przed nim nagi. Po pierwsze, ojciec wyglądał, jakby od tygodni porządnie nie jadł, a po drugie, górę jego ud pokrywały wyraźne siniaki oraz ślady po paznokciach, nachodzące na siebie tak, że skóra zaczęła się sączyć i boleć.
Dean pogładził lekko podsychające ciemne włosy, wieńczące bladą, nieprzytomną twarz księdza.
Nie miał na to żadnej modlitwy.
Rozdział 6
Dean znalezionym w kuchennej szafie mopem usunął większość wody. Nie licząc zalania mieszkanie wyglądało nieskazitelnie, było nienaturalnie czyste i porządne. Wyobraził sobie księdza sprzątającego tu, jak to ostatnio musiał robić, wręcz gorączkowo, aby osiągnąć ten rodzaj czystości. Pomyślał o swoim pokoju, o wirze pomniejszych zniszczeń odzwierciedlającym jego zdenerwowanie. To pozbawione kurzu mieszkanie dawało takie samo wrażenie.
W sypialni odkrył, że ojciec Novak się nie poruszył; nie, żeby tego po nim oczekiwał. Dean patrzył na stabilnie unoszącą się pierś pod kocami, wyłapując okazjonalne dreszcze, kiedy ciało mężczyzny usiłowało się rozgrzać na zbyt małej ilości paliwa. Żałował, że nie mógł zdjąć swoich przemoczonych dżinsów i koszulki, wpełznąć pod kołdrę i przywrzeć swoim nieco cieplejszym, silniejszym i młodszym ciałem do kruchego ciała kapłana. Wstrzymał się tylko dlatego, iż wiedział, że ksiądz nie pochwaliłby go za to działanie.
Zamiast tego w pełni ubrany położył się na kołdrze tak blisko, jak mógł, faktycznie go nie dotykając.
Drugi mężczyzna był piękny. Dean nigdy by się do takich myśli nie przydał, chyba że może po chwilach intymności, ale nie było na to innego słowa. Przerażająca szarość jego skóry ustąpiła już normalnej bladości, rzęsy wyglądały jak ciemne kałuże pod sinymi powiekami. Usta rozluźniły mu się i nie były już zaciśnięte w wąską linię, tworząc miękki, rozmazany róż.
Pod jego spojrzeniem drugi mężczyzna poruszył się nieznacznie, marszcząc się, i zaczął się budzić. Dean natychmiast poczuł się, jakby przyłapano go na czymś nieprzyzwoitym. Tylko patrzył, patrzył księdzu na TWARZ, w końcu nie odchylił pościeli, aby naprędce zerknąć na jego ciało.
Ksiądz otwarł nagle oczy, błękit zalśnił.
- Dean? – zauważył własną nagość, poruszając się pod pościelą, potem Deana i fakt, że znajdowali się w jego sypialni. – Co się stało? – próbował usiąść, ale nie udało mu się i słabo osunął się z powrotem na poduszki.
- Nic – Dean przycisnął dłoń do okrytego kocem torsu mężczyzny, przypierając go do materaca. – Nic, po prostu miał ksiądz wypadek – starał się mówić miękko, prawie szeptem. Kapłan zmarszczył się, po czym jego oczy drgnęły w zrozumieniu i mężczyzna spojrzał na drzwi.
- Zasnąłem.
- Zemdlał ksiądz. – Kapłan ponownie zamknął oczy, pojawiło mu się między nimi napięcie. – Kiedy ostatnio ksiądz coś jadł? – Mężczyzna wydał dźwięk pośredni między burczeniem a jękiem. Dean gwałtownie poczuł się źle za naciskanie na niego, najwyraźniej tamten już dość walczył. – Zrobię księdzu coś do jedzenia, dobrze? – załagodził. – Obieca ksiądz, że to zje?
Castiel, rozgrzany i półprzytomny po śnie tak głębokim, że obyło się bez snów, skonfrontowany z Deanem w mokrych ubraniach, szeroko otwierającym oczy ze zmartwienia o niego, załamał się pod ciężarem jego dobroci. Jego siła woli naciągnęła się za bardzo, był zbyt zmęczony, aby walczyć z chęcią poddania się opiece chłopaka.
- Tak – kiwnął raz głową. – Chciałbym. – Chłopak spojrzał na niego, jakby oceniał ryzyko zostawienia go znowu samego, po czym zsunął się z łóżka i wyszedł z pokoju. Castiel słyszał niewyraźnie, jak schodził na dół i wszedł do kuchni. Głowa ponownie opadła mu na poduszki.
Nie pamiętał niczego z czasu, kiedy leżał w wannie, a lodowata woda pokrywała go całkiem. Przypuszczał, iż było czymś nieuniknionym, że dopadnie go wyczerpanie, ale żeby zaskoczyły go w ten sposób środki, jakie podjął, by się zabezpieczyć… bolało go to bardziej, niż chciałby się przyznać. Zastanawiał się, czego od niego wymagano, jeśli z powodu jego własnego zainteresowania chłopakiem nie była to pomoc Deanowi, jeśli nie miał mu się opierać, ponieważ jego ciało było za słabe, by wytrzymać bez miękkości, bez ciepła… to co wtedy? Co musiał zrobić, aby ocalić siebie, aby ocalić ich obu?
Próbował myśleć, modlić się, ale nic nie słyszał. Cisza panowała tam, gdzie powinny być słowa. Nie mógł nawet zacząć zwracać się do Boga w tym stanie, kiedy potrzebował Go najbardziej.
Dean wrócił z kawą ze zbyt dużą ilością mleka oraz ciastem francuskim. Ustawił obie rzeczy na nocnym stoliku i wskazał na nie głową. Castiel zrozumiał wskazówkę i zabrał się do jedzenia, i dopiero wtedy sobie uświadomił, że po pierwszym kęsie jęknął, kiedy na ten dźwięk Dean się poruszył.
Przełknął.
- Przepraszam – poczuł słaby rumieniec wstydu. Żeby upaść tak nisko… Uniósł wzrok i odkrył, że Dean nie patrzył na jego oczy, tylko usta.
Dean obserwował, jak ksiądz zlizywał lukier z dolnej wargi. Ukłucie podniecenia było tak silne, że aż zabolało, wwiercając mu się okrutnie w brzuch. Podciągnął sobie kolana do piersi i usiadł w najdalszym kącie łóżka, ale nie mógł przestać patrzeć.
- Czy twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś? – Castiel metodycznie dopił kawę, czując, jak paliła go w gardło i przepływała niżej. Dean pokręcił głową. – Czemu tu jesteś? – Castiel odstawił kubek na bok i podciągnął koce tak wysoko, jak mógł. – Nie, żebym nie był wdzięczny za twoją interwencję… ale… to prawdopodobnie nie był twój zamiar.
- Chciałem księdza zobaczyć… po prostu zobaczyć.
- Myślę, że wystarczająco dużo zobaczyłeś – poruszył się pod kocami. – Przez ostatnie parę tygodni, a szczególnie dziś wieczorem – Castiel zadrżał konwulsyjnie i Dean nie myśląc przysunął się bliżej, przyciągając koce i otulając nimi mężczyznę, po czym objął go ramieniem. Ciało kapłana zesztywniało i zaczęło stawiać opór.
- Księdzu jest zimno – wymamrotał Dean – a ja nie… nie dotknąłem księdza w taki sposób… kiedy był ksiądz nieprzytomny. – Było to aż nazbyt niezręczne, ale musiał mu o tym powiedzieć. Nie chciał, by myślano o nim w ten sposób.
- Wiem – Castiel uczynił zdecydowany wysiłek, aby się odprężyć. – To jest… - przesunął językiem po suchych ustach i zamknął oczy, walcząc ze sobą. – To jest za dużo, przepraszam – próbował odepchnąć się od Deana, ale zadygotał z zimna i nie zdołał odsunąć się na tyle daleko, by chłopak nie przysunął go ostrożnie z powrotem.
- Jak to może być złe? – szepnął księdzu w ucho, miękko i łaskotliwie. – Ksiądz mnie potrzebuje. Jestem tu. Jest ksiądz nagi, ale ja nie – drugi mężczyzna odprężył się przy nim, już nie opierając się jego ramionom. – To nie jest złe, że księdza kocham… prawda?
Było to szczere pytanie, nie retoryczne.
Castiel mógł tylko tępo pokręcić głową. I chociaż raz dobrze było powiedzieć „Nie”.
- Okej… wobec tego mogę tu z księdzem zostać?
Kolejne kiwnięcie. Dean przyciągnął go bliżej i ukrył twarz w ciepłych włosach na jego karku.
- Jak ci na imię?
Castiel poczuł ten szept równie mocno, jak go usłyszał.
- Castiel.
Dean uśmiechnął się we wrażliwe miejsce za jego uchem.
- Witaj, Castiel.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 21:04, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Sukienkowe zakupy! :D Szczęśliwie moje już za mną... :X Zawsze coś mi się podoba, kiedy akurat nie potrzebuję sukienki. A fici od Salty Słonko musisz nadrobić...! Styl dość endversed'owy, tylko, um, ostrzejszy? A ten fic był absosmerfnie przegenialny.
A teraz... Teraz Lin będzie się pławiła w swoim potępieńczym kinku @.@ Jessuchryste, że tak powiem. Pat, nie masz zielonego pojęcia, jak DOBRZE zrobiłaś mi tym tłumaczeniem. Trzy głębokie wdechy zanim zacznę czytać @.@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 21:19, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
I pamiętaj podzielić się refleksją. Styl kobitki jest dość specyficzny, więc jestem ciekawa, co myślisz o mojej wersji.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Czw 21:40, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Boszzz.... tyle dobrego, tak mało czasu @_@
A co do tego, że przegoniłyśmy yaoica... cóż, jak na to, że to głównie robota trzech osób, to mamy niezłą moc przerobową :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 21:45, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Jak dobrze pójdzie, to do czasu premiery 9 sezonu dogonimy offtop :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 22:18, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
"Miętowa pasta do zębów i mydło cytrynowe, jego sutanna pachniała ozonem i krochmalem. Słyszał oddech ojca Novaka, równy i spokojny, kiedy czekał on na jego następny grzech." Mamy nowy rekord. Lin doszła na piątym zdaniu fica.
"Myślę… myślałem… o tobie, ojcze" Note to self: piszcz, krzycz i radośnie szlochaj wystarczająco cicho, żeby nikt nie biegł do twojego pokoju dzwoniąc po drodze na pogotowie.
Z jednej strony boli mnie i ściska mi się serce kiedy czytam o 'wybieraniu dobra', 'chorobie' i 'walce z tym grzechem', z drugiej mam umysłowy orgazm z częstotliwością migacza.
Chryste, czy to moje stricte kościołowe wychowanie wychodzi w porządnie spóźnionym, nastoletnim buncie? To jest tak zajebiste, że... Nie wiem. Cudowne. Wizyty Deana w zakrystii przyprawiają mnie o lewitację. Chyba wieczorem nie zużyję dużo ciepłej wody @.@
Bogowie, bogowie, bogowie. Nie mam nic konkretnego do napisania. Ale muszę zasygnalizować, jak mi zajebiście, przynajmniej co kilka zdań.
... przepłakałam cały fragment od wejścia Castiela do wanny z lodem, po sam koniec. Cudowny płacz T___T
Pat, czytając oryginał byłam nim ZACHWYCONA, ale miałam wrażenie, że napisany jest dość... Niewygodnie. Może chodzi o język, może o stylistykę- są fici, które mimo mojego językowego upośledzenia czyta mi się świetnie i gładko, są takie które idą mi szczerbato. Przetłumaczony za to jest BOSKI. Dosłownie BOSKI. Genialny fic, który czyta się tak gładko, ze słowa same płyną. I to jakie słowa. Bogowie. Kocham, kocham, KOCHAM. Jest epicki. Monumentalny. Jakoś... Wzniosły. Jak msza po łacinie @.@ I stare krypty i biała broń i stara poezja. A równocześnie trochę melancholijnie żałościwy.
Powoli uświadamiam sobie, ze cały czas ryczę :X Mam do tego ficzka zajebiście duże COŚ. Huff. Znowu padło dużo słów i ciężko którekolwiek nazwać logicznym. Ale jestem w chwili obecnej najszczęśliwszym bałaganem na świecie.
//Oczywiście, ze przegonimy offtop :D I antique, nie tylko kwestia tego, ze nieomal we trzy osoby- ale jeszcze w jak krótkim czasie!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Czw 23:00, 22 Sie 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 22:39, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Się cieszę ogromnie :) Przypuszczam, że kolejna wrzuta w sobotę, ale sie jeszcze zobaczy :) Mam ambicję skończyć tego ficzka przed wylotem do Polski, więc życzcie mi weny :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:04, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
W sobotę będę na weselu Dx Hm, albo będę biegała po przyległym parku i szukała niezabezpieczonego wifi. Um.
Swoją drogą- Patowy przylot do Polski :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:07, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
I spędzę tam prawie cały wrzesień :) Choć okoliczności, w jakich zdobyłam tyle wolnego, nie są najszczęśliwsze... I choć jeszcze tyle czasu przede mną, to ja już panikuję na myśl o powrocie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:14, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
...um. W sumie nie powinnam się odzywać, bo przy Lin każdy komentarz blednie XD Zwłaszcza, że jak zwykle sis Lin ma 10000% racji, w każdym jednym słowie. Dodam więc nieśmiało zerkając zza jej pleców, że i mnie się podobało. Cholernie. Przeczytam sobie jeszcze raz, żeby w pełni dotarł do mnie geniusz tłumaczenia @_@ Jesssu, Patuś, zrobiłaś z tego fika cholerną perełkę. Twoja wersja jest jeszcze bardziej kinky, bo wspaniale się czyta, jak Dean zwraca się do Casa :3 Pospuszczam się nad tym jeszcze trochę, bo dżizas. Co prawda przykro się czyta, że myślenie Casa jest na początku takie zjebane, ale męki wynagradza myśl o zakończeniu XD
Kochanie, nie myśl o powrocie z Polski, skoro jesteś jeszcze przed wylotem :) jestem pewna, że wyciągniesz z przedłużonych wakacji ile się da i naładujesz bateryjki <3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:18, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
patusinka napisał: | I choć jeszcze tyle czasu przede mną, to ja już panikuję na myśl o powrocie... |
To jest po prostu straszne, Kochanie :/ Wiem, że to głupie i naiwne pytanie jest, ale naprawdę nie ma żadnej alternatywy?
Um...
//Antique, wspominałam Ci dzisiaj, że Cię kocham? xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Czw 23:21, 22 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:43, 22 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
To zdjęcie to jakiś fotoszop? Swoją drogą fajnie by było napotkać taki sklepik z fanfikami, na przykład w starych, skórzanych oprawach...
Alternatywa... naprawdę nie mam pojęcia. Wiem, że rodzeństwo by mi pomogło, ale czasami sama mam wątpliwości, do czego się tak naprawdę nadaję... Ech, na okres mi idzie, to i nieszczęśliwa jestem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Czw 23:46, 22 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pią 0:02, 23 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Linuś, też Cię kocham :D
Photoshop, niesssstety. Fajny byłby taki sklepik :3 ...i fajnie byłoby w ogóle zajrzeć do tego sklepu, wygląda jak nie z naszego świata @_@
Pat, kochanie, zabrzmi to nad wyraz sztampowo, ale człowiek nie wie, do czego się nadaje, dopóki nie spróbuje. Czasem warto zaryzykować i sprawdzić się w czymś innym. Zwłaszcza, że ta robota za dużo Cię kosztuje :/
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 13:35, 23 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Antique, sklepów z podobnymi wystawami jest sporo w Dublinie i Irlandii ogólnie, a już stare puby w szczególności tak wyglądają.
Przeczytałam sobie ficzka od Salty (crossover z GRIMM) i scena w barze była... yyy... brak słów. Aż mi się zachciało przetłumaczyć :) Ale to jeszcze nie postanowione.
Kolejna wrzuta jednak nie jutro, a dziś wieczorem. Właśnie zabieram się za rozdział 12 :)
Fakt, zgadzam się, to, co robię, jest czymś skrajnie odmiennym od pracy, którą wykonywałam w Polsce. Ale trudno, przyjechałam tu chyba w najgorszej możliwej chwili, kiedy cały ten kryzys się zaczął. Dwa lata wcześniej i pewnie byłabym gdzie indziej...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/xandgrey/images/spacer.gif) |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|