Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 380, 381, 382 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:42, 21 Cze 2013    Temat postu:

Patuś, mówiłam Ci już dziś, że Cię kocham? @_@

Lin napisał:
Ja cały fic miałam w człowieku takie 'cholera, Lin, spierdoliłaś i znowu czegoś nie ogarnęłaś'.

Same here, bby. Michał chciał zabić Casa, ale nie chciał go zabijać jak Anny, czy jakoś tak, chciał żeby się nienawidzili, gardzili sobą czy coś w ten deseń (nie wiem, czemu akurat chciał ich do siebie zniechęcić za brutalnym seksem, ale łotewa), żeby Deaowi nie było smutno, jak Michał zmiotnie Casa? Nope, im dłużej o tym myślę, tym bardziej nie wiem, o co chodziło w głównym plocie. Widzę, że nie jestem jedyna; stanowi to pewne pocieszenie, nie powiem XD

Dziewczyny, reklamujcie mi tak dalej tego fika, a zarwę na nim noc @_@

Tak przy okazji. Nie mogę oglądać szóstego sezonu. No po prostu nie jestem w stanie zmusić się do tego żeby obejrzeć więcej odcinków, niż pięć, sześć pierwszych i Mommy Dearest. Moje jestestwo się buntuje, oddech urywa i w ogóle wszystko mi strzela mentalnego focha z przytupem.
...więc chyba zgrabnie przejdę do siódemki, coby się troszkę podręczyć poczytując sobie równolegle mega-dlaczego-dean-kocha-casa-meta do tegoż sezonu XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nishiki
BoysLove Team


Dołączył: 09 Sie 2011
Posty: 2161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Moving Castle.

PostWysłany: Pią 18:47, 21 Cze 2013    Temat postu:

http://www.youtube.com/watch?v=XTsxF47wx5M

alę o co chodzi? XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:08, 21 Cze 2013    Temat postu:

Aaa, najpierw chodzi o oryginalną scenęz odcinka do tej piosenki, a potem to już wygłupy Jensena :) Choć przyznaję, że takiego komizmu pozazdrościłby mu niejeden komik zawodowy :D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:26, 21 Cze 2013    Temat postu:

Dlatego kocham dodatki DVD :D Ten filmik na którym śpiewa kawałek Reo Speedwagon- po wyjeździe z Roadhouse też był na DVD w takiej- rozszerzonej wersji.
Also- Pat, Jezu, list @.@ Biedny listonosz, już i tak ledwie na mnie patrzy, teraz będę go gwałciła wzrokiem z końca ulicy *.* Jessu Jessu...! Kocham Cię, wiesz? Wiesz.
I jeszcze- skończyłam fic. Skończyłam i teraz będę czytała Wedding cake bo gdyż potrzebuję dziko takiego cudnego fluffu a nic nowego nie przychodzi mi do głowy. Był cudowny, zabawny i ciepły i seksowny i relacja Dean/ Cas była świetnie napisana. Also 'hello boner' i czarne baletki i Jo i wow. Zamknę się, do czasu aż antique go nie przeczyta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:32, 21 Cze 2013    Temat postu:

No to tu masz linka do ff.net z dziełami niejakiej Zafony. Zapowiadają się bardzo smakowicie, a każdy jeden jest długi jak cholera :) Choć fluffu tam raczej niewiele.

[link widoczny dla zalogowanych]

EDYTKA: Z planów wylatuje ADVENTURES IN SOLITUDE. Nie przejdę przez to po raz drugi, nie ma sił... A czytałam tylko raz. I nawet epicka w swoim rodzaju końcówka tego nie wynagradza...

EDYTKA 2: poprawiłam grafikę na swoim blogu. Zapraszam do oglądania :)[/list]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Sob 0:25, 22 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:35, 22 Cze 2013    Temat postu:

Szczerze mówiąc, kiedy wracam do Adventures (...), to najczęściej czytam sobie samą końcówkę, od kanapy, na poprawę humoru :X
A na Twojego bloga zaczęłam wchodzić tylko wieczorami, bo jak już wlezę, to później siedzę (tytułem a tego jakoś dawno nie czytałam...)._.
Swoją drogą, kto bawił się pstryczkiem od pogody? Jest pierdyliard stopni. I to w cieniu. Leżę w pozycji embrionalnej, oplatając kończynami wentylator. Jeszcze dwa dni takiej pogody i zacznę go bzykać chyba.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Sob 9:36, 22 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:49, 22 Cze 2013    Temat postu:

Też bym chciała, żeby u nas było cieplej - ledwo 16 stopni i zimny wiatr... Czasami zazdroszczę Polsce upałów. Ile stopni u ciebie, Lin?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:04, 22 Cze 2013    Temat postu:

Zazdroszczę ._. Ale ja lubię, kiedy jest zimno (jestem fanką względnie mało deszczowych jesieni). Mój termometr wskazuje obecnie 29 stopni, ale jest wcześnie. Wczoraj w południe zatrzymał się na 41. Każde wyjście z domu to wpierw dwudziestominutowe przekonywanie samej siebie, że muszę wyjść, suck it up, Lin i wyłaź :X

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:50, 22 Cze 2013    Temat postu:

Kurczę, tropiki w Polsce...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:40, 22 Cze 2013    Temat postu:

Jezusie, dziewczyny, właśnie sprawdziłam temperaturę: 48 stopni w słońcu. Nie da się siedzieć na zewnątrz. Powtarzam: nie da się. Jak będę już bogata, kupię sobie domek gdzieś, gdzie w lecie temperatury wynoszą maksymalnie 25 stopni i będę tam spędzać czas od połowy czerwca do połowy sierpnia. Kiesko znoszę upały, umieram, złoszczę się i roztapiam. W dodatku mam wieczny dylemat: jak zrobię koczka, to nie założę słomkowego kapelutka. Jak nie założę słomkowego kapelutka, spalę sobie skórę głowy, przegrzeję mózg, rozboli mnie łeb i padnę trupem. Jak założę kapelutek, muszę spiąć włosy w warkocz, względnie kucyk, a grzeje mnie to tak, jak sweter z surowej wełny z dodatkiem angory/kominek w środku zimy.
Nienawidzę lata. Szczerze nienawidzę. Ale mroźnej zimy też nie znoszę. Najbardziej lubię jesień i wiosnę.

Najlepiej było wczoraj. Burza nad Warszawą trwała ze dwie godziny a temperatura spadła ledwo minimalnie. Tylko zrobiło się parno jak w tropikach. A dzisiaj? Czy już wspomniałam, że mój termometr w słońcu pokazuje 48 stopni? -_-

A w temacie Adventures: poczytuję wybrane kawałki tylko. Końcówka nie trzyma się kupy, ale jest kilka scen, które lubię. Zwłaszcza na początku, jak wszystkim jest smutno :3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:05, 22 Cze 2013    Temat postu:

Czyli nie będziecie szlochać nieutulonym płaczem, że porzuciłam ten tytuł? Dobrze :)
Co do THROUGH THE DARK - wrzuta zdecydowanie dzisiaj, właśnie kończę czwarty rozdział. Chociaż chciałabym dziś dojechać do szóstego i wrzucić razem. Zobaczymy, czy mi się uda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:23, 22 Cze 2013    Temat postu:

Okej, na razie prezentuję rozdziały 2-5. Co do szóstego - zamierzam go chociaż napocząć, a jeśli nie uda mi się (czytaj - nie będę miała sił) skończyć go dzisiaj, to zdecydowanie skończę jutro. Ale jeszcze się zobaczy. Na razie smacznego.

Rozdział 2


Nadszedł poranek, jasny, niewyraźny i przerażający. Castiel obudził się słysząc ćwierkanie budzika, wyłączył go i usiadł na łóżku, ze zmęczeniem przecierając sobie oczy. Natychmiast udał się pod prysznic, pozwalając, by ciepła woda zmyła z jego ciała trochę napięcia. Tyle tylko, że gdy wyszedł spod niego na zimne powietrze, napięcie wróciło, uderzając w niego niczym pociąg towarowy i sprawiając, że mięśnie skurczyły mu się ze zdenerwowania.
MOGĘ TO ZROBIĆ, powiedział sobie, zmuszając swe kończyny do koordynacji, po czym ubrał się jak zwykle w czarne spodnie, białą koszulę i niebieski krawat. Wkrótce był gotowy i wziął swoje kluczyki do samochodu, aby zmierzyć się z okropnym porannym ruchem ulicznym i dojechać na Piątą Aleję, gdzie znajdowały się sale konferencyjne. Przez całą drogę palce drgały mu niespokojnie, każde czerwone światło stanowiło dla niego wyraźny znak, że powinien zawrócić, uciec, odpuścić sobie całą swoją karierę, jeśli to oznaczało, że nie będzie musiał tego robić, zobaczyć go.
Jednak nie zatrzymał się. Jechał i jechał, aż dotarł do celu. Podjechał na parking z boku budynku i szybko pozbierał swoje rzeczy, nie dając sobie więcej czasu na zatrzymywanie się i martwienie. Do wejścia nie było daleko, a jeszcze mniej czasu zajęło wejście po schodach na właściwe piętro, więc zaledwie miał czas odetchnąć, a już stał przed właściwymi drzwiami, zginając palce w pięść, i szykował się do wejścia do środka.
Deana nie będzie w środku, prawda? Spotkanie miało się odbyć z osobistym asystentem Deana, a nie nim samym, więc Castiel wciąż miał trochę czasu, aby się na to przygotować. Uspokoił się tą świadomością, odetchnął głęboko i zapukał do drzwi. Nie czekając na pozwolenie otwarł je i wszedł do środka.
Pokój był przestronny i przewiewny, pod ścianami stało kilka roślin w doniczkach, wyglądających na kosztowne i zbędne. Jedną ze ścian było po prostu olbrzymie okno ze wspaniałym widokiem na zewnątrz, na kolorowe, ruchliwe ulice i przepastne, błękitne niebo. W centrum pomieszczenia stał wielki mahoniowy stół, przy którym siedziała kobieta po czterdziestce, wyglądająca bardzo profesjonalnie w garniturze i ze starannie uczesanymi włosami. Ale obok niej stał…
- Sam – wydyszał Castiel, wzięty z zaskoczenia. – Nie... nie spodziewałem się ciebie.
Sam uśmiechnął się do niego nieśmiało, patrząc na niego spod grzywki.
- Cześć, Cas – powiedział, przygryzając sobie dolną wargę. – Nie, ja tak tylko. Słyszałem, że to ty będziesz pisał ten artykuł, i chciałem się z tobą zobaczyć. Przez pamięć dawnych czasów. Wiesz… minęło trochę czasu.
Castiel wciąż się gapił.
- Tak – odpowiedział, wciąż zbyt oszołomiony, by myśleć przytomnie.
Kobieta w garniturze – przypuszczalnie asystentka Deana – kaszlnęła znacząco.
- Panie Novak – odezwała się, skupiając na sobie uwagę Castiela. – Czy zechciałby pan usiąść?
Castiel posłuchał automatycznie, nie mogąc przestać patrzeć na Sama. SAMA, na miłość boską. Nigdy by nie pomyślał, że jeszcze kiedyś go zobaczy. Kobieta znowu zaczęła mówić i Castiel zmusił się, by skupić się na niej, natychmiast.
- Dziś wypełniamy tylko pewne standardowe dokumenty, umowy i porozumienia. Kontrakty, jeśli nazwać to oficjalnie. Chodzi o to, by zagwarantować, że będzie pan szanował prywatność pana Winchestera tam, gdzie to jest konieczne, i że, mając dostęp do jego prywatnego życia, nie nadużyje pan tego przywileju w żaden sposób.
Castiel musiał się bardzo mocno skupić, aby nie parsknąć, słysząc słowo „przywilej”. Chociaż, jak pomyślał, Sam to zauważył, sądząc z tego, jak również próbował powściągnąć nieśmiały uśmieszek, jednocześnie patrząc w stronę Castiela.
- Brzmi w porządku – zgodził się Castiel, sięgając po papiery, które podawała mu asystentka Deana. Przejrzał je szybko przed podpisaniem: w końcu niczego od Deana nie chciał. Już nie.
Skończył szybko i oddał je, a kobieta uśmiechnęła się do niego pusto i nieszczerze.
- Doskonale – powiedziała, odkładając dokumenty na bok. Otwarła usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale zanim zdołała zacząć, Castiel się wtrącił.
- Czy teraz chodzisz do Stanford? – zapytał, kierując swe słowa bezpośrednio do Sama.
Sam zamrugał.
- Tak, chodzę – odpowiedział, śmiejąc się ze zmieszaniem. – Skąd wiedziałeś?
Castiel zaczerwienił się.
- Myślę, że gdzieś przeczytałem – wymamrotał, ignorując wiedzące spojrzenie, jakie posłał mu Sam. – W każdym razie, jak to jest?
- Jest wspaniale – odpowiedział Sam, szczerząc się szeroko. Castiel był świadom, że asystentka siedziała w milczeniu, z wyrazem niesmaku na twarzy z powodu faktu, że musiała przetrzymać tę pogawędkę, zanim znowu mogłaby zacząć wykonywać swoją pracę. Ale i tak czekała, najwyraźniej wiedząc, że musiała pozwolić młodszemu bratu swego szefa gadać tyle, ile chciał, ponieważ Dean pozwalał swemu bratu na wszystko. Zawsze pozwalał.
Castiel uśmiechnął się lekko do Sama.
- Cieszę się. Pamiętam, że serce cię do tego ciągnęło, nawet, kiedy wciąż byłeś dzieckiem. I studiujesz prawo?
Sam entuzjastycznie pokiwał głową.
- Tak. I jest tak niesamowicie, jak zawsze się spodziewałem, że będzie. Tak naprawdę to przyjechałem tu na lato, odwiedzam Deana razem z moją dziewczyną Jess.
- Masz dziewczynę? – zapytał Castiel czując, jak szczęście urosło mu w piersi na widok uśmiechu, jaki w zamian posłał mu Sam. Był taki… zakochany, czysty i szczęśliwy, jakby nic się nie liczyło, ponieważ gdzieś tam był ktoś, kto go kochał tak mocno, jak one tego kogoś.
Castiel pamiętał to uczucie.
- Tak, Jess. Tak naprawdę to jest całkiem fantastyczna. Też chodzi do Stanford. Tam się spotkaliśmy. Chłopie, ona stoi tak dużo wyżej ode mnie. Szczerze to nie wiem, co ona ze mną robi.
Castiel nie mógł się do niego nie uśmiechnąć.
- Cieszę się w twoim imieniu – powiedział, a Sam zarumienił się jeszcze bardziej.
- Dzięki – odpowiedział, po czym kaszlnął i rzucił wzrokiem w stronę asystentki Deana. – Przepraszam, przepraszam. Może pani kontynuować. Przysięgam, że więcej nie będę przeszkadzał.
Asystentka zmusiła się do uśmiechu.
- W porządku – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Ale tak, kontynuujmy. Musimy sfinalizować plan.
Zaczęła recytować listę rzeczy, które musieli zrobić w trakcie spotkania, a Castiel starał się, jak mógł, aby zwracać uwagę. Reszta spotkania upłynęła w ten sam sposób, Sam i Castiel tylko sporadycznie wymieniali się uwagami o tym, co działo się z każdym z nich od momentu, kiedy… stracili kontakt.
Pod koniec Castiel miał uzgodnione dwa następne tygodnie, które miał spędzić na pracy nad artykułem – nie chciał myśleć o tym jak o spędzaniu ich Z DEANEM, wyłącznie z troski o swoje zdrowie psychiczne – i był pochłonięty życiem Sama, podobnie jak Sam jego. Asystentka wyszła przed nimi, pisząc coś na swoim Blackberry, najwyraźniej bardzo ważnego i pilnego, wobec czego w pokoju zostali tylko Castiel i Sam, i cisza zapanowała teraz, kiedy byli sami. Teraz, kiedy wreszcie mogli rozmawiać.
- Cas – zaczął niepewnie Sam. Castiel dalej przeglądał swoje papiery, nie podnosząc wzroku, ponieważ wiedział, dokąd teraz zmierzał Sam, i nie był pewien, czy był na to gotowy. – Cas… minęło dużo czasu, prawda?
Castiel pokiwał głową, wciąż nie patrząc na Sama. Kątem oka widział, że Sam poruszył się niespokojnie, przestępując z nogi na nogę i wykręcając sobie ręce.
- Cas – zaczął ponownie Sam cichym głosem. – Cas, ja… przepraszam. Za wszystko, co się wydarzyło.
Castiel przestał zapinać torbę. Wciągnął szybko pospiesznie i zamknął oczy.
- W porządku, Sam – powiedział, nawet, jeśli nie było. – Ruszyłem do przodu. To już zostało zapomniane. Nie byłbym tutaj, gdybym nie mógł sobie z tym poradzić – wstał i stanął twarzą w twarz z powątpiewającym Samem.
- Cas, jesteś pewien? Chodzi mi o to, że wy, chłopaki, byliście…
- W porządku, Sam – powtórzył Castiel, przerywając Samowi, zanim zdołałby usłyszeć coś więcej. – Po prostu zostaw to, proszę. Ja… cieszę się, że znowu mogłem cię zobaczyć. Może moglibyśmy spotkać się któregoś dnia, zanim wrócisz do Stanford? W mniej biznesowym otoczeniu. Naprawdę chciałbym spotkać Jess.
Sam uśmiechnął się, wciąż ostrożny i zmartwiony, ale wyraźnie gotów pozwolić Castielowi odejść.
- Tak, to nieźle brzmi. Chciałbym, żebyś ją spotkał.
Wtedy Castiel się uśmiechnął, ciepło i z wdzięcznością. Sam był jego przyjacielem. Tęsknił za Samem. O tę część projektu się nie martwił, ponieważ Sam był miły i zabawny, a jego dziewczyna zdawała się być podobnym typem. Podniósł swoją torbę i poszedł w stronę drzwi, odwracając się tuż przed tym, zanim je otworzył, aby pomachać mu raz, i za chwilę był już na korytarzu.
I… CHOLERA. Dean też.
Castiel zatrzymał się zszokowany, z otwartymi ustami, zaś ciało zastygło mu w panice. Dean, prawdę mówiąc, zareagował tak samo, po prostu gapił się na Castiela tymi zielonymi oczami, w które Castiel kiedyś po prostu gapił się godzinami, jakby na świecie nie mogło być nic bardziej fascynującego, niż plamki złota i niebieskiego w jego tęczówkach.
- Ja… - zaczął Dean, po czym urwał. Dalej się na siebie gapili, Dean otwierał i zamykał usta, najwyraźniej nie mogąc niczego powiedzieć, zaś Castiel był zbyt sparaliżowany, aby w ogóle próbować mówić. Wreszcie Dean zdołał się odezwać. – Przyjechałem tu po Sammy`ego. Myślałem, że do tego czasu już cię nie będzie.
Castiel nie mógł odpowiedzieć, więc po prostu tam stał. Poczuł Sama za sobą, zanim w ogóle usłyszał jego wyszeptane CHOLERA i ostre wciągnięcie powietrza, ale nie odwrócił się, tkwił zakorzeniony w miejscu, skupiony jedynie na Deanie.
Wyglądał tak samo, jak zauważył Castiel. Nawet po tych wszystkich latach. Nawet po tym, jak stał się sławnym piłkarzem, już legendą sportu, choć miał 25 lat. Wciąż miał nieco piegów na policzkach, wciąż te same, krótkie, popielatoblond włosy. Nosił nawet tę samą skórzaną kurtkę, tę, którą nosił, kiedy Castiel widział go ostatni raz, kiedy obaj byli załamanymi osiemnastolatkami.
- Cas – powiedział Dean, a głos mu się załamał na tej jednej sylabie. Słysząc, jak Dean wymówił tę ksywkę – tę, którą wymyślił, kiedy mieli po dziesięć lat – Castiel wyrwał się z odrętwienia.
- Muszę iść – oznajmił, mrugając, po czym ruszył się szybko i przeszedł obok Deana.
Niemal zbiegł po schodach, w pośpiechu niemal potknął się o własne stopy. Słyszał w tle Sama wołającego go po imieniu, ale zignorował to wołanie, wybiegł z budynku i rzucił się do swojego samochodu. Jechał szybko do domu, przyspieszając cały czas, ponieważ musiał wydostać się z tej małej przestrzeni, musiał znaleźć się w swoim mieszkaniu, które dobrze znał.
Wpadł wreszcie do niego i ruszył prosto do swojego łóżka. Padł na nie i zwinął się w sobie, oddychając głęboko i powoli. Zamknął mocno powieki, zmuszając ten sposób oczy, by przestały go piec, i życząc sobie o niczym nie myśleć.
Tyle tylko, że, oczywiście, to nie zadziałało.


Rozdział 3


Winchesterowie przeprowadzili się do Luizjany, kiedy Castiel miał osiem lat. Dokładnie pamiętał ten dzień: zobaczył ciężarówkę przeprowadzkową podjeżdżającą pod dom obok i ujrzał wychodzącą z niego trzyosobową rodzinę, wszystkich bladych i o smutnych oczach. Był to ojciec z dwoma synami: jednym piegowatym, z grubsza w wieku Castiela, oraz młodszym, z wiszącymi włosami. Brat Castiela, Michael, zmusił jego i jego rodzeństwo – wszystkich, nawet Luke`a, który był bliźniakiem Michaela i zasadniczo nie słuchał niczyich rozkazów, nawet od ich ojca – by poszli i przywitali nowych sąsiadów.
To Michael zapukał do drzwi i wręczył koszyk mufinek zmieszanemu panu Winchesterowi. Castiel, jako najmłodszy, ukrył się za Michaelem tak dyskretnie, jak umiał. Dopóki jeden z chłopców nie zszedł na dół i nie stanął obok swego ojca, patrząc wprost na Castiela.
- Cześć – powiedział, przyciągając do siebie uwagę wszystkich, choć zwracał się tylko do Castiela. – Jestem Dean.
Minęła chwila, zanim Castiel odpowiedział.
- Jestem Castiel.
Dean zmarszczył nos.
- To dziwne imię – powiedział, zyskując sobie srogie spojrzenie ojca oraz ostry wzrok Michaela, opiekuńczego jak zawsze. Castiel jednak nie poczuł się urażony. Po prostu uśmiechnął się do Deana, a Dean odwzajemnił ten uśmiech. – Chcesz iść i się pobawić? Nie wiem, gdzie jest park, ale byłoby fajnie, gdybyś mi pokazał.
Castiel popatrzył na Michaela, szukając pozwolenia, a kiedy brat pokiwał głową, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Chciałbym – odpowiedział, a kiedy i pan Winchester się zgodził, obaj chłopcy poszli do parku, gadając z łatwością, jakby to nie była ich pierwsza rozmowa.
W parku Dean znalazł piłkę nożną i zaczął ją kopać. Castiel, który nigdy nie był dobry w sporcie, mógł jedynie patrzeć z podziwem.
- Kiedy dorosnę, będę zawodowym piłkarzem – oznajmił pewnie Dean. Kiedy mówił, jego wzrok skupiał się wyłącznie na piłce, a Castiel cieszył się mogąc po prostu słuchać tego, co Dean opowiadał. – Mama zawsze nazywała mnie swoim małym Beckhamem. Powiedziała, że mam naturalny talent.
Po tym przez chwilę Castiel milczał, bawiąc się źdźbłami trawy pod swoimi dłońmi, i obserwował, jak Dean przekazywał sobie piłkę pomiędzy jedną a drugą nogą.
- Gdzie jest teraz twoja mama? – zapytał i wtedy zauważył, że po tym pytaniu twarz Deana zmieniła wyraz; jego usta się ścisnęły, a oczy posmutniały.
- Umarła – odparł Dean zwyczajnie. – Kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Kansas, wybuchł pożar domu. Miałem cztery lata, a Sam – mój młodszy brat – nie miał nawet roku. Wyniosłem Sammy`ego z domu, a mój tata próbował ją uratować, ale…
W tym miejscu urwał i szybko zamrugał, jak gdyby hamując łzy. Castiel nie był pewien, co robić, więc wstał, podszedł do Deana i objął go w talii, przytulając go do siebie. Ukrył swoją twarz w jego szyi i poczuł, jak dłonie Deana powoli złapały go za barki.
- Co robisz? – zapytał Dean głosem przytłumionym przez włosy Castiela, do których przyciskał usta.
Castiel lekko wzruszył ramionami.
- Wydawało się, że potrzebny ci uścisk. Wiem, jak to jest nie mieć mamy. Nigdy nie poznałem swojej. Umarła rodząc mnie. A że mój ojciec rzadko bywa w domu, to moi bracia, Michael i Luke, przeważnie się nami zajmują.
Zostali tak przez długą chwilę, przytuleni do siebie, chociaż spotkali się zaledwie kilka godzin temu. Castiel nigdy nie był skłonny do przytulania się, ale w Deanie było coś takiego, w tym, jak się uśmiechał i śmiał i powstrzymywał łzy, że Castiel po prostu chciał go obejmować, dopóki ten nie poczuje się lepiej.
Wrócili do domu dopiero wtedy, gdy zaczęło się ściemniać i gdy sobie uświadomili, że muszą wracać na kolację, inaczej ojciec Deana oraz brat Castiela zaczęliby się martwić i złościć.
- Lubię cię, Cas – powiedział Dean, kiedy już doszli do swoich domów i mieli się rozejść.
Castiel ściągnął brwi.
- Cas?
- Tak – odpowiedział Dean, rumieniąc się pod kołnierzykiem koszulki. – Castiel to trochę długo. Nie lubisz ksywek?
Castiel przemyśliwał to przez chwilę, przetaczając sobie słowo w ustach.
- Nie, podoba mi się – postanowił wreszcie, na co Dean posłał mu promienny uśmiech. – Cas.
Dean zaśmiał się, słysząc szacunek w tonie Castiela.
- Świetnie, chłopie – powiedział. – Powinienem już iść, zanim tata się wścieknie. Do zobaczenia, Cas. – Castiel patrzył, jak Dean wchodzi do swojego domu, ale zawołał go jeszcze raz, zanim tamten mógł wejść, kiedy już stał u siebie na ganku. Dean odwrócił się i spojrzał na Castiela. – Tak?
- Ja też cię lubię – przyznał Castiel, a uśmiech, jaki dostał w odpowiedzi, niemal oślepiał.
Po tym stali się nierozłączni, niemal jak byt, którego nie można było rozważać oddzielnie. John lubił Castiela, a Michael z zazdrością polubił szczęście, jakie Dean swoją osobą przyniósł Castielowi. Zawsze się trochę martwił, że Castiel nie miał dość przyjaciół, ale gdy Dean i Castiel stali się sobie tak bliscy, wydało się nagle, że ich więź była silna na tyle, iż nic innego się nie liczyło.
Castiel spędzał również czas z Samem. Choć miał tylko cztery lata, już był wyjątkowo bystry, a gdy lata mijały, wszystko zostało tak samo: za mądry Sam oraz zrośnięci niczym bliźnięta syjamskie Cas i Dean.
Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy skończyli po szesnaście lat.
- Znasz Meg Masters, z naszych zajęć matematyki? – wspomniał Dean pewnego dnia, kiedy siedzieli w pokoju Castiela. Dean leżał na łóżku, przeglądając jakiś magazyn piłkarski, który prenumerował, a Castiel siedział przy biurku nad zadaniem domowym. Był to dla nich normalny wieczór w ciągu tygodnia.
Za wyjątkiem tematu rozmowy.
- Tak, znam. Czemu pytasz?
Dean poruszył się zakłopotany.
- Ja, uch, słyszałem, że ona się w tobie durzy.
- Więc? – zapytał Castiel, autentycznie zdezorientowany tym stwierdzeniem. – Powinno być dla ciebie oczywiste, że nie odwzajemniam tych uczuć, więc czemu teraz się pytasz?
Dean parsknął śmiechem.
- Nie wiem, szczerze mówiąc. Po prostu… pomyślałem, że powinienem ci powiedzieć. Może dać ci szansę na pobzykanie.
Castiel zmarszczył się.
- Nie jestem zainteresowany „bzykaniem”, jak ty to określasz – odpowiedział, i z jakiegoś powodu twarz Deana wyrażała mieszankę ulgi i zmartwienia. – Cóż, przynajmniej nie z Meg Masters. Ona jest wredna.
- Czy byłbyś… - powiedział szybko Dean i urwał, zanim zdołał skończyć zdanie. Zaczął sobie przygryzać dolną wargę. – Czy byłbyś zainteresowany, gdyby to był ktoś inny?
Castiel odłożył długopis i odwrócił się, by odpowiednio spojrzeć na Deana. Jego magazyn leżał mu na piersi, unosząc się i opadając z każdym oddechem, a na jego okładkach Castiel widział znajome twarze piłkarzy, tych, których rozpoznawał dzięki oglądaniu meczy z Deanem, ale których nazwisk wciąż nie pamiętał, nieważne, jak usilnie Dean karmił go informacjami. Wyglądał na zdenerwowanego, a Castiel nie miał absolutnie pojęcia, czemu.
- Dean, czemu teraz zaczynasz ten temat? – zażądał odpowiedzi Castiel i ujrzał, jak Dean zamknął oczy i nieznacznie uniósł kąciki ust w górę, jak to zawsze było, kiedy Castiel, najwyraźniej, OMIJAŁ NORMALNE SPOŁECZNE INTERAKCJE na korzyść bycia bezpośrednim. – Zazwyczaj nie dyskutujemy o zauroczeniach naszych kolegów z klasy, więc dlaczego teraz o tym rozmawiamy?
Castiel dalej patrzył na Deana, na unoszenie się i opadanie jego piersi, na jego nieco zaczerwienione policzki, na piegi rozrzucone po nosie. Wreszcie Dean usiadł, opierając sobie dłonie na udach. Potem wstał i przeszedł pokój, aż wreszcie stanął tuż przed nim, w przestrzeni między nogami Castiela.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć – przyznał ze zmieszaniem, i właśnie wtedy, kiedy Castiel pomyślał, że zaczynał rozumieć tę zagadkę, jaką był Dean Winchester, on pochylił się i przycisnął swoje usta do jego ust.
Pocałunek był niewinny, suchy, ledwo odczuwalny. Ale Castiel poczuł go głęboko w kościach, rezonującego i głośnego, i nie tak zaskakującego, jak powinien być. Dean odsunął się zaledwie po sekundzie, obejmując dłońmi szczękę Castiela i gładząc kciukami skórę, powoli i niepewnie.
- Nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć – wyznał, zamykając oczy, jakby delektował się tą chwilą, jakby myślał, że to będzie jego jedyna szansa.
Castiel uniósł jedną z dłoni do jego ust, z zadziwieniem gładząc kciukiem dolną wargę. Powoli i ostrożnie wyciągnął rękę i dotknął miejsca, w którym bark Deana łączył się z szyją. Był to sygnał, przyzwolenie, przyznanie się do pragnienia. Dean wiedział o tym i otwarł oczy, gapiąc się na Castiela.
- Nie wiedziałem, że mi wolno – powiedział Castiel chaotycznie, bo wreszcie wiedział, że mógł mieć Deana, całego Deana, nawet to, o pragnieniu czego nie pozwalał sobie myśleć. Dean uśmiechnął się, unosząc kącik ust w niezmąconej radości.
- Wolno ci – powiedział i uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Jezu, Cas, wolno ci.
Po tym pocałował Castiela znowu, tym razem już mocniej, z języczkiem, zębami i błądzącymi rękami. Przenieśli się na łóżko Castiela, wiedząc, że nikt im nie przeszkodzi, ponieważ ten jeden raz cała rodzina Novaków wybyła z domu i jeszcze przez kilka godzin miało ich nie być.
Wszystko narastało coraz bardziej, Dean leżał między nogami Castiela, ocierając się o niego biodrami, gdy się całowali. Robiło się coraz goręcej i ciężej, wreszcie Castiel doszedł z fiutem w dłoni Deana, jednocześnie w ten sam sposób trzymając przyjaciela. Razem dotarli na szczyt, wszystko było takie nowe i podniecające, mieli przed sobą całą przyszłość.
Później, gdy już przebrali się w świeże bokserki, położyli się razem na łóżku, całując się leniwie i powoli, nie mając na myśli nic innego poza tym, że to teraz robili, że było im wolno.
- Nie możemy – powiedział Dean zdyszanym, schrypniętym głosem, odsuwając się od ust Castiela – nie możemy się ujawnić, wiesz o tym, tak?
Castiel rozmyślał o tym przez chwilę, a potem pokiwał głową na zgodę. Oczywiście, że nie mogli, to było małe miasteczko w Luizjanie, i choć mieszkało tu wielu dobrych ludzi, to tych złych było na tyle dużo, aby zniszczyć jakąkolwiek akceptację.
W ten sposób minęły następne dwa lata; obaj ograniczali swój związek do zamkniętych sypialni lub tylnego siedzenia Impali, ukochanego samochodu Johna, który ma szesnaste urodziny przekazał całkowicie Deanowi mówiąc, że chłopak wyraźnie kochał ten samochód bardziej, niż John by kiedykolwiek mógł. Ciężko było się skradać, udawać wyłącznie przyjaźń i nie mówić nikomu, że byli razem.
Ale zdecydowanie było warto.


Rozdział 4


Było łatwiej, bo Sam wiedział. Rzecz w tym, że nawet mu nie powiedzieli. Był tak bystry i spostrzegawczy, że pewnego dnia, kiedy miał trzynaście lat, po prostu zapędził Castiela i Deana w kozi róg i zażądał odpowiedzi.
- Czy wy jesteście razem? – zapytał, będąc jeszcze przed okresem dojrzewania, a do tego naprawdę wściekły, że prawie przez rok go okłamywali.
Castiel aż się zająknął, niepewny, czy powiedzieć prawdę, czy zaprzeczyć. Ostatecznie to Dean odpowiedział.
- Tak, Sammy, jesteśmy – wzrok miał twardy, jakby wyzywał Sama, aby ten się sprzeciwił.
Ale Sam, oczywiście, nie zaprotestował. Zamiast tego rozpromienił się.
- Chłopaki, to fantastycznie!
Usłyszawszy to Castiel pozwolił sobie na uśmiech, i zobaczył, że Dean również.
- Tak, tak – powiedział starszy brat ze śmiechem. – Sammy, nie musisz z tego powodu histeryzować.
Za ten komentarz zarobił sobie cios w ramię zarówno od Castiela, jak Sama, a potem wszystko się pięknie ułożyło: Sam obiecał, choć niechętnie, nikomu o tym nie mówić. Widzicie, był idealistą, lubił w każdym widzieć dobro i nie rozumiał, dlaczego Castiel i Dean musieli utrzymywać swój związek w sekrecie tylko po to, by kliku bigotów nie wpadło w szał. Jednak na skutek nalegań Castiela i Deana zgodził się milczeć, nawet przed Johnem.
„Szczególnie przed tatą”, jak ujął to Dean, na samą myśl o nim przybierając zmartwiony wyraz twarzy. Zawsze denerwował się tym, ze John mógłby się dowiedzieć, jakby zareagował na wieść o tym, że jego syn był gejem, do tego zakochanym w chłopaku z sąsiedztwa. Jego ojciec zaplanował sobie, że syn zostanie gwiazdą futbolu, Dean też tego chciał, szczerze mówiąc, a sport i homoseksualizm nie szły ze sobą w parze. Castiel wiedział, że John chciał tego nie z powodu samego Deana, ale dlatego, że Mary tak bardzo go zachęcała, zanim umarła; to ona zapisała Deana do drużyny i zapłaciła za buty z odpowiednimi kolcami, choć nie było ich na to stać.
Castiel wiedział, że to połączenie między matką a piłkarskimi aspiracjami Deana było niezdrowe, ale ponieważ Dean tak bardzo kochał grać, nigdy nie pozwalał, by mu to przeszkadzało. Cóż, nigdy nie pozwalał, by mu to przeszkadzało, jeśli chodziło o Deana, ale co do Johna – w jego przypadku było to niemal niewłaściwe; pokładał nadzieję w przyszłości syna, która jakoś wiązała go ze zmarłą żoną.
Przez większość czasu Castiel mógł to ignorować. Dopóki nie stało się to dokładnie tym powodem, dla którego wszystko obróciło się w szajs.
Nastąpiło to tydzień po ukończeniu szkoły średniej, a oni zaparkowali gdzieś na boisku, leżąc razem na tylnym siedzeniu, obaj zmęczeni, bo zaledwie parę minut temu Dean przestał wbijać Castiela w tapicerkę. Mieli na sobie tylko bokserki; założyli je po wszystkim, aby zetrzeć Castielowi spermę z brzucha. Castiel leżał z głową na piersi Deana i słuchał jego bicia serca, z zamkniętymi oczami i zadowolony, kiedy Dean przeczesywał mu dłonią włosy.
Z opóźnieniem świętowali ukończenie szkoły średniej, a także fakt, że obaj dostali się do swoich wymarzonych szkół: Dean do Columbii, studiować inżynierię maszyn, mając piłkarskie stypendium, zaś Castiel na Harvard, aby studiować dziennikarstwo.
Wiedzieli, że będzie im trudno utrzymać związek, chodząc do różnych szkół, ale w końcu odległość między nimi wynosiła tylko kilka godzin jazdy, a jeśli wytrzymali dwa lata ukrywania się, to mogli wytrzymać wszystko.
Ta noc była ich pierwszą okazją od tygodnia, by się odpowiednio spotkać. Obaj tak byli zajęci swoimi rodzinami i przygotowaniami do skończenia szkoły, że po prostu nie mieli na to czasu. Castiel został wybrany na żegnającego, za co Dean bezlitośnie z niego żartował.
- Mój mały kujon – wyszeptał, nie pierwszy zresztą raz, a w jego głosie czaił się czuły uśmiech.
Castiel pozwolił sobie na małe drgnienie ust, zanim odpowiedział.
- Winchester, zamknij się – odparł z udawanym oburzeniem.
Dean zaśmiał się niskim, zdyszanym głosem i och, tak boleśnie szczęśliwie.
- Kocham cię, Cas – powiedział szczerze. Rzadko te słowa wypowiadał, nie dlatego, że nie był pewien swoich uczuć, ale dlatego, że nie wychowano go w otwartości wobec samego siebie, by pozwolił innym się zbliżyć i zobaczyć swoją wrażliwość.
Castiel obwiniał o to Johna, choć nigdy nic nie powiedział. Dean był zbyt lojalny wobec rodziny, aby uznać to za coś innego, niż obelgę, a Castiel nie chciał się kłócić: nie teraz, nie, kiedy zostało im tak niewiele czasu razem, zanim szkoły ich rozdzielą.
- Też cię kocham – odpowiedział Castiel, ponieważ, oczywiście, kochał go. Nie pamiętał okresu od czasu, kiedy skończył osiem lat, żeby nie był nieodwołalnie zakochany w Deanie Winchesterze, i nie umiał sobie wyobrazić przyszłości, w której by nie był.
I na tym stanęło, nie było więcej gadania. Po prostu leżeli razem, Castiel całował Deana po piersi, a Dean z miłością drapał Castiela po głowie. Znali to i mieli w tym wprawę; taki domyślnie był cały ich związek, ponieważ znajdowali się gdzieś, gdzie nikt nie mógł ich znaleźć, i byli tak zakochani, że to się ani trochę nie liczyło.
Ale właśnie wtedy zaczęło się, kurwa, liczyć jak cholera.
Rozległo się walenie w okno, mocne, gniewne i zaskakujące. Dean i Castiel usiedli i w szaleńczym tempie zaczęli się ubierać, nie mając pojęcia, kto, kurwa, mógł być na zewnątrz. Castiel zdołał tylko założyć spodnie i wciąż był bez koszuli, zaś Dean nosił rozpięte dżinsy i swoją kurtkę na nagim ciele, zanim drzwi się gwałtownie nie otwarły.
- Deanie Winchester, natychmiast, kurwa, zabieraj stamtąd swój cholerny tyłek! – wrzasnął John; Dean zbladł i znieruchomiał. Gdzieś z zewnątrz rozlegało się też szaleńcze błaganie i Castiel mgliście zdał sobie sprawę, że to Sam błagał ojca, by ten przestał, ale za bardzo skupił się na Deanie, aby być tego nazbyt świadomym.
- Dean – powiedział Castiel, łapiąc go za nadgarstek. Dean nie spojrzał na niego, po prostu gapił się w czekającą na nich ciemność. Castiel wiedział, że to, co się zaraz stanie, będzie nieprzyjemne, że może – i prawdopodobnie zmieni – wszystko, więc zaczął błagać. – Dean, proszę… po prostu pamiętaj, że cię kocham, okej?
Dean ani nie kiwnął, ani nie pokręcił głową. Nie zrobił nic, tylko odetchnął, płytko i powoli, po czym wyszedł z samochodu. Castiel poszedł za nim. Jak mógł tego nie zrobić?
Wysiadając z samochodu Castiel ujrzał stojącego przed nimi Johna, z wściekłą, czerwoną twarzą i dłońmi zaciśniętymi w pięści. Sam stał przy nim, drżąc ze zdenerwowania, kiedy pełen poczucia winy patrzył na jednego i drugiego.
- Tak mi przykro, chłopaki – powiedział wyglądając, jakby się miał rozpłakać. – Wydał mi polecenie i… nie mogłem… nie mogłem…
Nie był w stanie nawet skończyć zdania, a Castiel widział w jego oczach autentyczne poczucie winy, podobnie jak w całej twarzy.
- W porządku, Sam – powiedział mu, ponieważ to nie była nawet w najmniejszym stopniu wina Sama, tylko Johna, wyłącznie Johna, a Castiel nie chciał, by Sam czuł się z tego powodu źle. – To nie twoja wina.
John zazgrzytał zębami tak mocno, że niemal dało się to usłyszeć.
- Nie – powiedział cicho, ostrzegawczo i z przerażającym gniewem. – To twoja wina, Novak. To ty splugawiłeś mego syna swoim pedalskim trybem życia. To ty go deprawowałeś tuż pod moim nosem. Przyjąłem cię w swoim domu i TAK mi się za to odwdzięczasz?
A Dean? Nie powiedział ani słowa w obronie Castiela.
Jednak Sam się odezwał.
- Tato, jak możesz tak mówić? – krzyknął, z gniewem odwracając się do ojca. – Wiesz, że od czasu, kiedy się tu przeprowadziliśmy, Dean jest szczęśliwszy, i wiesz, że to wszystko dzięki Casowi!
- Sammy, trzymaj się od tego z daleka – warknął John, gapiąc się ostro na Castiela.
Castiel chłodno odwzajemnił to spojrzenie. Był gotów o to walczyć, walczyć o Deana.
- Kocham pańskiego syna, panie Winchester – powiedział spokojnie i rozsądnie w obliczu nieukrywanego obrzydzenia Johna. – A on kocha mnie.
John skrzywił się.
- Gówno prawda – splunął i podszedł bliżej do Castiela, zmuszając go do cofania się i przypierając go do samochodu. – Wmówiłeś w niego, że się w tobie zakochał, ale to nieprawda. Mój chłopiec nigdy by nie był jakimś… jakimś… pieprzonym GEJEM.
- Tato, przestań! – krzyknął Sam. Castiel zamrugał i uznał ciągnące się milczenie Deana za to, czym było: podporządkowanie się ojcu, lojalność wobec niekompletnej rodziny zamiast wobec własnego szczęścia, zamiast tego, czego sam naprawdę pragnął.
Wtedy John zwrócił się do Deana i spojrzał na niego z nienawiścią.
- Jak mogłeś, Dean? – zapytał, jakby nie mógł uwierzyć, że jego syn mógł zakochać się w kimś innym, niż jakaś idealna gospodyni domowa. Jak Mary. – Po tym wszystkim, co zrobiliśmy, abyś dotarł tam, gdzie jesteś teraz, abyś dostał stypendium, abyś gdzieś ZASZEDŁ ze swoją karierą piłkarską. I co, zamierzasz to po prostu odrzucić dla chłopaka z sąsiedztwa? Odrzucić całą swoją przyszłość tylko po to, by być gejem?
Gdy skończył mówić, zapanowało milczenie; dźwięk krążył w cichym powietrzu i wsiąkał w skórę Castiela. Sam po prostu gapił się na Deana, chcąc, by ten coś powiedział, cokolwiek. By kazał się ojcu odwalić, by powiedział mu, że kochał Casa i że zamierzał być z nim na zawsze.
By powiedział mu wszystko to, co powtarzał Casowi przez ostatnie dwa lata ich związku.
Ale nie zrobił tego, a Castiel nawet nie umiał poczuć z tego powodu zaskoczenia.
- Nie – powiedział Dean, cicho, ale zdecydowanie, nie patrząc na Castiela. – Niczego nie odrzucam. Ciężko na to pracowałem. Wydałeś masę pieniędzy, abym się tu znalazł. Ja… wybieram karierę.
Nie musiał dodawać „a nie Casa”, ponieważ to się rozumiało samo przez się.
Z Johna zeszło trochę napięcia.
- Dobrze – wymamrotał. – Grzeczny chłopiec. A teraz… chodź. Chodź do domu.
Dean pokiwał głową, nerwowo poruszając dłońmi, a potem odwrócił się i przeszedł obok Castiela, nawet na niego nie patrząc, aby wsiąść do swego samochodu. Wtedy John spojrzał na Castiela, wyraźnie zadowolony ze swego zwycięstwa, po czym poszedł do swojego Mustanga i wsiadł do niego.
Sam jako jedyny pozostał z Castielem. Castiel stał, nagi do pasa, ponieważ jego sweter został u Deana w samochodzie, a Sam po prostu na niego patrzył, smutnym, pełnym poczucia winy wzrokiem.
- Cas, ja… tak bardzo przepraszam – powiedział.
Z Castiela wydobył się krótki i ostry, histeryczny śmiech.
- To nie twoja wina, Sam – odpowiedział.
- Pogadam z Deanem, dobra? I z tatą. Ja.. postaram się, by byli rozsądni – Castiel nieobecnie pokiwał głową, nie wierząc w ani jedno słowo Sama. – On cię kocha, Cas. Nie może pozwolić ci odejść.
NIE, pomyślał Castiel. MOŻE. PONIEWAŻ JEGO LOJALNOŚĆ WOBEC OJCA I ZMARŁEJ MATKI PRZEWYŻSZA CAŁĄ MIŁOŚĆ, JAKĄ MÓGŁ ŻYWIĆ DO MNIE. Ale niczego nie powiedział, po prostu zostawił Sama, by ten wsiadł do samochodu Deana. A potem wszyscy odjechali, zostawiając Castiela samotnie w nocy na pustym boisku; w ułamku sekundy stracił Deana i całą swoją przyszłość.
Castiel opadł na ziemię i otrząsnął się dopiero wtedy, gdy zadzwonił mu telefon. Na zegarze widniała 1.30 w nocy, a na wyświetlaczu widniało imię Michaela. Przyłożywszy telefon do ucha Castiel usłyszał głos brata, zmartwiony i chaotyczny.
- Castiel? – zapytał Michael, a Castiel mruknął coś w odpowiedzi. – Gdzie ty się, kurwa, podziewasz? Tak się martwimy! Czy… czy nic ci nie jest? Poszedłem do Winchesterów, ale ten ich durny ojciec zamknął mi drzwi przed nosem. Czy coś się stało?
A Castiel nie mógł mu powiedzieć. Nie mógł powiedzieć swojemu starszemu bratu, że tej nocy ich sąsiad, jego najlepszy przyjaciel, wydarł mu serce z piersi. Ponieważ Dean miał przed sobą karierę i dokonał wyboru, zaś Castiel zamierzał to uszanować dotrzymując tajemnicy.
Więc zamiast tego spytał tylko „Czy mógłbyś po mnie przyjechać?” i podał Michaelowi miejsce; został zabrany do domu i położony do łóżka, całą drogę powrotną obojętny na zmartwione mamrotanie brata. Następnego dnia spakował się i resztę lata przed szkołą spędził ze swoim kuzynem Gabrielem w Kalifornii, tak, aby już nigdy nie musieć widzieć Deana, nie musieć widzieć tego, co mogło być.
I to działało. Aż do teraz.



Rozdział 5


Castiel spędził resztę dnia w swoim mieszkaniu, zdecydowanie ignorując każde połączenie przychodzące od Baltazara, i czuł się całkowicie otępiały. Widok Deana przywołał tak wiele wspomnień: o tym, jak był dzieckiem i wreszcie znalazł przyjaciela, jak zakochał się w chłopaku, który znał go lepiej, niż ktokolwiek inny.
Ale również, co było najbardziej znaczące, o tym, jak wszystko stracił. O tym, jak został porzucony, złamany i osamotniony i ze świadomością, ŚWIADOMOŚCIĄ, że osoba, którą kochał ponad wszystko, nie odwzajemniała tego uczucia. Dean wybrał piłkę nożną i desperackie pragnienie swego ojca, który chciał, by Dean pozostał wierny temu, czego kiedyś żartobliwie życzyła sobie jego matka. Dean opuścił Castiela, by rozpocząć życie gwiazdy sportu, pełne kosztownej biżuterii, wielkich domów i pięknych kobiet.
Choć Castiel bardzo się starał tego nie robić, to przez ostatnie siedem lat śledził karierę Deana. Nawet, gdy studiując mieszkał w Massachusetts, kupował gazety o tematyce sportowej, udając, że robił to w poszukiwaniu wieści ze świata, i przeglądał je w poszukiwaniu sygnałów o rozwijającej się karierze Deana. Miał około dwudziestu lat, kiedy imię Deana zaczęło się często pojawiać w dziale sportowym.
Studiując w Columbii Dean szybko został zauważony przez New York Red Bulls i zaangażowany do ich drużyny młodzieżowej. Począwszy od tamtej chwili zaczął regularnie grywać w drugim składzie, okazując się ich najlepszym napastnikiem i prawdopodobnie ogólnie najlepszym zawodnikiem pośród młodzików. Gazety interesowały się jego meczami, ponieważ jego umiejętności były tak czyste i podstawowe – najwyraźniej bardzo holenderskie, choć Castiel nigdy nie rozumiał tego odniesienia – i wiedzieli, że któregoś dnia stanie się kimś wielkim.
Tak się też faktycznie stało. Został stałym członkiem pierwszego składu mając 21 lat, po tym, jak ukończył szkołę ze średnią 3.5, i od tej chwili wszystko układało mu się coraz lepiej. Stał się jedną z najbardziej wpływowych gwiazd w kraju, w każdym meczu okazując swe umiejętności, pasję i zaangażowanie. Nawet w każdym ruchu.
Castiel wiedział z doświadczenia, że Dean żył i oddychał piłką nożną, że była ona jego całym ŻYCIEM, więc choć bardzo chciał go nienawidzić i zazdrościć mu sukcesu, to po prostu… nie mógł. Cieszył się głupio z powodu sukcesów Deana, ponieważ częścią siebie (tą, do której zdecydowanie nigdy się nie przyznawał) nadal kochał Deana, niezdarnego nastolatka, który nie wiedział, jak poprosić o pocałunek.
Kiedy Castiel ukończył swoją szkołę, również ze średnią 3.5, THE NEW YORK POST zaproponował mu posadę, a on przyjął ją chętnie, uznając, że Nowy Jork był miastem na tyle dużym, by nigdy nie trafić na Deana. Poza tym miał być reporterem niższego szczebla, biednym w porównaniu do bogactwa Deana i jego luksusowego stylu życia.
Ale koniec końców trafił na Deana. Skończył musząc napisać o nim cholerny artykuł, musząc spędzić z nim dwa intensywne tygodnie. Wcześniej przekonał sam siebie, ze mógł to zrobić, że MUSIAŁ to zrobić, że Dean był gwiazdą ASL, która zdobyła sobie serca Amerykanów swoim uśmiechem i lśniącymi oczami, więc, gdyby napisał ten artykuł, zostałby wreszcie zauważony, stałby się rozpoznawalny i doceniany. Ale teraz nie był już pewien, że mógł.
Wziąwszy głęboki oddech chwycił swoją komórkę i wykręcił numer, który połączył go z biurem pana Adlera. Szef odebrał po kilku dzwonkach.
- Mówi Zachariasz Adler – przywitał się, rozproszony i daleki. Castiel odetchnął ponownie, zanim odpowiedział.
- Panie Adler? Tu Castiel. Novak. Ja… nie jestem pewien, czy mogę się zająć projektem, jaki mi pan powierzył. Tym dotyczącym De… pana Winchestera. Myślę, że byłoby najlepiej, gdyby oddał go pan komuś innemu.
Skończył i zapadła cisza. Zamknął oczy i czekał, modląc się, by szef go po prostu wysłuchał i nie zmuszał go do pracy nad tym artykułem.
Nie zrobił tego jednak, ponieważ szef był, jak już poprzednio wspomniano, dupkiem.
- Obawiam się, panie Novak, że to niemożliwe. Został pan wyznaczony na autora i, o ile się nie mylę, już podpisał pan konieczne kontrakty, które pana do tego zobowiązują. Nie ma od tego odwrotu.
- Proszę – błagał Castiel, nie mając nic przeciwko temu, jeśli tylko szef mógłby w ten sposób coś ZROZUMIEĆ. – Ja się nawet nie znam na piłce nożnej, będę bezużyteczny. A nawet gorzej. To będzie okropny artykuł i…
Pan Adler mu przerwał.
- Nie, panie Novak – oznajmił niezłomnym tonem. – Napisze pan ten tekst, i postara się pan jak cholera, aby wypadł jak najlepiej, zrozumiano?
Castiel przełknął.
- Tak, proszę pana. Przepraszam.
- Dobrze – powiedział pan Adler. – Czy już skończyliśmy?
- Tak, proszę pana. Pod koniec tygodnia wyślę panu raport na temat postępów.
- Doskonale. Proszę mnie nie rozczarować.
Po tym połączenie się urwało, a Castiel wiedział, że jego jedyną opcją było dać z siebie wszystko i modlić się, aby następstwa przewyższyły wszystko, co miał wycierpieć w ciągu najbliższych dwóch tygodni.
Następnie zlokalizował swoją torbę tam, gdzie ją uprzednio porzucił w salonie, upuszczoną pospiesznie i zbędnie, kiedy Castiel usiłował zwinąć się w kłębek w jakimś ciepłym, wygodnym miejscu i po prostu spróbować zapomnieć. Otwarł ją, wyjął poprzednio zrobione notatki na temat nadchodzących planów i pierwszy raz dokładnie je przejrzał.
Zauważył, że miał się pojawić w domu Deana następnego dnia, punktualnie o 9 rano. Castiel poskromił swój umysł starając się nie dygotać na myśl o byciu w domu Deana i dalej przeglądał plan. W większości wyglądał tak samo: spotkanie się z Deanem w jakimś miejscu, zostanie tam tak długo, jak to było konieczne czy właściwe dla artykułu i zasadniczo towarzyszenie piłkarzowi tam, gdzie chciał iść, będąc towarzystwem, które (szczerze mówiąc, miał na to nadzieję) tamten mógłby zignorować.
Wtedy rzucił okiem na górny lewy narożnik jednej z kartek papieru – jednego z dokumentów, które podała mu asystentka Deana – i ujrzał na niej numer telefonu oraz krótką wiadomość.
NIE ZAWIEDŹ MNIE NA TYM SPOTKANIU, głosiły znajome bazgroły Sama, które niezbyt się zmieniły od czasu, kiedy miał czternaście lat. Zanim Castiel w ogóle dobrze zrozumiał, co robi, zachował numer w swojej komórce, wiedząc, że któregoś dnia zdecydowanie zadzwoni do Sama. Byłoby miło.
Wtedy Castiel wstał, zrzucił z siebie osobistą przeszłość i zaczął robić sobie plan zajęć. Myślał o pytaniach, które zamierzał zadać, od czego zacznie artykuł, i na koniec dysponował już mglistą wizją tego, jak to miało wyjść, nawet, jeśli nie wiązał swoich myśli bezpośrednio z Deanem.
Poszedł wcześnie spać, swoim zawodowym umysłem przygotowany na nadchodzący dzień, choć niekoniecznie osobiście.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grau_Wespe



Dołączył: 24 Kwi 2013
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:19, 22 Cze 2013    Temat postu:

Ojej. Troszkę mnie ominęło. Tydzień bez internetu, heh.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:34, 22 Cze 2013    Temat postu:

To nadrabiaj :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:03, 22 Cze 2013    Temat postu:

Chciałam pisać o całości tej cudownie długiej wrzuty, chciałam, bardzo mocno. Ale dotarłam do fragmentu pod sam koniec i teraz jestem jednym, wielkim zabić Johna Winchestera, znaleźć i zabić. Mimo, że sorry, to Deana tu nienawidzę z serduszka. Ty mały, smutny, tchórzliwy dupku.Arrrgh, Cassie! Sammyego kocham. Ile sprzecznych emocji...! Dx ten fic jest boski. Jeśli chodzi o Deana to moje uczucia względem niego latają ze skrajności w skrajność nieomal co akapit. Achhh, ileż tam jeszcze będzie WSZYSTKIEGO...! Gdyby nie było mi tak gorąco i duszno i nie myślę to bym tu eksplodowała @.@

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 380, 381, 382 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 381 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin