Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 429, 430, 431 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:14, 19 Sie 2013    Temat postu:

Cieszę się, że się spodobało, bo ja do tak ciężkiego świntuszenia podchodzę bardzo krytycznie. Następne będzie WANNA STEAL YOUR INNOCENCE. Już zaczęłam :)
Przekartkowałam dziś to, co na razie z DANGER DANGER wyszło. Dziewczyny, nie mogę się doczekać, by to zacząć. To jest lepsze od MT @.@


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:46, 20 Sie 2013    Temat postu:

patusinka napisał:
Przekartkowałam dziś to, co na razie z DANGER DANGER wyszło. Dziewczyny, nie mogę się doczekać, by to zacząć. To jest lepsze od MT @.@

*Lin objawia się w huku piorunów, grzmiącym donośnie "Dies Irae", malowniczo podświetlana od tyłu ogniami piekielnymi. Możliwe, że już mniej malowniczo toczy z pyska pianę.* My MT sense is tingling, bluźnierstwo wyczuwam...! Nie masz ci fica lepszego nad jedyne MT po wieczny czas, ejmen.
Ok, Skoro biurokrację mamy za sobą, to kuźwa, niech one wreszcie to skończą, na samą myśl o wbiciu zębów w taki twór, (przetłumaczony przez Pat...!) przechodzę momentalnie lobotomię bezinwazyjną. Instant. Chryste, znowu trzeba będzie szukać kąta, w którym można czytać w samotności, bo mnie już jak bum cyk kucyk prościuteńko do świrów odwiozą. A ja się boję nienormalnych ludzi, bo są szczerzy a ja brzydka. Złe połączenie.
Co do fragmentu nic nie powiem, bo wypowiedzenie się o czymś takim publicznie to prawie jak obmacywanie się w autobusie, takie z butami w intymność :hamster_redface:
... z drugiej strony przyzwyczajone jesteście, bidulki @.@
Powiedzieć, że ten fic zarabia mentalną stójkę to z grubsza niedopowiedzenie. I wiem, że pisałam już o tym przy O tyle lepiej kiedy jesteś nago, bodajże, ale napiszę jeszcze raz (przestanę pisać, kiedy przestanie mnie zadziwiać, o). Dałabym sobie rękę uciąć, że świntuszenie po polsku to jak poezja po niemiecku. Niby jest, ale wolisz nie sprawdzać. A Pat tak tłumaczy te małe, cudowne bezwtydniątka, że serce staje (wszystko co ma predyspozycje, staje.) Zachwycam się. Sam fic... Jesu, sam fic jest taki, że po mam ochotę wyjść na ulicę i poczęstować papierosem pół osiedla. Bezwstydnie ubóstwiam takiego Casa. I takiego Deana, jeśli już o tym mowa. Bosh. Mam policzki w kolorze paznokci. Może to i dobrze, że większość krwi poszła w policzki, jajniki nie implodują pod ciśnieniem.

antique napisał:
A właśnie przeczytałam scenę rytuału. Która, mam wrażenie, dopieszczona jest do granic możliwości. Ktoś powinien wziąć, te super sceny wrzucić w fika, pozamieniać imiona i całość ciepnąć w neta. Wtedy będzie wprost zajebiście idealnie :3

Rytuał i scena na komisariacie. To jest w sumie niegłupie, nikomu nie zrobię krzywdy, jeśli to sobie na własnym tableciku wymieszam i będę do tego wracała w takiej, podrasowanej wersji, prawda...?^^'''
Choć z drugiej strony nah, scena na komisariacie w ficu płynnie przechodzi ze sceny łóżkowej, o ile dobrze pamiętam. Raz ich ostrzegł w nocy i te sprawy. Tak czy inaczej podpisuję się pod każdym słowem, Kochanie. Ksiązka jest boska, ale fic... Well ._.

//Paaat, gdybyś przesłała mi Bunny ears na maila to byłabym uber wdzięczna @.@ Szukałam na Twoim chomiku, ale nie znalazłam, to chcę nie chcę muszę się przymówić... :X


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Wto 14:52, 20 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:51, 20 Sie 2013    Temat postu:

Okej, Lin, zrobiłaś mi dobrze komentarzem (niezgłębiona jest potęga słowa pisanego, powiadam ci :]), to ja ci zrobię dobrze (i paru innym osobom również) wrzucając kolejnego szorcika od endversed. Smacznego!

CHCĘ SKRAŚĆ TWOJĄ NIEWINNOŚĆ

Dean Winchester wybierał się do piekła.
Nie, naprawdę, kurwa, tak było. Był mechanikiem dobrze po 20-ce, wciąż mieszkał w swym rodzinnym mieście w Kansas, od czasu, gdy skończył 18 lat i szkołę średnią, pracował w warsztacie należącym do starego przyjaciela rodziny i ogólnie mówiąc jego życie nie było zbyt ekscytujące.
Czasami kogoś przeleciał, popijał z przyjaciółmi, gdy mógł, co parę miesięcy odwiedzał w Kalifornii swego brata Sammy`ego i jego dziewczynę Jess. Był przeciętnym facetem, który utkwił w małym mieście i któremu to ani trochę nie wadziło, zazwyczaj też był całkiem zadowolony mogąc spokojnie iść przez życie i nie przeżywać wzlotów.
Tyle tylko, że pewnego dnia do warsztatu wszedł jeden dzieciak. Dzieciak z ciemnymi włosami i wysokimi kośćmi policzkowymi, który nie mógł mieć więcej, niż 18 lat. Do licha, prawdopodobnie nawet tyle nie miał. Miał niski, uprzejmy głos i wyrażał się szczerze i uprzejmie. Dean dostał stójki w chwili, w której tamten wszedł i zapytał, czy Dean mógłby ZERKNĄĆ, PROSZĘ, NA OGRZEWANIE W JEGO SAMOCHODZIE, BO SPRAWIA JAKIEŚ PROBLEMY.
Dean zgodził się z roztargnieniem, gapiąc się chłopakowi na zwarty tyłek, kiedy tamten pochylił się nad kufrem samochodu i ściągnął brwi, próbując mu pokazać, w czym tkwił problem. Ale Dean już to wiedział: dzieciak był, kurwa, ledwo w odpowiednim wieku, a on był już na pół przekonany, że rżnąłby go nawet wtedy, gdyby to była ostatnia rzecz, jaką by mu przyszło zrobić na ziemi.
Czy też, cóż, byłaby to ostatnia rzecz, jaką by zrobił na wolności. Dzieciak wyglądał tak młodo, że jego tyłek mógł oznaczać więzienie, ale, o rany, byłoby warto.
Widzicie, Deana zazwyczaj nie kręciły chucherka. Cholera, zazwyczaj nawet nie kręcili go faceci. Ale ten jeden – miał na imię Cas, zapisał to na papierach, kiedy zostawiał tu samochód – uśmiechał się lekko, miał promienne, niebieskie oczy i jak niby Dean miał nie chcieć pogrążyć się w tym pieprzonym tyłku, jeśli wyglądał na tak ciasny, do kurwy nędzy?
Dzieciak zostawił samochód w garażu na noc i Dean naprawił ogrzewanie. Musiałby i tak wracać do pustego mieszkania, poza tym nic pilnego na niego nie czekało, więc równie dobrze Dean mógł zostać do późna i naprawić samochód.
Nie miało to nic wspólnego z tym, jak Cas się do niego uśmiechnął, miękko, lekko i MŁODO. Nie, absolutnie nic.
Cas wraca jutro, przypomniał sobie Dean, leżąc już w łóżku. Cas wraca jutro, niebieskooki, z bladą skórą i tak kurewsko młody, ale Dean i tak objął się dłonią i szybko sobie obciągnął, myśląc o ślicznych różowych ustach chłopaka otaczających mu fiuta, takich idealnych.
Dean Winchester zdecydowanie wybierał się do piekła. CHOLERA.

Cas pokazał się następnego dnia późnym wieczorem. Niebo już się zabarwiało na ten piękny pomarańczowy kolor, jaki zdarzał się czasami latem, a Cas wparował do warsztatu z zaczerwienioną twarzą i włosami jeszcze bardziej rozczochranymi niż ostatnim razem, gdy Dean go widział.
Dean uśmiechnął się widząc Casa, był wobec tego bezradny.
- Siema.
- Dean! – przywitał się Cas, uśmiechając się nieznacznie. Było, kurwa, czymś głupim, że fakt, iż Cas zapamiętał jego imię, wystarczył, by on szczerzył się szerzej, ale tak było. – Cieszę się, że nadal tu jesteś. Przepraszam, że tak późno przyszedłem po odbiór, miałem masę pracy w szkole, do tego klub szachowy i naprawdę trudno było się wydostać.
ACH, pomyślał Dean. Szkoła. Klub szachowy. Pierdolona SZKOŁA. Było tyle powodów, dla których Dean nie powinien pragnąć zerżnąć tego dzieciaka, ale jakimś cudem cały jego rozsądek wędrował za okno za każdym razem, gdy Cas tak na niego zamrugał.
- Taa, wciąż tu jestem – przyznał Dean, chichocząc i wycierając brudne ręce w szmatę. Wciąż nosił brudną koszulkę i dżinsy i był dość pewny, że na policzku miał plamy ze smaru. – A twój samochód jest naprawiony i gotów do jazdy. Musisz tylko wypełnić jeszcze kilka druczków i znowu będzie cały twój.
Cas uśmiechnął się do niego.
- Dziękuję – powiedział ochrypłym głosem i zrobił kilka kroków do przodu, stając naprawdę blisko Deana. Nikt mu nigdy nie powiedział o przestrzeni osobistej? Szczerze mówiąc, Dean był tak naprawdę całkiem zadowolony, że tak było.
- Nie ma sprawy, Cas – odrzucił brudną szmatę na bok i poszedł do poczekalni, Cas podążył za nim. Pokój był skąpo umeblowany; wytarta kanapa, biurko, w którym znajdowały się wszystkie segregatory, białe ściany i drewniana podłoga. Dean podszedł do biurka i wyjął potrzebny segregator – N jak Novak – po czym wyjął odpowiedni formularz, wziął długopis i położył wszystko na drewnianym stole.
Cas podszedł i z wahaniem przyjrzał się formularzom. Skończył i spojrzał na Deana, mrugając tymi niebieskimi oczami, leciutko ściągając różowe usta. Zupełnie, jakby, kurwa, w ogóle nie WIEDZIAŁ, jak wyglądał, wciąż tkwiąc w kleszczach dorastania, i nie rozumiał, że był czyimś kurewskim mokrym snem.
Dean pozwolił sobie na spekulacje nad pomysłem, czy Cas mógłby być prawiczkiem, i doszedł do wniosku, że prawdopodobnie tak. Doszedł również do wniosku, że nie powinno go to podniecać tak bardzo, jak podniecało.
- Wszystko w porządku? – zapytał Dean, odchrząkując. Cas pokiwał głową.
- Tak, jest dobrze.
Sięgnął po długopis w dłoni Deana – i czy ręce mu się TRZĘSŁY? O co tu, do cholery, chodziło? Był środek lata w Kansas, nie było, kurwa, mowy, by Cas trząsł się z powodu pogody. Co się, kurwa, działo?
Dean już miał zapytać – pieprzyć poczucie przyzwoitości – kiedy Cas wyjął mu długopis z ręki i natychmiast upuścił na podłogę. W szoku szeroko otwarł oczy, w których widniało lekkie zdenerwowanie, i pochylił się, by go podnieść.
Co postawiło go z grubsza na jednym poziomie z kroczem Deana.
Ta świadomość uderzyła w Deana niczym pociąg towarowy i poczuł się, jakby uszło z niego całe powietrze na raz. Cas klęczał przed nim, patrząc mu w oczy, lekko rozchylając różowe usta. I do tego nie podnosił się. Nie zrobił żadnego ruchu, aby wstać i zacząć się śmiać, ani nie drgnął, by przestać dyszeć gorącym powietrzem na materiał jego dżinsów. On po prostu – po prostu tam BYŁ i Dean nie miał pojęcia, co sam robił, ale jakoś jego ręce wplątały się w ten ciemny chaos włosów Casa.
- Chcesz zostać tam na dole? – zapytał Dean nieco zduszonym głosem, ochrypłym z żądzy.
Cas przełknął ciężko.
- Jeśli… jeśli mi pozwolisz, Dean.
Dean zamknął oczy i niemal odruchowo mocniej zacisnął dłonie na włosach Casa. KURWA, to było złe. To było tak kurewsko złe. Cas był dzieckiem, a on by je wykorzystał, gdyby powiedział-
- Tak, dobra. Pozwolę ci, kochanie.
CHOLERA, nie zamierzał tego naprawdę powiedzieć. Zamierzał powiedzieć NIE, CAS, WSTAŃ, JESTEŚ DZIECKIEM. Zamierzał się wykazać rozsądkiem i racjonalizmem i zamierzał być pieprzonym dorosłym, do cholery, więc czemu Cas powoli przesuwał ręce i obejmował nimi tył jego ud, czemu on na to pozwalał?
Ponieważ tego chciał. Dlatego. I najwyraźniej Cas również.
- Myślałem o tobie – przyznał Cas, skupiając wzrok na miejscu, w którym materiał okrywający Deanowi fiuta zaczął się napinać. Dean zdławił jęk i przyciągnął głowę Casa bliżej swego członka. – Zeszłej nocy, gdy wróciłem do domu. Myślałem o tobie.
- KURWA – wydyszał Dean, niezdolny powstrzymać lekkiego kołysania biodrami do przodu. – Dotykałeś się, skarbie? Dotykałeś się i myślałeś o mnie?
Mała przerwa, Cas pod nim znieruchomiał na wystarczająco długo, by Dean naprawdę się zestresował. Potem dobiegł do niego głos Casa, cichy, miękki i tak kurewsko pełen szacunku.
- Tak.
Tym razem Dean nie kłopotał się zdławieniem jęku i pociągnął Casa za włosy w górę. Cas wstał chętnie, podniósł się i objął go ramionami za szyję. Dean objął go w talii. Przez chwilę nic się nie działo, tylko ich usta były tak kurewsko blisko siebie, Cas dyszał mu w nie swoim gorącym oddechem, przywierał biodrami do jego bioder.
- Chcesz tego, tak? – spytał Dean, ponieważ musiał.
Cas kiwnął głową, skupiając wzrok na ustach Deana.
- Tak, proszę. Chcę, Dean, żebyś mnie zerżnął.
Dean przyjął to potwierdzenie i, kurwa, POBIEGŁ z nim, miażdżąc Casowi usta swoimi i niemal natychmiast wsuwając w nie język. Przygryzł chłopakowi dolną wargę, gorąco dotknął jego języka swoim i zaczął kołysać biodrami do przodu. Zdyszane kwilenie, tak ślicznie padające Casowi z ust, zgubiło się gdzieś w pocałunku i chłopak zacisnął ręce na włosach Deana. Dean wsunął mu dłonie pod górę – tym razem sweter, w środku cholernego CZERWCA – i poczuł na rękach jego ciepłą skórę. Żebra Casa poruszały się pod jego opuszkami, a pierś unosiła się szaleńczo, przyciśnięta do Deana.
Mężczyzna odsunął się nieznacznie, a Cas otwarł oczy szeroko i gapił się na niego. Usta miał przygryzione do czerwoności i mokre od pocałunków, pełne i spierzchnięte i tak kurewsko wspaniałe, że Dean nie mógł zrobić inaczej, tylko rzucić się na nie i pocałować je jeszcze kilka razy, przygryzając je i delektując się cichym kwileniem, jakie przy okazji z nich padało.
- Cas, ile dokładnie masz lat? – zapytał Dean. Chciał wiedzieć, MUSIAŁ wiedzieć. Nie chodziło już nawet o legalność, po prostu chciał wiedzieć, ile lat miało to śliczne maleństwo w jego ramionach. – Ostatni rok? Pierwszy? – kciuki Deana pocierały wystające kości biodrowe Casa, a usta mężczyzny obrabiały chłopakowi szyję, gładząc ją leniwie i przywierając językiem płasko do punktu, w którym biło tętno. Cas napierał biodrami do przodu, niemal nieświadomie, i Dean wyczuwał przez dżinsy jego twardego fiuta.
- Ja… mam 16 lat. Drugi rok – Dean stęknął głośno i zaczął wysysać Casowi malinkę na szyi. – Ale to jest legalne, jest dobrze, mogę się zgodzić.
Dean dalej majstrował językiem, ustami i zębami przy tej kolumnie bladej skóry, ssąc ją tak mocno, że w krótkim czasie pojawiłaby tam się malinka. Głupio było naznaczać Casa w taki sposób, ponieważ dzieciak chodził do SZKOŁY, do kurwy nędzy, a szyja była dość pewną drogą do zapewnienia mu niechcianej uwagi od kolegów z klasy.
Jednak ta wiedza go nie powstrzymała.
Pociągnął za krawędź swetra Casa i podjął decyzję. Złapał go i podciągnął w górę, odsuwając usta od skóry Casa i przeciągając mu materiał nad głową. Cas zrozumiał i posłusznie uniósł ręce, pozwalając, by Dean rzucił sweter w narożnik pokoju i wrócił do całowania go.
Dean najechał usta Casa swoim językiem, zapamiętując ich smak i dotyk. Za każdym razem, gdy mocniej niż zwykle przygryzał chłopakowi dolną wargę, Cas instynktownie rzucał biodrami, a Dean w odpowiedzi poruszał swoimi. Oddech chłopaka rwał się ślicznie i Dean stwierdził, że wędrował z Casem do tyłu, po czym pchnął go na zimną ceglaną ścianę i przywarł do niego całym ciałem.
Cas z głuchym ŁUP uderzył plecami o ścianę, co poniosło się echem po pomieszczeniu, zaś Dean pozwolił dłoniom błądzić po piersi chłopaka i po szczupłych mięśniach jego brzucha, Na pierwszy rzut oka były tam same skóra i kości, ale gdy Dean przyjrzał się bliżej, tuż pod skórą ujrzał twarde mięśnie. Było to ciało biegacza i mężczyzna, kurwa, UWIELBIAŁ fakt, że było mniejsze od niego, że mógłby bez problemu podnieść Casa i zerżnąć go pod ścianą.
- Skarbie, jesteś prawiczkiem? – przyszło Deanowi do głowy, by zapytać.
TAK, chciał, by taka była odpowiedź. Chciał, aby się okazało, że jeszcze nikt przedtem nie dotykał tego wspaniałego ciała, chciał być pierwszym, który by zerżnął jego śliczną dziurkę i zobaczył, jak chłopak wyglądał dochodząc. Chciał posiąść Casa, chciał, by chłopak każdą częścią siebie należał do niego, nieważne, jak irracjonalnie to brzmiało.
Cas zawahał się przed odpowiedział, praktycznie znieruchomiał Deanowi w ramionach, choć jeszcze sekundy temu się wiercił. Dean czekał na odpowiedź, zamierzając jakąś uzyskać i mając nadzieję, że byłaby taka, jak chciał. Dłonie Casa nieruchomo spoczywały Deanowi między łopatkami i chłopak patrzył mu w oczy, w strachu szeroko otwierając swoje.
- Tak – przyznał po jakimś czasie. – Tak, Dean, jestem. Ale i tak chcę, żebyś mnie przeleciał. Dean, PROSZĘ.
Dean warknął gardłowo i wbił paznokcie Casowi w biodra, zostawiając po nich znaki. Już cholernie twardy wznowił kołysanie bioder, czując pod palcami szczupłe, małe ciało, łapczywie przełykał westchnienia Casa. Chłopak złapał go za włosy i jak na pieprzonego prawiczka zdawał się doskonale wiedzieć, jak go podkręcić. Pchnął biodrami do przodu, i to MOCNO, stękając lekko i ciągnąc go silnie. Dean był napalony i, KURWA, to było pierdolone DZIECKO, i już sama ta myśl powinna go natychmiast zbić z tropu, ale się tak nie stało.
Zbłądził dłońmi z nagich bioder Casa do guzika jego dżinsów i rozpiął go powoli, cały czas chłopaka całując. Cas pozwolił mu na to, kołysząc biodrami, dając Deanowi znać, że to było w porządku, że tego chciał. Dean szybko rozprawił się z zamkiem i zsunął spodnie tak nisko, jak się dało. Cas zrzucił buty, a potem wyszedł z dżinsów, ani na moment nie przerywając pocałunku, w jakim zamknął go Dean.
Dean odsunął się na chwilę i po prostu popatrzył. Dzieciak był chudy, blady i, kurwa, IDEALNY. Czubek fiuta wyglądał mu ponad krawędzią ciasnych slipek, cieknąc wilgocią na brzuch i drgając od czasu do czasu. Dean po prostu się gapił, czując również na sobie gorące spojrzenie Casa, i wysunął język, żeby się oblizać.
- Jesteś dla mnie taki mokry, aniołku – zauważył z roztargnieniem, skupiwszy wzrok na pasku włosów na brzuchu Casa, słabym, ale już ciemnym. Cas jęknął i rozległo się ŁUP, kiedy głowa z powrotem uderzyła mu w ścianę. Dean objął dłonią fiuta chłopaka, nie zdejmując mu bielizny, i Cas zaczął dyszeć ciężko. – I taki dla mnie twardy, co? Jaki śliczny fiut, Cas.
Cas nie odpowiedział, nie wydawało się w ogóle, że by mógł, a kiedy Dean odrobinę wzmocnił uścisk, chłopak jęknął z głębi piersi, głośno i chrapliwie. Dean dalej go ściskał, całując go leciutko po spodniej stronie szczęki, przygryzając mu brodę i zostawiając na niej ślady zębów. Cas zakołysał biodrami, odsłonił przed mężczyzną jeszcze więcej skóry, którą tamten mógł ssać, i zaczął wysapywać jakieś bezsensowne pomruki, coś jak TAK i PROSZĘ i TERAZ, O CHOLERA.
Dean wyssał chłopakowi mocną malinkę na obojczyku i Cas mu na to pozwolił, jego ręce we włosach mężczyzny trzymały go tam. Kiedy już było po wszystkim i krew podbiegała już pod skórę, Cas podciągnął głowę Deana w górę tak, aby móc spojrzeć mu w oczy.
- Chcę, żebyś mnie zerżnął – poprosił szczerze. Zamrugał raz i oblizał się. – Proszę – dodał.
I to było, kurwa, TO.
Dean warknął ponownie i wymanewrował Casem na kanapę, rzucając go na nią i moszcząc mu się między nogami. Nogi niemal natychmiast objęły go w talii, zaciskając się prawie konwulsyjnie, kiedy ich lędźwie naparły na siebie, i Dean wrócił do podgryzania Casowi ust, zastępując róż wspaniałą, obrzmiałą czerwienią,
- Zerżnę cię tak mocno, skarbie – obiecał Dean, obsypując pocałunkami pierś Casa i zatrzymując się, by polizać mu sutek. – Upewnię się, że przez TYDZIEŃ nie będziesz mógł normalnie chodzić.
- Zrób to, Dean, proszę – Cas wciąż trzymał go za włosy, wydawało się, że dłonie utkwiły mu tam na stałe. Wyglądało to tak, jakby chciał się utrzymać na powierzchni, wbijając mężczyźnie paznokcie w skórę głowy i przeczesując pasma palcami.
Dean stęknął i mocniej przygryzł Casowi sutek, niemal brutalnie liżąc go językiem, a potem rozpłaszczając go. Odsunął się i spojrzał z podziwem na swe dzieło, widząc malinki wzdłuż krawędzi, bardziej teraz czerwonych, niż różowych, jak wcześniej. Pochylił się jeszcze raz i ucałował pieprzyk tuż nad prawym sutkiem Casa, czując bicie serca chłopaka pod wargami, po czym przesunął się na jego brzuch. Obsypał lekkimi pocałunkami mięśnie drgające pod skórą dzieciaka, osunął się niżej i powiódł wargami wzdłuż gumki jego slipek. Zawahał się przez chwilę, spojrzał na Casa spod rzęs i odkrył, że chłopak gapił się na niego zachwyconym wzrokiem.
Ruszył prosto do fiuta Casa i chłopakowi zaparło dech. Dean złapał kciukami bieliznę Casa, boleśnie powoli ściągnął ją w dół, wreszcie zawisła mu tuż wokół kolan. Dean ucałował raz wnętrze kolana chłopaka i wrócił wyżej. Umościł się między nogami Casa, położywszy sobie jego uda na barkach.
- Chcesz, Cas, żebym cię ssał? – zapytał Dean. Cas szaleńczo pokiwał głową i Dean uśmiechnął się. – Cóż, aniołku, będziesz musiał naprawdę ładnie poprosić.
Cas z drżeniem wciągnął powietrze i zacisnął dłonie na materiale kanapy.
- Dean, chcę, żebyś mnie dotknął. PROSZĘ, potrzebuję tego, potrzebuję cię.
Dean ucałował podstawę fiuta Casa, który zadrgał mu przy ustach, po czy przywarł wargami do wnętrza uda chłopaka.
- Grzeczny chłopiec – wymamrotał w skórę.
Całą uwagę poświęcił udom Casa, wysysając na nich malinki, za czym szły lekkie pocałunki. Cas wił się pod nim, jęcząc lubieżnie i dysząc ciężko. Dean uśmiechnął się w trakcie tych zabiegów, ponieważ to ON był powodem, dla którego Cas się tak zachowywał. Cas rozpadał się dla NIEGO, a Dean był pierwszą osobą, która miała okazję go takim zobaczyć.
Sięgnął do tylnej kieszeni swych dżinsów, wyjął z nich gumkę i małą butelkę lubrykantu. Nie spodziewał się TEGO, ale co mu szkodziło być przygotowanym, co? Poza tym, w tym przypadku, jego puszczalska natura naprawdę się przydawała. Położył oba przedmioty na sofie, balansując nimi ostrożnie, i uświadomił sobie, że żadne gwałtowne ruchy nie wchodziły w grę albo straciłby je w ciemnościach za kanapą.
Na myśl o tym uśmiechnął się nieprzyzwoicie i z zadowoleniem.
- Trzymaj biodra nieruchomo, kochanie – rozkazał Dean i zerknął w górę, gdzie zobaczył, jak Cas kiwnął głową. – Porządnie się tobą zajmę, jasne?
Przesunął się pocałunkami wyżej i objął jądra Casa, przetoczył je sobie między palcami i poczuł, jak się przy tym napięły. Ucałował podstawę fiuta, przy czym oddech chłopaka zaczął się cudownie rwać, i ruszył w górę, do główki. Najpierw polizał dziurkę, tylko raz i zaledwie jej dotykając, i smakowała tak kurewsko cudownie: słono, ciepło i ponad wszystko MŁODO. Stęknął po tym pierwszym razie i wrócił po więcej, obejmując główkę ustami i ssąc ją lekko.
Cas instynktownie rzucił biodrami – wciąż był dzieciakiem, nigdy wcześniej tego nie zrobił – i Dean odsunął się, mrucząc ostro.
- Cas, co ja ci powiedziałem? – zapytał, spoglądając na chłopaka twardo i nieustępliwie. Cas przełknął ciężko.
- Przepraszam, Dean.
Dean tylko się uśmiechnął i pocałował go w brzuch, wypowiadając słowa w ciało.
- W porządku, skarbie. Po prostu leż nieruchomo. Możesz być dla mnie małym grzecznym chłopcem, prawda, aniołku? – podkreślił to słowo, znowu biorąc Casa do ust. Zaczął od główki, liżąc dziurkę i smakując wilgoci, zaś potem cal po calu opadał niżej, przełykając Casa tak mocno, jak dał radę. Uda chłopaka drżały z wysiłku wywołanego leżeniem nieruchomo. Dał jednak radę, pozwalając, by Dean się nie spieszył, by powoli opuszczał głowę i wymasowywał mu małe kółeczka na skórze ud.
Cas jęknął głośno, mocno ściskając kanapę, wbijając paznokcie w tapicerkę i rozdzierając ją. Dean był zachwycony, mogąc tak dewastować Casa, sprawiać, że głośno jęczał i leżał nieruchomo, sprawiać, że wił się, męczył i błagał. Pragnął więcej tego, pragnął CAŁEGO Casa, więc sięgnął po lubrykant i rozsmarował sobie trochę na palcach, pokrywając je i mocząc porządnie, po czym zakręcił buteleczkę i rzucił ją na podłogę.
Powiódł palcami po wewnętrznej stronie uda Casa, dotknął szpary między pośladkami i delikatnie pogładził skórę, zostawiając za sobą mokry ślad. Cas zdawał się wiedzieć, co nadchodziło, ponieważ podniósł głowę i zamrugał, patrząc na Deana ze strachem na twarzy. Dean tego nie chciał. Odsunął się od fiuta chłopaka i przywarł ustami do jego skóry.
- Nie martw się, kochanie – pocałunek we wnętrze uda, w kość biodrową, w mięśnie brzucha. Odprężyły się pod jego wargami i Dean bardzo delikatnie przycisnął jeden palec do dziurki Casa. – Będzie dobrze. Zrobię ci naprawdę dobrze, skarbie, o nic się nie martw.
Cas nic nie powiedział, tylko nieznacznie uniósł biodra, aby zrobić Deanowi więcej miejsca. Dean uznał to za pozwolenie i powoli i rozważnie wsunął pierwszy palec, czując ciasne wnętrze chłopaka wokół swego ciała. Cas nad nim zaczął ciężko łapać powietrze.
Dean wsunął się początkowo tylko do pierwszego stawu, nie chcąc iść do końca i skrzywdzić dzieciaka. Cas zaciskał się wokół niego gorąco, więc Dean opuścił głowę na jego brzuch i zaczął dumać nad tym, jakich wrażeń dostarczy mu ta dziurka, zaciskając się wokół jego fiuta. Z oczekiwania skóra mu wibrowała, a serce tłukło się o żebra. Ale najpierw musiał Casa przygotować; nie zamierzał robić mu krzywdy.
- Okej? – zapytał, a Cas potaknął. CÓŻ, OKEJ, pomyślał Dean i zaczął się powoli wsuwać i wysuwać.
Dziurka Casa ściskała mu się lekko wokół palca, a Dean wciąż pchał. Z piersi chłopaka wydzierały się jęki, bardzo niskie i ochrypłe jak na pieprzonego SZESNASTOLATKA. Dean całował go w biodra, aby pomóc mu przez to przejść, wyssał tam malinkę, którą sekundy później pocałował, i przeprowadzał Casa przez ból, przygotowując go.
Dodał drugi palec, gdy uznał, że Cas był gotów; dziurka chłopaka otwarła się przed nim, praktycznie BŁAGAJĄC o więcej. Dean z radością dał jej więcej i zaczął rozsuwać palce, na zmianę wsuwając je i wysuwając z chłopaka, w odpowiedzi na co Cas zaczął się wić. Po jakimś czasie Dean zgiął palce i Cas niemal, kurwa, wyskoczył ze skóry. Dean posłał mu uśmieszek. BINGO, pomyślał.
- Właśnie tam, skarbie? – zapytał.
Głos Casa był napięty i ciężki, uda mu drżały.
- Tak, Dean, proszę, idź dalej. Potrzebuję więcej.
- Pewnie, że potrzebujesz – wymamrotał Dean, patrząc na to, jak dziurka chłopaka łapczywie wciągała jego palce. – Jaką masz śliczną dziurkę, Cas, wiesz o tym? Będzie tak dobrze wyglądać, gdy przyjmie mojego fiuta. Zegnę cię na pół i zerżnę ten śliczny mały otworek, chcesz tego, prawda?
Dean nieustępliwie naciskał Casowi na prostatę, upewniając się, że trafiał ją z każdym pchnięciem palcami. Cas kwilił cicho i błagał, prosząc Deana, by ten działał SZYBCIEJ, TAK, PROSZĘ, WŁAŚNIE TAM, O KURWA. Dean był bezsilny wobec fiuta twardniejącego mu coraz bardziej na skutek błagań dzieciaka; fiut Casa już cudownie ciekł mu na brzuch. Dean podciągnął się wyżej i zlizał stamtąd lepką wilgoć, a Cas patrzył na niego szeroko otwartymi oczami.
Dziurka Casa w chwili obecnej wydawała się już w pełni gotowa, ale Dean nie chciał niczego ryzykować. Wyjął palce, zarabiając sobie ciche kwilenie chłopaka, i Cas zamrugał. Dean uśmiechnął się do niego, ponieważ coś przyszło mu do głowy.
- Połóż mi uda na barkach, kochanie – zażądał. Cas posłuchał natychmiast, choć wzrok miał zdezorientowany. Dean sięgnął za siebie i wziął z kanapy starą poduszkę, po czym podłożył ją Casowi pod krzyż i tyłek. Złapał uda Casa i przesunął je do przodu, dzięki czemu dziurkę chłopaka miał idealnie na widoku. – Zamierzam zjeść twój śliczny tyłeczek, jasne? Będziesz ładnie mokry i otwarty da mnie, brzmi dobrze, aniołku?
Cas wyrzucił z siebie jakiś zdławiony dźwięk.
- TAK, Dean, o Boże, proszę.
Dean uśmiechnął się złośliwie i dmuchnął lekko gorącym powietrzem w tyłek Casa. Chłopak trzymał biodra w dole – pamiętając obietnicę, jaką mu złożył – i poruszył się tak, że jego tyłek znalazł się jeszcze wyżej. Dean dmuchał powoli, na próbę, patrząc, jak wejście drgało. Mógłby godzinami patrzeć, jak Cas się rozpadał, rozluźniać go kawałek po kawałku, pocałunek po pocałunku na każdym jego skrawku skóry. Ale uświadomił sobie, że Cas był nastolatkiem i że ich siły nie wystarczały na długo, więc się po prostu oblizał i przygryzł pośladek Casa, na co chłopak zawył.
- Pięknie tak wyglądasz, kochanie – lekko pocałował skórę otaczającą dziurkę Casa, drażniąc ją i zaledwie dotykając. – Rozłożony dla mnie, i taki spragniony. Nie mogę uwierzyć, że będę pierwszym, który wsadzi fiuta w ten ciasny tyłeczek, który cię ładnie i mocno zerżnie.
- Ty, Dean – wydyszał Cas bełkotliwym głosem, zatraciwszy się w doznaniach. – Tylko ty, Dean, PROSZĘ.
Dean parsknął śmiechem i musnął ustami wejście chłopaka. Zadrgało mu pod wargami i mężczyzna uśmiechnął się przelotnie, po czym wsunął w nie język. Zrobił to tylko raz i Cas zaczął łapać powietrze niczym tonący, po czym wrócił do środka krótkimi, brutalnymi liźnięciami, wsuwając się nieznacznie i równie szybko wycofując. Cas wił się pod nim, błagając o więcej, ale Dean jeszcze nie miał na to ochoty.
Cas wygiął się w łuk, wciąż nie ruszając biodrami, i Dean pożałował go, ruszając językiem bardziej uporczywie, liżąc dziurkę. Całował ją od czasu do czasu i patrzył, jak drgała, wbijał palce w uda Casa tak mocno, że zdecydowanie miały tam zostać siniaki, a Cas po prostu to PRZYJMOWAŁ, pozwalając mu ustalać tempo i kolejność i dysząc jego imię tak, jakby to była jedyna modlitwa, jakiej miał kiedykolwiek potrzebować.
Po jakimś czasie Dean zdał sobie sprawę, że sam zaszedł o wiele za daleko, by się dłużej tak drażnić, więc odsunął się na chwilę, wyczekująco oblizał usta i podniósł wzrok. Odkrył, że Cas gapił się na niego.
- Gotów? – zapytał, a Cas kiwnął głową. Dean uśmiechnął się. – Dobrze, aniołku. Poczujesz się tak kurewsko dobrze.
Wepchnął język w dziurkę chłopaka, w ciasnotę wokół swego mokrego, ruszającego się języka. Dźwięki padające z ust Casa były, kurwa, UZALEŻNIAJĄCE, pełne zdyszanego szacunku i błagalnych jęków. Brzmiał na załamanego, błagając o więcej i o mocniej, prosząc, by Dean zrobił mu dosłownie wszystko. Dean pomyślał, że pewnego dnia na pewno do tego dojdzie, bo wewnętrznie już zaakceptował fakt, że to musi być więcej, niż jednorazówka.
Cas był, kurwa, za dobry, aby go sobie odpuścić.
Język go bolał i szczęka dawała mu w kość, ale Dean działał dalej, pragnąc zrobić Casowi tak dobrze, jak mógł. Na brodzie miał ślinę, lubrykant też, wszystko to było cholernie nieporządne i zazwyczaj, będąc z facetem, wolał odpuścić sobie grę wstępną i przejść od razu do rżnięcia, ale z Casem chciał zrobić wszystko, pozwolić mu MIEĆ wszystko.
Cas wciąż zaciskał ręce na tapicerce i gapił się na Deana pomiędzy swymi nogami; uda mu drżały i napinały się. Dean jęknął, wciąż trzymając język w ciele chłopaka, i te wibracje musiały przepłynąć przez Casa, ponieważ następne, co zrobił, to złapał Deana za włosy i odciągnął go.
- Ja zaraz… zaraz dojdę, cholera, Dean. Zaraz dojdę, a chcę, być mnie najpierw przeleciał. Proszę.
Dean jęknął głośno i ruszył w górę, by pocałować Casa. Chłopak wsunął mu natychmiast język do ust, ta mała zdzira, szukając własnego smaku, a Dean gładził go po ciele. Mężczyzna w tym momencie nadal był, kurwa, UBRANY, pocił się pod wszystkimi warstwami ubrań na skutek żaru i intensywności CASA, a fiut napierał mu na dżinsy. Szybko zdjął koszulkę, zrzucił buty i rozprawił się ze spodniami. Stojąc już tylko w bokserkach zatrzymał się, uklęknął Casowi między nogami, a chłopak spojrzał na niego, patrząc na niego niewinnie wielkimi oczami i ściągając różowe usta.
- W porządku, kochanie?
Cas kiwnął głową i przełknął zdecydowanie.
- Tak, po prostu mnie zerżnij, proszę – w jego słowach nie było wahania, ale w oczach nadal widać mu było zdenerwowanie, błyskające ze zmartwieniem, kiedy Dean pochylił się, by go pocałować. Emocje opadły wkrótce pod wpływem tych leniwych pocałunków, pod wpływem języka wsuwającego mu się do ust gładko i powoli i uspokajającego go. Dean pogładził chłopaka po piersi, raz skubiąc mu sutki, po czym wrócił do ud, które znowu leżały na siedzeniu. Podniósł je i złożył je sobie z powrotem na barkach, unosząc Casowi tyłek i odsłaniając różową wilgoć jego dziurki, otwartej i już tylko CZEKAJĄCEJ na fiuta Deana.
Dean, sapiąc z załamaniem, zdjął bieliznę i rzucił ją gdzieś za siebie. Sięgnął po gumkę, rozdarł zębami opakowanie i nałożył ją na swego twardego fiuta. Raz dla pewności ścisnął podstawę i ruszył do przodu, szeroko otwierając oczy, gdy odkrył, że Cas wciąż na niego patrzył.
Cas, najwyraźniej, był całkiem, kurwa, elastyczny. Dean zgiął go praktycznie WPÓŁ, przyciskając mu kolana do piersi i krzyżując sobie jego kostki za głową. Nie wyglądał nawet tak, jakby mu było niewygodnie. Wydawał się całkowicie zadowolony, zginając się w taki sposób, pokazując swoją różową dziurkę i zagryzając usta.
- Jesteś kurewsko wspaniały, Cas – Dean ustawił się główką fiuta przy wejściu Casa, delikatnie wsuwając się tępą końcówką do środka. Cas zasyczał i natychmiast znieruchomiał, po czym pchnął biodrami w dół, pragnąc więcej. – Zerżnę cię mocno i porządnie, aniołku, aż będziesz o to błagał. Nie dojdziesz, dopóki ci nie powiem, słyszysz mnie?
Cas kiwnął głową, szaleńczo całując Deana po ustach, po szczęce, jednocześnie kierując biodra w dół, wpasowując sobie tępą główkę fiuta Deana w dziurkę.
- Tak, Dean, proszę, cokolwiek zechcesz.
Dean pocałował go mocno i zaczął się wpychać do środka.
Cas był wokół niego taki kurewsko ciasny, gorący i taki, kurwa, NIEWINNY, na miłość Boską. Dean nie posuwał prawiczka od czasu, kiedy sam stracił dziewictwo, całe te lata temu, ale czując Casa wokół siebie i wiedząc, że dla niego to było tak NOWE, niemal doszedł na miejscu. Zdołał się jednak powstrzymać i wsunął się Casowi do ust.
Cas marszczył brwi i nawet, jeśli Dean wiedział, że chłopakowi będzie trudno, że to go trochę zaboli, to wciąż czuł się naprawdę, kurwa, winny. Pocałował zmarszczki między brwiami Casa i przy jego oczach, łagodnie scałowując stamtąd niepokój. Nie miał, kurwa, pojęcia, co go opętało, że był tak cholernie TROSKLIWY w tym względzie, ale gdy poczuł, jak dłonie Casa otwarły się i zacisnęły na jego bicepsach, wiedział, że gest został doceniony.
Posuwał się dalej i dalej, aż wreszcie cały znalazł się w środku, tyłek Casa przylegał mu do ud, chłopak mocno zaciskał powieki. Dean leciutko pocałował każdą z nich i odsunął się, szepcząc mu w usta.
- Otwórz oczy, piękny – Cas otwarł oczy natychmiast, szeroko i ślicznie, niewinne i lśniące, a Dean delikatnie pocałował go w usta. – Otóż to, kochanie. Chcę zobaczyć, jak ładnie wyglądasz, kiedy cię rżnę, jasne?
Cas kiwnął głową, trzymając otwarte oczy. Dean zaczął się kołysać w te i z powrotem, najpierw płytko, ale potem rozpędził się i zaczął wchodzić głębiej. Cas sapał cicho, gdy Dean wpychał się w niego, trzymał się pleców mężczyzny jak kotwicy. Czasami wyglądał, jakby oczy miały mu się zamknąć, i wtedy Dean całował go mocno, a to pomagało chłopakowi pamiętać, co miał robić.
Pchnięcia Deana nabrały tempa, skóra uderzała o skórę, kiedy mężczyzna kołysał się w przód i w tył. Uda Casa wciąż drżały, kostki zaciskały się konwulsyjnie wokół szyi mężczyzny, wbijając się w przestrzeń między jego ramionami. Tyłek chłopaka zaciskał się odruchowo, kurcząc się i rozkurczając wokół fiuta Deana, jego chciwa mała dziurka wciągała Deana coraz głębiej w siebie.
Dean uśmiechnął się nieprzyzwoicie i z zadowoleniem; wiedział, że Cas po prostu taki będzie.
- Tak ślicznie bierzesz mojego chuja, prawda, skarbie? – wymamrotał, a Cas zaskomlał i drgnął pod wpływem ruchów mężczyzny. – Twoja dziurka jest tak cholernie spragniona mojego fiuta. Aniołku, jesteś idealny, tak kurewsko idealny.
Cas był stracony dla świata, pogrążony w doznaniach. Ledwie mu starczyło przytomności umysłu, aby kiwnąć głową i zakołysać biodrami, aby wciągnąć Deana głębiej w siebie, obejmując go w talii. Dean z radością pozwolił się ciągnąć, ciasny żar chłopaka, otaczał go i połykał, tak, że wszystkie zakończenia nerwowe w ciele mu płonęły.
Nie miał pojęcia, co się z nim tutaj działo, czemu to robił. Rżnął cholernego DZIECIAKA w poczekalni warsztatu Bobby`ego, waląc jego słodki tyłeczek i wiedząc cały czas, że to było złe, tak złe, tak, kurwa, cholernie złe. Teraz zabierał chłopakowi dziewictwo i choć Cas wyglądał, jakby się tym cieszył, to Dean wiedział, że powinien czuć się winny.
Wtedy Cas szerzej otwarł oczy, a oddech zaczął mu się rwać, biodra drgnęły chaotycznie. Dean zdał sobie sprawę, że trafił chłopaka w prostatę, wiedział, że Cas czuł się dzięki niemu kurewsko dobrze, i uznał, że rozsądek i poczucie winy były przereklamowane, ponieważ Cas uniósł się w górę.
- Zaraz dojdę, Dean – wysapał mu w ucho gorącym powietrzem. – Ja… jestem tak blisko, Dean, proszę, proszę, pozwól mi dojść.
Dean ugryzł Casa w szczękę i zostawił mu jeszcze więcej fioletowych malinek na szyi. Zdjął jedną rękę z uda chłopaka i objął nią jego fiuta, gładząc kciukiem mokry czubek. Rozsmarował wilgoć niczym lubrykant i zaczął chłopakowi obciągać, mamrocząc przy okazji coś, na co nawet nie zwracał uwagi.
- Tak, skarbie, sprawię, że dojdziesz, dojdziesz tylko dla mnie. Chcesz tego, prawda? Chcesz dojść, gdy cię będę wypełniał, gdy ci będę obciągał? Założę się, że tak, Cas, jesteś taki idealny. Jesteś moją doskonałą małą zdzirą, zgadza się?
Cas szaleńczo pokiwał głową i odrzucił ją do tyłu, ostre światła w pokoju oświetlały liczne malinki na jego szyi, szczęce i obojczykach. Wyróżniały się na tle bladej skóry, fioletowe i czerwone, na krawędziach delikatnie różowe. Dean nie zdołał się oprzeć i pocałował je, po czym usłyszał, jak Cas lekko jęknął.
Zaczął poruszać się dwukrotnie szybciej, nieprzyzwoicie rzucając biodrami, w pokoju słychać było jęki Casa i uderzenia skóry o skórę. Dean też był blisko, szczególnie wtedy, gdy Cas zacisnął się wokół niego, tak mocno, gorąco i doskonale, i szczególnie, gdy Cas wydyszał jego imię niczym przykazanie, według którego chciał żyć. Czuł swój orgazm brzęczący mu pod skórą, czuł, jak napinały mu się jaja, gdy zagłębiał się w słodkim tyłeczku Casa. Coraz szybciej ruszał ręką i wpychał się coraz głębiej, przełykając jęki chłopaka i przygryzając mu dolną wargę.
- Taki idealny, aniołku – powiedział, ledwo myśląc o tym, co padało mu z ust; był zbyt blisko szczytu, aby dać radę. – Jesteś taki cudowny wokół mojego fiuta, taki ciasny i doskonały. Nie mogę się doczekać, by następnym razem przyprzeć cię do ściany i zerżnąć tam, by otulić się twoimi nogami tak, żebym mógł gryźć te twoje cudowne sutki. Brzmi dobrze, kochanie?
- Tak, Dean – odparł Cas, a Dean nie był w pełni świadom pytania, jakie zadał, ponieważ chłopak zaciskał się w TAKI sposób, i, cholera, mężczyzna wiedział, że nie wytrzyma dużo dłużej. – Proszę, Dean, pozwól mi dojść, proszę.
Gdy Dean przejechał kciukiem po czubku fiuta Casa i jednocześnie przygryzł mu dolną wargę, Cas doszedł. Zacisnął się wokół fiuta mężczyzny i krzyknął tak głośno, że Dean podążył za nim zaledwie kilka sekund później, padając głową na ramię chłopaka i wbijając paznokcie w skórę jego uda.
Kiedy skończył, potrzebował minuty albo pięciu, żeby ochłonąć. Cas zrobił to samo, oddychając płytko i nierówno, a gdy mężczyzna poczuł, że ruch jego klatki piersiowej wrócił do normy, otwarł oczy i spojrzał na chłopaka.
Cas natychmiast odwzajemnił spojrzenie, rumieniąc się słabo i uśmiechając. Dean, pomimo absurdalności całej tej sytuacji, poczuł taki sam uśmiech na własnej twarzy i Cas pogłaskał go między łopatkami.
- Wspominałeś coś o następnym razie? – spróbował Cas, z wahaniem przygryzając sobie dolną wargę i nieświadomie dotykając malinek na swojej szyi.
Dean parsknął śmiechem i wysunął się, rzucając Casowi jego bieliznę tak, by chłopak mógł ją założyć, po czym to samo zrobił ze swoją, uprzednio wyrzuciwszy gumkę do kosza. Pozwolił im jednak tylko na tyle, po czym uśmiechnął się jeszcze szerzej, spoglądając na rumieniec, który rozlał się na piersi Casa. Objął chłopaka w talii, podciągnął go w górę i lekko pocałował w usta. Wciąż go całował i całował, tracąc oddech i głupiejąc, i zdał sobie sprawę, że Sam się, kurwa, WKURZY, gdy Dean mu powie, iż umawia się z licealistą. Nie przejmował się jednak zbytnio, gdy Cas tak wzdychał mu w usta.
- Czy mam się martwić, że twoi rodzice będą mnie za to ścigać? – spytał Dean jedynie półżartem.
Cas uśmiechnął się i objął policzek mężczyzny.
- Nie – wymruczał, gładząc go kciukiem. – Moi rodzice już z nami nie mieszkają. W większości wychowują mnie moi bracia.
- Hmm – mruknął Dean, szturchając nosem policzek Casa. – Bracia. Z braćmi sobie poradzę.
Cas uśmiechnął się rozkosznie i Dean wrócił do całowania go. Jak niby miał tego nie robić? I tak miał trafić do piekła, mógł się równie dobrze cieszyć okolicznościami. A Cas z pewnością do takich należał.


Okazało się, że piekło oznaczało braci Casa. Kto, do cholery, nazywa swego dzieciaka LUCYFER?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:56, 20 Sie 2013    Temat postu:

PaaaAAAT...! :hamster_moe: Cudzie...! :'D Jessuchryste xD Idę się gdzieś zakopać, może do pralni nikt na razie nie zejdzie xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:02, 20 Sie 2013    Temat postu:

Daj znać, czy się podobało, bo to mimo wszystko cięższy kaliber.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:28, 20 Sie 2013    Temat postu:

patusinka napisał:
Daj znać, czy się podobało, bo to mimo wszystko cięższy kaliber.

Słonko, to chyba najcięższy kaliber w dorobku endversed. Umieram, zdycham, schodzę z tego łez padołu, przyjmuję temperaturę otoczenia i kopię w kalendarz. Jessu.
Lin, Chrystepanie, to, że Cas jest niepełnoletni ("Dean był napalony i, KURWA, to było pierdolone DZIECKO, i już sama ta myśl powinna go natychmiast zbić z tropu, ale się tak nie stało." fakt, że nie jestem w tym sama zaklepuję jako swoją linię obrony) i prosi zasadniczo może i powinno cię kręcić, ale kurwa, nie aż tak *^* Na dnie Piekła czeka już wyznaczona altanka. Ale. Rzeczy, które on mu robi. Reakcje Casa na te rzeczy. I dirty talk w takim wydaniu, że komórki mózgowe gubią zasięg. Bogowie. Jestem jeszcze zbyt pod wpływem właśnie zapoznanej literatury, zeby sklecić jakieś zdanie, odpowiednio wyrażające zachwyt. Gdybym chciała poprzeklejać wszystkie zdania, na których spiszczałam się jak delfin, zostałby kawałek wstępu, kropki i przecinki. Huff. Skupiam się na ochłonięciu ._. Pat. PAT @.@


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:42, 20 Sie 2013    Temat postu:

Dziękować za komplementy :))) Następne będą krótkie i śmieszne twory Maknatuny.
Linek, jeszcze dziś wyślę ci Bunny Ears :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Wto 16:28, 20 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:45, 20 Sie 2013    Temat postu:

Jeśli myślałam, że wczorajszy fik ma potężną moc rażenia, zapomniałam o tym, jak wali po jestestwie ten. Miałam nieszczęście przeczytać ten kawałek w bibliotece. Znaczy po angielsku, pierwszy raz. Um... jakbym publicznie oglądała ostre porno, srsly. A teraz? Jesukurwachsyte, dziewczęta, nic ze mnie nie zostało. Właściwie to ten post pisze moja postać astralna, bo radośnie rozprysnęłam się po pokoju.
Chryste... ten Cas, ten Dean~ :hamster_bath: Pat, jesteś boska. Przytakuję Lin czym się da, przełożenie świntuszenia na polski to nie lada sztuka, a Tobie jak zwykle wyszło idealnie @_@
Idę zeskrobać się ze ściany :3

A tak przy okazji. Skończyłam czytać PP. Całuję autorkę po rękach za trzy rzeczy: za scenę na komisariacie, za scenę z rytuałem, za pochodzenie pseudonimu Bena. Poleciała mi łezka kiedy dodałam dwa do dwóch i zorientowałam się, że Nic ma na drugie imię James. Um :hamster_bigeyes:
Ze smutkiem przyznaję rację, teraz już ostatecznie. Fik jest lepszy. Znaczy... ech, nie będę powtarzać tego, co napisałyśmy już kilka razy wcześniej, ale~ przyjazd Kate to nie to samo, co Sam i Jess. Zupełnie inna dynamika. No i damn. Powtarzam się XD
Ale ostatecznie. Nic nie powstrzyma mnie przed napisaniem najbardziej zachwyconej i entuzjastycznej recenzji, na jaką stać mnie z moimi zdolnościami językowymi. Bo książka jest boska i koniec, nawet jeśli fik jest ciut bardziej wyrąbany w kosmos <3

No i teraz, jak tylko skończę zeskrobywać mózg z sufitu, z radością zabiorę się za następny rozdział RR, który dla odmiany nie jest oznaczony paringiem pre-Dean/Cas XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:55, 20 Sie 2013    Temat postu:

antique napisał:
Poleciała mi łezka kiedy dodałam dwa do dwóch i zorientowałam się, że Nic ma na drugie imię James.

Lin, gupja po prostu Lin się NIE zorientowała. I właśnie sklejam serduszko łzami. Jak wyschną to może trochę potrzyma na sól. Jessu. Jak ja mogłam to przegapić...? To... Jessu.

antique napisał:
Ale ostatecznie. Nic nie powstrzyma mnie przed napisaniem najbardziej zachwyconej i entuzjastycznej recenzji, na jaką stać mnie z moimi zdolnościami językowymi. Bo książka jest boska i koniec, nawet jeśli fik jest ciut bardziej wyrąbany w kosmos <3

Same here, Honey.

Pat, Słoneczko, dzięki za maila! :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:02, 20 Sie 2013    Temat postu:

Drobiazg, Linuś :) Mogłam, to wysłałam.
Aha, sporządziłam sobie również plik zbiorczy z pozostałymi swymi tłumaczeniami (wyszło tego 890 stron) i też zamierzam go drukować w Polsce. Jakbyście chciały, to podeślę. Brak tylko tych dwóch najnowszych. I jeszcze całe TRIPPING. A moja siostra właśnie skończyła oglądać odcinek z robaczkami z sezonu 1. Nie posiadam się z radości :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:41, 20 Sie 2013    Temat postu:

Hah, jak wciągnęłam Matkę, byłam z siebie nieziemsko dumna :D Dobrze mieć współfana pod dachem. Nawet, jeśli mniejszego kalibru.
Plik, jeśli to nie problem, chetnie przygarnę. To znaczy, na 99.9% mam wszyściuteńko, ale uznajmy, że Lin to tylko Lin, mogło się dziewczę zajebać w akcji.
Also: saltandbyrne wrzuciła nowy fic. Zapowiada się nieźle i jest krótki, więc chyba jeszcze przed RR sobie go machnę.
Cytat:
And If That's All There Is (It Ain't So Bad)
saltandbyrne
Summary:

The gates to heaven and hell are closed for good, and Dean is spinning out of control. As he drinks his way across the country, putting down low-level monsters with the reluctant help of his brother, Dean feels himself losing everything he once knew. When a hunt in Olympia doesn't go the way anyone expected, Dean encounters Castiel, a different kind of hunter who opens Dean's eyes to a world of possibility.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Wto 20:42, 20 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:58, 20 Sie 2013    Temat postu:

Spoko, podrzucę ci ten pliczek, jak się spotkamy :) Poza tym mam jeszcze mały drobiażdżek dla ciebie i antique.
Aha, siostra nie może wyjść ze zdumienia, że jestem fanką serialu i przestałam go oglądać :) Ale to tylko w moim przypadku jest możliwe.
Lin, przeczytaj ficzka i daj znać, jak wrażenia. Aha, maacie ochotę na lekką komedyjkę na dobranoc? Bo już prawie skończyłam :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:02, 20 Sie 2013    Temat postu:

Szkoda, że moja nie da się wciągnąć w SPN XD Patuś, a Ty to niby nie oglądasz, ale i tak wszystko wiesz, co się dzieje XD

Miałam czytać RR. Srsly. Ale, Lin, przekonałaś mnie XD Jak dobrze, że na AO3 jest opcja pobierania fików, właśnie sobie ściągnęłam na smartphona i będę czytać :3

Ach, kochanie, lekka komedyjka na dobranoc? Zawsze i wszędzie :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:15, 20 Sie 2013    Temat postu:

Proszę bardzo, mam nadzieję, że się spodoba :)

KRÓTASKI OD MAKNATUNY

DRZAZGI

Sam już miał wejść do ich motelowego pokoju, kiedy usłyszał dobiegające z niego dziwne dźwięki. Zatrzymał się i zaczął słuchać. Usłyszał znajome głosy. Dean i jego anioł. Cóż, nie do końca anioł. Castiel upadał i powoli stawał się człowiekiem.
- Dean, to boli!
- Wiem, że to boli.
- Och, ochhh…
- Cas, tylko mi wszystko utrudniasz!
- Ja krwawię.
Sam usłyszał jakieś skomlenie i posykiwania i policzki mu się zaróżowiły.
- To utkwiło!
- Cas, zamknij się i przestań wiercić!
- Dean, czemu nie umiesz wyjąć czegoś tak małego?
- Co? Ty to nazywasz małym?
Twarz Sama zmieniła kolor z pastelowego różu na szkarłatną czerwień.
- Och, wytrzymaj, Cas, już to mam!
- Wyciągnij to, wyciągnij to cholerstwo!
- Chwileczka.
- Mógłbyś być delikatniejszy, to boli, auuu…
- Co się z tobą dzieje, Cas, zachowuj się jak mężczyzna!
- To pierwszy raz, kiedy…
- Wychodzi, już prawie się udało!
Z pokoju rozbrzmiał zdumiony jęk Castiela oraz pełne ulgi westchnienie Deana. Sam Winchester drżącymi palcami wytarł pot z czoła i wybiegł z motelu.
Tymczasem w pokoju Dean skończył wyjmować drzazgi z ramienia Castiela.
- Jakie z ciebie dziecko – wyszczerzył się Dean i klepnął anioła w tyłek, kiedy udał się do łazienki umyć ręce.

ŁÓŻKO

Po poprzednim incydencie w hotelu Sam nalegał na wzięcie osobnych pokoi. Dean poczuł się z tego powodu bardzo zdezorientowany, ale się nie kłócił. W ten sposób zaczął dzielić pokój z Casem.
Dokładnie o 3 rano Sam Winchester obudził się gwałtownie. Z pokoju obok, gdzie spali jego starszy brat i ich eks-anielski przyjaciel, dobiegały kłopotliwe dźwięki. Cóż, przynajmniej mieli spać.
Sam usiadł na łóżku i zaczął słuchać, senność go ostatecznie opuściła.
Ktoś ciężko dyszał i stękał.
- Dean… Dean, ja nie mogę.
- Tak, możesz, Cas, no dalej!
Sam usłyszał warczenie brata, a potem jeszcze więcej dyszenia i szurania.
- Cas, nie robisz tego poprawnie!
- Czyżby? A ja sądzę, że ty to robisz źle!
- Zamknij się, Cas!
Sam wysilił słuch, kiedy coś zaszeleściło i uderzyło o podłogę. „Ubrania. Oni są nadzy!” – umysł Sama pełen był kłopotliwych obrazów jego brata i anioła w obscenicznych pozycjach.
- Dean, czemu mnie nie słuchasz?
- Słucham, pierzastomózgi!
- To pchaj mocniej!
Sam zrobił się szkarłatnoczerwony na twarzy i ukrył ją w dłoniach.
Właśnie wtedy coś rąbnęło o ścianę rozdzielającą ich pokoje.
- Tak, nareszcie! – jęknął Castiel.
- Tak, skarbie! O to chodziło, o to chodziło! – wrzasnął radośnie Dean i łupnięcie się powtórzyło.
Sam nie mógł tego dłużej znieść. Obrazy nagich Deana i Castiela, wyprawiających nieprzyzwoitości, po prostu zgwałciły mu mózg, więc wyskoczył z łóżka, ubrał się pospiesznie i wybiegł z motelu, by przespać się w Impali.
Tymczasem Castiel pomógł Deanowi odsunąć jego ciężkie łóżko od okna, przez które zimne powietrze wciskało się do pokoju i przeszkadzało Deanowi spać.
- Dzięki, Cas – wyszczerzył się Dean do przyjaciela, zanim wpełzł do łóżka. – Ale i tak wciąż jesteś dzieckiem, teraz bez prochowca – łowca klepnął Castiela w tyłek i ze śmiechem zanurkował pod kołdrę.

LEPKA SPRAWA

Minęły dwa tygodnie od ostatniego incydentu w motelu. Sam był naprawdę wkurzony i zrzędził cały czas. Na początku Dean nie zwracał na to uwagi, ale gdy czas mijał, a nastrój Sama się pogarszał, jego starszy brat nie mógł tego dłużej znieść i pokłócili się, w trakcie czego Sam wrzeszczał coś o „Ukrytych zamiarach erotycznych”. Dean niczego nie zrozumiał i zostawił swego „PMS-ującego wrednego brata” sam na sam z dziwnymi myślami.
Zatrzymali się u Bobby`ego, bo prowadzili dochodzenie w sprawie poltergeista. Sam szukał jakichś informacji przez Internet, próbując znaleźć historię domu i ostatnich dziesięciu ofiar.
O 23.00 znalazł bardzo ważną informację w sprawie domu i postanowił podzielić się nią z Deanem i jego aniołem. Bobby przebywał z Rufusem, pomagając mu z małą grupą wampirów.
- Hej, Dean, znalazłem coś – zawołał Sam biorąc piwo z lodówki.
Nikt się nie odezwał.
- Chłopaki, jesteście tam? – Sam wziął łyka i poszedł na górę. Również i tam nie znalazł swego brata i Casa.
Kilka sekund później usłyszał buchające z Impali SAD BUT TRUE Metalliki i młodszy Winchester wyszedł na zewnątrz, by zawołać swego brata i Castiela.
Muzyka urwała się i Sam usłyszał dobiegające z samochodu głosy. Zwolnił i zaczął słuchać.
- Dean, to jest za duże.
- Nie, Cas, nie jest. Wiem, że umiesz to zrobić.
- Ale ja… ja nie wiem, jak.
- Pokażę ci. Słuchaj, po prostu trzymaj to u podstawy. W taki sposób.
Samowi gwałtownie zabiło serce, przełknął z wysiłkiem. „Dobry Boże, tylko znowu nie to…”, pomyślał z rozpaczą.
- Potem to liżesz.
Ktoś jęknął i zachichotał.
- Okej, teraz ty to zrób. Tak, właśnie tak. Mmm…
- Do cholery, nie używaj zębów!
- Okej.
- Nie zęby, po prostu liż. Właśnie tak. Cholera, jakie to dobre!
- Boże, to jest dobre…
Wtedy ktoś jęknął i ostro wypuścił powietrze.
- To mi się podobało, Dean.
- Tak, mnie też. Zaczekaj, Cas, masz trochę na ustach i brodzie. Daj mi to wytrzeć.
Sam zdusił łkanie i padł na kolana, patrząc na nocne niebo.
- Czemu mnie tak nienawidzicie? Czemuuuuuu? – wrzasnął z całych sił. Potem zerwał się na nogi i pobiegł w stronę domu.
Tymczasem w samochodzie:
Castiel zdumiał się, gdy rozległ się krzyk, i ze zmartwieniem spojrzał na Deana.
- Słyszałeś to, Dean?
- Aha. To Sam. Prawdopodobnie oglądał jakąś kiepską operę mydlaną i główna postać zmarła – zachichotał i oblizał swe pokryte czekoladą palce. – Rany, to najlepsze lody, jakie w życiu jadłem – zamruczał radośnie.
- Tak, były pyszne, ale lepkie – Castiel spojrzał na swoje ręce.
- Chodź, Cas. Sprawdźmy, czy Samanta nadal oddycha – Dean wysiadł z samochodu. Castiel poszedł za nim, wciąż patrząc na swoje ręce i nie wiedząc, co z nimi zrobić. – Dzieciak bez prochowca, co nie wie, jak jeść lody – zakpił łowca i klepnął Castiela w tyłek, po czym pobiegł w stronę domu.

DZIENNIK SAMA WINCHESTERA

5 września 2012
Po okropnym zajściu w Impali (którego niemal byłem świadkiem) postanowiłem zacząć pisać dziennik i umieszczać w nim moje gorzkie przemyślenia, jako że nie mogę się nimi z nikim podzielić. Dean i Cas wydają się być bardzo szczęśliwi. Zachowują się, jakby się nic nie stało, ale wiem, że te bydlaki coś ukrywają. Chwila, a co, jeśli nie mam racji i przesadzam, i nic się nie dzieje? Mimo to nadal będę prowadził obserwacje.

22 września 2012
Właśnie zabiliśmy kilka wilkołaków. Ukochany prochowiec Casa i jego spodnie poszły w strzępy, więc Dean zaciągnął nas do najbliższego sklepu, aby kupić mu trochę nowych ubrań. Wydaje się, że Cas nie ma pojęcia, jak zakładać ubrania, więc Dean poszedł z nim do przymierzalni. Jestem w 100% pewien, że zakładanie nowej koszulki i dżinsów nie wymaga cholernych 43 minut i 37 sekund. Kiedy wreszcie wyszli, Cas wyglądał na jeszcze bardziej rozczochranego, niż zwykle. Może odbył ostrą walkę z koszulką? Chciałbym w to uwierzyć, ale zadowolony uśmieszek Deana budzi moje podejrzenia.

3 października 2012
Jesteśmy w Nevadzie. Siedzę w swoim pokoju motelowym i próbuję szukać informacji o miejscowej nawiedzonej szkole. Jest prawie północ, ale Dean i jego anioł jeszcze nie wrócili z baru. Nie miałem ochoty pić i zostałem tutaj. O, chwila, chyba słyszę kroki. Cholera, ale się zaprawili! Rozdzielić syjamskie bliźnięta byłoby dużo łatwiej, niż oderwać mego brata od Castiela. Przez pół godziny przekonywałem Deana, że jego pokój był na końcu korytarza. Nie udało mi się. Podczas gdy zbierałem swoje rzeczy, by przenieść się do pokoju Deana, Castiel czkał i zapewniał mnie, że zajmie się Deanem. Ale sądzę, że Castiel czuł się gorzej od Deana, bo przez całą noc słyszałem jego jęki.

4 października 2012
Tego ranka, gdy myłem zęby, Castiel wszedł do mojego pokoju, będącego faktycznie pokojem Deana, i zapytał, czy mam korektor. Nie mam, ale zamiast tego dałem mu talk. Szczerze, nie mam pojęcia, czemu miałby tego potrzebować. Może ma jakieś specjalne składniki używane w rytuałach? I czemu Cas nosi sweter z golfem? Jest chory? Muszę powiedzieć Deanowi.

7 października 2012
Pogadałem z Deanem. Nazwał mnie durniem. Jaki, do cholery, ma problem?

13 października 2012
Martwię się o Castiela. Musi mieć jakieś problemy ze zdrowiem. Dziś zauważyłem, że szyję miał nienaturalnie białą. Kiedy zapytałem go, co się dzieje, jego twarz przeszła z bladości w kolor burgunda. Czoło mu się spociło i zaczął się jąkać, próbując coś powiedzieć. Zasugerowałem, że miał gorączkę, i wstałem, by przynieść termometr, ale Dean wrzasnął, bym pilnował własnych cholernych spraw. Cóż za bezduszny idiota.

24 października 2012
Castiel zniknął cztery dni temu. Powiedział, że ma parę rzeczy do załatwienia i że zabierze mu to parę dni.
Kiedy byłem dzieckiem, marzyłem, by mieć małe zoo z różnymi zwierzętami. Dean udatnie zastępuje je wszystkie. W czasie naszych rozmów ryczy, wrzeszczy lub wyje, jednocześnie krążąc w te i z powrotem po pokoju. To musi być stres. Nasze życie nie jest łatwe.
Castiel pokazał się o 21.00 Dean spał, ale się instynktownie obudził i wyskoczył z łóżka. Wrzasnął na Castiela, że jest on „pierzastym sukinsynem próbującym go zabić”, po czym złapał go za ramię i wyciągnął z pokoju. Mój głupi brat całkowicie zignorował moje krzyki, że prawdopodobnie przyśnił mu się koszmar, w którym Castiel próbował go zabić. Do czasu, gdy wybiegłem z motelu, Impala już znikała za rogiem. Boże, mam nadzieję, że Dean nie zrobi Casowi niczego złego.


15 listopada 2012
Zgłosiłem się na ochotnika, aby pójść nam kupić obiad. Po 10 minutach jazdy uświadomiłem sobie, że zostawiłem portfel na łóżku, więc musiałem wrócić do motelu. Nie wiem, czemu nie poczułem się zszokowany, kiedy znalazłem Castiela z rękami przywiązanymi do zagłówka, podczas gdy mój brat go pożerał. Może dlatego, że się poddałem i zaakceptowałem ich jako parę. A jeśli to uszczęśliwia Deana, to i ja jestem szczęśliwy. Po prostu wszedłem i wziąłem portfel, podczas gdy para na łóżku usiłowała z całych sił udawać, że nie byli dwoma mężczyznami uprawiającymi seks i że zamiast tego stanowili dodatkowe wyposażenie posłania. Przed opuszczeniem pokoju nie zdołałem się oprzeć pokusie, by nie rzucić czymś ostrym. I rzuciłem! Po usłyszeniu „Więc za ile miesięcy mam się spodziewać bratanka lub bratanicy?” Dean rzucił we mnie poduszką i trafił w swój cel – a dokładnie w moją głowę. Zawsze był dobrym strzelcem. Palant!

25 grudnia 2012
Jemy świąteczny obiad u Bobby`ego. Dean ogłosił, że miał ważne wieści. Czemu mam wrażenie, że chciałbym wpełznąć do dziury i w niej zostać?
Cóż, mój brat właśnie oznajmił, że pracował nad tym cały rok i że chciałby wynająć duży dom i ustatkować się z Castielem. Wow, wydaje się, że jeśli przestanę być zrzędliwą suczą, to też będę mógł z nimi zostać. Myślę, że lepiej wypiję jeszcze kilka mocnych drinków, podczas gdy w czasie wyprawy do kuchni towarzyszy mi nieustannie „Idioci” Bobby`ego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:24, 20 Sie 2013    Temat postu:

Zaraz się zabiorę za czytanie :D

Tylko mała uwaga odnośnie saltandbyrne. Głowię się skąd ja laskę znam, no przecież czytałam jej fiki, czytałam na pewno do cholery, tylko co ja jej czytałam...? I sobie przypomniałam. The Stray i The Good Wife (m.in. XD). O Chryste. *blush* Jeśli ten nowy fik w połowie tak... um, dobry ja tamte (a te dwa są skurwysyńsko kinky), to nie mam co wypierać jajników z pościeli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez antique dnia Wto 21:26, 20 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 429, 430, 431 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 430 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin