Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 420, 421, 422 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:19, 07 Sie 2013    Temat postu:

Rozdział 13 z głowy... Jeszcze dwa do końca :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:34, 07 Sie 2013    Temat postu:

Linek, będę o Was pamiętać :3 sprawdzam codziennie, czy nie pojawiają się jakieś nowe informacje, jestem zerejestrowana na tym portalu z ebookami, więc podeślę Wam pdfa jak tylko dorwię go w łapki :3
No i kochanie, jak idzie lektura? :D

Pat ma skype'a, Lin ma skype'a; możemy robić sobie videokonferencje! :D (przynajmniej przez 15 pierwszych sekund, potem skype krzyczy o abonament premium XD)

A teraz czas zatopić zęby w tłumaczonku :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:49, 07 Sie 2013    Temat postu:

Ja obrabiam już 14, a do końca ficzka zostało mi 10 stron oryginału. Trzymajcie kciuki - przy pomyślnych wiatrach reszta dziś późnym wieczorem :)
Liczba odsłon mojego bloga sięga już prawie 1700 :hamster_dies:


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Śro 13:51, 07 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:19, 07 Sie 2013    Temat postu:

Wow. Pomyślałby kto, że to taka nisza u nas oO Ale, well, dobre fiki wrzucasz XD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:40, 07 Sie 2013    Temat postu:

Antique, jeśli masz ochotę na świntuszenie i porno w jednym, przeczytaj ten DAILY GRIND. Mam już na chomiku, jeśli nie chce ci się szukać. Co więcej, tam jest plot :) Na fikowym tumblerze dostał ocenę A+. I wierz mi, to jest dobre.

EDIT: rozdział 14 - państwo Milton właśnie wrócili i szykują się kłopoty...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Śro 15:16, 07 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:30, 07 Sie 2013    Temat postu:

Mhm, mhm, dzięki słońce, zaraz ściągnę :D

A jak idzie RR? :3

Skończyłam rozdzialik. Ach! Chodząca słodycz! Chociaż wiem, co mnie bodło. Znaczy czepiam sie, ale well. Podobno lubie się czepiać XD Bo najpierw było napisane, że Anna zmusiła Deana do sypiania ze sobą sugerując, że nie przyjęła "nie" jako odmowy, a teraz wyszło na to, że biedna, samotna Anna. Czepiam się, no. Ale poza tym? Chodząca słodycz <3 Doskonała robota, kochanie :D Nie mogę sie doczekać na ciąg dalszy. Chryste, ciąg dalszy @_@


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:08, 07 Sie 2013    Temat postu:

Zaczęłam już rozdział 15, więc wrzuta reszty na pewno dzisiaj.
RR na razie leży, bo chcę to wreszcie skończyć, poza tym wczoraj też nie ruszyłam, więc na razie nic więcej nie wiem. Ale spokojnie, o ile pamiętam, ty w trakcie lektury też robiłaś sobie przerwy :) Na przykład na inne ficzki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:13, 07 Sie 2013    Temat postu:

Nie chcę o tym rozmawiać. Nie chcę *tarcie kaprawych, zapłaczonych na amen ślepek* PP było OBRZYDLIWE *krótki napad histerii* Końcówka była NAJOBRZYDLIWSZA z całego fica *obleśnie siąkanie nosem* Jezu. JEZU. Nie. Nienmienienienienienienienienienie.
A jeśli uważacie, że to jest upierdliwe, to Was pocieszę, moja Matka ma to od rana. Znosi z względnym spokojem, choć teraz jakoś zaczęła mnie unikać. Nieeeeeeeeee, to nie może być koniec, nieee *zwija się w pozycji embrionalnej i wypłakuje oczy*
Wezmę się za tłumaczenie Pat *sob sob sob* Może na chwilę będzie lepiej T_T Na chwilę zapomnę, ze się skończyło T_________T Nieee, nie mogło się już skończyć...!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Śro 16:15, 07 Sie 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:21, 07 Sie 2013    Temat postu:

Weź się za MELTING VERSE :) Też jest fajne :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:54, 07 Sie 2013    Temat postu:

Jak tylko serduszko mi się wykrwawi ._. MV jest strangenessandcharm...? Bo ja nazapisywałam od Was linków, i juz mi się zaczynają plątać...
Swoją drogą, kiedy w PP pokonali Azazela i Raz wrócił do domu, to było plus minus 80% fica. Więc cały czas czekałam na JEB, Azazel wrócił albo coś, co sie tej nocy wydostało uciekło albo Raz jednak nie wrócił do domu czy coś. Czego się nie spodziewałam, to skupienia na relacji Deana i Casa, na emocjach- ich obu, bo wiadomo, budzi się, przynajmniej we mnie, straszne "Cas, dupku, może i cierpiałeś, ale zasłużyłeś, dobrze, że wyjechał, yadda yadda". I to przybliżenie emocji obu stron... Idealnie wyważone. Nawet desperacja Casa, chylę czoła. I jak pięknie obaj cierpieli, jak pięknie się ranili cały fic. Jessu, Lin zaczynając przygodę z ficami mdlała na "och, jakżeż ja kocham cię i jakżeż często i głośno będę ci miłość mą wyznawał i bedziemy szczęśliwi i do ślubu pojedziemy na jednorożcu", a teraz jak ślicznie spalają się emocjonalnie, jak pięknie pogrążają obok siebie w otchłani samotności, jak bardzo się pragną i boją, ojejciu :3 Masakra. Also- kocham Jess. Ale nie można nie. I to chyba pierwszy fic, w którym- kuźwa, ich ROZMOWY. Nawet nie tyle tematy, co sposób wysławiania. Na każdej jednej można się zapłakać na śmierć i posikać ze śmiechu.
Kwestią tego, co antique wypatrzyła we fragmencie- amen :D Rzuciło mi się też przy pierwszym czytaniu, ale well- autorki nie chciały, żeby Dean tak z własnej woli, bo przecież jego 'nieśmiertelna, nieszczęśliwa, melancholijna jak skurwysyn i głęboka jak gardło Lovelace' miłość do Casa, z drugiej strony Annę trzeba w fabule zostawić, to co, z taką suką pod jednym dachem...? Podoginały, gdzie nie chciało się dogiąć WD40, gdzie się za bardzo nie trzymało kupy taśmą izolacyjną i jest just peachy. Tak czy inaczej- fica kocham i nie ośmielę się nawet powiedzieć, ile razy molestowałam scenę z tańcem w namiocie. Bogowie...! Chociaż Dean na samym końcu to po prostu heros altruista :D Biorąc pod uwagę, ze panom w ficach dziewczyn zawsze się chce, szczególnie kiedy drugiemu się chce, to spokojne pójście Deana spać po wszystkim jest aktem stalowej woli i niezaprzeczalnej miłości :D Ach, nie mogę się doczekać całości, przeczytam sobie od początku xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Śro 18:00, 07 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:35, 07 Sie 2013    Temat postu:

Polecam po MV przeczytać Thursday's Child (jednej autorki to jest, yep - strangenessandcharm). Ach! A potem, hiehiehie, Linek, wiesz co, prawda, prawda, prawdaaaa? :D

Ach, PP! Nie będę sie juz powtarzać, bo ile można, ale. No. Cieszę się, że się Wam obu spodobało. I prawda Lin, że realcje chłopców są w PP przecudowne? Nie takie, jak w innych fikach. Ach! Wspaniałe są. I Cas, i Dean, i jak cierpią, i jak sie kochają, a na końcu w motelu~ Um! Wspaniale to wychodzi z Casem i Deanem, ale cholernie jestem ciekawa, czy tak mocno będzie walić z oryginalnymi bohaterami. Chociaż w sumie w przeciwieńśtwie do innych fików, ten poza Destielem na świetny plot. Cudny plot.

Linek, mogły autorki od początku inaczej to z Anną ułożyć, chyba sie pod koniec kapnęły, jak to niefajnie wyjdzie XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:36, 07 Sie 2013    Temat postu:

Lin, pieprzyć linki, masz mojego chomika :)
A tutaj reszta :)
Rozdział 13

Następny dzień na jarmarku przeszedł z grubsza tak samo, jak pierwszy; sprzedano jeszcze więcej jabłek, były tańce i jedzenie wypieków. Cas wrócił do domu wcześnie i przywiózł Ellen stosy materiałów, aby uszyć z nich nowe ubrania dla wszystkich, nowe garnki i patelnie dla kucharzy, nowe siodło do użytku Deana i Chucka Shurleya, ku sporemu zaskoczeniu Anny.
Późne popołudnie spędzili zbierając jabłka w sadach, Chuck chodził za Anną z koszykiem, aby zbierać jabłka, jakie zrzucała z drzew. Uprzejmie odwracał wzrok, kiedy stała na drabinie, nie chcąc sprawiać wrażenia, że zaglądał jej pod spódnicę, chociaż przypadkowe spojrzenia na delikatne kostki i łydki wywoływały w nim dreszcze. Cas spowodował jedyny tego dnia incydent spadając z drabiny, na której stał, ale Dean na szczęście go złapał i obaj potoczyli się na trawę. Koniec końców Cas wylądował na Deanie, obaj pozbawieni tchu, ale za chwilę go odzyskali i zaczęli się śmiać, co doprowadziło do ich pierwszego publicznego pocałunku. Ellen zachichotała, podczas gdy Joanna skrzeczała ze śmiechu, wołając „Jakie to niewłaściwe!”, zanim Robert nie klepnął jej w tyłek, również się śmiejąc. Anna uśmiechnęła się lekko, niezdolna dłużej zaprzeczać temu, jak szczęśliwy wydawał się jej kochany brat i o ile bardziej Dean lśnił, będąc z nim, niż kiedy był z nią, Chuck, co dziwne, nie okazał ani zakłopotania, ani zaskoczenia tym pokazem.
Tego wieczoru obiad podano na zewnątrz, w świetle lamp, na zasłoniętej tylnej werandzie, gdzie na szczęście nie dostały się komary. Zjedli chleb kukurydziany i placek jabłkowy, dwukrotnie pieczone ziemniaki ze świeżym masłem z pełnotłustego mleka od sąsiada, sos jabłkowy i kotlety wieprzowe, a na deser przywieziony z jarmarku placek brzoskwiniowy. Po obiedzie wszyscy siedli wokół i opowiadali różne historie, aż wreszcie nadeszła kolej Casa.
- Cas, opowiedz nam coś o Anglii, jak tam jest?
Cas zesztywniał nieznacznie, ale uspokoił się czując ciepłą dłoń Deana na plecach i podjął opowieść o Anglii i swoim tam pobycie. Gawędził o podróży statkiem i o tym, jak nigdy więcej nie chciał podróżować morzem, ponieważ nie mógł utrzymać niczego w żołądku dłużej, niż przez godzinę lub dwie.
- Śniadanie, lunch i obiad marnowały się na mnie, ponieważ gdy tylko zjadłem, natychmiast je zwracałem. Suchary i owsianka są wystarczająco ohydne, kiedy się je połyka… za drugim razem jest jeszcze gorzej!
W odpowiedzi cała grupa zaśmiała się, Anna, Joanna i Ellen skrzywiły i zrobiły miny.
Opowiedział im o lampach gazowych oświetlających ulice, lśniących w nocy miękkim, żółtym i niebieskim blaskiem. Brukowane ulice były wystarczająco dobrze utrzymane i nigdy się nie zdarzało, że nie można było pojechać z jednego miejsca do drugiego, nawet zimą, z obawy przed błotem. Nauczycieli miał dość miłych, ale siostry zakonne były okrutne. Szybko naświetlił fakt, że wielokrotnie w czasie pobytu w szkole był poniewierany. Anna, słysząc to, zbladła nieznacznie, a Chuck położył dłoń na jej dłoni, w odpowiedzi na co zarumieniła się dla odmiany.
Historia toczyła się wokół kilku jego przyjaźni, wycieczek po Londynie celem popatrzenia z daleka na Pałac Westminster, spacerów wzdłuż Tamizy i większego strachu przed policją, niż przed kryminalistami na ulicach.
- …Jestem dużo szczęśliwszy tu, w domu, z moją rodziną, niż kiedykolwiek byłem w Anglii. Nie sądzę, bym chciał tam w najbliższej przyszłości wracać – ujął dłoń Deana w swoją i uśmiechnął się.

Podczas gdy wszyscy wokół stołu usiedli wygodnie i słuchali opowieści Castiela, Dean był jedynym, oprócz swego kochanka, który nie cieszył się tą historią. Nigdy naprawdę nie rozmawiali o pobycie Casa w Anglii, ale z tego, co Dean zgadł – a nie było to szczególnie trudne, naprawdę – nauczyciele i siostry w szkole odpowiadali za nagłą i znaczącą zmianę w Castielu, za to, że traktował Deana i służących jak błoto. Dean przełknął z trudem i zmusił się do uśmiechu, uspokajająco ściskając dłoń Castiela.
Obiad przebiegł spokojnie i tak Cas, jak i Dean w końcu się odprężyli. Gdy talerze się opróżniły i świetliki zaczęły latać nad stołem, Ellen i Jo zerwały się z krzeseł i zaczęły zbierać zastawę i znosić ją do domu. Wszyscy pomogli w zmywaniu i gdy mężczyźni ruszyli do foyer na kilka drinków przed snem, kobiety się wymówiły. Cas siedział na jednym z foteli, a Dean pozwolił sobie usiąść mu na kolanach, skraść mu szklankę i łyknąć odrobinę gorzkiego napoju. Robert, oparty o kominek, tylko przewrócił oczami i zachęcił Chucka – który teraz, bez Anny w pobliżu, wydawał się trochę zakłopotany – do rozmowy. Dean uśmiechnął się i przytulił bardziej, obejmując Casa za szyję i całując go w ucho.
- Cieszę się, że do nas wróciłeś – powiedział cicho, opierając się czołem o skroń Casa i wdychając jego piżmowy zapach. – Proszę, nigdy więcej mnie nie opuszczaj.

Cas zachichotał i objął Deana w talii, po czym wstał i również Deanowi pomógł się podnieść.
- Myślę, panowie, że i na nas pora… Życzę wam wszystkim miłego wieczoru… Panie Shurley? Proszę poprosić Ellen, aby przygotowała panu pokój na noc, zostanie pan z nami i jutro pożyczy konia, aby wrócić do miasta.
Chuck kiwnął głową, szeroko otwierając oczy na widok takiej gościnności, a Cas wziął Deana za rękę i wyprowadził z pokoju.
Gdy tylko znaleźli się poza nim, Cas uniósł dłoń Deana do ust i pocałował ją, sponad palców spoglądając mężczyźnie w oczy.
- Dziękuję ci za dzisiaj… za wszystko. Nigdy nie śmiałem mieć nadziei na to, że zdobędę to… zdobędę ciebie… - Cas przycisnął Deana do wyłożonej drewnem ściany korytarza, przysunął się i powoli go pocałował, a kiedy się rozdzielili, westchnął z drżeniem. – Deanie Winchester, jesteś doskonały.

Zaskoczony tym nagłym ruchem Dean nie miał szans zareagować i na razie poddał się pocałunkowi. Gdy Cas się nieznacznie odsunął, na jego ustach widniał uśmiech i Dean poczuł, że się zarumienił słysząc pochwałę.
- Och, no wiesz – powiedział, próbując z całych sił ukryć to, jaki faktycznie był poruszony – nie jestem aż tak interesujący… - znając Casa Dean założyłby się o wszystko, że drugi mężczyzna by się z nim nie zgodził i przez następne dwadzieścia minut wyszczególniałby to, co w Deanie kochał, więc objął Casa za szyję i przyciągnął do siebie, całując go jeszcze raz, przerywając wszystko, co tamten miał albo nie miał zamiaru powiedzieć. – Przy okazji, sam też nie jesteś najgorszy – uśmiechnął się, kiedy ich usta rozdzieliły się na chwilę dla nabrania oddechu. Potem spojrzeli sobie w oczy i nagle cała lekkość i rozbawienie zniknęły. – I wciąż nie mogę uwierzyć, że wybrałeś mnie…

- Cóż… masz resztę życia na to, by do tego przywyknąć… - Cas posłał mu uśmieszek, wziął Deana za rękę i poprowadził go ścieżką do lasu, zadowolony z tego, że w tym momencie po prostu był z Deanem, że spacerował z nim pośród grania świerszczy i i blasku świetlików latających nad ścieżką. - …Mój ojciec powinien wrócić w ciągu miesiąca… - Cas westchnął i spojrzał na Deana. Przenikające przez liście światło księżyca sprawiało, że skóra Deana lekko lśniła, i Casowi zaparło dech. – Nie stracę cię ponownie.

Idąc za Casem ścieżką Dean nie mógł oderwać od niego wzroku. Jego ciche słowa po części wyrażały troskę, po części determinację i Dean mu wierzył. Cas nie pozwoliłby, aby coś ponownie między nimi stanęło, nawet jego ojciec. Chociaż nie byli do końca pewni, jak mogliby powiedzieć o sobie panu Miltonowi.
- To nie będzie łatwe, wiesz o tym? – powiedział, ostrożnie dobierając słowa, bo nie chciał martwić Casa bardziej, niż to konieczne. – Nigdy nie aprobował naszej przyjaźni… Wątpię, czy będzie zachwycony słysząc, że jego drogi syn widuje się z mężczyzną… z kimś takim, jak ja… - umilkł, łagodnie ścisnął dłoń Casa i spojrzał w jego zamyślone oczy. – Więc… chcę, abyś wiedział… że cokolwiek postanowisz, ja jestem po twojej stronie i zrobię wszystko, czego będziesz chciał, aby się nam udało. Kocham cię, Cas, i to bardzo – podszedł bliżej, oparł sobie dłonie Castiela o pierś i pochylił się, aby pocałować mężczyznę w czoło.

Cas zamruczał, szczęśliwy, że Dean był tak blisko niego. Westchnął ciężko i objął Deana, ukrywając twarz w jego szyi i oddychając głęboko.
Zapach świeżej trawy, potu i jabłek oszołomił go i Cas stwierdził, że ten zapach oznaczał dla niego dom. Wiedział od razu, że już nic i nigdy nie mogło być dla niego odpowiednie, nie tak, jak Dean.
- Dean, ja też cię kocham… Coś wymyślimy…
Cas puścił kochanka i dalej wędrowali przez las, luźno trzymając się za ręce i śmiejąc się razem, gdy wspominali, jak w dzieciństwie włóczyli się w wysokiej trawie na pobliskich łąkach, wspinali na drzewa, by zrywać orzechy, i jak wyskubywali sobie z włosów kolce i gałązki po szczególnie zapalczywym mocowaniu się.
Noc skończyła się tym, że Dean został przyciśnięty do drzewa, a Cas ukląkł przed nim, ustami doprowadzając go do orgazmu, trzymając go za biodra i wciskając kciuki w niewielkie zagłębienia przy biodrach. Gdy Dean w ciszy nocnej krzyknął jego imię, wystarczyło to, aby i Cas doszedł, zamykając oczy i drżąc, przełykając Deana i rumieniąc się, gdy zdał sobie sprawę z tego, jakiego bałaganu narobił. Ostatni raz tego lata popływali w sadzawce i cicho wrócili do sypialni Casa, gdzie umyli się nawzajem.

W ciągu następnych paru tygodni Chuck przyjeżdżał do dworu niemal codziennie, zalecając się do Anny tak, że ta wreszcie nie miała innego wyboru, jak mu na to pozwolić. Spędzili ostatnie słoneczne, letnie dni na łąkach na wzgórzu, wyprawiając pikniki i grając w karty, ciesząc się ciepłem i przytulnością. Charles Milton przysłał posłańca i oznajmił swój powrót na weekend. Zapanowało niezwyczajne, wszechobecne poruszenie teraz, gdy znano już datę powrotu, a Dean wiedział, że nikt z niecierpliwością nie oczekiwał powrotu ich pana. Najgorzej czuł się Castiel. Dean wiedział, że próbował on z całych sił zachować spokój, być skupionym i pełnym godności, ale czuł jego drżenie, gdy tylko byli sami, czuł jego nierówny oddech i widział nieco bledszą niż zwykle twarz. Dwór wyglądał wspaniale, wszystko było czyste, naprawione i piękne i chociaż Dean nie wiedział, jak ktokolwiek mógłby zaprzeczyć postępowi, jaki się tu dokonał, to wciąż lękał się reakcji ich pana. Nikt nie mógł być pewnym jego aprobaty co do zmian i każdy obawiał się prawdopodobnych konsekwencji. Przyszła i minęła sobota i napięcie jeszcze wzrosło, aż wreszcie w niedzielny poranek dał się słyszeć tupot końskich kopyt na żwirze. Służący przygotowali się, by powitać swego pana przy wejściu, niektórzy wybiegli na zewnątrz, by przynieść bagaże. Kiedy Charles Milton wszedł do domu, Dean ledwo go rozpoznał. Twarz miał bladą i zabiedzoną, brodę dłuższą niż wcześniej, a włosy na głowie prawie całkiem mu wypadły. Przypominał bardziej szkielet, niż żywą osobę. Dean odwrócił wzrok, gapiąc się w podłogę i skinąwszy głową w stronę pana, gdy tylko w polu widzenia pojawiła mu się druga para nóg. Kobieta towarzysząca panu Miltonowi była wysoką blondynką i gdyby nie jej zimne, bezduszne oczy, skierowane wprost na dzieci Miltonów, wydawałaby się dość ładna. Dean spojrzał na Casa, który zdawał się być równie ogłupiony, co reszta, kiedy jego ojciec przedstawił kobietę jako swoją nową żonę, Lilith.

Anna i Castiel stali absolutnie wyprostowani, w najlepszym niedzielnym ubraniu, i czekali na ocenę ojca. Pan Milton zaledwie skinął głową w ich stronę i wycharczał, aby poszli za nim do jego gabinetu, gdzie zamierzał ich wypytać o stan posiadłości.
- A moja droga żona Lilith przejmie nadzór nad służbą, tak, jak o to prosiła…
Anna i Castiel podążyli za ojcem do gabinetu, Cas szeroko otwartymi oczami spojrzał przez ramię, z obawą zostawiając personel z tą nową kobietą. Jednak w tej chwili niewiele mógł zrobić, a gdy drzwi gabinetu się zamknęły, atmosfera przeszła z pełnej napięcia w przerażającą.
Głos Lilith był słodki i jedwabisty, niemal zbyt delikatny na słowa, które wybrała z taką troską, że zdawało się, iż wyciągnęła je ze słoika i związała razem, by mieć pewność, że uderzą jak najsilniej.
- Dzień dobry. Nazywam się Lilith Milton… co oznacza, że jestem, od chwili, gdy poślubiłam waszego pana, waszą nową panią. Będziecie się do mnie zwracać wyłącznie proszę pani lub pani Milton. Nie będziecie się odzywać bez pytania i nigdy nie będziecie dotykać mnie lub moich rzeczy, chyba, że wydam takie polecenie. Ty… - wskazała chudym palcem na Deana, mrużąc oczy na widok jego roboczego stroju i szerokich ramion – chłopcze, jakie masz tutaj obowiązki?

Dean poczuł, jak jego brat i Joanna zesztywnieli obok, gdy ich nowa pani zwróciła się bezpośrednio do niego. Uniósł nieco głowę, przez chwilę patrzył w jej zimne oczy i spuścił wzrok.
- Nazywam się Dean Winchester, pani Milton. Jestem głównym stajennym, nadzoruję opiekę nad końmi i stajniami w Milton Manor.
Umilkł i oblizał się niepewnie, wciąż gapiąc się prosto pod nogi. Pani przez chwilę nie powiedziała nic więcej i nawet wtedy, gdy zaczęła chodzić wzdłuż szeregu służby, opuszczając miejsce na wprost Deana, najstarszy Winchester nie odważył się ruszyć. Ale choć Lilith Milton onieśmielała, to Deana najbardziej przerażała myśl o Castielu i Annie sam na sam z ich ojcem. Było okropnie cicho, z gabinetu nie dobiegał żaden dźwięk i Dean mógł mieć tylko nadzieję i modlić się o bezpieczeństwo Castiela. Wiedzieli, że będzie ciężko, Castiel przygotował się, aby stawić czoła ojcu, skonfrontować się z nim w sprawie zaniedbania, jakie przez ostatnie parę lat wisiało nad domem i jak on wziął sprawy w swoje ręce i wszystko ulepszył. Ale wciąż Dean był pewien, że rozmowa o tym a faktyczne zrobienie tego to były dwie różne rzeczy. Żałował tylko, że nie mógł być z nim i trzymać go za rękę lub może po prostu stać obok, dając mu znać, że tam był. Mógł jedynie tkwić tutaj, słuchając głośnego stukotu obcasów Lilith na podłodze, gdy kobieta mierzyła każdego służącego pełnym lekceważenia wzrokiem.

Lilith z obrzydzeniem zmarszczyła nos.
- Nie pytałam cię o imię…
Każdego ze służby potraktowała w ten sposób, pytając wyłącznie o zakres obowiązków, nie o imiona, wiek czy związki. Kiedy Ellen i Robert chwycili się za ręce, jako że Ellen trzęsła się trochę z gniewu po takim potraktowaniu, Lilith rzuciła, że publiczne okazywanie sobie uczuć w tym gospodarstwie nie będzie dłużej dopuszczalne.
- Nikt nie będzie okazywał żadnych uczuć publicznie. Jest to zabronione, ponieważ taka otwarta lubieżność jest czymś złym i niemoralnym – niemal warknęła przy tych słowach i tak długo wbijała wzrok w Ellen, dopóki ta nie puściła dłoni męża.
Castiel i Anna stali prze ojcem, podczas gdy starszy człowiek pokuśtykał za biurko, usiadł przygarbiony i spuścił wzrok.
- Castielu… opowiedz mi, czego tu dokonałeś w czasie mojej nieobecności.
Cas szybko przeszedł przez listę usprawnień we dworze, ograniczając się do rzeczy namacalnych, zamiast emocjonalnych, ponieważ wiedział, że szczęście służby było czymś, co jego ojca absolutnie nie obchodziło. Jak długo wykonywali swoją pracę, pan Milton nie zamierzał się przejmować tym, czy żyli szczęśliwie, czy też z trudem brnęli przez dni.
Kiwał w milczeniu głową po każdym ulepszeniu, o którym opowiadał Castiel, po czym, gdy syn skończył, odchrząknął i kaszlnął.
- Bardzo dobrze – Cas i Anna zesztywnieli i zerknęli pospiesznie na siebie; przebiegło między nimi niewymówione „co to było?” – Castielu… udowodniłeś mi, że nie jesteś tak bezużyteczny, za jakiego cię kiedyś uważałem… masz pozwolenie, aby zostać tu i kontynuować pracę, jeśli chcesz. Możesz też odejść i robić karierę na własną rękę… Poślubiłem Lilith, ponieważ… chciałem mieć kogoś, kto by się stanowczo zajął posiadłością. Ty jesteś o wiele za miękki, za miły… - wypowiedział słowo „miły”, jakby to było coś obrzydliwego, jakby nienawidził jego smaku w ustach - …a Lilith będzie w stanie zająć się wszystkim, gdy mnie zabraknie… Moje zdrowie gwałtownie się pogarsza… Lekarze w Nowym Jorku poinformowali mnie, że został mi mniej niż rok życia.
Castiel przestąpił z nogi na nogę, wyraźnie chcąc coś powiedzieć, a jego ojciec naprawdę uniósł dłoń i wychrypiał „mów, chłopcze”.
- …Ojcze… jeśli miałbyś… Boże broń, umrzeć w przyszłym roku… czy dwór i jego pola przejdą na Lilith? Czy właśnie to chcesz nam powiedzieć?
Annie opadła szczęka, kiedy ich ojciec powoli pokiwał głową.
- Tak.
- Ale… ojcze, ona.. ona jest dla nas obca, dla służby też… jak… To jest mój dom, byłbym szczęśliwy mogąc tu zostać i kontynuować rozpoczętą pracę…
- Castielu – głos ojca zabrzmiał surowo pomimo chrypki i Cas natychmiast zamilkł. – Taka jest moja wola. Lilith odziedziczy dwór, a ty i twoi bracia otrzymacie po części pieniędzy zdeponowanych w banku w mieście. Zrobicie z nimi, co będziecie chcieli. Nie wierzę, że którykolwiek z was trzech będzie w stanie utrzymać posiadłość. W ciągu minionych miesięcy Lilith okazała mi więcej lojalności i szacunku, niż wy trzej razem wzięci przez całe życie – pod koniec swej tyrady pan Milton niemal pluł słowami i kaszlał śliną na biurko. Anna krzywiła się po każdym takim razie. – Nic więcej nie pozostało do zrobienia w tej kwestii. Nie będzie więcej dyskusji. Jeśli zamierzacie tu zostać, będziecie posłuszni zasadom, jakie ona ustanowi. W przeciwnym razie możecie się spakować, odejść i nigdy nie wracać.

Rozdział 14

Dean z opóźnieniem zdał sobie sprawę z tego, że powinien był wiedzieć. Wszyscy powinni byli się zorientować w chwili, w której Lilith Milton weszła do domu, patrząc na każdego z nich z najwyższą protekcjonalnością. Pierwszy dzień był tylko początkiem wielu podobnych. Pani Lilith była równie okrutna i niemiłosierna, jak się wydawała być od pierwszej chwili, a mając władzę nad dworem i jego mieszkańcami stała się powodem i tematem koszmarów u każdego. Obecnie wszyscy pracowali ciężej, niż zwykle, harując w jesiennym wichrze, nosząc zbyt cienką odzież i nosząc zbyt wielkie ciężary. Nawet Joanna i Sam zostali zmuszeni do dźwigania, do pracy, która nie pasowała do ich wieku ani budowy fizycznej. Na początku Dean czuł zmieszanie, niezrozumienie i gniew – ale gdy ujrzał wyraz twarzy Lilith, gdy ta patrzyła na pracujących nastolatków, pocących się i dyszących z wysiłku, gdy ujrzał błysk w jej oczach, to zadowolenie lśnienie, zaczął jej nienawidzić. Lilith się tym rozkoszowała. Torturowała ich dzień po dniu, wymagając najlepszej pracy przy minimalnym wynagrodzeniu i praktycznym braku przerw i Dean wiedział, że długo tak nie wytrzymają. W okolicach Wigilii jeden z chłopców stajennych zemdlał. Lilith odmówiła posłania po lekarza i nawet po dniach spędzonych pod opieką Ellen młody mężczyzna poddał się i zmarł. Nie było jednak czasu, aby go opłakać, ponieważ ani Lilith, ani ich pan nie troszczyli się o to, więc reszta służby nie miała innego wyboru, jak pracować dalej. Kiedy Dean ujrzał cicho płaczącego Sammy`ego, pospieszył do niego w tak niebudzący podejrzeń sposób, jak mógł, i spróbował go uspokoić, Lilith nie pozwalała na słabość. Pogardzała nią z taką samą gorliwością, z jaką pogardzała uczuciami i miłością. Dean nie był z Casem już od prawie dwóch miesięcy i rano, w dzień Bożego Narodzenia, nie mógł nawet wejść do domu, więc zostało mu jedynie stanie pod oknem Castiela w nadziei, że tamten by się pokazał. Chciał tylko go zobaczyć i pomówić z nim, choćby przez minutę.

W czasie świąt Lilith zażądała, aby zabrać ją do miasta na elegancki obiad w jedynej tamtejszej restauracji, która nie była naprawdę barem z dołączoną kuchnią. Ona i pan Milton wyjechali wcześnie rano i oznajmili, że wrócą następnego dnia po południu.
Godzinę po tym, jak sanie odjechały, Cas i Anna otwarli drzwi dworu i razem zwołali wszystkich do dworu, ponieważ mieli niespodziankę.
Wewnątrz stało się oczywiste, dzięki zapachowi cydru oraz ciast dyniowych i jabłkowych i szynki, że Anna, Cas i Ellen przygotowali świąteczną ucztę. Wszyscy ludzie z posiadłości zgromadzili się wokół wielkiego stołu, pełnego jedzenia i dekoracji z ostrokrzewu, pachnących lasek cynamonu i jemioły. Cas stanął u szczytu stołu i odchrząknął.
- …Wiem, że te ostatnie dwa miesiące nie były najlepsze…
- Castiel, możesz tu mówić otwarcie, nikt w tym pokoju nie zamierza rozmawiać ani z naszym ojcem, ani z tą wstrętną wiedźmą Lilith – westchnęła Anna przewracając oczami i krzyżując ramiona. Ellen sapnęła, a Joanna zachichotała.
Cas odetchnął głęboko i położył dłonie płasko na stole, opierając się na nich.
- Ostatnie dwa miesiące były dla was wszystkich piekłem na ziemi… i to nieuczciwe, że z tej rodzinnej atmosfery, jaka tu panowała w czasie nieobecności mojego ojca… przeszliśmy do więzienia, w jakie Lilith zamierza zmienić tę posiadłość… Nie mogę kontrolować żadnego z nich… ale mogę wam dać świąteczny obiad z rodzaju tych, jakich chciałem, zanim on z nią nie wrócił… - Cas wstał i powoli rozejrzał się po pokoju, wędrując wzrokiem od twarzy do twarzy. Spojrzał na Deana i uśmiechnął się, po czym poprosił kochanka gestem, aby ten przy nim stanął. – Będziemy świętować tak, jak tego chciałem… i sprzątniemy wszystkie tego dowody, zanim oni wrócą, tak, aby nikt tutaj nie cierpiał z powodu okrucieństwa Lilith i jej ogromnej nienawiści do wszystkiego, co dobre, miłe i rodzinne – odchrząknął i przemówił głosem, który żądał posłuchu, nie stanowiąc jednak zagrożenia. – Wszyscy jesteście moją rodziną. I nieważne, co planuje mój ojciec… nie zostawię was na pastwę tej kobiety.

Gdy tylko Dean stanął obok Castiela, nieśmiało wziął go za rękę i trzymał ją, dopóki kochanek nie skończył. Po tej przemowie zapadła co najmniej krępująca cisza i Dean oblizał się nerwowo. Nie przywykł do tego, żaden z nich nie przywykł. Tyle czasu spędzili żyjąc w spokoju i nie budząc się co rano w obawie przed nadchodzącym dniem, że ta nowa sytuacja panująca od kilku miesięcy dała im się we znaki bardziej, niż przypuszczali. I znowu to Anna zareagowała jako pierwsza, klaszcząc w ręce, po czym podeszła i usiadła przy stole. Poklepała miejsce obok siebie i patrzyła na Joannę dopóty, dopóki ta się nie ruszyła i nie usiadła obok. Powoli cała służba poszła za ich przykładem i wreszcie znowu zaczęli rozmawiać. Na początku było cicho i ostrożnie, ale im dłużej siedzieli, tym głośniejsi się stawali i bardziej odprężeni. Dean i Castiel siedzieli przy jednym z końców wielkiego stołu, tak blisko siebie, jak to było możliwe, kładąc sobie ręce nawzajem na kolanach. Było to coś niezwyczajnego i przyprawiało Deana o ciarki, przez co czuł się prawie tak, jakby się dopiero co zaczęli umawiać, a nie już zaszli dużo dalej. Obiad był wspaniały. Anna zabawiała obecnych przy stole historiami o tym, jak głupia i denerwująca była „pani Lilith” (wypowiedziała jej imię w tak zabawny sposób, że nikt przy stole nie mógł przestać się śmiać) i co by jej najchętniej zrobiła. Dean w gruncie rzeczy nie uczestniczył w pogawędce, Castiel zresztą też nie, poza okazjonalnym komentarzem „nie ma za co, zasługujesz na to”, kiedy jeden ze służących przyszedł mu osobiście podziękować za jego gościnność. Było ok. 1 w nocy, kiedy pierwsi ludzie wstali i oznajmili, że muszą iść spać. Ponieważ państwo Milton mieli wrócić po południu, Castiel powiedział im, że mogli spać, ale gdzieś tam w środku każdy wiedział, że jakoś musieli uporać się z pracą. Dean i Cas pomogli Ellen, Jo i Annie umyć naczynia i posprzątać wszelkie ślady po uczcie i było już po 3.00, kiedy dziewczyny wyszły z kuchni, zostawiając Deana i Casa samych. Dean opierał się o zlew, a Cas siedział przed nim na krześle, z roztargnieniem trzymając go za rękę i patrząc na niego długo, bez słowa. W kuchni panowała całkowita cisza, wreszcie Dean odchrząknął, wyjął rękę z uścisku Castiela, położył mu na głowie i pogładził długie, ciemne pasma włosów. Kiedy się odezwał, jego głos był cichy, wciąż niepewny, jakby inny i trochę żałosny.
- Ja… tęskniłem za tobą, Cas…

Cas wydawał się być lekko zmartwiony, kiedy Dean puścił jego dłoń, ale twarz mu złagodniała, gdy kochanek przemówił. Słowa szarpnęły go za serce, a w piersi ścisnęło go bolesne współczucie.
- Ja też za tobą tęskniłem, Dean…
Cas wstał i objął Deana, natychmiast wyczuwając, jak bardzo mężczyzna zeszczuplał. Każdy we dworze był obecnie chudszy, do czego przyczyniło się racjonowanie żywności przez panią Lilith, która ogłosiła, że „zbliża się zima i musimy się przygotować na długie miesiące z niewielką ilością jedzenia”. Była to tylko kolejna wymówka, aby zdobyć kontrolę nad kolejnym aspektem życia w posiadłości i nad ludźmi, którzy w niej mieszkali. Cas odsunął się i pocałował Deana mocno, wyrażając wszystkie swoje uczucia tym silnym pocałunkiem, próbując przekazać, jak bardzo tęsknił za Deanem w czasie tych paru miesięcy, kiedy zostali zmuszeni, by się rozdzielić.
W milczeniu poprowadził ich na górę, zatrzymując się co jakiś czas, aby przycisnąć Deana do ściany i całować go namiętnie, wykradając mu z gardła oddech i jęki.
Z trudem dotarli do sypialni Casa, zanim nie zaczęli zrzucać ubrań; dłonie miotały się im obu, gwałtownie rozpinając guziki i rozwiązując sznurki, szaleńczo pragnąc dotknąć się nawzajem po tak długim czasie rozłąki. Głos Castiela był przyciszony, ale ochrypły, gdy wodził ustami po szczęce Deana, skubiąc ją i całując pomiędzy słowami.
- Dean, tak bardzo za tobą tęskniłem… nie mogę bez ciebie żyć… Jesteś moim światłem, wszystko jest ciemne i posępne, kiedy cię nie ma… - Cas wsunął dłoń w poluzowane spodnie Deana i objął nią jego sztywniejącego fiuta. Pocierał go i mówił dalej, prowadząc ich obu do łóżka, którego zasłony odrzucono do tyłu tak, by obaj mogli paść na ciężki koc. Cas klęknął nad Deanem i zakołysał biodrami, po czym pocałunkiem zamknął mu oczy. – Dean, chcę, byś się ze mną kochał… byś swym dotykiem zabrał mnie stąd… nie chcę pamiętać o tym, gdzie jestem… - pochylił się i ponownie złapał usta Deana swoimi. Leżeli pierś w pierś, nadzy, a ich ciała w zimnym powietrzu wczesnego poranka pokrywały się gęsią skórką.

Dean otwarł oczy, gdy Castiel wyszeptał swą prośbę, i dziękował za nocne ciemności, które ukrywały ciemny rumieniec na jego policzkach. Fantazjował o tym od miesięcy, aby przycisnąć Castiela do jego idiotycznie wielkiego łóżka i pożreć go, i kazać mu krzyczeć swoje imię w zamian za te wszystkie razy, kiedy to Castiel doprowadził go do takiego samego stanu. Nigdy by jednak o to nie poprosił, więc Castiel proszący o to, wręcz błagający, był kolejną rzeczą na liście jego nieświadomych pragnień i życzeń. Odsunął się trochę i oblizał usta, spoglądając w lśniące oczy Castiela – odbijające się w nich światło księżyca sprawiało, że błękitne sfery były jeszcze piękniejsze, jeszcze bardziej tajemnicze, niż zwykle.
„Jesteś pewien?” – te słowa miał na końcu języka, ale zanim zdołał je wypowiedzieć, jego ciało zareagowało na własną rękę. Złapał Castiela za boki i pociągnął go w dół, ustami odnalazł jego usta i pocałował namiętnie. Nagle dłonie Deana były dosłownie wszędzie, gładziły Castielowi boki, wplątywały mu się we włosy, delikatnie drapały ramiona, wydzierając z niego dreszcze i jęki. Sięgnął w dół, zdarł z Castiela spodnie i rzucił je na bok, po czym przesunął się w dół jego ciała, całując go po brzuchu i nurkując w pępku, aż wreszcie, wreszcie dotarł do fiuta. Może sprawiły to miesiące życia w niepewności, w konieczności przyspieszania wszystkiego z obawy przed okrutną karą… ale prawdopodobniej to, że tak długo nie byli ze sobą, kazało Deanowi nie marnować czasu. Objął dłonią podstawę już dygoczącego członka Castiela i opuścił głowę, niemal całkowicie biorąc go w usta. Jęki Castiela były dla niego jak miód, jak afrodyzjak i nakręcały go dalej, sprawiając, że Dean ruszał głową, zaciskał usta i wodził językiem po ciele kochanka.

Cas pragnął zatracić się w Deanie, w jego smaku i zapachu, w żarze jego ciała i stałym biciu jego serca. Przez te ostatnie parę miesięcy był dla Lilith chłopcem do bicia i brał na siebie jej gniew, gdy tylko mógł, aby służący nie cierpieli. Przeszkadzał i wykradał dla służby jedzenie, ubrania i koce, kiedy tylko mógł, i był już w trakcie zdobywania leków oraz wzywania lekarza dla rannego chłopca, kiedy tamten zmarł. Cas załamał się wiedząc, że jeden z mieszkańców posiadłości zmarł, a on mógł temu zapobiec. Po tym zajściu unikał Lilith, gdy tylko mógł, ale dalej za jej plecami pracował nad poprawieniem życia personelu i niemal codziennie wykłócał się z ojcem na temat jej taktyki. Jednak pan był zaślepiony miłością i uważał, że cokolwiek Lilith chciała, było to najlepsze dla dworu. W końcu przecież nie zniszczyłaby swej własności, prawda? Ale on umierał, a im więcej Castiel go nękał, tym bardziej się od siebie oddalali i tym silniej Lilith trzymała go w garści, aż wreszcie pan Milton przestał w ogóle rozmawiać z Castielem i ignorował wszystkich we dworze, oprócz swojej żony. Ta wręcz kwitła dzięki uwadze, jaką obdarzał ją mąż, i wyładowywała swój gniew na każdym innym, więc on widywał tylko jej jasną, uśmiechniętą stronę, nie zaś tę pełną okrucieństwa, jak inni.
Cas każdą cząstką ciała nienawidził tego, że nie był w stanie powstrzymać tego, co się działo. Wiele razy zasypiał z płaczem, samotnie, żałując, że nie było przy nim Deana, pragnąc zatracić się w jego objęciach. Obecna chwila bliskości mogła być jedyną w najbliższej przyszłości, jaką dla siebie mieli, więc Cas zamierzał wykorzystać każdą tego sekundę, aby upić się Deanem, jakby robił zapasy na czas posuchy, która, jak się obawiał, mogła nadejść każdego dnia.
- Dean… a-ach! – gdy Dean swymi dłońmi i ustami obrabiał jego ciało, Cas zareagował głośno, nie dbając o nic poza pieszczotami, jakimi ten wspaniały, piegowaty mężczyzna obdarzał ciało pomiędzy jego drżącymi udami. – P-proszę… Dean… - Cas zadygotał, rzucił biodrami w górę, gdy Dean ponownie wziął go głęboko do ust, i krzyknął chrapliwie. – Potrzebuję cię!

Dean odsunął się po mniej niż pięciu minutach z ustami mokrymi od śliny i wilgoci Casa, spoglądając na niego przymkniętymi oczami. Jeszcze raz polizał czubek penisa Castiela, po czym podciągnął się w górę i przywarł ustami do ust kochanka, upijając się jego zdyszanymi jękami, podczas gdy ich nagie ciała ocierały się o siebie. Wtedy Dean złapał Castiela za nogi, ostrożnie, lecz z determinacją uniósł je w górę, po czym wziął butelkę oleju z nocnego stolika i pokrył jego sporą ilością swój wskazujący i środkowy palec.
- Jeszcze tylko trochę, mój kochany… - powiedział, gdy znalazł wejście Casa i łagodnie na nie naparł, nakrywając jego usta swoimi i spijając jego ciche jęki. – Tak bardzo cię pragnę, Cas… nie… nie masz pojęcia, jak mocno cię kocham…
Był pewien, że Castiel coś by na to odpowiedział, ale Dean nie dał mu na to żadnej szansy, bo zgiął palce i przejechał nimi po jego czułym punkcie, sprawiając, że mężczyzna krzyknął z rozkoszy i wbił paznokcie w chude, choć umięśnione ramiona Deana. Dean parokrotnie poruszył palcami w obie strony, dodał do nich trzeci i z całych sił postarał się przygotować kochanka najlepiej, jak to było możliwe. Zdawało się niemal żenujące to, jak bardzo Dean był podniecony i zdenerwowany, kiedy wreszcie wyjął palce i odkrył, że Castiel spoglądał na niego spod przymkniętych powiek wzrokiem, który tak głośno mówił o zaufaniu i miłości, że Dean miał wrażenie, iż dusił się siłą tych emocji. Jeszcze raz sięgnął po butelkę i namaścił swego twardego fiuta taką ilością oleju, jaką uznał za konieczną. Potem umościł się między udami Castiela, oddychając głęboko i unosząc mu biodra. Widział, jak fiut Castiela drgnął w oczekiwaniu, jak pot spływał mu po udach, przy wejściu mieszając się z olejem. A potem ruszył do przodu, powoli wsuwając się w ciasne ciepło swego kochanka, cal po calu. Dean zatrzymywał się co jakiś czas, kiedy wyraz twarzy Casa bardziej pokazywał ból niż rozkosz.
- …B-boże… Cas…

Castiel powiódł dłońmi w górę ramion Deana, powoli gładząc jego piękne mięśnie, przeskakując palcami na każdej wyraźnej krawędzi, aż wreszcie objął mężczyznę za szyję. Pogładził kciukami szczękę Deana i zaparło mu dech, gdy mężczyzna wszedł w niego w całości; gorące pulsowanie wewnątrz ciała było dla niego czymś nowym i cudownym.
- Dean… - wydyszał Castiel jego imię głosem zaledwie głośniejszym od szeptu - …jest dobrze… proszę… r-rusz się… chcę… muszę cię poczuć… - powoli uniósł biodra; ciało drżało mu z powodu przepływających przez nie nowych doznań. Nigdy nie sądził, że będzie mu dane tego doświadczyć, że Dean pokocha go tak całkowicie.

Było tak intensywnie, że przez kilka chwil Dean nie mógł oddychać. Patrzenie na mężczyznę, którego kochał od czasu, zanim w ogóle wiedział, czym była miłość, patrzenie na Casa, jego Casa, rozłożonego pod nim i odwzajemniającego to spojrzenie z równą miłością i pożądaniem było równie piękne, jak świadomość ich ciał wtapiających się w siebie, stających się jednością. Nieznacznie przechylił głowę na bok, muskając wargami dłoń Castiela na swojej twarzy, całując ją łagodnie i językiem zlizując z niej pot. Potem złapał Castiela za biodra, mocno, ale uważając, by nie narobić mu siniaków, i zaczął się poruszać, najpierw powoli, wsuwając się tak głęboko, jak mógł, a następnie wysuwając prawie całkiem, zanim wsunął się znowu. Cas jęknął głośniej, niż Dean do tego przywykł, ale uwielbiał to. Uwielbiał to, jak Cas się pod nim rozpadał, dzięki niemu. Pochylił się i pocałował go raz, potem drugi, zanim znowu się wycofał i przyspieszył tempo. Wreszcie zaczął wbijać się w kochanka, wydzierając mu z ust jęki, sapnięcia i krzyki rozkoszy. Nie potrwało to długo i Dean poczuł znajomy, oczekiwany nacisk rosnący mu w dole brzucha, gromadzący mu się w lędźwiach. Przygryzł usta, uniósł nieco biodra Casa, by znaleźć lepszy kąt, i jedną dłonią objął mu fiuta.
- …blisko… Cas, ja zaraz…
Tylko tyle był w stanie powiedzieć, zanim przed oczami wybuchło mu białe światło. Z ust dobyło mu się niemal zdumione sapnięcie, kiedy pchnął jeszcze raz i wypełnił kochanka do ostatniej kropli. Gdzieś na krawędziach świadomości zdał sobie sprawę, że Cas też musiał dojść, bo dłoń pokrywała mu ciepła wilgoć, ale w tej konkretnej chwili mógł jedyne opaść, w połowie na niego, w połowie obok, i po prostu oddychać.

Castiel objął Deana za ramiona i też próbował oddychać; ciało przegrzewało mu się z nadmiaru wrażeń, każdy nerw płonął rozkoszą, jaką Dean w nim wzbudził. Wsunął palce we włosy mężczyzny.
- Kocham cię… tak bardzo, Dean – szepnął miękko, głosem zdławionym emocjami. – Będziemy razem, nawet, jeśli będę musiał opuścić to miejsce i wszystko, czym ono dla nas jest. Nie odpuszczę sobie ciebie teraz, kiedy cię mam… - Cas zadrżał nieznacznie, opuszczając biodra, aby Deanowi łatwiej było na nich leżeć. – Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Nigdy więcej… NIGDY nie pozwolę, by ktoś zabrał cię ode mnie… lub mnie od ciebie… - łagodnie całował Deana po skroniach, gładził po pulsującej szyi, wreszcie miękko westchnął. - …Jesteś moim światem… jesteś… wszystkim.

Dean przez chwilę leżał nieruchomo, pozwalając, by słowa Castiela do niego dotarły, i tulił go do siebie, obejmując go za szyję i gładząc krótkie włosy. Odebrało mu mowę po Castielowym wyznaniu miłości, jego oddania i namiętności. Kiedy wreszcie odzyskał zdolność mowy, nie powiedział tego, co chciał, nie wyznał tego, co tak desperacko pragnął mu powiedzieć…
- Nie możemy, Cas… - Cas znieruchomiał w jego ramionach, lekko wbijając mu palce w skórę na biodrach, a Dean mówił dalej. – Chcę być z tobą przez resztę życia, wiesz o tym… ale… nie możemy zostawić tego miejsca, Cas… nie teraz, nie w taki sposób. Nigdy bym nie zostawił Sammy`ego z… z nią… ani Ellen, ani Jo i Anny… nikogo… Cas, nie możemy dać Lilith wygrać. Ona w końcu wszystkich zabije – bolało go, że musiał to powiedzieć, ale była to prawda i choć Cas chciał wierzyć, że było inaczej, to też o tym wiedział. Dean widział to w jego oczach, patrzących na niego z żalem i bólem…

Kiedy Dean przemówił, twierdząc, że nie mogli, w oczach Casa mignął ból… ale szybko przeszedł w ponure zrozumienie. Dean miał rację. Nie mogli odejść, nie, kiedy Lilith była tutaj. Coś trzeba było zrobić. Castiel poczuł się chory, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jedynym sposobem na pozbycie się jej było albo ją odstraszyć, albo zabić.
- Co zrobimy, Dean?... Mój ojciec… uwzględnił ją w testamencie. Kiedy on umrze, to nie ja przejmę posiadłość… Lilith zdobyła całkowitą kontrolę – w głosie brzmiała mu odrobina ślepej paniki, widać ją było w jego oczach, kiedy szukał nimi wzroku Deana w poszukiwaniu spokoju, możliwego rozwiązania problemu, który uniósł łeb niczym niebezpieczna kobra.
Castiel nie chciał opuszczać dworu, ale nie zamierzał też widywać swego ukochanego od wielkiego dzwonu, kiedy ojciec i Lilith wyjeżdżali. I sytuacja nie mogła się ciągnąć tak, jak to miało miejsce. W posiadłości nie mieszkała już ani jedna szczęśliwa osoba. Było tak, jakby lodowata dłoń Lilith rozsiewała wokół plagę nieszczęścia i strachu, który czaił się w drzwiach niczym cień, tylko czekając na to, by uderzyć w chwili, w której ktoś ze służby byłby najsłabszy.

- Nie wiem… nie wiem, kochany… - Dean nienawidził tego, swojej własnej bezsilności, tego, jak okrutny wróg zmusił ich do ślepego posłuszeństwa. Leżeli w milczeniu, aż wreszcie Dean usłyszał równy oddech Castiela, ale nie przestał głaskać go łagodnie po plecach, trzymając go bezpiecznie w ramionach, próbując dać mu tyle spokoju i pocieszenia, ile mógł.
Dean obudził się w południe, roztrzęsiony i szeroko otwierając oczy, i niemal wyskoczył z łóżka. Rozejrzał się zmieszany wokół i dopiero wtedy, gdy spojrzał na śpiące ciało przytulone do niego, zdał sobie sprawę z tego, gdzie był i że byli bezpieczni, przynajmniej na razie. Castiel poruszył się w jego ramionach i Dean położył się znowu, obejmując go i delikatnie całując w skroń.
- Cas… Cas… - szepnął, próbując obudzić kochanka tak łagodnie, jak mógł – Cas, ja muszę wyjść…

Cas mruknął coś przez sen, coś, co brzmiało dziwnie, jak „mmm… nie…”, i mocniej przywarł do Deana. Trzeba było kolejnego lekkiego potrząśnięcia, by się obudził, i wtedy Cas usiadł, ziewając, mruganiem odpędzając senność.
- Mmm… musi być po południu…
Rozległo się głośne, ostre stukanie do drzwi, a potem syczący głos Anny, stłumiony ciężkim drewnem, ale wiadomość była wystarczająco jasna.
- Wrócili!!!
Na zewnątrz dał się słyszeć tępy tętent kopyt i skrzypienie, gdy otwarły się drzwi powozu i wysiedli z niego ludzie. Castiel zesztywniał i, otwierając szeroko oczy, odwrócił się do Deana.
- …Musimy cię stąd wydostać…

Dean w kilka sekund wyskoczył z łóżka i padł na podłogę w poszukiwaniu swych ubrań, które pospiesznie nałożył. Minutę później założył drugi but i pochylił się, by pocałować Castiela, po czym ruszył do drzwi. Otwarł je odrobinę, ale na zewnątrz było już słychać głosy i kroki, więc prędko zamknął je z powrotem, w panice rozglądając się wokół. Okno! Dean otwarł drzwi balkonowe i wyślizgnął się na zewnątrz, zamykając je za sobą i przełażąc przez poręcz. Robił to wcześniej setki razy, ale tym razem było inaczej. Tym razem uciekał, przerażony tym, co mogłoby się wydarzyć… co by się wydarzyło, gdyby Lilith znalazła ich razem. Złapał się kraty, którą on i Cas wzmocnili nie tak dawno temu, i zaczął złazić w dół tak szybko, jak mógł. Ostatni odcinek pokonał, zeskakując, cicho wylądował na trawie i odwrócił się.
- A skąd dokładnie idziesz?
Dean zamarł. Patrzyły na niego lodowate oczy, wykrzywione w pogardzie usta zdobił miękki, okrutny uśmiech. Lilith stała pomiędzy swymi dwoma osobistymi służącymi i uśmiechała się do niego z jakąś mściwą radością.
- Proszę pani… pani Lilith… ja tylko…
- Zdaje się, że wychodzisz z dworu. Popraw mnie, jeśli się mylę, ale czy nie wyraziłam się jasno tego dnia, gdy tu przybyłam? – jej uśmiech przybrał na sile i zaczęła okrążać Deana powoli i niebezpiecznie niby sęp. – Nie wolno ci wchodzić do domu. Sprzeciwiłeś się wyraźnemu rozkazowi swej pani, zatem jedynym przypuszczeniem jest to, że próbowałeś coś ukraść… - Dean nie mógł się ruszyć. Kolana mu zmiękły i poczuł, jak zadrżały mu ręce, gdy Lilith mówiła dalej, z ustami tuż przy jego uchu. – Myślę, że będę musiała cię ukarać…

Rozdział 15

Castiel patrzył, jak Dean wyszedł przez drzwi balkonowe, a potem pospieszył ubrać się i zejść na dół, wiedząc, że ojciec będzie chciał się z nim widzieć. Anna zatrzymała go jednak w połowie schodów, przerażona i z szeroko otwartymi oczami. Castiel natychmiast poczuł, że coś się stało. Serce tłukło mu się w piersi, gdy złapał Annę za ramiona i unieruchomił ją, podczas gdy ona coś bełkotała.
- Złapała go, Castiel, złapała go! I… p-powiedziała, że go ukarze! – jej ręce drżały, gdy złapała Casa za kamizelkę, więc brat nie miał wyjścia i potrząsnął nią lekko.
- Co? Anno, proszę, mów normalnie!
- DEANA, Cas… Lilith przyłapała Deana na wychodzeniu z dworu… ona… ona zrobi mu krzywdę, ja to po prostu wiem – Anna zaszlochała i zakryła sobie usta, ukrywając twarz w piersi Casa. Brat objął ją i oblekł twarz w pozbawioną emocji maskę, wiedząc, że jego własne uczucia tylko by wszystko pogorszyły.
- Dziękuję, Anno…
Cas pokonał resztę schodów na dół spokojnie, próbując odzwierciedlać pewność siebie i profesjonalizm, których, jak wiedział, oczekiwał po nim ojciec. Rodzic udał się już do swego pokoju, ale służący trajkotali o Lilith i Deanie i w ciągu kilku minut od zejścia na dół Castiel dowiedział się, co zaszło… i dokąd Lilith zabrała jego kochanka.
Do stodoły, do tego samego miejsca, w którym Castiel popełnił kiedyś potworny błąd. Tyle tylko, że Lilith nie poczułaby skruchy, jedynie przyjemność z karania Deana, jeden krwawy raz za razem. W tej właśnie chwili jakiekolwiek pozory spokoju runęły i Cas wybiegł za drzwi w chwili, w której jego ojciec wyszedł od siebie, wołając go. Pierwszy raz w życiu Castiel zignorował ojca i najszybciej, jak mógł, pobiegł w dół do stodoły, mając w głowie tylko jedną myśl „DEAN DEAN DEAN!!!”

Dean próbował walczyć. Szamotał się z silnymi lokajami Lilith, szarpiąc, pchając i wrzeszcząc. W drodze do stodoły minęli kilku służących, jego kolegów, jego przyjaciół. Ale nikt nic nie powiedział. Nikt się nie ruszył. Stali ogłupieni, sztywni ze strachu i Dean nie mógł ich winić. Znał to uczucie. Czuł je przepływające mu przez ciało, niczym lodowaty płyn tam, gdzie kiedyś płynęła gorąca krew. Wyższy z mężczyzn puścił go na chwilę, aby otworzyć wrota do stodoły, i Dean został wepchnięty do środka. Zatoczył się do przodu i padł na kolana, czując, jak rozdarły mu się spodnie i podrapała skóra.
- Proszę… proszę pani… ja nie… proszę mnie przeszukać, ja bym nigdy…
- Milczeć.
Lilith weszła do stodoły zaraz za nimi, zaczekała, dopóki drugi z mężczyzn nie zamknął wrót, po czym wystąpiła naprzód, uniosła nogę i wbiła obcas w bok Deana. Dean sapnął i przygryzł usta, by stłumić ten dźwięk. Usłyszał za sobą jakiś szelest i instynktownie zgadł, co to oznaczało. Zacisnął powieki i z drżeniem wciągnął powietrze.
- …proszę… proszę…
Pierwszy raz spadł na niego niespodziewanie i Dean krzyknął głośno i boleśnie.
- Nie. Kłam – sarknęła Lilith tuż spoza niego i przykucnęła obok, przyciskając coś… jakąś szmatkę nasączoną pewnym płynem, do pręgi na jego plecach, sprawiając, że syknął z bólu. – Kontynuować.
Bicz śmignął w dół, i jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze, i tak, jak ostatnim razem, Dean opuścił głowę, zacisnął powieki i czekał, wytrzymywał. Obudziły się w nim wspomnienia; pozbawiona wyrazu twarz Castiela, gniew, kiedy Dean okazał mu brak szacunku, nazywając go ksywką, wściekłość, kiedy złapał za bicz i sam zaczął go karać. Cas… całujący jego rany, opiekujący się nim, przepraszający wciąż od nowa i… ich pierwszy pocałunek… ich pierwsza wspólna noc, pierwszy raz, kiedy Dean znalazł się w nim…
Po policzku spłynęła mu łza, mieszając się z krwią na ziemi.

Wrota do stodoły zacinały się i ustępowały jedynie pod wpływem ogromnej siły, ale w tej chwili Castiel szarpnął nimi tak, jakby zawiasy były doskonale naoliwione, i łupnął ostro. Stanął w wejściu, dysząc przez chwilę, ale zaskrzeczał w chwili, w której ujrzał bicz lądujący Deanowi na plecach, niemal jak pędzel, malujący nowe czerwone pręgi tam, gdzie trafił; krew sączyła się na powierzchnię i spływała po skórze Deana. Koszula okrywająca jego muskularne plecy rozdarła się, odsłaniając rozcięcia na plecach. Dean wyglądał żałośnie, skulony w sobie, szlochający i krzyczący z bólu po każdym ciosie. Castiel podbiegł do niego, potykając się kilka ostatnich kroków, i nakrył Deana swoim ciałem, wyszlochując przerażony i wściekły rozkaz.
- PRZESTAĆ!!! Nie możesz ROBIĆ tego ludziom!!!
Lokaj trzymający bicz przerwał, na twarzy pojawiło mu się zmieszanie i ściągnął brwi na widok rozgrywającej się przed nim sceny.
- Proszę pani?
Lilith sarknęła i kopnęła Casa, ale ten nie ustąpił, tylko jeszcze mocniej przykrył Deana.
- Zejdź mi z drogi, ty bezczelny szczeniaku!!!
- Nie – głos Casa był mroczny, pełen absolutnego obrzydzenia i wściekłości, jakie odczuwał wobec kobiety, którą jego ojciec sprowadził do ich domu, zupełnie, jakby sprowadził głodnego wilka i oczekiwał, że będzie się on ładnie bawił z kurczakami. Lilith uśmiechnęła się szyderczo, a jej twarz przypominała wstrętną maskę złości i gniewu za to, że została zignorowana w taki sposób.
- Dobrze… Zatem poniesiesz karę zamiast niego – rzuciła i wyrwała bicz z ręki służącego.
- Proszę pani… Pan Milton…
- MILCZ! ZROBIĘ TO, CO UZNAM ZA KONIECZNE, ABY WPROWADZIĆ W TYM MIEJSCU POSŁUSZEŃSTWO I PORZĄDEK!
Ciszę w pomieszczeniu przerywało tylko ciche parskanie koni oraz ciężki oddech Castiela po biegu.
- Już dobrze, Dean… - szepnął Cas, po czym świsnął bicz, rozległ się trzask i z ust Castiela dobiegło bolesne łkanie.
Znowu, znowu i jeszcze raz – świst – TRZASK – i kolejny zduszony krzyk, gdy Castiel przygryzł sobie wnętrze ust, dalej trzymając Deana i upewniając się, że dotykał jego pleców możliwie najmniej, osłaniając go własnym ciałem.
- To cię nauczy, co to znaczy okazywać mi nieposłuszeństwo, ty brudny, obrzydliwy…
- …Co to wszystko ma znaczyć… - głos był surowy, rozkazujący, nawet, jeśli brzmiał cicho i równo. Lilith obróciła się wokół, szeroko otwierając oczy, a dłoń, w której trzymała zakrwawiony bicz, zadrżała.
- Mój kochany…
- …Lilith… czy ty chłoszczesz… mojego syna? – pan Milton urwał, a głos zachwiał mu się nieznacznie na słowach „mojego syna”. Mocno ściskał laskę i spoglądał na nią zmrużonymi oczami, jakby nie mógł uwierzyć w to, że naprawdę widział to, co widział.
- On! Ten chłopak, ten służący, Dean… on kradł…
- Kłamie… - zdołał wykrztusić Castiel, kaszląc na skutek siły uderzeń.
- Bądź cicho, Castielu… ja się tym zajmę… - choć raz w jego głosie zabrzmiała czułość, gdy zwrócił się do syna. Na twarzy malował mu się ból, gdy pan Milton spoglądał na krwawiące pręgi krzyżujące się plecach jego syna. Potrząsnął głową i popatrzył na Lilith smutnym wzrokiem.
- …Odejdziesz, i to dzisiaj. Zabierzesz swoich służących, swoje ubrania i wszystko, co ze sobą przywiozłaś…
- Mój kochany?!
- … Nie jesteś dłużej mile widziana w moim domu, Lilith… Twój brak szacunku dla ludzkiego życia ciągle dawał o sobie znać. Może i nie jestem dobrym człowiekiem… ale nie będę tolerował poniewierania mojej rodziny. Nie do tego stopnia. Odebrałaś już wystarczająco dużo swobód… a teraz nadszedł czas, byś odeszła. Mój syn Gabriel przygotuje papiery rozwodowe, a ty zostaniesz usunięta z mego testamentu, ze skutkiem natychmiastowym.
Lilith zachwiała się po tych słowach i upuściła bicz. Broda jej zadrżała, ale zdołała unieść głowę i spojrzała na pana Miltona, jakby było go jej żal.
- Jeśli tego sobie życzysz.
- Tak. A teraz odejdź – nie mówiąc nic więcej pan Milton odwrócił się od niej i pokuśtykał do Castiela i Deana.
- Castielu… mój chłopcze… - Cas powoli odsunął się od Deana, odsłaniając jednakowe pręgi na plecach swego kochanka, i nieoczekiwanie cała ta sytuacja stała się dla głowy domu oczywista. - …Castiel… czy… czy ty kochasz tego chłopca?
Castiel drgnął słysząc powagę w głosie ojca. Powoli kiwnął głową, skupiając wzrok na wciąż krwawiących pręgach na plecach Deana, a gdy zamrugał, zagroziły mu łzy.
- Tak, ojcze… Kocham.

Dean chciał odepchnąć Casa, kazać mu odejść, kazać mu przestać poświęcać się dla niego, ale głos mu zamarł w chwili, w której poczuł wokół swego ciała silne ramiona, ciepłą skórę na swojej i łzy, które zaczęły mu płynąć po twarzy. Płakał cicho w objęciach ukochanego, słuchając słów ich pana, ojca Castiela, i ich dręczycielki, i nie rozumiał ani jednego. Wreszcie głosy, te stłumione dźwięki, zamarły i Deana powitała cisza. Jednak następne słowa usłyszał wyraźnie niczym dzwon, głośno i ostatecznie, i gdyby miał jakieś siły, to byłby się podniósł i spróbował stanąć obok kochanka. Cisza robiła się coraz głośniejsza, o ile było to w ogóle możliwe, aż wreszcie Dean nie mógł dłużej znieść bezruchu. Ruszył się, prostując na tyle, na ile mógł, aż wreszcie ujrzał oczy Castiela. Jego łzy odpowiadały tym na policzkach Deana, więc powoli uniósł dłoń, by jej otrzeć. Nie ośmielił się spojrzeć na swego pana, zbyt obawiając się obrzydzenia i odrazy, które z pewnością ujrzałby na jego twarzy.
- Ja nie… - głos ich pana był zaskakująco spokojny, kiedy ten odezwał się ponownie, a wahanie było jedyną oznaką jego zmieszania – …nie spodziewałem się tego po tobie, Castielu. Słyszałem o twoim… potknięciu w szkole… ale odniosłem wrażenie, że siostra przełożona wybiła ci to z głowy…

Castiel stanął na drżących nogach, patrząc na przygarbioną postać ojca. Odetchnął głęboko i wyprostował się pomimo potwornego bólu pleców.
- Ojcze, Dean jest dla mnie lepszym przyjacielem, bardziej lojalnym i godnym zaufania, niż ktokolwiek inny w życiu. Troszczy się o dwór, o grunty i o dom, i o ludzi, jakby stanowiło to część jego duszy. Kocham go za wszystko, czym jest, co robi i czym będzie. A on kocha mnie… i mnie wspiera. Wiem, że mnie za to osądzisz, że uznasz naszą miłość za obrzydliwość, za zło w oczach Boga… - przełknął z trudem, czując ból, i powoli pokręcił głową. – Nie rozumiem, dlaczego Bóg miałby postawić na mojej drodze kogoś takiego tylko po to, bym nigdy nie mógł cieszyć się jego towarzystwem.
- Potrzebujesz kobiety, Castielu, nie mężczyzny. Z mężczyzną nie możesz mieć dzieci, nie możesz go poślubić, nie możesz z nim żyć.
- Myślę, że mógłbym stworzyć stabilniejszy i bardziej pełen miłości związek z Deanem, niż z jakąkolwiek kobietą, do diabła z małżeństwem i dziećmi.
Pan Milton szerzej otwarł oczy i skrzywił się, pierwszy raz słysząc przekleństwo z ust syna. Zachichotał nieznacznie i twarz mu trochę złagodniała, a wzrok stracił lodowaty wyraz.
- Castielu… wyrosłeś na wspaniałego młodego mężczyznę. Wzorowo pracowałeś we dworze. Nie umiem znaleźć nikogo lepszego od ciebie, kto przejąłby tę posiadłość – zmarszczył się lekko. – Ale nie mogę przebaczyć tego… tego związku, jaki utworzyłeś ze swym służącym…
- Więc odejdziemy. Dean i ja odejdziemy i nigdy nie wrócimy. Jak długo ktoś tu będzie, by zająć się jego rodziną i naszymi przyjaciółmi, i gdy Lilith odeszła, my też możemy.
Pan Milton uniósł brwi, a na twarzy pojawiło mu się zaskoczenie.
- Ty… odszedłbyś… porzuciłbyś dla niego rodzinę i dom?
- Tak. Odszedłbym… dla niego, ojcze, zrobiłbym wszystko – Castiel drgnął lekko, a ciepła strużka krwi pociekła mu po plecach, cicho padając na klepisko i podkreślając jego stanowisko. Ojciec zmarszczył się i ściągnął usta.

Kiedy Dean uniósł głowę i wreszcie spojrzał na swego pana, ujrzał jego pełną dezaprobaty minę, dokładnie tak, jak to przewidywał. Ale było tam coś jeszcze, coś, czego nigdy nie spodziewał się zobaczyć. Współczucie. I szacunek. Charles Milton nie uśmiechnął się, gdy przemówił ponownie, ale głos miał miękki i pełen zrozumienia.
- Rozumiem… Wiem, że nie byłem… kimś, kogo byś nazwał dobrym ojcem, ani dla ciebie, ani dla twego rodzeństwa. Ale umiem przyznać się do błędu, jeśli go popełnię.
Dean poczuł, jak Cas obok niego zesztywniał, jak mocniej złapał go za biodro w, jak Dean wiedział, zaskoczeniu i niedowierzaniu.
- O ile zrozumiałem, twoja siostra pomogła ci w reorganizowaniu dworu, podobnie jak państwo Singer? – zaczekał, dopóki Castiel nie kiwnął głową, i mówił dalej. – Nie jestem już dłużej w stanie zajmować się codziennymi sprawami tej posiadłości. Wobec tego, jeśli się zgodzisz, złożę obowiązki pana domu na Annę, pana Singera i jego żonę.

Castiel ponownie kiwnął głową i patrzył, jak jego ojciec uścisnął mu dłoń, po czym zostawił ich samych w stodole i pokuśtykał z powrotem do dworu. Cas opadł na klepisko w chwili, w której jego ojciec znalazł się na tyle daleko, że nie mógł go już widzieć, oszołomiony i milczący. Siedział tak przez chwilę, po prostu gapiąc się na ziemię, po czym powoli przełknął i spojrzał na Deana, a w kącikach oczu pojawił mu się zaczątek uśmiechu.
- …Jesteśmy wolni, Dean… możemy odejść. Wszyscy są bezpieczni… a my możemy odejść… i być razem… - Cas odetchnął drżąco i zaszlochał. – N… na zawsze.

Widok ulgi Castiela, jego czystego i absolutnego zdumienia, na chwilę zaparł Deanowi dech w piersiach. Mężczyzna wyciągnął rękę, padł mu w ramiona i objął jego biodra, przytulając się do niego.
- Jesteś… jesteś ranny… przeze mnie… Ja… - urwał, uświadamiając sobie znaczenie słów Castiela. – M-my… Cas… możemy odejść?! – Dean odsunął się trochę, na tyle, by spojrzeć Castielowi w oczy, i wreszcie również na jego ustach pojawił się uśmiech. – Cas!
Przyciągnął Casa z powrotem do siebie i uniósł głowę na tyle, by sięgnąć do jego ust, całując go niezdarnie i pospiesznie, ale z ulgą, wdzięcznością i miłością.
Nie spieszyli się, pomagając sobie nawzajem w poprawianiu ubrań na tyle, na ile mogli, wreszcie narzucili sobie koc na ramiona. Powrót do dworu był nieprzyjemny, służący wciąż stali i gapili się na nich, aż wreszcie Anna, Jo i Sam przybiegli z domu.
- Ojciec nam powiedział… Boże, Dean… Castiel…
Sam objął Deana w talii, a Anna podtrzymała Castiela, kiedy razem wchodzili na górę. Podczas gdy dziewczęta oczyszczały rany ciepłą wodą i środkami odkażającymi, Dean opowiedział Samowi o ich planach i z zaskoczeniem odkrył, że Sam całkowicie je popierał. Kazał co prawda obiecać starszemu bratu, że ten będzie ich odwiedzał i pisał, ale dał im swoje błogosławieństwo.

Dean i Castiel potrzebowali dwóch tygodni na zaleczenie ran, który to czas spędzili w pokoju Casa, podczas gdy jego ojciec udawał ślepotę. Anna i Sam zajmowali się nimi, od Ellen ucząc się wszystkiego o opatrywaniu ran.
Pomimo bólu Cas uznał te dwa tygodnie za najlepsze w życiu, bo otaczali go i zajmowali się nim ludzie, których kochał, a ciężar strachu, że Dean w każdej chwili mógłby mu zostać odebrany, pierwszy raz w życiu spadł mu z ramion.
Rozmawiali o swoich planach i postanowili wybudować mały domek głęboko w lesie, tuż poza granicami posiadłości Miltonów, w pobliżu jeziora zasilanego wieloma strumieniami. Już pod koniec listopada pokrywało się lodem. Latem woda w nim była chłodna i idealna do pływania, wolna od pijawek, które wypełniały inne sadzawki i strumyki.
Sam pomagał im w budowie, podobnie jak inni służący z dworu, i wykorzystali pieniądze ze spadku Castiela, aby kupić wszystkie rzeczy niezbędne do cywilizowanego życia.
Pod koniec tych dwóch tygodni czekały na nich dwa gotowe konie oraz jeszcze kilka, które pociągnęły wóz z ich rzeczami. Mała grupka przyjaciół i rodziny zgromadziła się na werandzie, aby ich pożegnać, Ellen i Anna ukrywały łzy za chusteczkami.

Dean czuł się źle opuszczając brata i przyjaciół i Castiel spędził minione tygodnie pocieszając go i strofując z tego powodu. Samowi nic nie będzie. Wyrósł na dobrego młodego mężczyznę i osobiście wielokrotnie powiedział Deanowi że nic mu nie będzie, że on i Cas zasługiwali na trochę wolności, zasługiwali na bezpieczeństwo, zasługiwali na to, by być razem. Kiedy więc dosiedli koni i odwrócili się plecami do swego domu, Dean nadal czuł się dziwnie. Ale gdy tylko spojrzał na jadącą obok osobę, którą kochał całym sercem i z którą pragnął spędzić resztę życia – poczuł się dobrze. Któregoś dnia wrócą; ojciec Castiela nie będzie żył wiecznie i zasugerował, że po jego śmierci mogliby swobodnie wrócić i Castiel mógłby z powrotem zarządzać dworem. Więc, ku swemu sporemu zdziwieniu, Dean czuł się dobrze.
Castiel regularnie pisał do ojca i Dean odkrył, że takiego Casa lubił jeszcze bardziej, zrelaksowanego, w zgodzie ze sobą i ze swoją rodziną. W ciągu najbliższych paru lat odwiedzali się wielokrotnie z przyjaciółmi, urządzali pikniki nad jeziorem, urządzali przejażdżki powozem do miasta, udali się na ślub Anny i Chucka – ale przede wszystkim chodziło o nich, o Deana i Casa. Dean myślał, że codzienne życie razem oddali ich od siebie, gdy tymczasem stało się dokładnie na odwrót. Po dniach ciężkiej pracy padali razem na łóżko i dzielili się swoim ciepłem, a ich miłość płonęła silniej, niż kiedykolwiek.
Kiedy zaś zimą pięć lat później Charles Milton zmarł, Dean i Cas wreszcie wrócili do domu. Ponieważ właśnie tym zawsze był Milton Manor – na dobre i na złe, w ubóstwie i głodzie, w szczęściu i w zdrowiu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:38, 07 Sie 2013    Temat postu:

patusinka napisał:
Lin, pieprzyć linki, masz mojego chomika :)

Ejmen, siostro! :D Zasysam stamtąd większość, ale czasami, jak teraz, zajebię się w akcji i nie ogarnę.

antique napisał:
Polecam po MV przeczytać Thursday's Child (jednej autorki to jest, yep - strangenessandcharm). Ach! A potem, hiehiehie, Linek, wiesz co, prawda, prawda, prawdaaaa? :D

Ale będzie bolał, prawda...? ._. Umf. A RR ewoluowało w mojej głowie z 'tl;dr' do 'wreszcie coś, co nie skończy się w momencie, kiedy zżyję się z bohaterami, fabułą i seksem'. Swoją drogą trzeba nie mieć serca, zeby głębokie gardło dać na samiuteńki koniec i zostawić człowieka z kumulacją miłości w sercu.

antique napisał:
Wspaniale to wychodzi z Casem i Deanem, ale cholernie jestem ciekawa, czy tak mocno będzie walić z oryginalnymi bohaterami. Chociaż w sumie w przeciwieńśtwie do innych fików, ten poza Destielem na świetny plot. Cudny plot.

Mam nadzieję, że moze nie mocno, bo to CUDO było, ale odrobinę pozmienia, żeby porozkoszować się drugi raz. I że ucięcie seksu bedzie oznaczało skrócenie lub pominięcie dogłębnych opisów, nie zabranie całej sytuacji z tekstu. Bo świetnie tam pasowały.

antique napisał:
Linek, mogły autorki od początku inaczej to z Anną ułożyć, chyba sie pod koniec kapnęły, jak to niefajnie wyjdzie XD

Ano. Też mi się wydaje tak, a że przynajmniej chciały Annę troche angstowo wykorzystać. Do dzisiaj uważam za cud, że nie wcisnęły tam ciąży. Huff. Ale końcówka wynagradza mi z nawiązką wszyscieńko inne. Cas który chroni Deana własnym ciałem, zastępuje złe wspomnienia zaufaniem i bezpieczeństwem i ten do bólu, do bólu happy end :'D Tacy są szczęśliwi, Jessu :'D Ok, jest całość, zanurzam się w tekst od samego początku, ha. Pozachwycam się pewnie jeszcze, jak skończę, przepraszam xD Ale tam jest tyle 'jesteś moim światem' i 'bez ciebie nie ma szczęści' i 'zrobię dla ciebie wszystko, moja miłości', że Lin czyta na regularnym haju :hamster_evil:


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Śro 22:41, 07 Sie 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:49, 07 Sie 2013    Temat postu:

Proszę bardzo. niedługo kolejna porcja tegoż uczuciowego haju, albowiem zaczęłam już ficzek bez tytułu. Na razie przestawiam sie na nieco inny styl wypowiedzi i na bardziej kanonicznego Deana :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 7:43, 08 Sie 2013    Temat postu:

Linmarin napisał:
Ale będzie bolał, prawda...? ._. Umf. A RR ewoluowało w mojej głowie z 'tl;dr' do 'wreszcie coś, co nie skończy się w momencie, kiedy zżyję się z bohaterami, fabułą i seksem'. Swoją drogą trzeba nie mieć serca, zeby głębokie gardło dać na samiuteńki koniec i zostawić człowieka z kumulacją miłości w sercu.

Kochanie, kogo chcesz oszukać? Lubisz jak boli XD
Boli, boli, ale tak boli, że człowiek cierpi, przelwa łzy i błaga o więcej :P Zwłaszcza przy Thursday's child. Chociać, jak sobie przypomnę dwa ostatnie rozdziały Melting, to sama się meltinguję z nadmiaru emocji @_@
A co do RR~ reread jest super XD znaczy. Troche już pozapominałam, ale najważniejsze rzeczy pamietam, więc jak teraz jestem przed akcją w pociągu, a potem Czyściec będzie, i wiem, co się będzie działo, i aż mnie skręca z niecierpliwości @_@ Patuś, przepraszam, że tak Cię męczę ^^; po prostu... uch... cieszę się, że to czytasz, taka głupia ja ^^; *wykręca palce*

Lin napisał:
Mam nadzieję, że moze nie mocno, bo to CUDO było, ale odrobinę pozmienia, żeby porozkoszować się drugi raz. I że ucięcie seksu bedzie oznaczało skrócenie lub pominięcie dogłębnych opisów, nie zabranie całej sytuacji z tekstu. Bo świetnie tam pasowały.

Ano. Musiała pozmieniać, żeby człowiek nieszczęsny nie miał wrażenia, że czyta ten sam tekst, tylko z innymi bohaterami XD Szkoda mi seksu, ech! Ale tak czy inaczej. Nie mogę sie doczekać :3

Ach, ten fik~! Lin, nie kracz z ciążą, jeszcze wszystko przed nami XD Może nie w tym fiku, ale w innych kto wie, co nam zafundują XD
Okej, wracam do czytania <3

//Ach! Przeczytałam :3 Ach, ten angst, te uczucia, ta scena z biczem, ta dzika satysfakcja, jak pan Milotn pokazuje zdzirze Lilith drzwi~ serce się raduje <3
A teraz nie mogę się doczekać na fika bez tytułu XD
Dzięki Patuś :D

///Um. Um. TT_TT



To Cas w cywilu. Daje starowince jałmużne. Czytałam spojler, że kelnerka nakryje go na grzebaniu w śmietniku. Um. Biedny Cas. Bycie człowiekiem jest do bani TT_TT


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez antique dnia Czw 13:35, 08 Sie 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 420, 421, 422 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 421 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin