|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pon 19:26, 05 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Waaaaah! Dziewczęta moje kochane, jak ja się za Wami STĘSKNIŁAM...! Dx
I tak się strasznie bałam, ze wrócę na 'ach, jak tu cicho i spokojnie bez tej rozhisteryzowanej rudej małpy' ._. KOCHAM WAS. Z serduszka.
I, um, byłam na ślubie, właściwie to pojechałam wcześniej trochę pomóc i Ala poprosiła bardzo, żebym została i oni tam nie mają jeszcze podłączonego internetu T_T Um. Co prawda pan młody troszkę dziwnie na mnie spogląda po moich życzeniach- wyściskaniu Ali, happily ever after, epickiego szczęścia wam obojgu... Ale skrzywdź ją chociaż raz i nigdy nie znajdą ciała. Ale^^''' Cieszę się w każdym razie, że do Was wróciłam :D
Teraz wbijam wytęsknione ząbki we fragmencik, który zalatuje fluffem i seksem aż mi się nóżki w kluczyk wiolinowy zwijają z radości <3 A później przeczytam PP. Dzisiaj! Choćby mnie to miało zabić. Dopiero zaczęłam. Mama Deana zmarła. Mothman zalatuje mi aniołem. Jakims upadłym. Ale z drugiej strony nie wydaje mi się, żeby był zły, bo jak na razie pojawia się przed tragediami, nie w ich czasie. No. Chociaż Deana i Casa pogonił. Nie wiem, nie wiem, głupoty gadam, padnięta jestem, jeszcze gupja Lin po dwóch latach sobie na weselu zapaliła i znów będzie fruwała oczami z papierosowym dymem Dx Um.
Also: przyjeżdżajcie do mnie kiedy Wam tylko pasuje. Ja się totalnie do Was dostosuję (i odbiorę z Poznania i w ogóle). Tylko macie przyjechać! Bo jak nie znajdę i będę robiła emocjonalną krzywdę. Ostrzegam. Możemy sobie nawet obejść trochę Poznań tego dnia. I na kolejne przyjechać już do mua.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 20:36, 05 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Hej, Linuś, jak dobrze, że wróciłaś :DDD Mam cichą nadzieję, że mi się uda skończyć MM w tym tygodniu, bo już mi ten tytuł bokiem wychodzi... A potem ten bez tytułu :)
Właśnie wróciłam do domu - tu jest 20.34 - i zamierzam chociaż napocząć rozdział 12... Wczoraj nie miałam kiedy.
Przyszykowałam dla ciebie i antique mały prezencik na przyjazd. Mam nadzieję, że się spodoba. Oczywiście, że się pojawię! Nie mogę się wręcz doczekać!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 12:44, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Słońce, dobrze widzieć Cię z powrotem :3
Dziewczęta moje kochane! Wiecie, że ja okropnie chcę przyjechać, bo chcę Was poznać osobiście i w ogóle, ale może się tak zdarzyć, że nie będę mogła. Na razie nie dopuszczam do siebie takiej myśli i twardo obstaję przy tym, że przybywam, ale jak mi wypadnie obrona, to będę się musiała przygotować. Uch. Zwłaszcza, że przed obroną mam jeszcze trochę roboty. Uch -_- Sama myśl o tym, że mogłabym nie dać rady robi mi emocjonalną krzywdę TT_TT
Lineeeeek~ :D i jak wrażenia z lektury? :D
Pat, a jak RR?
Chcę wszystko wiedzieć :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 15:51, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Co do RR - robi się coraz ciekawiej. Cas dochodzi do siebie po powrocie z czyśćca (cholerny Gordon - czemu Dean nie zatłukł go, jak mógł?) i między oboma panami zaczyna powoli iskrzyć. Nie mogę się doczekać reszty :) A jestem na rozdziale 9.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 16:00, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Daj spokój, zgrzytałam zębami z wściekłości na akcji z Gordonem. Nienawidzę gnojka. Ale prawda, że rozdział z Czyśćca był niesamowity? Pat, kochanie, przed Tobą najlepsze :3 uwielbiam moment, w którym Cas i Dean się w końcu spikną, sposób w jaki to zrobią jest super XD
Ja czytam trzeci rozdział dopiero, ale strasznie się cieszę z tego re-readu XD kilku rzeczy zapomniałam, kilkoma cieszę się jeszcze bardziej, niż przy pierwszej lekturze :3 Super! :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 17:28, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Czyżby Lin tak wsiąkła w PP, że nie ma czasu tu zajrzeć??? Prawdę mówiąc to bym się nie zdziwiła...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Wto 17:29, 06 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 18:13, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Ja miałam nieszczęście czytać to w Japonii XD wyobrażasz sobie co się ze mną działo, jak wieczorem trza było iść spać? XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:41, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Potrafię to sobie wyobrazić :) Sama miałam podobnie. A na razie borykam się z rozdziałem 12. To chyba najoporniej idące mi tłumaczenie w ostatnim czasie. A gdy już skończę ten bez tytułu, to w ramach odreagowania rzucę się na PWP z hardkorowym świntuszeniem. Jakaś równowaga musi być :DD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 20:58, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Pat, jak masz jakieś pożądne, pożądne, ale to takie pożąąąądne świntuszenie (oprócz endversed, tej przeczytałam wszystko co się dało razy n), to dziel się kochanie, dziel śmiało XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:12, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Antique, PORZĄDNE :)
Niestety, na razie nie mam, chodziło mi o to, żeby coś od endversed przetłumaczyć w ramach odreagowywania :) Ale jestem otwarta na sugestie :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:19, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Umhhh... Tak jakby przeczytałam sobie wczoraj fragmencik (do którego zaraz dojdę, bo kmgvbnshvujaejnbgvuws!) i dzisiaj po powrocie z miasta zabrałam się, tak na chwilkę, za PP, zanim, zacznę robić... Cokolwiek. I tak jakby właśnie przed chwilą rozładowała mi się bateria w tablecie, bo inaczej skończyłabym tę cholerę xD Może to i dobrze, trochę sobie podozuję przyjemność, bo to niedługo koniec ._. Cholera, najlepszy argument za RR, nie skończy się zaraz, jak tylko człowiek zdąży pokochać!
Teraz przechodzę do konkretów, które w moim wykonaniu nigdy konkretne nie są, well. Po pierwsze primo- fragment, bo mnie rozerwie, właśnie sobie reread urządziłam. Deana w tym ficu nigdy nie będę miała dość. Cas jest ok, ślicznie cierpi, ŚLICZNIE no i trudno nie kochać go za akcję z pejczem :D Ale Dean to taka malutka, wielkooka pipunia ;_; Dean jest w tym ficu taki, jak pierwsze wrażenie kiedy spojrzy się na zdjęcie Jensena. AWWWwwwWWW...! Zeżarłabym. Wykorzystała i zeżarła. Seks jest niesamowity- ale HELLO- a zaraz kolejna w kolejce jest reakcja Deana na coming out Casa. Ich wspólny w sumie, ale Dean bardziej szura nóżką i wygląda uroczo. Mam do niego tu straszną słabość, od czasu do czasu taki Dean dobrze robi człowiekowi na rozruszanie jajników, które się od początku oglądania SPN przyzwyczaiły do ekstremalnego życia na krawędzi. Poza tym lubię kiedy w ficzkach dziewczyn panowie co chwilę twardnieją coraz bardziej. Za naście lat to im nie grozi impotencja, tylko erozja. Rozkleiłam się nad słodyczą tego kawałka, dlatego tak pieprzę bez sensu. I ta ogólna akceptacja, po tych wszystkich ficach, w których sami siebie nienawidzą za swój homoseksualizm, albo rodziny ich nienawidzą, albo społeczeństwo, to jak powiew świeżej waty cukrowej. Ok, ludziska, mamy 1815 rok, i kompletnie zdając sobie z tego sprawę pragnę wam ogłosić, ze wasz młody pan posuwa koniuszego aż echo korytarzem niesie. Wszyscy happy? Wszyscy happy. Ok, to wracajcie do pracy, my sobie tam jeszcze... W warcaby pogramy, czy coś. Czysta poezja @.@ Pat, czy ja Ci już dzisiaj składałam wyrazy szczerej miłości? Jeśli nie, to entuzjastycznie nadrabiam.
Po drugie primo- PP. JASNA CHOLERA. O całości wypowiem się, jak skończę tę całość nieszczęsną. Ale JASNA CHOLERA. O jednym muszę teraz, bo pęknę xD
Więc, leci to tak: I hate you, I hate you more, no, I hate you more, zamknę cię w celi i zakuję w kajdanki bo tak sie nienawidzimy straszliwie całują się namiętnie.
Potem jest nie przynależysz tu, jesteś tu obcy, fuck you Cas, fuck you Dean, skończyło się na fuck you, Dean, DOSŁOWNIE.
I w końcu ok, to koniec, skończymy sprawę z aniołami, demonami & stuff i wracam z Samem do domu, newer egejn, never never never dziki seks na biurku. Panowie, macie cholernie ciekawego kinka. Fic jest WSPANIAŁY, bo równocześnie nie można oderwać się od fabuły, jak Stephen King w zupełnie nie kingowym stylu, co jest miłą odmianą, a przy tym bosko prowadzona relacja głównych bohaterów. Kłócą się tak ogniście, ze aż wióry lecą i nie kończy się zacięciem w gniewie, tylko aj du it bikos aj low ju, ju ashołl! No po prostu :3 Jestem na fragmencie, kiedy Deanowi poszły bębenki w uszach, pojawił się Raz, ach ach ach. Mam nadzieję, ze do końca pojawi się oprócz plotu, który po prostu wspina się teraz na wyżyny, trochę Dean & Cas stuff. Swoją drogą, może ficzków nie powinnam ze sobą porównywać, bo za bardzo się różnią, ale Angelhawke też było epickie, na przykład, ale fabuła była zbudowana typowo pod relację Deana i Casa, i temu służyła. Wyobrażacie sobie, że może nasze (pra)wnuki będą miały okazję czytać takie książki i filmy? Świetny, horrorowo sensacyjny kawałek prozy, tylko zamiast cycatej blondynki dzielnemu szeryfowi towarzyszy taki stubborn asshole :D Nie jako film niszowy, nie jako WOW, ON JEST GEJEM! Tylko jako normalny wątek romantyczny? Rozmarzyłam się. Ale to przez to, ze PP tak mi się STRASZNIE PODOBA...! Ma wszystko, w idealnych proporcjach i naprawdę, NAPRAWDĘ chcę żeby chłopcy mieli happy end. Nie tylko, żeby spało mi się lepiej, ale zżyłam się z nimi po prostu, są świetnie napisani. Wah. O tym wszystkim miałam pisać jak skończę czytać.
I po trzecie primo, antique, nie strasz na razie. W ostateczności skręcimy malutki wypadek przewodniczącemu komisji egzaminacyjnej. Kosiarki są na przykład ostatnio bardzo awaryjne, słyszałam. Ach, to zaniżanie norm produkcji, to się musiało źle skończyć...! Aż mnie skręca i piszczy mi w duszy i nie mogę się po prostu doczekać, żeby znowu zobaczyć Pat- uduszę biedactwo, jak dopadnę, nie pamiętam kiedy ostatnio tak nie mogłam się doczekać, żeby kogoś znowu zobaczyć :D ale na razie zakładam, ze widzimy się w pełnym składzie i proszę mi tu nie uprawiać czynnego czarnowidztwa! Jak Cię prywatnie nie wymiętoszę, to obiecują wpaść w depresję i wspomnieć o kim trzeba w liście samobójczym. Będziesz społecznie naznaczona, kochanie, o.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:50, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Ach! Czy muszę wiedzieć, jak cholernie sie cieszę Waszymi reakcjami na PP? Czy muszę? Hę? Hę? Cholernie się cieszę. Wiedziałam, że Wam się spodoba, bo to boski fik i trzeba go przeczytać. Takie jest moje zdanie. O! :D To kolejny re-read na mojej liście, nawet jak nie doczekam się wersji książkowej XD
Ach! Kocham Was, dziewczęta :3
Ja też zakładam na razie, że się widzimy we trzy. Osobiście. No. Znaczy tak czy siak się widzimy. Zakładam, że skype u Ciebie działa bez zarzutu XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:29, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Jakby co, to ja też Skype`a mam :)
Aha, za jakieś pół godziny rozdział 12 :) A potem to już tylko cierpliwość, bo resztę wrzucę razem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:49, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Mam nadzieję, ze jednak pojawi się niedługo wersja książkowa O.O I wiesz, Słońce, jakbyś ją dla siebie ściągała i tak, to mój mail gdzieś Ci się tam zaplątał, um, prawda...?
Wrzuta! @.@ Dzisiaj! @.@ Cieszę się również nieziemsko, ze końcówka pojawi się w jednym kawałku, bo...
Also: mój Skype działa bez zarzutu. To mój internet jest podłą suką. I pozwala mu działać jakieś 40 sekund, a potem każe czekać kolejne 30 na ponowne połączenie. Jak każdemu programowi, obsługującemu połączenia głosowe. O video nawet nie wspomnę. Mam nadzieję, że będą takie jazdy tylko do końca umowy i znajdę coś lepszego, nawet na moje zadupie, ale nawet jeśli- to w listopadzie, więc... ;_; Coś wymyślimy. Chociaż na razie pozostaję w pełni wiary, ze się zgramy w czasie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 23:05, 06 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Proszę, oto rozdział 12 :)
Rozdział 12
Śniadanie przeszło w ciszy, ale nie było to czymś nadzwyczajnym. Jedynymi dźwiękami wypełniającymi kuchnię było zadowolone przeżuwanie oraz Ellen szurająca sztućcami i naczyniami. Był to jeden z tych idealnych, słonecznych dni, a kiedy wszyscy skończyli jeść, Cas postanowił później tego dnia wyprawić piknik w sadach jabłoniowych. Służący zaczęli wszystko przygotowywać i Dean z Casem wyszli z kuchni. Zatrzymali się w głównym holu, gdzie Dean usiadł na schodach i westchnął cicho.
- Dzięki Bogu już koniec – powiedział spoglądając na lekko uśmiechniętego Casa i wyciągnął rękę. Sięgnął po niego, aż wreszcie Cas przed nim klęczał, a Dean z łatwością pochylił się do niego i pocałował go, czule i niewinnie. – Cas, powinniśmy pogadać z Anną… - Dean odsunął się lekko, oparł czołem o czoło drugiego mężczyzny i zamknął oczy. – Nie chcę, by myślała, że sobie z niej kpimy, Cas… Chcę, by zrozumiała…
Cas przysunął się i obdarzył Deana następnym lekkim pocałunkiem, po czym skinął głową i wstał.
- Tak… i Samowi. Oboje zasługują na to, by to od nas usłyszeć, co się dzieje… i do tego na osobności.
Wyciągnął do Deana rękę i pomógł mu wstać. Wchodzili po schodach powoli, każdy myślał o tym, co powiedzieć Annie, gdy już dojdą do jej pokoju, a Castiel, do czasu, gdy dotarli na drugie piętro domu, zaledwie parę stóp od zamkniętych drzwi jej pokoju, miał już przygotowaną niewielką przemowę.
- Jesteś gotów, Dean?... Nie musimy…
Dean ścisnął dłoń Casa, dając mu znak, że naprawdę był gotów. Cas uśmiechnął się smutno, po czym podszedł parę stóp do drzwi i dwukrotnie zapukał.
- Anno? Możesz, proszę, otworzyć drzwi? Chciałbym z tobą porozmawiać… - głos miał łagodny, bo wiedział, że siostra cierpiała z powodu czegoś, co najprawdopodobniej uważała za zdradę.
Przez chwilę nie było odpowiedzi, a potem drzwi się powoli otwarły. Anna już odchodziła od drzwi, zmierzając w stronę swojego łóżka.
- Wejdź, Castiel… Dean też niech wejdzie… wiem, że on tam jest – głos Anny był spokojny, niemal za spokojny, jakby tylko chwila dzieliła ją od wybuchu.
Dean czuł się okropnie, prawdę mówiąc to jeszcze gorzej, niż na dole w kuchni. Ponieważ to była Anna, kobieta, z którą sypiał przez… do licha, prawie trzy lata…
Weszli z Casem do sypialni Anny i uczucie niezręczności tylko się zwiększyło, gdy Dean spojrzał na jej łóżko, na umiejętnie udrapowaną na nim lekką koszulę nocną. Przełknął z trudem i zatrzymał się, niepewny tego, jak daleko powinni pójść i czy Anna w ogóle pozwoliłaby im usiąść. Panowała krępująca cisza i ani Anna, ani Cas zdawali się nie wiedzieć, jak to zrobić, więc wreszcie to Dean odchrząknął i postąpił krok naprzód w jej kierunku.
- Wiem, Anno, że to nie fair w stosunku do ciebie – powiedział spokojnym, kojącym głosem, zarazem przepraszającym i pełnym poczucia winy – i nie prosimy, byś się cieszyła naszym imieniu… albo popierała nas w tym wszystkim… - urwał, nie spuszczając wzroku z Anny, która stała odwrócona do nich plecami i nawet nie drgnęła, kiedy on mówił. - …ale to by wiele znaczyło dla mnie… dla nas… gdybyś może, pewnego dnia… gdybyś nam wybaczyła i… zaakceptowała nas… - ucichł ponownie, opuścił głowę i spojrzał sobie pod nogi. Odetchnął głęboko i przemówił ponownie. – Zależy mi na tobie, Anno… zawsze byłaś dla mnie… jak siostra i kocham cię, naprawdę… ale twojego brata kocham od chwili, gdy go pierwszy raz zobaczyłem… po prostu… nie mógłbym przestać go kochać, nawet, gdybym spróbował…
Twarz Anny, stojącej po przeciwnej stronie pokoju niż Dean i Cas, była nieruchoma i bez wyrazu. Nie mignęła na niej nawet najdrobniejsza emocja, kiedy dziewczyna słuchała jąkającego się Deana; jego przemowa nie była choćby w przybliżeniu tak elokwentna, jak Casa… ale w jakiś sposób znaczyła więcej.
Jednak gdy tylko słowa przebrzmiały, Anna znieruchomiała na chwilę.
- Czemu… - odezwała się cicho - …przez cały ten czas… Dean, czemu nic nie powiedziałeś? O twojej miłości do mojego brata? – gapiła się na niego bez mrugnięcia; ręce spokojnie spoczywały wzdłuż jej ciała, w tym, jak stała czy jak mówiła, nie widać było żadnego napięcia.
Cas szerzej otwarł oczy i odwrócił się do Deana, przez chwilę szukając jego twarzy i również zastanawiając się nad odpowiedzią. Wiedział tylko tyle, że Dean powiedział, iż Anna była samotna, i choć była to prawda, to zarazem nie najlepszy powód, aby zaczynać z kimś długotrwały związek seksualny… lub pozwolić komuś rozpocząć taki związek z tobą. Cas wziął jednak Deana za rękę, uspokajając go swoim dotykiem.
Dean przełknął ciężko, odwracając wzrok i gapiąc się na ciężkie zasłony, które odcinały jakiekolwiek światło dzienne, sprawiając, że pokój wyglądał posępniej, niż zazwyczaj. Odezwał się cicho i rodzeństwo Miltonów mogło usłyszeć, jak niezręcznie się czuł z tym tematem.
- …nie było go tu, Anno… Myślałem, że mu na mnie nie zależało… listy przestały przychodzić i pomyślałem… pomyślałem, że o mnie zapomniał… nie chciałem cierpieć dłużej, niż to było konieczne… i nie chciałem, byś myślała, że nie zasługujesz na miłość… ponieważ zasługujesz, Anno… - ucichł ponownie; na kilku ostatnich słowach głos mu się załamał. Była to prawda… kochał Annę jak siostrę i choć myślenie o ich seksualnym związku bolało go, to wiedział, że dziewczyna nigdy nie zamierzała go tym karać czy torturować… - Wiem, że to w stosunku do ciebie nie fair… ale myślałem… że może pewnego dnia zapomnę o Casie… i że moglibyśmy być szczęśliwi… - odwrócił głowę, szukając oczu Casa, które patrzyły na niego spokojnie, i delikatnie ścisnął mu dłoń.
Anna przez chwilę milczała, po czym kiwnęła głową i odwróciła się do nich plecami.
- Wyjdźcie, proszę.
Głos miała spokojny, pozbawiony emocji. Cas łagodnie wyciągnął Deana z pokoju, wiedząc, że w tej chwili Anna chciała być sama, być może po to, by odżałować permanentną utratę związku, jaki nawiązała z Deanem.
Już na zewnątrz pokoju Cas mocno objął Deana, szepcząc mu do ucha, że to było w porządku i że Annie nic nie będzie, że w swoim czasie wybaczy im obu. Cas znał swoją siostrę, nie była ona bezduszną istotą ludzką, była po prostu… jak Dean wiedział… samotna. Cas miał Deana, a Anna Joannę, ale to nie było to samo.
Cas uśmiechnął się do Deana i poprowadził go schodami w dół, na zewnątrz, na ciepłe słońce, aby mogli zacząć kolejne prace w posiadłości.
Był już późny październik i liście na drzewach wokół domu zmieniły kolor na pomarańczowy i czerwony. Służba i mieszkańcy Milton Manor wciąż czuli się zmotywowani, ale nie tak zajęci, jak wtedy, kiedy młody pan początkowo opowiedział im o swoich planach dotyczących dworu. Budynek wyglądał wspaniale, wszelkie niedostatki zostały usunięte i naprawione. Dean i Castiel na nowo rozpoczęli codzienne przejażdżki do lasu, pakując do juków koce i jedzenie. Robili sobie przerwy na skąpanych w słońcu polanach, tuląc się do siebie pod kocem i całując, dopóki znowu nie zrobiło im się ciepło.
W ciągu minionych miesięcy kilku służących opuściło posiadłość. Nie było żadnego gniewu, tylko niezrozumienie i lęk i Dean to rozumiał. Cas też. Choć bardzo tego żałowali, to przypuszczali, że tak się stanie.
Opowiedzenie Samowi o ich związku było… co najmniej wyczerpujące. To nie tak, że brat był wściekły czy czuł obrzydzenie… gorzej, był rozczarowany. Dean myślał, że może Sam zawsze sądził, iż jego związek z najmłodszym z Miltonów był w pewnym stopniu… dziwny… ale świadomość, że ci dwaj byli w związku i Dean nie powiedział mu o tym wcześniej, sprawiła, że Sam unikał brata przez cały następny tydzień. Pogodzili się tak, jak to zwykle bywało, szorstkim uściskiem, klepaniem po plecach i nie rozmawianiem o tym więcej. Do czasu żniw Dean czuł się tak szczęśliwy, jak nigdy przedtem. Kiedy Cas wreszcie skorzystał z porady Ellen i zorganizował wyprawę na jarmark miejski, wszyscy byli podekscytowani. Siedząc w powozie, z jedną ręką na nodze Castiela, jako że starszy trzymał wodze, Dean czuł się szczęśliwy i jak w domu.
Jarmark był w tym roku wielkim przedsięwzięciem, jak zresztą co roku. Zjechało na niego całe hrabstwo, przyjechały setki nowych ludzi, niektórzy pokonali wiele mil w powozach, a ulice ciągle zamiatano, jako że codziennie przejeżdżały nimi nowe konie.
Ponieważ jarmark miał trwać tylko dwa tygodnie, Cas postanowił jechać tam w pierwszy weekend, kiedy to miała się odbywać większość co ważniejszych konkurencji, jak jedzenie na czas, tańce, wszystko, na co on i pozostali mieszkający w dworze ludzie czekali niecierpliwie już od miesięcy. Przywieźli ze sobą kosze jabłek, przeznaczone na sprzedaż, razem z tuzinami ciast, dżemów i innych dzieł Ellen.
Kiedy gromada dojechała do granic miasta, zdali sobie sprawę z tego, jak wielkim przedsięwzięciem był tegoroczny jarmark. Pokoje gościnne były już pełne, w jednym sypiało po trzech mężczyzn, a bary wyrzucały mężczyzn po ich trzecim drinku z obawy przed pijackimi rozróbami. Gdy jechali przez miasto, Cas robił się coraz bardziej nerwowy, gdy widział, jak ludzie patrzyli na niego i kiwali głową, by zaraz zmrużyć oczy na widok ręki Deana na jego kolanie. Po trzecim takim spojrzeniu Cas delikatnie odsunął kolano na bok i zepchnął dłoń Deana. Spojrzał na swego kochanka i łagodnie pokręcił głową.
- Nie zamierzam być przyczyną bólu ani dla ciebie, ani dla tych, co przyjechali z nami. Kocham cię, ale w mieście musimy być dyskretni... proszę.
Raz ścisnął dłoń Deana swoją, a potem skierował konie naprzód, w stronę krawędzi targowiska, które znajdowało się na samym krańcu miasta na potężnym pustym placu otoczonym tak sadami, jak i lasem. Można na nim było spotkać śliskich niczym węże sprzedawców, „proroków”, cyganki, przebierańców, piekarzy, kupić solone mięso, ubrania, tkaniny, sprzedawców wyrobów skórzanych, a nawet ludzi oferujących urządzenia elektryczne, świeżo sprowadzone z wybrzeża.
Na placu stały namioty, w których można było napotkać osobliwości medyczne, przyjrzeć się robótkom ręcznym, kupić piękne skórzane siodła, sprzęt farmerski, ręcznie robione drewniane meble oraz drobiazgi do domu, kosmetyki i akcesoria do pielęgnacji urody; stała też niezliczona ilość budek ze świeżym jedzeniem i nasionami.
Główna ulica była wyłożona ogromnymi dyniami pokrytymi trawą, aby zminimalizować kurz i błoto, a sprzedawcy co kilka stóp zachwalali towar.
Cas uśmiechnął się do Deana, gdy każdy z nich dźwigał kosz jabłek do małego namiotu, jaki wynajęli na dzień celem sprzedaży własnych towarów. Joanna, Anna, Sam, Ellen, Robert i garstka innych służących oraz pomocnych dłoni podążali za nimi, dźwigając resztę.
Dean rozumiał. Naprawdę. Ale kiedy Cas odsunął jego dłoń po zaledwie 10 minutach w mieście – to go zabolało jak cholera. Dean wiedział, że w mieście było inaczej, niż w domu. W Milton Manor Castiel miał władzę i ludzie się z nim liczyli. W mieście był jednym z wielu, niezbyt szczególnym i z pewnością nie dość potężnym, aby robić, co by chciał, bez oglądania się na konsekwencje. Więc zrozumiał i odsunął rękę; położył ją na swoich kolanach i splótł z drugą. Próbował cieszyć się wycieczką, próbował nie okazywać, jak bardzo był w gruncie rzeczy rozczarowany.
Castiel musiał zająć się paroma sprawami w ich namiocie, więc Dean wykorzystał okazję i zabrał Sama na obchód targowiska. Castiel nie zauważył nieobecności Deana, dopóki nie skończył spraw w namiocie i nie zaczął się za nim rozglądać. Oczywiście, że poczuł się zdezorientowany i rozczarowany, więc wreszcie zgodził się dołączyć do Anny i Jo. Dziewczęta zatrzymywały się praktycznie przy każdym stoisku, podziwiając wyroby artystyczne i ręcznie robioną biżuterię, i wkrótce Castiel poddał się, kupując każdej z nich po prostym, ale pięknym naszyjniku. Minęło pół godziny i wymizerowany, przygarbiony mężczyzna przeciął im drogę, oferując im zioła i przyprawy. Niemal doznał ataku serca, kiedy spojrzał na Annę, i Cas aż do siebie zachichotał. Anna nie zdawała się być zainteresowana, ale przez resztę dnia mężczyzna imieniem Chuck Shurley nie opuszczał jej na krok, próbując jej zaimponować dzięki kwiatom i małym, drewnianym figurkom. Wreszcie Cas nie mógł się dłużej powstrzymać i zaprosił Chucka na żniwa w następny weekend. Gdy tylko Chuck odszedł po tym, jak mocno zaczerwieniony przyjął zaproszenie, Anna zaczęła protestować, ale Cas ją zignorował. Wypatrzył Deana i Sama opierających się o latarnię, patrzących na ulicznego artystę i zaśmiewających się na widok prezentowanych przez niego sztuczek. Cas podkradł się do nich, położył Deanowi dłonie na ramionach i uśmiechnął się do niego, gdy tylko tamten się odwrócił.
- Witaj, piękny – powiedział cicho, a Dean zarumienił się, chociaż powtarzał sobie, że wciąż był na Casa wściekły.
Wkrótce mała grupka poszła dalej, późnym popołudniem wracając do namiotu, aby pomóc w sprzedaży ich towarów. Pod koniec dnia Dean nie był już zły na Casa i czuł się w większości wyczerpany i szczęśliwy.
Jak wszyscy oczekiwali, jabłka sprzedały się szybko, a ciasta jeszcze szybciej. Wyroby Ellen zdobyły nagrody w odpowiednich kategoriach na konkursie piekarskim i kobieta przez resztę wieczoru obnosiła się z czerwoną, niebieską i białą wstążką wokół szyi, co pokazywało wszystkim, jak wspaniale gotowała. Robert trzymał ją za rękę i promieniał, a Joanna dreptała za nimi, jedząc jednego cukierka za drugim z torebki, którą kupił jej Robert.
Anna wreszcie ustąpiła wobec prześladowań Chucka i gdy słońce zaszło i rozwieszono lampy wokół polany służącej za parkiet, zatańczyli razem do muzyki na żywo.
Casa aż swędziało, by zatańczyć z Deanem, ale wiedział, że uznano by to za niemoralne i niewłaściwe, a w najlepszym przypadku za dziwne, on zaś nie mógł sobie pozwolić na niesławę w mieście, jeśli chciał dalej prowadzić posiadłość. Wobec czego zaczekał, dopóki wszyscy nie zamknęli namiotów na noc, i ruszył główną ulicą w dół, aż do końca, gdzie odbywało się jedzenie na czas, okrążając parkiet.
Wygonił z namiotu wszystkich z posiadłości, każąc im cieszyć się wolnym czasem, ale nakazując spotkanie o 21.00 przy powozie, jako że wciąż musieli wrócić do dworu. Następnego dnia mieli wrócić z kolejną porcją jabłek, ale w znacznie okrojonym składzie.
Gdy tylko wszyscy wyszli, Cas zamknął również ich namiot, zostawiwszy tylko niewielką szczelinę, przez którą wpadało światło księżyca. Nadal dawało się słyszeć skrzypce i wiolonczelę z zewnątrz. Cas ujął dłoń Deana i objął go w talii. Westchnął lekko i oparł się czołem o czoło mężczyzny.
- Wiem… - wymamrotał pod nosem - …to nie jest tak, jak powinno być. Powinniśmy być tam, na zewnątrz, tańcząc dumnie wraz z innymi parami… - uniósł głowę i uśmiechnął się delikatnie, ale uśmiech nie sięgał jego smutnych oczu. – Jestem dumny z tego, że cię kocham… nigdy w to nie wątp. Nie naraziłbym cię na niebezpieczeństwo z powodu mojej dumy, nieważne, jak bardzo boli mnie to, że muszę ukrywać swoją miłość do ciebie, kiedy jesteśmy w miejscu publicznym…
Poruszali się wokół po ubitej ziemi, nieco szorstkie ubrania Deana tarły o własne, lepsze stroje Castiela i Cas pomyślał, iż powinien kazać uszyć swemu kochankowi kilka porządniejszych sztuk odzieży. Dean zasługiwał w życiu na chociaż kilka lepszych rzeczy, a Cas mógł mu je zapewnić, nawet, jeśli z większym prawdopodobieństwem mężczyzna poprosiłby raczej o nowe siodło, nie zaś o ubrania dla siebie.
Cas ostrożnie ścisnął dłoń Deana; drugą trzymał mu na krzyżu i przyciskał go do siebie, gdy kołysali się do muzyki, zagubieni w swoim własnym świecie wewnątrz zaciemnionego namiotu, z dala od wścibskich oczu.
Dean czuł się dziwnie, poruszając się powoli wokół i przyciskając do kochanka, jednak nie dotykając go tak, jak tego potajemnie pragnął. Mimo to… nie było jednak tak źle… Cas wyglądał pięknie, słabe światło księżyca padało mu na skórę za każdym razem, gdy odwracali się we właściwą stronę, i sprawiało, że oczy lśniły mu niczym lapis lazuli. Dean przysunął się bliżej, ścisnął jego dłoń i łagodnie pogładził go po ramionach.
- Wiem – powiedział cicho, oblizując usta i patrząc Casowi w oczy. – To znaczy… wierzę w to, że mnie kochasz, i wiem, że nie jest łatwo… Nie jestem na ciebie zły, po prostu… zwyczajnie rozczarowany… tym wszystkim… tym, jak ten świat funkcjonuje, tym, jak musimy się nawzajem traktować publicznie tylko dlatego, ze ludzie by tego nie aprobowali. Nienawidzę tego, że musimy się ukrywać, gdy ja chciałbym wziąć cię za rękę i całować cię, gdy tylko byś tego potrzebował i gdy tylko bym chciał.
Dean umilkł znowu, odchrząknął i milcząco podziękował Bogu za ciemność, która idealnie kryła mu rumieniec na twarzy. Muzyka na zewnątrz powoli cichła, aż wreszcie umilkła całkiem, zastąpiona wiwatami tłumów. Zaczęła się kolejna piosenka, o nieco szybszym rytmie, o nieoczekiwanie Dean poczuł się dużo lżej. Uśmiechnął się, zmienił ich pozycje tak, że teraz to on prowadził, zakręcił Casem wokół i wyszczerzył się na widok jego zaskoczonej twarzy. Jeszcze parę razy tak zrobił, po czym postąpił krok naprzód, objął Casa i przechylił w tył, aż tamten zawisł w powietrzu, gapiąc się na niego szeroko otwartymi oczami.
- Nie sądziłeś, że Ellen umie tak tańczyć, co?
Kiedy Dean zmienił ich pozycje i zaczął prowadzić w tańcu, Cas w naturalny sposób się dostosował; odkrył, że dominacja między nimi zmieniała się płynnie, przesypywała niczym piasek w klepsydrze. Cas uśmiechnął się, kiedy Dean wygiął go w tył, i przywarł do niego, gdy mężczyzna przytrzymał go w tej pozycji.
- Ellen?! Ona nauczyła cię tak tańczyć?
Dean przyciągnął Casa z powrotem do pionu i w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko, a Cas mógł się tylko zaśmiać.
- Uważam, że innym razem będę musiał poprosić o pokaz…
Cas uśmiechnął się i przysunął bliżej do Deana, krok po kroku pchając go do tyłu, aż wreszcie przycisnął go do beczki i Dean utkwił pomiędzy. Uśmiechnął się ponownie i przymknął powieki, mierząc wzrokiem całe ciało Deana, podziwiając twarde ciało pod ubraniami; tunika była na tyle luźna, że zostawiała wiele miejsca dla wyobraźni.
Wyobraźnia Casa kazała mu przyciągnąć Deana do siebie i pożreć jego usta, więc poddał się jej sugestiom i pocałował Deana gorąco, swoimi wargami i językiem napotykając ich odpowiedniki u drugiego mężczyzny.
- Dean… zostań ze mną dziś w nocy…
Pozwoliwszy Casowi przycisnąć się półleżąco do beczki, Dean nie spieszył się z odpowiedzią na jego prośbę, namiętnie odwzajemniając pocałunek. Ich języki spotykały się wciąż od nowa, wreszcie obaj musieli się odsunąć, aby nabrać powietrza. Oblizał się i uśmiechnął do Castiela, a serce mu waliło.
- Oczywiście, mój kochany, co zechcesz – szepnął i przyciągnął Casa do siebie, po czym pocałował znowu, tym razem wolniej i łagodniej. Potem wyślizgnął się z jego objęć, szczerząc się z zadowoleniem, i podszedł do wejścia do namiotu. – Ale będziesz musiał poczekać, aż nie wrócimy do domu – dodał, mrugając do drugiego mężczyzny, po czym wyciągnął do niego rękę i wyszli razem na ulicę. Dołączyli do reszty swojej grupy na parkiecie, gdzie Dean zaprosił Joannę do tańca, zaś Anna wciągnęła do zabawy swego młodszego brata. Resztę wieczoru spędzili radośnie i beztrosko, a kiedy wrócili do powozów, byli niemal zbyt zmęczeni, by stabilnie trzymać wodze. Tym razem Dean i Cas zajęli miejsca z tyłu, pozwalając, by jeden ze służących pokierował końmi do domu, i wkrótce głowa Castiela osunęła się na bok, spoczywając na ramionach Deana. Dean nie obudził swego kochanka, dopóki nie dotarli do Milton Manor, i ostrożnie ułożył sobie mężczyznę w ramionach. Cas stęknął słabo, ale się nie obudził, nawet, gdy Dean zaniósł go w górę po schodach i złożył ostrożnie na jego własnym łóżku.
Pochyliwszy się nad jego ciałem, Dean zaczął go powoli rozbierać, podziwiając oszałamiającą urodę swego kochanka. Kiedy dotarł do spodni, musiał przełknąć gulę w gardle. Widok Castiela nagiego i spokojnie śpiącego, zarówno zapierał dech w piersiach, jak i sprawiał niepokój, jako że Dean stwierdził, iż był bardziej niż trochę podniecony obrazem Castiela pod sobą, bezradnego, uległego i zdanego na jego łaskę.
Cas przeciągnął się lekko, gdy Dean zdjął z niego ostatnią sztukę odzieży, wystawiając jego nagą skórę na ciepłe letnie powietrze. Poczuł dreszcze, co w całym ciele wywołało gęsią skórkę; skóra go piekła i w świetle księżyca Dean widział, jak każdy fragment skóry reagował, a potem się uspokajał.
Cas wymamrotał coś przez sen, jakiś miękki dźwięk, który zdecydowanie brzmiał jak imię Deana. Dean upuścił trzymany w ręku łaszek na podłogę i wspiął się na łóżko, wciąż całkowicie ubrany, po czym delikatnie pocałował kochanka. Ciało Casa zareagowało natychmiast, przesuwając się w stronę ciepła i dotyku, i mężczyzna powoli otwarł oczy.
- Dean… - wyskrzeczał Cas głosem ochrypłym od całodziennego gadania, śmiania się, śpiewania i wrzeszczenia. Na twarzy powoli pojawił mu się autentyczny uśmiech; przyglądał się pięknej piegowatej twarzy Deana, jego zielonym oczom i temu, jak światło księżyca lśniło mu na włosach, barwiąc je na złotomiedziany kolor.
- …Jesteśmy w domu? – Cas uniósł się na łokciach, rozejrzał się po swojej sypialni, a potem spojrzał w dół na swoje ciało. Swoje całkowicie nagie ciało. Cas zarumienił się, co kontrastowało z jego śnieżnobiałą skórą, i ponownie zerknął na Deana. – I… jestem nagi…
Nieoczekiwanie zaskoczony cichym głosem Castiela, Dean zamrugał i spojrzał na senną twarz kochanka.
- Tak, jesteśmy w domu – powiedział dziwnie chrapliwym głosem. Powiódł wzrokiem wzdłuż ciała Castiela, przez jego obojczyki, pierś i brzuch, po czym natychmiast wrócił na twarz i odwzajemnił jego trochę nierozumiejące spojrzenie. – A ty jesteś… zasnąłeś, a nie mogłeś spać w ubraniu, więc… rozebrałem cię…
Nie wiedział, czemu, ale ta sytuacja naprawdę go kłopotała. Nie było logicznego powodu po temu, by zachowywał się tak nieśmiało i powściągliwie, w końcu wcześniej uprawiali seks i nie było żadnego skrawka w ich ciałach, którego drugi by nie znał. Ale przyszpiliwszy Casa w dole w taki sposób Dean wzbudził w sobie całkiem nowe fantazje i niemal brutalnie musiał się powstrzymywać przed ich realizacją. – Powinienem… pójdę ci po piżamę… - powiedział wreszcie, siadając z powrotem i przygotowując się do zejścia z łóżka, by przynieść wspomniane rzeczy.
Cas szybko wyciągnął rękę i złapał Deana za nadgarstek, ciągnąc go lekko.
- Dean… nie idź… - wciągnął mężczyznę z powrotem na łóżko i spojrzał mu w oczy. - …Jaki sens w ubieraniu się? Wolałbym nie nosić żadnych, gdy jesteśmy sami… - Cas uśmiechnął się i był w tym uśmiechu maleńki ślad rozbawienia i żartu. Pociągnął Deana na siebie i jedną dłonią pogładził mu twarz, a drugą położył na karku. – W tej chwili uważam cię za nadmiernie ubranego… - posłał mu uśmieszek i pocałował go powoli i leniwie, płynnym ruchem unosząc ciało na spotkanie kochanka i w naturalny sposób łącząc się z nim biodrami. Ciepła letnia noc sprawiała, że temperatura idealnie nadawała się do spania nago, wystarczyło tylko cienkie prześcieradło do przykrycia się… piżama byłaby tylko kłopotem.
Dean podążył za ruchami Casa, pozwalając przyciągnąć się i pocałować z miłością. Oczywiście, że nie było potrzeba piżamy… Oddech Deana ustabilizował się, gdy wciąż się całowali, i mężczyzna pozwolił Casowi zacząć go powoli rozbierać, pozwolił mu wsunąć palce pod krawędź koszuli i pociągnąć, rozpinać guziki jeden po drugim, aż wreszcie kawałek materiału zwisał luźno wokół torsu Deana. Wciąż nad swoim kochankiem, Dean wysunął jedno kolano i włożył je między nogi Casa, rozsuwając je lekko i pocierając jego rosnącą erekcję.
- Boże, Cas… - wydyszał mu gorąco w szyję, liżąc ją i ssąc, aż wreszcie kochanek zaczął słabo kwilić. Uśmiechając się do siebie, Dean przygryzł ostrożnie zaczerwienione ciało, na co Cas wbił paznokcie w jego ramiona i przyciągnął go bliżej. – Chcę cię słyszeć, Cas… proszę, nie powstrzymuj się… - zakradł się ręką w dół ciała Casa, nie poświęcając jego torsowi zbytniej uwagi, i trafił prosto do jego lędźwi. Objął dłonią jego fiuta i zaczął go pocierać.
Cas wygiął się w łuk pod dotykiem Deana, automatycznie szukając silniejszego tarcia, pragnąc więcej tego, co Dean mógł mu dać. Zamknął oczy, gdy Dean powiódł mu ustami po szyi, gryząc ją i liżąc, a każde skubnięcie zębów posyłało ciarki przez ciało Castiela prosto do jego genitaliów.
Sapnął, gdy Dean chwycił jego fiuta, i twardniał coraz bardziej po każdym pociągnięciu dłoni kochanka.
- D-Dean… ach… - przez chwilę mamrotał coś niespójnie, sapiąc lekko i drżąc. Głowa opadła mu na łóżko i Cas uniósł ręce, by zdławić ciche dźwięki, jakie wyrywały mu się z ust. Wiedział, że naprawdę nie powinien zachowywać się głośno, ale nie mógł nic na to poradzić. Jednak opuścił je szybko, gdy przypomniał sobie, że Dean powiedział, iż chciał go usłyszeć. Oparł się na łokciach i patrzył, jak Dean swymi pełnymi odcisków palcami dotykał jego ciała, doprowadzając je do stanu pełnej gotowości. – Tak… tak dobrze, Dean… ty… twoja dłoń… proszę… sz-szybciej…
- Co zechcesz, kochany… - Dean nawet nie próbował czegokolwiek spowalniać czy odwlekać. Ciaśniej objął erekcję Castiela i zaczął szybciej ruszać dłonią, co jakiś czas ją ściskając i ścierając kciukiem wilgoć już pokrywającą czubek. – Wyglądasz idealnie… Boże, cały dzień wyglądałeś idealnie… Pragnąłem cię od chwili, kiedy rano wyjechaliśmy… - klucha z gardła zniknęła, ale sprawiła, że brzmiał chrapliwie i szorstko, prawie tak, jak Castiel. Czując na sobie wzrok Castiela, obserwującego, jak on sprawiał mu przyjemność, poczuł się podniecony i pobudzony, nie zaś zawstydzony. – Muszę zobaczyć, jak dochodzisz, kochany…
Zabiegi Deana, jego dłoń dotykająca mu ciała i jego oczy błądzące mu po ciele, wszystko to sprawiło, że Castiel czuł się jak jakiś klejnot koronny, pasujący do księcia. I przypuszczał, że Dean był księciem, nawet, jeśli urodził się w rodzinie z niższej klasy i sprzątał w dzieciństwie stajnie, zamiast jeździć na kucyku. I nawet teraz wciąż zarabiał na życie pracą zamiast rozkazywać innym tak, jak Cas.
Ale było coś w sposobie, w jaki Dean stał, prosto i z uniesioną głową, gdziekolwiek by nie poszedł, co dawało Casowi wrażenie królewskości. Pomagało też to, że Dean był naprawdę piękny, miał pełne usta i prosty nos, a rzęsy dłuższe, niż Cas kiedykolwiek widział u kobiety.
Te myśli przebiegły mu głowę, gdy Cas patrzył, jak Dean na niego patrzył, i z zaskoczeniem stwierdził, że zaraz dojdzie, z trudem mając czas, by ostrzec Deana.
- O, Boże, Dean… Tak, tak, taaak…
Rzucił biodrami w pięść Deana jeszcze kilka razy, po czym brzuch ścisnął mu się mocno, a uda zadrżały, gdy orgazm falami przebiegł jego ciało. Oczy uciekły mu w tył głowy, a z ust dobiegło zdyszane „Dean!”
Dean z uśmiechem odsunął dłoń, w roztargnieniu gładząc nią Castiela po brzuchu, po czym zsunął się w dół i wytarł go własną koszulą, którą potem rzucił na podłogę. Podpełznąwszy z powrotem w górę objął twarz Castiela i pocałował go słodko i kojąco, wiedząc, że mężczyzna nadal dochodził do siebie.
- To było… piękne – szepnął pomiędzy pocałunkami, uśmiechając się w usta Casa i gładząc mu policzki.
Wreszcie opadł na materac obok kochanka, przerzucił ramię przez jego wciąż drżące ciało i objął go, podczas gdy Cas na zmianę koncentrował się na oddychaniu i odwzajemnianiu pocałunków. Kiedy otwarł oczy, wyglądały na szkliste i przez chwilę Dean zmartwił się, czy tamten zamierzał płakać i czy on przypadkiem nie zrobił czegoś złego. Ale wtedy Cas pocałował go znowu i odwzajemnił uśmiech, a Dean zapomniał o swych wątpliwościach. Leżenie tu z Casem po pełnym zabawy dniu poza domem, spędzanie czasu z nim i rodziną oraz kolegami było bliskie doskonałości i w tej chwili Dean czuł się absolutnie szczęśliwy i zadowolony. Cas leżał bezwładnie w jego ramionach i gdy Dean pogładził go miękko po policzku, powieki mężczyzny ledwo zatrzepotały.
- Śpimy? – szepnął Dean w jego ciepłą szyję, po czym łagodnie skubnął mu ucho i zachichotał słysząc na pół zainteresowane, na pół zmęczone stęknięcie Casa. – Zatem sen. Dobranoc, mój kochany, i miłych snów…
Dean odchylił się, kładąc głowę na poduszce obok Casa, i wolną dłonią naciągnął na nich cienkie prześcieradło. Potem przytulił się do kochanka. Cas zasnął w mgnieniu oka, a Dean spędził resztę przytomnego czasu obserwując go we śnie, słuchając jego oddechu i dziękując Bogu za to, że go miał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|