|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 22:00, 02 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Nie wspomniałam poprzednio, ale na książkową wersję PP reflektuję :) Ach, jaka by to była frajda móc to przetłumaczyć! I jakie wyzwanie! Nie wiesz może, jakie zmiany się tam szykują? Oprócz zapewne imion głównych bohaterów?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pią 22:12, 02 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Robota jeszczse większa niż z MT XD Ale fakty, byłoby fantastycznie :3
Z tego co wiem, ma zmienić/rozwinąć pewne wątki, zmienić postacie, zmniejszyć ilość seksu ^^; Trochę pozmienia, żeby odróżnić jednak jedną wersję od drugiej ^^; jestem cholernie ciekawa. I przed lekturą wersji książkowej chyba przeczytam jeszcze raz fika, żeby móc na świeżo porównać zmiany :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 22:30, 02 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Zmniejszyć ilość seksu? Na taką ilość tekstu wcale nie było go za dużo (w tej sprawie powinna się skonsultować z autorkami MT :]]]). I ciekawa jestem, jak wypadnie ta zmiana :)
Ciekawe, co porabia Lin... Jakoś ostatnio ucichła, może wreszcie remont przeprowadza???
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pią 22:31, 02 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pią 22:40, 02 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Wiem, seksu jest niewiele i jest boski, szkoda go ucinać. Tłumaczyła się z tego autorka, ale już nie pamiętam, co mówiła dokładnie ^^; Ach, scena końcowa była po prostu boska :3
Nie mogę się też doczekać ilustracji do PP. Mają być, jezusie, to ma być książka z ilustracjami @_@
Linek mówiła coś o weselu, prawda? Może ją pochłonęło? ^^; i upał, i zmiana leków? ^^; ale fakt, cicho potwornie ^^;
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 23:01, 02 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Mrrau, książka z ilustracjami będzie piękna :)
To w Polsce nadal upały? Tu niby zimno nie jest, ale dziś na zmianę słońce i deszcz. Upały mają wrócić później w sierpniu.
Może faktycznie wesele... Chyba nawet jutro, jeśli pamiętam.
Antique, przylatuję do Polski 13 września, 14 są chrzciny mojej siostrzenicy, a potem będę wolna. Może by tak umówić wstępnie termin spotkania???
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:33, 03 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Okej, oto obiecana wrzuta - rozdziały 10 i 11. Planuję jeszcze dwie - jedną z rozdziałem 12, a potem drugą z pozostałymi. Dalsze ficzki camui i dream będę zaś zainteresowanym wysyłać na maila. Nie zamierzam ich nigdzie publikować, włączając w to mojego bloga. Jeśli ktoś chce je dostawać, proszę o kontakt na PW.
A tutaj mały bonusik - dla tych, co czytali OUR BODIES, POSSESSED BY LIGHT, prezentuję linka z wariacją na temat, czyli co by było, gdyby Dean przespał się z Casem w ciele Sama.
[link widoczny dla zalogowanych]
Wracamy do dzisiejszej wrzuty :) Smacznego :D
Rozdział 10
Dean obudził się niechętnie, desperacko przywierając do ciepłego ciała, wreszcie zamrugał i całkowicie odpędził od siebie senność.
- Mmm… - tylko tyle na razie z siebie wydusił, przeciągając się i ziewając, po czym szturchnął Castiela w bok, kiedy ten zachichotał na ten słodki widok.
Cas pomógł mu wstać i złapał go, kiedy Dean się zachwiał, a potem przytrzymał na chwilę, całując go łagodnie. Dean uparł się, by Castiel pierwszy wszedł do wanny, zanurzył gąbkę głęboko w wodzie i przesunął nią po ramionach i plecach mężczyzny. Woda była letnia, ale nie najprzyjemniejsza, więc nie spędzili zbyt wiele czasu na wzajemnym myciu się; kolej Castiela nadeszła, gdy już był czysty i spowity w biały szlafrok. Ciężko było sobie odpuścić, ale Dean musiał zejść na dół, do kwater służby, i przebrać się, Castiel zresztą również potrzebował trochę czasu, by się ubrać. Przystanęli w drzwiach sypialni Casa, Dean objął kochanka i, pochyliwszy głowę, pocałował go łapczywie. Kto mógł wiedzieć, jak długo przyjdzie im czekać na następne takie spotkanie? Nie mógł znieść myśli o byciu z Casem, ale bez możliwości dotykania go, obejmowania go, nie umiał sobie nawet wyobrazić tego, jak był w stanie znosić to wcześniej.
- Będę za tobą tęsknił – powiedział z ręką na klamce i ostatni raz pocałował Casa w usta. – Kocham cię.
Po czym odwrócił się, wyślizgnął na zewnątrz i pospieszył w dół korytarzem; rozdarte ubrania prowizorycznie otulały mu ciało.
Cas oparł się o drzwi i patrzył, jak mężczyzna, z którym, jak już wiedział, chciał być na zawsze, udał się korytarzem i schodami w dół, znikając mu z pola widzenia. Parsknął cicho śmiechem i przetarł sobie dłońmi twarz, nie umiejąc powstrzymać beztroskiego uśmiechu, jaki pojawił mu się na ustach.
Dean go kochał. Naprawdę go kochał, po wszystkim, co zrobił i powiedział, i jaki był od czasu, gdy wrócił do domu. Cas w żaden sposób nie zasługiwał na miłość Deana, ale byłby cholernym głupcem, gdyby jej nie przyjął i nie cenił każdego dnia od teraz aż do śmierci. I właśnie to zamierzał robić.
Zamierzał powiedzieć ojcu i przyjąć spodziewane wydziedziczenie, ponieważ Dean znaczył dla niego więcej, niż jakakolwiek fałszywa rodzinna więź, jaka zdaniem ojca istniała między nimi. Dean był dla niego ważniejszy niż ktokolwiek inny w całym życiu, i Cas nie zamierzał dopuścić, by coś jeszcze raz weszło im w drogę. Musiał jednak porozmawiać z Anną… nie powinna się tego dowiadywać od kogoś innego.
Cas założył czyste ubranie i z pomocą kuli zrobionej przez jednego ze zdolniejszych służących pokuśtykał schodami do foyer w samą porę, aby spotkać się z posłańcem. Chłopiec przyjechał z najbliższego dużego miasta z listem, który został wysłany przez jego ojca miesiąc wcześniej. List był krótki i prosty.
Castiel,
Zostaję w Nowym Jorku dłużej, niż przewidywałem. Dbaj o posiadłość. Wrócę przed mrozami.
Z poważaniem,
Pan Milton
W tej chwili w Castielu krążyły sprzeczne uczucia. Złość na ojca za to, że tak beztrosko zrzucił odpowiedzialność za dwór na barki najmłodszego syna, bez żadnego względu na jego własne plany i ambicje; pogarda do ojca, który list do syna podpisał „Pan Milton”, choć, szczerze mówiąc, Cas wiedział, że powinien był już do tego przywyknąć. A wreszcie podniecenie. Jego ojca miało nie być przez jeszcze przynajmniej 4 miesiące. Cztery miesiące, w czasie których jeszcze tyle można było zrobić na terenie posiadłości. Tak wiele, by uczynić lepszym życie ludzi, do których tak się już przywiązał.
Dean nie miał pokoju dla siebie na długo, Sam szurając wszedł do środka zaledwie pół godziny później. Miał brudne, pozacinane ręce, ale zadowolenie lśniło mu na twarzy. Żartował sobie ze starszego brata na temat tego, co tamten przegapił, i jakie to musiało być nudne – zostać w domu i niańczyć chorego pana. Dean musiał się zmusić do tego, aby się uśmiechnąć, nie zaś zacząć śmiać na głos. Zazwyczaj nie był wielkim fanem przeznaczenia i podobnych temu bzdur – ale gdyby Cas nie skręcił sobie kostki, to kto wie, jak długo jeszcze krążyliby wokół siebie, jak dużo czasu by im zajęło, zanim by wreszcie znaleźli się na osobności i przezwyciężyli swe obawy, wyznając sobie swoje uczucia. Tego wieczoru Dean nie mówił zbyt wiele, udając zmęczenie po całodziennej opiece nad młodym panem, i był wdzięczny za własne zmęczenie Sama. Kiedy jego młodszy brat już spał, Dean wciąż leżał przytomny, gapił się na sufit i wracał myślami do Casa… swojego Casa…
Tak, jak Dean się obawiał, następny tydzień przeszedł nie dając im obu wielu okazji do spotkania. Od czasu tamtej sesji pieszczot pocałowali się tylko raz i pospiesznie, kiedy pokojówka na chwilę opuściła pokój, aby przygotować herbatę i wpuścić tam lekarza rodziny. Dean pochylił się nad kanapą, przywierając ustami do czoła Casa, nasady nosa i potem do ust, mrucząc miękko pod wpływem dotyku, którego obaj najwyraźniej byli spragnieni. Za szybko dało się słyszeć kroki i Dean odsunął się, z niechęcią opuszczając pokój.
Minęło kolejne pół tygodnia, zanim kostka Casa wreszcie się zagoiła i zanim mężczyzna dołączył do służących w trakcie ich prac wokół dworu. Było późne, słoneczne popołudnie, kiedy Dean wszedł do kuchni, gdzie Cas stał obok Ellen i uważnie obserwował ją przygotowującą obiad. Dean odchrząknął, na co oboje odwrócili się i uśmiechnęli do niego.
- Ca… Proszę pana, muszę z panem pomówić… - zaczął, trochę niezręcznie stanąwszy w drzwiach. Zanim jednak Cas zdążył zareagować, Ellen odłożyła swe kuchenne narzędzia i obróciła się.
- Muszę iść naciąć trochę ziół – ogłosiła i bez dalszego gadania wyszła z kuchni.
Dean oblizał się nerwowo i zaczekał, aż nie mogli jej już dłużej słyszeć. Odchrząknął ponownie i zwrócił się twarzą do Castiela.
- Hej… - podszedł bliżej, złapał Casa za rękę leżącą na kuchennym stole i ścisnął delikatnie. Wiedział, że nie mieli za dużo czasu, a nie chciał czynić sytuacji jeszcze bardziej niezręczną, więc nie pocałował Casa jeszcze raz. – Jutro zamierzam naprawić płot po zachodniej stronie posiadłości… i tak sobie myślałem… może przydałaby mi się pomoc…?
Cas odwzajemnił uścisk Deana, czując ból w piersi, bo nie mógł go jeszcze otwarcie widywać. Wiedział, że dla nich obu było to wielkie ryzyko, jako że nie każdy zaakceptowałby ich miłość – niektórzy ze służących mogli odejść, woląc to niż mieć homoseksualnego pracodawcę. Annie też jeszcze nie powiedział, ale zbierał się na odwagę. Zorientował się, że Ellen wiedziała lub przynajmniej coś podejrzewała, po tym, jak uśmiechała się do niego, gdy tylko Dean był w pobliżu, i po tym, jak jej wzrok strzelał od jednego do drugiego, gdy znajdowali się w tym samym miejscu, ale nie blisko siebie, jakby mogła ich przyłapać na kontakcie wzrokowym lub posyłaniu sobie całusów czy innych podobnych bzdurach.
Cas z lekkim uśmiechem pokiwał głową, gładząc kciukiem wierzch dłoni Deana.
- Z przyjemnością – pochylił się i szybko pocałował mężczyznę w policzek, po czym puścił jego dłoń, ponieważ właśnie wróciła Ellen, ciągnąc za sobą Annę.
- Witajcie, Castiel, Dean, tak się zastanawiałam… nie powinniśmy może rozważyć podróży do miasta teraz, kiedy pogoda dopisuje?
Cas odwrócił się i posłał Annie miękki uśmiech, a pomysł rozpalił mu coś w głowie.
- Anno, to jest doskonały pomysł. W przyszłym miesiącu pojedziemy do miasta po zapasy i uważam, że byłaby to dobra okazja, aby wszyscy nacieszyli się jarmarkiem…
Latem zawsze odbywał się jarmark w hrabstwie, który trwał dwa tygodnie, kiedy było wystarczająco ciepło, a owoców było w bród. Sprzedawano tam ciasta, słodycze i mięso, razem ze zwojami tkanin, nowymi urządzeniami elektrycznymi i lekarstwami na wszelkie dolegliwości i choroby. Przeprowadzano konkurs hafciarski i w jedzeniu na czas, ludzie w każdym wieku tańczyli do muzyki na żywo. Anna uśmiechnęła się i praktycznie wypadła z kuchni, już obmyślając wzór nowej sukni, jaką zamierzała uszyć specjalnie na tę wyprawę. Ellen poklepała Casa po ramieniu i uśmiechnęła się, kiwając głową w uznaniu dla tego pomysłu.
Dean obserwował tę scenę, opierając się o blat kuchenny i w milczeniu uśmiechając na widok euforii rodzeństwa. Naprawdę radował się tym, jak w ciągu ostatnich miesięcy wszystko się pozmieniało, ponieważ już od lat nie uczestniczył w miłej wyprawie do miasta i nie mógł się tego doczekać. Choć bardzo chciał, ostatnimi czasy nie mógł za bardzo zostawać z Anną w tym samym pomieszczeniu, więc odepchnął się od lady i poszedł do drzwi.
- Proszę pana, będę na pana jutro czekał ok. 4 po południu – powiedział i skinął Castielowi głową, posłał mu niewinny uśmiech i wyszedł z kuchni.
Następnego dnia praca szła dobrze i łatwo, zupełnie jakby wszyscy chcieli ją głównemu stajennemu uprzyjemnić tak, jak tylko mogli. O 15.45 Dean osiodłał dwa konie, spakował narzędzia i upchnął je w jukach. Ujrzał, jak Cas zmierzał tam wąską ścieżką w dół, ale udał, że go nie zauważył, dopinając uprzęż wokół ciała Diamenta, i podniósł głowę dopiero wtedy, kiedy usłyszał kroki na żwirze za sobą.
- Dzień dobry – przywitał się, z przyzwyczajenia zachowując się formalnie, nawet, jeśli byli sami. - …um… gotowy?
Kiedy tylko Cas ujrzał solidną postać Deana, serce mu stanęło i praktycznie przebiegł ostatnie parę metrów w cień stodoły. Wyszczerzył się do Deana; włosy miał rozczochrane, ponieważ wcześniej pomagał wietrzyć dywany i trzepał je. Podszedł bliżej do Deana i zwyczajnie musnął mu dłoń palcami, przejmując od niego wodze Diamenta.
- Gotowy – Cas uśmiechnął się jeszcze raz, po czym włożył nogę w strzemię i stęknąwszy lekko poderwał się z ziemi, po czym z wdziękiem usiadł w siodle. Wyjechali w stronę zachodniego krańca posiadłości, najpierw lekko truchtając, ale potem w Diamenta coś wstąpiło i koń wystrzelił jak pocisk, najpierw cwałem, a potem pełnym galopem po ścieżce w lesie. Castiel śmiał się jak szaleniec i trzymał go z całych sił.
Przejażdżka trwała krótko, ponieważ gdy wyszli z lasu na polanę na dalszym końcu, Diament wyhamował i zwolnił do spaceru, potrząsając głową, jakby był z siebie dumny. Cas łagodnie poklepał konia po szyi, zachichotał do siebie i odwrócił się przez ramię chcąc sprawdzić, czy Dean dotrzymał tego wariackiego tempa.
Dean podążył za nimi nieco wolniej, pozwalając, by Diament i Cas mieli frajdę, zaś on zadbał o to, by narzędzia się zbytnio nie pomieszały. Dojechali do pierwszej części przewróconego płotu i zsiedli z koni, przywiązując cugle do drzewa w pobliskim lesie. Dean zdjął sakwy ze swojego konia, zaniósł je w pobliże płotu i zaczął wybierać narzędzia, wręczając Casowi pudło gwoździ i młotek.
Pomimo faktu, że wreszcie znowu byli sami i Dean miał wrażenie, że nie dałby rady skupić się choćby o sekundę dłużej, to jakoś mu się to udało. Na zmiany trzymali deski i przybijali je z powrotem do płotu, a kiedy już skończyli naprawiać jakieś 60 stóp, słońce stało już nisko i rzucało na krajobraz długie cienie.
Dean przykląkł i pogrzebał w torbie, wyjął z niej butelkę wody, podał ją Casowi i obserwował z uśmiechem na twarzy, gdy tamten pił.
- Myślę, że na dzisiaj już wystarczy – powiedział, gdy Cas oddał mu butelkę, i podniósł ją do swoich ust, by zrobić kilka niewielkich łyków.
Cas uśmiechnął się i wytarł usta dłonią, zanim sięgnął przez głowę i swobodnie ściągnął z siebie koszulę; luźna bawełna była przesiąknięta potem. Wytarł sobie nią czoło, po czym przewiesił przez ramię.
- Jest nieznośnie gorąco! – westchnął i zaczął zbierać narzędzia, by potem odłożyć je do juków, rozmyślając nad czymś. – Dean… dziękuję ci za dzisiejszą pracę – odezwał się cicho. – Jestem pewien, że płot wytrzyma przez wiele lat – obejrzał się przez ramię i spojrzał na Deana, a potem odchrząknął i znowu odwrócił wzrok, spoglądając na horyzont, gdzie słońce właśnie zaczęło zachodzić. – Jeszcze nie mam ochoty wracać do dworu…
Dean przełknął z wysiłkiem, kiedy Castel zdjął sobie koszulę przez głowę, niezdolny odwrócić oczu od widoku tego szczupłego, spoconego ciała. Przypomniał sobie ich pierwszy prawdziwy pocałunek, to, jak namiętnie się kochali, i poczuł rumieniec na policzkach. W gardle mu potwornie zaschło, a kiedy Cas obejrzał się na niego, niemal stanęło mu serce.
- Nie… - powiedział powoli, przeciągając słowo, jakby miało przynajmniej trzy sylaby – nie, powinniśmy… powinniśmy zostać trochę dłużej…
Jego stopy ruszyły prawie same z siebie, przemierzając dystans między nimi, aż wreszcie Dean stał na prawo od Castiela. Położył mu dłonie na ramionach, rysując mu łagodnie kciukami kółka na nagiej skórze. Potem pchnął go w dół, ostrożnie, ale z determinacją, przez co Cas usiadł po turecku na ziemi, gapiąc się na niego w zadziwieniu. Dean obserwował go z góry, przyglądając się jego szczupłej postaci, a następnie zdjął swoją koszulę, naśladując ruchy Castiela, i opadł na niego, otaczając mu biodra nogami.
- Tęskniłem za tobą – szepnął tuż przedtem, zanim jego usta dotknęły ust Casa w delikatnym, czułym pocałunku.
Cas objął Deana w talii, przyciskając go do swej spoconej piersi.
- Ja za tobą też, Dean… - westchnął i oparł się czołem o jego czoło, przez chwilę oddychając razem z nim i leniwie głaszcząc mężczyznę po plecach. – Wiesz może, czy sadzawka wciąż tu jest? A może wyschła? – spojrzał na Deana, uśmiechając się powoli, a w oczach miał rozbawienie. Cas pamiętał, jak ostatnio tam pływali, jak jemu stanął i jak próbował to niepewnie ukryć po prostu nie wychodząc z lodowatej wody, dopóki mu nie przeszło. Być trzynastolatkiem zakochanym w najlepszym przyjacielu i pływającym z nim nago dawało takie efekty.
Dean oblizał się, próbując się skupić na pytaniu Castiela, zamiast na jego lędźwiach napierających na jego własne.
- Uch… tak… tak, ona wciąż tam jest – powiedział ruszając się nieco, zdejmując nogi z talii Casa i zamiast tego klękając nad nim. – Chcesz tam iść?
Uśmiechnął się na widok tego, z jaką gorliwością Castiel potaknął, i pochylił się, całując go znowu, szybko, zaledwie cmokając. Odchylił się i wstał, po czym podał rękę Casowi. Sadzawka znajdowała się niedaleko od nich, więc zostawili narzędzia i konie tam, gdzie stały, udając się w głąb lasu. O tej porze dnia było tam magicznie. Słońce już zaszło i niebo miało ciemnofioletowy kolor, pełen pomarańczowych i czerwonych zacieków; na horyzoncie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Dean prowadził, ponieważ znał to miejsce jak własną kieszeń, i wkrótce dotarli do niewielkiej sadzawki. Świetliki rozjaśniały otaczającą ich nieprzeniknioną ciemność i Dean poczuł się tu bardziej bezpiecznie i jak w domu, niż przez całe życie.
Nie spuszczając wzroku z Castiela sięgnął do jego spodni, rozpiął guziki i powoli zsunął je w dół, dotykając każdego cala świeżo odsłoniętej, nagiej skóry.
Castiel zadrżał, gdy Dean go rozebrał, czując się trochę jak książę, którego służący traktował z najwyższą ostrożnością. Było to miłe, ale jednocześnie zasmucające. Dean nie powinien go tak traktować… powinni być sobie we wszystkim równi, niezależnie od pozycji Castiela. Cas lekko złapał Deana za nadgarstki i podciągnął z powrotem na nogi, ponieważ mężczyzna ukląkł po tym, jak ściągnął mu spodnie w dół.
- Dean… chcę, żebyś… gdy jesteśmy sami, musisz mnie traktować tak jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi… Nie lubię tego wrażenia… jakie odbieram. Nie jestem twoim panem… jestem twoim przyjacielem… i twoim kochankiem – pogładził Deana po policzkach, wodząc kciukami po jego pięknych rysach, potem wsunął dłonie w jego włosy i lekko pociągnął, tak że Dean nachylił głowę w jego stronę. – Obiecasz mi? – swymi aż nazbyt niebieskimi oczami szukał zielonych oczu Deana; światło pochodzące z ledwie widocznego słońca i wschodzącego księżyca wystarczyło na to, aby wciąż mogli się widzieć.
Pozwolił, by Cas podciągnął go w górę, odwzajemniając jego spojrzenie poważnym, jakby smutnym wzrokiem. To nie podlegało dyskusji, oczywiście, że Dean zrobiłby wszystko, aby uszczęśliwić Casa. Skinął potwierdzająco głową i przeniósł ręce z bioder Castiela do jego twarzy.
- Spróbuję – powiedział cicho, muskając oddechem jego policzki. Oparli się o siebie czołami i zostali tak przez chwilę. Ręce Deana powędrowały w dół po łopatkach Casa, jego plecach i biodrach, wreszcie objęły mu pośladki. - Nie chcesz naprawdę powrotu do tego, jak zachowywaliśmy się jako dzieci, prawda? – zapytał już nieco lżejszym tonem, w którym pobrzmiewała lekka kpina. – Bo od teraz oznaczałoby to jedynie przytulanie – zachichotał słysząc zszokowane parsknięcie Castiela i przysunął się bliżej, ocierając się twarzą o jego szyję. – Z drugiej strony… - szeptał, wyciskając na ciepłej skórze lekkie pocałunki i czując, jak Cas napiął się pod wpływem tych delikatnych pieszczot - …wiem, że to już jest aż nazbyt niewłaściwe, ale… pragnąłem cię nawet wtedy, gdy byliśmy dziećmi… - odsunął się trochę, patrząc na Castiela przymkniętymi oczami i upewniając się, że mężczyzna na niego patrzył, podczas gdy on powoli rozpiął swoje spodnie, pozwalając, by tkanina sama zsunęła się w dół, i wyszedł z nich. Ponownie podszedł bliżej, przycisnął Casa plecami do jednego z otaczających ich drzew, wsunął kolano między jego nogi i rozsunął je ostrożnie, po czym zaczął się ocierać o cienką tkaninę jego bielizny. – Tyle razy chciałem cię pocałować – ciągnął dalej, schylając się nieznacznie, by całować Castiela po gardle; ssał leciutko, ale nie zostawiał śladów. Potem zszedł jeszcze niżej, aż do obojczyków. – Bałem się jednak, że cię stracę… Bałem się, że… to… zrujnowałoby naszą przyjaźń…
Castielowi zaczął się rwać oddech i mężczyzna jęknął słabo, gdy Dean wsunął nogę pomiędzy jego uda.
- N.. nie… Niczego byś nie zrujnował… ja… czułem to samo… czuję to samo… - zadrżał pod wpływem zabiegów Deana, ale objął twarz mężczyzny i zmusił go do ponownego spojrzenia mu w oczy, przymykając swoje. Odezwał się miękko, niemal szeptem, wiedząc, że to, co miał do powiedzenia, prawdopodobnie nie było czymś, do czego przyznałaby się większość ludzi. – Pamiętam pierwszy raz, kiedy się dotknąłem i kiedy stało się to więcej niż po prostu przyjemne… pierwszego orgazmu doświadczyłem wspominając, jak siłowaliśmy się tutaj, na piasku – przygryzł sobie wargę i zachichotał, spoglądając w dół na rosnącą twardość pod bielizną. – Najwyraźniej… to wspomnienie wciąż ma na mnie wpływ… choć przypuszczam, że teraz jest lepiej, bo mogę myśleć o tobie w taki sposób… - Cas przesunął dłońmi po piersi Deana i poczuł dreszcz na widok pięknych mięśni, jakie tam znalazł. Palce przeskakiwały po nich, jakby schodząc po schodach, po jednym na raz.
Słysząc, jak Cas mówił niskim, szorstkim głosem, Dean niemal miał dość. Poczuł jego palce przesuwające się w dół po jego ciele i zadrżał pod wpływem tego miękkiego, ale intymnego dotyku, próbując sobie przypomnieć to, o czym mówił Cas.
- Mmm… to.. to jest… naprawdę fascynujące – zdołał powiedzieć i oblizał się, po czym złapał Casa za nadgarstek, unieruchamiając mu dłoń tam, gdzie pokrywała mu lewą pierś – ale sądzę… że ty i ja musimy sobie sprawić trochę nowych wspomnień… jak uważasz?
Uśmiechnął się zadziornie do Casa, złapał zębami jego dolną wargę i skubnął delikatnie, po czym uwolnił ją i polizał napuchnięte, czerwone miejsce. Pozwolił swoim słowom wisieć nad nimi jeszcze kilka chwil, czując, jak Cas przysuwał się bliżej, gorąco oddychając mu na skórę. Odsunął się zbyt szybko, aby Cas zdołał zareagować, chichocząc na widok zaskoczenia na twarzy mężczyzny, po czym odwrócił się, pobiegł w stronę sadzawki i skoczył na główkę do wody. Zanurkował kilka stóp, a potem wypłynął na powierzchnię, śmiejąc się bulgocząco.
- Chyba musisz mnie teraz złapać – krzyknął w stronę zarysu postaci Casa, wciąż stojącego na brzegu i wyraźnie w najwyższym stopniu zszokowanego nagłą zmianą Deana.
Cas gapił się na Deana, jego niespodziewany odwrót w rzeczy samej unieruchomił go w szoku. Jednak po chwili na jego twarzy powoli pojawił się uśmiech i Cas zachichotał. Podreptał za Deanem do wody, drżąc, gdy zimna ciecz polizała mu nogi. Ale uczucie było wspaniałe i wkrótce Cas popłynął w stronę Deana; powolne ruchy nóg i rąk pchały go do przodu. Nie spieszyło mu się, chciał się tylko rozkoszować tymi ulotnymi chwilami intymności.
- Wcześniej dzisiaj zastanawiałem się nad czymś… byłbyś chętny odbudować kratę przed domem? Myślę, że się rozpada… drewno jest słabe… - zatrzymał się o kilka stóp przed Deanem i przebrodził przez wodę, uśmiechając się do Deana, podczas gdy tylko woda wystawała mu ponad powierzchnię. – Uważam, że powinniśmy zrobić kratę, która mogłaby wytrzymać o wiele większy… wywierany na nią nacisk.
Woda była wspaniała. Całe ciało drżało Deanowi z zimna, ale zamiast tęsknić do chwili, w której mógłby wreszcie uciec lodowatym falom, Dean cenił tę chwilę, cieszył się ukłuciami chłodu na skórze. Odsunął się, by popłynąć na plecach, i wciąż patrzył na Castiela, uśmiechając się lekko.
- Planujesz coś? – zapytał, chociaż wiedział bardzo dobrze, do czego odnosił się Cas.
Zderzył się plecami z pniem przewróconego drzewa, z jego mokrą, gąbczastą korą i pisnął niegodnie, na co Cas zacharczał ze śmiechu. Dean stęknął i uniósł rękę, by chlapnąć wodą w jego stronę. I nagle, w tej właśnie chwili, naprawdę było tak, jak w dzieciństwie. Byli tylko Dean i Cas i stara, błotnista sadzawka, prawdopodobnie pełna śliskich żab i węgorzy i masy innych obrzydliwych rzeczy. Nie przejmowali się tym wszystkim tak bardzo jak wtedy, gdy mieli po 8 i 9 lat i konkurowali ze sobą w skokach d wody lub wciągali się nawzajem pod powierzchnię tylko po to, by potem pluć brudną cieczą na drugiego. Kiedy obaj odzyskali oddech, Dean wyciągnął rękę, objął nią szyję kochanka i przyciągnął go do siebie, całując go zachłannie. Dotknęli się językami i niższy mężczyzna jęknął cicho.
Cas wiedział, że kochał Deana całym sobą… ale gdyby już tego nie wiedział, to ta chwila udowodniłaby mu to po raz kolejny. Czuł się tak, jakby zakochiwał się w Deanie za każdym razem, gdy go widział, serce mu stawało, a pierś się ściskała za każdym razem, gdy się rozdzielali. Dean wydobył z niego uczucia, które były powściągane i odsuwane na bok, zamknięte na klucz, jako że jak dotąd uchodziły za nieodpowiednie według każdej osoby z autorytetem w jego życiu… poza Ellen, Johnem i Robertem. Wszyscy inni uczyli go, że miłość czyniła człowieka słabym, zaś miłość homoseksualna – grzesznikiem.
Jak coś, co wydawało się takie właściwe, mogło być jednak złe? Jak coś, od czego jego serce wzlatywało, a ciało drżało, mogło uchodzić za grzech w oczach Boga? Castiel otrząsnął się z tych myśli i objął kochanka, przyciskając go do siebie pierś w pierś, po czym pocałował, wzdychając.
- Tak… skoro o planowaniu mowa… nie chcę już spędzać nocy w samotności… do diabła z konsekwencjami, Dean, ja cię potrzebuję.
Po tych słowach Deanowi strasznie zaschło w ustach i cieszył się, że Cas wykorzystał jego milczenie jako okazję, by pocałować go jeszcze głębiej; ich języki tańczyły ze sobą gwałtownie. Dean wiedział, jak ryzykowny ich związek – a odnoszenie się do tego w taki sposób, choćby tylko w myślach, sprawiało, że czuł się, jakby mógł latać – był dla nich obu. Ojciec Castiela był okrutnym człowiekiem i Dean był pewien, że nie tolerowałby on związku syna z kimś ze służby, na dobitkę z mężczyzną. Ale w tej chwili te myśli bardzo straciły na znaczeniu, kiedy Cas przysunął się bliżej i przynaglił Deana, by ten popłynął do tyłu; wreszcie uderzył plecami o brzeg sadzawki i poczuł pod stopami stabilny, choć śliski grunt. Dean wolnymi już ramionami objął plecy Casa, przyciągnął go bliżej i naparł biodrami na jego biodra, ocierając się o niego i jęcząc cicho pod wpływem doznań mrowiących mu w ciele. Zadziwiające, w jak szybkim tempie temperatura ciała podskoczyła mu z bliskiej zamrożenia do niemal wrzenia pod wpływem dotyku ciała mężczyzny, którego kochał, a który był tak blisko, jego dłonie były wszędzie, dotykały, czuły, pieściły. Dean odrzucił głowę do tyłu, odsłaniając Castielowi gardło, i jednocześnie wsunął dłoń w jego bieliznę. Złapał go za fiuta i zaczął go delikatnie, jednak zdecydowanie pocierać.
Nieoczekiwanie stanowczy chwyt na fiucie posłał wstrząs rozkoszy przez Casa i mężczyzna krzyknął, po czym przyssał się Deanowi do szyi, szybko wywołując na niej malinki. Cas pragnął, by Dean należał do niego duszą i ciałem, chciał wiedzieć, że wszyscy inni na świecie wiedzieli, że Dean był jego i że się tym cieszył.
Tak miało być. Cas wiedział, że życie, które na nich czekało, nie będzie należało do łatwych, i choć na myśl o tym skręcało go w żołądku, to przyznanie się, że byli razem, mogłoby sprawić, że ojciec go wydziedziczy lub, co gorsza, spróbuje skrzywdzić Deana.
Ale Castiel nie chciał ukrywać tego w nieskończoność. Nie czuł teraz wstydu, przebywając ze swym najlepszym przyjacielem, swym kochankiem. Czuł jedynie pożądanie i wszechogarniającą, płonącą miłość do piegowatego mężczyzny.
- Dean… pragnę cię… - szepnął Deanowi do ucha, skubiąc je i delikatnie podgryzając, kiedy wciągnął je sobie do ust i zaczął ssać.
Po tych cichych słowach, tak pełnych pożądania, że byłoby go to przeraziło, gdyby nie zatracił się równie mocno, jak Castiel, Dean zadrżał. Jęknął nisko, złapał Castiela za włosy i przyciągnął go do siebie. Drapał go lekko po głowie i pozwalał mu całować i ssać swoje ucho i szyję.
- Już mnie masz – wymamrotał natychmiast, a głos mu się załamywał na skutek podniecenia i rozgorączkowania. – Jestem twój, mój kochany…
Nie wiedział dokładnie, o co Cas prosił, ale ostatecznie to było bez znaczenia. Już nie, nie, skoro to był Castiel. Zrobiłby dla Casa wszystko, pozwoliłby Casowi zrobić sobie wszystko, gdyby tylko go to uszczęśliwiło. Dean wiedział, że wydawał się być przez to wiernym sługą, kłaniającym się przed swym panem, ale wiedział też, że to nie to skłaniało go do podobnych myśli. Castiel poprosił go o coś, nie wiedząc, że Dean już dawał mu to coś, o co tamten błagał. Poświęciłby wszystko, co znał, dla Castiela, swego przyjaciela, swego kochanka, któremu musiał dać odejść i bez którego musiał żyć tyle lat, którego wreszcie odzyskał.
Cas usiłował stanąć w mętnej wodzie, ale błoto pod stopami z każdym krokiem wciągało go głębiej. Wreszcie wyszedł na piasek, pomógłszy również Deanowi, i przyciągnął wyższego mężczyznę do siebie, by go znowu pocałować, tym razem delikatnie.
- Proszę, zostań dziś w nocy ze mną… wykąpiemy się nawzajem, a jutro… jutro będziemy pracować nad kratą… - uśmiechnął się łagodnie i strącił Deanowi liść z ramienia, dotykając piegowatej skóry. Cas nie wiedział, jak to wyrazić, więc postanowił po prostu wyrzucić to z siebie i mieć nadzieję na najlepszy rezultat. – Chcę, żebyś został ze mną… dziś w nocy… w moim łóżku. Chcę znowu się z tobą kochać – Cas zarumienił się lekko i zadrżał w zimnym powietrzu wieczoru. Księżyc świecił już wysoko na niebie, dając im dość światła, aby mogli trafić do domu, gdy już ruszyli, ale z pewnością spóźnili się na kolację.
Rozdział 11
Dean nie mógł zobaczyć, jak jego kochanek się zaczerwienił, ale nie musiał, bo wszystko, co chciał wiedzieć, słyszał w jego głosie, czuł w tym, jak drżały mu wargi i jak dłonie mu się rozgrzewały. Uśmiechnął się i uniósł dłoń Castiela do swych ust, powoli i delikatnie całując jej wnętrze oraz każdy z palców. Potem przysunął się bliżej i złapał ustami ucho mężczyzny.
- Nie chciałbym robić nic innego… ani być gdzie indziej, mój kochany… - szepnął.
Pocałowali się jeszcze raz, Dean czuł pustkę w głowie, zupełnie, jakby unosili się w powietrzu; światło księżyca zabierało ich stąd gdzieś, gdzie na zawsze mogli być razem.
Ubrali się w ciszy, Dean pomógł przyjacielowi założyć koszulę i zapiąć ją z powrotem. Konie wciąż czekały tam, gdzie je wcześniej zostawili, a gdy Dean załadował juki na konia, ruszyli w drogę powrotną do dworu. Wokół panowała ciemność, gdy spieszyli ścieżką prowadzącą ze stajni do domu, a w oknach płonęły świece, prowadząc ich. Nie było tak ciężko przeszmuglować Deana do sypialni Casa, jak się tego obawiali, ale i tak, gdy tylko znaleźli się w środku, oparli się o ciężkie drzwi i odetchnęli głęboko kilka razy, po czym lekko zachichotali. Dean czuł się jak dzieciak, jak zakochany nastolatek, ale potem zdał sobie sprawę z tego, że właśnie tym był. Obrócił się, przycisnął Casa do drzwi, przyszpilił mu ręce nad głową i pocałował go gorąco.
- Cas… kocham cię… Cas… - wydyszał pomiędzy szaleńczymi pocałunkami, składanymi wszędzie tam, gdzie mógł sięgnąć.
Cas zadygotał i odwzajemnił pocałunek. Ciało prężyło mu się nad drzwiami po każdym powolnej fali rozkoszy płynącej przez niego na skutek nieustępliwych pocałunków Deana. Wkrótce Castiel zaczął dyszeć, a jęki, jakie padały mu z ust, były głośniejsze, niż powinny, choć jedyną osobą na tym piętrze była jego siostra, która z pewnością spała. Poza tym jej pokój znajdował się na drugim końcu korytarza.
Cas rzucił się pod Deanem i zdołał ich obrócić; szybko dobrał się do ubrań mężczyzny i pozbawił go tej denerwującej garderoby. Musiał zobaczyć całego Deana, i to zaraz, inaczej, jak miał wrażenie, umarłby z głodu, ponieważ czuł tylko gniotące go pragnienie w dole brzucha, aby dotknąć i posmakować Deana, aby go wziąć.
W ciągu kilku minut obaj byli nadzy, mimo iż robili przerwy na szybkie, głębokie pocałunki, i jeszcze szybciej się nawzajem wykąpali w czystej wodzie. Nagi Cas wtoczył się do łóżka; jedynym światłem w pokoju była błękitna poświata wpadająca przez okno, siatka na komary, zamiast w oknach, wisiała na słupkach wokół łóżka. Cas położył się na pościeli, w pośpiechu odrzuciwszy koce z łóżka, i skinął na Deana, który właśnie szybko się wycierał czystym kawałkiem płótna.
- Dean…
Dean odwrócił się i ujrzał, że Castiel leżał na łóżku. Mokre włosy spadały mu na czoło, policzki miał zaróżowione… i jedną ręką leniwie sobie obciągał; fiut mu twardniał, gdy patrzył na Deana po drugiej stronie pokoju.
Widok był niemal nie do zniesienia. Dean czuł podniecenie od czasu ich dosłownie mokrych pocałunków w sadzawce i ciężko mu było czekać, dopóki nie znaleźliby się z powrotem w sypialni Casa. Stał tak przez chwilę, gapiąc się tylko i podążając wzrokiem za ruchami Castiela, czując całkowitą suchość w ustach. Ruszywszy się, niemal zaskoczył sam siebie swoją szybkością. Pokonał odległość między nimi, wspiął się na łóżko, wpełzł na Casa i rozsunął mu nogi, całując wnętrze jego łydek, a potem ruszył dalej w górę, wylizując leniwie uda mężczyzny. Poczuł, jak Cas pod nim zadygotał, i uśmiechnął się, odsunął, by się oblizać, po czym ponownie znalazł się w dole, swoim gorącym oddechem omiatając dłoń Castiela obejmującą jego własnego fiuta.
- O Boże, Cas… - szepnął, ledwo będąc w stanie się powstrzymać. – Cas, cudownie tak wyglądasz…
Dalej całował go po ciele, zatrzymując się na chwilę, aby zanurkować mu językiem w pępek, a potem dalej po brzuchu i piersi. Pocałowali się ogniście, Dean wsunął się Castielowi głęboko do ust, przełykając jego jęki, jakby były powietrzem, jakby nie był w stanie bez nich żyć. I może tak było, jak to sobie prawie przelotnie uświadomił. Może to uczucie pustki i rozpaczy, gdy tylko byli z dala od siebie, było faktycznie znakiem tego, że Dean nie przeżyłby bez niego zbyt długo…
Cas zadrżał i objął Deana obiema rękami, unosząc ku niemu biodra, gdy leżeli przywierając do siebie. Jęknął mu w usta, gdy drugi mężczyzna otwarł się dla niego, badając ich wnętrze najpierw powoli, ale potem tempo wzrosło, stało się bardziej wymagające i szalone po każdym ruchu języka.
- Dean… - zaskomlał Cas, obiema rękami ściskając Deanowi tyłek i pchając biodrami w jego ciało - …ja… ja chcę być w tobie… - powoli przesunął się przez szczękę Deana na jego szyję, podgryzając ją, a potem przyssał się mocno do niej, jednocześnie obejmując mężczyznę w talii. Czuł, jak fiut stwardniał mu jeszcze bardziej, dotykając męskości Deana; już cały drżał z pragnienia, tak bardzo chciał posiąść tego pięknego mężczyznę nad sobą.
Szybkim ruchem, któremu towarzyszyło stękanie z wysiłku, Cas przekręcił ich obu i przyszpilił Deana na łóżku z rękami nad głową, po czym naparł na niego biodrami; oczy miał niemal dzikie z pożądania.
Deanowi niemal stanęło serce i zaparło dech w piersi po cichych słowach Castiela. Ich znaczenie dotarło do niego raczej szybko i sprawiło, że całe ciało zadrżało mu z pragnienia.
- Tak – powiedział, co wyszło mu bardziej jak sapnięcie, jako że Cas jeszcze raz otarł się o niego biodrami, przytrzymując mu ręce nad głową.
Rozłożył szerzej nogi, pozwalając Casowi położyć się między nimi, a potem ugiął kolana, tak że stopy miał tuż obok bioder Casa. Poruszył miednicą, ocierając się swoją rosnącą erekcją o stójkę Casa i jęcząc po każdym dotyku, po każdym cudownym suwie skóry na skórze. Zamknął oczy, kiedy Cas uniósł sobie dłoń do ust, liżąc i ssąc je przez chwilę, po czym natychmiast poczuł je przesuwające mu się po brzuchu, biodrach, tyłku i wreszcie naciskające na jego wejście.
- Cas, proszę… - wysapał Dean, wciąż trzymając ręce luźno nad głową, i poruszył się pod kochankiem. – Proszę… potrzebuję cię…
Cas powoli kiwnął głową i pocałował go głęboko, jednocześnie wsuwając w niego jeden palec. Był delikatny i upewniał się, aby się nie spieszyć, wiedząc, że w przeciwnym razie mógłby skrzywdzić Deana.
„Mężczyźni nie są stworzeni do tego rodzaju seksu! To jest obrzydliwość i postępowanie wbrew Bożym planom!”, wrócił do niego głos siostry przełożonej, ale odepchnął go szybko od siebie, myśląc „Kocham go, jak miłość może być obrzydliwością?”
Gdy tylko palec w całości znalazł się w Deanie, Cas zaczął nim poruszać, lekko wodząc czubkiem palca po wnętrzu kochanka i patrząc mu w oczy w poszukiwaniu najmniejszych śladów bólu.
- Dean, powiedz mi, jeśli poczujesz ból…
Wsunął drugi palec i zasyczał lekko czując, jaki Dean był ciasny, po czym zaczął go kojąco całować po szyi i piersi, wsuwając oba palce tak daleko, jak się dało. Zgiął je i wyciągnął, a ich czubki przejechały po czymś… innym… od reszty. Nacisnął to coś, z ciekawością zerkając Deanowi w oczy.
To nie tyle bolało, co po prostu… wydawało się dziwne… inne. Dean to znał, zrobił to sobie setki razy, więc nie… nie czuł żadnego bólu i gdy tylko Cas to sobie również uświadomił i wsunął w niego drugi palec, Dean westchnął cicho, czując czystą przyjemność. Pocałował Casa zachłannie; czuł, jak jego palce poruszały mu się w ciasnocie jego ciała, w tak cudowny sposób przesuwając się w obie strony i sprawiając, że coraz bliżej mu było to bycia ponownie całością. Kiedy Cas wsunął palce głębiej i zgiął je, Dean się napiął, całe ciało mu zesztywniało, oczy uciekły w tył głowy, a on odrzucił głowę do tyłu i jęknął głośno.
- Och… O Boże… Cas… - tylko tyle z siebie wyrzucił; słowa padały mu z ust bez przerwy, tworząc jedną przeciągłą sylabę pełną żądzy i zadowolenia.
Dean uniósł biodra; musiał być bliżej, dużo bliżej Casa, bliżej jego palców, których potrzebował jak powietrza. Jeszcze minutę temu myślał tylko o grze wstępnej, o przedłużeniu ich pierwszego razu, a teraz jego myśli krążyły wyłącznie wokół tak zdesperowanych słów, jak „pragnę”, „potrzebuję” i „teraz”. Ciało drżało mu z pożądania; sięgnął w dół po fiuta Casa, objął go i zaczął pocierać, najpierw lekko, a potem coraz szybciej, stękając pod wpływem śliskiego dźwięku, jaki wywoływała tam jego dłoń.
- C-as… nie mogę… nie mogę czekać… - zająknął się, głos brzmiał mu niewiarygodnie ulegle i potrzebująco, ale nie mógł się już tym przejmować. Pragnął Casa. Teraz. – Proszę… jestem gotów, po prostu… muszę cię poczuć w środku… proszę…
Cas zadrżał słysząc w głosie Deana tę niezaprzeczalną potrzebę. Stwardniał dzięki temu jeszcze bardziej i drgnął w dłoni mężczyzny. Przełknął z wysiłkiem i skiną głową, wyjął palce i zszedł z łóżka. Z szuflady stolika nocnego wyjął niewielki słoik, otwarł go szybko i zanurzył palce w środku, trzema szybkimi pociągnięciami namaszczając sobie fiuta.
Odwrócił się z powrotem i znieruchomiał. Dech mu zaparło na widok Deana otwartego w taki sposób. Zarumienił się i wrócił do łóżka, zasunął za sobą siatkę, po czym wspiął się na posłanie i zawisł nad Deanem. Cas szybko rozprowadził wokół wejścia Deana resztę oleju słonecznikowego i, złapawszy go pod kolana, przyciągnął bliżej.
- Powiesz mi, jeśli cię zaboli – to oświadczenie, sądząc po tym, jak Cas to powiedział, patrząc Deanowi w oczy, nie było prośbą. Pochylił się i powoli pocałował drugiego mężczyznę, drżącymi dłońmi ustawiając się w odpowiedniej pozycji. - …Dean… - Cas wepchnął się w niego, dysząc i szeroko otwierając oczy pod wpływem uczucia ciasnoty; jedwabisty żar otaczał go i wciągał jeszcze głębiej, zapierający dech w piersiach cal za calem, aż wreszcie pogrążył się w Deanie aż do nasady. – Och… Boże… Dean…
Teraz bolało. Oczywiście, że bolało. Cas był wielki, a Dean używał dotąd wyłącznie swoich palców. Więc tak, bolało go. Twarz skrzywiła mu się w cierpieniu na kilka zdyszanych chwil, w czasie których Cas wsunął się w niego, powoli, ale nieustępliwie, stękając po każdym milimetrze, który znikał w jego ciasnym wnętrzu. Cas miał teraz zamknięte oczy i Dean był za to wdzięczny. Nie chciał, by mężczyzna widział teraz jego twarz, nie chciał, by tamten ześwirował, by się wysunął, by obwiniał się o skrzywdzenie go. Ponieważ było dobrze tak, jak było, naprawdę, i Dean potrzebował tylko tej chwili, tych kilku sekund, aby przyzwyczaić się do bycia całkowicie wypełnionym. Odprężył się wreszcie, puścił powoli ramiona Castiela, bo wcześniej mocno go złapał, a słabe półksiężyce świadczyły o mocnym nacisku jego paznokci na miękką, bladą skórę. Dean przygryzł sobie dolną wargę, powoli otwarł oczy i spojrzał prosto w niebieskie tęczówki swego kochanka, unoszącego się nad nim i obserwującego go intensywnie, któremu pot spływał po czole, po policzkach i kapał na jego nagie, bezwstydne ciało.
- Cas… och… Cas… - wysapał i uświadomił sobie, że głos mu drżał. „Nie, nie płacz, Dean, nie akurat teraz!”, powiedział sobie i na kilka sekund zacisnął powieki, po czym rozchylił je znowu, a na ustach pojawił mu się uśmiech. – Nareszcie… tu jesteś… Tak długo… na to czekałem, Cas…
Cas odwzajemnił uśmiech i zgiął się, by pocałować Deana, jęcząc lekko, gdy poruszył się w nim.
- G-gotów?
Gdy Dean gorączkowo pokiwał głową, Cas wysunął się i wsunął z powrotem, najpierw powoli, poruszając się precyzyjnie, choć z drżeniem, bo nie chciał się spieszyć i czegoś zniszczyć. Chciał, by ich pierwszy raz był idealny, aby Dean doszedł krzycząc jego imię i by wracał do niego noc po nocy w poszukiwaniu tego samego.
Cas zadygotał, gdy rozkosz niczym ogień ogarnęła całe jego ciało. Płomienie lizały mu kręgosłup, gdy ciało Deana po każdym płytkim pchnięciu zaciskało się wokół niego. Cas jednak przyspieszył i zaczął wbijać się w Deana nieco gwałtowniej, sapiąc i kwiląc z drżeniem; złapał go za biodra i rzucił swoimi naprzód, głębiej zanurzając się w kochanku.
- BOŻE, DEAN… jesteś… jesteś taki… jak dobrze… ach… taki gorący…
Dean nie mógł mówić. Zdecydowanie nie był już zdolny myśleć trzeźwo i zamiast odpowiedzi z jego otwartych ust padły tylko jakieś niezrozumiałe słowa. Cas wbijał się w niego, sprawiając, że mężczyzna krzyknął z pożądania, sięgnął do zagłówka i złapał się mocno artystycznie powyginanych żelaznych prętów, trzymając się ich tak, jakby była to dla niego jedyna szansa, aby zostać na miejscu, aby nie zostać wystrzelonym prosto do nieba.
- Cas… - wysapał, przerywając sobie własnymi głębokimi jękami za każdym razem, gdy starszy mężczyzna trafiał w to szczególne miejsce w jego ciele, od czego widział gwiazdy i wił się pod nim.
Doznanie było piękne, magiczne, dzikie i zapierało dech w piersiach. Dean nie wątpił, że była to najlepsza rzecz, jaka mu się w życiu przytrafiła. Z tą myślą puścił zagłówek, złapał swego kochanka za ciemne, potargane włosy i szarpnął grube pasma, wbijając paznokcie w skórę jego głowy. Nie chciał, by to się skończyło, nigdy już nie chciał pozwolić Casowi odejść, chciał na zawsze utonąć w tym wrażeniu absolutnej rozkoszy, całkowitego i najwyższego oddania. Ale wiedział, że był blisko, wiedział, że niemożliwością było wytrzymać taką rozkosz dużo dłużej. Kiedy więc Cas wycofał się niemal całkiem tylko po to, by stanowczo pchnąć z powrotem, znowu trafiając w to miejsce, Dean puścił wszystko. Nie było czasu, by ostrzec Casa, nie było czasu, aby powiedzieć, zrobić czy pomyśleć cokolwiek. A potem doszedł, silnie i odurzająco, waląc głową o poduszkę i nie mając pewności, czy dzwoniło mu w głowie, czy też faktycznie krzyczał w beztroskim zachwycie, rzucając biodrami w stronę kochanka w rozpaczliwej potrzebie, by znaleźć się bliżej, bliżej, jeszcze bliżej.
Cas zgrzytnął zębami, gdy Dean uniósł ciało na jego powitanie. Odgłos ciała uderzającego o ciało głośno rozlegał się w jego sypialni, ale Cas nie był w stanie przywołać dość energii, aby troszczyć się o to, jak hałaśliwie się zachowywali. Jego jedyną troską był Dean i jego rozkosz, i jego ciało kołyszące się pod nim. Wobec tego w chwili, w której Dean zacisnął się wokół niego i krzyknął tak, że mógłby obudzić umarłych, Cas złapał go za fiuta i zaczął pocierać w trakcie orgazmu, zadowolony, bo mężczyzna pod nim krzyknął drugi raz, prawie sapnął, kiedy orgazm w nim przeskoczył i uderzył go ze zdwojoną siłą. W tej chwili Cas poczuł, że coś w nim nabrzmiało, i kwiląc cicho „och, Dean…” wbił się w drugiego mężczyznę, niemal całkiem unosząc mu biodra nad łóżkiem.
Cas doszedł głęboko w Deanie; biodra mu drżały, gdy fale rozkoszy uczyniły go ślepym na wszystko, białe światło i iskry zaćmiewały mu wzrok, tak, że wszystko było tylko przyćmionym błękitem rzeczywistości oraz złotymi błyskami orgazmu.
Krzyknął cicho, niemal łkając, i opadł na Deana, trzęsąc się z powodu intensywności doznań, i usiłował utrzymać się w górze, jednocześnie opierając głowę o łóżko. Skóra Deana, lepka od potu, paliła go jak ogniem, i Castiel stwierdził, że trudno mu było oddychać. Serce waliło mu niczym skrzydła kolibra, ale nie mógł się na razie wycofać. Każda cząstka ciała mówiła mu, że tam było jego miejsce, tam, gdzie tak intymnie łączył się z mężczyzną, którego kochał, więc Castiel po prostu podniósł dłoń i dotknął twarzy Deana, na drugiej ręce unosząc się nad jego ciałem, po czym pocałował go desperacko, co tylko świadczyło o tym, ile to wszystko dla niego znaczyło.
- Dean… Dean…
Przez kilka nieskończonych, zdyszanych minut Dean nie poruszył się ani odezwał. Jedynymi dźwiękami w pokoju były ich ciężkie oddechy i odgłos mokrej skóry trącej o mokrą skórę. Kiedy Dean znowu otwarł oczy, Cas tam był, wciąż tak blisko, i scałowywał mu pot z czoła, z brwi, z rzęs, wyciskał słodkie i słone pocałunki na jego ustach. Dean złapał Casa za barki, a potem za szyję i delikatnie ją pogładził, patrząc na mężczyznę, który był dla niego wszystkim, a nawet więcej. Spuścił wzrok do miejsca, w którym ich ciała wciąż się łączyły, jako że Cas nadal tkwił głęboko w jego ciele, i na ten widok Dean poczuł dreszcze. Przyciągnął go do siebie i znowu pocałował, namiętnie, gorączkowo, z tęsknotą i niezaspokojeniem, potrzebując jeszcze więcej. Nie mógł uwierzyć, że już było po wszystkim, nie mógł uwierzyć, jak mógł do tego dopuścić, jak mógł po prostu się poddać. Przywarł do spoconego ciała Castiela, całując go wciąż od nowa, po czym odsunął się nieznacznie, aby złapać oddech. Spojrzał na niego półprzymkniętymi oczami i serce mu stanęło na widok urody kochanka, jego wilgotnych włosów, zaczerwienionych policzków i spuchniętych od pocałunków ust.
- …doskonałe – powiedział wreszcie głosem ochrypłym od krzyków w trakcie orgazmu, którego szorstkość niemal przypominała o naturalnej intonacji Castiela - …Cas, to było… to było doskonałe… Cas, ja… ja cię kocham tak mocno, że serce mnie boli…
Przez długą chwilę Cas gapił się na Deana i cicho patrzył, jak ukochany mężczyzna wyznawał mu tak wiele, jak otwierał przed nim serce. Bolało go słuchać o tym wszystkim, ponieważ czekał tak długo, nie wiedząc, czy Dean w ogóle jeszcze mieszkał w posiadłości… nie wiedząc, czy Dean w ogóle go pamiętał.
- Dean… - Cas pocałował go jeszcze raz, łagodnie odsuwając mu włosy z czoła, a pot sprawiał, że się jeżyły - …mój ojciec ukrył moje listy do ciebie, prawda?... Pisałem do ciebie za każdym razem, kiedy on dostawał list… Zazwyczaj dawała ci je Ellen, pamiętasz?... Przestał dawać Ellen jej listy jakieś 5 lat temu… to mi powiedziała… - ukrył twarz w szyi Deana, zaciskając powieki. – Po tym, jak dowiedział się o listach, powiedział mi, że Ellen się wyprowadziła, było to… cztery lata temu, jak sądzę… i potem nie miałem jak przekazywać ci listów… Bardzo przepraszam, jeśli pomyślałeś, że przestałem pisać… albo że przestałem o tobie myśleć – uniósł dłoń i objął twarz Deana, oczy miał szkliste od łez. – Nigdy nie przestałem o tobie myśleć… Myślałem o tobie każdego dnia, który tam spędziłem… i każdego jednego dnia tęskniłem za tobą, Dean.
Widok Casa w takim stanie był bolesny. Na twarzy miał wypisany wstyd i nierozsądne poczucie winy, więc Dean uniósł się, chcąc scałować grymas z jego twarzy. Była to prawda… Dean lata temu przestał dostawać listy od Castiela i za każdym razem, gdy pytał o to Ellen, ta zbywała go jakąś wymówką, aż wreszcie przestał pytać. Aż wreszcie odpuścił sobie nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek dowie się czegoś o swym dziecięcym ukochanym. Minęło kilka minut, zanim znalazł w sobie siłę, aby znowu się odezwać.
- Cas, to już bez znaczenia – powiedział cicho, prawie szeptem, ale szybko ciągnął dalej na widok niedowierzania w oczach kochanka. – To wszystko należy do przeszłości. Teraz jesteś tutaj. Ze mną – uniósł dłoń i delikatnie pogładził Casa po policzku, ścierając stamtąd krople potu, po czym podniósł się i pocałował go raz i drugi, lekko i z uczuciem.
Zostali tak przez chwilę, spleceni ciałami, wreszcie mięknący członek Castiela wysunął się z ciała Deana i mężczyzna w odpowiedzi stęknął. Kiedy Dean poruszył się pod kochankiem, Cas leniwie przewrócił się na bok, dając drugiemu trochę miejsca na rozprostowanie się.
- Musimy się umyć – powiedział cicho Dean, wplatając palce w mokre włosy Casa. – Chodź…
Castiel zarumienił się, potem kiwnął głową i powoli wstał z łóżka, sztywny i lepiący się po ich intensywnym seksie.
- Mmmm… Jutro będziemy musieli naprawdę się wykąpać… - przeciągnął się i cicho podreptał do stojącej nieopodal miednicy, następnie zanurzył w niej szmatkę. Wykręcił ją i zimna woda spłynęła z powrotem do środka. – Dean, chodź tutaj… umyję cię.
Uśmiechnął się i przywołał Deana gestem, przechylając głowę na bok. Móc umyć swego kochanka było jeszcze jednym doświadczeniem, o którym Cas marzył, ale jeszcze nie miał prawdziwej okazji tego zrobić.
Dean zadrżał, podążył za Castielem do miednicy i zatrzymał się zaledwie kilka cali przed nim. Zarumienił się nieznacznie, kiedy Cas podniósł rękę i przetarł mokrą szmatką jego pierś, i instynktownie przysunął się bliżej, napierając na ten stanowczy dotyk. Cas przesunął szmatką po jego drżącym ciele, ścierając z niego pot i zaschłe nasienie, a Dean musiał parokrotnie odwrócić wzrok, aby ten widok nie podniecił go za bardzo. Cas zamoczył szmatkę i wykręcił ją znowu, po czym przetarł nią brzuch Deana, jego biodra i tył, zmuszając go, by rozsunął nogi i dał mu więcej miejsca. Obmywanie Deanowi krocza i dziurki, z której sperma wciąż wypływała, było dziwne i zdumiewająco erotyczne, i Dean, przygryzając usta, wbił Casowi paznokcie w ramiona. Gdy tylko kochanek skończył, Dean odwzajemnił tę przysługę, ostrożnie myjąc smukłe ciało Castiela, po czym zostawił szmatkę w miednicy. Złapał Castiela za biodra i przysunął się, aby go czule pocałować. Razem wtoczyli się do łóżka, Dean oparł się przy zagłówku o stertę poduszek i objął barki Castiela, którego głowa spoczywała mu na piersi; w ten sposób kochanek mógł słuchać bicia jego serca. Dean próbował z całych sił nie zasypiać; chciał spędzić każdą świadomą chwilę z miłością swego życia, nie chciał przegapić żadnego jego oddechu – ale był wyczerpany i pomimo, iż wypełniała go czysta, najwyższa radość, to całe ciało go bolało, wnętrze miał poocierane i obolałe po tym, jak Cas wciąż od nowa poruszał się w nim. Westchnął łagodnie i powieki mu opadły. Powiedział sobie, że nie zamierzał zasypiać, po prostu… dawał odpocząć oczom… słuchając, jak Cas oddychał…
Cas wyczuł, kiedy Dean zasnął, ale nie ruszył się z piersi mężczyzny. On również zamknął oczy i po prostu słuchał serca Deana, czuł powolne unoszenie i opadanie piersi kochanka, który tak spokojnie oddychał we śnie. Dean był ciepły i ledwo potrzebowali przykrycia, ponieważ nocne powietrze było idealnie chłodne. Wkrótce i Cas zasnął, opierając głowę o ramię Deana, ukołysany powolnym biciem jego serca.
Poranek nadszedł szybko i Cas obudził się, słysząc pukanie do drzwi i dobiegający zza nich głos Ellen.
- Castiel? Proszę pana, śniadanie gotowe.
Po tym Cas wyskoczył z łóżka i usiłował znaleźć czyste ubranie robocze, ale musiało być wolne od płynów ustrojowych. Bo, choć planował powiedzieć dziś wszystkim w posiadłości o związku swoim i Deana, to nie wyobrażał sobie, że zrobienie tego w spodniach poplamionych nasieniem było doskonałym pomysłem.
- Dean… - szepnął mu Cas do ucha, potrząsając nim łagodnie – Dean, obudź się… Śniadanie jest gotowe i musimy iść na dół…
Dean tylko stęknął, kiedy obudziły go jakieś zduszone dźwięki i głosy. Mrugnął raz, a potem znowu zacisnął powieki. Plecy go bolały, bo spał w pozycji częściowo siedzącej, więc po prostu padł na łóżko, naciągając sobie jedną z wielu poduszek na głowę. Usłyszał, jak Castiel westchnął, po czym nisko zachichotał. Wtedy poczuł usta na barku, na ramionach i na rękach ściskających poduszkę, aż wreszcie Dean sobie odpuścił i Castiel mógł wyciągnąć poduchę z jego objęć.
- Nie chcę – wymamrotał, po czym przyciągnął Casa do siebie i pocałował go, zapominając o nieświeżym oddechu i postkoitalnej niezręczności.
Zostali w tej pozycji jakąś minutę, po czym Cas się odsunął, a po sekundzie czy dwóch Dean przyjął ofiarowaną dłoń i pozwolił się podnieść razem z nim. Pocałowali się jeszcze raz, a następnie Cas odwrócił się i podszedł do szafy, by poszukać w niej ubrań dla siebie i dla Deana. Strój, jaki ostatecznie Dean założył, był odrobinę za ciasny i za krótki, ale nie było innego wyjścia, mężczyzna nie mógł wyjść z domu nago, zaś jego ubranie robocze było przepocone i brudne. Kiedy już ruszyli do drzwi, Dean zatrzymał Casa, kładąc mu dłoń na ramieniu i patrząc mu w oczy.
- Czy ty… to znaczy… naprawdę chcesz to zrobić? – mógłby się kopnąć za to, że o to pytał, że dawał Casowi okazję do zwątpienia, do zmiany zdania, ale nie mógł się nie zastanawiać, czy naprawdę był gotowy na ten krok. – Mnie by to pasowało, wiesz… Mógłbym… mógłbym tu poczekać, dopóki wszyscy by się czymś nie zajęli, i… wyjść…
Cas zatrzymał się, poważnie rozważając tę myśl, a potem przechylił głowę i kciukiem musnął Deana po policzku, patrząc mu w oczy.
- Nie, Dean… Nie chcę cię trzymać w tajemnicy. Zasługujesz na coś lepszego. Zasługujesz na to, by świat wiedział, że cię kocham i że jesteś mi drogi.
Pocałował Deana w czubek nosa, uśmiechnął się tak, że przy oczach pojawiły mu się zmarszczki, po czym wyszli na korytarz, trzymając się za ręce. Spacer po schodach minął w ciszy, ponieważ wszyscy służący byli albo w kuchni, albo już na zewnątrz, ale gdy tylko weszli do jadalni, poruszający się tłum niemal natychmiast ucichł; jedynymi dźwiękami były ciche sapnięcia oraz szczękanie łyżek o miski z owsianką.
Anna szerzej otwarła oczy na widok swego młodszego brata trzymającego się za ręce z jej eks-kochankiem, i w ciszy, kiedy to nikt nic nie powiedział, wstała i wyszła z pomieszczenia.
Dean czuł się okropnie, jakby ziemia usuwała mu się spod nóg, jakby całe powietrze uszło mu z płuc. Nogi same mu ruszyły, robiąc krok w stronę Anny, ale mężczyzna zatrzymał się, gdy sobie uświadomił, że wciąż trzymał Casa za rękę, teraz nawet mocniej, niż przedtem. Zobaczyli, jak jej rude włosy zniknęły w kuchennych drzwiach i wtedy zapadła cisza. Nikt nie ośmielił się powiedzieć ani słowa i Dean poczuł się gorzej, niż kiedykolwiek w całym życiu. Poczuł, że Cas uspokajająco ścisnął mu dłoń; a może był przerażony, Dean nie wiedział i naprawdę się to nie liczyło, ponieważ poczuł się przez to jeszcze bardziej zdenerwowany. Prawdę mówiąc nie trzeba było niczego opowiadać. Było to dość oczywiste ze względu na sposób, w jaki dwaj mężczyźni stali w drzwiach i trzymali się za ręce. Ale Dean wiedział, że Cas musiał to zrobić, oni musieli to zrobić.
- D-dzień dobry – powiedział Dean nieco drżącym głosem, próbując znaleźć przyjazną twarz wśród tych wszystkich pozbawionych wyrazu i gapiących się. Znalazł Ellen, stojącą z Jo przy zlewie; obie również patrzyły, ale Ellen rzucała im niewielki, dodający odwagi uśmiech.
Castiel odchrząknął i przemówił stanowczym, ale spokojnym głosem.
- Jestem pewien, że niektórzy z was tego oczekiwali… znając historię moją i Deana. Dla tych, którzy nie oczekiwali… i nie wiedzieli, co się dzieje… - Cas odwrócił głowę do Deana i uśmiechnął się - …przykro mi, jeśli może się to okazać pewnym szokiem… ale kocham Deana i chcemy ze sobą żyć…
Ellen i Jo przerwały to, co robiły, i teraz zwracały na nich gwałtowną uwagę razem z pozostałymi obecnymi w jadalni, służącymi ze stajni i sadów, tymi pracującymi przy domu oraz w innych częściach posiadłości. Jedynymi nieobecnymi, którym musieli ponownie wszystko opowiedzieć, byli Sam i Anna.
- Mój ojciec, oczywiście, nie zaaprobuje tego, i niektórzy z was również mogą nie akceptować. Macie do tego prawo, jako wolni, myślący ludzie macie prawo do własnego zdania. Nie będę tolerował żadnej otwartej nienawiści, nadużyć słownych czy innych w kierunku swoim, mojej rodziny, Deana lub jego rodziny oraz tej posiadłości. Daję wam teraz wybór… Jeśli nie podoba się wam wybór, jakiego dokonałem w sprawie swego życiowego partnera… osoby, którą kocham, to możecie swobodnie odejść. Otrzymacie odprawę pieniężną oraz transport do miasta, kiedy następnym razem tam pojedziemy, lub też możecie iść na piechotę. To wasza jedyna szansa, więc zdecydujcie się albo zostać i nas wspierać, albo odejść i osiedlić się gdzie indziej wraz z moim serdecznym pożegnaniem. Jeśli zostaniecie, to wiedzcie, że nic się nie zmieni. Dalej będziemy pracować w dworze i na otaczających go gruntach, a kiedy mój ojciec wróci, poinformuję go o moich życzeniach i wezmę na siebie winę za zmiany, jakich dokonałem w czasie jego nieobecności – urwał, uśmiechnął się do siebie i uniósł dłoń Deana do swoich ust, całując jej wierzch, po czym odezwał się znowu, jeszcze spokojniej. – Kocham tę posiadłość… to jest mój dom. Chcę go uczynić jeszcze wspanialszym, niż jest teraz… i mam przy sobie kogoś, kto widzi moje marzenia i chce je urzeczywistnić. Nie mógłbym prosić o więcej.
Castiel Milton zawsze umiał przemawiać. Był utalentowanym pisarzem, a jego głos mógł zaprowadzić słuchaczy do odległych miejsc, sprawić, że widzieli oczami wyobraźni obce krainy i ohydne stwory, podobnie jak piękne księżniczki. Zatem Dean nie był wcale zaskoczony tym, że wszyscy się na niego wciąż gapili, całkowicie urzeczeni jego przemową, łagodnymi słowami pełnymi zrozumienia i tolerancji. Kiedy Ellen się ruszyła, Dean naprawdę się skrzywił, oddając uścisk dłoni Castiela. W tym momencie spodziewał się dosłownie wszystkiego, od służących rzucających w nich owocami do krzyków i bicia. Nie spodziewał się za to Ellen, która podeszła do nich, objęła Casa i ukryła twarz w jego szyi. Płakała, jak zdał sobie sprawę Dean, przełykając z trudem. Nie słyszał wyraźnie, co mówiła, ale te kilka słów, które zrozumiał, brzmiały „nareszcie”, “tak się cieszę” i “dumna”. Dean poczuł, jak serce urosło mu w piersi, i puścił dłoń Casa, kiedy Ellen odsunęła się od niego i zwróciła się do Deana, ściskając go niczym imadło. Joanna również podeszła bliżej, położyła Deanowi rękę na ramieniu i uśmiechnęła się słabo. Może cały czas wiedziała, Dean nie miał pojęcia, ale niezależnie od wszystkiego wydawała się trochę zaskoczona i nie uściskała go. Ale nic nie szkodziło.
- Wiem, że to… musi być dla was trudne… dla niektórych bardziej, niż dla pozostałych… - powiedział trochę niezręcznie i nie miał w ogóle pewności, co dokładnie próbował powiedzieć. Po prostu chciał coś rzec, zrobić coś, aby Cas nie musiał być w tym sam. – Kocham go. Kocham też to miejsce i was wszystkich. I zrobię wszystko, co będę mógł, aby ta posiadłość znowu stała się domem.
Cas również mocno uściskał Ellen; łzy napłynęły mu do oczu, gdy kobieta, która matkowała mu przez tyle lat, powiedziała mu, że była z niego dumna. Odpędził łzy mruganiem, gdy Ellen puściła go i objęła Deana, po czym rozejrzał się po pokoju. Na kilku twarzach malował się szok, na niektórych coś pomiędzy szokiem i obrzydzeniem, ale ogólnie dominowała cicha akceptacja. Tak było, młody pan powiedział, że tak miało być, a oni mu ufali.
Cas przełknął gulę w gardle, zdawszy sobie sprawę z tego, że w tak krótkim czasie ludzie w majątku ponownie mu zaufali. Serce urosło mu z dumy, że był tak kochany, i na ślepo sięgnął po dłoń Deana, jednocześnie rozglądając się po pokoju i patrząc na twarze tych, których prywatnie nazywał przyjaciółmi, a z których żaden nie wyglądał, jakby uważał to za nieprzyzwoite.
Dłoń Deana z łatwością ponownie odnalazła jego rękę i przysunęli się do siebie, gdy Ellen wytarła sobie oczy i zaśmiała się lekko.
- Dobra, dobra… wystarczy już, wracać do pracy. Castiel, Dean, moi drodzy, chcecie śniadanie?
I oby Bogu były dzięki za Ellen, bo gdy tylko skończyła mówić, wszystko zdawało się wyglądać niemal tak samo, jak wcześniej. Dean poszedł za Casem do stołu, usiadł obok niego na krześle i wreszcie puścił jego rękę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:41, 03 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Jeśli będą tak przepiękne, jak okładka, to będą wyjątkowo wspaniałe :D
Dziś upały są okropne. Uch. Masakra po prostu. Nic tylko w domu siedzieć i wypijać litry wody, bo inaczej się nie da ^^;
Patuś, a do kiedy zostajesz w Polsce? :3
A teraz biorę sie za wrzutę, łaaaah! :D
Um. A odezwały się dziewczęta, czy po prostu wolisz dmuchać na zimne? ^^;
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:44, 03 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
W Polsce zostaję do 30 września, wtedy też wracam.
Nie, nikt się nie odezwał, to po prostu środki ostrożności.
Antique, zaprezentuj okładkę *wielkie oczy*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Sob 20:29, 03 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Pam, pam, pam... czyli zostają nam dwa tygodnie?
...cholera, o wiele lepiej by było gdybym wiedziała kiedy mam obronę ^^;
Okładka:
Jest jeszcze druga połowa, ale ją wsysło ^^;
//Przeczytałam @_@ łaah, naprawdę uwielbiam tego fika :D i jest tak słodko, i tak uroczo, i tak niezręcznie, i chryste, uwielbiam ten ich seks, i wyznania Casa, i rozmowę podczas śniadania :3 Uwielbiam :D doskonała robota, słońce :3
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Sob 21:21, 03 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Sob 21:53, 03 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
To teraz jeszcze Lin musi zrobić swoje (czytaj - napisać komentarz). Ale cieszę się, że się podoba :) A okładka PP bardzo nastrojowa @.@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Sob 23:19, 03 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Łah, nie mogę się doczekać, aż Lin do nas wróci :3 strasznie tu bez Ciebie cicho, słońce.
...chociaż ja się nie odzywam, pojechałam do domu na wakacje, a cały dzień latam jak w piórkiem w pupie i nie mam czasu na siedzenie na kompie ^^;
Pewnie, że sie podoba :D
A okładka jest cudowna :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Nie 20:09, 04 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
W ramach odpoczynku od RR czytam DAILY GRIND. Kobitki, zaczyna się w podobnych okolicznościach, co pornoficzek, tylko Cas nie jest tu aktorem. Zapowiada się swietnie @.@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Nie 21:29, 04 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Ja mam nadzieje skończyć dziś w nocy Thursday's Child. Yep, noc to jedyny czas, kiedy mogę teraz czytać fiki XD Ale, Pat... srsly, ładuj tego fika na listę, bo jest absolutnie niesamoiwty @_@
A gdzie juz jesteś w RR? :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Nie 21:47, 04 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Nadal czyściec. Znaczy Dean własnie zabił pierwszego potwora i z przerażeniem zdał sobie sprawę, że był to jego sobowtór.
Also, nawracam siostrę na SPN. Pokazałam jej kilka moich ulubionych filmików i gdyby nie absorbująca ją bez przerwy córeczka, już by się za serial brała. Szczególnie przypadł jej do gustu Castiel :DDD Deana uznała za troszkę zbyt słodkiego, jak na jej gust. No i zaprezentowałam jej ilustracje do MT. Wyraziła chęć przeczytania w wolnej chwili. Co chyba nieprędko nastąpi...
Daj znać, jakie było zakończenie i czy faktycznie happy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Nie 21:48, 04 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 10:37, 05 Sie 2013 Temat postu: |
|
|
Uch, uch, Pat, za bardzo cieszę się tym, że czytasz RR, srsly XD
Skończyłam Thursday's Child. W przeciwieństwie do Melting: nie zostaje ani odrobinka cierpkiego posmaku. Jest idealnie. To zdecydowanie jeden z moich najulubieńszych fików. Cały ten angst, całe to cierpienie, wszystkie te uczucia... @_@ bosko @_@ Aż słów mi brak, tak bosko :3
Łaah, MT, siostra zaczęła by z pompą :D Ale fajnie, fajnie, że Ci sie udało siostrę przekoanć :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|