|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 18:51, 29 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Patuś, yep, Melting Point i Melting Verse to to samo :3
Uff. Ulżyło mi. Znaczy tak czy siak nie powinny się czepiać, skoro w końcu wystosowałaś oficjalną prośbę, powinno im jednak zależeć, żeby trochę ludzi przeczytało ich fiki :3
Ale... 1400 odsłon? Wow, całkiem dużo jak na taką niszę oO Ciekawe jakimi drogami ludzie docierają do Twojego bloga :3
(że one myślą, że polski to ruski? Dobrze rozumiem? XD)
Z innej beczki. Jak to się dzieje, że jeśli chodzi o dobrą komedię przy której człowiek naprawdę zrywa boki, to najlesze są fiki z fandomu TW? XD Don't blame me, blame tumblr, bo wczoraj wpadł mi w oko gifset, do gifsetu był fragment fika, do fragmentu fika był link na AO3, a ja teraz czytam i ryję ze śmiechu XD
Linek, czasem rzeczywiście może być językowo nie halo, ja też musiałam się czasem mocno skupić, ale tak czy siak. WARTO się pomęczyć. (jak z RR, młahahah!)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 19:07, 29 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Linmarin napisał: | miojv fosiw9pavfojfgjuizghvbwji4haehy823904 PRZEGLĄDAM SOBIE TUMBLR I WIDZĘ
Cytat: | dreamofflight submitted: Hey! Omg, so there’s someone else who’s been translating our works. [link widoczny dla zalogowanych]
____________
(camui)
omg this is getting out of hand o____o
which one is it, I’m still not fluent in Russian… |
I Jessu, przyleciałam na załamanie klawiatury xD Ale komentarz Lucy mnie uspokoił, już myślałam, że ktoś wyjechał Pat z pretensjami o________________O Udusiłabym. Powinno być ok^^'''
Russian, swoją drogą...
Biorę się za PP. Zrobiłam już jedno podejście, ale albo językowo mnie zagięło, albo byłam zbyt zmęczona V_V |
Rosyjski... Właśnie doczytałam i kwiczę :)))
Jeśli chodzi o PP, to językowo idzie mi płynnie, nic nie zgrzyta :) Tłumaczenia się przydają.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 19:21, 29 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Wiem, że rosyjski i polski to jedna cholera dla obcokrajowców, ale srsly? To nawet nie jest ta sama grupa językowa XD
Nie chodzi o to, że coś w PP zgrzyta, bo nic nie zgrzyta, chodzi o to, że nie jest napisany łopatologicznym angielskim XD ale pięknym, literackim językiem. Ach! Pat, daj znać, jak się zaczną kłócić XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 19:46, 29 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Dam znać, jasne, podejrzewam, że inaczej mnie rozsadzi. Choć dziś niewiele mi brakowało do płaczu w pociągu...
Przy okazji - jak wam się podobały moje okładki?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pon 20:29, 29 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Well, "I’m still not fluent in Russian"- kruszynko, jeśli nie potrafisz go rozpoznać, to jesteś bardzo nie fluent.
Pat, Kochanie, z tego powodu...? Czy coś się jeszcze stało?
Antique @.@ Nie pocieszasz mnie, jeśli Ty musioałąś się skupiać, to mnie przemiele na linową drobnicę ten fic T_T Ale nic to, twardym cza być, jakoś ogarnę... A RR zacznie mnie niedługo nachodzić w koszmarach, obiecałaś mnie przeczytać, wiarołomco ;_;
//Właśnie. Okładki. Uwaga, żalić się będę.
Nie liczę nawet, od kiedy mówiłam o remoncie pokoju na uber awesome SPN stuff...? Cztery razy już miałam wyznaczoną datę, trzy razy opróżniłam szafy. Padre robi w remontach, więc ok, wiem, że siłą rzeczy jak coś wyskoczy to ja jestem druga w kolejności. Ale miotnęłam tyłkiem po ostatnim razie i stwierdziłam, że 'tak to będzie wszystko leżało o'. I leży. Ale ja nie mam jak spać w swoim pokoju. A tam, gdzie teraz śpię, nie łapie mi wifi. I zazwyczaj jest tak, że coś się załaduje, a potem i tak nie ma netu. Wczoraj w środku nocy dobrałam się do okładek, a potem i tak dupa :X Tak czy inaczej- WSZYSTKIE są awesome, ale nad tą do How to save a life spuszczałam się wczoraj nieprzyzwoicie długo. Jest po prostu CUDNA i lepiej w klimat fica nie mogła trafić. Tak sobie myślę, ze będę musiała w tygodniu posprzątać ten pokój T_T
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Pon 20:37, 29 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 20:32, 29 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Linmarin napisał: | Pat, Kochanie, z tego powodu...? Czy coś się jeszcze stało? |
Hormony - mam okres :) Jestem w płaczliwym nastroju, a chłopaki w ficzku dogadały sobie dość boleśnie. Choć to chyba jeszcze nie to, o co chodzi antique.
Ponawiam pytanie - jak tam okładki, które wczoraj wysyłałam?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 20:40, 29 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Patuś, okładki idealne :D Mnie się podobają. Nie mówiąc o tym, że uwielbiam wprost ten art, który wybrałaś do Francuskick Wakacji :3
Och, chodzi Ci o tą rozmowę w ogrodzie? Nope, to jeszcze nie to. Ale... uch, nie lubię Daphne.
Um, Linuś! Nie przejmuj się, dasz radę :) PP jest napisane naprawdę cudownym językiem. A i pamiętam, że kiedy nadejdzie ten czas, będę rereadować RR razem z Tobą, coby dotrzymać Ci towarzystwa :3
(dziewczyny, ale serio, jak będziecie chciały uśmiać sie jak głupie i nie straszny Wam pisany Sterek, to ten fik się The Skies Above Are Blue nazywa i jest przezabawny)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Pon 20:47, 29 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 22:13, 29 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Okej, wrzuta za pół godziny, bo musiałam pomóc siostrze z dzieckiem. A przez te dzisiejsze emocje z trudem się koncentruję...
EDYTKA: otóż i rozdziały 7-9 :)
Rozdział 7
Castiel zjadł tak, jak mu Dean powiedział, usiadł po turecku na łóżku i spojrzał na nową książkę, którą przywiózł ze sobą z Anglii. Jego akcent nie zmienił się zbytnio w czasie jego pobytu tam, w końcu otaczali go tak amerykańscy, jak i angielscy nauczyciele i uczniowie, stał się tylko bardziej ściśnięty, nie zaś przeciągany, jak u ludzi zamieszkujących tę część Ameryki.
Jadł w ciszy i czytał, a kiedy skończył, udał się na spacer po włościach, opatulony płaszczem i na początku pozdrawiał służących krótkim skinieniem głowy. Jednak pod koniec przechadzki wokół posiadłości poczuł ciepło i bezpośredniość, których nie mógł ignorować, a wspomnienia z dzieciństwa wróciły do niego. Każdy służący, którego teraz widział, otrzymywał łagodny uśmiech i skinienie głową, i wkrótce cała posiadłość brzęczała na temat zmiany w zachowaniu młodego pana.
Wkrótce Castiel zwołał głównych służących, nadzorujących utrzymanie gruntów, głównego stajennego, głównego kucharza oraz ochmistrza. Mieli się spotkać na kolacji, tylko ich pięcioro, tego wieczora o 17.00, tuż po zachodzie słońca. Castiel musiał dowiedzieć się wielu rzeczy o tym, co się teraz działo w domu, jeśli cokolwiek miało się zmienić na lepsze.
Kiedy Dean otrzymał wiadomość, iż miał się po południu stawić w Milton Manor, poczuł zmieszanie, a nawet niepokój, ale gdy tylko się dowiedział, że miała to być kolacja dla pięciu, nie zaś dla dwóch, od razu się odprężył. Założył swoje najlepsze ubranie, które co prawda nie mogło równać się ze strojami Castiela i jego rodziny, ale przynajmniej nie czuł się tak bezwartościowy, wędrując błotnistą ścieżką do dworu. Zadzwonił raz do drzwi i czekał, a jedna z pokojówek, Missouri, otwarła mu i zaprowadziła go do jadalni. Połowa gości już była obecna, ale wciąż brakowało ich gospodarza. Punktualnie o 17.00 Castiel wkroczył do jadalni, odziany w czarny garnitur, promieniując pewnością siebie i zdecydowaniem. Usiadł u szczytu stołu i służący zaczęli wnosić pierwsze danie. Dean czuł się o wiele swobodniej w obecności Castiela, gdy miał wokół siebie innych służących, i był w stanie patrzeć na niego dłużej niż przez minutę pierwszy raz od czasu, gdy tamten wrócił.
Castiel odezwał się z determinacją. Splótł dłonie pod brodą i rozejrzał się po twarzach gości.
- Zgromadziłem was tutaj, ponieważ… tu, pod tym dachem i na tych ziemiach… nie dzieje się dobrze. – Odchrząknął i położył dłonie na stole przed sobą; gładkie palce bez ruchu spoczywały na ciemnym, wiśniowym drewnie. – Jesteście sercem tej posiadłości, wasza czwórka to główne trybiki napędzające wszystko tutaj, sprawiające, że wszystko działa… i nikt was dotąd nie doceniał. – Przy ostatnich słowach Castiel spojrzał przelotnie na Deana, po czym rozejrzał się wśród pozostałych. – Mój ojciec wyjechał na dwa miesiące. Nie dbał o to miejsce i o personel, tak, jak powinien w czasie mojej nieobecności… Ja sam… popełniłem błędy – przyznał, lekko zwieszając głowę, po czym wyprostował się, a twarz miał surową. - …to się nie zdarzy ponownie. To miejsce jest moim domem, a ja nie zamierzam wyjeżdżać jeszcze raz. Przywrócimy je do stanu, w jakim kiedyś było, a potem jeszcze ulepszymy. Razem będziemy nad tym pracować.
Jego słowa płonęły ogniem, który pochodził z głębi młodego człowieka, z serca pełnego siły. Czuł smutek, kiedy spacerował wokół i widział, jak służący gapili się, gdy on się uśmiechał, a co gorsza, niektórzy uciekali lub tchórzyli. Nie tak powinno być i wiedział, że część tego była jego winą, z powodu tego, co zrobił Deanowi. Jednak chodziło o coś jeszcze, o brak kontaktu, jak gdyby oczekiwali, że Castiel nawet na nich nie spojrzy, i czuli zdziwienie, kiedy Cas uznawał ich za ludzi.
Oddech Deana zaczął się trochę rwać, kiedy Castiel wspomniał o swoich „błędach”, ale był pewien, że nikt tego nie zauważył. Odchylił się w krześle i złożył sobie dłonie na kolanach, próbując patrzeć na Casa tak zwyczajnie, jak to było możliwe. Minęło kilka chwil, w czasie których wszyscy zgromadzeni spojrzeli na siebie ze zmieszaniem i zwątpieniem. Było czymś bardzo niezwyczajnym, że członek rodziny przemawiał tak otwarcie, tak przyziemnie na temat zmiany postępowania i Dean nie mógł ich obwiniać o to, że zachowywali się ostrożnie w obliczu nagłej zmiany nastawienia. Wtedy główny kucharz, siedzący naprzeciwko Deana, odchrząknął i zwrócił na siebie uwagę pozostałych.
- Proszę pana, to wszystko brzmi bardzo… chlubnie… ale pan Charles koniec końców wróci. Czy nie sprzeciwiłby się sugerowanym przez pana zmianom?
Rozległo się aprobujące mamrotanie i Dean oblizał usta, spoglądając na Castiela, który wciąż wyglądał na bardzo spokojnego i skupionego.
- Przepraszam, proszę pana… ale zgadzam się z tym - powiedział powoli Dean, kiedy głosy ucichły ponownie, i spojrzał na Castiela współczująco. – Nie chcemy po prostu, aby marnował pan swój czas na coś, co i tak zostanie zniszczone w mgnieniu oka.
Castiel złapał za drewno przed sobą i poderwał głowę, spoglądając na służących wnoszących kolejne danie. Pokręcił głową, a oni szybko się wycofali. Cas odchrząknął.
- Mój ojciec… nie będzie żył wiecznie. Pragnie, aby Michael przejął posiadłość… ale Michael tego nie chce. Gabriel jest zbyt beztroski. To ja przejmę posiadłość i będę tu wszystkiego doglądał. Czy… czy ktokolwiek z was cieszy się z powodu tego, jak tu wszystko wygląda? – zapytał stanowczo.
Rozejrzał się po sali i po czterech gapiących się na niego twarzach, i zobaczył w nich dokładnie to, czego się spodziewał. Zaskoczenie. Żadna osoba znajdująca się w tym pokoju nie spodziewała się, że to pytanie padłoby z ust ich młodego pana.
Tym razem to Dean odezwał się pierwszy. Łagodnie pokręcił głową i stanowczo spojrzał na Castiela.
- Nie, proszę pana. To miejsce nie jest już takie, jak kiedyś. – Wiedział, że pozostali się z tym zgadzali, ale wydawali się być zaskoczeni, że Dean zachowywał się tak bezpośrednio w obecności ich młodego pana. – Z radością powitamy zmiany. I sądzę, że mówię w imieniu nas wszystkich, zapewniając, że pomożemy panu we wszystkim, co sobie pan zaplanował. Ale… byłoby czymś… pocieszającym wiedzieć, na co się tu piszemy…
Cas poczuł w sobie coś ciepłego, a serce stanęło mu na chwilę, gdy Dean spojrzał mu w oczy na najdłuższą chwilę od czasu, gdy on wrócił.
- Dom się rozpada… Zauważyłem zniszczenia spowodowane wodą na werandzie, zepsute okna na tyłach, również schody są słabe. O sady jabłoniowe nikt nie dbał… w ponad 20 drzewach zagnieździła się jemioła. Konie… są piękne – Cas spojrzał na Deana i nieznacznie wykrzywił usta – ale stodołę trzeba na nowo zadaszyć… - westchnął i ściągnął brwi. – Bardziej jednak, niż wszystkim wymagającym naprawy… trzeba się zająć tym uczuciem… W tej posiadłości nie zostało już nic z rodziny. Kiedy… kiedy byłem dzieckiem, znałem każdą jedną osobę tutaj. Nie wiem, co się stało, że to wrażenie stąd zniknęło… ale sprowadzimy je z powrotem. Zaczniemy od jutra, od uczty dla wszystkich.
Czterej służący wymienili ze sobą kilka milczących spojrzeń, po czym zwrócili się do swego pana i oznajmili swoją aprobatę. Podano kolację i w przeciwieństwie do poprzednich lat, w jej trakcie panowała spokojna atmosfera i rozlegały się podniecone szepty w sprawie nadchodzących zmian. Po północy Dean wraz z innymi opuścił dwór i jeden raz się odwrócił, posyłając Castielowi, obserwującemu ich z drzwi, niewielki uśmiech.
Castiel dotrzymał słowa i zorganizował dość imponujący bankiet, zważywszy na krótki termin. Zaproszono dosłownie każdego, od podkuchennej do ochmistrza, od chłopca stajennego do ogrodnika. Na początku panowała napięta atmosfera, każdy powoli przyzwyczajał się do faktu, że wszystko się prawdopodobnie zmieni, i z tegoż powodu zachowywał się ostrożnie. Dean usiadł przy końcu długiego stołu ze swym bratem i Joanną, i dołączył do ich radosnego śmiechu, gdy tylko napotkał wzrok Castiela. Przez chwilę patrzyli na siebie, po czym Dean skinął głową i odwrócił się.
Czas uciekał i w przeciągu trzech tygodni wokół Milton Manor wszystko się drastycznie pozmieniało. Powoli, ale skutecznie Castiel przekonał wszystkich, by pomogli mu zrealizować jego plan, i obecnie nawet Sam zdawał się nienawidzić go mniej. Kiedy Castiel pierwszy raz pokazał się w stajniach ubrany w zwykłe spodnie i brudną, połataną koszulę, Dean niemal się zakrztusił i z trudem nie przetarł sobie oczu. Prośba Castiela, aby Dean pomógł mu przy jakiejś pracy w obejściu, została raczej szybko zaakceptowana, i wkrótce stało się czymś normalnym, że pół dnia spędzali razem. Castiel był dużo swobodniejszy i w lepszym nastroju, niż zaraz po powrocie do domu. Mimo to, gdy tylko Dean wchodził do dworu czy Castiel spotykał się z nim w stajniach, dawało się wyczuć napięcie. Mrowienie ogarniało jego ciało i Dean początkowo nie umiał stwierdzić, co to było. Ale teraz wiedział, że był to strach. To nie tak, że naprawdę obawiał się Castiela, przynajmniej już nie teraz. Ale wciąż istniało zwątpienie, niepokój, że Dean pewnego dnia mógłby zrobić coś nie tak, coś, co nie zadowoliłoby młodego pana, coś, co by go rozwścieczyło i sprawiło, że znów by się zapomniał.
W ciągu minionych trzech tygodni na terenie posiadłości wiele zostało zrobione, w miarę, jak pogoda się poprawiała. Przyszła późna, sucha wiosna, co świetnie się nadawało na zmianę dachu nad stajniami i stodołą, i to zadanie już prawie było skończone.
Castiel czuł się wspaniale, obserwując Deana, gdy razem pracowali. Chłopiec, którego kiedyś znał, wyrósł na wspaniałego mężczyznę, wysokiego i muskularnego, silnego i dobrego. Wszystko, co robił, świadczyło o otrzymanym wychowaniu, o prawdziwym ojcu, który wpoił mu zasady moralne i wytyczne, nie zaś wygłaszał kazania i bił.
Pracowali razem na dachu, układając gont i wbijając gwóźdź za gwoździem. Krótko po południu Joanna przyniosła im lemoniadę i obaj zrobili sobie przerwę w cieniu stodoły.
Cas spoczął w cieniu i wytarł sobie czoło koszulą, którą właśnie zdjął, a która prawie nie miała suchych miejsc ze względu na ilość potu, jaką się oblał w trakcie ich pracy. Przez chwilę w ciszy popijał lemoniadę, siedząc na snopku siana.
- …Dean… poprosiłem Annę, by zostawiła cię w spokoju – rzucił wzrokiem w stronę siedzącego Deana, po czym z powrotem skierował uwagę na trzymany napój. – Wyznała mi, że ty zaledwie sprawiałeś jej przyjemność, i że tak naprawdę nie myślałeś o przyszłości z nią… czy miała rację?
Kiedy Castiel zaczął mówić, Dean, który odłożył swoje narzędzia, aby napić się lemoniady, zakrztusił się swoim napojem. Wytarł sobie usta, kaszlnął kilka razy i spojrzał na pełną poczucia winy twarz swego pana. Oblizał się i zapatrzył w jego pytające, niebieskie oczy, zastanawiając się, jak mu to wyjaśnić. W końcu odstawił szklankę na ziemię obok snopa siana i całym ciałem zwrócił się do Castiela.
- Panienka Anna… była bardzo samotna – zaczął, bardzo ostrożnie dobierając słowa. – Zawsze była wobec mnie uprzejma i miła… podobnie jak wobec każdego w domu. Ja… nigdy nie pomyślałem, że… czuła coś do mnie – umilkł znowu, wciąż patrząc na Castiela, nawet, jeśli zdawał sobie sprawę, iż była to najniezręczniejsza rozmowa, jaką kiedykolwiek odbyli, skoro rozmawiali o tym, dlaczego sypiał z siostrą swego przyjaciela z dzieciństwa. – Nie chciałem zranić jej uczuć – powiedział wreszcie, opuszczając głowę i gapiąc się na dłonie Castiela, zwinięte w pięści na jego kolanach. Zapomniał na chwilę o ich różnym statusie społecznym, o dystansie, jaki między nimi narastał przez ostatnie siedem lat, po czym sięgnął i złapał Castiela za ręce, ściskając je lekko. – Przepraszam…
Castiel lekko zesztywniał, a potem powoli splótł ich palce, uniósł sobie dłoń Deana do policzka i przez chwilę po prostu się w nią wtulał. Potem puścił Deana i znowu wziął szklankę z lemoniadą. Opróżnił ją jednym łykiem, wstał i rzucił koszulę na siano.
- Myślę, że dziś możemy skończyć z dachem… jak uważasz? – cofnął się, osłaniając sobie oczy dłonią i sprawdził, jaki postęp jak dotąd zrobili w sprawie nowego dachu nad stajnią.
Wszyscy w posiadłości ciężko pracowali. Zaczęli niemal natychmiast po bankiecie, najpierw zajmując się pierwszym wielkim zadaniem, którym były naprawy przydomowe, jak okiennice zwisające z zawiasów, nadjedzone przez termity schody oraz rozpadająca się weranda. Gdy tylko uporali się z tym i z malowaniem, przenieśli się do stajni, a następne w kolejce czekały jabłonie i problem z jemiołą.
W tym czasie Castiel nie wspominał ponownie o incydencie z biczem, szanując życzenie Deana. Ale ani o tym zapomniał, ani sobie wybaczył. Cały czas miał to gdzieś w pamięci, jątrzące się jak rana, i choć w nocy dochodził myśląc o piegowatym chłopcu uwięzionym pod sobą, gdy wyobrażał sobie, że kołysał się w Deanie, to czuł przytłaczające poczucie winy, gdy tylko rozkosz słabła.
Rozdział 8
Minął kolejny pracowity miesiąc, ponieważ każdy mieszkaniec Milton manor robił, co mógł, asystując przy przywracaniu dworu i otaczających go gruntów do poprzedniej świetności. Dwa miesiące po inspirującej przemowie Castiela stało się wyraźnie widoczne, jak bardzo zmienił się dom, zarówno w wyglądzie, jak i w atmosferze. Służący witali wszystkich radośnie, zamiast z przerażeniem i nieśmiałością, rozmawiali się i śmiali, pracując ręka w rękę z dziećmi Miltonów. Wkrótce ukończono największe, najbardziej czasochłonne prace i wszystkim pozostały tylko drobne rzeczy, jak łatanie rozdartych obić czy przemalowywanie części płotów. Kilka dni wcześniej Castiel skręcił sobie kostkę, spadłszy przypadkowo ze schodów frontowych. Nie było to nic poważnego, ale lekarz nakazał młodemu panu leżeć i zabronił jakiejkolwiek pracy. Kiedy więc wszyscy w dworze ruszyli do sadu po drugiej stronie posiadłości, wycinać drzewa porośnięte jemiołą, Dean został na miejscu, aby zająć się potrzebami Castiela. Nie był pewien, jak do tego doszło, i częścią siebie pragnął iść z kolegami. Choć bardzo się cieszył minionymi tygodniami, faktem, że spędzali razem prawie tyle czasu, co w dzieciństwie, od czasu do czasu muskając się palcami – wciąż istniał między nimi pewien chłodny dystans, uczucie, które ogarniało Deana, gdy tylko spotykali się wzrokiem lub przypadkowo dotykali. Ponieważ wszyscy wyszli, w dworze panowała cisza i Deanowi nie podobało się echo jego własnych kroków, kiedy kroczył wielkim korytarzem, niosąc tacę ze szklaną karafką pełną zimnego piwa do foyer. Castiel siedział na szezlongu, twarzą do wygaszonego teraz kominka, i uniósł głowę, kiedy Dean wszedł i postawił tacę na stoliku przed nim. Nalał trochę napoju do szklanki i podał ją swemu młodemu panu.
Castiel wziął szklankę, a kiedy ją złapał, musnął palcami dłoń Deana i poczuł, jak stanęło mu serce. Szybko wycofał rękę i prawie jak w zwolnionym tempie szklanka runęła w dół, jako że obaj puścili ją jednocześnie. Cas próbował ją złapać ponownie, zanim spadła, ale był nie dość szybki i naczynie rozbiło się na podłodze. Dean wyjąkał, że posprząta ten bałagan, że przepraszał i że to była jego wina.
Castielowi łamało się serce, gdy widział kogoś, kto był kiedyś tak pełen życia, tak otwarty i szczery i równy jemu, w takim stanie. Wystraszonego. To w ogóle do Deana nie pasowało.
- Dean – odezwał się spokojnie, ale zdecydowanie.
Dean zawahał się, zajęty zbieraniem szkła, i spojrzał w górę na swego chlebodawcę.
- Tak, proszę pana?
-…Proszę… nie nazywaj mnie tak… Nienawidzę tego… tak bardzo tego nienawidzę… nienawidzę widzieć cię w takim stanie – wstał bosy, ignorując zalecenia lekarza i szkło na podłodze, i oparł się o krzesło najbliżej Deana. – Ja… z całego serca żałuję, że cię skrzywdziłem. Nigdy nie powinienem był cię wychłostać. Tęsknię za tobą, Dean – Castielowi załamał się głos, ale dalej z całych sił starał się patrzeć Deanowi w oczy. – Tęsknię za tym, jak było, gdy byliśmy dziećmi… gdy patrzyłeś na mnie jak na przyjaciela… nie na swego pana… kiedy uważałeś mnie za kogoś, kto przynosił ci szczęście… nie ból… Zrobiłbym wszystko, aby to cofnąć.
Twarz Castiela ściągał ból, tęsknota za tym, co było dawniej, oraz złość na samego siebie. Mocno zacisnął dłonie na oparciu krzesła, ponieważ nieco się chwiał, opierając cały ciężar ciała na jednej nodze.
Wiedział, dokąd to zmierzało, nawet, zanim Castiel wstał, zanim zaczął mówić. A jednak jego słowa trafiły Deana mocno, sprawiły, że cofnął się o kilka kroków, poza zasięg drugiego mężczyzny.
- …przestań… - padło ciche słowo, bardziej błaganie niż rozkaz, gdy Dean zmusił się do tego, by spojrzeć swemu panu… Castielowi w oczy. – Nigdy niczego od ciebie nie chciałem… więc proszę… po prostu… nie rozmawiajmy o tym. Błagam cię…
Ale Castiel pokręcił głową, puścił oparcie i przykuśtykał bliżej, powoli przemierzając odległość między nimi, i zaczął znowu mówić, znowu przepraszać.
- Skrzywdziłem cię… Zdradziłem twoje zaufanie i… wiem, że nigdy nie zdołam… nie ma mowy…
- ZAMKNIJ SIĘ! – te słowa wydarły się z Deana, nie dając mu szans na ich powstrzymanie. Ukrył twarz w dłoniach, próbując się uspokoić, ale czuł, jak łzy napłynęły mu do oczu. – Tak, skrzywdziłeś mnie… Miałem wrażenie, że nigdy nie zdołam ci wybaczyć tego, co mi zrobiłeś… - odetchnął z drżeniem, całym szczupłym ciałem drżąc z powodu emocjonalnego bólu wywołanego tymi wspomnieniami. – Zrobiłbym wszystko, aby cię uszczęśliwić… wszystko, być doceniał mnie i naszą przyjaźń tak, jak to było, kiedy wyjechałeś. A ty… wykorzystałeś moją miłość i szacunek do ciebie i złamałeś mnie. Złamałeś mi serce.
Po tych słowach Dean zaszlochał rozpaczliwie i, nie mogąc się powstrzymać, padł na kolana i rozpłakał się, desperacko i bezwstydnie.
Cas poczuł, jak coś w nim pękło i zaczęło się kruszyć, kiedy Dean wyznał, że on swoim działaniem złamał mu serce. Zakwilił zduszonym głosem i szybko padł na kolana, ignorując ból w kostce, i przygarnął płaczącego mężczyznę do siebie. Uścisk był mocny i rozpaczliwy, ponieważ Dean niemal natychmiast zesztywniał i próbował go odsunąć, ale Cas mu na to nie pozwolił.
- Nie… Nie, Dean… Proszę… - w słowach Castiela brzmiało błaganie i bolesna krzywda, kiedy prosił Deana, aby pozwolił mu się objąć. Kołysał się nieznacznie i tulił drugiego mężczyznę do siebie. Dean zakrywał sobie twarz, skutecznie więżąc swoje ramiona przy piersi Casa. Obaj mężczyźni dygotali na skutek łkań Deana i wkrótce również Castiel się rozpłakał; ciche łzy gorącymi strugami spływały mu po policzkach.
- Przepraszam… Przepraszam… Dean, tak mi przykro… - powtarzał bez przerwy w szyję Deana.
Dean zadygotał i kwiląc, znowu próbował go odepchnąć w słabej próbie ucieczki od drugiego mężczyzny. Cas tylko objął go ciaśniej i przyciągnął z powrotem do siebie tak, że teraz stykali się czołami. Dean zacisnął powieki, ale Castiel trzymał oczy otwarte i gapił się na mężczyznę przed sobą, wyraźnie pełnego cierpienia. Castiel odetchnął z drżeniem, wypuszczając powietrze przy wtórze słabego szlochu.
- Kocham cię – powiedział, obejmując twarz Deana obiema dłońmi.
Słowa te nie dotarły do niego od razu. Dean wciąż za mocno płakał, jego szlochy odbijały się echem po przestronnym pokoju, podczas gdy on wciąż próbował uciec od niego, od osoby, która złamała mu serce, od osoby, od której wciąż nie potrafił się trzymać z daleka, zgubiony na orbicie wokół niego, okrążając go bez choćby najmniejszej szansy na odzyskanie wolności. Przełknął z wysiłkiem, a z ust uleciał mu drżący oddech, kiedy powoli zdał sobie sprawę z tego, co oznaczały słowa Castiela. Niemal niechętnie otwarł oczy, a wargi wciąż mu drżały, gdy spojrzał w niebieskie oczy Castiela, lśniące od łez, które płynęły mu po bladych policzkach. Otwarł usta, ale nie padło z nich żadne słowo; pokręcił lekko głową, nie wierząc, nie rozumiejąc. Spróbował odepchnąć drugiego mężczyznę ponownie, ale nie udało mu się, i ramiona osunęły mu się w dół, do boków, bezwładne i nieruchome.
- Nie… nie mów tak… daj mi odejść… - mówił cicho, zaledwie szeptem, bojąc się, że jeśli przemówiłby głośniej, to zacząłby znowu wrzeszczeć. Ale Castiel go nie puścił. Wciąż ciasno obejmował Deana, nie dając mu szans na ucieczkę, i im dłużej więził go w swych ramionach, tym bardziej Dean sobie uświadamiał, że tak było dobrze, że było to jedyne miejsce, w jakim chciał się znaleźć, jedyne miejsce, jakie zdawało się być właściwe. Castiel był jego domem, jego bezpieczną przystanią, jego przeznaczeniem. I po tej myśli Dean objął barki Castiela i pochylił się do przodu, przywierając ustami do ust Casa. Ta rozpaczliwa potrzeba wreszcie przejęła nad nim kontrolę, czyniąc ją niemożliwą do zniesienia.
W tej chwili w Castielu nastąpiła eksplozja, krzyczał na niego milion głosów, ogłuszający w swej gwałtowności i gniewie.
„OBRZYDLIWE! OHYDNE! GRZESZNIK! ZA TE MYŚLI PÓJDZIESZ DO PIEKŁA! BÓG NIENAWIDZI TAKICH, JAK TY! NIECZYSTY ZBOCZENIEC!
Castiel nieznacznie wbił palce w plecy Deana i puścił go szybko, przerywając pocałunek cichym „nie…”. Zmarszczył brwi, a dolna warga mu zadrżała.
- B…boże… Dean…
Zatrząsł się, wróciły do niego wspomnienia samotnego uwięzienia w ciemnym pokoju przez całe tygodnie, tego, jak jego pierwszy pocałunek i pieszczota w dorosłym życiu doprowadziły do bicia brzozową witką, tak surowego, że przez tydzień nie mógł siadać i nie krzywić się. Wirowały mu w głowie razem ze słowami ojca „Jesteś rozczarowaniem”.
Castiel sapnął miękko i dotknął swoich warg, muskając palcami mrowiące ciało. Trząsł się wyraźnie, na twarzy miał wyraz horroru i strachu; zatracił się w pętli potępiających zdań i mroku tkwiącego mu w głowie.
Wzrok mu zmętniał i przez chwilę zdawało się, że Cas mógłby zemdleć, ale po kilku drżących oddechach wrócił do siebie i powoli spojrzał na Deana. W tej chwili uderzyło go kolejne wspomnienie, tym razem jednak pełne letniej wesołości oraz zim wypełnionych przytulaniem, jeżdżenia po lesie i wspólnego odkrywania w sadzawce nowych światów. Odetchnął i poczuł, jak wypełniła go determinacja. Wyciągnął ręce i złapał Deana za szyję, po czym przyciągnął do siebie, do kolejnego pocałunku; ten był już mocniejszy od poprzedniego, niemal rozpaczliwy w swej gwałtowności.
- Nie obchodzi mnie… Nie obchodzi mnie to, co oni mówią, co myślą czy w co wierzą… - odezwał się z ustami przy ustach drugiego mężczyzny, cicho i szybko, ale bardziej do siebie, niż do Deana. – Kocham cię, Dean… Kocham cię tak bardzo – spojrzał mu w oczy i starł łzę z kącika jego oka. – I nikt mi nie będzie mówił, że to jest złe.
Przez chwilę Deana wypełniał strach, przezwyciężając każde inne uczucie w tym czasie, w którym Cas się odsunął, szepcząc „nie”, a jego oczy mówiły o bolesnych wspomnieniach i śmiertelnym przerażeniu. A potem wrócił, przywarł do niego całym ciałem i całował go, i Dean nie mógł już myśleć o niczym. Nie wiedział, gdzie Cas zawędrował te kilka sekund temu, mógł jedynie zgadywać, że z trudem walczył z tymi uczuciami, ale to było bez znaczenia. Nie, kiedy dłonie Castiela obejmowały mu twarz i kark, trzymając go, ale już go dłużej nie więżąc, tylko prowadząc go do mężczyzny, którego kochał, którego zawsze uwielbiał bardziej, niż kogokolwiek innego, z wyłączeniem swojej rodziny. Westchnął miękko i wyzbył się resztek niechęci, ostatnich pozostałości zmartwienia; wtulił się w pocałunek, rozchylił usta i przechylił głowę, lekko zmieniając kąt. Jego dłonie, wciąż spoczywające na plecach Castiela, zaczęły się powoli poruszać, wędrować po jego łopatkach, po skórze tuż nad kręgosłupem, wreszcie spoczęły mu na biodrach. Gładząc Castielowi boki, przyciągnął go bliżej.
- Cas… - wydyszał pomiędzy pocałunkami, ale został uciszony kolejnym, jeszcze żarłoczniejszym, gdy Castiel wsunął mu język do ust, dotykając jego własnego w tak dominujący, a jednocześnie pełen miłości sposób, co posłało fale rozkoszy przez całe jego ciało.
Castiel czekał tak długo, dwadzieścia nietkniętych lat. Te kilka pocałunków czy pieszczot, jakich zaznał w swoim życiu, było albo niewinnych, albo pospiesznych. Żadna nie dawała mu takiego poczucia spełnienia, jak to; żadna nie mogła mieć nawet nadziei, by zbliżyć się do tego, jak czuł się teraz przy Deanie, wręcz kipiąc emocjami i ociekając potrzebą i pragnieniem.
Cas ruszył się szybko, przyciągnął Deana jeszcze bliżej i zaczął się szarpać z jego ubraniami, trochę niezdarnie, ale natarczywie. Każdy guzik był przeszkodą stojącą pomiędzy nim a tym, co tak desperacko musiał zobaczyć. Cas widywał Deana, kiedy pracowali razem; silne barki oraz umięśniony, szeroki tors godzinami przyprawiał go o ból, fiut dygotał mu na wspomnienie piegów na ramionach Deana. Teraz mógł to widzieć, dotykać i smakować, a Dean tego pragnął. Pragnął jego. Nigdy nie chciał Anny i ta świadomość utkwiła mu gdzieś w głowie, ale zignorował ją, zajęty czymś dużo ważniejszym.
Jak tym, by nagi Dean znalazł się pod nim w ciągu następnych pięciu minut. Cas zadygotał, odpuścił sobie łagodność w stosunku do mężczyzny, którego kochał, złapał za jego koszulę i rozdarł ją, od czego guziki odskakiwały i rozsypywały się na podłodze. Cas przerwał pocałunek i bez skrępowania spojrzał z podziwem na ciało przed sobą, opalone, piegowate i błagające o dotyk.
- Dean, jesteś taki piękny…
Powieki Deana zatrzepotały i zamknęły się, kiedy Cas zaczął dotykać jego torsu, rozpinając mu koszulę. Tylko raz nieznacznie się skrzywił, kiedy poczuł, jak tkanina się rozdarła. Westchnął przeciągle i otwarł oczy, spojrzał na jasną twarz Castiela i zarumienił się, kiedy zdał sobie sprawę, że starszy mężczyzna bezwstydnie przyglądał się jego nagiej postaci. Dean przysunął się bliżej, wodząc dłońmi w górę ramion Castiela. Zatrzymał się na jego szyi i pogładził kciukami ciepłą skórę. Przygryzł sobie dolną wargę , przełykając z wysiłkiem, kiedy wodził wzrokiem po twarzy Casa, przyglądając się każdemu szczegółowi, słabym śladom zarostu, niewielkim zmarszczkom mimicznym wokół oczu oraz gęstym rzęsom, niemal kobiecym w swej delikatności.
- Cas… - powiedział i wyraził tym o wiele więcej, niż tylko imię, w to jednosylabowe słowo wlało się tak wiele emocji, bardziej znaczących niż tysiąc zapewnień o uczuciu i oddaniu. – Cas, proszę…
Jeszcze raz się pochylił, by ucałować jego usta, a potem odsunął się i położył na podłodze, łagodnie ciągnąc drugiego mężczyznę za sobą. Rozłożył się przed nim, dyszący i spocony, a naga pierś w oczekiwaniu unosiła mu się ciężko.
Tak wiele pragnął powiedzieć.
„ Weź mnie, spraw, bym był twój, spraw, bym zapomniał”
Ale z jego ust nie padło żadne słowo. Nic, co mógł powiedzieć, nie wydawało się wystarczająco właściwe czy ważne, nic nie mogło wyrazić, co teraz czuł. Więc pozwolił, by jego ciało mówiło za niego. Puścił biodra Castiela i powoli, niemal drażniąco powiódł dłońmi po piersi Castiela, zręcznymi, niecierpliwymi palcami odpinając guzik za guzikiem w jego ubraniu. Potem przesunął je jeszcze niżej, po jego udach i kolanach, aż wreszcie przeniósł je na swoje ciało, gładząc nimi swój brzuch, pierś, szyję, policzki, aż wreszcie spoczęły mu tuż nad głową. Wyglądał w ten sposób wręcz boleśnie erotycznie i zauważył, że Castiel zadrżał z pragnienia jeszcze silniej, niż zaledwie sekundy temu. Mężczyzna się jednak nie ruszył, więc Dean poruszył biodrami, rozłożył nogi i objął nimi tors Castiela, przyciągając go do siebie w nieomylnym zaproszeniu.
Castiel zadygotał pod wpływem łagodnego dotyku Deana i na chwilę zamknął oczy, by po prostu delektować się uczuciem, jakie dawały palce mężczyzny podróżujące mu po ciele. Otwarł je, kiedy te palce zaczęły mu rozpinać koszulę, a dech zamarł mu w gardle na widok dotykającego się Deana. Nawet w jego najlepszych fantazjach Dean nigdy nie był taki odprężony i otwarty na niego. Cas poczuł gromadzące mu się w dole brzucha ciepło, fiut drgając wrócił mu do życia i gwałtownie zaczął twardnieć mu w spodniach pod wpływem działań tego wspaniałego mężczyzny. Cas oblizał się i pochylił, oparł się na łokciach i pocałował Deana łagodnie, jednak pocałunki szybko stały się głodne, spragnione.
Cas powiódł jedną ręką po torsie Deana do jego biodra, złapał je i całkowicie się na nim położył, po czym naparł w dół na niego, powoli kołysząc biodrami w rytm ich pocałunków.
- Dean… - szepnął głębokim, chrapliwym głosem – proszę, bądź mój…
Pocałował Deana w szyję, skubiąc łagodnie skórę, liżąc ją i ssąc, chcąc jej posmakować, i stęknął czując jej słodko-słony smak, jej ciężki, piżmowy zapach, najeżdżający wszystkie jego zmysły DEANEM. Poczuł, że po każdym powolnym pchnięciu w mężczyznę pod sobą twardniał bardziej, i wiedział, że wkrótce musiałby coś zrobić, bo fiut już pulsował mu niecierpliwie.
Dean już się nie wstrzymywał. Nie było po temu żadnego logicznego powodu, w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby ich usłyszeć czy zobaczyć. Więc przestał się hamować, jęcząc nisko po każdym dotyku ciała Castiela na swoim. Zamknął oczy, tonąc w nieopisanych doznaniach, jakie wzbudzał w nim ten leżący na nim mężczyzna, a leżące mu ponad głową dłonie drgały po każdym pchnięciu Castiela w jego lędźwie. Nie mógł jednak dłużej trzymać rąk z dala od niego, więc złapał go za biodra i zaczął gładzić po bokach, po ramionach, po czym z powrotem zarzucił mu na szyję, podczas gdy Cas dalej wycałowywał mu mokre ślady na gardle.
- Cas… Cas… - wysapał, z całych sił bezskutecznie próbując unormować głos; rozpadał się pod Castielem. – Cas, jestem twój… zawsze… zawsze byłem…
Po tych słowach Castiel stęknął nisko i Dean wiedział, że to było właściwe, wiedział, że dokładnie tego Castiel chciał, że to miał nadzieję usłyszeć. Cas znowu naparł biodrami w dół i Dean jęknął, lekko rozchylając usta i otwierając oczy, by spojrzeć na mężczyznę nad sobą. Złapał Castiela za surdut i zsunął go z jego ramion, po czym dalej go rozbierał. Przeklinał skomplikowane, wielowarstwowe ubranie, jakie Cas nosił, i sapnął sfrustrowany, kiedy jego nieznacznie drżące palce nie zdołały rozpiąć guzików tak szybko, jak sobie to zaplanował.
- Potrzebuję cię… teraz, Cas… proszę…
Rozdział 9
Cas usiadł szybko, zdzierając sobie kłopotliwy surdut z ciała, następnie kamizelkę i koszulę. Został tylko w miękkiej podkoszulce i spodniach, które rozpiął drżącymi palcami; oddychał ciężko, patrząc na Deana pod sobą. Nagle przyszło mu do głowy, że nie chciał robić tego tutaj… nie tutaj, w foyer, gdzie nie było łóżka.
Castiel pochylił się i pocałował Deana znowu, długo i słodko, po czym odsunął się o cal i spojrzał mężczyźnie w oczy.
- Przenieśmy się do mojej sypialni…
Wstał ostrożnie, upewniając się, aby zbytnio nie obciążać nogi, pozbierał swe porozrzucane ubrania i obrócił się, chcąc się upewnić, że Dean podążał za nim. Cas mógł się opierać na chorej nodze, ale niezbyt długo, więc był wdzięczny, kiedy Dean pomógł mu przejść schodami i korytarzem do jego pokoju. Jednak gdy tylko zamknęły się drzwi, Cas odrzucił ubrania i przycisnął Deana do nich, a jego dłonie były wszędzie, pragnąc dotykać każdego cala piegowatej skóry mężczyzny.
- Tęskniłem za tobą… Dean, tak bardzo za tobą tęskniłem… Zawsze cię pragnąłem… - szeptał pomiędzy gorączkowymi pocałunkami, pozbawiając Deana reszty ubrań - …pragnąłem tego… Sama myśl… o Annie… - zawarczał, niezdolny nawet skończyć zdania, i wsunął dłoń w spodnie Deana. Objął nią jego fiuta i zaczął go powoli obciągać, zaś ustami przywarł do ciemnoczerwonej malinki na szyi mężczyzny.
Dean poszedł za nim bez słowa, objąwszy Castiela w talii, aby go podtrzymać, a następnie znalazł się pod drzwiami w chwili, w której weszli do sypialni Casa. Jęknął cicho, gdy Cas przysunął się bliżej, całując go i dotykając wszędzie. Ale potem głos obniżył mu się o oktawę i Dean niemal poczuł emocjonalny ból, jaki sprawiała Casowi rozmowa o Annie. Pragnął mu pomóc, złagodzić jego ból, powiedzieć mu, że to się nie liczyło, że nic nie mogło się liczyć tak długo, jak długo byli razem, ale wtedy Cas włożył mu rękę w spodnie i z umysłu Deana zniknęły wszystkie logiczne myśli. Krzyknął bezwstydnie, rzucając się w dłoni Casa. Mocno złapał cienką podkoszulkę, przyciągnął mężczyznę bliżej i oparł się czołem o jego ramię.
- Och… och… Cas… - wysapał, błądząc gorącym oddechem po skórze Castiela. Złapał krawędź jego podkoszulki, podciągnął ją w górę i przez głowę i wreszcie poczuł pod dłońmi nagą skórę, której dotykał wszędzie, gdzie mógł. Przyszło mu nagle do głowy, czemu myśl o Annie sprawiała tyle bólu jego kochankowi. Zrozumiał nieoczekiwanie, że to nie prawy gniew popchnął Casa do ukarania Deana – że była to rozpaczliwa miłość i wściekła zazdrość. – Nie… myśl o niej… ja zawsze… zawsze myślałem o tobie, Cas… zawsze cię kochałem…
Cas pocałował Deana jeszcze raz, wciąż powoli, ale mocno obciągając mu fiuta. Przerwał pocałunek i ruszył w stronę łóżka, przy okazji zdejmując spodnie, buty i skarpetki, aż do czasu, kiedy doszli do łóżka z kolumienkami, teraz pozbawionego zimowych zasłon, Cas był już tylko w bieliźnie. Biały materiał zwisał mu luźno wokół bioder, opadając nisko na wystających kościach. Przyciągnął Deana do siebie jeszcze raz, całując go powoli, po czym pchnął go na łóżko. Zdjął z niego resztkę odzienia i aż dech mu zaparło na ten widok; potrzebował całych swoich sił, aby nie rzucić się na niego i nie wziąć go tam i teraz. Ale trzeba to było robić w określonej kolejności, a Cas nie zamierzał niczego więcej schrzanić, nieważne, jak bardzo jego fiut domagał się uwagi.
Wpełzł na łóżko obok Deana i przyciągnął go do siebie, całując go powoli i głęboko i gładząc jego muskularne ciało; ciepło jego skóry było odurzające.
Casowi przyszło do głowy, że może mógłby coś wyznać, zanim posunęliby się dalej, więc przerwał pocałunek i odsunął się, spoglądając w zmieszane oczy Deana.
- Dean… ja nie… robiłem tego przedtem… z nikim.
Dean zamrugał i uśmiechnął się.
- Ja z mężczyzną też nie…
- Nie… chodzi mi o to… z nikim. Wciąż jestem prawiczkiem.
Dean oblizał się powoli, pozwalając tym słowom dotrzeć do niego. Cas był prawiczkiem. To było… niespodziewane… Dean wiedział, oczywiście, że szkoła, do której został posłany Cas, była bardzo surowa i budząca szacunek – ale zawsze jakby przypuszczał, ze w swoim wolnym czasie uczniowie mieliby możliwość wyjść, zabawić się i… może zaznać też trochę seksu. Zarumienił się na myśl o tym, że Cas wciąż był nietknięty, a świadomość, że to on, Dean, miał być pierwszą osobą widzącą go tracącego kontrolę, wijącego się w podnieceniu, krzyczącego w ekstazie, sprawiła, że fiut mu drgnął w oczekiwaniu na to wszystko. W jakiś sposób czuł się… brudny, niegodny, już splugawiony dotykiem i pocałunkami Anny. Na chwilę odwrócił wzrok, robiąc głęboki wdech, po czym znowu spojrzał w pytające oczy Casa.
- Nie martw się – powiedział łagodnie i kojąco. – Pokażę ci…
Było prawdą, że Dean nigdy wcześniej nie uprawiał seksu z mężczyzną. Ale kiedy pierwszy raz odkrył swoją seksualność, na myśl o Casie poczuł… zaciekawienie i pomysłowość. Kiedy więc miał już pewność, że Castiel intensywnie mu się przyglądał, Dean uniósł dłoń do ust, wessał do nich dwa palce , po czym powiódł nią w dół swego ciała, przez miednicę, ignorując swego cieknącego fiuta, i dalej w dół po kroczu. Jęknął głęboko i gardłowo, przygotowując się na to, co nadchodziło w następnej kolejności. Pierwszy palec wsunął się bez zbytniego oporu, ale i tak dziwne uczucie przeszyło dreszczami całe jego ciało. Dean szerzej rozłożył nogi, unosząc biodra, aby zapewnić Casowi najlepszy widok, kiedy poruszał palcem w sobie.
- Ja… zawsze o tobie myślałem… kiedy to robiłem… - szepnął, przerywając sobie niskimi jękami, kiedy musnął bardzo wrażliwy punkt.
Cas otwarł oczy tak szeroko, jak to było możliwe, gdy Dean wsunął palec w siebie i gdy jego ciało wchłonęło go z taką łatwością. Pochylił się niżej, by obserwować, z roztargnieniem pocierając wnętrze uda Deana, a kiedy mężczyzna włożył w siebie drugi palec, Cas mocno ścisnął udo i jęknął zdyszanym głosem.
- Och… Dean…
Castiel zaczynał rozumieć i już zdał sobie sprawę z tego, że zamierzał kochać się z Deanem w sposób, który jego ojciec i kościół uważali za niemoralny i niewłaściwy – ale już dłużej go nie obchodziło, co myśleli. Pragnął Deana z całych sił, chciał widzieć, jak jęczy i jak naprawdę wygląda jego twarz, gdy osiąga ekstazę: Cas musiał zastąpić wspomnienie wyrazu twarzy Deana w chwili, gdy przyłapał Annę na molestowaniu go za stodołą. Cas musiał usłyszeć, jak Dean krzyczał jego imię w trakcie orgazmu, pragnął przełknąć jego jęki, gdy mieli się kochać pierwszy raz.
Osunął się niżej i powoli pocałował Deana, przesuwając dłonią po jego udzie i łagodnie obejmując mu fiuta. Mocno objął jego długość i zaczął powoli ruszać dłonią, zacieśniając chwyt przy główce, pocierając kciukiem dziurkę na czubku i rozsmarowując wilgoć, jaka się tam zebrała.
Doznania przejęły nad Deanem kontrolę, grożąc mu utratą rozumu, zanim by naprawdę coś się wydarzyło. Dalej poruszał w sobie palcami, gdy Cas zaczął pocierać jego fiuta, sprawiając, że oddech zaczął mu się rwać. Z trudem utrzymywał otwarte oczy, ale nie chciał przegapić ani sekundy, żadnej pojedynczej miny. Cas był teraz piękny. Już się nie ukrywał, nie próbował ukryć swych uczuć czy pragnień i to było wspaniałe. Przygryzł sobie usta, wciąż pocierając Deana, a jego palce były jednocześnie delikatne i namiętne. Szybko przesuwały się po jego długości, wydzierając z Deana jęk za jękiem. Wreszcie młodszy mężczyzna podniósł wolną rękę i złapał Castiela za ramię, wbijając palce w ciepłe, spocone ciało, po czym spuścił wzrok do miejsca, w którym dłoń jego pana sprawiała mu rozkosz; wilgotne, śliskie dźwięki zawstydzały go i podniecały jednocześnie.
- W-właśnie tak… - zdołał powiedzieć tuż przed tym, jak kolejny jęk wydarł mu się z gardła, i padł głową do tyłu, odsłaniając przed drugim mężczyzną swoje gardło.
Poczuł lekkie jak piórko pocałunki, wkrótce zastąpione tymi silnymi i zaborczymi, znaczącymi jego ciało, zawłaszczającymi je, a ta myśl – o ile to było możliwe – podkręciła go jeszcze bardziej. Wkrótce całą sypialnię wypełniały ich jęki, a Dean stwierdził, że nie przejąłby się nawet wtedy, gdyby nie byli sami. Cierpieli tak długo, samotni i z dala od siebie, przerażeni i niepewni – któż mógłby zanegować ich miłość? Kto miał prawo twierdzić, że to było niewłaściwe, a nawet nieprzyzwoite? Dean znowu przeciągle jęknął, kiedy ich dłonie spotkały się na jego lędźwiach, i mężczyzna niechętnie wysunął palce z ciała, po czym złapał Castiela za rękę, unieruchamiając go na chwilę.
Wymienili spojrzenia pełne wyłącznie miłości i oddania, a potem Dean powoli usiadł, popychając Casa w tył, dopóki tamten nie rozłożył się na łóżku z wyrazem zaskoczenia w pięknych rysach. Dean uśmiechnął się do niego promiennie; był to pierwszy prawdziwy uśmiech w obecności Castiela od czasu jego powrotu. Opuścił głowę i pocałował go, długo i namiętnie. Castiel rzucił biodrami w górę, ale Dean trzymał go nieruchomo, całując go po gardle, po obojczyku i przystając, by ssać mu sutki. Dźwięki wydawane przez kochanka były muzyką dla jego uszu, więc Dean uśmiechnął się, błądząc ustami po wrażliwym ciele, i dalej wycałowywał i wylizywał mokre ścieżki w dół po brzuchu Castiela. Oblizał się, spojrzał pospiesznie na Castiela, który zdawał się być absolutnie podniecony i zmieszany, znowu opuścił głowę, objął palcami grubego, pulsującego fiuta i rozchylił usta, aby wsunąć go w gorącą, ciasną wilgoć.
Castiel niemal zaszlochał, gdy Dean wsunął sobie jego fiuta głęboko do ust, objąwszy go mocno palcami. Przez chwilę patrzył na sufit, próbując skupić się na czymś, co nie pchnęłoby go natychmiast na krawędź. Gdy tylko ta chwila minęła i Cas poczuł pewien, że nie straci panowania w chwili, gdy zobaczy Deana w takim stanie, spojrzał w dół, i, kurwa, nie miał racji – wciąż było mu trudno. Pełne usta Deana wręcz obscenicznie ciasno otulały jego męskość, zanurzoną głęboko wewnątrz i Castiel poczuł dreszcz rozkoszy strzelający mu prosto w kręgosłup, gdy Dean spojrzał na niego – policzki mu się zapadły, a cudowny odgłos ssania wypełnił pokój.
Cas rzucił biodrami, ale drugi mężczyzna przytrzymał go stanowczo w miejscu, niemal robiąc mu siniaki. Cas zadrżał, jęcząc lekko i posapując, gdy Dean dalej nad nim pracował, wodząc językiem pod główką i wokół czubka, zanim znowu osunął się niżej. Pogładził Deana po spoconych włosach, przez co krótkie pasma stanęły na sztorc, i szeptał ciche pochwały swego kochanka.
- D-Dean… to jest… jesteś wspaniały… ach!... O Boże… p-proszę… - głos miał napięty, głębszy niż zazwyczaj, szorstki niczym żwir i ochrypły; półprzymkniętymi oczami obserwował najseksowniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek osobiście widział. Żadna fantazja nie mogła się z tym równać, wszystkie jego sny na jawie i lubieżne myśli bladły w porównaniu z tym, jak teraz Dean go ssał, zarumieniony i jęczący lekko, co posyłało wibracje wzdłuż całej długości Castiela, szybowało mu w górę kręgosłupa i wybuchało mu za oczami rozbłyskami rozkoszy. Sam zapach, ciężki od kurzu, potu i wszystkiego, co na zewnątrz, trawy, drzew i, co ciekawe, przypraw… zapach Deana był niczym afrodyzjak; po każdym oddechu popychał Castiela coraz bliżej granicy. – Dean! P-przestań… ja… nie mogę…
Nie pierwszy raz Dean w ogóle pomyślał o zrobieniu tego, ale pierwszy raz naprawdę spełnił swoje pragnienie. Oczywiście, że poczuł się dziwnie, Dean nie przywykł do tego wrażenia i przez kilka ciągnących się w nieskończoność chwil ledwo był w stanie oddychać. Musiał przytrzymać Casa, powstrzymać go przed pchaniem mu w usta. Jednak gdy tylko porządnie załapał, opadł w dół, biorąc w siebie tyle Casa, ile zdołał, używając języka i warg dla sprawienia przyjemności kochankowi. Stracił poczucie czasu, gdy tak ruszał głową w górę i w dół, wsuwając nos w cienkie włosy łonowe, i obserwował, jak Cas rozpadał się pod nim. Z ukłuciem bólu przypomniał sobie swój pierwszy raz, jak Anna przycisnęła go do tej samej ściany stodoły, całując go i osuwając się na kolana, jak wyjęła mu fiuta i wzięła go w usta niczym zawodowiec. Nienawidził siebie za to, że do tego dopuścił, a jeszcze bardziej za to, że do pewnego stopnia faktycznie się tym cieszył. Ale świadomość, że teraz mógł podarować Casowi coś tak niewiarygodnego, świadomość, że robił to jako pierwszy i że Castiel naprawdę tego chciał, że łaknął tego tak długo, była uczuciem nie do opisania. Kiedy Cas schwycił go za włosy, ciągnąc je nieznacznie i jęcząc, błagając, Dean wycofał się odrobinę, z cichym pyknięciem wypuszczając z ust pulsujące ciało, po czym przesunął się z powrotem w górę i ogniście pocałował Casa. Zamknął oczy, koncentrując się na tym, by dotykać, wąchać i smakować, sięgnął w dół i objął obie ich erekcje, łącząc je ze sobą. Zaczął się nieznacznie poruszać, jęcząc na skutek wywołanego tym tarcia, i przerwał pocałunek, opierając się czołem o ramię Casa.
- Cas… och… Boże, jestem… jestem blisko…
Cas równie gwałtownie odwzajemnił pocałunek, dysząc Deanowi w usta i kwiląc miękko. Rzucał się szaleńczo w dłoni drugiego mężczyzny, a śliskie dźwięki mokrego ciała trącego o ciało nakręcały go bardziej.
Nie potrwało to długo i Cas faktycznie rozpadł się pod Deanem. Zesztywniał cały i po kilku ostrych pchnięciach bioder doszedł mu w dłoni, przeciągle krzycząc „DEAN!” Trzymał go mocno za barki, wbijając mu palce w ciało i przywierając do niego, gdy pierwszy orgazm w życiu wywołany przez inną osobę wstrząsnął nim aż do głębi. Oddychał płytko i szybko, sapiąc Deanowi w szyję.
Ułamek sekundy później uświadomił sobie, że Dean jeszcze nie doszedł, więc drżącymi rękami przewrócił go na plecy, zsunął się do jego krocza i wziął go do ust, z jękiem naśladując to, co jego kochanek robił jemu ledwo kilka chwil wcześniej. Cas obrabiał go jednocześnie ustami i ręką, biorąc go tak głęboko, jak mógł, zdając sobie sprawę, że nie odczuwał żadnego dyskomfortu, czując go głęboko w gardle. Jęknął i spojrzał na Deana, wciąż się lekko trzęsąc po swoim orgazmie.
Brzmienie głosu Casa, kiedy ten doszedł, było chyba jedną z najpiękniejszych rzeczy, jaki Dean w życiu słyszał, jeśli nie najpiękniejszą. Przez chwilę wydawało się, że Cas się zatracił, jęcząc i łapczywie chwytając powietrze, wciąż przeżywał swój orgazm z wyrazem zachwytu na spłonionej twarzy. Potem nagle Dean znalazł się na plecach, a Cas uniósł się nad nim, zsunął w dół jego ciała, wziął jego fiuta do ust i zaskoczony, pełen pożądania mężczyzna nie wytrzymał i pchnął mu biodrami w górę. Cas był dobry, o Boże, był dobry jak na kogoś, kto nie miał żadnego doświadczenia z seksem, i Dean z trudem się powstrzymywał, by nie pchnąć w te kuszące usta, pełne wargi i zgłodniały język. Poczuł narastający orgazm i złapał Casa za ramiona. Wbił paznokcie głęboko w ciepłą skórę i podciągnął go w górę, w niemal szokująco spragniony, desperacki pocałunek. Ostatni raz krzyknął imię Casa i doszedł, pokrywając swoim nasieniem ich brzuchy oraz pościel pod spodem i jęcząc niekontrolowanie w usta mężczyzny. Poczuł siebie na języku Casa i zesztywniał na myśl o tym, po czym doszedł jeszcze mocniej. W młodości przeżył trochę orgazmów, niektóre dzięki pewnej rudej, ale większość za pomocą własnej ręki i myśląc o mężczyźnie nad sobą. Kiedy wreszcie zdołał otworzyć oczy, Cas wciąż tam był, w przeciwieństwie do jego licznych fantazji, kiedy to obraz Casa rozmywał się i ustępował miejsca chropowatemu, cieknącemu sufitowi w jego pokoju w kwaterach służby lub kruchym drzwiom stodoły, w której spędzał noce ze źrebiącą się klaczą. Cas wciąż ciężko oddychał, ale się uśmiechał i Dean pomyślał, że był to najpiękniejszy widok na świecie. Oddech zaczął mu się rwać i Dean na chwilę zamknął oczy, gdy łzy radości napłynęły mu do oczu, a potem ruszyły w dół po jego zaczerwienionych policzkach.
Uśmiech przychodził do Casa falami: najpierw był to uśmiech niepewny, potem autentyczny i zadowolony, który ukazywał jego wyczerpanie, ale i szczęście, a na końcu szaleńczy wyszczerz; myśli o czymkolwiek poza Deanem uleciały mu z głowy.
- Dean… - głos Castiela brzmiał szczęściem i wszystkimi migającymi w nim emocjami, gdy przyciągnął drugiego mężczyznę do siebie i pocałował znowu, łagodnie i z miłością. Czule starł łzy z jego policzków, wciąż powtarzając „Kocham cię”, wreszcie scałował ślady łez. – Proszę, Dean, nie płacz… - na twarzy pojawił mu się lekki grymas, kiedy tak patrzył na Deana, szukając w szmaragdowych oczach wskazówki, dlaczego Dean był tak zdenerwowany. Przecież dopiero co się kochali, prawda? Po tak długim czasie spędzonym osobno, po nieporozumieniach i potwornych błędach… wszystko już należało do przeszłości, a oni wreszcie, cudownie byli razem. Ale Dean płakał… Czy żałował tego? Na myśl o tym Cas zadrżał z przerażenia i paniki i szerzej otwarł oczy, w których zmartwienie zastąpiło zdumienie. – Dean? – głos mu się zatrząsł; Cas był przerażony tym, co Dean mógłby powiedzieć, a co zakończyłoby tę idealną chwilę.
Łagodne pieszczoty tylko wszystko pogorszyły i Dean przytulił się bliżej do Casa. Trochę czasu minęło, zanim łzy wreszcie ustąpiły i oddech znowu mu się wyrównał.
- Prze… przepraszam… nic mi nie jest, Cas… nic mi nie jest… - wiedział, że dla Castiela musiało to być bardzo niezrozumiałe, a nie chciał go przestraszyć, do licha, to było ostatnie, czego chciał. Cofnął nieco ręce i objął twarz Castiela, przyciągając go do siebie i całując zaborczo. – Ja tylko… Sądzę, że jestem trochę przytłoczony… to wszystko… - otwarł oczy i połyskliwa zieleń spotkała się z niebieskim, a kiedy wreszcie zdobył się na niewielki uśmiech, również i Cas zdawał się trochę bardziej odprężyć. Dean pocałował go jeszcze raz i jeszcze, niezdolny się przed tym powstrzymać teraz, gdy już poszli tą drogą, gdy już wiedzieli, że czuli to samo. – Boże, Cas… nie… nie masz pojęcia, jak długo na to czekałem…
Cas zadygotał i zamknął oczy.
- Być może tak długo, Dean, jak ja… - powiedział głosem łamiącym się z emocji. Mocno objął swego najlepszego przyjaciela, swego kochanka… swego Deana i ścisnął łagodnie, czując solidne ciepło, które potwierdzało, że to wszystko było prawdą, nie zaś kolejnym snem. Castiel otwarł oczy i popatrzył na Deana, tak zmieniając pozycję, że teraz leżeli przy sobie na bokach. – Dean… pamiętasz tamto lato, kiedy poszliśmy pływać i było tak gorąco, że zostaliśmy we wodzie, dopóki się porządnie nie ściemniło?... A potem położyliśmy się na trawie i liczyliśmy spadające gwiazdy… i kiedy pokazały się świetliki? – pocałował Deana raz i drugi, powoli i słodko, wyłącznie ustami. Wargi Casa nieznacznie drżały. - …Tamtej nocy zakochałem się w tobie. Wziąłeś moją dłoń i przytrzymałeś ją, a ja pamiętam, że pomyślałem „Chcę, by tak było zawsze”. – Uściskał Deana mocno, całując go w czoło, jedną ręką obejmując mu plecy, a drugą wsuwając mu we włosy. Między ich ciałami czuć było ucisk metalu, wbijający im się w piersi, i Dean z zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że nawet tego nie zauważył w czasie ich pospiesznego seksu… ale że Cas wciąż nosił amulet, który on mu podarował tak dawno temu. – Kocham cię. Nigdy więcej nie pozwolę nikomu ani niczemu mi cię odebrać – szepnął z ustami przy czole Deana, ale stanowczo, wiedząc, że to, co mówił, było absolutną prawdą.
Dean poczuł, jak po słodkich słowach Castiela serce mu stanęło, i przez chwilę poczuł się tak, jakby powietrze uszło mu z płuc, czyniąc oddychanie prawie niemożliwym. Radość popłynęła mu w ciele i przysunął się bliżej, zaciskając prawą dłoń na amulecie. Wymamrotał jakieś słowa, ale Cas nie mógł ich zrozumieć, więc Dean odsunął się lekko i skupił na Casie, a oczy ponownie zaszły mu łzami.
- Właśnie przestałem płakać… - powiedział i poczuł kolejny przypływ radości, gdy Cas się uśmiechnął - …więc proszę… po prostu… możemy po prostu nie gadać? Tylko przez chwilę… Muszę… - odchrząknął, powstrzymując łzy tak bardzo, jak potrafił, i przygryzł usta, zanim przemówił ponownie. – Ja nawet nie pamiętam, kiedy się w tobie zakochałem, po prostu… po prostu wiem, że tak się stało i nie pamiętam czasu, w którym nie kochałbym cię całym sercem.
Na kilka sekund zapanowała cisza, Castiel patrzył na niego oczami pełnymi zaufania, zadziwienia i nieskończonej miłości. Dean uśmiechnął się do niego, uniósł amulet do ust i ucałował go, po czym podpełzł w górę i pocałował Castiela jeszcze raz.
Cas objął Deana i zasnęli w tej pozycji kilka chwil później, wtuleni w siebie. Popołudnie minęło, żaden z nich nie budził się w tym samym czasie, co drugi, ale gdy tylko tak się działo, ten przytomny po prostu leżał i gapił się na drugiego, zdjęty podziwem, że wreszcie zdołali się zejść, że to była rzeczywistość.
Wreszcie Castiel obudził Deana, gdy słońce zachodziło, wiedząc, że reszta ludzi z majątku miała wkrótce wrócić z sadów z wozem pełnym drewna na opał, do zużycia w czasie zimy, która wydawała się na razie taka odległa.
- Powinniśmy się wykąpać i przebrać… lub przynajmniej umyć… - uśmiechnął się niepewnie i oderwał się od Deana, chichocząc nieznacznie na dźwięk ciała odlepiającego się od ciała, sklejonych wcześniej potem i spermą. – I… myślę, że nasze ubrania prawdopodobnie nie nadają się do noszenia publicznie – spojrzał w dół na stertę wygniecionego i podartego ubrania, przeklinając swoją i Deana niecierpliwość, ponieważ musieli za nią teraz płacić guzikami, które wymagały ponownego przyszycia, oraz ubraniem, które trzeba było wyprać i wyprasować, zanim Castiel mógłby je założyć ponownie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pon 22:47, 29 Lip 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 9:55, 30 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Okej, dziś rano skończyłam POINT PLEASANT. Zachwycona to niedopowiedzenie. Absolutnie się nie dziwię, że autorka postanowiła zrobić z tego pełnowymiarową powieść (cóż, w kwestii rozmiarów pliku to JUŻ jest powieść, ale wiecie, o co chodzi). Chłopaki faktycznie ślicznie się kłócą, choć to akurat nie to utkwiło mi w pamięci najbardziej. Ubawiła mnie scena z Crowleyem i jego nawiązania do banana i mufinki - myślałam, że udławię się śmiechem. Podobnie na końcówce, kiedy Dean wybrał się na obchód miasta z Jess - jej komentarze po prostu mnie ómierały jeden po drugim. Albo Samowe pijackie : I HUG THE SHERRIFF, BUT I DID NOT HUG THE DEPUTY :) Boskie :D O scenach seksu nawet nie wspominam, bo na myśl o nich tak jakby dostaję zadyszki. Antique, dzięki za polecenie, a ja zabieram się za ALL THINGS SHINING.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Wto 9:57, 30 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 16:55, 30 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Cieszę się aż zanadto faktem, że Ci się tak spodobało PP :D Ale nie to, że miałam jakiekolwiek wątpliwości XD
Fufufu, Crowley zdecydowanie nie da się lubić w tym fiku, prawda? XD I wiem, zę zafiksowałam się na kłótniach chłopaków, ale to dlatego, że chłopcy bardzo rzadko się w fikach kłócą. A że akurat autorka owe kłótnie napisała tak namiętnie, to nic dziwnego, że zapadły w pamięć :) Ale oczywiście wszystkie przywołane przez Ciebie sceny są boskie XD
I seks. Chryste, seks jest boski @_@
Um. Jak książka wyjdzie, przeczytasz? Ja jestem straszliwie ciekawa poczynionych zmian. A książka przez pierwszy tydzień będzie za free :3
All Things Shining! Daj znać, jak wrażenia :D
A teraz oddalam się czytać. Ach, trzy rozdziały! Lin, nie wiem jak u Ciebie, ale ja przez upał w nocy spałam tylko trzy godziny i cały dzień łażę jak żywy trup ^^;
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Wto 17:37, 30 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 17:22, 30 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Daj znać o tym, gdzie dorwać książkę, niewykluczone, że sprawdzę :) Nie wiem, kiedy następna wrzuta, ale na pewno po rozdziale 10.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 17:49, 30 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Jak tylko autorka wrzuci informację o wydaniu książki, dam znać :D Wersję elektroniczną bedzie można dostać przez jakiś portal z e-książkami na którym trzeba sie rejestrować, więc mogę też po prostu przesłać Ci PDF, jak go dorwę :3 (w ogóle ściągnęłam sobie na smartfona płatną aplikację do odtwarzania e-booków i czytanie fików nigdy nie było przyjemniejsze :3 Szkoda, że za wczasu nie ściągnęłam PP w formacie .epub, ale jakby człowiek wiedział, że się przewróci, to by sobie usiadł :3 Ciekawe tylko kiedy będę musiała kupić sobie nową baterię do telefonu XD)
Przeczytałam fragment i ach... @_@ moje dwa głuptaski @_@ tak słodko cierpią, tak się kochają, tak się pragną @_@ co prawda czasem mnie wkurza, że Dean to taka ciapa, ale cóż tam. I tak jest wspaniale jak rozkłada nóżki i pokazuje Casowi, jak to się robi :3 i jak cierpią~ mówiłam już, że uroczo cierpią? XD Nie mogę się doczekać sceny śniadania~ jesssu, jessssssu, i jak Lilith przyjedzie, i, i... chryste, wszystkiego się doczekać nie mogę :3
...ale póki co idę się zdrzemnąć, bo nie wytrzymam do wieczora. Uch -_-
//KJSLKfjsliefuliwejfklsdnjfclKHUIEHJOKLSJNDKAJSd !!!!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Wto 19:35, 30 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:15, 30 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Nie spałam w ogóle. Ani przez chwilę. Czy ja kiedyś wspomionałąm, że lubię burze? Otóż już nie lubię burz. Te cholerstwa są przerażające jak sukinsyn. Prawie całą noc było jasno jak w dzień, tyle tylko, ze migało. Schowałam się w toalecie, bo nie ma okien, ale za ścianą jest przewód kominowy i niosło grzmoty. Zsubstytuowałąm stołem, co guzik dało. Koleżanka w tę sobotę wychodzi za mąż, ja nie mam sukienki i butów, ona co chwilę ma atak przedślubnej paniki. Reasumując, w dzień też nie wyszło z odsypianiem. Ten fragmencik, który moje kaprawe oczka widzą, to znak, że Bóg istnieje. A przynajmniej Pat. Love u, Honey.
T____T
Zapomniałabym- numer telefonu do Mishy. ODBIERA.
3237904967
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:32, 30 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Ja tylko czekam, jak jakaś burza przejdzie nad Wawą oO Wczoraj było duszno/gorąco jak skurwysyn i w sumie mało kto, z kim gadałam przespał noc (oprócz mojej, moja śpi jak dziecko XD)
Słońce, współczuję ciężkiego tygodnia ^^; ale przynajmniej już ma być chłodniej XD Oczywiście wtedy, kiedy ja wybieram się w rodzinne strony na (teoretyczny) wypoczynek. Teoretyczny, bo mama już mi zapowiedziała, że będę się zajmować za nią siostrzenicą, żeby mama mogła zamknąć się radośnie w swojej pracowni XD
Ach Misha~ :D Cały tumblr oszalał XD Uwielbiam gościa, ma szalone pomysły XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:46, 30 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
No, ktoś tak rozpoznawalny podaje swój numer... Świat jest dziwny.
Czytam ALL THINGS..., właśnie przeszłam nieudany seks. Okej, idziemy dalej, bo zagadka dotycząca Deana mnie pogania @.@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|