|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 21:24, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Nie wierzę @.@ Wrzuta...! Myślałam, ze zrobisz sobie dzień przerwy Pat, błogosławię fakt, ze nie zrobiłaś :D
*wyszczerz* *szerszy wyszczerz* *coraz szerszy wyszczerz* *wyszczerz, że ojapierdolę* DAMN, SAMMY...! *kontynuacja wyszczerzu*
Cały fic jest uroczy i zabawny, scena pocałunku, jak we wszystkich patowych ficach ultragorąca, ale "Jeszcze nie skończyliśmy" niezaprzeczalnie pozostaje moją ulubioną rzeczą na dzisiaj. Wykastrowałabym Deana telepatycznie i międzywymiarowo gdyby zostawił tam tego biednego Casa i poszedł się usprawiedliwiać przed Samem. A tak jest purrrfekcyjnie :3 Rozczulił mnie ten fic nieludzko, bo czyż nawet to początkowe odepchnięcie Sama (nawet Sam ze swoim "I volunteer!" jest awww :D) też nie jest urocze? Nie lubię Casa, spadaj, wcale nie lubię Casa, nawet na niego nie patrzę HEJ NIE CAŁUJ GO MÓJ CAS!
Me gusta (n.n) Pat, nad Twoim tłumaczeniowym skillem spuszczam się od kilkudziesięciu stron, ale nad faktem gdzie Ty to wyszukujesz, do cholery jeszcze nie przeszłam do porządku dziennego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 21:39, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Hej, przecież to Cuboid, nie pamiętasz??? Albo Bloodism, bo pod takim pseudonimem widnieje na AO3. Ale dziękuję :) Miało się podobać. A ja właśnie obrabiam następne, będzie na jutro jak znalazł. Ostatni z serii krótasków, choć najdłuższy z nich. Pamiętasz ficzka z laleczkami voodoo? To właśnie ten :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
hashuniu
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Czw 22:12, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
O rany, to ja muszę do jutra odnowić zapas śliny, bo mi się na tym ficu skończyła. :) Cholera, zamknąć się mogli! A Sama na pal, bo włazi bez pukania! Ale plusa ma, bo swoim zgłoszeniem się na ochotnika, sprowokował Deana do akcji. Dzięki za wrzutkę Pati, świetna! :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Czw 22:31, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
patusinka napisał: | Hej, przecież to Cuboid, nie pamiętasz??? |
Wah, byłam pewna, ze przeczytałam jej wszystko- a tego nie znałam! Na pewno- mam zapisane jej ficzki. Mam braki ._. Choć w tym konkretnym przypadku to i dobrze :3
patusinka napisał: | A ja właśnie obrabiam następne, będzie na jutro jak znalazł. Ostatni z serii krótasków, choć najdłuższy z nich. Pamiętasz ficzka z laleczkami voodoo? To właśnie ten :) |
Paaat, pamiętam...! Uwielbiam go :D Nawet mam drukiem. Dawno nie odświeżałam, na szczęście Uszczęśliwiłaś mnie teraz xD
//Oh my, Adventures in Solitude też jest jej, układam swoje życie od nowa o
___O
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Czw 22:33, 30 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 22:31, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Dziękuję *demonstruje światu banana na twarzy* [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Czw 23:19, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Okej. jednak starczyło mi samozaparcia - ostatni krótasek na miły początek piątku :)
EDYTKA: MILTON MANOR DOBIEGŁO KOŃCA! Plik liczy sobie 15 rozdziałów i jest happy end :) Dostępne na moim chomiku. A ponieważ PDF ma jedynie 103 (lub 105) stron, oficjalnie wchodzi na listę planów :)
Następne na moją translatorką tapetę wędruje SHOOTIN` YOU STRAIGHT.
To voodo, które odprawiasz (tak dobrze)
Laleczki były tylko trochę dziwne. Zasadniczo były po prostu słodkie. Ta w beżowym płaszczu i z krawatem miała lśniące niebieskie guziczki zamiast oczu. Druga miała krótką, postrzępioną, złotobrązową przędzę zamiast włosów. Sam zważył je obie w dłoniach i zaśmiał się.
- Wyglądają jak wy – zakrakał, machając lalką-Deanem przed twarzą brata.
- Bardzo to było miłe ze strony Madame Swale, że wykonała dla nas te dary – powiedział Cas bez śladu ironii. – Ma talent do robienia lalek.
- Pewnie – wymruczał Dean, otwierając drzwi samochodu i rzucając bratu ostre spojrzenie. – Wreszcie ratujemy kogoś, kto chce nam podziękować, i co za to dostajemy? Kasę? Żarełko? O nie. Dostajemy szmacianki. Przydatne.
Sam posadził małego Deana na dachu Impali i zniżył głos.
- Jestem Dean i wkurzam się zasadniczo z byle powodu – kwęknął, kiwając główką lalki w przód i w tył. Wiedział, że zachowywał się niedojrzale, ale wciąż był na haju po dobrze wykonanej robocie, i, szczerze mówiąc, Dean był wystarczająco kwaśny za nich obu.
- Zamknij się – Dean wsunął się za kierownicę. – Jesteś zwyczajnie wkurzony, bo nie zrobiła jednej tobie, ty duża dziewczynko.
- I do tego za dużo jem – ciągnął dalej Sam wciąż tym niskim głosem, spacerując laleczką przed oknem pasażera. – Bo jestem Dean.
Cas pokręcił głową i zajął swoje miejsce z tyłu.
- Nie sądzę, by wszystko się dokładnie zgadzało. Dean nie ma w zwyczaju ogłaszać rzeczy oczywistych.
- Hej! – rzucił Dean.
Sam zamienił lalkę-Deana na lalkę-Casa i opadł na siedzenie pasażera.
- Jestem aniołem Pana – wychrypiał, suwając laleczką po tablicy rozdzielczej. – I w ogóle nie mam taktu.
- Ja nie brzmię w taki sposób – powiedział Cas, brzmiąc bardzo podobnie.
Sam wyszczerzył się i rzucił obie laleczki na tablicę rozdzielczą, gdzie usiadły, gapiąc się na nich oczkami z guzików. Podjechali do motelu, gdzie Sam nie mógł się już doczekać, by coś zjeść, wziąć prysznic i iść spać, w tej kolejności, jak przystało na normalną istotę ludzką. Ale zdawało się, że plany na wieczór tego nie obejmowały. Dean i Cas zbyt zajęli się kłótnią na temat sprawy, którą właśnie rozwiązali, aby dać Samowi choć odrobinę spokoju.
Cas wykazywał, że Dean podjął zbyt wielkie ryzyko w czasie walki z czarownicami, zaś Dean zripostował to czymś, co uważał za dowód na to, że Cas powinien się, do diabła, zamknąć. Sam pogrzebał w jednej z plastikowych toreb z jedzeniem na podłodze i nie mógł nawet znaleźć żadnych frytek do pogryzania w trakcie oglądania tego pokazu fajerwerków między nimi.
- Chłopaki, pójdę kupić jakieś żarełko – powiedział, gdy tamci dalej na siebie krzyczeli. – Może pójdę na spacer – Dean i Cas byli zbyt zajęci doskakiwaniem sobie do twarzy, aby to zauważyć. – A może dołączę do cyrku i stanę się wędrownym żonglerem – wymamrotał Sam, ale nikt go nie usłyszał. Z westchnieniem zamknął za sobą drzwi do pokoju i podreptał przez parking.
Automat obok biura motelu nie miał już na składzie batoników musli, więc Sam zadowolił się paczką Sun Chips. Jadł je powoli, krocząc asfaltem. W oknie ich pokoju nadal widział cienie Castiela i Deana, a jeśli sądzić po tym, jak Dean wyrzucał ręce w górę, wciąż się kłócili. Jacy idioci, pomyślał Sam.
Wyłowił z kieszeni swój komplet kluczyków i wsiadł do Impali. Tylne siedzenie nie było dla niego na tyle duże, by na nim zasnąć, ale jeśli przełożył jedną nogę przez oparcie siedzenia pasażera, mógł się przynajmniej odprężyć w ciszy. Lepsze to niż słuchanie, jak ci dwaj kretyni ujadali na siebie. Wytrząsnął sobie do ust ostatnie okruchy z torebki, po czym złożył ją w kwadracik.
Laleczki gapiły się na niego z tablicy rozdzielczej swoimi dziwnymi oczkami z guziczków. Sam sięgnął po nie i wziął Casa w jedną, a Deana w drugą rękę. Jeśli nawet poczuł tarcie mocy w dłoniach, uznał to za nic bardziej podejrzanego, niż prąd elektrostatyczny.
Boże, gdyby tylko ci dwaj mogli się dogadać…
- Mam na imię Dean i najwyraźniej jestem po uszy zakochany w aniele, który przywrócił mnie do życia – burknął Sam, potrząsając laleczką Deanem w tył i w przód. Po czym jeszcze niżej przemówił w imieniu laleczki Casa. – Pocałuj mnie, ty głupcze. – I Sam zadowolił się rozpłaszczaniem ich maleńkich twarzy o siebie nawzajem.
Tymczasem, w pokoju hotelowym, Castiel nieoczekiwanie poleciał do przodu, w pół zdania miażdżąc wargami usta Deana.
- Mmpf! - wrzasnął Dean głosem zduszonym przez wargi Casa. Spojrzał w szeroko otwarte niebieskie oczy, oddalone od swoich zaledwie o milimetry. Próbował się odsunąć, ale jakaś niewidzialna siła trzymała ich zablokowanych przy sobie. Dean usiłował się czegoś złapać i w ten sposób zacisnął dłonie na długim płaszczu Castiela.
- Co to kurwa było! – wysapał Dean, kiedy się wreszcie rozdzielili.
Castiel zamrugał w oszołomieniu.
- Nie… nie jestem pewien. Już nie kontroluję swego ciała.
- To samo tutaj, jak myślę – Dean pochylił się i obsypał twarz Casa drobnymi pocałunkami. – Ja – cmok – tego – cmok – nie – cmok – robię! – cmok.
- Zachowaj spokój – Castiel wplótł palce we włosy Deana, objął z tyłu głowy i pocałował przeciągle, przelotnie przesuwając mu językiem po języku. Dean pisnął zestresowany. – To musi być jakiegoś rodzaju klątwa – powiedział Cas, kiedy się rozłączyli.
- Tak sądzisz?! – Dean wybałuszył oczy i nieoczekiwanie zesztywniał, a szczęka zadrgała mu nerwowo. – Proszę, powiedz mi, że masz w kieszeni anielskie ostrze.
- Um – Cas ściągnął usta. – To by nie było dokładne określenie.
- O mój Boże – wymamrotał Dean, gapiąc się dobitnie na sufit.
- Mówiłem ci, nie kontroluję reakcji tego ciała! – zaprotestował Cas. Przysunął się bliżej i jeszcze szerzej otwarł oczy. – Och – wydyszał.
Dean zaczerwienił się, żałując, że nie mógł przesiąknąć przez podłogę. Jego fiut też był twardy i ocierał się Casowi o biodro.
- Cóż, ja też tego nie kontroluję – powiedział.
- Więc nie czujesz do mnie pociągu fizycznego? – zapytał Cas.
- Co? Ja? Nie. Co? To wariactwo – dłonie Deana poruszyły się same, przez koszulę dotykając piersi Casa. – To klątwa, sam to powiedziałeś.
W Impali znudzony i poirytowany Sam zrobił to, co zrobiłby każdy mający dwie laleczki. Ustawił je w nieprzyzwoitej pozycji i zachichotał do siebie.
W pokoju motelowym Dean został przez niewidzialną siłę przeciągnięty przez pokój i rzucony twarzą w dół na rozklekotany laminowany stół. Próbował się wyprostować, ale nie mógł się ruszyć z tego miejsca, zgięty nad powierzchnią. W ciągu jednej chwili Cas przykleił mu się do pleców, ze stójką wbijającą się Deanowi przez dżinsy w rowek między pośladkami.
- Och, no wiesz! – krzyknął Dean. – Cas, do cholery, złaź ze mnie!
- Próbuję – wycedził Cas przez zaciśnięte zęby. Jego ręce wylądowały na nadgarstkach Deana, przyszpilając go do stołu. – To jest bardzo potężna magia – zatoczył biodrami, ocierając się o Deana.
- Cóż, spróbuj mocniej – Dean wykręcił szyję, by spojrzeć na niego przez ramię. – Wiesz, mówiąc w przenośni – nie cieszył go pomysł, że ta mała klątwa osiągnie swój nieunikniony cel. Było już wystarczająco źle, że Cas ocierał się o niego wbrew jego woli; byłoby zaś katastrofą, gdyby wiedział, jak bardzo Dean tego pragnął. Lepiej dalej rzucać sarkazmem, niż pozwolić aniołowi dowiedzieć się, co czuł.
- Może zdołałbym się skoncentrować, gdybyś był cicho – warknął Cas. Było wystarczająco źle, że dotykał Deana bez jego zgody; byłoby katastrofą, gdyby dowiedział się, jak bardzo Castiel marzył o tym, aby być z Deanem. Lepiej wytrzymać tę niemożliwą burzę, niż pozwolić człowiekowi poznać swe ukryte pragnienia.
- Jasne, ja się zamknę i pozwolę, by mnie molestowano. Miło wiedzieć, Cas, że ci zależy.
Ciało Castiela nie przestało się poruszać, ale anioł opuścił głowę i złożył ją Deanowi na karku. Przez chwilę milczał.
- Naprawdę tak źle o mnie myślisz? – spytał.
Dean zmarszczył się i znowu spróbował spojrzeć przez ramię.
- Cas…
- Ponieważ mi naprawdę na tobie zależy, Dean – powiedział anioł cicho. – I to bardzo – jego ręce zawędrowały na biodra Deana, przyciągając go do jego pchnięć.
- Tak, wiem – Dean zdusił jęk. – Nie zamierzałem…
- Przepraszam, że takie jest to dla ciebie obrzydliwe – ciągnął Cas, a jego słowa padały Deanowi na kark. – Na pewno tego nienawidzisz.
- Hej, hej – Dean oblizał się, bo usta całkiem mu wyschły. – Uch, „obrzydliwe” to takie mocne słowo.
- A może, gdybyś sobie wyobraził jakąś kobietę? – Cas lekko polizał Deana po uchu, a jego biodra przyspieszyły. – Czy to by pomogło?
- Niewiele lasek przerzuciło mnie przez stół i zaczęło obskakiwać – Dean parsknął śmiechem.
- Och. Oczywiście – na twarz Casa wypłynął gorączkowy rumieniec. Zdusił sapnięcie, gdy korona fiuta wplątała mu się w zagięcie tkaniny między nimi. – Dean, nie mogę…
Dean zamknął oczy, odcinając się od wszystkiego poza dotykiem ciała Casa na swoim.
- W porządku, już dobrze – wymruczał. Poczuł, że odpręża się pod ciężarem Casa, niezdolny się opierać. Dobrze było być dotykanym, być dotykanym przez Casa. Nienawidził się cieszyć tym w taki sposób, kiedy Cas nie miał wyboru, ale nic nie mógł z tym zrobić.
W Impali Sam zmęczył się laleczkami i z westchnieniem rzucił obie na podłogę.
W mgnieniu oka Dean i Cas znaleźli się rozwaleni na motelowym dywanie. Cas leżał płasko na plecach, Dean z ciężkim stęknięciem wylądował na nim.
- Nic ci nie jest? – zapytał Castiel gładząc Deana po ramionach, jakby w poszukiwaniu obrażeń.
- Nie, tylko mam lekką zadyszkę – Dean poruszył biodrami, poczuł, jak jego erekcja przez spodnie dotknęła erekcji Castiela, i przeszył go dreszcz rozkoszy. – O kurwa.
Cas chciał przygarnąć Deana bliżej, uziemić najlepiej, jak potrafił, a kiedy spróbował unieść ramiona, poruszyły się chętnie, zawijając się wokół barków Deana. Cas zamrugał, obserwując, jak Dean wił się nad nim.
- Dean – wyszeptał – czy wciąż tkwisz w okowach klątwy?
- Ja… - Dean przełknął. Otwarł oczy i pochylił się, przez dłuższą chwilę całując Casa. – Tak. Pewnie, że tak – skłamał. Bo jeśli ludzie czegoś pragną, to kłamią.
Castiel rozważał, by wysunąć się spod Deana i przerwać tę farsę, ale przekonał sam siebie, by być cicho. Klątwa zmuszała Deana, by szukał ulgi, i odmawianie mu jej mogłoby być niebezpieczne, rozumował. Wiedział jednak, że kierowało nim również wielkie samolubstwo. Uniósł biodra w górę na spotkanie Deana i przygryzł sobie wargę, by zdusić jęk. Płaszcz zsunął mu się z jednego ramienia, a Dean złapał go za krawat i owinął go sobie wokół pięści.
- Cholera, Cas, ja zaraz dojdę – wydyszał mu Dean w szyję. Był twardszy, niż mu się od lat zdarzyło, balansował na krawędzi noża.
Cas szerzej rozłożył nogi, dygocząc na myśl o tym, że Dean znajdzie ulgę tylko dzięki ocieraniu się o niego.
- Tak, zrób to – powiedział. – Dojdź ze mną.
Dean wsunął rękę pod tyłek Casa, podniósł go z podłogi i naparł na niego biodrami tak mocno, jak mógł. Bolało – zamek, dżinsy i całe to drapanie i otarcia – ale Cas wygiął się w łuk nad dywanem i krzyknął, a do jego krzyku dołączył krzyk Deana.
- O Boże, Cas – stęknął Dean, zrywami wracając do siebie; kończyny mu drżały.
- Dean – Cas ukrył twarz w złączeniu szyi Deana z jego ramieniem. Wciągnął zapach jego ludzkiego potu i piżma, powierzając go pamięci. Jeśli to miał być ich jedyny raz, kiedy leżeli razem, Castiel chciał to zapamiętać. Na myśl o tym ciaśniej objął Deana. – Ja… wciąż nie mogę się ruszyć – powiedział.
- Tak – Dean ułożył się na Casie, wykorzystując jego ramię w charakterze poduszki. – Ja też nie.
Zostali w tej pozycji przez dłuższą chwilę, odzyskując oddech na podłodze. Deanowi zaczęły cierpnąć plecy, a Casowi nie podobało się, że ma w spodniach stygnący płyn, ale żaden nie ruszył palcem. Nie dopóty, dopóki drzwi nie trzasnęły i Sam nie stanął nad nimi.
- Hej! Co wy robicie tam na dole?
Odskoczyli od siebie; Dean niemal rozbił sobie głowę o krawędź stołu, a Cas stanął prosto jak drut, ochronnie owijając się płaszczem i ukrywając wiele mówiące plamy.
- Uch – wydusił z siebie Dean. On i Cas gapili się na siebie, w tym samym czasie zdając sobie sprawę, że opowiadali sobie nawzajem to samo kłamstwo.
- Klątwa voodoo – uciął Cas, nie spuszczając z Deana wzroku. – Musiały ją rzucić czarownice, które dziś pokonaliśmy.
- I ta klątwa kazała wam… obejmować się na podłodze – powiedział powoli Sam. Cisza przeciągała się długo i kłopotliwie, a Dean wodził wzrokiem po pokoju, patrząc na lampę, na łóżko, na podłogę, wszędzie, byle nie na brata i na Casa.
- Walcie się, idę pod prysznic – powiedział wreszcie Dean i zarządził pospieszny odwrót do łazienki, gdzie zamknął się na klucz.
- Okej – Sam wzruszył ramionami. – To było dziwne – odwrócił się do Cassa, który gapił się w przestrzeń i gładził opuszkami palców swe zaróżowione usta.- Cas? W porządku z tobą?
Anioł spojrzał na Sama szeroko otwartymi oczami.
- Tak. Dobrze. Muszę… mam pracę do wykonania… niebo… i do widzenia.
Po czym zniknął z trzepotem skrzydeł
Sam przeczesał sobie dłonią włosy i pokręcił głową. Wrócił myślą do dwóch małych laleczek w samochodzie i tego, jak zostawił je leżące na kupie. Trochę, jak…
Sam powoli popatrzył na miejsce, w którym Dean i Cas leżeli na dywanie, potem zerknął na stolik, pchnięty pod ścianę, o kilka stóp od miejsca, w którym stał wcześniej. Czy to mogło…? Czy oni…?
- Nie – wymruczał, zrzucając kurtkę. – To po prostu wariactwo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pią 0:11, 31 Maj 2013, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pią 8:38, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Oh my God, wchodzę i stwierdzam, że coś podejrzanie dużo tu niebieskiego @.@ Yup, nie można lepiej zacząć piątku :D
patusinka napisał: | MILTON MANOR DOBIEGŁO KOŃCA! Plik liczy sobie 15 rozdziałów i jest happy end :) Dostępne na moim chomiku. A ponieważ PDF ma jedynie 103 (lub 105) stron, oficjalnie wchodzi na listę planów :)
Następne na moją translatorką tapetę wędruje SHOOTIN` YOU STRAIGHT. |
... mamy teraz tyle osób odwiedzających temat, że to, co chcę teraz zrobić i powiedzieć, najlepiej wykrzyczę i wymajtam kończynami w zaciszu własnego pokoju. (KOLEJNY FICZEK CAMUI I DREAM, KOLEJNY FICZEK- KOLEJNY FIC AUTOREK MT JEZU CHRYSTE JA PIERDOLĘ KOLEJNY FICZEK PAT PAT PAT KOCHAM CIĘ PAT *^*.) *caugh caugh* Also, na samą myśl o SHOOTIN` YOU STRAIGHT mi staje, ze się tak zwierzę
Bosh, kocham ten fic, owszem, ale zapomniałam już, jak bardzo xD "Proszę, powiedz mi, że masz w kieszeni anielskie ostrze.
- Um – Cas ściągnął usta. – To by nie było dokładne określenie." Ja wiem, ze klisza, ale wyobrażam sobie to z miną Deana- skrajnym OMG- i miną Casa wyrażającą najdoskonalszy spokój. I nie mogę sie uspokoić :'D
"- Więc nie czujesz do mnie pociągu fizycznego? – zapytał Cas.
- Co? Ja? Nie. Co? To wariactwo" Wcale. Nic. Ani ciut. Odstręczasz mnie fizycznie jak kobieta z brodą cierpiąca na parchy. Nic. Ani ani. Bogowie, zdecydowanie za dużą afektacją darzę te Deanowe zaprzeczenia. Ale one zawsze takie słodkie... Um.
"Było już wystarczająco źle, że Cas ocierał się o niego wbrew jego woli; byłoby zaś katastrofą, gdyby wiedział, jak bardzo Dean tego pragnął." & "Było wystarczająco źle, że dotykał Deana bez jego zgody; byłoby katastrofą, gdyby dowiedział się, jak bardzo Castiel marzył o tym, aby być z Deanem."kvifsjvivgusjiuhgivjjnfrjiswrjhnwgh ;_;
O bogowie, o bogowie, o bogowie, mój brzuch, płaczę :'D Nerkę i lewe płuco za możliwość obejrzenia końcówki fica na ekranie :'D
Also, czy ja wspominałam- bo- Jezu Jezu Jezu ficzek autorek Mt- Jezu. Już się zamykam.
... Jezu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 8:49, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Wiedziałam, że się ucieszysz :) Poza tym DANGER DANGER, choć nieskończone, trafiło na AO3.
Niby mam dziś wolne, ale nie wiem, czy do końca dnia uporam się z pierwszym rozdziałem SHOOTIN`, więc niczego nie obiecuję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grau_Wespe
Dołączył: 24 Kwi 2013
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć:
|
Wysłany: Pią 9:39, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Caligo, wczęsniej pisałam, że podobnie jak Ty, nie przepadam za czytaniem przy monitorze, ale cóż poradzić?
Co do tłumaczenia czegoś komuś.. niestety większość tak ma. w dodatku ludzie, nad czym ubolewam, często słuchają, a nie słyszą. I nie chodzi mi tu nawet o ignorancję, ale zwykłe roztrzepanie - a potem wychodzą niemiłe sytuacje, bo ktoś coś znadinterpretował, albo wysunął błędne wnioski, bo usłyszał ledwie 3/4 wypowiedzi.
Pat, widzę że masz sporo czasu, skoro tak szybko te fiki wrzucasz :D
<nie>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grau_Wespe
Dołączył: 24 Kwi 2013
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć:
|
Wysłany: Pią 9:52, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Teraz, nadrobiwszy straty, mogę powiedzieć że fik 'Pierwsze' cholernie mi się podobał. czytałam go, ze się tak kolokwialnie wyrażę, z bananem na ryju.
po prostu uśmiech mi z twarzy nie schodził. był taki uroczy, że nie jestem w stanie go jakoś sensownie opisać ._.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grau_Wespe
Dołączył: 24 Kwi 2013
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć:
|
Wysłany: Pią 10:05, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Jednak muszę przyznać, iż drugi fik, jest równie fajny - choć bardziej potraktowany z humorem :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 10:42, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Te dwa ficzki to od dwóch różnych autorek, więc i różniące się charakterem :) Poza tym miały w oryginale po 4 do 5 stron, więc szło szybko. Za to teraz zaczęłam coś dłuższego. I tu wymagana będzie cierpliwość.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 17:27, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Proszę, pierwszy rozdział SHOOTIN` YOU STRAIGHT. Jeśli pamiętam poprawnie, to jest ich najmniej sześć, z epilogiem, który sam starczy za osobny rozdział. Tak więc jeszcze sporo lektury przed wami.
Rozdział 1
Wszystko to było tak naprawdę winą Anny.
Pewnie, że Castiel musiał wziąć na siebie przynajmniej odrobinę odpowiedzialności za swoje niezdrowe uczucie do 12 GAUGE, które graniczyło z obsesją. Szczególnie zważywszy, że miał 28 lat i naprawdę nikt mający ich więcej niż 16 nie powinien zasypiać w nocy myśląc o grubych, pokrytych odciskami palcach błądzących po strunach gitary oraz miękkim wokalu w tle. A już z cholerną pewnością nie powinien sobie obciągać do tych myśli.
Nie, żeby Castiel uczynił sobie z tego zwyczaj, ale mu się zdarzało. Nie było jego winą, że Dean Winchester był najlepszym przykładem męskiej doskonałości, jaki świat znał kiedykolwiek.
Premierowy album grupy trafił do sklepów, kiedy Castiel miał 24 lata. Nawet wtedy był już za stary, by natychmiast zadurzyć się w głównym gitarzyście 12 GAUGE, ale ta wiedza nie powstrzymała go od tego, by zakochać się po uszy. Nie usłyszał w radiu nawet jednego ich singla do czasu, aż ujrzał okładkę albumu, ale Dean przyciągnął jego wzrok z niemal nienaturalną potrzebą, by go POSIĄŚĆ, więc natychmiast kupił ich pierwszą płytę, a także każdą następną później.
A przecież poszedł do sklepu płytowego tylko po to, by kupić PIEŚNI SERENGETI, aby pomogły mu zasypiać.
Ich muzyka była znośna, chociaż nie zachwycał się nią szczególnie. Nie poza istniejącym mu w głowie obrazem palców Deana obrabiających swoją gitarę, solidnych opuszków biegających po progach i wybrzmiewających muzykę. Ale ten obraz wystarczył, podobnie jak głos Sama. Adam nieźle grał na perkusji, zaś gitara basowa Christiana zaznaczała się w ilościach tak śladowych, że prawie jej tam nie było, za co Castiel był wdzięczny.
Zastanawiał się czasami, czy te piosenki celowo napisano w taki sposób, i dlaczego Christian w ogóle znalazł się w grupie.
Jednak grali wystarczająco przyjemnie. Ich muzyka mile brzęczała w tle, kiedy Castiel grabił trawnik, ścierał kurz z mebli czy robił sobie kolację, jednocześnie udając, że Dean zaraz wejdzie przez drzwi frontowe i weźmie go przy kuchennym blacie, zanim zjedzą spaghetti i będą żyć szczęśliwie.
No i Castiel był zadowolony wielbiąc ich z daleka, naprawdę. A w każdym razie był, dopóki 12 GAUGE nie postanowili wystąpić w Wichita, a jego siostra zaciągnęła go tam do towarzystwa.
Znajdowali się o pół godziny drogi dalej, w Clearwater, więc wspólnie wzięli taksówkę i uzgodnili, że osobno wrócą do domu, jeśli Anna znajdzie grupę, której nie będzie mogła uniknąć. Castiel nie był szczególnie imprezowym typem, ale nie mógł pozbawiać swej młodszej siostry frajdy, więc kazał jej obiecać, ze i tak do niego zadzwoni. Chciał być przy niej w razie, gdyby go potrzebowała, ale chciał też naprawdę obejrzeć ten show, osobiście ujrzeć grającego Deana Winchestera. Słuchać tych gładkich, płynących z serca akordów, obserwować jego biodra powoli ocierające się o tył gitary, uginające się kolana i to, jak jego palce obejmowały gryf gitary.
I tak, może i Castiel chciał przez chwilę udawać, że BYŁ tą gitarą, ale przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć. A już najmniej siedząca przy nim Anna, która hodowała własne pornograficzne myśli o Deanie. To musiała być cecha rodzinna.
Byli na show nie dłużej, niż od 20 minut, kiedy Anna znalazła kilka pokrewnych dusz i ruszyła naprzód, mając nadzieję wślizgnąć się do kilku pierwszych rzędów, gdzie numeracja siedzeń straciła już znaczenie, a osobista przestrzeń nie istniała.
Castielowi to naprawdę nie przeszkadzało. Był szczęśliwy stojąc 32 rzędy z tyłu, w alejce. Miał dobry widok na scenę, nie było zbyt głośno ani zbyt tłoczno. Dean Winchester nigdy nie wyglądał lepiej, nawet z lekkimi worami pod oczami, które ujawniały telebimy, oraz ledwie widocznymi zmarszczkami mimicznymi, które u 26-latka zaczynały się pokazywać.
Z radością odpuścił sobie rzeczywistość i delektował się czternastą piosenką zespołu tej nocy bardziej, niż uważał, że będzie, przykleiwszy się wzrokiem do ust Deana, który mamrotał cicho refren do mikrofonu, kiedy ktoś poklepał go w ramię.
Castiel odwrócił głowę i jego wzrok spoczął na mężczyźnie, młodszym od niego o ładnych parę lat, i z pewnością niższym. Wyglądał nieco, jakby się właśnie wytoczył z turnieju DUNGEONS AND DRAGONS i miał wskoczyć w kostium Dartha Vadera, więc gdy się odezwał, zabrzmiało to zaskakująco.
- Co byś powiedział na okazję, by się nieco bardziej… zbliżyć do zespołu? – zapytał mężczyzna po tym, jak już obejrzał Castiela z góry na dół. Nie brzmiał jednak, jakby naprawdę miał to na myśli. Facet wyraźnie nie doceniał męskiego ciała, zdawało się, że próbował wyczuć, czy Castiel byłby dobry dla kogoś innego.
Musiał jednak postanowić, że Castiel przeszedł każdy test, któremu został poddany, bo wyczekująco uniósł jedną brew.
Castiel nie urodził się wczoraj. Może i brakowało mu rozeznania w przypadkowych towarzyskich sygnałach, ale wiedział, co to znaczyło. Facet mógł równie dobrze spytać „Co ty na to, aby mieć szansę stać się seks-zabawką, jeśli jeden z tych gości uzna, że jesteś wystarczająco ładny?”, a Castiel wiedział, jak powinien na to zareagować. I jak zareagował, przynajmniej po części.
Gwiazdy rocka, pomyślał Castiel krzywiąc się wewnętrznie. Jeśli jesteś wystarczająco bogatym i sławnym, to nie musisz sobie nawet osobiście podrywać kogoś na jedną noc. Wysyłasz jednego z asystentów, by to zrobił za ciebie.
I najwyraźniej ten mężczyzna był kimś takim. Posłali go w tłum i kazali zebrać samych najładniejszych ludzi, aby po koncercie członkowie 12 GAUGE mieli w czym wybierać. A konkretnie to z kolejki wcześniej wybranych kobiet (i kilku mężczyzn, ponieważ Sam Winchester otwarcie przyznawał, że jest gejem, a Castiel żywił również swoje podejrzenia co do Christiana Campbella).
Castiel naprawdę nie chciał przespać się z Samem. Och, był pewien, że Sam był świetnym facetem; uśmiechał się szeroko i miał bardzo, bardzo miłe oczy, w których zatracił się więcej niż raz, ściskając sobie fiuta. I był też jednym z najpiękniejszych ludzi, jakich Castiel w życiu widział, ale Castiel nie miał w zwyczaju sypiać z ludźmi tylko dlatego, że byli piękni. A już na pewno nie wtedy, jeśli ich nie znał. Jego brat Gabriel nazywał go cnotką, ale tak naprawdę główną rolę grały tu względy praktyczne. Jego własna dłoń jeszcze nigdy go nie zawiodła, poza tym dzięki temu znacznie malały szanse złapania choroby wenerycznej czy złamania sobie serca.
Tak, obie te rzeczy zdarzyły się wcześniej. Kilka razy.
W obecnej chwili zachowywał się już mądrzej.
Wciąż jednak perspektywa ujrzenia Sama Winchestera nago była kusząca, w ten „nawet za milion lat nie sądziłem, że to by się wydarzyło” sposób, który pociągał o tyle mniej, niż ujrzenie DEANA Winchestera nago. W każdym razie, byłby to Winchester, a jeden z nich był lepszy, niż żaden. Dodatkowo, gdyby poszedł z tym gościem, mógłby mieć szansę ujrzeć Deana z bliska, pogadać z nim, może nawet uścisnąć mu dłoń, i już samo to prawdopodobnie napędziłoby fantazje Castiela na cholernie długi czas.
Ostatecznie wybór nie okazał się trudny. Pokiwał tępo głową i pozwolił, by facet poprowadził go przez tłum, a potem przez kilka słabo oświetlonych korytarzy, jakimiś schodami w dół i na prywatny parking po południowej stronie stadionu.
W limuzynie siedziało już z sześć innych osób, ale podróż do hotelu trwała krótko.
Suita była ładna. Duża. Większa, niż Castiel myślał, miała przynajmniej sześć kanap i równie dużo puchatych krzeseł. Były miękkie i w kolorze ciemnej czerwieni, który Castiela natychmiast rozgrzał. Kanapa, na której usiadł, w dotyku dawała wrażenie kłębków waty; Castiel przyjął drinka od przechodzącego mężczyzny o ciemnoblond włosach i szerokim uśmiechu i wychylił sporego łyka, zanim w ogóle zadał sobie trud, aby powąchać to i dowiedzieć się, co to było.
Castiel kaszlnął nieznacznie, z pewnością rozpoznając whisky i coś jeszcze… lemoniadę? Nie miał pojęcia, a w smaku było to absolutnie ohydne, ale mężczyzna spoglądał na niego pełnym nadziei wzrokiem, jak gdyby szukając aprobaty, i Castiel nie mógł nic z tym zrobić. Nigdy nie umiał rozczarowywać ludzi. Uniósł swoją szklankę, w salucie przechylił ją w stronę drugiego mężczyzny, uśmiechnął się nieznacznie i wziął drugiego drinka. Panował nad sobą wystarczająco, by udawać, że smakował dobrze, i mężczyzna odszedł.
Zaledwie odstawił szklankę na stolik obok, gdy na jego kolanach wylądowała skąpo odziana dwudziestoparolatka. Śliczne maleństwo, gdyby Castiela kiedykolwiek kręciły kobiety, o bladej skórze i ciemnych włosach, czerwonych ustach i długich rzęsach.
Pocałowała go, wsadziła mu rękę w spodnie i wbrew jego woli fiut mu drgnął. Castiel przesunął językiem po jej języku, po czym odsunął się, pokręcił głową, zdjął sobie dziewczynę z kolan i umieścił przy sobie. Fiut ciągle mu twardniał, ale w końcu siedział tu czekając, by zerżnąć SAMA WINCHESTERA, więc byłby to w pewnym sensie problem, gdyby tak NIE BYŁO.
- Przepraszam – powiedział do dziewczyny, która patrzyła na niego pytająco. – Jestem gejem.
- Och – dziewczyna uśmiechnęła się i skinęła głową. – Więc czekasz na Sama? No nieźle! Nie, żebym spróbowała osobiście, ale słyszałam, że jest świetny.
- Ja… - zaczął Castiel, ponieważ chciał powiedzieć NIE. Nie czekał tu na Sama, tak naprawdę nie pragnął Sama. Pragnął DEANA, choć był pewniejszy niż kiedykolwiek, że nie mógł go mieć.
- Tak. Sama.
- Cóż, mogę ci na własnym przykładzie powiedzieć, że Dean jest bardzo hojnym kochankiem – powiedziała, a Castiel się napiął, choć ona zdawała się tego nie zauważyć. – I nie zdziwiłabym się, gdyby to była cecha rodzinna, więc odnośnie Sama też bym miała duże nadzieje.
- Dziękuję – powiedział jej Castiel i przesunął się kawałek dalej.
Rozejrzał się po pokoju i niemal zapragnął sięgnąć po swój porzucony drink. W dalszym kącie pomieszczenia dwie kobiety pieprzyły się na jednym z krzeseł, a całkowicie nagi mężczyzna wciągał nosem linie białego proszku ze stolika przed nim. Dziewczyna u jego boku mrugnęła do niego i gestem pokazała naprzód, kołysząc dłonią nad tylną częścią ciała golasa, jak gdyby Castiel powinien się pochylić i wcisnąć nos w nadmiernie wyeksponowaną szparę.
Castiel potrząsnął głową tak uprzejmie, jak potrafił, usiadł nieco sztywniej i obserwował, podczas gdy dziewczyna wspięła się na drugą stronę kanapy, na kolana innego mężczyzny. Cas poświęcił chwilę na podziwianie jej postaci, po czym otwarły się główne drzwi i weszli Dean z Samem.
- Mówię ci, chłopie – opowiadał Sam, uśmiechając się promiennie. – Nie możesz nawet…
Dean zaśmiał się na głos.
- A ty się możesz po prostu odpierdolić – powiedział, szczerząc się szeroko. – Naprawdę myślałeś, że ona by nie…
Potem Dean zamarł, łagodnie szturchnął Sama łokciem w bok, a reszta pokoju zaczęła brzęczeć i trajkotać, kiedy obaj podeszli bliżej do kanapy, na której siedział Castiel.
Castiel nie był dzieckiem. Był dojrzały i doświadczony i w obecności przereklamowanych gwiazd rocka nie czuł się oszołomiony czy niezdolny mówić. Nawet, jeśli tak było, to w ustach mu zaschło, a serce przyspieszyło, poczuł też, że wnętrze dłoni miał lepkie od potu. Dean był WŁAŚNIE TAM, zaledwie kilka stóp dalej, i PATRZYŁ na niego.
Uśmiech Sama stał się drapieżny, a Castiel poczuł ciarki, ponieważ ten uśmiech był wycelowany w niego, i chociaż pragnął Deana, NAPRAWDĘ pragnął Deana – tak, że miał ochotę się rozpłakać, bo Dean stał TAK BLISKO, a on nie mógł go mieć – to Sam byłby prawdopodobnie akceptowalnym zamiennikiem. I wydawało się, że również dla Sama Castiel był wystarczająco dobry, ponieważ Sam zrobił kolejny krok w jego stronę i wyciągnął rękę, wnętrzem dłoni do góry, i podał ją Castielowi.
Castiel zaczął się podnosić i już miał złożyć swą dłoń w dłoni Sama, wzrokiem cały czas skupiając się na Deanie, gdy Dean drgnął, jakby wyrwał się z jakiegoś transu, wyciągnął rękę i zacisnął ją na przedramieniu Sama.
- Sammy, idź się bawić gdzie indziej – powiedział Dean niskim, ochrypłym głosem.
- Co? – zapytał Sam wykrzywiając się i strząsając dłoń Deana z siebie. – Dean, odpierdol się.
- Mówię poważnie – zawarczał Dean. – Ja go chcę.
Sam skrzywił się jeszcze silniej i odwrócił się, by spojrzeć na brata.
- Dean, przecież ciebie faceci nawet nie kręcą.
Dean tylko spojrzał na niego, nie mrugając i mocno zaciskając usta.
- Dobra – westchnął Sam. – Nieważne – przewrócił oczami i odmaszerował.
Wtedy wzrok Deana złagodniał, a kiedy wyciągnął dłoń, Castiel niemal implodował.
Castiel miał wrażenie, że nie powinien tego robić. Dean Winchester już od lat był obiektem jego fantazji, ale to był głupi pomysł. Mogła się wydarzyć jedna z dwóch rzeczy – albo beznadziejnie zakochałby się w muzyku po nocy, która, jak miał nadzieję, byłaby nocą najlepszego seksu w jego życiu, albo Dean nie dorósłby do obrazu, który Castiel stworzył w swojej głowie, rozwiałby jego złudzenia i zostawiłby go pustego i tęskniącego za czymś, czego tak naprawdę nigdy nie miał.
Do licha, znając jego szczęście stałoby się jedno i drugie.
Nie umiał jednak nie zamrugać ze zdziwienia, po czym przyjął ofiarowaną dłoń. Pozwolił mężczyźnie swoich marzeń z flirtującym uśmieszkiem podnieść się na nogi i poprowadzić korytarzem do jednej z sypialni.
- Myślałem, że nie kręcili cię faceci – powiedział Castiel głosem ochrypłym od przesiąkniętego dymem powietrza w pokoju, w którym spędził minioną godzinę. A potem zapragnął się kopnąć, bo poważnie? Kto to właśnie powiedział? Ostatnie, co powinien robić w tej chwili, to przypominać Deanowi o byciu hetero i wysłać go do jakiejś dziewczyny.
- Bo nie kręcą – Dean wzruszył ramionami i otwarł drzwi, po czym gestem nakazał Castielowi iść przodem. – Czy raczej już od dawna nie kręcili – parsknął przez nos i pokręcił głową, wchodząc za Castielem do pokoju. – Od lat.
Castiel uniósł brew, nie do końca pewien, czy uwierzył Deanowi, czy też nie.
- Zatem uznaję, że jestem wyjątkowy, tak? – chociaż to było idiotyczne, stwierdzenie, że może BYŁ wyjątkowy, wywołało w nim jakieś tajemnicze dreszcze.
Dean tylko zachichotał nisko do siebie, obszedł Castiela, złapał krawędź drzwi i zaczął je zamykać, zapewniając im trochę prywatności.
- Jak ci na imię? – szepnął Dean Castielowi w ucho, wyciągając rękę ponad jego ramieniem, by całkowicie zamknąć drzwi, przysuwając się bliżej i niemal przyszpilając go do solidnego drewna.
Castiel przełknął i przechylił głowę, nieświadomie ustawiając się tak, by dać Deanowi jak najlepszy dostęp, podczas gdy nos muzyka szturchał go za uchem. Wtedy Dean wysunął język i wylizał miękką, wilgotną linię po boku szyi Castiela.
Castiel zadrżał i cofnął się, padając na drzwi. Dean podążył za nim, teraz już pracując ustami, wyciskając nimi niewielkie, otwarte pocałunki i wsysając ślinę, którą zostawił tam jego język.
- Mogę ci wymyślić imię – powiedział Dean, a Castiel równie mocno słyszał uśmiech w jego głosie, jak czuł go na swojej skórze. – Ale naprawdę bym wolał, abyś mi powiedział.
- Czy ciebie… - zaczął Castiel, ale wtedy dłoń Deana znalazła mu się na boku, wyciągając mu koszulkę z dżinsów, po czym wsunęła się pod spód, na przegrzaną skórę na żebrach, i mężczyzna musiał przerwać, sapnąć i drgnąć pod dotykiem. – Czy ciebie to naprawdę obchodzi? – zapytał. Było to głupie pytanie; oczywiście, że Deana to nie obchodziło. Po prostu musiał go JAKOŚ nazwać, wszystko to było wyraźnie wypraktykowaną techniką uwodzenia, a „Bill” nadawałoby się dla niego prawdopodobnie równie dobrze, jak „Castiel”. Do licha, chyba nawet LEPIEJ.
To naprawdę powinno być bez znaczenia, wiedział o tym. Wiedział, co to było dla Deana. Łatwa zdobycz, bez emocji, bez kłopotu. Sposób na ochłonięcie po świetnym show i nie potrzebował do tego imienia Castiela, tylko jego ciała.
- Ja naprawdę – powiedział Dean, wodząc dłonią w górę po brzuchu i piersi Castiela tak, że opuszkami połaskotał mu sutek, i łagodnie gryząc go po szczęce – naprawdę – ciągnął, wyciskając pocałunek w kąciku ust Castiela – chcę wiedzieć.
Dean puścił drzwi, złapał za drugą stronę koszulki Castiela i przysunął się bliżej, przyciskając go biodrami do drzwi, po czym obiema rękami zaczął mu zdejmować koszulkę. Przerwał, zanim Castiel zdołał uwolnić ręce z miękkiego materiału, mocno zacisnął palce na bawełnie i wykorzystał ją, by przytrzymać ręce Castiela właśnie tam, nad jego głową.
Dean popatrzył na niego, lekko kierując głowę w dół, a potem prosto w oczy. W cichym pokoju ich chrapliwe oddechy rozbrzmiewały głośno, na tyle głośno, by niemal wytłumić dźwięki imprezy na zewnątrz, muzyki, śmiechu oraz okazjonalnych podejrzanych łupnięć czy jęków.
- Proszę – Dean pytał, BŁAGAŁ, nie spuszczając wzroku z Castiela. – Powiedz mi.
Castiel zastanowił się przelotnie, czy Dean tak bardzo chciał znać imiona wszystkich swoich kochanków, czy też chodziło o coś w NIM. Potem zdał sobie sprawę, że był idiotą.
Okazało się to prawdą, kiedy Dean wygiął usta i zmrużył oczy w uśmiechu bardziej drapieżnym, niż przyjaznym, wsunął mu kolano między nogi i przycisnął udo do genitaliów Castiela. Castiel był twardy, nie mógł tego teraz ukryć. Nie, żeby to planował, bo był dość pewien, że Dean w tej sytuacji uznałby brak erekcji za jakiś rodzaj lekceważenia.
- Muszę cię jakoś nazywać, kiedy będę wbijał ci tyłek w materac, tak? – powiedział Dean ze zdrożnym uśmieszkiem i jeśli przez chwilę ciążyło na nich jakieś zaklęcie, to w tej chwili całkowicie i nieodwołalnie się zerwało.
A jeśli Castiel myślał o tym, by podać Deanowi fałszywe imię po to, aby zdystansować się i pozostawić zajście w sferze fantazji, nie zaś w nieznacznie rozczarowującej rzeczywistości (Dean okazał się być dupkiem, co się zowie), to przestał.
PRAGNĄŁ, by Dean wiedział. Chciał mu powiedzieć nie tylko swoje imię, ale też historię całego życia, ponieważ był nie tylko łatwą sztuką jak te, do których Dean bez wątpienia przywykł. Był osobą, znaczył więcej niż to, co działo się w tym pokoju, podobnie jak inni ludzie, którzy sypiali z Deanem tylko dlatego, że był sławny, cudowny i utalentowany.
Może i było to zaledwie wygodne rżnięcie, ale Castiel chciał przynajmniej zrobić na Deanie wrażenie, nie zgodziłby się na to, by łatwo o nim zapomnieć.
- Mam na imię Castiel – powiedział, robiąc kilka głębokich wdechów, gdy Dean wreszcie zsunął mu koszulkę z nadgarstków, rzucił ją na bok i bezczelnie wsunął palce pod pasek Castiela, muskając szorstkimi opuszkami czubek jego fiuta i odsuwając je. – Mam brata i siostrę – ciągnął bez tchu. – Mam 28 lat i pracuję w reklamie. Mój pierwszy chłopak miał na imię Timothy i pozwolił mi dojść do trzeciej bazy, zanim rzucił mnie dla chłopaczka pracującego w Orange Julius. Mam alergię na koty.
- Castiel – wydyszał mu Dean w policzek; powietrze poniosło to słowo niczym piosenkę prosto do ucha Castiela, wywołując w nim drżenie. Castiel złapał Deana za biodra i przyciągnął bliżej. Dean albo nie usłyszał nic poza jego imieniem, albo postanowił to zignorować. – Nie wiem, czy sobie ze mnie jaj nie robisz, chłopie, ale jeśli tak, to i tak mnie to nie obchodzi – powiedział i przetoczył biodrami po biodrach Castiela. Otarł ich twardniejące fiuty o siebie, wydzierając z gardła Castiela niski jęk. – Uwielbiam, kurwa, to imię – powiedział, ostro przygryzając mu ucho, po czym objął Castiela w talii i odwrócił się razem z nim. – Boże, co takiego w tobie jest?
Castiel nie odpowiedział. Prawdopodobnie dlatego, że wiedział, iż Dean gadał do siebie, ale jeśli było w nim czymś, co Dean uznał za choćby w najmniejszym stopniu pociągające, Castiel również chciał wiedzieć, co to było, tak, aby wciąż to robić i może wykorzystać do rozkochania Deana w sobie, by mogli robić to wciąż od nowa, każdej nocy przez całą wieczność.
Dean podprowadził ich obu do łóżka, podgryzając Castielowi szyję i podtrzymując go. Odsunął się i pchnął go lekko, gdy nogi Castiela uderzyły w coś solidnego, i mężczyzna runął do tyłu, usiadł na krawędzi łóżka i spojrzał w górę na Deana. Dean uniósł kącik ust i położył dłonie na pasku od spodni, przesuwając wysłużoną skórę przez sprzączkę.
Lekkie dźwięczenie metalu, kiedy puścił pasek i pozwolił końcom zwisać luźno, zagłuszył ostry zgrzyt rozsuwanego zamka i Castiel momentalnie spojrzał w dół, podążając za powolnym ruchem grubych, pokrytych odciskami palców. Czas zdawał się niemal stać w miejscu, metalowe ząbki odblokowywały się jeden po drugim, wyrywając się na wolność z ogłuszającym POP. Castiel przełknął, bo w ustach mu zaschło.
Serce mu przyspieszyło, waląc mu w piersi tak mocno, że pomyślał, iż mogło mu wybuchnąć przez żebra, ponieważ – a Castiel nie przeklinał często czy z lekkim sercem – o kurwa mać, miał zaraz zobaczyć penisa Deana Winchestera. Miał go dotknąć, miał go poczuć w sobie, miał usłyszeć wszystkie te dźwięki, jakie Dean wydawał dochodząc na szczyt. Miał zamiar sprawić, że Dean będzie KRZYCZAŁ.
Castiel przygryzł sobie mocno dolną wargę, aby upewnić się, że naprawdę nie śpi.
Już wcześniej miał ten sen i był trochę za stary na to, aby budzić się pokrytym własnym nasieniem, podczas gdy jego kopia DVD 12 GAUGE LIVE AT ARROWHEAD STADIUM grała zapętlona. Ostatnim razem Gabriel zrobił mu zdjęcia.
Dopiero, gdy gdzieś sponad głowy usłyszał ciepły chichot i głos Deana, niski i dudniący, pełen seksu i prostodusznego humoru pytający „Widzisz coś, co ci się podoba?”, zdał sobie sprawę, że się gapił, tak naprawdę nic nie widząc.
Dean już wyjął sobie fiuta ze spodni i głaskał się w górę i w dół trzonu. Główka wystawała mu z pięści, czerwona i napuchła od krwi; czubek połyskiwał wilgocią i Castiel nie mógł nic na to poradzić, nie zdołał się wstrzymać na choćby jedną sekundę.
Wyciągnął ręce i złapał Deana za biodra. Spojrzał w górę na jego twarz, obserwując z łagodnym rozbawieniem, że Dean zamrugał i zaczął protestować, ale potem poddał się i pozwolił Castielowi ściągnąć sobie spodnie jeszcze niżej, obrócić się i jednym szybkim ruchem posadzić na łóżku. Co prawda Castiel nie zostawił mu w tej kwestii wielkiego wyboru, ale wyglądało na to, że Dean wiedział, kiedy po prostu płynąć z prądem.
Szczególnie, kiedy Castiel padł na podłogę między rozsuniętymi nogami Deana i objął dłonią jego jądra, ciężkie, pełne i tak bardzo idealne. Oblizał się i pochylił, wysuwając język tak, by przesunąć nim po spodniej stronie fiuta Deana. Dean stęknął nisko i głęboko, po czym odchylił głowę do tyłu, kładąc rękę na łóżku, aby utrzymać się w pionie, bo zaczynał się przewracać.
Odsłonił szyję, połacie opalonej skóry, w którą Castiel pragnął wbić zęby i co byłby już robił, gdyby ust nie miał zajętych czymś sto tysięcy razy lepszym. Otwarł usta szerzej i opadł jeszcze niżej. Mocniej nacisnął językiem odznaczającą się żyłę pulsującym, ssącym ruchem i poczuł na nim cierpki smak, najlepszą rzecz, jakiej kiedykolwiek smakował, bo, o cholera, miał W USTACH fiuta Deana Winchestera.
Dean jęczał już teraz bez przerwy, z dłonią na potylicy Castiela, nie wymuszając, nie ciągnąc, po prostu ją tam trzymając. Zaciskał i rozwierał palce na krótkich włosach i mamrotał, wydając z siebie przypadkowe dźwięki i niewyraźne pochwały.
- Tak, kurwa, tak – powiedział, a kiedy Castiel spojrzał w górę, Dean miał zamknięte oczy; długie rzęsy rozłożyły się na lekko piegowatych policzkach. Na zmianę to otwierał usta, to wygadywał sprośności („Ssij mnie, tak, właśnie tak. Mocniej”), a jego wargi połyskiwały wilgocią tam, gdzie wciąż je oblizywał. Castiel też chciał je polizać.
Zamierzał to zrobić, gdy w ustach będzie miał pełno spermy Deana, co, sądząc po tym, jak lekko rzucał głową z boku na bok i jak zaczął unosić biodra na spotkanie Castiela za każdym razem gdy ten pochylił głowę, nie powinno zająć dużo czasu.
- O kurwa, CAS – zawył Dean i Castiel musiał się złapać za fiuta, by nie dojść w spodnie. Wiedział, że nosił niezwyczajne imię. Jednak nigdy tak naprawdę o tym nie myślał, w taki czy inny sposób, nigdy nie wyrobił sobie o nim zdania, ani je lubił, ani nienawidził.
Ale kiedy wypowiedział je Dean, skracając je do jednej sylaby, ale rozciągając, jakby miało trzy, Castiel zaczął je na nowo doceniać. To było wspaniałe imię. Wręcz fantastyczne. Prawie tak dobre, jak imię DEAN. Może nawet lepsze, ponieważ gdy Castiel próbował je powiedzieć, jęcząc wokół trzonu penisa i mamrocząc, wyszło zniekształcone i brzydkie, i tak, naprawdę nie powinien gadać w trakcie seksu. Szczególnie z fiutem w ustach. To tylko sprawiało, że wyglądał na niedoświadczonego i lekko niedorozwiniętego. A nie był ani jednym, ani drugim. I zamierzał to udowodnić robiąc Deanowi najlepszego lodzika, jakiego ten doświadczył w życiu.
Zacisnął usta mocniej i zaczął mocniej ssać. Zmieniał technikę za każdym razem, gdy Dean poczuł się komfortowo, przyzwyczaił do rytmu. Wodził językiem po dziurce na czubku, zataczał nim kółeczka wokół i z powrotem opadał w dół, tak daleko, jak mógł. Przełknął kilka razy, dopóki Dean nie zaczął się pod nim rzucać, błagając o coś niespójnie, a jego dłoń tak cholernie delikatnie obejmowała mu twarz, że Castiel pomyślał, że mógłby eksplodować.
- Cas – wydyszał Dean z zapłonioną twarzą i z wysiłkiem otwarł oczy, by spojrzeć w dół tam, gdzie jego fiut znikał w ustach Castiela. – Kurwa, Cas, PROSZĘ. Proszę – unieruchomił biodra i kciukiem pogładził Castiela po policzku. – Niesamowite – powiedział, ledwo podnosząc głos powyżej szeptu. – Boże, Cas. Jesteś…
A potem znowu zaczął poruszać biodrami, teraz już szybciej i mocniej. I Castiel nie mógł tego dłużej znieść, nie mógł się powstrzymać nawet na kolejną minutę, bo Dean pod nim był taki idealny, pasował do jego ust tak, jakby Castiel został do tego stworzony, tak, jak Dean. Smakował lepiej niż tysiąc bożonarodzeniowych obiadów, a to, jak wyglądał i jak brzmiał, sprawiało, że było tak, jakby każdy mokry sen Castiela urzeczywistnił się przed nim.
Pomacał ręką na przedzie swoich spodni, rozpiął je i wyjął swego fiuta. Pociągnął za niego kilka razy. Jeszcze kilka i doszedł, zanim zrobił to Dean, gęste krople bieli przeciekły mu przez palce i wylądowały przed nim na podłodze. Wydał z siebie serię kłopotliwie wysokich jęków, a Dean mocniej zacisnął dłoń na jego włosach.
- Czy ty właśnie…? – zaczął pytać Dean, prostując się nieco i patrząc w dół na krocze Castiela, który wciąż wściekle się obciągał. – Kurwa, to takie gorące.
A potem Dean przepadł, wypychając biodra do przodu tak mocno i gwałtownie, że Castiel niemal się zakrztusił, gdy mężczyzna ulokował mu fiuta w połowie gardła, przyciągając go bliżej i przytrzymując. Było dobrze, choć oczy mu łzawiły, ale to, że Dean znalazł się w nim tak głęboko, przyniosło skutek uboczny w postaci tego, że Castiel nie był w stanie go posmakować, gdy mężczyzna doszedł.
Przełknął tak czy owak, nie miał za bardzo wyboru, i próbował zachować w pamięci każdy szczegół tego zdarzenia. Chciał być w stanie odtwarzać je wciąż od nowa, przez resztę życia, ponieważ miewał lepsze orgazmy, pewnie, zazwyczaj wtedy, kiedy inna istota ludzka w taki czy inny sposób naprawdę dotykała mu fiuta, ale nigdy nie zrobił nikomu lepszego loda, a jeśli kiedykolwiek był czas na to, by się wykazać, to wtedy, kiedy Dean Winchester wybrał cię z kolejki.
Więc tak, to zdarzenie miało się zapisać w historii Castiela Miltona jako prawdopodobnie dzień wszechczasów.
Dean puścił go i oparł się na łokciach, a Castiel przesunął się nieco, by lepiej złapać równowagę. Spojrzał niepewnie na podłogę, a potem z powrotem na Deana; na twarzy miał rumieniec zakłopotania, który zakrył zaczerwienienie po dopiero co przeżytym orgazmie.
- Zapaskudziłem ci podłogę – powiedział głupio, wskazując na małą kałużę nasienia ulokowaną obraźliwie pomiędzy jego kolanami.
Dean tylko się zaśmiał, głośno i szybko, zdjął sobie koszulę przez głowę i rzucił ją na plamę. Stanął na niej i potarł.
- Proszę – powiedział. – Zrobione. A teraz wstań.
Castiel ponownie ujął Deana za rękę, pozwalając się podciągnąć. Padł przodem na łóżko, w połowie na Deana, zaś Dean wyszczerzył się do niego i przyciągnął go bliżej, kładąc mu ramię na plecach.
- To było… niesamowite. Dzięki, chłopie – powiedział Dean, a Castielowi zrobiło się zimno, kiedy sobie przypomniał, co to było. Deanowi na nim nie zależało, wykorzystywał go tylko do tego, by sobie ulżyć, ale Castiel mu na to pozwolił, Castiel to uwielbiał, więc naprawdę nie mógł się skarżyć.
Otwarł usta chcąc powiedzieć „Nie ma za co”, ale nie to z nich wyszło.
- Mam złotą rybkę imieniem Spot 2. Spot zdechł, kiedy pewnego weekendu mój brat Gabriel ją przekarmił – usłyszał sam siebie i chociaż chciał, nie za bardzo mógł przerwać. – Lubię historię i nie rozumiem piłki nożnej. Gotowanie sprawia mi przyjemność, ale nie robię tego za często. Durzę się w tobie od czasu, kiedy ukazał się wasz pierwszy album. Straciłem dziewictwo z chłopakiem o imieniu Denis na imprezie po ukończeniu szkoły średniej i nigdy po tym do niego nie zadzwoniłem. Moje nazwisko brzmi Milton.
Po każdym przypadkowym, idiotycznym wyznaniu przysuwał się bliżej do Deana, aż wreszcie ich nosy się dotykały, a Castiel przechylił głowę, pragnąc go pocałować tak bardzo, że aż czuł łaskotanie w całym ciele, oczekiwanie wywoływało mu zawroty głowy, a pierś mu się ściskała. Byłby to prawdopodobnie najdoskonalszy pocałunek w historii, ponieważ USTA Deana, Jezu.
Ale wtedy Dean się roześmiał, potrząsnął głową i chwila minęła.
- Dziwny z ciebie koleś – powiedział mu Dean, przetaczając się i przyciskając Castiela do łóżka, po czym zaczął mu skubać obojczyk. – Ale wykonujesz orala jak pieprzona gwiazda porno, wierz mi, wiedziałbym to, więc jestem gotów to przeoczyć.
Castiel nie miał czasu zastanowić się, czy powinien to uznać za komplement, czy za obelgę, kiedy Dean podniósł się z łóżka, wstał i zapiął spodnie. Gdy tylko to zrobił, podszedł do szafy i wyciągnął z niej czystą koszulkę, podczas gdy Castiel tępo zapinał własne portki.
- Ty… no wiesz – powiedział Dean, przeciągając sobie koszulkę przez ramiona i naciągając na miejsce. Wygładził ją sobie na brzuchu i odwrócił się z powrotem do Castiela. Wyglądał niesamowicie, nawet lepiej, niż w czasie koncertu, z wciąż zarumienioną twarzą i włosami rozwichrzonymi jak po seksie, a ustami nabrzmiałymi od tego, jak przyssał się Castielowi do szyi.
- Ja co…?
- Zachowaj to dla siebie.
Wzrok Castiela stwardniał i mężczyzna również wstał, podniósł z podłogi swoją koszulkę i nałożył ponownie.
- Nie martw się – powiedział. – Nikomu nie powiem.
Nie zamierzał. Nawet Annie, gdyby zapytała jutro. Był skrytym człowiekiem, w większości przypadków nawet bardzo skrytym. Tak czy inaczej nikomu by nie powiedział, ale to, że Dean go o to poprosił, zakłuło go bardziej, niż mu się podobało.
- Dzięki – powiedział Dean, uśmiechnął się do niego krzywo i przemierzył pokój, po czym objął Castiela w talii. Tymi głupimi ramionami, silnymi, umięśnionymi i opalonymi. Pocałował go wtedy, nie tak, jak Castiel pragnął, nie głęboko i wstrząsająco ani nic takiego. Pocałunek był szybki i lekki, tylko nieznaczny nacisk warg. Delikatne muśnięcie języka po dolnej wardze Castiela i Dean zniknął, ruszając w stronę drzwi i gestem przyzywając Castiela za sobą.
Mężczyzna zamrugał i podążył za nim, bo co innego jeszcze miał zrobić?
Dean zatrzymał się, uchyliwszy nieznacznie drzwi, złapał go za koszulkę i przyciągnął do siebie. Posłał mu uśmieszek i pocałował w policzek, tuż pod lewym okiem. Castiel pozwolił sobie przymknąć oczy, pozwolił sobie wtopić się w Deana na jeszcze jedną chwilę. Wiedział, że tego pożałuje, ale nie mógł nic na to poradzić.
Dean musnął knykciami pierś Castiela i przesunął mu nosem po policzku, tuż poniżej kości i aż do ucha.
- Poważnie, chłopie, dzięki – wychrypiał Dean. – I to nie tylko za bycie cicho. To była naprawdę najlepsza rzecz, jaka mi się ostatnio przydarzyła.
Castiel tylko pokiwał głową i poszedł za Deanem, który skręcił za róg, wracając do głównego pokoju suity. Dean ruszył do baru. Sam posłał mu uśmieszek i wręczył butelkę piwa. Pochylił się i szepnął mu coś do ucha, na co Dean zaśmiał się, klepnął Sama po brzuchu i odchylił głowę do tyłu, pociągając długi łyk z butelki.
Castiel patrzył przez kilka sekund i wtedy wrócił blondyn z wcześniej, proponując mu kolejnego drinka. Ten był jaskrawoniebieski, a ze szklanki wydobywał się jakiś dym.
- Właśnie wychodziłem – powiedział mu Castiel i ruszył do drzwi. Położył dłoń na klamce, ale przedtem ponownie spojrzał w stronę baru. Chciał spojrzeć ten ostatni raz.
Sam już zniknął, a ta śliczna ciemnowłosa dziewczyna, która wspięła się Castielowi na kolana, teraz przyciskała się do Deana, zaborczo obejmując go w talii, podczas gdy on luźno obejmował jej barki.
Castiel westchnął i przekręcił klamkę, wyszedł z pokoju i stanowczo zamknął za sobą drzwi, odcinając się od hałasu. Bawił się dobrze, Dean mu niczego nie obiecał, a fakt, że wychodził czując się dziwnie pusto, był wyłącznie jego winą.
Ta noc będzie przyjemnym wspomnieniem, postanowił, i wyjął telefon, aby wysłać siostrze SMSa, zanim zszedł do lobby i poprosił hotelowego konsjerża, by ten wezwał mu taksówkę.
Gdy dojechał do domu, już się uśmiechał.
EDYTKA: plus kawałek rozdziału 2 :)
Rozdział 2
Castiel nie żywił żadnych negatywnych uczuć w stosunku do Deana Winchestera.
Ich wspólna noc wciąż mu przyjemnie brzęczała gdzieś w zakątku mózgu, zamiast stać się ściskającą i gryzącą goryczą, jak się tego obawiał.
Nie było to idealne wspomnienie – nawet upływ dwóch miesięcy ani swobodne stosowanie najlepszej pożywki dla swoich fantazji nie mogły tego zmienić – ale dobre.
Anna zapytała go, gdzie zniknął tamtej nocy w Wichita, ale dała sobie spokój i nie kłopotała się zbytnio, kiedy jej uprzejmie powiedział, że to nie była jej sprawa. Jednak Gabriel wykazał się nieco większą determinacją.
Od tamtego czasu zadawał mu pytania, starając się zmusić Castiela do ujawnienia szczegółów swej przygody. Włączał 12 GAUGE w samochodzie czy w jednym z ich domów, unosił dobitnie brew, kiedy Castiel uśmiechał się z zadumą. Było to wkurzające, ale też nieco pocieszające zachowanie. Gabriel był często zbyt wścibski, aby mogło mu to wyjść na zdrowie, ale zachowywał się tak, bo mu zależało. W większości przypadków.
Castiel jednak nigdy nie zamierzał nikomu opowiadać, co się wydarzyło. To naprawdę była niczyja sprawa, a od kiedy zakończył się jego ostatni związek, z jeszcze większą niechęcią zdradzał osobiste szczegóły. Był bardziej niż szczęśliwy utrzymując zajście z Deanem w tajemnicy, w prywatnym miejscu w swym umyśle, jako wspomnienie, które mógł odwiedzać, kiedy tylko chciał, odgrywać je wciąż na nowo i zmieniać zakończenie według swoich zachcianek. Pasowało mu to. I będzie mu pasować praktycznie zawsze.
Szkoda, że nie pasowało jego bratu.
- Dzisiaj w nocy! – wykrzyknął Gabriel zawędrowawszy do biura Castiela i walnął dłonią w jego biurko.
- Dziś jest czwartek – powiedział mu Castiel nie podnosząc wzroku. – Cóż w związku z tym?
- Jedziemy do Topeki! – Gabriel wciąż brzmiał na o wiele zbyt podekscytowanego, zważywszy, że Topeka nie była miejscem, pobytem w którym w czwartkową noc jakikolwiek Milton, nawet Gabriel, mógłby się podniecać. Już w Clearwater było prawdopodobnie zabawniej.
Wtedy Castiel wreszcie podniósł wzrok.
- Zapominając na chwilę, że nie jestem nawet pewien, co chciałbyś ROBIĆ w Topece, co każe ci myśleć, że zgodziłbym się jechać z tobą?
Gabriel spojrzał na niego z twarzą tylko na ułamek sekundy pozbawioną wyrazu, zanim powoli pojawił się na niej szeroki uśmiech. Potem podniósł dłoń z biurka, ujawniając dwa kolorowe paski papieru, a Castiel zamrugał na ich widok. Bilety.
- Twój chłopak wrócił do miasta – wyszczerzył się Gabriel. – Czy raczej… wrócił do stanu.
Castiel zesztywniał i wysunął brodę.
- Nie mam złudzeń co do tego, by Dean Winchester w jakikolwiek sposób był moim CHŁOPAKIEM – powiedział, a jeśli w jego głosie zabrzmiała lekka nutka goryczy, gwałtowne zaprzeczanie, którego wcześniej nie stosował, kiedy Gabriel się z nim drażnił, to brat mu tego nie wypomniał. – Po prostu zadurzyłem się w celebrycie. Nic więcej.
Gabriel spojrzał na niego dziwnie, opuściwszy kąciki ust w dół i nieznacznie przechyliwszy głowę. Castiel bardzo zdecydowanie starał się nie wiercić. Wreszcie Gabriel wyprostował się ponownie i wzruszył ramionami.
- Tak, najwyraźniej. Ale nie chciałbyś mieć następnej okazji, by pomizdrzyć się do niego z bliska?
Castiel podniósł bilety i faktycznie je przeczytał.
- Drugi balkon to nie jest szczególnie BLISKO.
Gabriel przewrócił oczami.
- Świetnie. Następnym razem TY kupujesz bilety. Niewdzięczny mały…
- Zabierz Annę – przerwał bratu Castiel, ale nie był nawet pewien, czy naprawdę mu o to chodziło. Chciał zobaczyć Deana ponownie, pewnie, że chciał. Nie był tylko pewien, jak by się po tym czuł.
Gabriel go, naturalnie, zignorował.
- Cholera – powiedział, kiedy pan Adler przeszedł obok otwartych drzwi do biura Castiela. Zerknął na nich przez chwilę, ostrzegając ich milcząco, by wracali do pracy, i ruszył dalej. – Muszę udawać, że naprawdę tu coś robię. Odbiorę cię jutro o 15.00! – Gabriel krzyknął do niego na pożegnanie i pomachał mu w drodze do drzwi.
Castiel nie trudził się wybieraniem jakiegoś szczególnego stroju.
Czemu by miał? Szanse, że naprawdę zobaczyłby Deana ponownie, były bliskie zeru. Nie wiedziałby nawet, gdzie zacząć go szukać po występie, i to przypuściwszy, że w ogóle by chciał.
A nie chciał.
Raz była to przygoda, zabawa, nawet całkiem miła. Drugi raz byłby nieuniknionym rozczarowaniem. Jeszcze bardziej z Gabrielem na dokładkę, który byłby świadkiem jego źle ulokowanego uwielbienia. Zatem ten wieczorny koncert miał być tylko wspólnym wypadem dwóch braci, podróżą, odrobiną znośnej muzyki i idiotyczną ilością śmieciowego jedzenia.
Castiel mógł sobie z tym poradzić. Mogło być nawet zabawnie.
Zatem założył dżinsy, swoją najbardziej miękką parę, znoszone i ciemne, wystrzępione na nogawkach i przy kieszeniach. Nie dlatego, że ktoś mógłby je uznać za miłe w dotyku, ponieważ nikt poza nim by ich nie dotykał. Założył koszulkę, którą wygrał kilka lat wcześniej w konkursie wrzucania piłeczek pingpongowych do kosza. Nie była aż tak niebieska, jak jego oczy, w dotyku była jeszcze miększa niż jego dżinsy i otulała go wręcz obscenicznie, ale naprawdę założył ją tylko dlatego, że byłoby mu w niej wygodnie w czasie trzygodzinnej podróży w każdą stronę w Rabbicie Gabriela.
Kiedy Gabriel się pokazał, natychmiast zawinął Castiela w swoją podnoszoną, brązową skórzaną kurtkę, zaś sam zwędził Castielowi jego prochowiec i narzucił na siebie, wzdychając ciężko.
- To nie ja potrzebuję pomocy, by sobie dziś wieczorem pobrykać – powiedział Gabriel w odpowiedzi na uniesioną brew Castiela.
Castiel, jak się okazało, też nie potrzebował żadnej pomocy. Nie, że jakiejkolwiek szukał.
Mniej niż godzinę po rozpoczęciu show znalazł go ten sam mężczyzna, co ostatnio. Teraz było nieco trudniej, bo siedział w drugim rzędzie balkonu i w samym środku sekcji F, ale wreszcie Gabriel kazał mu „spieprzać i przynieść parę piw. A jeśli mieli cokolwiek różowego i owocowego, to nawet lepiej.”
Castiel byłby się obraził, gdyby nie wiedział, że Gabriel naprawdę wolał słodkie koktajle w żywych kolorach. Poza tym sam był nieco spragniony, więc poszedł.
Właśnie wtedy znalazł go „łowca talentów” grupy.
- Castiel Milton? – usłyszał, jednocześnie czując na ramieniu stanowczą dłoń. Niemal upuścił drinki.
Odwrócił się, ujrzał tego samego niskiego, o udręczonym wyglądzie mężczyznę, którego ujrzał w Wichita, i mógł jedynie potaknąć.
- Dzięki Bogu – westchnął mężczyzna, a Castiel niemal mógł ujrzeć, jak z ramion spada mu ciężar. – Proszę, powiedz mi, że masz ochotę poimprezować dziś w nocy.
Castiel poczuł się oszołomiony. Nie wiedział, jaka była odpowiedź na to pytanie, nie wiedział nawet, jaka POWINNA być. Zamarł z szeroko otwartymi oczami, czuł, jak mu wysychają.
- Nie, kurwa – wysyczał facet, kręcąc głową, jakby dosłownie odczuwał obawy Castiela przez swoją dłoń na jego ramieniu. Zdjął ją i ponownie pokręcił głową. – Bez nacisku. Jezu. Dean nie chce, jeśli nie chcesz tam być, ale… Chłopie, przez ostatnie dwa miesiące biegałem po schodach w te i z powrotem, szukając cię. Wybaw mnie od tego nieszczęścia.
- Dean… mnie tam chce? – Castiel znowu nie był pewien, co powinien czuć. Podczas gdy NAPRAWDĘ czuł nadzieję. Bardzo głupią nadzieję.
Mężczyzna uśmiechnął się do niego półgębkiem.
- Zamierzam powiedzieć, że tak.
Castiel nie znalazł na to żadnej odpowiedzi.
- Czy to oznacza TAK? Och, przy okazji, mam na imię Chuck. W razie, gdybyś czegoś kiedykolwiek potrzebował albo… Po prostu rozpytaj się o mnie.
Gdyby kiedykolwiek czegoś potrzebował? To… sprawiło na Castielu znaczące wrażenie, że ten… że CHUCK wierzył, iż Castiel mógłby być w pewnym sensie stałym elementem otoczenia. Bardzo, bardzo się w tym względzie mylił, ale Castiel nie trudził się prostowaniem tej pomyłki.
- Mój brat… - powiedział Castiel, rzucając wzrokiem w stronę Gabriela, który oparł nogi o krzesło przed sobą, bębniąc o swoje kolana do rytmu z Adamem.
Mężczyzna nawet nie spojrzał w tamtą stronę.
- Sprowadź go – powiedział. – Więc to oznacza TAK?
- Ja… tak – usłyszał Castiel własny głos.
Trzydzieści sekund później siedział z powrotem na swoim miejscu z adresem luksusowego hotelu i numerem suity pana Winstona Smitha, zapisanym na grzbiecie dłoni. Zabawne, Dean nie zdawał się być wielkim fanem George`a Orwella. Musiał to być czyjś wybór.
Gabriel okazał się niezaskakująco łatwy do przekonania, bez wątpienia dzięki jego nieokiełznanej i nieukrywanej ciekawości odnośnie tego, jakim cudem jego młodszy brat zdobył sobie VIP-owskie zaproszenie na spotkanie z grupą po koncercie. Powodem mogło być też to, że jak daleko Castiel sięgał pamięcią, tak Gabriel jeszcze razu nie odmówił pójścia na imprezę.
Do czasu, aż dojechali do hotelu, była prawie pierwsza w nocy, a impreza już się rozkręciła w najlepsze.
- Spóźniliśmy się – zrzędził Castiel podając nazwisko mężczyźnie po drugiej stronie drzwi, który machnięciem wpuścił ich do środka.
- Byłem głodny! – wyjaśnił Gabriel chyba po raz trzeci. – Cholera, po co się właściwie przejmujesz? Jestem pewien, że Sam pozwoli ci na zrobienie mu loda, nawet jeśli ktoś inny wejdzie tam pierwszy.
Castiel zesztywniał, gdy zatrzasnęły się za nimi drzwi, a Gabriel wpadł mu na plecy.
- Cas? – zapytał Gabriel i Castiel odwrócił się ze skrzywioną twarzą. To nie była prawda, ale docinki Gabriela trafiły niemal do celu. Tak, było bardzo możliwe, że Dean znalazł już sobie kogoś, kto miał go dziś w nocy zabawić, i Castiel nie wiedział, co robić, gdyby okazało się to prawdą. – O cholera, poważnie? Kurwa, brachu, tak mi przykro. Czemu mi nie powiedziałeś?
- Bo nie było o czym mówić – powiedział Castiel. – Nie jestem zainteresowany Samem i nie zdobyłem zaproszenia dla nas na dzisiaj po to, aby móc… - urwał i wszedł nieco głębiej do pokoju, z Gabrielem u boku.
Wtedy ujrzał Deana.
Siedział na barowym stołku, opierając się plecami o bar, z piwem w dłoni i dziewczyną na kolanach. Siedziała na nim okrakiem, nieznacznie machając nogami w tył i przód, a druga dłoń Deana podtrzymywała ją w dole pleców.
Sam siedział na stołku obok i zdawali się o czymś rozmawiać z wielkim ożywieniem, ale wtedy do Sama podszedł jakiś młody przystojniak i pociągnął go za rękę. Sam pomachał Deanowi i zniknął z przyjacielem za rogiem.
Gabriel najwyraźniej odniósł mylne wrażenie co do zaciśniętej szczęki Castiela.
- Cholera, braciszku. To było ostre. Znajdę ci dziwkę, by ci to jakoś wynagrodzić.
- Gabriel, nie jestem zainteresowany Samem – westchnął Castiel. – Myślę, że powinniśmy się zbierać – dodał.
Ale wtedy Dean podniósł wzrok, bo jego uwagę przyciągnął ktoś, kto właśnie przewrócił wieszak przy drzwiach, i spojrzał Castielowi w oczy.
Dean na ułamek sekundy otwarł szerzej oczy, ale potem uśmiechnął się szeroko i pochylił się, by wymamrotać coś dziewczynie do ucha, po czym pocałował ją, a ona zsunęła mu się z kolan. Teraz, gdy Castiel mógł ujrzeć jej profil, rozpoznał ją. To była ta dziewczyna, z którą rozmawiał ostatnim razem, ta, która wpełzła na niego, wsadziła mu rękę w spodnie i ogłosiła Deana „hojnym” w sypialni.
W ogóle nie zdawała się przejmować tym, że Dean ją wyraźnie odprawił. Po prostu dołączyła do kilku innych siedzących w kręgu na podłodze osób i wzięła sobie drinka.
Dean podniósł się ze stołka i, przemierzywszy pokój, stanął przed Castielem i Gabrielem.
- Cas – powiedział, wciąż się uśmiechając, choć w przytłumiony teraz sposób, normalnym uśmiechem, którym się kogoś witało. – Cieszę się, chłopie, że tu dotarłeś. Kim jest twój przyjaciel?
- PRZYJACIEL to byłoby lekkie nadużycie w stosunku do łączącej nas więzi – wymamrotał Castiel, a Gabriel szturchnął go łokciem w żebra. – Dean, to jest mój brat Gabriel.
- Ach – powiedział Dean z wiedzącym uśmieszkiem. – Zabójca rybek.
- Hej! – zaprotestował Gabriel, spoglądając koso na Castiela. – Skąd miałem wiedzieć, że one nie lubią nachos?
NACHOS?, pomyślał Castiel, bo była to nowa informacja, ale nie był w stanie odpowiednio dogadać bratu, bo miał inne rzeczy na głowie. Nie tylko Dean pamiętał, kim on był, nie tylko wysłał kogoś na poszukiwania tak, by móc go znowu zobaczyć, ale zapamiętał też przypadkową informację o Gabrielu zabijającym mu rybkę.
To… Castiel nie mógł się nie uśmiechnąć, choć było mu bardziej niż przykro z powodu Spota.
- Nakarmiłeś złotą rybkę nachos? – zapytał Dean.
Gabriel wzruszył ramionami.
- Lubię je.
Dean i Gabriel uśmiechnęli się po tym do siebie. Castiel nie miał wątpliwości, że Dean też lubił nachos. Chciałby to wiedzieć na pewno. Chciałby wiedzieć o Deanie wiele rzeczy.
- Cóż, koleś, częstuj się wszystkim, co tu mamy – powiedział Dean, wskazując na bar i szeroki wybór dostępnego jedzenia i drinków. – Jeśli nie mają nachos, zadzwoń po obsługę. Czuj się jak u siebie.
Gabriel wyszczerzył się szeroko i ruszył w stronę baru, na pożegnanie klepiąc Deana po ramieniu.
- Możesz pożałować, że to powiedziałeś – rzekł Castiel, nie mogąc się powstrzymać i przysuwając się bliżej do Deana, gdy ten w zaproszeniu poruszył się nieco. – Możesz nie chcieć spojrzeć rano na rachunek. Gabriel potrafi zjeść zaskakująco dużo.
Dean parsknął i pokręcił głową.
- Prawdopodobnie nie więcej, niż Sammy. Poza tym, jeśli to znaczy, że ty tu jesteś, to sądzę, że z trudem się przejmę paroma dolcami więcej.
Castiel pokiwał głową i przełknął słyszalnie, kiedy Dean na momencik przysunął się bliżej, ocierając się o niego biodrem. Odwrócił się gwałtownie, przerywając kontakt, uprzednio sapnąwszy Castielowi ciepłym powietrzem w policzek.
- Idziemy? – zapytał Dean i wskazał dłonią w stronę ciemnego korytarza.
Castiel ponownie rzucił wzrokiem na dziewczynę – nie mógł inaczej – ale ona nawet nie patrzyła. Ponownie kiwnął głową i poszedł za Deanem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pią 21:18, 31 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Pią 21:41, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
*Weszła i zeszła. Na serce.*
Ja właściwie chciałam tylko...:
A teraz przepraszam jestem bardzo zajęta. *^*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Pią 21:47, 31 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
moje dwa słodkie zwierzaczki *^* Rozmaśliłam się przed monitorem... Dzięki, Linuś, za tego gifa *^*
A tu słodki filmik, który dzis znalazłam
http://www.youtube.com/watch?v=DmFFAiNCWm0
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pią 21:50, 31 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|