|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:18, 28 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Grau_Wespe (a może w skrócie Grau?), weź się może w wolnym czasie za portrecik Mishy??? *robi błagalne ślepka* A potem się pochwal :)
Co do wieku - jestem już po 30-ce. Na forum istnieje sobie wątek ze zdjęciami, kilka moich fotek też tam uświadczysz :)))
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:39, 28 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Okej, czas na dzisiejszego krótaska. Następny będzie HUMANS DO IT BETTER :)
Identyfikacja numeru dzwoniącego
Ponieważ życie Deana wyglądało tak, jak wyglądało, nie miał on zbyt wiele czasu dla siebie. Nie zastanawiał się nad tym zbytnio, ale skłamałby, gdyby powiedział, że nie doceniał tych rzadkich okazji, kiedy miał pokój motelowy dla siebie, a brat był nieobecny.
I właśnie to teraz robił. Doceniał.
Dean zdusił niski jęk, kiedy krążył palcem wokół główki swego fiuta, rozprowadzając kciukiem wilgoć z czubka w śliskiej spirali. Leżał na łóżku całkiem nagi, rozwalony wręcz bezwstydnie, co w innych okolicznościach nigdy by się nie wydarzyło. Lewą dłoń miał śliską i pewną, na zmianę ściskał nią swoją długość, podczas gdy prawa dłoń wędrowała niżej, drażniąc wejście z pewnością, która mówiła o doświadczeniu.
Dean nie robił tego zbyt często, przede wszystkim z powodu tego, co to mu robiło. Obciąganie pod prysznicem i zaciskanie zębów, żeby nie wydać żadnych jednoznacznych dźwięków, stało się jego nawykiem; wcześnie w życiu się nauczył, że posunięcie się nieco dalej gwarantowało sąsiadom pobudkę.
Obecna sytuacja nie była wyjątkiem.
Zawył czując w sobie pierwszy palec, wyciągając się pod ostrym kątem, jakiego potrzebował, aby trafić tam, gdzie najbardziej chciał. Drugą dłonią ściskał fiuta szarpiącymi pociągnięciami, zatrzymując się na chwilę, by niemal bez przygotowania dołożyć drugi palec. Czuł rozciąganie, ale z rodzaju tych cholernie przyjemnych. Stęknął i zadygotał, kiedy palce zaczęły się poruszać i bezwstydnie zginać w środku; dźwięk w większości pochłonęła poduszka, w której ukrył twarz. Nawet wtedy wystarczyło to, aby nie zauważył dzwonienia swego telefonu, dopóki nie zadźwięczał drugi gitarowy riff.
Dean zignorował dzwonek – ktokolwiek, kurwa, dzwonił do niego o tej cholernej godzinie, mógł poczekać, zaś piosenka urwała się, kiedy włączyła się poczta głosowa. Dean stęknął i wykorzystał okazję, by wsunąć w siebie trzeci palec, po czym odrzucił głowę w tył, na poduszkę, a z gardła dobył mu się warkot.
- Tak, kurwa – wydyszał w ciemność motelowego pokoju. Palce, którymi się nie otwierał, zabawiały się nieprzyzwoicie z jego fiutem, sprawiając, że w dole brzucha gromadziło mu się ostre gorąco. Dean jęknął, lubieżnie i GŁOŚNO, rozciągając się palcami, i pożałował, nie pierwszy raz zresztą, że nie miał jaj, aby poprosić kogoś o tę przysługę. Nie to, żeby nie miał propozycji. Ale nigdy nie lubił oddawać komuś kontroli. A to? Dean rzucał się na łóżku ze zduszonym krzykiem, pocierając sobie prostatę. Cóż, zupełnie, jakby był to przełącznik, dzięki któremu tracił rozum.
Zajęło parę chwil, zanim akordy AC/DC przedarły się przez mgiełkę tego, na co się wystawił, a kiedy już do tego doszło, Dean zaklął głośno.
Ktokolwiek, KURWA, dzwonił do niego, lepiej, żeby miał po temu najlepszy cholerny powód na całym jebanym świecie. Dean warknął i puścił swego fiuta, by sięgnąć po telefon, wcześniej wycierając pościelą z dłoni tyle lubrykantu, ile zdołał. Poczuł lekkie zdziwienie, że telefon nie pękł na pół od gwałtowności, z jaką go otwarł.
- Przysięgam na Boga, lepiej, żeby to była cholerna apokalipsa – sarknął do słuchawki.
- Dean?
Nie było mowy o pomyłce co do głosu po drugiej stronie linii ani co do tego, jak niczym żwir ów głos przeciągał mu po kręgosłupie.
- Cas – stęknął Dean. Oczywiście, kurwa, że to musiał być Cas. Od czasu niedoszłej apokalipsy stało się czymś regularnym, że numer Casa błyskał do niego z wyświetlacza o rozmaitych godzinach. Jak na kolesia obarczonego zadaniem wytropienia niedobitków po zwolennikach Lucyfera na ziemi, wciąż się żałośnie nie orientował, że większość jej mieszkańców spała po 8 godzin na dobę. – Chłopie, późno jest.
- Przepraszam, czy cię obudziłem?
Palce Deana drgnęły nieznacznie tam, gdzie nadal tkwiły w jego ciele, jakby w odpowiedzi, i Dean musiał praktycznie ugryźć się w język, aby nie wydać dźwięku, kiedy je z siebie wysunął.
- Nie – powiedział pospiesznie, mając cholerną nadzieję, że nie zabrzmiało to ZBYT pospiesznie. – Ja tylko… ech, nieważne. O co chodzi, Cas?
- Namierzyłem jednego z generałów Lucyfera w magazynie na peryferiach Miami – powiedział Cas, gdy Dean poruszył się niespokojnie. Wciąż był twardy, teraz niemal boleśnie, a ta niespodziewana przerwa najwyraźniej nie wystarczyła, by stłumić jego zdeterminowane libido. Fiut kołysał mu się obscenicznie, kiedy Cas ciągnął dalej, nieświadomy tego, co działo się po drugiej stronie łącza. – Zabezpieczył budynek si gilami przed anielską inwazją, muszę go przeczekać.
- I zadzwoniłeś, bo co? Nudzisz się? – zapytał Dean i zaryzykował złapanie swego fiuta jedną ręką, ścisnął w próbie znalezienia choćby niewielkiej ulgi od stałego szumu podniecenia w ciele.
Cas przez chwilę milczał.
- Ja… tak. Być może – powiedział. A Dean nieoczekiwanie poczuł się jak paskud za to, że sprowadził tę nutę niepewności do głosu Casa. Koleś może i był naszprycowany dzięki Bogu lub cokolwiek to było, co sprowadziło Casa i Sammy`ego z powrotem tamtego dnia na cmentarzu Stull, ale Cas zachował kilka ludzkich dziwactw – jednym z nich najwyraźniej była potrzeba zostawania w kontakcie.
- Wszystko dobrze, chłopie, rozumiem – powiedział Dean, opadając na stos poduszek pod plecami. – Czasami po prostu trzeba pogadać. – A wtedy, ponieważ wiedział, że Cas nie umiałby zacząć rozmowy nawet wtedy, gdyby miał cholerną instrukcję, Dean zrobił to za niego. – Jak ci się podoba Miami?
Cas zamruczał do telefonu.
- Upał jest kłopotliwy – powiedział, a Dean parsknął, przesuwając się ponownie na łóżku i nie będąc w stanie powstrzymać dłoni od wykonywania szarpiących pociągnięć w miejscu, w którym wciąż ściskał sobie fiuta.
- Cóż, nie wiesz, jak go doceniać – powiedział Dean. – Założę się, że wciąż masz na sobie ten cholerny płaszcz, co?
Kiedy pytanie już padło, zdał sobie sprawę, że właśnie zapytał Casa o to, co ten nosił, podczas gdy W ROZTARGNIENIU OBCIĄGAŁ SOBIE FIUTA. Powinno to wystarczyć, by Dean oderwał rękę jak oparzony, a mimo to, gdy Cas odpowiedział „Tak”, dłoń Deana – absolutnie bez pozwolenia – po prostu skręciła palcami przy urywanym pociągnięciu w górę.
JEZU CHRYSTE…
- Cas, zwykli ludzie przy takiej temperaturze nie noszą trzech warstw ciuchów – powiedział Dean, ignorując ten wewnętrzny głosik wykazujący, że zwykli ludzie nie robili sobie dobrze rozmawiając z przyjaciółmi przez telefon.
Ale… wydawało się, że, kurwa, nie mógł się powstrzymać. Czy chodziło tu o fakt, że był już tak blisko, kiedy Cas zadzwonił, czy o to ściskające zdenerwowanie, że Cas w każdej chwili mógł się zorientować w poczynaniach Deana, dłoń łowcy na swoim ciele wydawała się dziesięć razy gorętsza, niż powinna.
Przyczyniał się też do tego, i to wcale nie w małym stopniu, głos Casa, brzmiący jak coś, za co ludzie zapłaciliby fortunę, słuchając tego na seks-telefonie.
- Dean, anioły nie odczuwają upału tak, jak ludzie – powiedział gburowato Cas i pieprzyć to, jeśli ten ton nie rozpalił czegoś gorącego w brzuchu Deana.
Jak cholera pójdzie za to do piekła.
Dean przygryzł wargę i ścisnął sobie podstawę fiuta.
- Więc w czym problem? – zapytał. – Za dużo półnagich lasek w pobliżu, jak na twój gust?
I naszła go ta pierdolona wizja: Cas w swoim zestawie świętego poborcy podatkowego na plaży w Miami, otoczony gorącymi, opalonymi sztukami w skąpych bikini. Dean parsknął nawet wtedy, gdy jego dłoń przyspieszyła.
- Obserwowałem ludzkość przez tysiąclecia, Dean; stan nagości ma dla mnie niewielkie konsekwencje – powiedział Cas, a Dean stał się nagle bardzo świadom swego własnego, pieprzonego STANU NAGOŚCI. Poczuł, że się rumieni, kiedy zaczął się zastanawiać, czy nonszalancja Casa w sprawie nagości rozciągałaby się na Deana w tym stanie, odsłoniętego przed światem, rozłożonego na pościeli marszczącej mu się pod biodrami, które drgały gorączkowo na łóżku pod wpływem dotyku dłoni na fiucie.
- Tutejszy upał jest wilgotny i ciężki – ciągnął Cas, a Dean pospiesznie wciągnął powietrze, gdy słowa zdawały się zawinąć wokół podniecenia w jego ciele i CIĄGNĄĆ. – Dostaje się wszędzie, Dean. Pod kołnierzyk i ubrania. Wszystko się lepi i nie ma od tego ulgi.
Dean powinien się zaśmiać. Powinien podrażnić się z Casem w sprawie pocenia się i człowieczeństwa oraz radzenia sobie ze światem, ale nie mógł się, kurwa, skupić na czymkolwiek innym, jak na myśli o włosach Casa, sterczących do góry w ten cholernie idiotyczny sposób, małych pasemkach mokrych od potu i lepiących mu się do czoła, kiedy się marszczył, wkurzony na upał. Dean wyobraził sobie siebie chichoczącego, zgarniającego włosy z czoła Casa, i swoje opuszki, mokre od anielskiego potu. Wyobraził sobie, jak wilgoć skraplałaby się na skórze Casa, jak gromadziłaby się na boku szyi oraz w zagłębieniu anielskiego gardła.
I wyobraził sobie dźwięk, jaki Cas by wydał, gdyby Dean zlizał tę wilgoć.
- Dean.
Dean nie miał pojęcia, czy to przez jego imię na ustach Casa, czy też przez wyobrażony smak anielskiego potu na języku, ale nieoczekiwanie doszedł, mocno i OGŁUPIAJĄCO; rozlał się na własną dłoń i desperacko zacisnął usta, aby zdławić jęk.
- Dean – powiedział Cas ponownie – pojawił się demon, muszę iść.
Dean zadygotał po orgazmie, od którego fiut mu się skręcał, nieoczekiwanie zbyt wrażliwy, i rozpaczliwie odchrząknął.
- Tak – powiedział, mając nadzieję graniczącą z paniką, że jego głos nie brzmiał tak, jak on się czuł. – Tak, w porządku – Dean puścił swe przyrodzenie, przesunął dłonią po piersi i zebrał swoje szare komórki do kupy. – Uważaj na siebie, koleś, dobra? – dodał.
- Tak, Dean – odparł Cas. – Wkrótce znowu zadzwonię.
Po tych słowach rozłączył się.
Dean przez trzydzieści sekund gapił się na ekran swej komórki, z napisem „koniec połączenia”, a tętno powoli zbliżało mu się do czegoś podobnego do normalności, zanim sobie uświadomił, co się właśnie stało.
Co do kurewskiej KURWY?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:16, 28 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
O bogowie xD Nie mam pojęcia czemu, ale zapamiętałam, ze ten ficzek to urocze maleństwo bez krzty seksu, kończące się pocałunkiem- a wiedząc, że przeczytam to zaraz po polsku, w cudnym patowym tłumaczeniu to doń nie wracałam i chyba właśnie znów dałam swojemu otoczeniu niezbity dowód na własny brak stabilności emocjonalnej i zdrowia psychicznego xD Szukanie odosobnienia zanim wbiję ząbki w nowe tłumaczenie powinno mi wejść już w krew :X To było GORĄCE jak Diabli, a ja się SPISZCZAŁAM jak tchórzofretka- tchórzofretki chyba normalnie nie piszczą- ale gdyby piszczały to na pewno na bardzo wysokich rejestrach. Matko :D Świetne maleństwo :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:33, 28 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Jeszcze kilka takich maleństw mam w zanadrzu :) A ficzków od endversed wybrałam już ze cztery. Taa, co przetłumaczone skreślę z listy, pojawiają się nowe. Aha, ficzki endversed mam na chomiku w kompilacji Destiel 12a.
No i oczywiście cieszę się, że się cieszysz :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:06, 28 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Lubię długie ficzki, do tasiemców też mam niestety nieziemską słabość, ale takie maleństwa są jak cukierki^^ Takie, przepraszam za wyrażenie, zajekurwabiście dobre cukierki. Podnoszą poziom endorfin na dwa dni. I ciśnienie krwi, co objawia się wzmożonym rumieńcem przez wspomniane dwa dni xD I są naraz, co przy moich niedoborach cierpliwości jest czystym błogosławieństwem.
Na AO3 endversed wchodzę codziennie w nadziei, że dorzuci trzeci rozdział do tego przeuroczego mprega *.* Ma podobno nawet w planach. Ale na razie cisza :X
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:11, 28 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
No to czekamy dalej :) Pytanie, czy akcja będzie się rozgrywać w okolicach porodowych :) A może dzieciątka będą już na świecie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:45, 28 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Patrząc na Deana z tego ficzka obstawiałabym scenariusz "Dean nie teraz dzieci jeszcze nie śpią powiedziałem DEAN NIE TERAZ" :X
Aczkolwiek. Endversed odpowiadała ostatnio na Tumblrze na pytania o swój alpha&omega verse i: omegi wchodzą w... Nie użyję polskiego odpowiednika, nie użyję, bo jest obleśne, pozostanę przy heat i kropka, raz w miesiącu. Ale! Alphy też mają coś takiego, co objawia się podobnie jak u Omeg, wzmożonym apetytem seksualnym (odpowiednio: potrzeba zostania przelecianym i potrzeba przelecenia. Nie mam bladego pojęcia, jak przetłumaczyć knotting na polski). Bardzo wzmożonym. I tylko raz w roku. Więc to mój drugi typ jeśli chodzi o fabułę :X
I oczywiście krótka relacja ze szpitalnej sali też wchodzi w grę :D
Ale jeśli idzie o endversed jestem bezwstydnie nieobiektywna, co by nie napisała- przeczytam z dziką radością.
... i jakkolwiek to nie zabrzmi, imaginujesz sobie Słońce słodsze dzieciaki? xD Yup, zdecydowanie czekam na taki słodki, domestic!fic.
// [link widoczny dla zalogowanych]
Cytat: | Shut Up, Sam
A Denial Song
I’m saving people, hunting things
I like my gig, though it sometimes brings
some complications, but Sammy, I swear
that romance isn’t on that list
why do you insist that I insist,
for the thousandth time, there’s nothing there?
Sam, I don’t like Cas
I mean, I know he’s got a really great—
I mean no, he’s just a friend,
we work together, for God’s sake!
And yeah, he pulled me out of hell,
but he did that for you, as well.
Your point’s invalid and nothing’s gonna make
me say something that’s not true.
Do, do, do, do
Our bond’s platonic
Do, do, do, do
The flirting is ironic
Do, do, do, do
We’re not in love, shut up
Okay, he always comes for me but—
Hey! Not like that, you pervy freak
God, Sam, what the hell is your problem?
I thought you were the mature one here.
And honestly, we’re only friends
It’s totally normal that he spends
so much time with me, anyone can see,
one look at us and it’s very clear that
Do, do, do, do
Our bond’s platonic
Do, do, do, do
The flirting is ironic
Do, do, do, do
We’re not in love, shut up
And yeah, okay, I kept the coat
But that’s no reason for you to gloat
That wasn’t weird and anybody else would do the same.
We only stand so close together
Cause Cas doesn’t know any better
He doesn’t understand personal space and I’m not to blame.
Do, do, do, do
Our bond’s platonic
Do, do, do, do
The flirting is ironic
Do, do, do, do
We’re not in love, shut up
I don’t know where you’re getting this, I—
No, dude, we’ve never kissed!
We look at each other all the time?
What, is eye contact now a crime?
Sam, just cut it out, goddamn
Why can’t you just understand that
Do, do, do, do
Our bond’s platonic
Do, do, do, do
The flirting is ironic
Do, do, do, do
We’re not in love, shut up
Do, do, do, do
Our bond’s platonic
Do, do, do, do
The flirting is ironic
Do, do, do, do
We’re not in love, shut up |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Śro 11:34, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grau_Wespe
Dołączył: 24 Kwi 2013
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć:
|
Wysłany: Śro 13:15, 29 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Pati :
No, dobra, niech będzie, choć raz narysowałam Mishę, i tak nijak wyszedł.Ale nie wiem kiedy, bo mnie ciotka wrobiła w namalowanie komuś kanału Weneckiego. Rysować lubię, ale co do malarstwa, straszny ze mnie leń ._.
Oh, po 30? Mnie za pół roku 18lat czeka, acz miło mi, że nikt mnie tu z powodu wieku nie dyskryminuje.
Grau, może być też Wasp, Wespe, na jedno wyjdzie, to to samo, z tym że z niemieckiego.
Ogółem, nie przepadam za tym językiem, notabene muszę przyznać że z ostrzejszą muzyką współgra świetnie. Bo ten język sam w sobie jest ostry, surowy.
Linmarin: Taak, w pełni się z Tobą zgadzam, również uwielbiam tasiemce.
Nie tylko z opowiadań, nie wiem czy któraś z was przepada za mangą czy anime ( acz okrzyki 'yaoi!' na to wskazują ), ale ja dosyć lubię, i w tym wypadku też wolę tasiemce, acz mało niestety jest interesujących.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Śro 13:34, 29 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Mua ma 24 lata. I dziesięć miesięcy. Wszyscy mówią, to ja też.
Grau_Wespe napisał: | Linmarin: Taak, w pełni się z Tobą zgadzam, również uwielbiam tasiemce.
Nie tylko z opowiadań, nie wiem czy któraś z was przepada za mangą czy anime ( acz okrzyki 'yaoi!' na to wskazują ), ale ja dosyć lubię, i w tym wypadku też wolę tasiemce, acz mało niestety jest interesujących. |
Okrzyki "yaoi!" narzucono nam odgórnie, po natłuczeniu bodaj dwóch czy trzech tysięcy postów na łebka. Osobiście z mangami i anime rozstałam się jakiś czas temu, w przyjaźni i lekkim rozrzewnieniu.
Jeśli lubisz tasiemcowe fici- Redemption Road jest cokolwiek hardcorowo tasiemcowe, ma ponad dwa tysiące stron i podobno jest świetne. Znaczy, na pewno jest świetne, bo ufam opinii antique. Zabieram się właśnie, ale za dużo pornomaleństw tłucze się w otchłaniach internetu, żeby skupić się na dłuższym dziele.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Śro 13:36, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grau_Wespe
Dołączył: 24 Kwi 2013
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć:
|
Wysłany: Śro 15:21, 29 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Mhm, więc wybacz, nie wiedziałam - tym bradziej, iż nie każda z was owy dopisek posiada.
O Jezu. czytałam 1000 stronicowe tomiszcza, ale nigdy 2000, no, i nie na komputerze. bo mi się spać chce zawsze przy komputerze ._.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Grau_Wespe
Dołączył: 24 Kwi 2013
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć:
|
Wysłany: Śro 15:24, 29 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
No i jest to pierwsze forum na jakim się udzielam, więc nawet nie wiem co i jak prawde powiedziawszy.
bo mi to nigdy do szczęścia nie było potrzebne :>
Założyłam konto tylko dlatego, iż przeczytawszy wszystkie fiki, uznałam, że należałoby napisać parę słówek tłumaczce.
Jednak musze powiedzieć, że konwersacja z wami jest bardzo przyjemna, nawet jeżeli luźna :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Śro 16:30, 29 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Bo my ogólnie jesteśmy luźne w obejściu :)
Tagi "yaoi" to zyskałyśmy po 300 postach na łebka.
Właśnie wyszłam z pracy, kolejna wrzuta późnym wieczorem.
Udzielaj się, Grau, nareszcie ktoś nowy tu zawitał :)
Linuś, co do piosenki: uznałabym za ironię, gdyby zaśpiewał ją Jensen :)))
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Śro 16:33, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Linmarin
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Inowrocław Płeć:
|
Wysłany: Śro 17:45, 29 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Grau_Wespe napisał: | O Jezu. czytałam 1000 stronicowe tomiszcza, ale nigdy 2000, no, i nie na komputerze. bo mi się spać chce zawsze przy komputerze ._. |
Ja drukuję. Jestem mordercą drzew na skalę semi przemysłową.
patusinka napisał: | Linuś, co do piosenki: uznałabym za ironię, gdyby zaśpiewał ją Jensen :))) |
Ok. Oficjalnie mam nową rzecz, której chcę najbardziej w życiu (>///<) Może na tym polega mój głęboki, ludzki dramat, wynajdywać sobie takie nierealne marzenia :'D Bogowie, jakież to byłoby epickie xD Już kiedy zaśpiewał Angeles (Angeles...! :3) krwawiłam wewnętrznie :D
//Kocham te dwójkę :D
http://www.youtube.com/watch?v=hRUVTgQdybU
//Troll konwentowy w natarciu. Dean byłby zazdrosny, my ass.
http://www.youtube.com/watch?v=MyTMQUqdBsw&noredirect=1
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Śro 17:57, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Śro 18:44, 29 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Jak widzę Matta w duecie z Ryśkiem, to banan sam mi się ciśnie na twarz :)))
A scenkę z Mishą przypłaciłabym chyba histerią :]
EDYTKA: dwie strony do końca dzisiejszego szorcika :)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Śro 19:30, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
patusinka
Yaoi! YAOI!
Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Balbriggan, IE Płeć:
|
Wysłany: Śro 20:40, 29 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
A otóż i wrzuta. Bawcie się dobrze :)
Ludzie robią to lepiej
Sam zniknął, Samuel najprawdopodobniej dybał na niego, numer Lisy wypalał mu dziurę w kieszeni…
Tak. Życie było do dupy. Całkowicie i absolutnie. Dean pomyślał, nieco bardziej niż sardonicznie, że to zasługiwało na świętowanie. Szczególnie takie z rodzaju śmierć-od-whisky. Zatem, w drodze powrotnej z więzienia Hell wziął sobie nie jedną, a trzy butelki czterdziestoletniej szkockiej. Według niego, jeśli o tej samej porze następnego dnia byłby w stanie podnieść się z podłogi, oznaczałoby to, że nie wykonał, kurwa, porządnie swej roboty.
Plan wystartował nieźle. Był już w połowie pierwszej butelki i wszechświat skurczył się do nieco mniej wypełnionej gównem sekcji ścieku, bo dostarczył mu maratonu serialu DR SEXY. Ale, jak to, kurwa, zwykle bywało, spokój nie potrwał długo. Z trudem też zaskakiwało, że jego przerwanie ogłosił znajomy trzepot niewidzialnych skrzydeł.
Pierdolone anioły.
- Witaj, Dean.
Pierdolony Cas.
- Jeśli przyszedłeś tu oglądać więcej porno, to masz pecha – oznajmił Dean, nie odrywając wzroku od telewizora. – Leci DR SEXY.
- Nie przyszedłem tu dla porno – odpowiedział Cas, a jego stoicka powaga również jak zwykle stała w sprzeczności z tematem rozmowy. Dean poczuł łagodną irytację zauważywszy, że wciąż go to lekko bawiło – cholerny cień radości, którą kiedyś znajdował w wybrykach anioła, ale wciąż tam była. Niedobrze. Był w cholernym nastroju nienawidzę-świata, nic nie miało prawa go pocieszać.
Dean gniewnie pociągnął whisky, niemal opróżniając szklaneczkę za jednym razem.
- Czemu tu jesteś, Cas?
Ku jego niebotycznemu zdumieniu, łóżko się ugięło i Dean ostro spojrzał w górę. Zauważył, że Cas usadowił się na końcu tego cholerstwa tuż przy nim, wlepiwszy oczy w telewizor. Co, kurwa?
- Widziałem, że Sam odszedł – wyjaśnił Cas, obserwując serial z determinacją zdecydowanie różną od zwykłej. Ten gest mógłby wykonać Sam, kiedyś w przeszłości – podniósłby delikatny temat nie wymuszając go na Deanie spojrzeniem. Ale że to Cas się na to zdobył – o wiele zbyt surrealistyczne; w końcu był to gościu, który napadał na ludzi w pieprzonej łazience, stojąc ledwo trzy cale dalej. Dean z niedowierzaniem zauważył, że Cas niemal z wahaniem rzucił na niego okiem. Z pieprzonym WAHANIEM, na miłość boską. – Chciałem się upewnić, że… nic ci nie jest.
To musiała być wina alkoholu, ale, kurwa mać, Dean naprawdę nie wiedział, czy miał się śmiać czy płakać. A może kogoś zastrzelić.
Zdecydował się na zdławione parsknięcie i, podniósłszy się z łóżka – i potknąwszy się tylko nieznacznie, pierdolciesięuprzejmie – ruszył do zamrażarki. Więcej lodu – dokładnie tego wymagała ta sytuacja. A tak naprawdę czegokolwiek, dzięki czemu nie sięgnąłby po broń.
- To jest świetne – rzucił przez ramię, otwarłszy zamrażarkę nieco gwałtowniej, niż to było konieczne. – Kiedy ostatnio Sam ODSZEDŁ, miałeś wszystko w dupie.
- Nie rozumiem tego wy…
- Nic cię to, kurwa, nie obeszło! – warknął Dean i odwrócił się. I tak, może i czuł się trochę wykolejony, ale co-do-licha, jedną butelkę już prawie wyżłopał i inne takie. Przez długą chwilę gapił się w niemrugające, niebieskie oczy Casa, po czym z wściekłością zwrócił się z powrotem do stolika i walnął o niego szklanką z taką siłą, że aż się zdziwił, że jej nie roztrzaskał.
Cisza się przeciągała, łamana jedynie głosem Dr Piccolo ponownie deklarującej wieczną miłość do Dr Sexy, podczas gdy Dean kruszył lód i przez chwilę prawie pomyślał, że jeśli się odwróci, to okaże się, że Cas zniknął. Do licha, nie byłby to pierwszy raz. Ale kiedy odwrócił się, trzymając szklankę, anioł się nie poruszył, a jego bardzo niebieskie i bardzo poważne oczy gapiły się na Deana.
- Obeszło mnie – powiedział wreszcie Cas na tyle cicho, że Dean niemal musiał się pochylić, aby go usłyszeć. – Ale moje miejsce było w niebie – Dean zaczął przewracać oczami, jednak po następnych słowach Casa niemal upuścił szklankę. – A kiedy wróciłem…
- Wróciłem? – przerwał mu Dean, mrużąc oczy. – Ty nigdy, kurwa, nie wróciłeś.
Wtedy Cas popatrzył na niego i Dean wbrew sobie wciągnął powietrze. Prawie już zapomniał, jaki ten gościu potrafił być czasami cholernie intensywny.
- Wróciłem – powiedział Cas pewnie. – Rozmawiałeś przez telefon. Z Bobbym.
Och. Dean przełknął. O kurwa. Wiedział dokładnie, o jakiej rozmowie mówił Cas. O jego ostatniej z Bobbym – ledwie dwa tygodnie po upadku Sama. Był wtedy wrakiem – na ślepo wlókł się przez dni, pił na okrągło. I po prostu… nie był w stanie tego robić – nie mógł już dłużej co tydzień dzwonić do starego łowcy…
BOBBY, JA PO PROSTU… JA TYLKO CHCĘ ZAPOMNIEĆ… CHCĘ ZAPOMNIEĆ O TYM WSZYSTKIM…
Pożegnał się z Bobbym i spakował swoją kurtkę i pistolet. Nakrył swoją dziecinkę tym okropnym brezentem i zamienił się w Deana Winchestera, głowę rodziny. Był to z jego strony akt ostatecznej rozpaczy. A Cas to zobaczył. Zobaczył i zrozumiał…
- Stanowiłem przypomnienie, którego nie chciałeś – wyjaśnił niepotrzebnie Cas. I chociaż głos miał równie poważny, co zwykle, Dean nie mógł nie zauważyć bardzo nieznacznego tonu – o ja pierdolę – UCZUĆ w tych słowach. Dean odwrócił się do stolika, odstawił szklankę, zanim by ją mógł, cholera, upuścić; dłonią niemal automatycznie odszukał krawędź stołu i ścisnął. Mocno.
- Przepraszam, jeśli źle zrozumiałem… - ciągnął Cas za nim, zaś Dean pokręcił głową, zgrzytając przy okazji zębami. A potem… westchnął. Bo kurwa. Po prostu… kurwa. Co u licha miał z tym zrobić? Przez tak długi czas myślał, że Cas odszedł – nie troszcząc się, jakby te dwa ostatnie lata się nie przydarzyły. Zaś teraz…
Teraz.
Dean potarł sobie twarz, żałując, że nie mógł z niej zetrzeć trzech ostatnich cholernych lat. Potem… potem wziął ze stojaka kolejną szklankę.
Cas zmarszczył brwi, kiedy Dean się odwrócił, jakby zmartwiony, zaś Dean przemierzył pokój i wręczył mu drugą pełną szklankę. Na ten widok anioł nieco szerzej otwarł oczy, a Dean musiał walczyć z faktycznym uśmieszkiem, gdy Cas zerknął na szklankę, jak gdyby Dean próbował mu wręczyć różowego słonia czy inne takie.
- Weź to – rozkazał Dean, i Cas wziął, ostatni raz rzuciwszy na nią powątpiewające spojrzenie. Dean mógł spokojnie usiąść znowu na łóżku. Jeden odcinek serialu właśnie się kończył, a drugi zaczynał. Jak, kurwa, odpowiednio. Dean przełknął porcję whisky, podczas gdy instrumentalny motyw przewodni wypełniał pokój i odbijał się od ścian rudery w jakiś smutno znajomy sposób.
Przez jakiś czas panowała między nimi cisza. Cas wziął jeden ostrożny łyczek swego drinka, ale poza tym go nie ruszył – nawet w tym przypadku Dean pomyślał, że to było coś. Szkoda, że cisza nie robiła się przez to ani trochę mniej cholernie niezręczna.
Dean odchrząknął.
- Możemy pooglądać coś innego – zaofiarował. Potem jego usta poszły dalej i ciągnęły, nie skonsultowawszy się najpierw z mózgiem. – Nawet porno.
O. KURWA. MAĆ. Dean naprawdę poczuł, że twarz mu zapłonęła.
Potem – niech będą dzięki wszystkiemu, co święte – Cas pokręcił swoją cholerną anielską głową i z niesmakiem skrzywił usta.
- Nie lubię porno – oznajmił, a Dean parsknął, naprawdę nie wiedząc, czy bardziej z rozbawienia, czy z ulgi.
- Wczoraj zdawało ci się to pasować – wykazał, spoglądając na Casa bokiem. Ku jego zaskoczeniu grymas Casa się naprawdę pogłębił, aż wreszcie anioł niemal spode łba patrzył na telewizor.
- To jest nieszczere – powiedział Cas ostro i z już nieznacznym tylko wahaniem pociągnął kolejny łyk whisky.
Dean poczuł prawdziwy wyszczerz wypełzający mu na usta. Prawdziwy-jak-cholera wyszczerz. Po tym wszystkim. Rany, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo za tym faktycznie tęsknił; za tą lekkością, która zdawała się wypełniać mu pierś, kiedy tylko Cas był w pobliżu. Mówcie o aniele, co chcecie, czasami był cholernie zabawny.
- Nieszczere?
Cas stęknął, po czym za jednym zamachem wypił resztę swojej whisky.
- Dostawca pizzy i opiekunka zdawali się bardzo cieszyć całowaniem – wyjaśnił. – Zaś w rzeczywistości daleko temu do przyjemnego.
Przez całą sekundę Dean mógł się jedynie gapić na Casa z niedowierzaniem, podczas gdy anioł obserwował swoją pustą szklankę. Potem, bardzo niespodziewanie, roześmiał się. Brzmiało to bardziej jak szczeknięcie, ale mimo wszystko był to śmiech.
Cas spojrzał na niego ze zmarszczoną twarzą, a Dean się do niego wyszczerzył.
- Mówisz, że Meg się kiepsko całowała? – wydusił z siebie. I tak – to była najbardziej idiotyczna rozmowa, jaką kiedykolwiek odbył z Casem – i już samo to o CZYMŚ mówiło. Obserwował z radością, jak Cas zmarszczył nos, wracając pamięcią do tego doświadczenia.
- Było niewygodnie – wyjaśnił z niesmakiem. – I smakowało siarką.
W odpowiedzi Dean uniósł brew, ponieważ… cóż, okropne. Wciąż chichocząc zwinął Casowi szklankę z dłoni i wstał.
- Cóż, poszedłeś podrywać demona – oznajmił zmierzając do stołu z opróżniającą się butelką whisky. – Czego się spodziewałeś?
- Mówisz, że całować człowieka byłoby inaczej? – zapytał Cas z łóżka, a w głosie dźwięczała mu zabawna mieszanka ciekawości i powątpiewania.
Dean parsknął, rozlewając resztę zawartości butelki do szklanek.
- Pewnie, cholera, ze byłoby inaczej; całowanie jest niesamowite.
Tak, miał przed sobą jeszcze masę do wypicia – co stanowiło prawdopodobnie jego jedyną wymówkę w kwestii tego, że nie zorientował się, co nadchodziło. W końcu przecież rozmawiał z cholernym CASEM – facetem, który bez śladu sarkazmu w głosie oznajmił, że jego Ojca nie da się znaleźć na tortilli.
Nawet jeśli, Dean niemal upuścił szklanki, kiedy odwrócił się z powrotem i znalazł Casa jakieś trzy cale od siebie.
- Cas, co do…
Ale nigdy nie zdołał skończyć zdania. Ponieważ Cas się nieoczekiwanie pochylił i usta tego gościa znalazły się na jego ustach i był, kurwa, CAŁOWANY przez anioła cholernego Pana. Nie istniało dość przekleństw we wszechświecie, aby oddać tę idiotyczną sytuację.
Dean zamarzł na kość. Żywił poważne podejrzenia, że gdyby ktoś teraz rzucił w niego kamieniem, ten odbiłby się od niego ze szczękiem. A Cas po prostu… całował, lekko naciskając wargi wargami – w niczym nie przypominało to, dzięki Bogu, tego okropieństwa, w które zaangażował się wspólnie z Meg, ale w jakiś sposób było równie całkowicie przerażające i jakoś dziesięć razy bardziej oddziałujące…
Równie nagle, jak się zaczęło, tak się i skończyło – Cas odsuwał się, nieznacznie marszcząc brwi i przechylając głowę. A Dean zapomniał, kurwa, jak się oddychało. Poważnie. Cas zdecydowanie nie pomógł w tej sytuacji, kiedy zaledwie sekundę później OBLIZAŁ sobie dolną wargę – jakby, kurwa, przypominał sobie SMAK.
Dean otwarł usta, ale nic się z nich nie wydostało. Poważnie, jego mózg się, cholera, ZEPSUŁ. Potem Cas naprawił go mrucząc nieznacznie – MRUCZĄC, do kurwy nędzy – jakby to doświadczenie oceniał w swojej głowie czy inne takie.
I dopiero wtedy Dean w pełni sobie uświadomił, z czym cholerny anioł będzie go porównywał. Czy raczej z kim.
O nie, DO DIABŁA.
Patrząc wstecz, była to w przeważającej mierze wina alkoholu. Z pewnością gdzieś tkwiła też odrobina urażonej dumy – dumy, która by mu NIGDY nie pozwoliła chcieć zająć drugiego miejsca po DEMONIE, na litość boską – ale ostatecznie brzęczenie w głowie pozwoliło mu faktycznie zatrzasnąć resztki zdrowego rozsądku w przysłowiowym ciemnym pokoju i zamknąć drzwi na klucz.
Ponieważ to był on kontra cholerna MEG. A on NIE przegrywał z takimi, jak ta suka.
Ledwo zarejestrował dźwięk szkła roztrzaskującego się na podłodze, kiedy obiema dłońmi złapał Casa za wiecznie obecny płaszcz i przyciągnął do siebie. To, że Dean w ogóle zdołał go ruszyć, świadczyło o tym, jak zaskoczony tym działaniem musiał być Cas; anioł zazwyczaj okazywał się obiektem nie do ruszenia. Cas zdołał tylko sapnąć ze zdziwieniem, kiedy Dean całym ciałem przyparł go do stołu, a potem… cóż, Dean się zagalopował.
Usta Casa pod jego własnymi okazały się zaskakująco miękkie, co mogłoby Deana zastopować, gdyby nie to poczucie misji. Okazało się, iż zmuszony był stwierdzić, że doświadczenie nie było w przybliżeniu choćby tak przerażające, jak myślał, że będzie całowanie faceta. Zamiast tego skupił się na złapaniu dolnej wargi Casa i przesunięciu językiem po tym samym punkcie, na którym anioł skupił się chwilę temu. Cas w odpowiedzi wydał zaskoczony, gardłowy dźwięk, chociaż jego ciało zdawało się wziąć wskazówkę za to, czym była, i wargi rozchyliły się nieznacznie, podczas gdy oddech mu zamarł.
Było to jedyne powitanie, jakiego Dean potrzebował. Wślizgnął się z determinacją do ust Casa, podczas gdy jedna ręka automatycznie powędrowała na kark anioła, by przechylić mu głowę i przycisnąć bliżej i, kurwa, nie wiedział, czy to była whisky, czy po prostu Cas, ale nagle żar ciała anioła otoczył go jak coś fizycznego, wpalał się w niego, naznaczał go…
Deanowi na chwilę zakręciło się w głowie i pomyślał, że się zaraz przewróci, ale nieoczekiwanie na jego biodrach znalazły się dłonie, gorące i stabilne; złapały go mocno i przyciągnęły bliżej. A Cas odwzajemniał pocałunek. Odwzajemniał się, kurwa, i to jak cholera – niesamowitą grą zębów i języka, która zakrawała na kompletne szaleństwo, zważywszy na to, kto ją stosował. Dean zacisnął pięść na włosach Casa i nie miał pojęcia, czy próbował przejąć kontrolę, czy też, kurwa, po prostu się trzymać. Ponieważ Cas z pewnością podłapał co nieco po jednorazowym doświadczeniu z oglądaniem cholernego porno.
I jednorazowej lekcji praktycznej.
Wspomnienie Meg przyciśniętej do muru więzienia, z ciemnymi włosami stojącymi w jaskrawym kontraście do wplecionej w nie bladej dłoni Casa, było całkowicie nieprzyjemne. Uderzyło Deana wręcz chorobliwie, czymś bardzo zbliżonym do wściekłości; uczucie to zebrało mu się w brzuchu i zalało żyły, aż wreszcie Dean poczuł się nim zatruty. Ciszę przerwał ledwo ludzki warkot, a fakt, że pochodził od niego, mógłby Deana zastopować, gdyby był w choćby najmniejszym stopniu przestać i zacząć myśleć. Ale nie był i nie zaczął. Zamiast tego kurewsko dobrze wykorzystał uchwyt swojej ręki na włosach Casa. Wystarczyło jedno ostre szarpnięcie, a dźwięk, jaki wydał Cas, kiedy ich usta się rozdzieliły, był w połowie sapnięciem, a w połowie protestem. Przeszedł jednak w coś całkowicie innego, kiedy Dean powiódł ustami po szczęce anioła, a potem po szyi, do której przywarł i zaczął MOCNO ssać. Na tyle mocno, że Cas drgnął w jego stronę i stęknął chrapliwie, chociaż Dean własnymi biodrami przycisnął go do stołu.
Co okazało się, kurwa, potężną pomyłką.
Ponieważ gdy Dean płynął na falach alkoholu i instynktu, nie myśląc i nie kontrolując się, nieoczekiwanie okazało się, że nie mógł zaprzeczać temu, co się działo. Nie, kiedy erekcja Casa przyciskała się do jego własnej, ocierając się o nią i wywołując gorąco w dole brzucha.
Doznanie było dla niego niczym cios kijem w głowę. Dean zachwiał się od tego, i rozpaczliwie odskoczył od gorącego ciała Casa, aż uderzył o blat naprzeciwko. Tam też się przyczaił, gapiąc się, oddychając chrapliwie i o wiele za głośno w nagłej ciszy, i Jezukurwachryste, chyba miał cholerny atak SERCA czy coś…
Zaś Cas… Cas gapił się na niego – oczy miał szeroko otwarte i niemal całkiem czarne, krawat przekrzywiony, a jego usta wyglądały, jakby właśnie przeszedł dziesięć rund z gwiazdą porno. Facet wyglądał, jakby został, kurwa, ZAATAKOWANY. Co, jak Dean przypuszczał, faktycznie się wydarzyło.
Co do DIABŁA…
Gdy tak patrzył, Cas uniósł dłoń do swojej szyi, za pierwszym razem odnalazł pojawiającą się malinkę, a Dean przełknął z trudem na jej widok. Tego nie dało się przeskoczyć. Nie dało się udawać, że była to jakaś cholerna plama, to na pewno. Jej krawędzie były ciemne i wyglądały na ostre – nie do pomylenia. Dean wciągnął chrapliwie powietrze. Co go do diabła OPĘTAŁO, do kurwy nędzy?
Po raz drugi tego wieczoru słowa go zawiodły, kiedy otwarł usta. I bardzo nagle nie miało to już znaczenia. Cas zniknął z ciężkim łopotem skrzydeł. A Dean został na miejscu, gapiąc się na paskudną motelową tapetę, bezskutecznie próbując sobie przypomnieć, kiedy dokładnie stracił swój pieprzony rozum.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|