|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 21:57, 14 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Maleństwo pół biedy, to już raczej ja bardziej przypominam zombiaka, bo w pracy dostaję w kość... Ale ta scena mnie fizycznie gniotła w żołądek i nie mogłam się powstrzymać, by jej wam nie podrzucić. No, to smacznego na dobranoc :)
- Tu chodzi o coś więcej, prawda? – głos Casa miękko przedarł się przez mruczenie silnika Impali.
- To nic takiego – wymamrotał Dean i dobitnie spojrzał przez okno.
- Dean – powiedział Cas, i Dean wiedział, że mężczyzna go przejrzał.
- To tylko… - pogładził kierownicę, czując wszystkie znajome nierówności i wgniecenia w skórze - …Sam w taki sposób… wciąga ojca w nasze kłótnie – odetchnął. – Nie wiem, chłopie. Potrzebuję czasu, by to przemyśleć.
- Gabriel jest dużo starszy od Sama – powiedział Cas i w zamyśleniu przeczesał sobie włosy.
- Wiem – odparł sfrustrowany Dean. – Bóg wie, że Sam jest mądry, ale boję się, że nie wie, w co się pakuje.
- Chociaż bardzo mi zależy na twoim bracie, to martwię się, że Gabriel albo był swoim zwykłym bezceremonialnym sobą i nieświadomie bądź przypadkowo nakłonił Sama do czegoś, czego ten nie chciał robić…
- Cas, JEZU, nie chcę o tym myś…
- …ALBO Sam miał ochotę poeksperymentować i wybrał kogoś, kogo uczucia względem niego znacznie wykraczały poza eksperymentowanie.
Zapaliło się czerwone światło, więc Dean wykorzystał okazję i z niedowierzaniem spojrzał na Casa.
- Ty mówisz poważnie – powiedział.
- Oczywiście – odpowiedział Cas z kamienną twarzą. – Uczucia i działania Gabriela już dawno wyszły poza fazę banału. Dziwię się, że nie zauważyłeś wcześniej.
- Jednak Gabriel to GABRIEL – stęknął Dean. – On flirtuje ze wszystkimi.
- Niezależnie od tego mam nadzieję, że zarówno Sam, jak i Gabriel wiedzą, co robią – wymruczał Cas i oparł się głową o okno. Płatki śniegu za szybą tworzyły aureolę wokół jego ciemnych włosów i Dean dopiero wtedy zdał sobie sprawę ze zmiany światła, kiedy jakiś burak na niego zatrąbił.
Sasquatch: Zostaję tu na noc. Jutro musimy pogadać.
- Wspaniale – mruknął Dean i silniej, niż było trzeba, wrzucił swój telefon do torby. Jo spojrzała na niego współczująco; Dean odchrząknął. – Gotowa?
- Tak. Słuchaj, Dean…
- Zostaw to, dobra? – Dean oparł się łokciami o ladę. – Już jest wystarczająco źle, że muszę pogadać o tym z Samem.
- Idź do domu, zrób sobie drinka – westchnęła i ścisnęła mu ramię. – Zapytaj Casa, jak poszło.
- Tak, tak – Dean postawił kołnierzyk, zanim wyszedł na prawie zamieć; Jo czekała na niego, by zamknąć, uściskała go przelotnie, co zdarzało się rzadko, i ruszyła do domu.
Jazda w śnieżycy, myślał Dean, byłaby naprawdę wspaniała, gdyby nie martwił się tak bardzo o swój samochód. Kochał zimę za jej ciszę, a jakimś cudem wyglądało to jeszcze bardziej eterycznie z wnętrza samochodu, cichego, jeśli nie liczyć silnika, miękką, bladą i ZIMNĄ, za uderzającą biel śniegu padającego z ciemnych chmur.
Chociaż bardzo kochał zimę, był nieskończenie wdzięczny, że kompleks mieszkalny, w którym znajdowało się mieszkanie jego i Sama, dysponował krytym parkingiem. Wchodząc po schodach znowu wyjął telefon.
Do Casa Miltona: Hej, wszystko w porządku między tobą i Gabrielem? Jestem w domu, gdybyś chciał wpaść czy cios
=======coś* Zrobię kolację, nie wiem, czy jadłeś
Cas Milton: Wkrótce przyjadę.
No dobra. Dean otwarł lodówkę i zdał sobie sprawę, że wciąż miał tackę siekanych steków, które kupił, by zrobić potrawkę ( w przeciwieństwie do tego, co wszyscy wokół niego zdawali się myśleć, Dean był naprawdę świetnym kucharzem, dziękuję bardzo). Wzruszył ramionami, wyjął patelnię i zaczął rozgrzewać trochę oleju, aby podsmażyć kawałki, kiedy będzie obierał ziemniaki. Trzydzieści sekund po tym, jak ustawił je na kuchence, rozległo się pukanie do drzwi.
Cas wyglądał na… poirytowanego. Z pewnością było to lepsze niż pełne wkurzenie, ale wciąż oznaczało, że musiało się wydarzyć coś nieprzyjemnego.
- Czy, uch, wszystko…? – zrobił nieokreślony gest. Cas westchnął ciężko, zdejmując płaszcz i trzy warstwy, które nosił pod spodem, aż wreszcie został w starej koszulce i dżinsach z dziurą w kolanie. Dean był zaskoczony. Cas rzadko ubierał się nieformalnie.
- Myślę… - Cas urwał, kręcąc ramionami – myślę, że wszystko sobie poukładali. Żaden z nas nie wierzył im wystarczająco, choć to zrozumiałe, zważywszy na okoliczności, w jakich ty i ja się tego dowiedzieliśmy.
Dean odetchnął głęboko i pokiwał głową.
- Okej – powiedział i znowu kiwnął głową. – OKEJ. Więc, uch, obiad? – wskazał kciukiem w stronę kuchni i spróbował się uśmiechnąć. Casowi drgnęły usta.
Zjedli siedząc na kanapie i Cas wciągnął go w oglądanie jednego z filmów Sama, coś pod tytułem PRESTIŻ, i Dean był całkowicie nieprzygotowany na to, że tak mu się ten film spodoba.
- Cas? – zapytał Dean niepewnie, ponieważ Cas zwisł w sobie, jakby na pół spał. W odpowiedzi usłyszał stęknięcie. – Zostajesz na noc?
- Omijanie łącznika – wymamrotał Cas. – Normalne w twoim przypadku. Jeśli chcesz, to zostanę.
- Tak, ja… - Dean odchrząknął. – To by, uch, było miłe.
Cas usiadł i przeciągnął się tak, że znoszona koszulka podjechała w górę i przelotnie ukazała pasek bladej skóry. Nie, żeby Dean patrzył. Potem, ku jego zaskoczeniu, Cas wstał, ziewnął i podreptał do pokoju Deana.
Dean zmarszczył się, pozbierał naczynia, wrzucił je do zlewu, po czym zajrzał do swego pokoju i zastał tam Casa rozwalonego na jego łóżku i już śpiącego jak kamień, wciąż w tej samej koszulce. Parsknął i wrócił do garów.
O drugiej w nocy Dean siedział przy biurku. Światło z ulicy wpadało przez okno i ledwo wystarczało, aby widział, co rysuje, a za sobą słyszał głębokie, równe oddechy Casa; wiedział, że sen nadejdzie wkrótce.
W międzyczasie jednak ręka aż go ŚWIERZBIAŁA i musiał to zrobić, zanim się położy. Myślał o tym swoim starym śnie o piekle, o aniele i świetle, i doszedł do wniosku, że wreszcie to uchwycił – ciemne, lśniące skrzydła, imponująco rozłożone, twarz pełna skupienia oraz dzikiej radości, święta, prawa i piękna.
Leniwie nałożył więcej cieni i zdławił ziewnięcie; skończył na razie, a teraz był czas spać. Cas zajmował większość łóżka, więc Dean zrobił, co mógł, aby zdobyć sobie przestrzeń pozbawioną kończyn Casa, co skończyło się tym, że mężczyzna podświadomie złapał Deana za przód koszuli.
Po raz chyba tysięczny tego dnia Dean zaczął rozważać swoją sytuację. Wciąż nie mógł otrząsnąć się z poczucia tego, jaki żałośnie, kurwa, NIEODPOWIEDNI, musiał być w oczach Casa, i nawet, jeśli teraz Sam nie stanowił opcji, to nie było mowy, aby Cas kiedykolwiek upadł tak nisko. BEZWARTOŚCIOWY.
Ta myśl była niemal pocieszająca w swej znajomości, jak trujący szept Alastaira w jego głowie, sposób, w jaki zwykł był szydzić NIE DOŚĆ DOBRZE, WINCHESTER, MUSISZ ICH DRAPAĆ, DOPÓKI NIE BĘDĄ KRWAWIĆ I KRWAWIĆ, tylko tym razem role się odwróciły i to on krwawił. Ramię ścierpło mu od fantomowego bólu.
Uniósł barki i zamknął oczy, a ostatnie, co mu się przypomniało, zanim zasnął, to że anioł okazał się wyglądać jak Cas.
Następnego ranka, kiedy Sam cicho wszedł do mieszkania, on i Dean wyrzucili z siebie jednocześnie „okej, przesadziłem”. Sam przeczesał sobie włosy i odetchnął głęboko.
- Ja nie… słuchaj, przepraszam za to, co powiedziałem – wyjaśnił Sam, szczerze i szeroko otwierając oczy – i mogłem to powiedzieć w dużo lepszy sposób, ale myślę, że w tej kwestii musisz mi zaufać.
- Tak, mogłeś – powiedział Dean sztywno. – Sam, miałem powód, by się o ciebie martwić.
- Wiem – wymamrotał brat.
Dean poruszył się. Był OKROPNY w takich sytuacjach. Nie miał pojęcia, jak wyjaśnić to, co czuł, ponieważ nie WIEDZIAŁ, co czuł – szczerze, wciąż dość mocno, kurwa, wydziwiał, ponieważ SAM i GABRIEL? i martwił się o Sama, i o Gabriela, i naprawdę nie miał na to słów.
- Po prostu… nie bądź głupi – powiedział wreszcie. Sam skrzywił się próbując rozluźnić atmosferę, co w zaskakujący sposób pomogło. Dean ścisnął bratu ramię i pomyślał, że nawet, jeśli trzeba będzie czasu, aby się przyzwyczaił, to będzie dobrze.
Wszystko poszło się jebać o poranku w dniu jego urodzin.
Nigdy nie myślał zbyt dobrze o swoich urodzinach (a co tam było do świętowania? Tylko jego szesnaste, osiemnaste i dwudzieste pierwsze NAPRAWDĘ miały znaczenie), ale przynajmniej mógł użyć wymówki „to moje urodziny”, aby bezkarnie robić coś, co wkurzyłoby Sama.
Jak włączenie Led Zeppelin na cały regulator, gdy tylko się obudził.
- Tak, okej, wszystkiego najlepszego – burknął Sam przecierając oczy, kiedy już usiadł w kuchni na krześle.
Kiedy już zjedli śniadanie, a płyta już od 15 minut przeskakiwała, Sam poszedł pod prysznic, a Dean zmienił płytę. Zdecydował się na trochę Crosby`ego, Stillsa, Nasha i Younga, ponieważ był trochę w nastroju na folk, a potem przypomniał sobie, że na tej właśnie płycie znajduje się piosenka Stillsa „4+20”.
Szczerze mówiąc, to właśnie DLATEGO nie lubił urodzin – za to, że zawsze zdołał wmanewrować się w głębokie introspekcje, po których, kurwa, nienawidził wszystkiego.
Piosenka też mu nie pomagała, pomyślał, kiedy Stephen Stills śpiewał miękko, że four and twenty years ago, I come into this life, the son of a woman, and a man who lived in strife. Wszystkie jego wczesne wspomnienia zawierały Johna, Johna wrzeszczącego, Johna nieobecnego, Johna przeprowadzającego się z nimi co miesiąc (czasami co tydzień), tylko po to, aby gonić za czymś, co mogło im przynieść więcej pieniędzy, Johna wykonującego każdą możliwą pracę, próbującego znaleźć czas dla swoich chłopców, próbującego zarobić na ich utrzymanie, próbującego robić wszystko jak najlepiej, próbującego tak bardzo i tak szczerego, próbującego bezskutecznie. And he worked like the devil to be more.
Okazywało się tak jakby, że jego najważniejsze urodziny zawsze obracały się wokół Sama – te, które naprawdę miały znaczenie, to te, kiedy wreszcie mógł zdobyć prawo jazdy, aby odwozić Sama do szkoły, kiedy Johna nie było, oraz te, kiedy wreszcie oficjalnie stał się dorosły (o tym jednak nie chciał myśleć, nie, kiedy znajdowały się tak blisko od ucieczki z jego osobistego piekła).
Bezspornie zaszedł całkiem daleko w stosunku do cienia człowieka, jakim kiedyś był. Co prawda daleko mu było do bycia NAPRAWIONYM, W PORZĄDKU czy WARTOŚCIOWYM, ale funkcjonował, dawał radę uszczęśliwiać ludzi tym, co robił, i miał wokół siebie paru cholernie niesamowitych ludzi. Miał Jo, Ellen, Asha, Bobby`ego, Sama i Gabriela. Miał CASA. Może nie w sposób, w jaki pragnął Casa (ale to było idiotyczne, on niczego nie pragnął, nie wolno mu było niczego pragnąć), ale był tak kurewsko wdzięczny za to, że miał Casa w taki sposób, w jaki mógł. Wiedział, że nie zasługiwał na takiego przyjaciela, jak on, ale nie znaczyło to, że nie był z głębi duszy wdzięczny.
Stills przeszedł do night after sleepless night, I walk the floor and I want to know, why am I so alone?, zanim Dean się, kurwa, nie poddał i nie zmienił płyty, włączając tą, którą dostał na święta. Nie zamierzał psuć sobie nastroju w jedyny dzień, kiedy mogło mu ujść na sucho celowe wkurzanie innych.
Na lunch poszli do PHYSICAL GRAFFITEA i spotkali tam Casa; Sam pochłonął swoje jedzenie jak wilk i pospiesznie pocałował Gabriela (Dean zdecydowanie odwrócił wzrok), po czym wsiadł w autobus do kampusu, skoro zaś Cas już na dzisiaj skończył z nauczaniem i zajęciami, on i Dean włóczyli się przez chwilę, po czym wrócili do domu.
- Wiesz, od Gabriela musiałem się dowiadywać, że masz urodziny – powiedział Cas, kiedy Dean szarpał się z zamkiem, bo palce mu przemarzły do kości.
- Urodziny nie są tak ważne – prychnął Dean. Zamek wreszcie ustąpił i weszli do (miłościwie ciepłego) mieszkania. – Mam teraz 24 lata, i co z tego?
- Więc masz teraz tyle lat, co ja – zripostował Cas z błyskiem w oczach, zrzucając swój płaszcz i otrzepując śnieg z butów.
- Tak, nieważne. Urodziny są dobre tylko do tego, aby mieć wymówkę na bycie dupkiem – Dean poruszył brwiami i mrugnął do Casa. – Więc w ilu językach możesz mnie nazwać niesamowitym?
Cas z powagą rzucił coś po rosyjsku i uniósł brwi.
- Właśnie mnie zwymyślałeś, co?
- Nazwałem cię świnią – powiedział Cas zwyczajnie i przeszedł obok Deana, by powiesić płaszcz w szafie. Twarz miał tak IDEALNIE SPOKOJNĄ, że Dean nie wytrzymał, zaczął się śmiać, a potem i Cas zachichotał, i tkwili przy drzwiach szafy, i okej, Cas był bardziej niż trochę blisko, i pachniał zimnem, i potem ciało Deana ruszyło się bez jego pozwolenia, rzucając się o wiele za daleko do przodu, i Dean pocałował Casa.
Był to przelotny pocałunek.
Cas miał spierzchnięte usta i zimny nos.
Dean zatoczył się do tyłu, gdy tylko odzyskał kontrolę nad ciałem, i zagapił się. Cas patrzył na niego, spokojnie i równo, i wtedy Dean SPANIKOWAŁ.
- Ja zaraz… - rzucił się do frontowych drzwi i niemal się potknął. Złapał za klamkę, a potem odwrócił się i ujrzał Casa, który wciąż GAPIŁ SIĘ NA NIEGO. – Cas, przepraszam, naprawdę przekroczyłem granicę i… - przełknął nerwowo i ponownie chwycił klamkę. – Po prostu pójdę i…
- Dean.
NIE WAŻ SIĘ, KURWA, OTWIERAĆ TYCH DRZWI, mówiła twarz Casa, pochmurna i prawa, i nosząca naprawdę podejrzane podobieństwo do anioła z tego głupiego snu, którego Dean nie mógł wyrzucić z głowy.
- Słuchaj – zaczął, szaleńczo próbując znaleźć jakieś wyjaśnienie czy powód, ale wtedy Cas znowu znalazł się BLISKO, osaczając go przy boku kanapy.
- Powinieneś przeprosić jedynie wtedy – powiedział cichym, niskim głosem – jeśli to była pomyłka.
Dean zamrugał głupio i jednocześnie próbował dodać dwa do dwóch.
CZTERY, mało pomocnie wrzasnął jego mózg.
- Co?
Cas zmarszczył brwi, po czym sięgnął mu do naszyjnika i poprawił go tak, by zamek znajdował się na karku. Amulet ciążył mu niczym ołów.
- Myślałem, że to było oczywiste, co do ciebie czuję. Najwyraźniej się myliłem – powiedział to zwyczajnie, jakby mówił o pogodzie, w taki sam sposób, w jaki mówił o wszystkim.
Dean gapił się, nieszczęśliwy, jak Cas odmaszerował i faktycznie powiesił płaszcz w szafie.
- T… ty CO?
- Kiedy następnym razem zakocham się w tobie na wszelkie możliwe sposoby, upewnię się, by ci to wyraźnie powiedzieć w każdym języku, jaki znam – głos Casa był teraz miękki, ale z tą delikatną nutką kpiny, która zawsze trafiała Deana w samo sedno.
- Ja… ty… - Dean przełknął, PRÓBOWAŁ przełknąć gulę w gardle. – Cas, ja nie mogę – na tej ostatniej sylabie głos mu się załamał. Cas spojrzał na niego, spojrzał przez niego i skrzyżował ramiona.
- Ty biedny, samolubny bydlaku – wymruczał – nie sądzisz, że na to zasługujesz, co?
Gdyby to był ktoś inny, Dean już by mu przywalił. Zamiast tego po prostu tam stał i PRZYJMOWAŁ to, ponieważ tym właśnie był – biednym, samolubnym bydlakiem, który wiedział, że na to nie zasługuje. Słowa Casa tylko to potwierdziły.
- Robiłem w życiu rzeczy, z których nie jestem dumny – powiedział wreszcie, nie będąc w stanie patrzeć Casowi w oczy. – Dość paskudne rzeczy, okej? Chodzi mi o to, że ty… - pokazał gestem na Casa, na jego schludną koszulę i dobre spodnie - … a ja nawet nie skończyłem szkoły średniej i zarabiam na życie tatuowaniem.
- Dean – powiedział znowu Cas, i tym razem oczy miał łagodne i szczere, i wtedy Dean wyrzucił z siebie wszystko, opowiedział mu o tym, co do tej pory wiedział tylko Sam.
Opowiedział Casowi prawdę o swojej rodzinie, o Johnie, Samie, Mary i o sobie samym, o tym, jak zaczął tatuować. Opowiedział Casowi o przeprowadzkach z miasta do miasta co parę tygodni lub, jeśli mieli szczęście, co parę miesięcy, ponieważ John piciem zawsze pozbawiał się stałej pracy. Opowiedział Casowi o bazgraniu w samochodzie na rachunkach i strzępkach toreb po jedzeniu na wynos, dla zabicia czasu.
Bazgranie przerodziło się w sztukę i kiedy pierwszy raz spotkał jednego ze starych kumpli Johna z marines, pokrytego tatuażami od szyi do kostek, to było to. Na początku płonął ambicją – ciułał i oszczędzał, aby kupić swój pierwszy zestaw, czarował rzeźników, by dawali mu resztki świńskiej skóry, na której mógł ćwiczyć, kupował najtańszy tusz.
Miał wtedy 15, 16 lat i walczył ze szkołą, aby możliwie najszybciej zdobyć GED; czasami jakiś podejrzany salon tatuażu przyjmował go na kilka dni, kiedy byli w mieście, i mógł zarobić konkretne sto dolców (jeśli miał szczęście), aby nakarmić Sama, kupić mu rzeczy do szkoły, utrzymywać jego ciuchy w porządku.
A wtedy, kiedy gorący lipiec przeszedł w jeszcze gorętszy sierpień, zawędrowali do Nowego Orleanu i Dean poznał Alastaira.
Alastair był szorstki, bezczelny i okrutny. Przyjął Deana z szalonym uśmiechem, wręczył mu pistolet i kazał go używać jak noża. Sklep Alastaira – nikt nie znał jego prawdziwej nazwy, wszyscy nazywali go THE RACK – był miejscem, w którym ludzie krzyczeli w trakcie tatuowania, przytrzymywani przez Alastaira czy dowolnego szefa gangu, który ich tam przysłał, podczas gdy Dean drapał i drapał, celowo niszcząc skórę, celowo robiąc to źle, tylko po to, by zarobić.
Raz płakał tatuując kobietę, która błagała go, by przestał. Drżącymi dłońmi wsunął jej włosy za uszy, zostawiając jej na twarzy smugi krwawego tuszu, i przeprosił.
Tej nocy Alastair pierwszy raz użył pistoletu na nim.
John Winchester umarł na skutek zatrucia alkoholowego na trzy tygodnie przed osiemnastymi urodzinami Deana. Gdy tylko wybiła północ tego dnia, Dean wziął Impalę, upchnął śpiącego Sama na tylnym siedzeniu i przez piętnaście godzin bez przerwy jechał przed siebie, zanim podjechał na postój, aby się zdrzemnąć.
Zajechali do Bobby`go z oczami podkrążonymi z niewyspania, a Bobby przygarnął ich bez słowa.
Sam zaczął naukę w miejscowym liceum, w pobliżu domu Bobby`ego. Spędziwszy rok bez tatuowania, dręczony koszmarami i nawiedzany krzykami, Dean podjął zasadniczą decyzję, by po prostu IŚĆ DALEJ. Gdzieś na północ, gdzieś, gdzie było zimno i spokojnie, w przeciwieństwie do upału Nowego Orleanu. Zmusił Sama, by ten został w szkole, został w JEDNEJ szkole, aby nie spierdolił najważniejszej części swojej edukacji.
- A resztę, jak sądzę, znasz – wyszeptał wreszcie Dean, oblizując usta. Zaczął skubać etykietę swojego piwa. – Nie zasługuję na dobroć, jaką mi KTOKOLWIEK okazuje.
Cas tylko dalej na niego patrzył, wciąż przyciskając się do niego ramionami i udami, a Dean nie mógł się zmusić, by spojrzeć mu w oczy. Cas westchnął i wyjął swój telefon.
- Mogę cię odwieźć do Gabe`a – wymamrotał Dean. Cas rzucił mu nieprzeniknione spojrzenie.
- Ja nie wychodzę – powiedział. – Zamierzam powiedzieć Samowi, aby po zajęciach poszedł do naszego domu, zamiast przychodzić tutaj. Mam wrażenie, że teraz wolałbyś z nim nie rozmawiać.
- Ty nie…?
- Co ZAMIERZAM zrobić, to zaparzyć ci kawy – powiedział cicho Cas, a potem, kurwa, POCAŁOWAŁ GO W CZOŁO i wstał z kanapy, aby pójść do kuchni.
Dean ukrył twarz w dłoniach. Czuł się dziwnie, wreszcie wyznawszy komuś wszystko, co zrobił, wszystko, co czyniło go tak bezwartościową namiastką człowieka. Ale nie tylko czuł się dziwnie, czuł się też LŻEJSZY. Jakby jakoś to było w porządku. Tłumił wszystko w sobie, od kiedy Mary umarła, a on zaczął zajmować się Sammym, budując wokół siebie ściany i tworząc pozory zadziorności, ale teraz, kiedy, kurwa, ODSŁONIŁ DUSZĘ przed Casem, poddał ją pod jego obserwację, czuł się oszołomiony.
Kiedy Cas wrócił z kawą w jego ulubionym kubku, Dean przyjął ją z drżącymi dłońmi. Pił ją długo, delektując się jej goryczą palącą go w gardle, po czym odstawił kubek i obwisł nieco, trąc sobie czoło. Wciąż się trząsł i nie mógł przełykać i cały czas miał wrażenie, jakby świat stanął na głowie, dopóki Cas nie położył mu dłoni na plecach i wszystko nieoczekiwanie nie zwolniło.
Odwrócił się, a Cas był właśnie tam, zaledwie o dłoń dalej, a w tych głupich, niebieskich jak ocean oczach widniało „jest dobrze”. Dean NIENAWIDZIŁ być pocieszanym – nienawidził współczucia i żalu i CZY NIC CI NIE JEST, wolałby raczej radzić sobie ze stresującymi sytuacjami jak dorosły – ale było inaczej, kiedy Cas objął go w talii.
- Zamierzam cię pocałować – wymamrotał Dean i ujął twarz Casa w swoje dłonie. – To w porządku, tak?
Cas w odpowiedzi tylko pochylił się naprzód i pocałował go, lekko i miękko, i Dean się, kurwa, ROZPUŚCIŁ. Opadł na Casa i ukrył mu czoło na ramieniu; Cas dalej obejmował mu plecy, leniwie przeczesując mu włosy na karku.
- Nie mam pojęcia, jakim cudem cię jeszcze nie odstraszyłem – wychrypiał Dean stłumionym głosem – ale, cholera, cieszę się z tego.
- Zbyt często się nie doceniasz – odmamrotał Cas. – Jestem zarówno szczęśliwy, jak dumny, mogąc być częścią twojego życia.
Kiedy jego telefon zadzwonił, Deanowi została darowana konieczność zdobycia się na odpowiedź.
- Sam? – odebrał marszcząc brwi.
- Hej, uch, co się dzieje? – zapytał Sam. – Cas powiedział…
- Nie martw się o to – westchnął Dean. – Po prostu musiałem z nim o czymś pogadać.
Nastąpiła przerwa. O-wiele-za-długa przerwa.
- Okej – powiedział Sam takim tonem, jakby mu o coś chodziło.
- Poważnie, Sam, zapomnij o tym. Zobaczymy się w Roadhouse ok. 17.00, okej?
- Okej – powiedział znowu Sam, wciąż brzmiąc, jakby coś PLANOWAŁ. Dean rozłączył się i westchnął, po czym znowu pociągnął kawy.
On i Cas spędzili następne 1,5 godziny na oglądaniu Gwiezdnych Wojen – Cas wiedział, że były to jego pocieszacze, więc włączył POWRÓT JEDI, niech go Bóg błogosławi – i Dean próbował o tym nie myśleć. O wielkim TYM. O tym, że położył się na kanapie, kiedy Cas poszedł do łazienki, z zamiarem bycia złośliwym, ale kiedy wrócił, Cas po prostu położył się obok niego, jakby to się działo od lat. Albo o tym, że przyłapał się na leniwym rysowaniu kółek tuż pod krawędzią koszuli Casa, swoimi pełnymi odcisków palcami gładząc jego ciepłą skórę.
Nawet, chociaż między nimi wszystko było inne, nic się nie zmieniło. Cas wciąż mu truł, aby ten ładnie się ubrał, tak, jak by to zrobił przy każdej innej „miłej” okazji (CAS, KURWA, TO MOJE URODZINY, ROBIĘ, CO CHCĘ), a potem Dean się upewnił, że Cas weźmie swój własny szal, zamiast brać jeden z jego szalików. I wtedy Dean stwierdził, że przywarł do Casa, przygarnął go do siebie razem z za dużym płaszczem, grubym swetrem i szalikiem i wszystkim, całując go ostrożnie i wciąż próbując dojść do ładu z tym, że to było okej, że to było dobre, że mógł to robić.
Odsunął się niechętnie i przestąpił z nogi na nogę, wsadzając sobie ręce do kieszeni.
- Hej, Cas? – Cas wyciągnął ręce i poprawił mu kołnierz kurtki. – Um… dzięki.
Było to absolutnie kiepskie; ciężko przychodziło mu okazywać wdzięczność i Cas o tym wiedział, ale sądząc po tym, jak zatknął Deanowi palce za szlufki spodni i przyciągnął do siebie, do kolejnego pocałunku (Dean usłyszał jego rwący się oddech, kiedy podrażnił mu wargę zębami), Cas wiedział dokładnie, co on próbował powiedzieć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Sob 11:21, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
"Dean zmarszczył się, pozbierał naczynia, wrzucił je do zlewu, po czym zajrzał do swego pokoju i zastał tam Casa rozwalonego na jego łóżku i już śpiącego jak kamień, wciąż w tej samej koszulce. Parsknął i wrócił do garów." Bogowie, ujęło mnie to zdanie :D Domestic do uberpotęgi.
Kolejna rzecz, która podoba mi się w tym ficu. Łączy poważne tematy, ciężkie wspomnienia, przeszłość, problemy psychiczne nie będąc łzawym dramatem. I przeplatając czystą uroczością, która wcale nie wprowadza dysonansu.
"Dean zamrugał głupio i jednocześnie próbował dodać dwa do dwóch.
CZTERY, mało pomocnie wrzasnął jego mózg." Małe, kochane głupiątko z tunelami w uszach. No po prostu... NO PO PROSTU... Chociaż. Najlepsza, najbardziej pasująca, scena pierwszego pocałunku. W kontekście całego ficzka.
A ze rozmowę PO tym pocałunku mogę przeczytać po polsku, to będę wielbić Pat po wsze czasy ejmen.
Nie mogę wyjść z zachwytu nad tym, jak ta scena emanuje samotnością i później już nie, i ciepłem po pewnym czasie, choć jej początek na to nie wskazuje i w ogóle, jaka jest cudowna. Głęboka. Taka nawet nie do końca ficzkowa. Cudna.
Boski fragment. Choć ten fic w większości składa się z takich. Ach. Zachwycam się :X
//Antique, podpisuję się wszystkimi kończynami. Dean to istny promyczek w tym ficzku :D A zakończnie jest tak OBRZYDLIWIE DOBRE, że nie wpadam na to, jakim cudem mogłoby być lepsze. Znaczy, szczęśliwsze. To jeden z niewielu happy endów, gdzie nie potrafię wymyślić nic, co by go dohappy endowało bardziej.
//Also. Dziewczęta moje, nie czytajcie Sacramento Clinic for Omegas. Wkurzonam! A szykuje się na tej liście więcej takich ficów. Mam ostatnio fioła na alfa/ omega!verse, ale takie w stylu endversed, saltandbyrne, voices itd. Wiecie, omegi są uwarunkowane biologicznie na słabsze, alfy są silniejsze i dominujące, ale objawia się to przede wszystkim opiekuńczością, pewną zaborczością. Prawdziwa, ostra dominacja zamyka się w sferze seksu. Omegi pracują i żyją sobie, studiują itd. Wybierają swoje alfy. A tutaj mamy omegi, które są trenowane, jak mają zadowolić swoją alfę, każda alfa spokrewniona z omegą może sama wybrać jej partnera, omega nie ma nic do powiedzenia. Ma być posłuszna, i to posłuszna w milczeniu. Chyba, że alfa zada im pytanie. Co drugie zdanie w ficu podkreśla, że omegi, czyli jak wynika z kontekstu chodzące inkubatory, istnieją tylko po to, żeby zadowalać alfy. Są głupie, bo jedyne o czym myślą, to mieć w sobie penisa jak najczęściej. Pigułki, dzięki którym nie wchodzą w ... (HEAT to jedyne słuszne słowo i kropka, kiedyś wreszcie je spolszczę.) są nielegalne, gdyż omegi od swojej pierwszej i przez każdą kolejną winny być ruchane, bo po to są. I zakończenie "(...)Dean, smiling and looking happy but submissive, a proper omega." Jest happy, bo jest w ciąży, z Casem, którego pierwszy raz zobaczył na oczy. ALE ma swojego partnera, jest w ciąży (a myśleli, że, HAŃBA, jest już zepsuty, bo brał supresanty i nie wiadomo było, czy może mieć dzieci) i jako omega niczego więcej od życia nie potrzebuje. Poniżenie jest świetne, uwielbiam, w ŁÓŻKU, nie W CODZIENNYM ŻYCIU. Wkurzyłam się bardziej niż powinnam (i rozpisałam, jak zwykle), bo jak mówiłam to tylko pierwszy z podobnych ficów. Co w tym fajnego, kto mnie oświeci? ._.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Sob 11:24, 15 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Sob 12:02, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Linmarin napisał: | Kolejna rzecz, która podoba mi się w tym ficu. Łączy poważne tematy, ciężkie wspomnienia, przeszłość, problemy psychiczne nie będąc łzawym dramatem. I przeplatając czystą uroczością, która wcale nie wprowadza dysonansu. |
Teraz ja chcę się podpisać pod Twoimi słowami, kochanie. Uwielbiam takie fiki, jak ten. Jak Play, jak koszulkowy, jak ten świąteczny z kawiarnią. W którym nie ma angstu jak z najcięższych fików, a mimo to jest emocjonalnie, pięknie i tak cholernie prawdziwie. To jedyne słowo, które mi przychodzi do głowy. Prawdziwie, bo ja widzę taką sytuację w prawdziwym życiu. Jest ciężko, bo Dean nie ma lekko, ale jednocześnie jest tak gładko i tak... goddammit, przerasta to moje umiejętności werbalizacyjne. Nie wiem, jak to opisać. Ale Cas tak do tego wszystkiego podchodzi, słucha go, całuje w czoło, a potem parzy mu kawę i jest taki wyrozumiały, a ja się zamknę, bo to i tak nie opisuje tego, co ja myślę o tym fiku. Ten fragment uwielbiam chyba najbardziej z całości. I nie dziwię się, że Pat świerzbiły palce do tłumaczenia, ja nie mogłam się doczekać na ten moment. Po prostu...
Lin napisał: | Boski fragment. Choć ten fic w większości składa się z takich. Ach. Zachwycam się :X |
Ejmen.
Lin napisał: | Antique, podpisuję się wszystkimi kończynami. Dean to istny promyczek w tym ficzku :D A zakończnie jest tak OBRZYDLIWIE DOBRE, że nie wpadam na to, jakim cudem mogłoby być lepsze. Znaczy, szczęśliwsze. To jeden z niewielu happy endów, gdzie nie potrafię wymyślić nic, co by go dohappy endowało bardziej. |
Już się z Tobą zgadzam kochanie, a co dopiero jak skończę fika... XD
Lin napisał: | Poniżenie jest świetne, uwielbiam, w ŁÓŻKU, nie W CODZIENNYM ŻYCIU. Wkurzyłam się bardziej niż powinnam (i rozpisałam, jak zwykle), bo jak mówiłam to tylko pierwszy z podobnych ficów. Co w tym fajnego, kto mnie oświeci? ._. |
Imaginuję sobie jedynie, że są osoby, które to naprawdę kręci. Zgadzam się z tobą, uwielbiam seks od endversed (powiedz mi kochanie, że tamta druga osóbka pisze chociaż w połowie tak dobrze) i jej ujęcie alfa/omega naprawdę mnie ubodło, ale taką akcje jak pisałaś wyobrażam sobie w gejowskim porno z lat siedemdziesiątych. Nie wiem czemu akurat, no ale. Nieważne. Chodzi mi o to, że takie fiki mnie się widzą jako... hm. Najbardziej perwersyjna wizja jaka przychodzi mi do głowy w kwestii związków międzyludzkich. A ponieważ ludzie są różni, to co dla mnie jest nieprzekraczalną granicą, dla niektórych jest najbardziej podniecającym kinkiem ever. Well. 120 dni Sodomy się mnie przypomniało właśnie. Uch.
Dziewczęta, za co winnam się zabrać po MM? *zaciera dłonie* Mam za duży wybór, a za duży wybór to żaden wybór, więc help! XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Sob 12:21, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
antique napisał: | Zgadzam się z tobą, uwielbiam seks od endversed (powiedz mi kochanie, że tamta druga osóbka pisze chociaż w połowie tak dobrze /endversed ma nieznacznie łagodniejszy styl. Osobiście wolę endversed, ale drugie dziewczę też jest świetne./) i jej ujęcie alfa/omega naprawdę mnie ubodło, ale taką akcje jak pisałaś wyobrażam sobie w gejowskim porno z lat siedemdziesiątych. Nie wiem czemu akurat, no ale. Nieważne. Chodzi mi o to, że takie fiki mnie się widzą jako... hm. Najbardziej perwersyjna wizja jaka przychodzi mi do głowy w kwestii związków międzyludzkich. A ponieważ ludzie są różni, to co dla mnie jest nieprzekraczalną granicą, dla niektórych jest najbardziej podniecającym kinkiem ever. Well. 120 dni Sodomy się mnie przypomniało właśnie. Uch. |
Już wiem, co mi aż tak nie pasowało w tym ficu, a słowa twe mi to rozjaśniły. Niech go poniża, jeśli za tym poniżeniem idzie miłość. Dwójka dorosłych ludzi, ja osobiście SM lubię, noszenie na przykłąd na co dzień obroży przez pasywa jest dla mua niebotycznie kręcące, ale to jest... Um, związek. Dwójka dorosłych ludzi, która godzi się podział ról z sypialni przenieść w życie i być razem w taki sposób. Jako partnerzy. Ze stałym, mocno zarysowanym podziałem ról, ale opartym na więzi emocjonalnej. Albo sadomaso rżnięcie na jedną noc, bez cienia więzi, dla frajdy. Ale rżnięcie bez cienia więzi na całe życie i cały związek mnie odrzuca. Pewnie dlatego się tak czepiam, bo mnie to personalnie ubodło xD
antique napisał: | Dziewczęta, za co winnam się zabrać po MM? *zaciera dłonie* Mam za duży wybór, a za duży wybór to żaden wybór, więc help! XD |
Short Fuse by the0voice0from0above! :D Ma 19 stron xD 19 stron taaakiej uroczości! Piszczałam jak mysz cały fic. "(Sam) “There’s another scent,” he whispered.(...) Belonging to someone that isn’t you.” (Castiel) He couldn’t help it, a grin broke free and a bubble of happiness rose in his chest. “My pup?”" Waaah, jestem starym zboczeńcem, ale waaah xD Jest straszliwie kliszowe, przewidywalne w każdym słowie ale takie słodkie :'D
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Sob 12:29, 15 Cze 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Sob 14:46, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Linmarin napisał: | Już wiem, co mi aż tak nie pasowało w tym ficu, a słowa twe mi to rozjaśniły. Niech go poniża, jeśli za tym poniżeniem idzie miłość. Dwójka dorosłych ludzi, ja osobiście SM lubię, noszenie na przykłąd na co dzień obroży przez pasywa jest dla mua niebotycznie kręcące, ale to jest... Um, związek. Dwójka dorosłych ludzi, która godzi się podział ról z sypialni przenieść w życie i być razem w taki sposób. Jako partnerzy. Ze stałym, mocno zarysowanym podziałem ról, ale opartym na więzi emocjonalnej. Albo sadomaso rżnięcie na jedną noc, bez cienia więzi, dla frajdy. Ale rżnięcie bez cienia więzi na całe życie i cały związek mnie odrzuca. Pewnie dlatego się tak czepiam, bo mnie to personalnie ubodło xD |
Yep. O to się rozchodzi. Kiedyś usłyszałam mądre zdanie brzmiące mniej więcej tak, że nic, co dzieje się w łóżku nie jest niemoralne, dopóki prowadzi do umocnienia miłości. Rozciągnijmy to bardziej: nic, co dzieje się w związku nie jest niemoralne, dopóki prowadzi do umocnienia miłości. Więc, jeśli kogoś rajcuje ścisła kontrola nie tylko w łóżku, ale też w życiu codziennym: proszę bardzo. Ludzie mają różne potrzeby, różne pragnienia i tak dalej. Jeśli ktoś znajduje poczucie bezpieczeństwa w tym, że ktoś ma władzę nad jego życiem, to okej: ale niech to się dzieje na ściśle wytyczonych warunkach (chociaż wcześniej chyba należy umówić na sesję do psychologa, bo zakrawa mi to na jakąś jednostkę chorobową. Choć może to tylko moje ograniczone myślenie. Otwarty umysł mam, ale pewne rzeczy wciąż umykają mojemu rozumieniu).
Ale żeby sprowadzać czyjąś egzystencję, nawet jeśli toczy się na kartkach fikcyjnej opowieści, do rozkładania nóg i rodzenia dzieci tylko po to, żeby spełnić czyjąś perwersyjną zachciankę... obojętnie - autora, czy czytelnika - pozwólcie, że zilustruję to nieśmiertelnym gifem:
Lin napisał: | Short Fuse by the0voice0from0above! :D Ma 19 stron xD 19 stron taaakiej uroczości! Piszczałam jak mysz cały fic. "(Sam) “There’s another scent,” he whispered.(...) Belonging to someone that isn’t you.” (Castiel) He couldn’t help it, a grin broke free and a bubble of happiness rose in his chest. “My pup?”" Waaah, jestem starym zboczeńcem, ale waaah xD Jest straszliwie kliszowe, przewidywalne w każdym słowie ale takie słodkie :'D |
Fufufu. Brzmi kusząco :D
Muszę w końcu pościągać sobie fiki na komórkę. Tylko najpierw skończę konwertować swoje pliki do PDFa, ot - taka zachcianka XD Wszystko fajno, tylko nie wiem jak zrobić tak, żeby mi się w tym pdfie spis treści rozkładał XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Sob 15:08, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Amen, amen. Przytakuję tak gorliwie, że spinki latają po pokoju.
antique napisał: | Ale żeby sprowadzać czyjąś egzystencję, nawet jeśli toczy się na kartkach fikcyjnej opowieści, do rozkładania nóg i rodzenia dzieci tylko po to, żeby spełnić czyjąś perwersyjną zachciankę... |
Co więcej, pozwalać, żeby owa postać przez posłuszne i bezwolne rozkładanie nóg była całkowicie i totalnie spełniona życiowo... To mnie bodzie najbardziej, choć nie powinno, zapewne. Dean odkrywa, ze jest omegą, z bratem alfą i ojcem alfą. Wstydzi się, jest zbyt dumny, żeby zamknąć swoją egzystencję w byciu czyjąś seksualną zabawką. Ukrywa się i udaje betę. Potem wszystko wychodzi na jaw, trafia do kliniki- kliniki, która przyucza omegi, jak zadowolić swoje alfy. Lin CZEKA, aż okaże się, że Dean nie da się stłamsić, może spotka Casa, który, wiecie, rozumie, ze Dean jest omegą niezależną, z charakterem, jakoś się razem... Dopasują (czy to nie saltandbyrne napisała tego fica z sub!Casem alfą i dom!Deanem omegą...?). A Dean po prostu godzi się ze swoim losem, "Don't forget your place, Dean. You're an omega, it'd do you good to remember your status", faktycznie OKAZUJE się być tą jęczącą omegą i koniec fica. Tylko Sam czuje ulgę, ze nie będzie musiał wybierać między dwoma alfami, które wcześniej znalazł dla Deana. Gdyby to miał być społeczny dramat, ok. Ale to pornol z happy endem. Dla kogoś to jest happy end. Jezu, PRZESADZAM i czuję się jak jeden z tych hejterów, którzy czepiają się każdego zdania Jensena, bo to obraża jakieś mniejszości itd. Fic jest świetnie napisany, jeśli chodzi o styl itd, scena seksu jest GORĄCA, dirty talk- gdyby ograniczał się do łóżka, a nie był sposobem komunikacji alfa/ omega też byłby hot. Może to kwestia tego, ze jestem świeżo po gorącej dyskusji na temat książek Katarzyny Michalak. Czytałyście może...? Nie nadrabiajcie, jeśli nie, Dziewczęta moje.
antique napisał: | Muszę w końcu pościągać sobie fiki na komórkę. Tylko najpierw skończę konwertować swoje pliki do PDFa, ot - taka zachcianka XD Wszystko fajno, tylko nie wiem jak zrobić tak, żeby mi się w tym pdfie spis treści rozkładał XD |
Moja komórka z kolei obsługuje tylko .doc ._. Ale ostatnio przestałam drukować i wrzucam na tablet, za dużo tasiemców i za dużo krótkasów, niewymiarowe pod oprawianie :D
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Sob 15:25, 15 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Sob 17:52, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Czytam waszą dyskusję, bo właśnie wyszłam z pracy. Popieram. Chociaż uwielbiam knotting, alfy, omegi i inne takie, to bez przesadyzmu! Jak można chcieć mieć za życiowego partnera jakąś bezwolną kukłę?!
Lin, co do słowa HEAT, ja bym je przetłumaczyła jako RUJA. Nic innego mi się nie nasuwa...
Aha, przez najbliższe dwa dni wrzut nie będzie. Za późno wracam z pracy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Sob 18:24, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
patusinka napisał: | Czytam waszą dyskusję, bo właśnie wyszłam z pracy. Popieram. Chociaż uwielbiam knotting, alfy, omegi i inne takie, to bez przesadyzmu! Jak można chcieć mieć za życiowego partnera jakąś bezwolną kukłę?! |
Do-kła-dnie. To nawet nie jest seksowne. Czy ciekawe. Czy... Jakiekolwiek.
Tym bardziej, że jak mi się zdaje, połowa naszej fascynacji destielem to ta psychiczna więź, ładunek emocjonalny, wzajemne poświęcenie, dokonywanie wyborów. I dobrze jest, kiedy nawet w AU pojawia się to w jakiś sposób. No. Um.
patusinka napisał: | Lin, co do słowa HEAT, ja bym je przetłumaczyła jako RUJA. Nic innego mi się nie nasuwa... |
Tak, ja wiem, i podejrzewam, że gdybym przeczytała je w tłumaczeniu to pasowałoby mi i nie marudziłabym i w ogóle, ale jak tak sama piszę to cóż. Heat kojarzy mi się z gorącem i potrzebą, co jest kinda sexy, ruja z tym, że nie mogłam wyprowadzać przez parę dni swojego psiaka na spacer (była dziewczynką).
patusinka napisał: | Aha, przez najbliższe dwa dni wrzut nie będzie. Za późno wracam z pracy. |
Bylebyś miała czas i siły w ogóle zajrzeć do nas na forum, Słońce, to będzie perfectly ok.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
antique
BoysLove Team
Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Sob 18:35, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Linuś, kochanie, ale czego oczekiwać po fiku, który ma... ile? 5 tysięcy znaków? Toż to wiadomo od razu, o co w takim chodzi. Nie o dramaty natury egzystencjonalnej, nie o walkę ze społeczeństwem i omegę, która mózgu używa, tak dla odmiany, do myślenia; nie rozkładania nóg i wymyślania sposobów na uszczęśliwienie swojego alfa. Chodzi o to, żeby szybciutko skruszyć jego emancypacyjne zapędy i ustawić w rządku, żeby raz-dwa przejść do kicania. Co nie sprawia, że to, co jest w tym fiku, robi się choć troszkę właściwsze. Nope. Przejrzałam go. Końcówka mnie zemdliła. Uch.
Abstrahując od tego, że ogólnie taki układ jest zły, w czym zgadzamy się wszystkie trzy. Bo o tyle, o ile rozumiem sub!Deana który jest w swoim charakterze, to taki Dean jest totalnie OOC i to jest już totalnie, ale to totalnie okropne. Czytałam kiedyś rozkmine laski, która tłumaczyła dlaczego nie lubi Deana w układach sub/dom (i ogólnie pisała o S/M, które z rzadka tylko napędzana hormonami brać pisarska rozumie) i po tym fiku zupełnie, absolutnie laskę rozumiem. Potrzebowałam jeno odpowiedniego materiału poglądowego.
Lin napisał: | Tak, ja wiem, i podejrzewam, że gdybym przeczytała je w tłumaczeniu to pasowałoby mi i nie marudziłabym i w ogóle, ale jak tak sama piszę to cóż. Heat kojarzy mi się z gorącem i potrzebą, co jest kinda sexy, ruja z tym, że nie mogłam wyprowadzać przez parę dni swojego psiaka na spacer (była dziewczynką). |
Słońce, ujęłaś idealnie to, czego ja nie lubię w naszym tłumaczeniu heat XD Podpisuję się czym tylko mogę XD
Pat napisał: | Aha, przez najbliższe dwa dni wrzut nie będzie. Za późno wracam z pracy. |
Patuś, nie tłumacz się. I tak dokumentnie nas ostatnio rozpieściłaś :3 Odpocznij sobie :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Sob 18:37, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Na forum zaglądać będę, bez tego bym nie wytrzymała :)
I zgadzam się, że w destielu najpiękniejsza jest ta PROFOUND BOND :), uczucie, nieważne, jak wyrażone (w granicach rozsądku, oczywiście, takie kwiatki, jak podane w postach powyżej się nie kwalifikują). I to nas kręci, bo chyba każdy w miarę wrażliwy człowiek chciałby spotkać kogoś, z kim by tę więź stworzył...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:11, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
A moja rodzicielka wyjęła stary odtwarzacz i swoje taśmy z młodości (szpulowe). Sam stary rock'n'roll. ACDC i Queen jest i Dylan i Ray Charles i Pat Boone i Beatlesi i nie przesłucham tego do śmierci @.@ Also, właśnie nastawiłam Pretty Woman ja się domagam destielowego fica w klimacie Pretty Woman, z Casem prostytutką i w ogóle. Waaah...! Chcę. Dziewczyny, napiszmy ficzka! xD
Przejrzałam wszystkie rom-comy z listy destielfanfiction a dalej mam nastrój na cukier.
//In the weeds xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Sob 19:15, 15 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:32, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Lin, albo z Deanem-prostytutką :D Też by mogło być. Chociaż Cas-męska eskorta już się pojawił w "Serii niefortunnych SMS-ów", że tak spolszczę tytuł...
Misha w kilcie :D Ale tamten z Weeds był czarny.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Sob 19:33, 15 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:48, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
patusinka napisał: | Lin, albo z Deanem-prostytutką :D |
Taaak, Dean nawet się bardziej nadaje, taki wohoho Dean, jak to Dean i cały poważny buisnescas, bogowie, chcę...!
patusinka napisał: | Też by mogło być. Chociaż Cas-męska eskorta już się pojawił w "Serii niefortunnych SMS-ów", że tak spolszczę tytuł... |
Um... Czytałam to? Dziurawa głowa, Pat, przypomnij w zarysie...?
patusinka napisał: | Misha w kilcie :D Ale tamten z Weeds był czarny. |
Szczegóły, szczegóły... :D Szczerze mówiąc mnie zawsze (czy w kilcie, czy w sukience, czy w szortach) najbardziej... Emocjonuje fakt, ze Misha goli nogi :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Sob 20:02, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Linmarin napisał: | patusinka napisał: | Też by mogło być. Chociaż Cas-męska eskorta już się pojawił w "Serii niefortunnych SMS-ów", że tak spolszczę tytuł... |
Um... Czytałam to? Dziurawa głowa, Pat, przypomnij w zarysie...? |
Nie wiem, czy czytałaś, ale to ty tego ficzka zaproponowałaś. Oryginalny tytuł "Series of unfortunate texts" albo jakoś tak. Dean jest żonaty i znalazł w jej telefonie sms-y, które wymieniała z innym facetem. Wyczytał z nich adres, pod jakim się spotykali, i poszedł tam. I wtedy się dowiedział, że żona, co by poćwiczyć techniki łóżkowe, spotyka się z męską dziwką. I tak to się zaczęło, a po drodze był dramat. Z góry zaznaczam - przeczytałam tylko pierwszy i ostatni rozdział. Ficzek nadal czeka w kolejce.
Misha. Goli. Nogi. Nie wierzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Sob 20:07, 15 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Ach, oczywiście! Cóż, ja przeczytałam jak na razie tylko ostatni... Za dużo spodziewanego już na dzień dobry angstu nie działa na mnie specjalnie motywująco ._.
patusinka napisał: | Misha. Goli. Nogi. Nie wierzę  |
Nie wnikam, ale w Karli miał zarośnięte kończyny. A ostatnio zrobiły się podejrzanie głaciutkie... :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|