|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 12:49, 25 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Wiesz, Dean w końcu znalazł swojego Casa, może Colby też jeszcze nie spotkał tego odpowiedniego mężczyzny? XDDDD
Linuś, Linuś, Linuś... XD Straciłam już nadzieję, doprawdy, że będę miała się z kim pozachwycać RR i niedługo całkiem już zapomnę, co tam się działo ^^; Ale, jeśli to Cię pocieszy, RR spokojnie można poczytywać w częściach, rozdział po rozdziale~ znaczy zawsze tak się czyta, ale rozumiesz, mam nadzieję. Każdy rozdział stanowi oddzielną część, poza głównymi wątkami, więc spokojnie można między nimi czytać coś innego. Na raz to faktycznie potężna dawka tekstu. Ach, no i postaraj się przebrnąć przez pierwszy rozdział. Ten mnie też opornie szedł, ale im dalej w las, tym lepiej :3
A PP... o raju, PP @_@
Dean grinned up at Castiel, who had maneuvered himself atop Dean's welcoming form. Dean took in the weight of him and smiled in satisfaction. "Something wrong, Sheriff?" he asked, thrusting his hips up so that his cock brushed against Castiel's.
Castiel's eyes flashed darker at the name. He leaned in, wholly covering Dean's body with his own, and kissed across Dean's face, until he reached his ear. "Yes" Castiel whispered, and Dean could have come from the want the heard in Castiel's voice. "I'm not inside you."
Siedzę i piszczę jak fangirl z 20. letnim stażem.
//Skończyłam baletowego fika, słońca. I jest absolutnie wspaniałe. Zakończenie wydaje się mniej urwane niż w Rippers i jest tak słodkie/gorące, że mam ochotę piszczeć jeszcze bardziej. Akcja z baletkami wycisnęła mi łzy z oczu, taka była doskonała. I Jo, już mówiłam, że uwielbiam Jo? Będę wracać do tej porcji słodkości:3
Ach, wiecie co to oznacza? Można się wziąć za nowego fika :D może w końcu Waves? Jakieś propozycje? :D
///Ej, już nie lubię Jo Nesbo, tak przy okazji. Trzecia jego książka, której słucham i trzecia moja ulubiona postać właśnie pożegnała się z życiem. Możnaby pomyśleć, że facet uczy się od SPN dręczenia fanów XD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Wto 16:30, 25 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 17:04, 25 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Hej dziewczyny, mam trochę niewesołe wieści. Prowadziłam ostatnio wybitnie niehigieniczny tryb życia, co dziś w pracy niemal się skończyło atakiem epilepsji. Dostałam od siostry ultimatum, inaczej przestaniemy razem mieszkać. Co oznacza, że tłumaczeń nie będzie już tak często - muszę o siebie zadbać, a przede wszystkim zacząć regularnie jeść. Nie zamierzam zrezygnować z ficzków, za bardzo to lubię, po prostu będą pojawiać się co parę dni. Tak, jak na początku z MT. Mam nadzieję, że wytrzymacie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Grau_Wespe
Dołączył: 24 Kwi 2013
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć:
|
Wysłany: Wto 17:24, 25 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Dziwnie mi się czyta o takim Deanie prawdę powiedziawszy. tchórzliwym. niemniej, interesująco. Jo uwielbiam w tym wydaniu.
Pat, toteż zadbaj o siebie, i mam nadzieję, że będziesz to robić sumiennie.. cóż poprawy stanu zdrowia życzę, i trzymam kciuki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
hashuniu
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 17:32, 25 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Pati, zdrowie najważniejsze:) Dbaj o siebie, odżywiaj się prawidłowo, a sępice grzecznie poczekają... I tak nie mogę sobie wyobrazić, kiedy odpoczywałaś, dzieląc dobę na pracę i tłumaczenia. Kiedyś musiałaś dojść do granicy wytrzymałości fizycznej. Dobrze, że siostra zdołała Cię przekonać, iż powinnaś trochę zmniejszyć tempo:)
// Siostrzenica potrzebuje cioci "na chodzie", a nie "na ostatnich nogach" :D
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez hashuniu dnia Wto 18:04, 25 Cze 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:02, 25 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Pat, przepraszam, ale ustawiam się w kolejce, coby opierdzielić. Mam porządne wyrzuty sumienia, bo jestem upierdliwa jak nieboskie stworzenie i kocham Twoje tłumaczenia i cały czas gadam, ale masz o siebie dbać Słońce...! To jest poważna sprawa. Siostra ma rację, i mam nadzieję, że Cię przypilnuje. Also, JA się będę martwiła teraz :<
antique napisał: | Dean grinned up at Castiel, who had maneuvered himself atop Dean's welcoming form. Dean took in the weight of him and smiled in satisfaction. "Something wrong, Sheriff?" he asked, thrusting his hips up so that his cock brushed against Castiel's.
Castiel's eyes flashed darker at the name. He leaned in, wholly covering Dean's body with his own, and kissed across Dean's face, until he reached his ear. "Yes" Castiel whispered, and Dean could have come from the want the heard in Castiel's voice. "I'm not inside you."
Siedzę i piszczę jak fangirl z 20. letnim stażem. |
... czuję się przekonana. I zarumieniona. I... Przekonana.
antique napisał: | Skończyłam baletowego fika, słońca. I jest absolutnie wspaniałe. Zakończenie wydaje się mniej urwane niż w Rippers i jest tak słodkie/gorące, że mam ochotę piszczeć jeszcze bardziej. Akcja z baletkami wycisnęła mi łzy z oczu, taka była doskonała. I Jo, już mówiłam, że uwielbiam Jo? Będę wracać do tej porcji słodkości:3 |
Prawda? No prawda? No samiuteńka słodycz. Dean jest boski, z Casa sassy little shit, ale też jest boski, i Gabe i fabuła i różowe tutu.
Brakuje mi ostatnio takich ficów, znikomy angst, fluff, seks i humor.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:10, 25 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Ja również nie mogę przejść obojętnie. Kochanie, zdrowie jest najważniejsze. Cudownie nam z Twoimi tłumaczeniami, ale jeszcze cudowniej będzie, jak z Tobą będzie wszystko w porządku. I masz nas dwie na sumieniu, mnie i Lin, bo ja też martwić się o Ciebie będę. Więc, zrób przyjemność nam, dziewczynom, siostrze i wszystkim innym, i zadbaj przede wszystkim o siebie. Nie o stan tłumaczeń. Okej? <3
Linmarin napisał: | ... czuję się przekonana. I zarumieniona. I... Przekonana. |
Mission completed :3
Lin napisał: | Prawda? No prawda? No samiuteńka słodycz. Dean jest boski, z Casa sassy little shit, ale też jest boski, i Gabe i fabuła i różowe tutu.
Brakuje mi ostatnio takich ficów, znikomy angst, fluff, seks i humor. |
Wszystkie postacie są absolutnie fantastyczne :3 Ale takiego Casa dawno nie czytałam. Nie, wróć, nigdzie nie był taką słodką wredotą. Mnie też brakuje słodkości, uroczości i porządnego seksu, a jak na złość w zbiorkach same ciężkie treści. Zaczęłam czytać There will come soft rains. Na razie jest... przygnębiająco, bo tematyka mocno postapokaliptyczna i ponuklearna. Ale jest Cas, jest Dean, a końcówka zastanie ich w swoich ramionach, więc będzie jako-taki happy end. Mogło być gorzej, duh ^^;
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:17, 25 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Okej, już mi lepiej :) Dzięki za troskę.
Nie, żebym lubiła tematykę postapokaliptyczną, ale skąd wytrzasnęłaś ten RAIN? Jakoś nie kojarzę tego w swoich plikach...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Śro 11:49, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
No! I dbaj tam o siebie, jasne? :3
Rains wytrzasnęłam z tumblra destielowego. Bonus: napisała to ta sama laska, co Play i Lovingly. Teraz jak o tym myślę, styl narracji i nastrój jest bardzo podobny. A sam fik jest świetny. Co prawda nie jestem nawet w połowie, ale z każdym słowem podoba mi się coraz bardziej.
To, co mogę zdradzić bez zdradzania za dużo to fakt, że nastąpiła III Wojna Światowa, potem jeszcze Civil War, wszyscy się pozabijali, ludzkość się zdziesiątkowała, radioaktywny deszcz zniszczył większość roślinności (czym oni tam oddychają, to ja nie wiem, ale łotewa, nie czepiam się XD), jest rozejm, ale ludzie wciąż jeszcze strzelają do siebie, bo to zabawne (sic!). Dean jest weteranem wojny w Iraku, cierpi na PTSD, prowadzi obóz dla tych, którzy przeżyli wojnę. Jest Sam, jest Jess, jest Bobby, Ellen i Jo, Chuck się cieszy, bo jest papier toaletowy, a Cas się cieszy, bo Dean uratował mu tyłek. Dosłownie i w przenośni.
Zapodam linkiem, gdyby ktoś był zainteresowany:
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Śro 14:48, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Hej, na razie przed wami rozdziały 8 i 9 DARK. Co do następnego, to zobaczymy :) Smacznego!
Rozdział 8
Po tym wrócili do Impali; Dean pachniał słabo świeżym potem oraz mydłem, na ile Castiel mógł to wyczuć z siedzenia obok. Kiedy jechali ulicami, radio wciąż faworyzowało Roberta Planta, a Castiel spodziewał się, że zostanie zabrany do jakiegoś ekskluzywnego, wymyślnego miejsca, gdzieś, gdzie Dean mógłby się zachowywać jak gwiazda, którą był, być traktowanym tak, jak wszyscy się tego po nim spodziewali.
Jednak jego oczekiwania zostały starte w proch, kiedy dziesięć minut później podjechali na parking przy niewielkiej kafejce. Castiel zamrugał zaskoczony, kiedy Dean po prostu wyłączył silnik i wysiadł, jakby dla milionera było czymś całkowicie normalnym jeść w miejscu, które wyglądało, jakby było niebezpieczne dla zdrowia. Castiel poszedł za nim z opóźnieniem, a kiedy wysiadł, poczuł w powietrzu zapach tłuszczu i oleju.
- TU będziemy jeść lunch? – zapytał, czując słabe DEJA VU w swoim niedowierzaniu odnośnie wyboru miejsca przez Deana. Zdał sobie sprawę, że wszystko, co wcześniej pisał, było prawdziwsze, niż Sam uważał, ponieważ Dean tylko odwrócił się do niego i uśmiechnął.
- Tak – odpowiedział, patrząc na wciąż stojącego przy samochodzie Castiela. – Wiem, że to małe miejsce i wygląda trochę na brudne, ale robią tu najlepsze cheeseburgery, jakie w życiu jadłem. I… i pamiętam, że lubisz cheeseburgery, prawda?
Żołądek Castiela szarpnął się gwałtownie.
- Um, tak. Tak, lubię.
- Nie ma sprawy – odpowiedział Dean z zadowoleniem, po czym gestem nakazał Castielowi iść za sobą do środka.
Ruszył, a Castiel przyspieszył, by się z nim zrównać, i razem doszli do drzwi. Wewnątrz wyglądało jak w każdej innej kafejce, którą się zazwyczaj widuje: szafa grająca, loże z miejscami siedzącymi, swego rodzaju pozostałość po latach 50-tych, których nikt nie miał serca się pozbyć. Było tam dość pusto, poza kilkoma ludźmi zajadającymi się czymś, co wyglądało jak atak serca na talerzu, oraz obsługą, zaś Dean rozglądał się wokół, jakby próbował kogoś znaleźć.
Tym kimś zdawała się być kelnerka, która właśnie wyłoniła się zza uchylnych drzwi pomieszczenia, które zdaniem Castiela mogło być kuchnią, ponieważ kiedy spojrzała na Deana, uśmiechnęła się szeroko i zapraszająco.
- Dean Winchester – powiedziała z naciskiem. – A gdzieś ty się, u licha, podziewał?
Dean pochylił głowę.
- Przepraszam, Missouri. Trenerka męczyła mnie z powodu niezdrowej diety, więc na jakiś czas musiałem sobie odpuścić twoje smakowitości.
Castiel zauważył poufałość między nimi, przyjazne nastawienie Deana oraz to, jak Missouri – najwyraźniej – rozmawiała z nim w taki sposób, jakby był kimś innym. Uznał, że może to dobrze, że Dean wciąż był tym, kim był, a potem przygryzł sobie usta, ponieważ NIE powinien myśleć o tym, co było dobre dla Deana. Nic do niego nie czuł. Zupełnie nic. I w ogóle go nie obchodziło, czy sława sprawiła, że Dean chował głowę w piasek, ponieważ on dla Castiela i tak nic nie znaczył.
Wtedy Missouri odwróciła się do Castiela i również do niego uśmiechnęła.
- Jestem Missouri. Powiedz mi, proszę, że nie jesteś jednym z piłkarskich przyjaciół Winchestera i że pozwolisz sobie zjeść coś cholernie dobrego, że tak się wyrażę.
- Jestem Castiel – odpowiedział, po czym spojrzał na swój garnitur i krawat, na swoje szczupłe ciało, a następnie podniósł głowę, jednocześnie unosząc brwi. – Czy ja ci wyglądam na sportowca?
Missouri parsknęła.
- Sądzę, słonko, że nie. Ale to dobrze. Siądźcie sobie, chłopcy, gdzie chcecie, ktoś przyjdzie za parę minut odebrać wasze zamówienie.
Odeszła z uśmiechem na ustach, a Dean kiwnął głową, idąc do loży po ich lewej stronie. Usiadł z jednej strony, więc Castiel wsunął się z drugiej, a siedzenia były tak małe, że czasami ocierali się o siebie kolanami. Musiał się cofnąć na siedzeniu tak mocno, jak zdołał, aby przestało się to zdarzać tak często. Nie był pewien, czy Dean to zauważył, ale był świadom, że Dean sam próbował to powstrzymać. Dean wystukiwał na stole rytm palcami, i rozglądał się badawczo po kafejce. Castiel kaszlnął, zanim się odezwał.
- Często tu przychodzisz? – zapytał i skrzywił się, bo zabrzmiało to jak jakaś pieprzona kwestia na podryw.
Dean parsknął śmiechem, jakby to zauważył, ale na szczęście nie skomentował.
- Tak, przychodzę tu od czasów college`u – odpowiedział. – Facet, z którym dzieliłem pokój, Andy, opowiedział mi, że burgery tutaj mnie znokautują, i, cóż, sądzę, że miał rację. Od tamtego czasu je uwielbiam, nawet, jeśli to oznacza, że muszę więcej czasu spędzać w siłowni.
- Cóż, i tak dobrze wyglądasz – powiedział Castiel, i, KURWA, co z nim dziś było nie tak? Zupełnie, jakby jego mózg buntował się wbrew jego sercu i postanowił gadać to, co mu się podoba. – Znaczy się, uch, że wyglądasz na kogoś w dobrej formie. Sprawnego. Zdrowego.
Dean opuścił przelotnie wzrok, po czym spojrzał Castielowi w oczy.
- Dzięki. Ty… ty też dobrze wyglądasz.
Castiel z całych sił próbował się nie rumienić, ale był to raczej próżny trud.
- Tak, okres dojrzewania nie był dla mnie zbyt przyjazny – odpowiedział, a Dean nieznacznie przechylił głowę, mrużąc oczy i otwierając usta, jakby nie mógł się zdecydować, czy coś powiedzieć, czy też nie.
- Zawsze uważałem, że dobrze wyglądałeś – odrzekł, najwyraźniej postanawiając i tak to powiedzieć.
Castiel poczuł coś, co płonęło mu w kręgosłupie, każąc mu pierdolić wszystko i wyciągnąć dłoń, spleść palce z palcami Deana tak, jak to kiedyś robili. Robili, kiedy nikogo w pobliżu nie było, pomyślał po chwili, i nagle w umyśle błysnęło mu wspomnienie tamtej nocy. Zauważył, że dłoń wbrew jego woli ruszyła do przodu, więc cofnął ją i położył sobie na kolanie.
- Nie spodziewałem się, że będziesz chodził do takich miejsc – oznajmił Castiel, ignorując niewłaściwy komentarz Deana. Nie chciał dać temu wiary uznając to, nie chciał się w tym pławić w taki sposób, w jaki bardzo chciał.
Dean poruszył się na siedzeniu i uniósł jeden kącik ust w górę, ale uśmiech wyrażał bardziej niechęć do samego siebie, niż szczęście.
- Szczerze mówiąc, nigdy nie byłem fanem wymyślnego żarcia. To znaczy, wiem, że mam wielki dom i inne takie, ale to tylko dlatego, że ludzie mi tak jakby powiedzieli, że mógłbym się równie dobrze cieszyć zarabianymi pieniędzmi. Ale jeśli chodzi o mnie? Nie sądzę, by cokolwiek z tego naprawdę się liczyło. Znaczy się, jak długo mam swój samochód i Sammy`ego, jestem szczęśliwy.
Dean skończył patrząc prosto na Castiela, patrząc na niego tak, jakby pragnął, by tamten zrozumiał, by uwierzył, że Dean wciąż był tą samą osobą, co w wieku 18 lat, że sława go nie zmieniła.
Sęk w tym, że Castiel faktycznie w to wierzył. Wiedział, że Dean nie traktował sławy, jakby to było jego prawo, że pieniądze cieszyły tylko wtedy, kiedy mógł je wykorzystać do pomocy innym – na przykład, zapłacił za naukę Sama w Stanford, chociaż Castiel wiedział, że Sam dostał propozycję pełnego stypendium, i wyraźnie wolał małe miejskie kafejki zamiast wielkich restauracji.
Ale wiedział też, że jeśli znowu pozwoli się sobie zakochać, to skończy się to w dokładnie ten sam sposób, PONIEWAŻ Dean Winchester wciąż był tą samą osobą.
- Racja – powiedział Castiel po chwili, odkasłując. Nadzieja, która pojawiła się w tęczówkach Deana, zbladła po odmowie Castiela, ale jeśli trzymanie się rzeczywistości oznaczało, że nie mógł spojrzeć Deanowi w jego szeroko otwarte, lśniące oczy, to musiał ponieść tego konsekwencje.
Wtedy pojawiła się kelnerka, nie Missouri, i Dean zamówił sobie cheeseburgera z bekonem oraz czarną kawę. Castiel poprosił o cheeseburgera i kawę. Dean posłał mu uśmieszek, gdy kelnerka już odeszła.
- Wciąż pijesz herbatę jak Brytyjczyk – zażartował.
- Wciąż pijesz kawę jak uzależniony od kofeiny poganin – natychmiast odciął się Castiel. Zdał sobie sprawę, że stąd było już niebezpiecznie blisko do flirtu, więc zmienił temat. – Co do twojego brata. Mógłby być główną częścią tego artykułu, jeśli chcesz, bo wyraźnie widać, że jest ci bardzo bliski.
Dean ściągnął brwi.
- Nie jestem pewien, co myślę o swoim bracie będącym w centrum zainteresowania.
Castiel zarumienił się.
- Och, przepraszam, oczywiście, że nie. Po prostu, cóż, to twój najlepszy przyjaciel oraz wielka część tego, kim jesteś, więc pomyślałem, że moglibyśmy się na tym skupić.
- Sądzę – przyznał Dean, a jego grymas nieznacznie ustąpił – że najpierw jednak musiałbym go zapytać. Ta mała wredzizna prawdopodobnie będzie się zamartwiała o to, że stałby się choć w minimalnym stopniu sławny, wiesz, jaki on jest.
TAK, pomyślał Castiel. WIEM. I CZASAMI TĘSKNIĘ ZA NIM NIEMAL TAK BARDZO, JAK ZA TOBĄ.
- Bardzo dobrze – powiedział zamiast tego, ponieważ nie zamierzał przyznawać tego na głos, a już szczególnie nie Deanowi. – To może w międzyczasie podyskutujemy o twojej karierze?
Dean posłał mu uśmieszek.
- Sądzisz, że wiesz wystarczająco dużo o futbolu, aby to zrobić? – zapytał, unosząc z powątpiewaniem brwi.
Castiel sapnął.
- Zapewniam cię, że pracowałem nad swoją wiedzą teoretyczną.
- No to zaczynaj – podsunął Dean, pochylając się z uśmiechem do przodu i opierając na przedramionach. – Wyjaśnij mi zasadę ofsajdu.
CHOLERA, pomyślał Castiel, NIGDY NIE MOGŁEM TEGO ZAŁAPAĆ. Na twarzy musiało mu się pojawić zmartwienie, ponieważ Dean zaczął się z niego śmiać, głośno, radośnie i grzmiąco. A Castiel nawet nie umiał się z tego powodu wkurzyć, ponieważ, kiedy byli nastolatkami, stanowiło to ogromną część ich związku – Castiel nie rozumiejący sportu, Dean stale próbujący mu wyjaśnić jego piękno – to było nawet miłe.
- Zapytaj mnie o coś innego – zażądał Castiel, krzywiąc się.
- Dobrze więc – odpowiedział Dean z radośnie złośliwym błyskiem w oczach. – To może podyskutujemy o Premiership, albo Primeship, jeśli wciąż chcesz to tak nazywać, i jak wielki wpływ miała na mój styl.
Castiel skrzywił się mocniej.
- Łatwo pomylić ze sobą Premiership i Primeship – zaprotestował, a Dean po prostu roześmiał się ponownie.
- Skoro tak mówisz, chłopie – ustąpił, ale błysk w oczach pozostał. A Castielowi… Castielowi się to podobało. Czuł, jak w środku coś mu się kruszyło, coś jak jego siła woli i pragnienie utrzymania się na powierzchni. Coś, co miał jeszcze parę chwil temu, a co teraz zniknęło, zostawiając go otwartego i odsłoniętego i szczerzącego się do Deana, jakby nie miał poczucia przyzwoitości.
Dlatego też resztę swojego czasu spędzili na rozmowie. Nie myśląc o rozsądku czy o artykule. Dyskutowali o wszystkim: o filmach, które kochali, o filmach, których nienawidzili, czemu Vonnegut był cholernym geniuszem, dziękuję bardzo. Nie miało to znaczenia dla celu Castiela, ponieważ bardzo niewiele z tego, co zostało powiedziane, zainteresowałoby czytelników, gdyby zamierzał to zapisać, a także dlatego, że przez cały czas tak naprawdę nie robił notatek. Zjedli swój posiłek, kiedy go przyniesiono, gorący i cudownie tłusty, a Castiel faktycznie musiał przyznać, że był to najlepszy burger, jaki w życiu jadł.
Powiedział to Deanowi, który tylko uśmiechnął się z satysfakcją, jakby to on go przygotował, nie zaś Missouri. Spędzili w kafejce tyle czasu, że koniec końców z pory lunchu zrobiło się późne popołudnie, czego nie zauważyli. Kiedy Dean spojrzał na zegarek, wymamrotał CHOLERA i spojrzał na Castiela przepraszająco.
- Chłopie, muszę lecieć. Obiecałem Sammy`emu i Jess, że wieczorem zabiorę ich na kolację.
Castiel ze zrozumieniem pokiwał głową i wyszli; Dean zapłacił za nich obu pomimo protestów Castiela. Na pożegnanie uśmiechnęli się do Missouri i wsiedli do Impali, gadając całą drogę do mieszkania Castiela. Dean zatrzymał się przy krawężniku i na chwilę zapanowała cisza, kiedy piłkarz spojrzał w dół na swoje ręce, leżące na kolanach, a Castiel spojrzał na profil Deana.
Nieoczekiwanie uderzyło go, że zakończone właśnie spotkanie było praktycznie randką, w większym stopniu niż cokolwiek innego, co przez te lata robił, woląc jednonocne przygody od jakichkolwiek związków, które mogłyby go zranić ponownie; a teraz nadszedł czas na schemat, kiedy to powinni się niewinnie pocałować nad kierownicą lub Castiel powinien zaprosić Deana do mieszkania na kawę. Dean wyglądał, jakby zamierzał coś powiedzieć, a Castiel przeraził się, że mężczyzna mógłby ZAPYTAĆ, ponieważ on nie byłby w stanie odmówić, więc tylko mruknął coś na pożegnanie i powiedział, że jutro rano pojawi się u Deana wcześnie, aby przejrzeć plany. Następnie wygramolił się na zewnątrz i nie oglądając się za siebie poszedł prosto do budynku.
Wszedł do mieszkania i upuścił torbę, poluzował krawat, zrzucił marynarkę i powiesił ją przy drzwiach. Pomyślał o całym dniu, o siłowni i lunchu i zdał sobie sprawę, ze zachowali się jak jakaś cholerna para i że on nie zrobił choćby w przybliżeniu wystarczająco dużo, by to powstrzymać. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nawet nie mógł się za bardzo na siebie z tego powodu wkurzać, ponieważ te motyle w brzuchu za bardzo go uszczęśliwiały.
Rozdział 9
Pojawienie się u Deana następnego dnia poszło podobnie, jak za pierwszym razem: Castiel podjechał pod bramę, opuścił szybę i zadzwonił. Tyle tylko, że tym razem nie była to ani Jess, ani Dean; to był Sam. Castiel zaparkował w tym samym miejscu, a kiedy doszedł do drzwi, te były już otwarte i Sam się z nich wychylał, o tyle wyższy, niż Castiel pamiętał go z wieku 14 lat.
- Hej, Cas – przywitał się z uśmiechem i ustąpił z drogi, by Castiel mógł wejść.
- Witaj, Sam – odpowiedział Castiel, postanawiając nie skomentować, że nikt już nie nazywa go Cas. Rozejrzał się nieobecnie po korytarzu w poszukiwaniu śladów Deana, aby zacząć pracę na ten dzień. – Gdzie jest twój brat?
Sam pochylił głowę i przygryzł sobie dolną wargę.
- Został dziś wezwany do klubu, aby podpisać jakieś papiery, naprawdę długo nie będzie wracał.
Castiel ściągnął brwi.
- Czemu mi, do cholery, o tym nie powiedział, zanim tu przyjechałem? – zapytał, czując rozpalającą mu się w żołądku złość. Czy Dean robił sobie z niego jaja? Przecież musiałby tylko zadzwonić i Castiel mógłby spędzić poranek bardziej produktywnie, nie zaś wlec się tu całą drogę do idiotycznego domu Deana i marnować czas.
- Poprosiłem go o to – odpowiedział Sam; Castiel się tego nie spodziewał.
- Co? – zapytał, wciąż próbując zrozumieć, czemu Sam miałby marnować jego czas.
Sam odetchnął i roześmiał się nerwowo.
- Poprosiłem go o to. Kiedy dziś rano powiedział, że musiał wyjść, właśnie się zbierał, by zadzwonić do ciebie i powiedzieć ci o tym, a ja poprosiłem, by tego nie robił, ponieważ uznałem, że byłoby miło, gdybyś i tak przyjechał; moglibyśmy, nie wiem, pogadać?
Castiel zamrugał.
- Och – sapnął, nienawidząc siebie trochę za przedwczesne wyciąganie wniosków. Sam wciąż wyglądał niespokojnie, wykręcał sobie ręce, zaś jego oczy, gdy patrzył na Castiela, miały nieco błagalny wyraz. – Tak, przypuszczam… przypuszczam, że moglibyśmy pogadać.
- Świetnie – odparł Sam, uśmiechając się szeroko. – Jess też wybyła na cały dzień. Powiedziała, że chciała iść na zakupy i że tylko jej wtedy przeszkadzam swoim zrzędzeniem. Więc sądzę, że jesteśmy tylko my.
Castiel poczuł w żołądku słabe wrażenie zrozumienia i został poprowadzony do kuchni. Zajął miejsce przy stole i pozwolił Samowi gadać za nich obu; gadać o tym, jaki Nowy Jork był fantastyczny, jak Jess naprawdę się tu podobało, jak mieszkanie u brata było o wiele lepsze, niż pobyt w zbyt drogim hotelu. Sam zaproponował mu coś do picia, a on uśmiechnął się i powiedział, że weźmie to, co Sam, po czym, gdy już chłopak ustawił przed mim filiżankę kawy, usiadł przy Castielu.
- Więc – zaczął Sam, znowu masakrując sobie dolną wargę siekaczami. – Jak się miewasz?
Castiel pociągnął łyczka gorącej kawy.
- Dobrze – odparł bez wyrazu, a potem, ponieważ jak najszybciej chciał się skupić na czym innym, dodał: - A ty?
Sam popatrzył na Castiela, jakby dokładnie rozumiał, co tamten robił. Palce drgnęły mu, kiedy trzymał filiżankę, zaś postać napięła się, wyrażając zmartwienie.
- Dobrze. Wiesz, Stanford jest świetne, Jess jest dla mnie o wiele za dobra. Naprawdę, nigdy nie byłem szczęśliwszy. – Zrobił przerwę, spoglądając szczerze na Castiela, a zanim Castiel miał czas spanikować odnośnie tego, co miało przyjść jako następne, to już się działo. – Ale Dean nie radzi sobie zbyt dobrze.
ACH. Zaczęło się.
- Nie chcę rozmawiać o Deanie – wymamrotał Castiel, rzucając wzrokiem w stronę drzwi i na pół poważnie zastanawiając się, czy nie byłoby najlepiej po prostu teraz wyjść. Po wczorajszym dniu nie chciał gadać o Deanie, nie o tym, co działo się wcześniej i jak to na niego wpłynęło. Wciąż zostało w nim trochę rezerwy, a on zamierzał utrzymać ten stan rzeczy. Nawet, jeśli to oznaczało, że będzie musiał wyjść i nie da rady pogadać z Samem, jeśli ten będzie nalegał na dyskusję na takie tematy.
Sam przynajmniej miał na tyle przyzwoitości, by wyglądać na skruszonego, ale to go nie zatrzymało.
- On za tobą tęskni – powiedział cicho i zamierzenie. Castiel powoli wciągnął powietrze przez usta i zęby, jakby chcąc odetchnąć zdolnością do zapomnienia. Postanowił wstać, odejść i nie musieć słuchać gadania Sama o tym, co było, co mogło być, ale Sam złapał go za nadgarstek, osadzając go w miejscu. – Nie, Cas, proszę, po prostu… po prostu mnie wysłuchaj.
Castiel zatrzymał się, pomyślał, po czym ponownie usiadł. Sam odetchnął z ulgą, puścił nadgarstek Castiela i położył rękę z powrotem na swoim kolanie, nerwowo ruszając palcami.
- Wiem, że on tego żałuje – ciągnął Sam, patrząc w dół na swoje dłonie, mówiąc powoli, jakby liczyło się każde słowo. – Wiem, że każdego dnia żałuje, że nie kazał ojcu się odpierdolić. On… on, oczywiście, nigdy tego nie mówi, w końcu rozmawiamy tu o DEANIE, ale. Ale znam go na tyle dobrze, że zauważam, kiedy zbyt długo gapi się w każdą napotykaną parę niebieskich oczu, i wiem, że głęboko w szafie trzyma wszystkie artykuły, jakie kiedykolwiek napisałeś, i myśli, że nie mam o tym pojęcia.
Ciężko było oddychać. Pokój był za mały. Castiel stwierdził, że bez mrugnięcia okiem gapił się na Sama, a jego mózg usiłował przetworzyć te informacje. To nie tak, że sobie nie uświadamiał, że być może Dean wciąż coś do niego czuł; skończyli ze sobą bardzo źle, przez siedem lat nie rozmawiali, musiały zostać jakieś resztki, które teraz tłukły mu się po głowie, kiedy się znowu zobaczyli. I, tak, dla Castiela to zawsze było coś więcej.
Dla Castiela zawsze istniał tylko Dean. Od pierwszego dnia na progu nowych sąsiadów bezwarunkowo należał do Deana. Dean był jego najlepszym przyjacielem i miłością jego życia. Castiel wiedział, że nikt nigdy nawet w przybliżeniu nie pozwoli mu się poczuć tak, jak Dean; jakby niebo było niebieskie tylko wtedy, kiedy on był w pobliżu, jakby wtedy wszystko wreszcie do siebie pasowało. Dlatego od tamtego czasu nie chodził na randki, dlatego dystansował się od jakichkolwiek romantycznych poszukiwań.
On już znalazł swój ideał, ale ten ideał nie pragnął go dość mocno.
Sam ze zmartwieniem spojrzał na Castiela, więc Castiel odetchnął.
- To bez znaczenia – wymamrotał, nawet przez sekundę nie pozwalając sobie myśleć, że z tego mogłoby wyniknąć szczęśliwe zakończenie. – Dean dokonał wyboru, a ja to uszanuję.
- To nie był jego wybór! – sprzeciwił się Sam, gestykulując silnie, a w jego głosie słychać było frustrację. – Zgodził się, bo ojciec tego od niego chciał! Wiesz, jaki on jest w stosunku do taty, nie umie mu odmówić, nie zaryzykowałby bycia rozczarowaniem.
- Wiem o tym.
- Dobra, więc czemu u licha pozwoliłeś mu tak cię zostawić? – w głosie Sama brzmiało coś podobnego do gniewu. Gniewu na Castiela, gniewu na Deana, gniewu na Johna, kto mógł wiedzieć, ale pobudziło to coś we wnętrzu Castiela i teraz on też był rozgniewany.
- Pozwoliłem mu mnie zostawić? – parsknął Castiel, konwulsyjnie ściskając w dłoniach kubek z kawą. Zawartość wciąż była gorąca i parzyła mu skórę, ale Castiel nie zwracał na to uwagi, zamiast tego woląc wreszcie wyrzucić z siebie to, nad czym już zdecydowanie zbyt długo rozmyślał. – A co miałem zrobić? Czekać, żeby nagle przestał przejmować się tym, co by sobie pomyślał jego ojciec? Pomóc mu w tym? Obaj wiemy, że nie byłem w stanie zrobić nic, aby zmienić ten cholerny stan rzeczy.
Sam opuścił wzrok na swoje kolana.
- Mogłeś spróbować.
Castiel poczuł, jak gniew w jego wnętrzu zaczął ustępować, jak wyciekł w powietrze i zelżał, zostawiając go samego i przypominając, że Sam miał 14 lat, gdy się to wszystko wydarzyło, że był młody, czuł się winny i że zawsze chciał jedynie szczęścia dla brata. Odetchnął powoli.
- Gdybym to zrobił, tylko bym wszystkich skrzywdził bardziej. Lepiej było po prostu odejść i pozwolić Deanowi kontynuować życie, na jakie pracował od dzieciństwa. On… on mnie nie potrzebował. Nie byłem taki szczególny. Było lepiej dla wszystkich, że odszedłem. – Sam zazgrzytał zębami, jakby chcąc zaprotestować, ale Castiel nie był pewien, czy zniósłby coś więcej, więc mu na to nie pozwolił. – Możemy… przestać teraz o tym rozmawiać? Proszę?
Sam otwarł usta, jakby chcąc zaprotestować, ale wtedy widocznie oklapł na krześle.
- Tak – wydyszał niemal niechętnie. – Tak, okej.
Castiel uśmiechnął się z wdzięcznością, a Sam odwzajemnił ten uśmiech. Atmosfera się zmieniła, bardziej im ciążąc i utrudniając po prostu rozpoczęcie nowego tematu. Castiel ściskał swój kubek z kawą, Sam robił coś podobnego. Po prostu patrzyli na siebie, aż wreszcie Castiel kaszlnął i przełamał napięcie.
- Zrobiłeś się sporo wyższy.
Sam roześmiał się na głos.
- Tak – przyznał, uśmiechając się do Castiela tak szeroko, że ten nie miał innego wyjścia, jak się odśmiechnąć. – Skończyłem 16 lat i nagle wszystkie moje spodnie przestały na mnie pasować. O rany, w dniu, w którym przerosłem Deana, przysięgam na Boga, że chyba chciało mu się płakać.
- Wyobrażam to sobie – odpowiedział Castiel, ponieważ mógł to sobie wyobrazić, i słabo żałował tego, że nie był wtedy w pobliżu.
Tutaj, z Samem, śmiejąc się i gadając o wszystkim, co nawzajem u siebie przegapili, łatwo mu było zapomnieć o raporcie i o Deanie i o dziwnym uczuciu w żołądku, które pojawiało się za każdym razem, gdy sobie przypomniał, że już mu nie było wolno pochylać się i całować Deana. Było tak łatwo, że, podobnie jak przez cały ten tydzień, stracił poczucie czasu i jakimś sposobem stało się późne popołudnie, a we frontowych drzwiach zazgrzytały klucze.
Sam i Castiel śmiali się właśnie na głos z powodu jednego razu, kiedy to Castiel na firmowym przyjęciu tak się upił, że Baltazar zdołał go namówić do skopiowania sobie tyłka, kiedy do pomieszczenia wszedł szczerzący się Dean.
- Co ja tu słyszę o tyłkach? – zapytał, unosząc brew.
Sam parsknął.
- Zbol – oskarżył brata. – Cas mi po prostu opowiadał, że nie jest w stanie dużo wypić.
Castiel skrzywił się na Sama, kiedy Dean się wtrącił.
- Tak, zawsze byłeś kiepski. Trzy piwa i zanosiłem cię do Impali, żebyś się przespał.
- TAKI zły nie byłem – stwierdził obronnie Castiel, ale Dean tylko posłał mu uśmieszek.
- Och, tak? To jakim cudem po każdej wspólnej imprezie budziłem się w kolejnej ulubionej koszulce zniszczonej twoimi rzygami?
Castiel otwarł usta, a potem je zamknął. Jaki był sens się kłócić? Castiel wiedział, że to była prawda, Dean wiedział, że to była prawda; byłoby marnowaniem czasu zaprzeczanie czemuś, z czego składała się większość jego sobót, od kiedy skończył 17 lat.
- Zamknij się – wymamrotał zamiast ripostować, i zarówno Sam, jak i Dean, wyśmiali go z tego powodu.
Dean zajął się włączaniem kuchenki i sprawdzaniem lodówki.
- Zostajesz na obiad? – zawołał przez ramię, i trzeba było chwili, aby zauważyć, że mówił do Castiela.
- Um – zaczął Castiel. Powinien? Prawdopodobnie nie. Czy zostanie? Nie sądził, że znowu mógłby odmówić. – Tak, myślę, że zostanę.
Dean nieznacznie odwrócił głowę i Castiel ujrzał, że mężczyzna promieniał, uśmiechał się szeroko i bezwstydnie.
- Niesamowicie – powiedział, po czym wyjął paczki z jedzeniem, które wyglądało na tak świeże i z tak dobrego źródła, że Castiel się zastanawiał, czy nie płacił za nie więcej, niż wynosił jego miesięczny czynsz. – Zamierzałem zrobić kurczaka.
- Ty gotujesz? – zapytał zaskoczony Castiel. Ten Dean Winchester, którego Castiel znał, nie umiał ugotować nic. Do licha, w większości przypadków jego obecność w kuchni skutkowała zepsutą mikrofalówką, ponieważ zapominał, że metal nie był jej przyjacielem.
Dean wyjął rondel, a kark mu się lekko zaczerwienił.
- Tak, nauczyłem się. Samotne życie oznaczało, że chyba musiałem, wiesz? Nie mogłem oczekiwać, że Sammy będzie mi ciągle przysyłał paczki żywnościowe.
- Nie – odpowiedział Castiel, wciąż oszołomiony. – Sądzę, że nie.
Cisza, która nastąpiła, została przerwana brzęczeniem telefonu Sama. Sam wyjął go, uśmiechnął się na widok imienia na wyświetlaczu i przycisnął go sobie do ucha.
- Hej, skarbie – powiedział, a Castiel przypuścił, że to była Jess. – Dean właśnie robi obiad. Jak daleko jesteś? Chcesz, bym po ciebie przyjechał?
Castiel słyszał, jak Dean się słabo śmiał, i przypuszczał, że działo się tak z powodu zmartwionego tonu Sama. Sam musiał to również usłyszeć, ponieważ pokazał bratu palec, na co z kolei Castiel zaniósł się śmiechem.
- Wredzizna – wymamrotał Dean.
- Palant – powiedział bezgłośnie Sam, ponieważ był dżentelmenem i wciąż rozmawiał ze swoją dziewczyną przez telefon. Potem znowu odezwał się głośno. – Och, to niedaleko. Ale już ROBI się ciemno, więc cię odbiorę. Nie, nie wykłócaj się. Wkrótce tam będę. Też cię kocham.
Rozłączył się, a Dean roześmiał się znowu.
- Oj braciszku, nieźle jesteś trzepnięty.
- Nieważne – wymamrotał Sam zmęczonym głosem, a Castiel mógł jedynie przypuszczać, że Dean chyba z tysięczny raz powiedział to bratu, od kiedy tamten zaczął spotykać się z Jess. – Biorę Impalę, ale niedługo wrócę. Spróbuj swoim okropnym gotowaniem nie spalić domu, kiedy mnie nie będzie.
Castiel roześmiał się, a Dean skrzywił. Sam tylko uśmiechnął się złośliwie i wyszedł do samochodu, zostawiając Castiela i Deana samych w kuchni. Dean mieszał coś w rondlu, co od czasu do czasu skwierczało, a Castiel siedział przy kuchennym stole. Wreszcie postanowił coś powiedzieć.
- Czy aż tak źle gotujesz? – spytał niewinnie.
- Powiedziałem, że nauczyłem się gotować – powiedział ostrożnie Dean. – Nigdy nie twierdziłem, że nauczyłem się robić to dobrze. – Castiel zaśmiał się i ujrzał ze swego miejsca, że Dean uśmiechnął się lekko. – Więc, uch, nie jesteś na mnie zły, że dzisiaj zostawiłem cię tu z Samem?
Castiel pokręcił głową.
- Nie, tak naprawdę to było miłe. Bardzo długo nie mogłem porozmawiać z Samem.
- Tak – odetchnął Dean, i czyżby czuł się trochę winny? – Minęło dużo czasu.
Castiel siedział na krześle, patrząc jak Dean z łatwością porusza się po kuchni, siekając różne rzeczy i wrzucając je do rondla, wyciągając z szaf przyprawy, o istnieniu których Castiel nie miał pojęcia. Atmosfera była dziwnie domowa; jakby Castiel czekał, aż jego chłopak ugotuje mu obiad po długim pracowitym dniu. Prawdę mówiąc odnosiło się wrażenie, że tak mogłoby wyglądać całe ich życie, gdyby wszystko się tak potężnie nie spierdoliło na początku. Na myśl o tym Castiel poczuł się niezręcznie.
- Jess wydaje się być miła – skomentował, tylko po to, by coś powiedzieć.
- Tak, bo jest. I czyni Sammy`ego szczęśliwszym, niż w życiu widziałem, więc myślę, że powinienem się upewnić, że on nie spieprzy tego tak, jak…
Tu Dean urwał, ale Castiel wiedział dokładnie, co tamten chciał powiedzieć: JAK JA TO ZROBIŁEM. Po tym prawie wyznaniu cisza się przeciągała, a Castiel siedział tam, gdzie był, wodząc wzrokiem po kuchni i desperacko próbując zmienić atmosferę niezręczności.
- Pomóc ci w czymś? – zapytał.
- Uch, pewnie. Możesz posiekać cebulę.
Castiel pokiwał głową i wstał, po czym podszedł i stanął obok Deana. Dean uśmiechnął się do niego słabo i ruchem głowy wskazał deskę do krojenia, na której leżało już kilka cebul. Castiel zrozumiał wskazówkę, podwinął rękawy koszuli do łokci, zdjął krawat i rzucił go na krzesło za sobą. Rozpiął kilka górnych guzików koszuli i wziął nóż, zaczynając powoli.
Zaczęli pracować w tandemie; od czasu do czasu trącali się łokciami i uśmiechali się ukradkowo za każdym razem, gdy to się wydarzyło. Gadali sobie w trakcie pracy o głupich, nieważnych sprawach. Atmosfera nie była niezręczna, nikt nie tracił mowy na skutek tego, czego nie wolno było mówić, i obaj uśmiechali się częściej.
Krótko później otwarły się drzwi i weszli Sam i Jess. Jess poszła prosto do kuchni, uśmiechając się i gadając o wspaniałym dniu bez Sama. Zostawiła hałdę toreb przy kuchennych drzwiach i zaczęła zaglądać Deanowi przez ramię, chcąc skubnąć jedzenia z rondla, za co Dean cały czas klepał ją po dłoniach.
Sam, jednak. Sam stał w drzwiach, patrząc to na Castiela, to na Deana, na niewielką przestrzeń między nimi spowodowaną gotowaniem na jednym blacie. Musiał zauważyć domową atmosferę całości, ponieważ na twarzy widniał mu niewielki, łagodny, szczęśliwy uśmiech, jakby myślał, że dostał dokładnie to, o co prosił wcześniej.
Ale tak nie było. Nie, nie było. Castiel może i postanowił zostać na obiad, może i rozmawiał z Deanem, jakby nie odczuwał bolesnego dźgania w piersi za każdym razem, kiedy na niego patrzył, ale to nie znaczyło, że był choć trochę bliżej wybaczenia mu, rzucenia się w to wszystko ponownie i doznania ponownej krzywdy. Spędził resztę wieczoru z tą myślą gryzącą go od środka, i ten stan utrzymał się nawet wtedy, kiedy już pojechał do domu.
Nie podda się. Nawet, jeśli Dean wciąż się śmiał tak, jak kiedyś, odrzuciwszy głowę w tył i rycząc, cudownie i bez hamulców, ponieważ była to taka rzadkość, że musiał to z siebie wyrzucić na raz. Nawet, chociaż Castiel pragnął tylko tego, kiedy Dean odprowadził go do drzwi, aby go pocałować i nigdy nie puścić.
Musiał sobie odpuścić. Nie zamierzał się poddać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Śro 20:40, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Dziewczęta, czytajcie Try-something Tuesday. Miałam tylko ściągnąć i rzucić okiem, co zacz, i nagle jestem w połowie tych 168 stron. Nie wiem jak. Ale Cas ma piercing sutka.
Fragment O.O Nie wiem, jak ja mam teraz reagować na te wrzuty, powściągam entuzjazm jak mogę Dx ...w czym nie jestem za dobra. Zabieram się...!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Śro 20:41, 26 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Śro 20:49, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Ja jeszcze nie przeczytałam...! Huff, huff, czytam. @_@
A Try-something mam na liscie. A ponieważ skończyłam Rains, zabiorę się juz teraz :D
Ale, ja też chcę coś polecić. There Will Come Soft Rains. Taki sam klimat, jak dwa poprzednie fiki autorki, które czytałyśmy. Naprawdę. Jest ciepły, wzruszający, ma mój ulubiony hurt/comfort i tak... jezusie, tak intymnie opisaną scenę seksu, że się wzruszyłam. Piękna rzecz @_@ Taka miłość przy końcu świata @_@ I uż nigdy nie spojrze tak samo na czekoladę z nadzieniem jabłkowym, to pewne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Śro 20:54, 26 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Zarzućcie linkiem do tego Try-Something, dobra?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 9:12, 27 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Ok, kolejno:
[link widoczny dla zalogowanych]
Zacznę od tego, że Genre: AU. Fluff, romance, porn. :3
Zero angstu. Zero. Największy dramat był kiedy Deanowi w czasie sextingu skończyła się kasa na koncie. Momentami jest jest aż za słodko. Znaczy, ja nie uznaję pojęcia ZA słodko, ale staram się być obiektywna. Also, ZAKOŃCZENIE. Spłakałam się, ale może dlatego, ze był środek nocy, to jakoś sprzyja przesadnym wzruszeniom. Ale i tak jest piękne.
Rain wciągam na listę @.@
Fragment jest tak boski, że mnie krzywdzi xD Bo jest CUDOWNIE. Idzie ku lepszemu w taki uroczy i dobry sposób. I to krzywdzi, bo ZNÓW się to wszystko rozsypie zanim zdąży się na dobre odbudować. Also dostaję spazmów wścieklizny na "Wiem, że każdego dnia żałuje, że nie kazał ojcu się odpierdolić." I kiedy Sam pyta Casa, czemu nie walczył. NOSZ KURWA. Może i to byłoby fair, może i Cas był zakochany, więc powinien, ale to byłby akt dla samego aktu. Poza tym kroiło mi się serce bo Cas był dzielny, Cas chciał walczyć, wspierać Deana itd. A ten młotek stał jak marchewka, a później odjechał w cholerę. Nożesz! Huff. Fic jest emocjonujący jak cholera :D Ubóstwiam <3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Czw 14:57, 27 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Ach kochanie, przeczytałabyś Ugly sweater i gwarantuje, znalazłabyś poziom słodkości, od której zęby bolą XD ale Try jest urocze :3 znaczy jestem w momencie wycieczki szkolnej i jest mi przeokropnie uroczo. I widzę, że będzie jeszcze lepiej, niaf niaf niaf :3
Bonus numer dwa, fik jest autorstwa laski od Angelhawke, wystarczającą to reklama :D znaczy nie to, że trzeba mnie zachęcać, bo fik naprawdę zacny.
A fragmencik... zawsze się gniewam na Sama, że ma pretensje do Casa. Co Cas miał zrobić? Mógł walczyć, ale nic by to nie dało, bo Dean nie miał dość jaj, żeby się ojcu postawić. Amen. I jest mi cholernie smutno, bo teraz jest tak domowo, uroczo, zalotnie i miło, a już za rozdział wszystko się rozpierdoli z kretesem. Too bad. Myśl o epilogu antique, myśl o epilogu... ><
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 15:10, 27 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
antique napisał: | Ach kochanie, przeczytałabyś Ugly sweater i gwarantuje, znalazłabyś poziom słodkości, od której zęby bolą XD |
Wiesz, mam go wciąż na dysku i czasem na niego łypię, ale chyba trochę boję zabrać xD
antique napisał: | ale Try jest urocze :3 znaczy jestem w momencie wycieczki szkolnej i jest mi przeokropnie uroczo. I widzę, że będzie jeszcze lepiej, niaf niaf niaf :3 |
Waaah, zaraz po wycieczce jest PRYSZNIC. Piskam na samo wspomnienie.
Koniecznie powiedz, co sądzisz o epilogu, ale nie zaglądaj :D
antique napisał: | Myśl o epilogu antique, myśl o epilogu... >< |
Osobiście staram się nie myśleć o epilogu, bo zaczynam wyczyniać dziwne rzeczy z mimiką twarzy xD
I tak sobie myślę, wiem, ze Samowi chodziło o to, ze Cas nie pokazał, ze mu zależy itd, że obaj okazali się nadspodziewanie łatwo wypuścić z rąk to, co mieli, ale CIESZĘ SIĘ, że Cas nie walczył. Serce by mi nie wytrzymało, gdyby młodziutki, cierpiący Cas sam starał się naprawić to, w czym nie zawinił i dostał w zamian zero reakcji ze strony Deana i trochę za dużo reakcji ze strony Johna. Mimo, ze Dean podobno chciał do niego iść po tym wszystkim. Taaa, do pierwszej kolejnej wizyty tatusia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|