|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pon 7:46, 17 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
antique napisał: | Ciekawe, czemu zniknęło z AO3) |
Napisała mi, że miała doła, opowiadanie uznała za kiepskie i postanowiła je skasować. Also nie wiadomo kiedy i czy pojawi się coś nowego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 11:39, 17 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Kiepskie? Czy Ty kochanie powiedziałaś "kiepskie"? Toż to ja myślałam, że się przy lekturze zapalę jak pochodnia, a ona to uznała za kiepskie? Okeeeeeej. Wcale bym się nie obraziła, gdyby napisała coś szybko. I dłuuugo. Nie obrażę się za tasiemiec na 50 odcinków, byle jej autorstwa, byle z wszystkimi kinkami i hell, proszę bardzo, alfa/omega jest bardziej niż mile widziana XD
Also, poczytuję sobie dalej MM. Wiem, długo schodzi, ale mam dużo roboty, przydałoby się obronić jakoś w tym roku jeszcze. Więc, poczytuję i ja nie wiem, co tym autorkom siedzi w głowach. Bo jest tak obrzydliwie słodko i uroczo, z tym całym ujawnianiem, z reakcją Ellen i tak dalej, zęby mnie bolą od nadmiaru cukru w powietrzu. Czy one to robią po to, żeby nas unieść na chmurkach w powietrze, a potem tak przywalić angstem, że zlecimy jako ten buc, co skoczył ze spadochronem z bardzo, baaaaaardzo wysoka? Jeno bez spadochronu? XD
Also, śledzę sobie na tumblrze [link widoczny dla zalogowanych] koprodukcyjne od mapal i jestem nim bardziej niż zaintrygowana. I bardziej niż z niecierpliwością czekam na kolejne części, bo idea zaiste interesująca. Ale chcę przestać. Już. Bo na wstępie dziewczęta zapowiedziały, że na happy end nie ma co liczyć. Nie chcę historii bez happy endu. Ale jakoś nie mogę się zdobyć, żeby odśledzić tego bloga TT_TT
//W temacie Hannibala:
Cytat: | biggest plot twist of the entire series |
Fufufufufu XDD
///Ach, [link widoczny dla zalogowanych]... XD
////Teraz zajrzałam, że Ty to już Linuś znasz, ale well... it made my day XD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Pon 12:11, 17 Cze 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pon 16:48, 17 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Mam nadzieję, że poczuje się lepiej i napisze cokolwiek. Jestem uzależniona od jej prac, zbiór małych szczęśliwiątek.
Co do mapalowego (współ)dzięła. Migały mi kilka razy różne fragmenty na jej Tumblrze, ale fizycznie nie jestem w stanie zabrać się za coś, co połamie mi na końcu serce. I tak nie potrafię się tym cieszyć. Choć mruczy do mnie zachęcająco w rytm collageAU. Wyraź swoją opinię o całości, jak skończą, Skarbie.
Nad zupą sama się zastanawiałam :D W ogóle jakiż pierdolnil Hannibal zrobił Willowi w ostatnim epie... o.O Pomyśleć, że początkowo tak mi ślicznie do siebie pasowali... Well, momentami pasują mi nawet bardziej, niż na początku :X
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Pon 16:51, 17 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 17:20, 17 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
To dobrze, że tumblera namiętnie nie odwiedzam...
Właśnie wyszłam na powietrze, dzień miałam taki więcej piekielny i jadę na oparach. Po powrocie skończę tłumaczenie, wrzucę coś na bloga i idę spać, a wolne dopiero w środę...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 18:11, 17 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Ja najpierw zaczęłam czytać, potem się zorientowałam, że szykuje się no happy end. Ale już nie jestem w stanie odśledzić tego nieszczęsnego bloga. Najgorsze jest to, że nawet jak odśledzę, to mapal i tak rebloguje posty, więc będą mi migać, dammit. Mam nadzieje, że nie skończy się to zbyt źle. Znaczy skończy się. Cholera jasna -_- chyba poczytam sobie coś cloudyjenn, u niej everything is Destiel and nothing hurts @_@
Co zrobił Hannibal, co, co, co, cococococococo? Cholercia. Że warto się jednak za to zabrać? XD
Pat, zajadą Cię w tej robocie ._.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pon 18:36, 17 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Zajechać to nie, prędzej czy później się przyzwyczaję :) Po prostu miałam słabszy dzień, co na szczęście nie jest już regułą. Jutro będzie lepiej, dzisiaj po prostu spanikowałam i to wystarczyło.
Okej, biorę się za wykańczanie :)
Dobra, znalazłam przy okazji - lista mini-ficzków do EXERCISE. Wrzucam linka, jakby co, bo autorka nie zamierza tego umieszczać na AO3
[link widoczny dla zalogowanych]
Zaś tutaj inne informacje odnośnie tatuaży czy biżuterii z ficzka - Lin, twoje wizualne pragnienia powinny zostać zaspokojone :)
[link widoczny dla zalogowanych]
A przed wami reszta tegoż ficzka :)
Obiad w Roadhouse był głośny i nieokrzesany i dokładnie taki, jak Dean lubił. Wcinał swojego absolutnie ulubionego burgera i absolutnie ulubione piwo, mając po jednej stronie Casa, a po drugiej Jo, zaś Sama, Gabriela i Asha naprzeciwko.
Sam zrobił sobie z niego jaja wybierając z maszyny grającej „Radar Love” i śpiewając ją do wtóru (była to piosenka o kolesiu, który zakochał się w swoim samochodzie, a Dean zdecydowanie mógł się z tym utożsamiać, I CO Z TEGO?), a potem Jo wybrała „Can`t Fight This Feeling” od REO Speedwagon, co słysząc Dean się zadławił, ale był też (można powiedzieć) wystarczająco pijany, by to usprawiedliwiało śpiewanie tej piosenki razem z nią.
Sam, niech go Bóg błogosławi, odstawił swojego drinka i razem z Jo przez kilka sekund udawał okropnego walca, po czym przekazał ją Deanowi, który ją złapał i obrócił wokół, śmiejąc się, ponieważ to było takie kurewsko głupie, a oni zachowywali się, jakby mieli po 6 lat. I on to UWIELBIAŁ. Spojrzał na Casa, gdy Jo próbowała odzyskać oddech po śmianiu się do łez, i Cas szczerzył się jak idiota, marszcząc nos i w ogóle, a Dean wiedział, że nigdy nie zapomni tego błogiego wyrazu na jego twarzy. Wziął piwo i usiadł obok Casa, i nie mógł przestać się uśmiechać, gdy Cas położył mu swoją ciepłą, solidną dłoń na kolanie; Deana strasznie kusiło, by go po prostu objąć, dokładnie tam, w samym środku Roadhouse.
Gabriel zaczął wymagać poprawin u siebie, ale wszyscy zaprotestowali, ponieważ był czwartek i każdy musiał następnego dnia iść do pracy, więc Dean i Cas samotnie ruszyli do Miltonów, podczas gdy Gabriel użerał się z Ellen, jednym ramieniem obejmując pogrążonego w śpiączce spożywczej Sama.
Kiedy doszli do parkingu, kurewsko zdesperowany Dean osaczył Casa przy Impali, ponieważ cały ten czas znajdował się tak blisko niego i nie robił TEGO, nie scałowywał mu każdego westchnienia z ust, nie wpijał mu palców w ubrania.
Cas odsunął się i wyszczerzył do niego, filuternie i mrocznie, jak nigdy przedtem, zaś Dean nie zdołał się powstrzymać – rzucił się naprzód i pocałował go znowu, zanim Cas nie wysapał, że naprawdę, NAPRAWDĘ powinni dostać się do domu.
Dean prześcignął Casa w drodze do jego własnego domu i opierał się już o Impalę, gdy tamten podjechał, w pełni przygotowany, by palnąć mu HA HA, POKONAŁEM CIĘ, ale Cas wysunął się z samochodu z bardzo zdecydowaną miną i Dean spotkał go w pół drogi, przywierając ustami do jego ust z niemal żenująco wielką potrzebą.
Cas pchnął ich obu w stronę domu i podążył za Deanem, który uderzył plecami o frontowe drzwi, uparcie go przy nich osaczając; jego wargi były cudownie ciepłe w porównaniu do temperatury poniżej zera wokół nich. Dean stęknął zniecierpliwiony, kiedy Casowi otwarcie drzwi zajęło więcej niż pół sekundy.
Dostali się do środka i zaledwie stopę od wejścia Dean zaczął zdejmować Casowi płaszcz. Cas zrzucił go z siebie jednym płynnym, idiotycznie, kurwa, POCIĄGAJĄCYM ruchem, po czym Dean złapał go za koszulę i znowu przyciągnął do siebie, ponieważ pięć sekund bez ust Casa na jego ustach było marnowaniem czasu.
Z każdym krokiem na drodze do pokoju Casa zrzucali z siebie ubrania – Cas prawie się potknął przy zdejmowaniu butów, zaś Dean borykał się z rozwiązywaniem swoich – a następne, co wiedział, to że posłał Casa na drzwi do jego sypialni, wepchnął mu kolano między uda i zaczął go całować po szyi. Cas wydał z siebie ten DŹWIĘK, który trafił Deana prosto w fiuta, i o, TAK, zdecydowanie mógłby polubić to, jak kurczowo Cas złapał go za włosy.
- Dean – wydyszał Cas – ŁÓŻKO.
I tak, okej, nie zamierzał się z tym kłócić. W pozbawiony wdzięku sposób szarpali się i popychali po pokoju, zrzucając spodnie, chwytając się pozostałych resztek ubrań, i wtedy Dean zaczął powoli rozpinać Casowi koszulę, wędrując ustami w ślad za palcami.
Brzuch Casa był biały jak śnieg, przełamany tylko ciemną linią szorstkich włosów biegnących w górę z jego bokserek. Dean podążył ustami w górę do ciężko się poruszającej piersi Casa, przygryzł mu obojczyk, przesunął się do łomoczącej tętnicy szyjnej i wtedy Cas odrzucił głowę do tyłu.
W takim stanie żaden z nich długo nie wytrzyma.
Cas nieustępliwie ciągnął go za koszulę i Dean zdjął ją z wdzięcznością, rzucając ją na podłogę razem z resztą swoich ubrań i nie przestając całować Casa nawet wtedy, kiedy sprawnie, jedną ręką, ściągnął swoją bieliznę. Cas wygiął się w łuk, by zdjąć swoją, i CHRYSTE, Dean poczuł pustkę w głowie pod wpływem cudownego dotyku rozgrzanej skóry na swoim fiucie. Przełknął westchnienie Casa, przygryzł jego dolną wargę, zakochał się w tym, jak mężczyzna desperacko wbijał mu palce w plecy.
Zdyszany Dean wyszczerzył się do niego, po czym osunął się w dół, na jego biodra. Sposób, w jaki Casowi zaczął się rwać oddech, kiedy on polizał go po jednej z kości biodrowych, a potem przesunął się niżej, dodatkowo gładząc go po bokach, był, kurwa, cudowny.
- Czy to jest w porządku? – wydyszał Dean z ustami tak blisko fiuta Casa, że czuł jego ciepło. Cas SARKNĄŁ i złapał Deana za włosy. Mężczyzna przysiągłby, że poczuł, jak Cas przewrócił oczami.
- Kurwa, Dean, TAK – zawarczał i o cholera, było coś tak nieprzyzwoitego w sposobie, w jaki jego idealne usta wypowiadały wulgaryzmy, że Dean prawie, kurwa, stracił kontrolę, tu i teraz.
Boleśnie powoli polizał Casa po spodniej stronie fiuta, a następnie opuścił się w dół jak jakiś cholerny mistrz, jakim był. Oddech Casa stał się nieregularny w krócej niż minutę, a jego palce zacisnęły się kurczowo na pościeli. Dean zaczął się zbierać z powrotem w górę, na linii biodra-pierś-szyja-usta, ponieważ pragnął tego tak bardzo, że aż BOLAŁO, a Cas dyszał mu w usta tak, że żaden już nie wiedział, które jęki należały do kogo.
Cas przekręcił go na plecy, wziął w garść oba ich fiuty i sprawnie znalazł rytm, który pasował im obu. W zawstydzająco krótkim czasie Dean stracił oddech i o CHRYSTE święty, wiedział, że w ogóle dużo dłużej nie wytrzyma, nie po tym, jak Cas zostawiał mu linię ugryzień na szyi, nie po tym, w jaki sposób od ich potu wszystko robiło się śliskie i gładkie, i wtedy doszedł, z dłonią zaciśniętą na ciemnych włosach i imieniem Casa na ustach. Cas podążył za nim w mniej niż milisekundę później, dusząc jęk w jego ramieniu, zaś Dean na pełną minutę ujrzał gwiazdy.
Pocałował Casa w spocone czoło i odetchnął, długo i powoli. Zdecydowanie nie pamiętał, kiedy ostatnio seks był TAKI dobry. Cas zamruczał cicho i pocałował Deana, głęboko, powoli i dobrze, po czym podniósł się i skrzywił, widząc lepki bałagan na ich brzuchach. Dean zaśmiał się bez tchu, znowu się czując, jakby miał 16 lat, zaś Cas wziął pudełko chusteczek i obaj się wytarli.
Dean szperał na podłodze w poszukiwaniu swoich bokserek, Cas przeczesywał sobie włosy (i CHOLERA, ta fryzura jak po seksie naprawdę mu pasowała), a potem obaj zagapili się na siebie, w półmroku szeroko otwierając oczy.
- Więc – powiedział Dean niezręcznie.
- Więc – odpowiedział Cas, równo i spokojnie.
Dean przypuszczał, że w tym momencie powinni odbyć Rozmowę o tym, czy byli PARTNERAMI, czy też KOCHANKAMI, czy może nazwać to jakimkolwiek innym, równie okropnym terminem, którego nienawidził używać, i chyba zaczął panikować, ponieważ NIE MIAŁ POJĘCIA, jak powiedzieć o tym, czego chciał. Nigdy nie pozwalał sobie, by mieć to, czego pragnął; zawsze odpychał od siebie swoje potrzeby na korzyść zapewniania Sammy`emu tego, czego tamten chciał, ponieważ potrzeby Sama były dużo ważniejsze od jego własnych, a on i tak był bezwartościowy.
Ale pragnął tego. BOŻE, pragnął tego.
- Więc sądzę… - pokazał gestem na przestrzeń między nimi. Cas spojrzał na niego i podniósł swoje bokserki, a następnie założył je w takim tempie, jakby dysponował całym czasem świata.
- Pytasz, czy chciałbym przenieść nasz związek poza tę niezdarną, banalną próbę – powiedział Cas, unosząc kącik ust.
- TAK – powiedział Dean i pstryknął palcami. – O to.
Założył własne bokserki, aby po prostu zająć czymś ręce, ale on i Cas jakoś ciągnęli do siebie, a poza tym duża część mózgu Deana trwała w zszokowanym niedowierzaniu nawet wtedy, kiedy Cas pogładził go kciukami po biodrach.
- Zwykła przyjaźń nigdy naprawdę nie wyszła, co? – wymamrotał Cas, a ich nosy uderzyły o siebie. Dean parsknął.
- Okej, szczerze mówiąc, i, Cas, nie śmiej się ze mnie, zawsze myślałem, że masz słabość do Sama – zdołał powiedzieć, dławiąc śmiech. Patrząc wstecz, ta myśl była zdumiewająco głupia, więc Dean przyciągnął Casa bliżej, delektując się tym, jak śmiech Casa dudnił mu w piersi; obaj wciąż byli rozgrzani i tak dobrze było czuć skórę Casa na swojej.
Sam i Gabe powinni wkrótce wrócić, a on naprawdę, NAPRAWDĘ nie chciał zostać przyłapanym nago (znowu); jego koszulka leżała obok Casa, ale zignorował ją na korzyść pocałowania go ponownie, ponieważ do tego NAPRAWDĘ mógłby się przyzwyczaić. Czuł uśmiech Casa przy swoich ustach i przesunął mężczyźnie rękę na krzyż; i wtedy drzwi otwarły się z hukiem.
- Och, dobrze – powiedział Gabriel całkowicie beztrosko – nie jesteście nadzy. Dla waszej informacji, już wróciliśmy.
- Jezu CHRYSTE, Gabe! – wrzasnął Dean (to nie był skrzek, to był WRZASK); Cas wyglądał, jakby mógł zamordować. Gabe tylko mrugnął i wystartował od drzwi. Dean podążył za nim po tym, jak już w większości założył sobie spodnie i narzucił koszulkę przez głowę. Kiedy wpadł do kuchni, zastał Gabriela i Sama siedzących przy stole. Sam trzymał ręce schludnie złożone na blacie.
Cóż, cholera.
Cas wpadł na barki Deana, pospiesznie zapinając swoją koszulę; szkoda jednak już się stała, ponieważ jego włosy wyglądały jak najbardziej oczywiste włosy po seksie w historii przyłapania na gorącym uczynku. Nie pomagało, że koszulka Deana była założona na lewą stronę i że ich ubrania słały się oskarżycielsko na podłodze, tworząc ścieżkę prowadzącą od frontowych drzwi do sypialni Casa.
- Więc – powiedział Sam, a Dean przypominał sobie każdą możliwą wersję PRZYSIĘGAM, ŻE NIE JESTEM HIPOKRYTĄ, którą był w stanie wymyślić. – Chłopaki, zajęło wam to wystarczająco dużo czasu.
- Przepraszam? – wypalił Cas. Sam zaśmiał się trochę niedowierzająco i odchylił do tyłu razem ze swoim krzesłem.
- No dalej, chłopie – powiedział, patrząc na Deana. – Wiesz, że Bobby myślał, że wy dwaj byliście, no, PARĄ, tak?
- Co do diabła – wybełkotał Dean.
Gabriel przewrócił oczami i zakołysał się na krześle. Dean wciąż usiłował zorientować się, co się, kurwa, właściwie działo. Wciąż się spodziewał, że Sam zareaguje tak, jak on w swoim czasie, z bólem, złością i zmieszaniem.
- Wy, chłopaki, jesteście w pewnym stopniu jak… nieporuszalny obiekt i niepowstrzymana siła – powiedział Sam, marszcząc nos. – To była jedynie kwestia czasu.
Gabe postawił krzesło z powrotem na płytkach i pstryknął palcami.
- Skoro o tym mowa – zakrakał – Sam, wisisz mi dwie dychy!
- Chwilunia – szczeknął Dean. – Robiliście ZAKŁADY?
Cas skrzyżował ramiona; Gabriel posłał im obu ogromny uśmieszek, kiedy Sam westchnął i wyjął swój portfel.
- Sam się założył, że to potrwa aż do ferii wiosennych, zanim dojdziecie ze sobą do ładu – wyjaśnił i wyłuskał banknot z niechętnych palców Sama. – Ja obstawiałem koniec miesiąca.
Dean spojrzał na Casa z oburzeniem i niedowierzaniem; Cas po prostu przeczesał sobie włosy ręką, przez co nastroszyły się jeszcze bardziej.
- Czy to… nie wiem, was nie odrzuca? – zapytał Dean, niespokojnie przestępując z nogi na nogę. Ponieważ, wow, KURWA, to było niezręczne ponad wszelkie wyobrażenie – on się tak jakby umawiał z Casem, zaś Sam Robił Te Rzeczy z Gabrielem, więc wszystko w podejrzany sposób zostawało w rodzinie i Dean po prostu NIE zamierzał o tym myśleć.
- No wiesz – powiedział Gabriel, a Dean z zaskoczeniem usłyszał miękkość w jego głosie. – Jak tępy możesz być? Sam i ja, poważnie mówiąc, spodziewaliśmy się tego od tygodni – Cas musnął dłonią rękę Deana. – Nigdy nie widziałem was obu szczęśliwszych niż wtedy, kiedy byliście w swoim towarzystwie.
Dni przeszły w tygodnie, tygodnie w miesiące, a śnieg zamienił się w chlapę; Dean i Cas uczyli się, jak zachowywać się w swoim towarzystwie, jak przestać wszystko ukrywać i pozwolić, aby po prostu było. Dean dowiedział się, że Cas lubił spać od ściany i że nie za bardzo chrapał, powoli też znajdował wszystkie miejsca, po których dotknięciu Cas wciągał powietrze i zagryzał wargi (pod uchem, na obojczykach, krawędzie żeber, podstawa kręgosłupa – Dean czcił je wszystkie).
Nauczył się prowadzić z dłonią na kolanie Casa i choć żaden z nich nie był fanem publicznego demonstrowania uczuć, to Dean naprawdę lubił całować Casa na do widzenia, jeśli odprowadzał go do biura, dokładnie tam, gdzie szczęka łączyła się z uchem. Nauczył się też, kurwa, absolutnie UWIELBIAĆ wyraz twarzy Zachariasza, kiedy ten widział ich obu – zupełnie, jakby mężczyzna wyczuwał paskudny zapach i starał się tego nie okazywać.
Cas z kolei nauczył się ciała Deana, poznał wszystkie jego małe blizny i nacięcia, znalazł miejsce na jego lewym ramieniu, gdzie, jeśli zmrużył oczy, wciąż mógł dostrzec słowo „bezwartościowy” ukryte pod czernią. Cas ucałował zabliźnione litery i powiedział, że Dean nie był bezwartościowy, że zasługiwał na ocalenie z łap Alastaira. Dean pomyślał, że serce mu wybuchnie.
Cas zdołał wreszcie swoimi długimi palcami podotykać wszystkich tatuaży Deana; pogładził kontury pustelnika na jego plecach, powiódł ustami po ptasiej klatce Vonneguta na jego udzie, podczas gdy Dean zaciskał dłonie na pościeli, wbił palce w linie wyrysowane na jego boku, kiedy przyciągał go bliżej, bawił się pentagramem nad jego sercem. Dean opowiadał mu o każdym z nich, czasami, kiedy pot stygł im na ciałach, czasami, kiedy poranne słońce padało na twarz Casa i tworzyło mu aureolę we włosach.
Dean szybko odkrył, że środy były zakałą jego istnienia, ponieważ Cas miał wtedy wieczorne zajęcia oraz seminarium dyplomowe, i zazwyczaj nie widywał go aż do 22.00.
Kończył właśnie przecierać jedną ze szklanych szafek, kiedy usłyszał dzwonki przy bocznych drzwiach, a że tkwił niemal po łokcie w środku dezynfekującym, to nawet się nie odwrócił.
- Sorry, chłopie, już zamknięte, ale jutro otwieramy o 11.00 – zawołał z okolic umywalki.
- Miałem nadzieję, że dla mnie zrobiłbyś wyjątek.
Dean odwrócił się o wiele za szybko, kapiąc na podłogę bardziej, niż to było konieczne, i wyszczerzył się, ujrzawszy w drzwiach Casa.
- Co ty tu robisz? Myślałem, że dzisiaj masz tę dyskusję – patrzył zmieszany (ale hej, nie skarżył się), jak Cas zrzucił płaszcz i położył go na jednej z kanap, po czym wepchnął dłonie w kieszenie spodni i wzruszył ramionami.
- Wcześnie skończyliśmy – powiedział. Dean uniósł brew. – Okej, dobrze. Jedna z syntaktyczek zrobiła sobie swego rodzaju przymiarkę sukni w ramach prezentacji pracy, więc uznałem, że, uch, mam ważniejsze rzeczy do zrobienia – zmarszczył nos po słowie „syntaktyczka”, a Dean poczuł, jak usta mu drgnęły, bo jeśli wiedział coś o studiach Casa, to to, że nienawidził syntaktyki z pasją, która niemal równała się jego miłości do dialektologii.
- Robisz uniki, by się ze mną zobaczyć? – zachichotał Dean, rozbawiony i zakochany.
- Prawdę mówiąc chciałem z tobą o czymś porozmawiać – Cas przybrał poważny ton i Dean drżącymi dłońmi odłożył szmatkę.
No to się zaczynało.
OCZYWIŚCIE, że to nie mogło przetrwać. OCZYWIŚCIE, że było za dobrze, aby to była prawda.
Sekunda przerwy w wypowiedzi Casa rozciągnęła się w głowie Deana niczym lata i mężczyzna zaczął wspominać cały ich związek – całą ich PRZYJAŹŃ – próbując się zorientować, gdzie wszystko spieprzył. Nie wiedział, czy miał ochotę wymiotować czy po prostu, kurwa, przestać oddychać.
Stwierdził, że poszło źle mniej więcej wtedy, kiedy się urodził.
- Chcę zrobić sobie tatuaż.
Dean potrzebował dobrych 10 sekund, by przeanalizować to, że Cas+chce+mieć+tatuaż, a nie że Cas+nie+chce+mieć+ze+mną+nic+wspólnego.
- Ja… - przełknął gulę w gardle. – Cóż, cholera, Cas, wiesz, że jestem ostatnią osobą, która spróbuje ci to wyperswadować.
- Chcę, żebyś ty to zrobił – powiedział Cas, śmiertelnie, kurwa, poważnie, i wyciągnął z kieszeni kawałek papieru. – Teraz. Dziś wieczorem.
Dean SPANIKOWAŁ.
- Co? – zaskrzeczał i spróbował wyrównać oddech. Nie udało się. – Nie ma mowy, Cas. Nie mogę.
Nie mógł, NIE MÓGŁ zrobić tego Casowi, nie Casowi, bo to by oznaczało naznaczyć go permanentnie, jego skórę i jego życie, i, o KURWA, to uderzało w Deanowy strach przed zaangażowaniem (cisza, przynajmniej WIEDZIAŁ o tym strachu i ROZPOZNAWAŁ go) i wstrząsało nim do głębi, mrożąc mu krew w żyłach. Był w 99% pewien, że miał w tej chwili jakiś atak paniki.
- Czemu nie? Mam do ciebie absolutne zaufanie.
Cóż, pomyślał Dean, chociaż jeden miał.
- Cas… - zaczął, ale Cas przerwał mu niemal natychmiast.
- Chciałem tego już od paru lat. Przemyślałem to.
Ton miał spokojny i cierpliwy, ale w oczach pojawił mu się błysk. Przyszedł spodziewając się oporu Deana i przyszedł PRZYGOTOWANY, gnojek jeden.
- Niech na to spojrzę – mruknął Dean, pokazując gestem na papier. Castiel wręczył mu kartkę, a Dean ją rozłożył. Była to zbitka nie-angielskich, nie-rzymskich liter – nie były to też litery rosyjskie, arabskie czy greckie, nie pochodziły też z żadnego z języków azjatyckich, z którymi zapoznał się Dean, ale były proste i miały w sobie jakąś poezję. Wbrew samemu sobie Deanowi nawet się jakoś spodobały. Chociaż nie miał pojęcia, co to było.
- To moje imię w języku enochiańskim – powiedział Cas, odpowiadając na jego pytanie, a Dean w jego głosie usłyszał cichą nutę dumy. – Pokopałem trochę w etymologii mojego imienia i trafiłem na enochiański, i od tamtego czasu ten pomysł mnie prześladował.
- Cóż, uch – wymamrotał Dean – znaczy się, to nie jest nic trudnego czy coś. Taki prosty wzór będzie dobrze wyglądał praktycznie wszędzie.
- Cieszę się, że tak myślisz – odpowiedział Castiel, poluzowując sobie krawat na środku sklepu, jakby to coś miało się faktycznie wydarzyć. – Myślałem, aby zrobić to u nasady szyi, pomiędzy łopatkami, i żeby było z grubsza tak duże, jak na papierze – skinął głową w stronę kartki i zdjął krawat, odwracając się, by rzucić go na kanapę obok płaszcza. I chociaż Dean ogólnie bardzo lubił, gdy Cas zdejmował ciuchy, to w żadnym razie nie było okej.
- Ash świetnie sobie radzi z napisami, możemy…
- Dean – warknął Cas i, o kurwa mać, było to jednocześnie przerażające i podniecające. – Chcę, żebyś ty to zrobił.
- Cas… - Dean nie wiedział, od czego w ogóle zacząć. Oblizał się i przetarł sobie twarz. – Wiesz, że… że zrobiłbym wszystko. Dla ciebie. Uch – wow, CHOLERA, Winchester, wymowny jesteś. – Ja tylko… chłopie, musiałeś mnie tak osaczać? – zaśmiał się słabo.
- Odmówiłbyś, gdybym cię zapytał – odpowiedział Cas i wyciągnął sobie koszulę ze spodni. Sposób, w jaki to zrobił, zdecydowanie powinien być, kurwa, nielegalny.
Dean przełknął z trudem i zacisnął powieki. Coś dużo cieplejszego od strachu wskoczyło mu w centrum zainteresowania, kiedy Castiel podniósł koszulę na tyle wysoko, by przelotnie odsłonić pasek skóry wzdłuż brzucha.
- Cas, tatuowanie kogoś sprawia… chłopie, to zostaje naprawdę głęboko, to znaczy, że zostawię ci swój ślad na skórze na resztę życia.
Cas uniósł brew.
- Sądzisz, że nie brałem tego pod uwagę? – burknął, a wzrok miał lodowaty. – Jesteś jedyną osobą, której bym w tej kwestii zaufał.
- Ale to… - Dean przejechał sobie dłonią po włosach. – To jest coś pomiędzy artystą a klientem, zostawiam na tobie coś TRWAŁEGO i… - Dean się miotał i wiedział o tym, ale nie mógł zrobić tego Casowi, nie mógł znaleźć słów, by wyjaśnić to przerażające napięcie w piersi. Kiedy Cas wreszcie uzna, że ma go dość, to ostatnie, czego Dean by dla niego chciał, to być obarczonym jakąś trwałą pamiątką. Cas sobie na to nie zasłużył.
- Czy to coś pojawia się w przypadku każdej modnej paniusi? – Cas skrzyżował ramiona i wyprostował się; w jego głosie słychać było prawdziwy żar, gdy obserwował nerwowe ruchy Deana.
- Nie – nalegał Dean – oczywiście, że nie. Ale…
- Czy pojawiło się w przypadku tamtej pary nowożeńców, którzy chcieli mieć inicjały tego drugiego na nadgarstkach? – Cas naparł na niego, wchodząc za ladę, którą Dean z taką radością się od niego odgrodził, i podszedł tak blisko, że jedyne, co Dean mógł zobaczyć, to była para niebieskich jak stal oczu i zaciśnięta szczęka.
- Tak, ale Cas, NOWO…
- Dean – Cas powstrzymał go jednym słowem i spojrzeniem. Dean próbował się wycofać, ale skończyła mu się przestrzeń; coś szczęknęło na półce za nim i Dean zerknął do tyłu, ale twarz Casa wciąż była kamiennie poważna. – A co z Samem?
Zapanowała cisza.
SAM. Gdyby miał być wobec siebie szczery, to tatuowanie Sama było prawdopodobnie tym, co go wyciągnęło z tego przerażającego upadku/prawdziwej depresji po Alastairze – nawet, gdy zaczął tatuować tutaj, nawet, gdy zaczął pracę w starym sklepie u Crowleya, zawsze istniało w nim jakieś pęknięcie. Jednak widok zaufania na twarzy brata był czymś, czego nigdy nie zapomni.
To samo widział teraz na twarzy Casa.
- Nie, w ich przypadku TEGO nie było – przyznał Dean pod nosem. – Nie tak.
- Zatem przyznajesz, że twoja niechęć nie wynika wyłącznie z poczucia profesjonalizmu.
- To znaczy, że cię naznaczę na stałe! – powiedział Dean wystarczająco głośno, by poniosło się po małym sklepie, ale Cas nawet nie drgnął. Dean poczuł echo starych blizn na lewym ramieniu. Bezwartościowy. – Nie chcesz tego, Cas. Nie proś mnie więcej.
- Dean – powiedział miękko Cas, dotykając jego ramienia – czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że właśnie dlatego chcę, byś to ty to zrobił? – Dean próbował odwrócić wzrok, gdyż nie mógł stawić temu czoła, DOSŁOWNIE nie mógł – ale Cas złapał go dłonią za twarz. – DEAN. Ufam ci całkowicie i wiesz o tym. Właśnie tego chcę.
Cały gniew wyciekł z głosu Casa i wreszcie została tam tylko cicha pewność; mężczyzna praktycznie BŁAGAŁ i to trafiło Deana w to miejsce, które zazwyczaj było zarezerwowane dla Sama. Dean wciąż próbował patrzeć Casowi w oczy, ale skończył patrząc mu to w oczy, to na usta, aż wreszcie wypuścił wstrzymywane powietrze.
- Okej.
Cas przysunął się i pocałował go, miękko i powoli, a Dean pozwolił sobie na cichą myśl, że MOŻE podjął właściwą decyzję.
- Okej – powtórzył to przy ustach Casa i pogładził go po plecach. – Ja, uch… muszę przygotować parę rzeczy.
Pocałował Casa znowu, przelotnie, i poszedł do swojego gabinetu. Cas chyba zdał sobie sprawę z tego, że on potrzebował trochę czasu, ponieważ za nim nie poszedł; Dean przez parę sekund hiperwentylował, drżącymi dłońmi łapiąc krawędź lady – wdech, wydech, wdech, wydech, zamknął oczy, jeszcze raz wciągnął powietrze, po czym powoli je wypuścił. Dłonie wciąż mu drżały, kiedy zaczął ponownie dezynfekować swój sprzęt, ale, z jakiegoś powodu, stwierdził, że się uspokaja, kiedy Cas wszedł do środka.
Gdy tylko wszystko zostało drobiazgowo zdezynfekowane, Dean postąpił w stronę Casa i zaczął mu powoli rozpinać koszulę. Wszystko wydawało się być nieco surrealistyczne; Cas oparł się łagodnie o niego, wsuwając mu dłoń pod krawędź koszulki. Kiedy Dean dotarł wreszcie do ostatniego guzika, Cas zrzucił koszulę, ruszając ramionami.
- Dean – powiedział cicho – dziękuję.
Dean pocałował go znowu, ponieważ nie umiał znaleźć słów, więc zamiast tego przekazał wszystko swoimi ustami, przesuwając mu językiem po dolnej wardze, i odetchnął miękko.
- Gotów?
Cas odetchnął głęboko i pokiwał głową. Dean pogładził go po barkach, potem po plecach, ucałował w najwyższy kręg szyjny, a wreszcie przygotował skórę i położył na niej kalkę. Sprawił, że Cas przez jakieś dziesięć minut uzasadniał mu wybór miejsca, po czym chyba jeszcze siedem razy zapytał, czy Cas był ZDECYDOWANY, że tego chce, i czy był ABSOLUTNIE PEWIEN co do miejsca.
Wreszcie się podniósł i zaczął przeszukiwać kolekcję płyt, którą trzymał w sklepie. Zdobył jeden z tych dziwnych, staroświeckich odtwarzaczy, które mogły odtwarzać zarówno stronę A, jak i B, ponieważ stały pionowo – znalazł go wieki temu w sklepie ze starzyzną, pokrytego kurzem i ledwie działającego, po czym naprawił samodzielnie w czasie tamtego roku u Bobby`ego. Dziś wieczorem zdecydował się na LEFTOVERTURE od KANSAS, skoro minęło już trochę czasu.
Potrzebował całej swojej energii, by zmusić dłonie, aby przestały mu drżeć, kiedy Cas usiadł przed nim na stołku. Enochiańskie symbole wyraźnym, widmowym błękitem rysowały mu się na skórze. Dean urękawiczoną dłonią pogładził Casa po szyi i po barkach.
- To będzie bolało – wyszeptał. – Przepraszam.
Cztery słowa, które powtarzał każdemu jednemu klientowi, za każdym razem, od czasu, gdy opuścił Nowy Orlean.
Cas odwrócił głowę na tyle, by spojrzeć na Deana kątem oka. Miał łagodny wyraz twarzy.
- W porządku, Dean – powiedział miękko. – Wierzę w ciebie.
Sześć słów, których nigdy wcześniej nie słyszał.
Sześć słów, które wstrząsnęły posadami jego życia, zatrzęsły nim wystarczająco mocno, by usunąć gruz, na tyle, by wszystko wreszcie trafiło na swoje miejsce.
Pistolet brzęczał mu w dłoni i pierwsza linia wyszła mu czyściej niż kiedykolwiek, ciemna i wyraźna. Cas był całkowicie odprężony i, och, to czyniło cuda z nerwami Deana. Czuł, jak dłoń Casa ślizga mu się po kolanie, i żałował, że nie mógł mu się bliżej przycisnąć do pleców; czuł pod palcami, jak Cas mruczy razem z CARRY ON MY WAYWARD SON.
Dean zatracił się w rytmie tuszu, sztuki i muzyki i rozmyślał o drodze, którą do tej pory przebył.
Nigdy nie lubił idei przeznaczenia i predestynacji. Był całkiem sporym fanem podejścia Rób, Co Chcesz, i, szczerze mówiąc, to DZIAŁAŁO. Nigdy nie próbował iść jakąś wymyśloną, układającą się przed nim ścieżką – zawsze po prostu robił to, co było najlepsze dla Sama, najlepsze dla nich i, czasami, co było najlepsze dla NIEGO. Gdyby nie dokonywał gównianych wyborów (dobra, to był miecz obosieczny – większość tych wyborów oznaczała gówno dla niego i lepsze życie dla Sama, więc niczego nie żałował), to niczego by się nie nauczył.
Życie DŁUGO było dla niego trudne. Ten zawód zmienił je tak bardzo, na gorsze, na lepsze, a teraz na najlepsze – dowód na to, jak, szczerze mówiąc, niesamowite to życie było, siedział, żył i oddychał mu pod palcami, i prosił Deana o tę potężną, niewiarygodną rzecz, i DEAN MÓGŁ GO USZCZĘŚLIWIĆ. Dean mógł dać Casowi to, czego tamten pragnął, i mógł Casa uszczęśliwić.
Gdyby nie przecierpiał Alastaira, gdyby nie żył z dala od Sama przez cztery lata, gdyby nie spotkał Crowleya i Gabriela i nie otwarł tego sklepu, to nigdy nie byłby w stanie przejść ponad tym cierpieniem, nigdy by nie wytatuował Sama i nie byłby w stanie poprawić swojej techniki czy zbliżyć się do Harvelle`ów (wliczając w to Asha, który praktycznie był jednym z nich). I nigdy nie spotkałby Casa. Czy… zadurzył się w nim. ZADURZYŁ SIĘ W NIM, pomyślał Dean znowu, tym razem stanowczo, ponieważ było dopuszczalne, neutralne zdanie, omijające całą masę uczuć – czyli czegoś, z czym jeszcze nie był gotów się zmierzyć. Nie zmieniłby nic, jeśli to by znaczyło, że nie spotkałby Casa.
Sama myśl o życiu bez Casa była niczym cios w brzuch, i do tego tak przerażająco zimna, że Dean natychmiast ją od siebie odsunął i zamiast tego skoncentrował się na cieple pod swoimi palcami oraz stałym rytmie oddechu Casa.
- Cas?
- Hmm?
- Dziękuję – wymruczał Dean ledwo słyszalnie i usłyszał, że głos mu się lekko załamał. W odpowiedzi uścisk dłoni na jego kolanie przybrał na sile.
Tatuaż Casa zagoił się pięknie, nie, żeby Dean się pysznił. Wzór wyglądał na nim wspaniale i Dean czuł dumę za każdym razem, kiedy miał okazję go pogładzić, bo chociaż myśl o swoim znaku na skórze Casa wciąż była przerażająca, to, jeśli miałby być szczery wobec siebie, lubił wiedzieć, że był częścią Casa. W ABSOLUTNIE NIEDZIEWCZĘCY SPOSÓB.
Interes Deana kwitł. Od czasu wystawy, jak mawiał Ash, ilość wejść na ich stronę/bloga znacząco się zwiększyła, zaś Dean dostawał przynajmniej jednego maila dziennie z prośbą o konsultację. Lista oczekujących zaczęła przeskakiwać już na następny rok. Według Asha, jego imię cieszyło się sporą sławą w środowisku (co go, kurwa, wprawiło w osłupienie), a kiedy z rozmarzeniem wspomniał o tym Casowi, Cas powiedział mu, że oczywiście, iż robił się rozpoznawalny, oczywiście, że na to zasługiwał.
Sam i Cas denerwowali się coraz bardziej, kiedy nadciągały ferie wiosenne, ale wtedy Sam zasugerował spędzenie tych dwóch tygodni w Południowej Dakocie u Bobby`ego i Dean potrzebował wszystkich swoich sił, aby faktycznie poczekać, aż Sam i Cas skończą w ten ostatni dzień, zamiast zerwać się w chwili, w której Sam powiedział HEJ, ODWIEDŹMY BOBBY`EGO.
Minęły niemal wieki, od kiedy ostatnio Dean odwiedził Południową Dakotę (było to wtedy, kiedy Sam skończył szkołę średnią – nie zamierzał tego przegapić za żadne skarby świata) i JECHAŁ, zabierając swoją dziecinkę w podróż przez kraj, przez ciągnące się milami pustkowia i spękane drogi, i już się trząsł na myśl o wyjeździe. O PANIE, URODZIŁEM SIĘ WŁÓCZĘGĄ, przyszło mu do głowy, tak, jak śpiewali to Allman Brothers. Dean zawsze robił się nerwowy, jeśli przynajmniej dwa razy w miesiącu nie robił sobie co najmniej czterogodzinnej przejażdżki, więc widok na całodobową podróż na trasie tysiąca mil do Bobby`ego był niczym raj na kółkach.
Cas i Gabriel natychmiast zapalili się do pomysłu, gdy Sam im o tym powiedział; Cas się wręcz zaczął ŚLINIĆ na myśl o podróży do takiego regionu dialektycznego, w którym nigdy nie był, a Dean był naprawdę podekscytowany, ponieważ nie tylko ruszał w podróż, ruszał w podróż, by zobaczyć Bobby`ego, i ruszał w nią z Samem, Casem i Gabe`em.
Co dziwne, kiedy pakowali wszystko do Impali, Dean przypomniał sobie, co mu Sam powiedział w dzień jego urodzin, całe te miesiące temu – że Bobby naprawdę myślał w czasie świąt, iż między nim a Casem COŚ było. Ze wszystkich ludzi akurat BOBBY. Gburowaty, stąpający pewnie po ziemi, rozsądny Bobby odciągnął Deana na bok i zasadniczo rzecz biorąc kazał mu trzymać Casa przy sobie.
Cóż, zastosował się do tej rady jak cholera.
Zaplanowali postój na noc w Chicago i wyjechali w deszczowy sobotni ranek; Dean, obserwując, jak widok za oknem zmienia się z miejskiego na wiejski, potem znowu miejski, potem podmiejski i wreszcie farmerski, zdał sobie sprawę z tego, jaki był absolutnie i niewiarygodnie SZCZĘŚLIWY.
Wciąż był przerażony – Boże, był przerażony tym, co to oznaczało, i tym, co czuł – ale z Casem wszystko było tak właściwe, jak nigdy wcześniej się nie zdarzało; Cas zburzył jego ostrożnie budowane ściany, jakby nigdy nie istniały, widział całą jego wewnętrzną brzydotę i ZOSTAWAŁ, nie pomimo wszystko, ale właśnie dlatego, stał się częścią jego rodziny, ponieważ chciał nią być, a nie dlatego, że się w niej urodził. To było przerażające.
Wciąż był przerażony, ale kiedy byli już 9 godzin w trasie do Bobby`ego – z radia dolatywały słowa a gathering of angels appeared above my head, they sang to me a song of hope and this is what they said, Dean spojrzał w tylnym lusterku na Sama i Gabriela, rozwalonych i śpiących jak kamień, spojrzał na Casa, opierającego głowę o okno od strony pasażera i luźno splatającego dłoń z jego palcami, i pomyślał, że dobrze było być przerażonym.
EPILOG
(sześć lat później)
- Naprawdę, Castiel, tak się cieszę z twojego powodu – powiedziała Kathleen z chwiejnym uśmiechem i oczami lśniącymi od łez. – To jest wspaniałe.
Cas musiał walczyć z tym, by się nie zacząć szczerzyć.
- Dziękuję – powiedział i położył jej dłoń na ramieniu. – Muszę jednak iść do swojego biura, więc pozwól, że cię przeproszę.
- Tak, oczywiście – powiedziała i siąknęła nosem, po czym objęła go szybko. Castiel poprawił torbę i ruszył korytarzem, gdzie stało się oczywiste, że Raul już podzielił się nowiną dosłownie z KAŻDYM, bo chyba cztery razy usłyszał „Gratulacje, profesorze Milton!”.
Dotarł wreszcie do swojego biura, zrzucił płaszcz i powiesił go na oparciu krzesła. Ledwo miał czas, by zrobić łyka kawy, kiedy wpadł do środka jego własny magistrant w przekrzywionych okularach.
- To prawda? – wyrzucił z siebie, praktycznie TRZĘSĄC się z podekscytowania. – No dalej, profesorze, czy wszyscy mnie nabierają, czy też to prawda?
W odpowiedzi Castiel uniósł lewą dłoń, gdzie na palcu serdecznym widniała szeroka srebrna obrączka.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pon 19:47, 17 Cze 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
hashuniu
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Pon 23:49, 17 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Uroczy fic... Takie poczucie równowagi po nim pozostało. Pati, dzięki za wybór i rewelacyjne tłumaczenie (jakby inne mogło być!):D
//"Śpiączka spożywcza" to od dzisiaj moje ulubione określenie na, hm, stan braku kontaktu z otoczeniem z przyczyn wiadomych.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez hashuniu dnia Wto 1:31, 18 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 8:12, 18 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Umarłam sobie w nocy po cichutku, we własnym łóżku (gdzie moje epickie zejście na polu bitwy, albo przynajmniej, bo ja wiem, utopiona w wesołym miasteczku w beczce z jabłkami, żeby nekrolog był ciekawy...?), i to Niebo wzięło mnie tak rano z zaskoczenia, tak...? *.*
Dokończenie fica- i rozpiska- z rozrysowaniem- wszystkich modyfikacji ciała Deana- i bogowie, minifici powiązane z AEiW- gdyby nie to, ze najwidoczniej umarłam w nocy, to teraz bym sobie umarła. Ze szczęścia.
Wiecie co, mało jest ficów, w których happy end tak człowieka poniewiera po zwojach. Znaczy są fici duuużo bardziej angstowe i tak dalej, z dużo bardziej fajerwerkowym happy endem, ale to jest takie obrzydliwie szczęśliwe, że boję się spontanicznej cukrzycy.
Deeean xD Kocham cię za tę twoją totalną niezręczność na każdej towarzyskiej płaszczyźnie w tym ficu :3
Gabe :D
"on się tak jakby umawiał z Casem, zaś Sam Robił Te Rzeczy z Gabrielem, więc wszystko w podejrzany sposób zostawało w rodzinie i Dean po prostu NIE zamierzał o tym myśleć." płaczę nad tym zdaniem już zdecydowanie zbyt długo, ale to piękne zdanie jest :'D
Ok. To nie tak, ze się spłakałam, to nie tak, to nie są łzy, to mokra afirmacja szczęścia. Płynny dowód tego, ze dusza mi lewituje w człowieku. PIĘKNY, PIĘKNY fic. CUDOWNIE przetłumaczony. I to ZAKOŃCZENIE, wieszczę sobie mokre sny na jawie przez cały nadchodzący dzień. Ach. Nie. Skorzystam z faktu, ze jest CAŁOŚĆ i zatopię się w niej nim rzucę więcej absolutnie tchórzofretkowych zdań. Bo o bogowie i nhvbsbvanhchsvbshvbadu. Ach ._. I ten ostatni, ostatni akapit, który powstał chyba tylko dlatego, żeby udowodnić, że IDEALNE można zmienić w UBERZAJEKURWABIŚCIEIDEALNE. Pat, dzięki Ci za tego fica...! Dx
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Wto 8:13, 18 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 9:39, 18 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Ach, co mi zostało do powiedzenia o tym fiku, kiedy wszystko co najlepsze zostało już powiedziane? @_@
Ale. Obiecałam sobie zabierając się do czytania, że nie będę ryczeć. Będę twarda, czytałam to tyle razy i nie będę ryczeć, bo mi się krem bb z twarzy zmyje. Gucio. Ledwo doszłam do "W porządku, Dean. Wierzę w ciebie" i późniejszego zdania, i jebut! Jakby mi ktoś kurek odkręcił. Nie wiem, ale to zdanie jest dla mnie tak naładowane emocjami, że ilekroć je widzę, chce mi się płakać. I tak sobie chlipię do samego końca, bo jeśli to nie jest najlepsze zakończenie ever, to ja nie wiem. Lubię fiki, w których po wielkim angście następuje epicki happy end. Ale takie fiki są jeszcze lepsze. Zgadzam się z Linowymi słowami, epilog to cholerna wisienka na torcie i wiecie co? Jestem zakurwiście przeszczęśliwa. Bardziej nawet, niż jak wlazłam w alejkę BL (co tam alejkę, ALEJĘ) w Kinokuniyi. A już zaczęłam sądzić, że takie zagęszczenie yaoiców na metr sześcienny jak w tamtej siedmiopiętrowej księgarni, to czyste niebo. Nope, to jest czyste niebo.
Pat, do stóp padam. Absolutnie @_@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 9:52, 18 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Ten fic kojarzy mi się z "Lovingly crafted and tenderly packaged". Nie można powiedzieć, ze to są wesołe fici, czy szczęśliwie fici, czy, no wiecie. Ale są takie dobre i takie TAK i takie... Chryste, odbudowują te fragmenty człowieka, które się niszczą na co dzień i wszystko jest dobrze i nic nie boli. Wah. Jeszcze to 13 krótkich ficów, które Pat podesłała. Niebo ._. Po prostu Niebo ._.
Also: będą nowe zdjęcia i będzie promo i będą RZECZY, nowe RZECZY, promujące sezon dziewiąty. Obiecali. Wczoraj.
I, antique, o cloudyjenn chciałam zapytać, wszystkie jej skończone, Supernaturalowe fici mają happy end...? Bo ten smoczy całkiem sympatyczny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 11:31, 18 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Cloudyjenn kojarzy mi się z fikami, w których nic nie boli, wszystko kończy się dobrze, jak jest seks to taki z świetnie napisanych, jak nie ma seksu, to jest urocza bajeczka. No i jest Mirror. Moim zdaniem najlepszy z jej tytułów. A przynajmniej z tych, które przeczytałam. Generalnie poprawiacze humoru wybitne. O, kid!fik allert. Ale bardzo, bardzo lubię jej kid!fiki :3
...ale, smoczy fik?
Ej, gdyby autorka tego fika nie kupiła mnie tym fikiem, kupiłaby mnie Krakowem i byciem Polką XD Patuś, cudownie, że podzieliłaś się linkiem do tych maleństw @_@
Linek, ten fik i fiki w typie koszulkowego, to nie jest czysta wesołość i szczęśliwość, tło mają w gruncie rzeczy przygnębiające, ale są... dobre. Nie wiem, przez swój smutny kontekst są jeszcze bardziej podnoszące na duchu i jeszcze lepiej robią w człowieka po lekturze.
No i Chryste Panie; promo? Zdjęcia? Materiały? Kiedy? Potrzebuje tak... na wczoraj @_@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 12:00, 18 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
antique napisał: | ...ale, smoczy fik? |
Yup, Imagine dragon kupił mnie bez reszty na
Cytat: | "It won't be easy," Castiel warns before pressing up to lightly kiss Dean's mouth. It takes all Dean's mental energy to string words together through the haze of soft pleasure.
"Good, I like hard things."
There's a long pause and then Cas says, "That's what she said."
Dean cups Castiel's face with both hands and says in a very serious tone, "I love you so much right now."
Cas doesn't stop glowing with pride for the rest of the night. |
antique napisał: | Ej, gdyby autorka tego fika nie kupiła mnie tym fikiem, kupiłaby mnie Krakowem i byciem Polką XD |
Mnie kupiła bez reszty modyfikacjami ciała, jeszcze kiedy nie wiedziałam, że jest Polką. Czyli do momentu orła na udzie :D
antique napisał: | No i Chryste Panie; promo? Zdjęcia? Materiały? Kiedy? Potrzebuje tak... na wczoraj @_@ |
Dajcie mi, daaajcieee, nie podali daty, nic nie podali, ale BĘDĄ. Ciekawe, czy przed sierpniowymi dodatkami z DVD, czy po ._.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 12:20, 18 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Linmarin napisał: | Yup, Imagine dragon kupił mnie bez reszty na
Cytat: | "It won't be easy," Castiel warns before pressing up to lightly kiss Dean's mouth. It takes all Dean's mental energy to string words together through the haze of soft pleasure.
"Good, I like hard things."
There's a long pause and then Cas says, "That's what she said."
Dean cups Castiel's face with both hands and says in a very serious tone, "I love you so much right now."
Cas doesn't stop glowing with pride for the rest of the night. |
|
Więc. Wrócę do domu i będę szukać XD Zaintrygowałaś mnie XD
Lin napisał: | Mnie kupiła bez reszty modyfikacjami ciała, jeszcze kiedy nie wiedziałam, że jest Polką. Czyli do momentu orła na udzie :D |
Umknął mi tautaż na udzie, jaki tatuaż na udzie? *blink blink* XD
A modyfikacje ciała~ zanim nawet zaczęłam czytać byłam zachwycona tym, że potatuowała Deana. A widząc jak go potatuowała jestem jeszcze bardziej zachwycona :3
Lin napisał: | Dajcie mi, daaajcieee, nie podali daty, nic nie podali, ale BĘDĄ. Ciekawe, czy przed sierpniowymi dodatkami z DVD, czy po ._. |
Ja chcę już. Chryste, już @_@
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 12:28, 18 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
antique napisał: | Więc. Wrócę do domu i będę szukać XD Zaintrygowałaś mnie XD |
[link widoczny dla zalogowanych]
antique napisał: | Umknął mi tautaż na udzie, jaki tatuaż na udzie? *blink blink* XD |
antique napisał: | Ja chcę już. Chryste, już @_@ |
Matka się dzisiaj ze mnie nabijała, ze rzucą nam jednego Tweeta i cały fandom traci głowy. PRAWDA. Ale CO Z TEGO.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Wto 12:42, 18 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Dzięki kochanie, to przyspieszy sprawę :3
Jej tatuaż na udzie. Yep, to wiele wyjaśnia XD ciekawe, czy laska na emigracji przebywa. Raczej nikt kto tu mieszka na stałe nie tatuuje sobie orzełka XD
Szanowną Mamę uprasza się o nieczepianie. Na odwyku przebywamy dopiero od miesiąca, mamy ciężki zespół odstawienny, na wszystko się rzucamy jak sępy na świeżą padlinę (o ile jedzą świeżą, nie pamiętam XD). Chucku, będę czekać jak na zbawienie @_@
//Zmieniłam zdanie. To nie epilog jest wisienką na torcie, tylko te maleństwa podlinkowane przez Pat. Czytam i cieszę się jak dziecko <3
///Ale serio. Czytam 'dean spills his guts, for once' i parskam śmiechem XD jeśli to możliwe, uwielbiam tego fika coraz bardziej XD Basia machnęła jeszcze coś równie wspaniałego? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie? XD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez antique dnia Wto 13:56, 18 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|