Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Podziel się Supernaturalem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 358, 359, 360 ... 616, 617, 618  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:59, 26 Maj 2013    Temat postu:

FAKT. Ale one robią to tak umiejętnie, wplatają w ten seks różne emocje. Jak w (dla odmiany :D) MT, kiedy na początku było tylko pożądanie, później budowanie pewnej bliskości itd. A seks z oświadczynami w trakcie? I ten z sabrielowej części, kiedy obaj się nawzajem w pewien sposób przepraszali? Każdy jest inny i emocje tak... Rosną z seksu na seks. Jeśli autorka 'nie umie tak' to już wolę te fajerwerki na sam koniec :X Chociaż z kolejnej znowuż strony... xD W 300 hundred thingst seks był przed angstem- po już nie było, przynajmniej nie opisanego- i fic był epicki. Hm.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:21, 26 Maj 2013    Temat postu:

W 300 THINGS mam wrażenie, że do czegoś doszło po tej trzydniowej nieobecności Casa. Wrócił rozżalony i nie będąc sobą, a Dean pozwolił mu na wszystko. Ale czytałam to tylko raz, więc mogę nie pamiętać...

Aha, z tego, co zauważyłam w trakcie kopiowania ficzków do Worda, przy następnych dwóch ficzkach camuui również będziesz pławić się w emocjach. i to takich, że aż mnie coś ściskało.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:43, 26 Maj 2013    Temat postu:

patusinka napisał:
W 300 THINGS mam wrażenie, że do czegoś doszło po tej trzydniowej nieobecności Casa. Wrócił rozżalony i nie będąc sobą, a Dean pozwolił mu na wszystko. Ale czytałam to tylko raz, więc mogę nie pamiętać...

Uprawiali seks, całkiem szczęśliwy i normalny seks- potem Dean stwierdził, ze na Casa nie zasługuje i z nim zerwał- Cas wyjechał na pogrzeb matki- wrócił złamany i zrozpaczony i właściwie ciężko to było nazwać seksem. (Chociaż był całkiem gorący. Pójdę do Piekła.) Skrajna potrzeba bliskości, i jakiegoś, hym, fizycznego zapomnienia? Czyli właściwie angst, po którym już nie było seksu. Opisanego, znaczy.

patusinka napisał:
Aha, z tego, co zauważyłam w trakcie kopiowania ficzków do Worda, przy następnych dwóch ficzkach camuui również będziesz pławić się w emocjach. i to takich, że aż mnie coś ściskało.

Dżizas, zawsze przed takimi ficzkami posyłam światu pełne rezygnacji pożegnalne spojrzenie, nie wiem, jakim cudem ja je wszystkie przeżyłam- ale hej, każdy kolejny może być ostatnim xD Dziewczyny WIEDZĄ, jak pisać angst.
Ciekawe, kiedy je skończą (zuploadują oba do końca, bo jeden już mają w całości, nee?).

Cytat:
Kid!Dean carving his and Castiel’s initials into a tree - ‘DW + CN ’ because they’re going to be best friends forever.

When they’re adults, Dean finds the tree again and carves a heart around their initials because now Castiel Novak is Castiel Winchester.

Czasami Tumblr przypadkowo łamie mi serce @.@


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Nie 22:45, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:51, 26 Maj 2013    Temat postu:

Tak, jeden jest już w całości, drugi nadal się pisze. Obiecałam i obiecuję ponownie - dam ci znać. Wiem tylko, że ten skończony, czyli MILTON MANOR, mają zuploadować w całości w ciągu najbliższych paru tygodni (ciekawe, ile będzie rozdziałów, bo na razie jest 9). I dopiero po lekturze ficzków zastanowię się, czy je tłumaczyć (skoro poszły już 4, to czemu nie pozostałe 2?). Choć z DANGER DANGER to mogłoby potrwać, bo cholerstwo już teraz ma blisko 200 stron... Ja zaś obiecałam sobie, że po MT żadnego więcej tasiemca nie ruszę...

Wrzuta z tumblera jest przeurocza :) Nic sercołamliwego.

Pięć stron do końca KLĄTWY :]]]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Nie 22:52, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:10, 26 Maj 2013    Temat postu:

patusinka napisał:
Tak, jeden jest już w całości, drugi nadal się pisze. Obiecałam i obiecuję ponownie - dam ci znać. Wiem tylko, że ten skończony, czyli MILTON MANOR, mają zuploadować w całości w ciągu najbliższych paru tygodni (ciekawe, ile będzie rozdziałów, bo na razie jest 9). I dopiero po lekturze ficzków zastanowię się, czy je tłumaczyć (skoro poszły już 4, to czemu nie pozostałe 2?). Choć z DANGER DANGER to mogłoby potrwać, bo cholerstwo już teraz ma blisko 200 stron... Ja zaś obiecałam sobie, że po MT żadnego więcej tasiemca nie ruszę...

Słońce, wiesz, jak u mnie z cierpliwością. Ignoruj mnie- a przynajmniej moją upierdliwość^^ I jeśli już ma 200 stron- a jest WIP- to faktycznie szykuje się tasiemiec :X Z jednej strony cieszę się- dużo dobrego angstu i dużo dobrego seksu- z drugiej... Gdyby był krótszy, pewnie miączyłabym (jak to harpia), żebyś wciągnęła go na listę tłumaczeń, nawet gdzieś bardzo, baaardzo daleko- bo to camui i dream :X Ale nic to, nie dziwię się :D
Mam nadzieję, swoją drogą, ze te kilka tygodni to bardziej trzy, góra cztery tygodnie ^^

patusinka napisał:
Wrzuta z tumblera jest przeurocza :) Nic sercołamliwego.

Ale jest takie słodkie i takie urocze i tak bardzo uświadamia, ze w serialu NIC słodkiego ani uroczego nas nie spotka :X Also- takie rzeczy powinny się pojawiać od razu w komplecie z ficzkiem do tego^^

patusinka napisał:
Pięć stron do końca KLĄTWY :]]]

Do- do końca całego tłumaczenia? Pat... @.@

Zastanawiam się bardzo nad zabraniem za Dark Angel- serial nie powla fabuła, tak mi się wydaje, ale ma jeden, zasadniczy plus:



//
Cytat:
ACTING

WHEN THIS GUY:


Cytat:
IS ACTUALLY PLAYED BY THIS GUY:



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Nie 23:13, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:31, 26 Maj 2013    Temat postu:

Tak, Klątwa nie jest długa, raptem 18 stron.

Plus tego serialu jest niewątpliwy :]]] I szczerze mówiąc, Jensen w tej wersji podoba mi się bardziej, niż obecnie :) W ogóle najładniejszy był przed trzydziestką. Ale to moja opinia. U Mishy zaś jest dokładnie na odwrót.
Linek, co ty na to, by się kiedyś spotkać na Skype'ie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Nie 23:35, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:21, 27 Maj 2013    Temat postu:

O zdecydowanie xD Kark mnie już boli od przytakiwania, ale naprawdę trudno się nie zgodzić. Znaczy, mnie się Dean podoba zawsze, wszędzie i najbardziej. Ale ten z Dark Angel i Pożartych i pierwszego sezonu SPN... Ach~ Za to młody Misha to taki, um, wypłosz troszeczkę. Zdecydowanie nabrał charakteru z wiekiem *.*
... chociaż aktualny Jensen z zarostem też robi mi rzeczy.

Kwestią Skypa- CHCĘ! Tylko mam za wolne łącze i rozmowa wygląda tak, że obie strony zgadują co drugie słowo, a po pięciu minutach rozłącza. Aktualnie prowadzę batalię z Netią, żebym miała taką samą prędkość netu, jak obviously wszyscy sąsiedzi naokoło mają. Założę Skypa i dam znać, Słońce :D
I cóż, musiałam się jeszcze tym podzielić xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:30, 27 Maj 2013    Temat postu:

Gif z Ryśkiem... Aż brak mi słów :hamster_lol:
Właśnie wyszłam z pracy i czekam na przystanku. Wrzuta, jak zwykle, późnym wieczorem :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:47, 27 Maj 2013    Temat postu:

Wrzuta :3 Jedno z piękniejszych słów w moim słowniku ostatnimi czasy xD
Well, zaczęłam kopać- co to do cholery jest, Richard? xD
I jak na razie znalazłam drugi gif.

Also po ficzkach endversed napadło mnie na młodych Casa i Deana. Tumblr nawet nawet sypie materiałami, migały mi wcześniej, ale nie wgryzałam się w nie tak chętnie jak teraz :D Za młodego Deana robi Brock Kelly, ten sam, który owego grał w serialu, na młodego Casa przysposobiono Logana Lermana i muszę powiedzieć- całkiem niezły wybór.
I tak przekopując się przez gify i ficzki natrafiłam na TO VIDEO
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=wlQUe7WJk8E#!
Wzruszyłam się jak wszyscy Diabli. Jest genialne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:56, 27 Maj 2013    Temat postu:

Fakt, na filmiku mnie ślepka zaszczypały. Logan mi jakoś na młodszego Casa nigdy nie pasował, ale oczka ma odpowiednio niebieskie (choć nieco jaśniejsze od Mishy).

Lin, dowiedz się, z czego te gify z gołym Ryśkiem, bo ciekawość mnie zżera :) I zastanawiam się, co by antique na to powiedziała. Mam nadzieję, że dużo zwiedza :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:42, 27 Maj 2013    Temat postu:

Wcześniej mnie też średnio pasował- zaczął jakoś po ficacach endversed. Bo Logan jest taki... Słodki, mały i- zagubiony to złe słowo- taki, um, potrzebujący opieki? Zaczął jakoś do mnie przemawiać. Jest słodki kiedy płacze. Chociaż paradoksalnie Cas z tychże ficzków jest całkiem silną postacią. Z charakterem. Uległy właściwie tylko w łóżku. Hm. Ale ślepka faktycznie ma odpowiednie, na upartego :D
Więc: gify są z filmu :D Tytuł to Ocean strachu 2 z 2006 roku.
Cytat:
Grupka znajomych z czasów szkolnych wypływa luksusowym jachtem w dalekie morze. Beztroski relaks upływa im na zabawie i kąpieli w promieniach słońca. Nie przypuszczają, że wkrótce rozpocznie się dramat. Skoczywszy do wody, orientują się, że nie wystawili za burtę drabinki, by wejść z powrotem na pokład. Na jachcie pozostaje tylko malutkie dziecko, niezdolne im w żaden sposób pomóc. Wyczerpanie próbujących się utrzymać na powierzchni niefortunnych imprezowiczów stopniowo daje znać o sobie, jeszcze bardziej ich desperacja i panika.

I trailer:
http://www.youtube.com/watch?v=SItuuvHmZdk

Też mam nadzieję, że antique się świetnie bawi :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
patusinka
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 03 Wrz 2007
Posty: 6911
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Balbriggan, IE
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:26, 27 Maj 2013    Temat postu:

Okej, jednak poszło szybciej. Oto obiecana wrzuta. Smacznego i proszę o komentarze :)

KLĄTWA STU MIŁOŚCI


- Tak, tak, po prostu daj mi chwilkę – zawołał Dean z łazienki, gdy Sam zaczął walić w drzwi.
- Chłopie, siedzisz tam już z godzinę. Musimy iść – głos Sama oddalił się, stłumiony przez drzwi, a Dean miał nadzieję, że brat nie usłyszał piskliwego jęku, jaki właśnie uleciał mu z ust.
- Wiem, wiem, ja tylko…
Z Deanem było źle. Tego ranka już dwa razy sobie obciągnął i za każdym razem natychmiast wracał do początku – czyli erekcji. Za pierwszym razem ulżył sobie tak ot, zwyczajne szybkie majstrowanie pod prysznicem z powodu porannej stójki i na pół zapamiętanych snów o jędrnym ciele i czymś pierzastym. Ale stójka natychmiast powróciła. Wyskoczyła w ciągu dwóch minut, jakich potrzebował na użycie szamponu. Zajął się nią ponownie, tym razem próbując dłuższych pociągnięć, nieco gmerania przy jądrach, starając się wyrzucić to z ciała. Dochodząc poczuł się dobrze, na tyle dobrze, żeby nawet lekko stęknąć, a później poczuł miłe, ciepłe pieczenie nisko w brzuchu. Ale gdy tylko zaczął się wycierać, jego ciało wróciło do gry.
- Co, kurwa? – wymamrotał Dean, siłą woli usiłując zapanować nad interesem. Zapiął zamek przygryzając usta, potem wcisnął dłoń w krocze niczym trzynastolatek na biologii, ale nic mu nie pomogło. Nie potrwało długo, a zaczął czuć ból. – Ja pierdolę – splunął, gdy to ciepłe pieczenie w brzuchu zakłuło mocno, jakby ktoś go kopnął, i przypadkowo wycisnął z tubki połowę pasty do zębów.
- Dean? Nic ci nie jest? – głos brata tym razem rozbrzmiał bliżej. Dean mógł go sobie wyobrazić z uchem przy drzwiach.
- Tak, Sammy, tak. Tylko mały problem z, yyy, pastą do zębów.
Ból nie zlikwidował mu stójki. Była równie twarda, jak wcześniej, i zaczęła BOLEĆ. Prawdę mówiąc, im dłużej Dean ją ignorował, próbując zeskrobać pastę z podłogi, tym bardziej bolała. Pomyślał, by spróbować jeszcze raz. I tak czuł się bliski wybuchu, nie powinno to zająć zbyt długo. Krzywiąc się Dean wyciągnął ją ponownie i zaczął się obciągać szybko, pochylony nad zlewem.
- No dalej, no dalej, no dalej – błagał przez zaciśnięte zęby. Coś się tu działo, coś zdecydowanie nienaturalnego, ale nie był pewien, ile dokładnie obejmowała ta nowa polityka dzielenia się wszystkim z Samem. Istniało parę rzeczy, których o swoim bracie nie chciało się wiedzieć.
Nie powinno mu było być tak dobrze, kiedy doszedł. Wstrętne, rozpaczliwe obciąganie nie powinno dawać takich samych wrażeń, jak 45-minutowa akcja.
- Dean, czy ty…? – i oto oficjalnie pojawił się niedowierzający głos Sama.
Dean schował sprzęt tak szybko, jak mógł, opłukał dłonie nad zlewem, po czym szarpnięciem otworzył drzwi, w pełni świadom, że był zaczerwienionym wrakiem.
- Mamy problem.
Sam posłał mu sceptyczne spojrzenie.
- Problem prawdziwy czy osobisty?
- Oba – odciął się Dean i skrzywił, czując kolejny przypływ podniecenia. – Nie mogę… - pokazał gestem na swoje krocze – no wiesz… zatrzymać tego.
Sam uczynił spory wysiłek, by się nie roześmiać, jednocześnie się czerwieniąc, ale nie wytrzymał.
- Dean, wiem, że wiesz, jak się tym zająć.
- Tak, próbowałem już TRZY RAZY, okej? Nic z tego. Po prostu… ciągle wraca.
Gdyby Dean mógł się po prostu zwinąć w kłębek i umrzeć, to by to zrobił. Wolałby raczej dekapitować paskudy w czyśćcu niż opowiadać bratu o swoich problemach ze stójką. Ale w tym stanie nie mógł pracować nad sprawą. Mieli ślad prowadzący do kolejnej tabliczki i planowali dziś udawać agentów ubezpieczeniowych. Półerekcja w spodniach w trakcie picia kawy z pogrążoną w żałobie babcią czy wdową była zła na tak wielu poziomach.
Na zmianę ściskał dłoń w pięść i otwierał, zwalczając to, co i tak nieuchronnie nadchodziło.
- Czekaj, mówisz trzy razy w mniej niż godzinę? – zapytał Sam marszcząc czoło z zatroskaniem i wskazując kciukiem na łazienkę.
- Tak!
- To nie jest normalne.
- Wiem!
- Cóż, dobra, zastanówmy się nad tym. Gdzie byliśmy, z kim rozmawialiśmy? Nie sądzimy, by w tę sprawę były zamieszane czarownice, i…
- Sam – przerwał mu Dean i skrzywił się, gdy ból dopadł go ponownie. – Sam, to jest takie nie okej. To BOLI. Tak, że jeśli czegoś nie zrobię, to fiut mógłby mi odpaść.
Sam szerzej otwarł oczy.
- To… naprawdę? Jakbyś był do tego zmuszany?
Dean stęknął, ponownie uciskając sobie krocze, na wypadek, gdyby fiut faktycznie chciał mu odpaść. Uczucie było głupio dobre. Nie powinno mu być tak dobrze.
- Tak, coś w tym rodzaju.
- Ha – ćwierknął Sam, teraz już zaintrygowany.
Rozległ się szum powietrza i nieoczekiwanie pojawił się Cas.
- Jezu Chryste – wymamrotał Dean, zginając się w pół i padając na jedno z łóżek, z łokciami na kolanach i głową w rękach. W tej chwili zdecydowanie nie potrzebował wizyty ich zaprzyjaźnionego anioła. Potrzebował natomiast pocisku ze środkiem uspokajającym. Albo tego, by dojść do utraty rozumu. Nieważne. Byle tylko to się skończyło.
- Myślałem, że będziecie teraz prowadzić dochodzenie – zamruczał Cas do Sama, wyglądając na zmieszanego. Sam położył sobie ręce na biodrach i wskazał na Deana. Dean westchnął i spojrzał w górę, machając przelotnie ręką.
- Hej, Cas.
Cas przechylił głowę.
- Co się dzieje?
Dean naprawdę, naprawdę nie miał ochoty wyjaśniać.
- On ma, uch, reakcję. Jeszcze nie wiemy, na co.
Ból przedzierał się przez niego, jasny i kłujący. Dean przetoczył się na bok, ściskając się za jaja.
- To nie jest okej! – wrzasnął. Mógł myśleć jedynie o tym, jak cudowna była ostatnia ulga, jak wstrząsający był jego własny dotyk. Czuł, jak fiut drga mu pod dłonią. Był ledwie dwie sekundy od tego, by nie rozerwać sobie rozporka.
- On… - Sam urwał, ostrożnie dobierając słowa. – Ma problem z podnieceniem. Najwyraźniej bolesny.
Dean posłał sfrustrowany jęk w materac.
- Chłopaki, musicie wyjść. Nie mogę… muszę… Chryste, to jest do dupy.
- Może ja mógłbym pomóc – powiedział Cas.
Sam parsknął, ale fiut Deana niemal podskoczył. A to, kurwa, bolało. Spiął się cały, próbując powstrzymać to coś, a ból się rozszerzał. Zmusił się , by usiąść, i zauważył, jak drżały mu mięśnie.
- Coś ci powiem – powiedział Sam, wciąż nieznacznie rozbawiony i nieoczekiwanie pełen pośpiechu. – Zadzwonię do pani Wheeler, aby przełożyła nasze spotkanie, a potem pójdę z powrotem do muzeum. Może coś, co oglądaliśmy tam wczoraj, da nam wskazówkę odnośnie tego, co tu się, um, UNOSI.
Dean jęknął żałośnie zarówno z powodu żartu Sama, jak i następnej fali bólu. Cały był pokryty potem i czuł, jak wilgoć przesącza mu się przez koszulę pod pachami oraz gromadzi na czole. Czuł ból w całym ciele. Ale może trochę anielskiego pyłu by wystarczyło.
Za Samem zamknęły się drzwi, a Dean posłał Casowi nieszczęśliwe spojrzenie.
- Możesz to odczynić? – zapytał zdartym głosem.
Cas zmarszczył się w skupieniu i zrobił krok naprzód, przyciskając dwa palce do czoła Deana, co nie zdarzyło się już od dawna. Dean zamknął oczy i czekał, by przeniknęło go to chłodne, niebiańskie uczucie.
Nic się nie wydarzyło.
- Przykro mi, Dean – powiedział Cas, zanim Dean w ogóle otwarł oczy. – Cokolwiek to jest, jest potężne. Mocno cię dotknęło.
Dean pragnął załkać. Prawdę mówiąc, to możliwe, że już szlochał. Pragnął też rozpiąć tę cholerną koszulę i wyjść z ubrań, ale najwyraźniej nie był w stanie oderwać już rąk od krocza. Za późno zdał sobie sprawę, że już masował sobie erekcję nasadą dłoni. Uczucie było za dobre, by je teraz odrzucić.
- Kurwa – wyrzucił z siebie. – Cas, musisz wyjść. – Ja… mam coś do zrobienia.
Ale Cas ani drgnął.
- Wyraźnie potrzebujesz pomocy. Wciąż mógłbym ci się na coś przydać.
Dean zerknął w górę na Casa, przyglądając się nieco rozchylonemu kołnierzykowi, przekrzywionemu krawatowi, pełnym ustom i rozczochranym włosom. Nie umiał odciąć się od tego, co ten widok z nim robił, ostatnimi czasy coraz więcej, od kiedy Cas wrócił i się umył. A było jeszcze gorzej, gdy Cas patrzył na niego w taki sposób, zmartwionym, spragnionym wzrokiem. Deanowi zakręciło się w głowie. Jaja mu się napięły.
- Cas, czy ty właśnie zaproponowałeś, że mi zrobisz dobrze? – musiał o to zapytać z zamkniętymi oczami. Uchylił jedną powiekę na tyle, by ujrzeć, jak Cas wzruszył ramionami.
- Jeśli problem będzie się ciągnął, nie dasz sobie z tym rady sam. Umrzesz z wyczerpania lub z wysiłku, cokolwiek będzie pierwsze.
O tym Dean jeszcze nie pomyślał, a była to w sumie racja. Ale z tego, co Dean wiedział, Cas wciąż był anielskim prawiczkiem.
- Dean, to prawie żaden trud – dodał Cas miłym, miękkim, seksownie niskim głosem.
I pieprzyć to. W ciągu ostatnich lat przeszli razem przez wiele pierwszych razów – pierwszy człowiek wydobyty z piekła, pierwszy anioł z wolną wolą, pierwsza ucieczka z czyśćca – czemu też nie to?
Wciąż.
- Nie chciałem, by tak to wyszło – wymruczał Dean pod nosem. Nie pozwalał sobie za dużo o tym myśleć, ale zawsze czuł COŚ do Casa. Przez lata była to kolejna rzecz, którą spychał głęboko, upychał w tej emocjonalnej skrytce. Nie warto było o tym myśleć, dodatkowe kłopoty w dłuższej perspektywie czasu itd.
Ale po czyśćcu? Dean już nie wiedział. Zupełnie, jakby skrytka się otwarła. Cały syf wciąż się z niej wylewał, a on próbował na to pozwolić. Nie było to coś, co już do końca pojął, ale czekało na swoją kolej. Musiał to tylko odsunąć jeszcze trochę w czasie, aby przez to przejść.
- Tak, okej – powiedział głośniej. – Chodź tu – zdołał unieść jedną rękę na tyle długo, by gestem nakazać mu podejść BLIŻEJ.
Cas zdjął płaszcz i rzucił go na sąsiednie łóżko. Dean był strzępem człowieka. Ból i rozkosz krążyły w nim tak szybko i mocno, że ręce mu się trzęsły, gdy próbował rozpiąć spodnie. Cas bez słowa przejął nad nim kontrolę, a Dean nie świrował dlatego, że miał pozwolić innemu facetowi dotknąć swojego chuja, wcale nie. Po prostu wydziwiał nad faktem, że to był Cas, anioł, który prawdopodobnie nie znał „robótek ręcznych” z…
- Cholera, o cholera, Cas. Jezu, nie przestawaj.
Dean padł na łóżko w chwili, w której Cas go dotknął, każdy zbyt napięty mięsień w jego ciele ustąpił w tej samej chwili. Musiało to wyglądać niezręcznie – Dean leżał rozwalony na plecach, z fiutem ledwo wystającym ze spodni, gdy Cas pochylił się nad nim i zaczął obciągać – ale nie był w stanie się przejąć. Nie istniało nic innego, niż palący przypływ podniecenia, wstrząsający dotyk, doskonale silne pociągnięcia dłoni Casa. Czuł uginające się łóżko, czuł ruch na swojej piersi i otwarł oczy, by ujrzeć Casa klęczącego mu nad nogami, wolną ręką zręcznie rozpinającego mu koszulę. Dean stęknął na ten widok, po dotyku kciuka na główce fiuta, czując i widząc, jak Cas odsuwa mu koszulę na bok.
A potem doszedł, rzucając biodrami i ściskając pościel, na swój brzuch, gdzie przed chwilą jeszcze była koszula. Zacisnął zęby, uniósł brodę i przeżywał nadzwyczajnie niesamowity orgazm. Cas był ostatnim, co zobaczył, zanim oczy nie uciekły mu w tył głowy, Cas, z otwartymi ustami i niebieskimi, szeroko otwartymi oczami skupionymi na fiucie Deana, który tryskał na jego ciało.


Możliwe, że zemdlał. Albo po prostu odpłynął. W każdym razie, kiedy otwarł oczy i usiadł, mógł myśleć tylko JESZCZE RAZ, ZROBIĆ TO ZNOWU. Jego ciało już się na to zgodziło.
- Chyba sobie jaja robisz – powiedział, gapiąc się w dół na swoje kolana.
- Jak się czujesz?
Dean rzucił się na bok, ale potem przypomniał sobie, że to był Cas. Poprawił na sobie spodnie i spojrzał na anioła siedzącego na brzegu drugiego łóżka.
- Napalony – wyburczał Dean, jedynie w połowie tego żałując. W końcu była to prawda. Nie wiedział, JAKIM SPOSOBEM mogła to być prawda, zwłaszcza że dopiero co doszedł tak mocno, ale była.
- Czy musisz…
Deana uderzył przebłysk tego, co się dopiero co wydarzyło, i znowu poczuł to palenie, słodkie i kuszące. Praktycznie zaczął się ślinić, choć sumienie mu protestowało. Nigdy nie sądził, że mógłby znienawidzić mieć ochotę na seks, ale VOILA!
- Myślę, że jeszcze mam kilka minut.
Cas pokiwał głową.
- Dean, jesteś zmuszany, by to robić. Nie ma wstydu w czymś, nad czym nie masz kontroli – powiedział tę drugą część trochę nieobecnym głosem, jakby przez chwilę myślał o czym innym. I zdawał się składać w całość jeszcze coś innego, kiedy dodał: - Nie masz wyboru.
Dean przez chwilę obserwował Casa, nie do końca pewien, czemu rozmowa przybrała taki obrót, i zastanawiał się, czy czegoś nie przegapił. Ale potem Cas jakby wrócił do rzeczywistości i spojrzał wprost na Deana, więc Dean po prostu zajął się problemem w zasięgu ręki, mówiąc ogólnie.
- Tak, wiem. Wierz mi, to jest do dupy, ale jeszcze gorzej dlatego, że musiałem cię w to wciągnąć.
- Myślę, że już przeszliśmy razem gorsze problemy – Cas uśmiechnął się wymuszenie.
Dean zaśmiał się w odpowiedzi, głośno i swobodnie. Jego radość uciął jednak kolejny cios bólu i mężczyzna skończył na kaszlu.
- O kurwa – już to czuł, to bolesne naleganie, budowało się silnie. – To było szybko.
- Potrzeba wróciła? – zapytał Cas zaalarmowany i wyprostował się.
- Tak – syknął Dean. – To… - musiał sapnąć kilka razy, by złapać oddech. Wbił palce w skotłowaną pościel, by nie zacząć się dotykać. Ból zwiększył się odrobinę, ale ta paląca rozkosz nadal tkwiła poniżej, wzywając go. – Co jest, kurwa – wyrzucił z siebie. – Teraz jest silniejsza. Cas, nie sądzę, że zdołam…
- W porządku – powiedział Cas i wstał, ale wstrzymał się niepewnie. – Powiedz mi, czego potrzebujesz.
Dean potrzebował, by głos Casa nie brzmiał tak bardzo jak seks, oraz jak najszybciej ściągnąć spodnie. Obie rzeczy zdawały się być ze sobą powiązane, ale nie miał czasu nad tym rozmyślać.
- Lubrykantu – zażartował, zsuwając sobie spodnie z bioder. – Prawdopodobnie jest trochę… - ale nie dał rady skończyć zdania, kiedy uderzyła go solidna, boląca POTRZEBA. – O Boże, nieważne, po prostu chodź tutaj. Proszę, chodź tutaj.
Złapał Casa za nadgarstek i pociągnął go na łóżko, na którym oparł się o zagłówek. Dean nawet o tym nie pomyślał, po prostu poprowadził rękę Casa z powrotem tam, gdzie była wcześniej, każąc mu objąć swojego fiuta. Kąt był niewłaściwy, ale nie zdołał się powstrzymać od pchania w pięść, bo ból ustępował jedynie przed rozkoszą. Cas przesunął rękę i swój ciężar tak, że znowu ukląkł okrakiem nad Deanem, unosił się nad nim. Tyle tylko, że tym razem znaleźli się oko w oko – Dean mógł patrzeć albo na dłoń Casa na sobie, albo w jego oczy. Obie rzeczy okazały się za trudne.
Tym razem rozkręcenie się zajęło więcej czasu, a Dean nakręcił się wywarkując strumień nieprzyzwoitości, których nie miał na myśli, bo takie coś się zdarzało, kiedy tkwiłeś na krawędzi orgazmu całe eony. Ciągnął Casa i odsuwał od siebie. Przyciągnął go bliżej za szlufkę, dopóki Cas nie przesunął się na kolanach kilka cali w przód i nie usadowił Deanowi między nogami. Odepchnął Casa, by zdjąć mu tę głupią marynarkę. Wbił palce niczym szpony w jego pierś i złapał za krawat, by znowu przyciągnąć bliżej.
Tkwili w tej pozycji, kiedy Dean doszedł – Cas pochylał się nad nim, Dean trzymał go za krawat, a ugiętymi nogami otaczał uda anioła. Orgazm uderzył go mocno niczym fala przypływu, a palce Casa wypuściły ciepły, śliski płyn, podczas gdy mózg Deana się zawalił.
Wreszcie wszystko ustało, a wzrok łowcy zaczął się zamazywać. Poczuł, że opada, ale próbował z tym walczyć, próbował zostać w tu i teraz. Cas przestał go dotykać, obaj oddychali łatwiej. Ale wtedy, kiedy Cas zaczął się odsuwać, wszystko wróciło. Wzrost zainteresowania, to dobre pieczenie w brzuchu. Dean zakwilił, niemal żałując, że nie pozwolił sobie na omdlenie.
- Nie idź – jęknął Dean, złapał Casa za krawat i zacisnął nogi, zatrzymując go bliżej, ponieważ był to koniec, ale zarazem początek. – Nie odchodź – wykrztusił, kiedy uderzyła go kolejna porcja bólu.
Koniec, chciał tylko, by nadszedł koniec. By się skończyło. Odeszło. Zrobione, kurwa.
- Jestem tu, Dean – szepnął Cas z ustami gdzieś w pobliżu jego ucha, podczas gdy dłoń miękko wróciła na miejsce. – Jestem tu.
Dean potaknął. I zaczęli od początku.


Zaczęli jeszcze raz. I jeszcze. Casowi zdawało się nie przeszkadzać nasienie na palcach czy to, jak Dean przywierał do jego ramion, jego barków, jego ubrań. Pozostał spokojny, ruszał się tak, jak Dean mu nakazywał czy demonstrował, ani razu się nie skrzywił, zaśmiał czy poskarżył.
Działali dalej.
Kiedy przerywali na zbyt długo – co oznaczało okres czasu od 30 sekund do 5 minut – pojawiał się ból. Gdy przerywali na dłużej, niż to, ból robił się naprawdę silny. Chyba, że Dean mdlał. Czasami sam sobie na to pozwalał, czasami Cas go do tego zmuszał, aby dać ciału odpocząć od endorfin. Dean zdołał przekazać Casowi większość informacji o tym, jak to wszystko działało, nie, żeby ten temat ciężko było podjąć, ale nie powiedział mu, że to dobre, ciepłe, lśniące uczucie rozpalało się za każdym razem, kiedy spojrzał na Casa lub o nim pomyślał. A jeśli temu uczuciu nie poświęcało się uwagi, to pojawiał się ból. Dean był całkiem pewien, że już ktoś kiedyś przeprowadził podobny eksperyment z psami i ślinieniem się, a może to były szczury i jedzenie. Sam by wiedział.
Cas zaciągnął go do łazienki, zmusił go, by się opłukał i wypił trochę wody. W zamian za to Dean zmusił Casa, by ten zrobił mu dobrze przed olbrzymim, wiszącym tam lustrem, kiedy opierał się dłońmi o blat, a Cas stał za nim. I, ponieważ czasami bywał zboczonym bydlakiem, obserwował, jak Cas obserwował, jak on dochodził.
Dean dopiero co rzucił się na łóżko, kiedy rozległo się pukanie do drzwi oraz dźwięk klucza w zamku. Zerwał się i zaparł o drzwi całym ciałem, zanim otwarły się szerzej niż o cal.
- Dean?
- NIE wchodzisz tu, Sammy – zagroził Dean, szybko chwytając drzwi. Cas wyszedł z łazienki, wycierając dłonie w ręcznik. Krawat miał zdjęty, kołnierzyk rozpięty, podwinął też rękawy koszuli. Więc, oczywiście, Deanowy fiut stanął na baczność. Już czuł się cały podniecony.
- Nie, nie, zaufaj mi, nie chcę. Chciałem wam tylko powiedzieć, co odkryłem, ale zapomniałem telefonu. Dean, puść drzwi, szerzej ich nie otworzę.
Dean padł na tak zwane łóżko Sama i położył sobie poduszkę na kolanach, ostro świadom tego, że mógłby nie wytrzymać tej rozmowy bez, cóż, POMOCY Casa.
- Sam, masz trzy minuty.
Cas przechylił głowę w milczącym pytaniu skierowanym do Deana. Dean rzucił okiem na drzwi i pokręcił głową. Cas odłożył ręcznik i przeszedł pokój, siadając na końcu łóżka, ale zachowując odpowiedni dystans od Deana, i, na szczęście, znikając mu bezpośrednio z pola widzenia.
- Więc wróciłem do muzeum – powiedział Sam przez szczelinę w drzwiach.
- I?
- I pamiętasz to coś, co pokazałeś mi, kiedy byliśmy w magazynie – róg nosorożca?
- Tak – powiedział Dean ściśniętym głosem, czując pierwsze ukłucia bólu. Zakłopotany ruszył poduszką.
- Przeczytałeś w ogóle kartkę?
- Przeczytałem to, gdzie było napisane „róg nosorożca” – był całkiem pewien, że usłyszał, jak Sam walnął się w czoło.
- Tak, cóż, nazywają to Rogiem Stu Miłości – ciągnął Sam, a Dean parsknął. – Kiepsko, wiem, ale stanowił on część starożytnego obrzędu płodności. Ludzie pierwotni wierzyli, że pozwoliłby on, uch, ciągnąć dalej, no wiesz, ze sto razy.
Dean uniósł brwi i zaryzykował wymianę spojrzeń z Casem.
- Więc czemu wszyscy w muzeum nie próbują wybzykać się do nieprzytomności?
- Bo kustosze noszą rękawiczki, Dean – odparł Sam z kamienną twarzą.
- Sam… - ostrzegł Dean. ZOSTAĆ W TEMACIE zniknęło pod podnieceniem. Mocniej ścisnął poduszkę, by nie zacząć się dotykać.
- W każdym razie, mitem jest, iż róg nosorożca ma właściwości afrodyzjakalne, ale, o ile mogę powiedzieć, ten Róg Stu Miłości w trakcie obrzędu nie miał tak działać – wyjaśnił Sam. – Nie tak szybko i, uch, boleśnie, znaczy się. I najwyraźniej nie był zaprogramowany na dokładnie sto razy. To przyszło razem z, um, klątwą.
- Klątwą?! – zaskrzeczał Dean, kiedy jego całe ciało napięło się po kolejnej nieprawdopodobnej fali rozkoszy, za którą nadszedł ból. Pokój zaczął się obracać, a Dean mocniej przywarł do rzeczywistości. Klątwa. Klątwa miała sens. Przeklęty przedmiot, muzeum starożytnych przedmiotów religijnych. Dean powinien był zauważyć, że to nadchodziło. Bez żadnych dwuznaczności. – Tak, dobra, klątwa. Jak do tego doszło?
Usłyszał, że Sam poruszył się podekscytowany.
- Posłuchaj, róg należał do czarnego nosorożca, z Ke…
Cas dotknął ramienia Deana – siedział teraz bliżej – i spojrzał znacząco na jego ręce zaciśnięte na poduszce. Dean przygryzł usta i pokręcił głową, chociaż całe ciało mu krzyczało. Już od wielu godzin nie kazał sobie czekać, nie próbował się powstrzymywać. Ale nie mógł. Jeszcze nie.
- Sammy, skrótowo poproszę – wystękał.
- Och. Racja. Uch, zachodnie zepsucie starożytnej afrykańskiej praktyki religijnej? Pomyśl o przepisie na viagrę epoki wiktoriańskiej.
Dean przewrócił się na bok, sapiąc Casowi w szyję, półprzytomny od żądzy, śmiechu i rozkojarzenia. Sapanie szybko przeszło w zduszony jęk z powodu bólu, który ciął go jak nożem.
- Tyle tylko, że to spaliło na panewce. W sposób trwający całymi godzinami. Wersja po klątwie jest bardziej torturą.
- Powiedz mi coś o tym – wychrypiał Dean. Cas położył brodę na jego głowie, pocieszającym gestem gładząc go po włosach. Od tego pragnienie w Deanie tylko zapłonęło silniej, ale przynajmniej na chwilę zagłuszyło tę przeszywającą agonię. – Okej… - wydyszał. – Okej, więc mówisz, że muszę dojść sto razy. Rano były trzy razy, ale… - myślenie było trudne. Słowa były trudne. DEANOWI było trudno. – Nie wiem, ile razy teraz.
- Piętnaście – powiedział Cas.
- Poważnie? – Dean poderwał się na chwilę, głupio dumny z siebie. – Dobra, więc to daje… - matematyka też była trudna. – Osiemnaście? Po prostu… Jezu, kurwa… - zgiął się w pół, lądując Casowi na kolanach.
- Dean? – zawołał Sam z troską w głosie.
Dean naparł na poduszkę, unosząc biodra bez swojej zgody. To już nie było tylko uczucie w jego ciele, to było COŚ. Szargało mu nerwy. Tylko o tym mógł myśleć. Stęknął głęboko, gdy ból ponownie przeszedł w rozkosz.
Sam wydał zduszony dźwięk.
- O Boże, nie, nieważne, już rozumiem.
- Sam, to może zająć jeszcze trochę czasu – powiedział cierpliwie Cas, jakby nie obserwował Deana obskakującego poduszkę w środku wywołanego seksualną klątwą załamania.
- Tak, hej, nie ma sprawy. Nie martwcie się o mnie, nic mi nie jest. Ja… wy, chłopaki, po prostu, uch, naprawcie Deana. Odezwę się później?
Cas spojrzał na Deana i zmarszczył się. Dean pozwolił mu wstać, samemu opadając w kałużę ciepła, które za sobą zostawił. Cas wziął z nocnego stolika komórkę Sama i podszedł do drzwi.
- Zadzwonimy do ciebie, gdy będzie po wszystkim.
Dean niewyraźnie usłyszał, jak Sam podziękował i życzył im szczęścia.
A potem Cas wrócił w pobliże, na łóżko. Dean zapomniał o poduszce i wspiął mu się na kolana.
- Niech to się skończy, niech to się skończy, niech to się skończy – zadeklamował, zamykając oczy i zaciskając pięści. Cas przygarnął Deana bliżej i w dwie sekundy objął mu fiuta cudownie nawilżoną dłonią. – Sukinsynu, nie przestawaj – zaklął Dean z ulgą, kołysząc się na Casie, posuwając mu rękę. – Nigdy nie przestawaj.
Nie potrwało to długo i doszedł, wciąż obejmując Casa. Oczywiście, niemal natychmiast odpłynął.


Dean usiadł, kiedy doszedł do siebie. Przetarł oczy i stwierdził, że czuł się, cóż, lepko, ale też prawie normalnie. Nie, żeby to potrwało długo.
- Dziewiętnaście – dobiegł gdzieś spoza niego głos Casa. Dean odwrócił się i ujrzał go opartego o zagłówek, z wyciągniętymi nogami.
- Chłopie, proszę, nie licz. A przynajmniej nie na głos.
Cas wzruszył ramionami.
- Przepraszam. Nie będę.
Dean cofnął się i leniwie opadł obok niego. Ich ramiona się stykały i ta seksualna potrzeba znowu zaczęła go łaskotać.
- Sto razy – zmarkotniał.
- Rzeczywiście praca na nasze siły.
Dean parsknął. Spojrzał w dół na swoje ręce, na odziane w skarpetki stopy Casa. Nie chciał myśleć o budzącym dreszcze wspomnieniu euforii, o tym podstępnym czymś, co mu w środku szeptało JESZCZE RAZ, JESZCZE RAZ. Ale nie był w stanie nie myśleć.
Cas robił mu dobrze. Bycie w pobliżu Casa robiło mu dobrze. Ale Dean czuł się żałośnie. Miał nadzieję, że już prawie nadszedł koniec. Teraz tego końca nie było widać. Minęło już kilka godzin, i nie miał pojęcia, jakim cudem fiut mu jeszcze nie odpadł, ale podejrzewał, że mogły się w to zaangażować anielskie moce.
- Nie zrozum mnie źle, jestem świetny. Ale jeszcze osiemdziesiąt? – Dean pokręcił głową i znowu spojrzał na swoje ręce. – Nie wydaje mi się, że mogę…
- Dean – przerwał mu Cas, obejmując mu dłonią twarz. Dean wychwycił piżmowy, słonawy zapach – palce Casa pachniały seksem, tak jak Dean. – Czy ty mi ufasz?
Dean spojrzał w górę, marszcząc brwi.
- Jak możesz w ogóle pytać…
Ale Cas przerwał mu ponownie, tym razem kręcąc głową.
- Po prostu odpowiedz.
Wewnątrz Deana zaczął się kształtować chaos, kiedy uczucie tak-dobrze-pragnę-nagrody walczyło z bólem rżnąć-lub-umrzeć, ale gdzieś w tym tkwiły jego prawdziwe emocje. A konkretnie to w tej cholernej skrytce. Głos mu się załamał.
- Tak, okej? Tak, oczywiście, że ufam.
Cas przytulił się czołem do jego czoła i objął mu dłonią szyję.
- Więc uwierz mi, kiedy mówię, że wyjdziesz z tego – powiedział. – Pokonywałeś już gorsze zło.
Dean potaknął, ponieważ Cas miał rację, ale wir nienasyconego pragnienia kazał mu w to wątpić. Nie mógł tego gdzieś upchnąć czy stłumić, a kiedy próbował, odczuwał ból. To było coś fizycznego, nie emocjonalnego. Było tu i teraz, wgryzało się w te jego części, które myślał, że znał, wydzierało z niego kawałki pewności siebie i dumy. Ale Cas w niego wierzył, a on wierzył w Casa. Cas wyciągnął go z piekła. Z tego też mógł.
Bez słowa Cas wsunął się za Deana, a Dean pozwolił sobą kierować, pozwolił, by Cas otoczył go nogami, by objął ramionami jego boki. Pozwolił, by dłonie Casa dawały mu ukojenie, pozwolił, by jedna z nich przytuliła go do piersi anioła, podczas gdy druga powędrowała niżej; tępe paznokcie delikatnie przeczesywały zarost, zanim znalazły skórę.
Deanowi zaparło dech.
Cas leniwie gładził wnętrze rozchylonych ud Deana, zaledwie muskając mu erekcję grzbietami dłoni. Pragnienie wewnątrz Deana zaczęło ryczeć.
Instynktownie ruszył biodrami, dysząc imię anioła. Zacisnął dłonie w pięści na pościeli i odwrócił głowę, wtulając się czołem w szyję Casa. Już miał zacząć błagać, ale Cas go do tego nie zmusił. Ciepłe palce wróciły na swoje miejsce na fiucie Deana i wokół niego.
- O Boże – stęknął Dean, napierając biodrami w dół i wyginając się w łuk. – Właśnie tak – powiedział, gdy znowu opadł w dół – właśnie tak, Cas, tak.
Dean nie mógł usiedzieć spokojnie, gdy Cas nad nim pracował. Sięgnął w górę za siebie, by dotknąć jego twarzy, jego barków czy pogładzić go po przedramionach. Kręcił biodrami, wbijał pięty w łóżko. Słowo EKSTAZA kręciło mu się gdzieś po mózgu i wiedział, że to było głupie, ale była to też prawda.
Tym razem było inaczej. I nie tylko dlatego, że to Cas zainicjował kontakt czy że się drażnił, nie spieszył. Coś się zmieniło. Teraz było poważniej. Wisiało to między nimi w powietrzu, tkwiło w sposobie, w jaki się dotykali. Dean słyszał to w tym, jak wołał imię Casa. Tego ranka powiedział je tylko dlatego, że odczuwał przeciążenie zmysłów, lub by ostrzec przed zbliżającym się orgazmem. Ale teraz, za każdym razem, gdy je wypowiadał, brzmiało bardziej potrzebująco, bardziej nieprzyzwoicie.
Cas objął mosznę Deana, drugą ręką wciąż delikatnie i powoli gładząc jego erekcję, a Dean zapomniał oddychać. Rzucił się naprzód – nieoczekiwanie zbyt napalony, by siedzieć w miejscu – i położył dłonie na uniesionych kolanach Casa niczym kapitan cholernego ENTERPRISE. To było tak kurewsko dobre.
Dean wbił palce w kolana Casa i zgrzytnął zębami. Chciał nakazać swemu ciału, by doszło, zażądać, by zabrało go tam TERAZ, rozkazać, by zepchnęło go z tego klifu, na którym stał.
- Cas, proszę. Proszę, Cas. Proszę – usłyszał zamiast tego ze swoich ust.
Zadziałało.
Dean rzucił się plecami na Casa, gdy doszedł, jęcząc głośno i bezwstydnie, podczas gdy anioł przycisnął mu fiuta do brzucha i pozwolił pomalować go na biało.
Wtedy Cas go pocałował. Nie w ramię czy w gardło, ale w usta. Dean doszedł w dłoń Casa po raz dwudziesty, stękając w trakcie, a Cas był właśnie tam, znosząc to wspólnie z nim. A potem po prostu nakrył usta Deana swoimi, przechylił głowę i otwarł usta, łącząc je z jego ustami. Nie po to, by go powstrzymać, ale jakby pragnąc wciągnąć dźwięki z warg Deana do swoich płuc, pragnąc poczuć je w środku. I, kurwa, ta myśl wystarczyła, by podkręcić Deana ponownie, wprawić w stan podniecenia tak szybko po orgazmie.
Ich języki przez moment igrały ze sobą, po czym Cas wysunął się zza Deana. Mężczyzna padł na poduszki, gdy Cas przesunął się nad niego. Zaczął całować Deana po szyi, po piersi, po brzuchu. Nie szukał rozbryzgów spermy, ale też ich nie unikał. Dean uniósł kolana, złapał Casa za włosy. Zacisnął powieki, ponieważ wzrok mu się rozmazywał, i z całych sił próbował tym razem wytrzymać. Był całkiem pewien, że pragnął tego, co nadchodziło, równie mocno, jak ta potworna klątwa kazała mu pragnąć.
Cas przerwał jednak, zanim to zrobił, szukając pozwolenia, potwierdzenia, że to było w porządku. Jego usta zawisły nad fiutem Deana i nie było odpowiedzi innej, niż TAK. No, może poza TAK, KURWA, co właśnie Dean powiedział. Wtedy Cas opadł na niego. Zaczął lizać na pół zmiękły członek Deana, dopóki znowu mu w pełni nie stwardniał. Wszystkie żyły Deana stanęły w ogniu. Cas lizał go, ciągnął i ssał w taki sposób, że mężczyzna dyszał mu w kołnierzyk, uginając kolana i kopiąc, gdy oddawał się miękkim, gorącym, wilgotnym zabiegom ust Casa. Wołał go po imieniu, błagając i zachęcając CAS, TAK, dopóki nie doszedł.
Kiedy skończył, podciągnął go w górę, by pocałować, Cas ledwie miał czas, by wytrzeć sobie strużkę spermy z brody, zanim Dean nie wsunął mu ponownie języka do ust. Nie było jego świadomą decyzją, by zacząć ściągać Casowi ciuchy, ale Dean nie przestał. Podniecenie krążyło mu w ciele. Nie było bólu, bo nie było przerwy – klątwa dostawała dokładnie to, czego chciała, podczas gdy Cas go całował i pieścił.
Dopiero wtedy, kiedy zaczął się ocierać o udo Casa, Dean ostatecznie zdał sobie sprawę, że to, co robili – i to od jakiegoś czasu – to było uprawianie seksu. Tak naprawdę to jednostronnego, ale zawsze. Seksu. A teraz? Cóż, lodziki i nagość przekraczały zakres przyjacielskiej pomocy.
Cas nie miał… Nie potrzebował…
Dean nie wiedział, że to się wydarzy, że MOŻE się wydarzyć. Cas nie musiał robić żadnej z tych rzeczy. Ale zrobił i robił nadal. Dla Deana.
Gdzieś przy okazji Cas rozebrał się do naga nie schodząc z łóżka, i wtedy Dean sobie uświadomił, że Casowi też stał. jego fiut był twardy, czerwony i na tyle gotowy, że już ciekł. Dean poczuł przebłysk paniki, ponieważ Cas nie miał tego robić, nie miał też być twardym. Ale był. Z powodu Deana.
Dean krzyknął zszokowany, po części dlatego, że udo anioła wróciło, cudownie się o niego ocierając, a jego gorący, ciężki fiut spoczął mu na biodrze, a po części dlatego, że wreszcie zrozumiał, zrozumiał, co było teraz inaczej.
Cas pragnął tego, pragnął jego. Może zawsze go pragnął.
W każdym innym przypadku Dean natychmiast by mu wylizał. Odwzajemniłby się, odpłacił Casowi za to wszystko, co ten zrobił. Była to kwestia manier. Ale chodziło też o coś więcej. Dean też tego chciał. ON tego chciał, on sam. Nie klątwa. Na samą myśl o tym zaczął się ślinić. Ale klątwa kazała mu pragnąć ulgi, nie zaś ją oferować. Teraz nie mógł przestać, nie mógł się na wystarczająco długo skupić.
- Zerżnij mnie, Cas. Proszę, zrób to. Postaram się, by było dobrze. Postaram się… - powiedział zamiast tego i zacisnął zęby, gdy przekleństwo upomniało się o więcej, rozbłyskując w jego ciele. – Tylko w taki sposób sprawię, że ty… Chcę, żebyś… Chcę ciebie – powiedział głośno.
Była to prawda i nie żałował tego.
Cas nie zapytał, czy on był pewien. Nie przerwał, by zacząć panikować czy ujawniać żałosny brak doświadczenia. Stęknął tylko, gardłowo i z podnieceniem – Dean poczuł ten dźwięk przy szyi – pocałował Deana i poszedł po lubrykant.
Dean doszedł czując w sobie wilgotne palce Casa i widząc w jego szeroko otwartych, niebieskich oczach wręcz bogobojną fascynację – prawie nie był pewien, co go podkręciło bardziej. Na jego naleganie Cas kontynuował, okrążając i rozciągając mu wejście, aż wreszcie wślizgnął się w niego gładko, wyjąkując jego imię i wbijając palce w jego ciało, z twarzą skrzywioną niczym grzech. Dean kciukami wygładził zmarszczki na czole Casa, ucałował mu policzki, brwi, dolną wargę i kazał mu się ruszyć.
Cas zaczął go wbijać w materac i w taki oto staromodny sposób Dean doszedł znowu, z kolanami w okolicach ramion i łapiąc się za swój „sprzęt”, błagając Casa, by ten nie przerywał, by nigdy nie przerywał.


Dean doszedł w prześcieradło, w zagłębienie między biodrami Casa. Doszedł z ich oba fiutami w garści, a potem w garści Casa. Doszedł niedotknięty. Doszedł ocierając się o zagłębienie w dole pleców Casa. Doszedł, kiedy Cas mu kazał, swoim ochrypłym, uspokajającym głosem. Doszedł pod prysznicem, z trudem trzymając się na nogach. Doszedł z Casem w jego ciele. Raz doszedł wewnątrz Casa. Dochodził mocno, czasami powoli, czasami szybko i niespodziewanie. Nie liczył już, ile razy miał orgazm. Doszedł wymawiając imię Casa i przeklinając, doszedł zagryzając usta, z twarzą ukrytą w szyi Casa. Doszedł klęcząc. Doszedł pomiędzy udami Casa.
Za każdym razem był to najlepszy seks w życiu Deana i mężczyzna nienawidził tego, nienawidził faktu, że musiał za to podziękować klątwie. Ale Cas po prostu kołysał się z Deanem – cierpliwy, stały i chętny - i sprawiał, że Dean dochodził ponownie.
Może, pomyślał Dean, nadrabiali stracony czas. Nadrabiali tę setkę razy, kiedy powinni byli to zrobić. Sto razy w ciągu czterech czy pięciu lat? Mogli byli to zrobić. Z łatwością.
Robili to wciąż i wciąż, i wciąż od nowa. Ale Cas czasami przerywał.
Zmuszał Deana, by ten odpoczął, jednocześnie wycierając ciepłą, mokrą szmatką ich ciała, albo zwabiał go pod prysznic. Nakazywał mu zjeść kilka batoników musli Sama. Nalegał, by Dean pił więcej wody.
Razem próbowali utrzymać ból z daleka. Nie zawsze im się udawało. Cas nigdy nie przepraszał, kiedy to się zdarzało, kiedy potrzeba narastała w Deanie tak, że aż ściskały mu się mięśnie, ale też nigdy celowo nie kazał mu czekać. Po prostu wspinał się na łóżko, wślizgiwał w przestrzeń osobistą Deana i zaczynali od nowa.


Dean miał wrażenie, że z mózgu zrobiła mu się zupa. Ruchy miał tępo nieskoordynowane po nieustannym przypływie hormonów. Za dużo dopaminy. Był nią jakby trochę pijany. Nie mógł widzieć prosto, a co dopiero myśleć. Nie pamiętał, dlaczego był to problem, czy też, czy to był problem. Wydawało się, że powinien być.
Położył dłonie na zimnym gipsie ściany, podobnie policzek. Klęczał, a Cas był pod nim, przed nim, jego usta – jego usta były naprawdę dobre. Za dobre, o wiele za dobre. Wręcz niesamowite. Deanowi drżały uda. Próbował myśleć o czym innym. Nie chciał już dochodzić, a może chciał? Próbował myśleć.
Lampa była włączona, zatem musiało być późno. Nie wiedział jednak, jak długo już się świeciła, więc nie wiedział, czy było wcześnie-późno, czy też późno-późno. Ale było to ciepłe, żółte światło. Ładne światło. Dean spojrzał w dół i ujrzał, że Cas patrzył na niego. Ładnie wyglądał w tym świetle.
Cas trzymał Deana w uścisku, wiszącego ciężko nad jego bardzo, bardzo czerwonymi ustami.
- No dalej, Dean – zawarczał, przyciągając sobie jego fiuta bliżej i oblizując.
Dean prawie zaszlochał, czując, jak dobrze mu było, kiedy Cas ponownie wziął go w siebie, i nie mógł powstrzymać się, by na ślepo nie rzucić biodrami naprzód. Było naprawdę ważne, by doszedł, przypomniał sobie. Pchnął raz, drugi, trzeci i wtedy…
- Cholera – odsunął się. – Cholera, cholera, cholera, CAS.
Doszedł Casowi na pierś, opierając się pięściami i czołem o ścianę. Kiedy było po wszystkim, osunął się w dół i opadł mu przy boku. Uda wciąż mu się trzęsły.
Był zmęczony, obolały i to już nie było zabawne – jeśli kiedykolwiek było – ale nadal to czuł. To palące pragnienie wciąż było obecne, może teraz paliło go nawet bardziej, niż przedtem. Nie chciał tego dłużej czuć.
Cas pogładził go za uchem, pocałował w czubek głowy.
Mógłby tu być ktokolwiek, ale Dean cieszył się, że tak nie było. Cas był dla niego dobry. Było dobrze dla Deana, że Cas wrócił. Potrzebował go, nie tylko w razie nagłej, wywołanej seks-klątwą potrzeby, ale po prostu. Dean zawsze czuł się zmieszany i przerażony, ale też trochę pochlebiony faktem, że Cas podążał za nim wszędzie, że Cas go wybrał – nawet jeśli na początku tak naprawdę nie było. Ale potem tak. Wybrał Deana, a Dean to w nim uwielbiał.
Cas wybrał Deana, i teraz było to naprawdę dobre, ponieważ Dean go potrzebował.
Mężczyzna objął anioła w talii i odpłynął.


Jasność powróciła razem z bólem. Przeciął on Deana ostro i czysto, niczym kawałki szkła. Mężczyzna zaczął macać dłonią w poszukiwaniu Casa, zanim w ogóle otwarł oczy, całując go i przyciągając bliżej. Ból był stale, ostro obecny, ale nie sprawił, by Dean choćby odrobinę przestał błagać Casa, by ten go zerżnął, czy też, by przestał działać pożądliwie i pomógł mu poprowadzić go do środka. Spodziewał się, że ból zostanie zastąpiony naciskiem i rozkoszą, gdy Cas się w niego wślizgnie, i chociaż przyjemność była obecna – całe to ciągnięcie i rozciąganie się porządnie wykorzystanego ciała Deana wokół fiuta Casa, wokół jego ciężaru i ciepła wewnątrz, było kurewsko niewiarygodne – to egzystowała wspólnie z bólem.
- Dalej, Cas – przypilił Dean, gryząc go w ucho. – No dalej, musisz to ze mnie wyjebać.
Poczuł, jak po tych słowach Cas zadrżał, i to mu nasunęło pewien pomysł. Dean zaczął zwalczać ból koncentrując się na Casie. Skubnął mu szczękę i rzucił biodrami w górę, by go poczuć, by sprawić, aby i on poczuł. Jęczał i zachęcał, ssał Casowi obojczyk, wbijał mu palce w tyłek – robił wszystko, co przychodziło mu do głowy, aby Casowi było jak najlepiej. Możliwe, że było to najdłużej, co w ciągu dnia wytrzymał.
Kiedy Cas ulokował się nad nim, Dean złapał swojego fiuta. Był twardy jak skała i było to niesamowite, ale także nie fair. Ból wciąż był obecny.
- Boże, Cas. Boże, chcę być twardy dla ciebie z twojego powodu – wyznał.
Szczerość nie była częścią klątwy, Dean po prostu stracił kontrolę nad drzwiczkami skrytki. Co praktycznie gwarantowało, że Cas się podnieci.
- Chcę, byś to TY mi to robił – wydyszał Dean, mocno łapiąc się za fiuta. – Nie tylko pomagał posprzątać po jakiejś paskudnej klątwie. Wtedy będzie lepiej – obiecał, wypowiadając te słowa w skórę Casa. – Wtedy będzie naprawdę. Będę dla ciebie tak twardy. Będę dla ciebie taki twardy – Dean wyrwał dłoń Casa z uścisku na pościeli i objął nią swego fiuta, poruszając nią w górę i w dół trzonu, aż wreszcie Cas padł naprzód, zgiął Deana w pół i zaczął dogłębnie rżnąć.
- Dean – zawołał Cas ostrzegawczo, ale już dochodził, mocno zaciskając palce na fiucie Deana, gwałtownie, szybko i ostro ruszając biodrami. Dean krzyknął, bo anioł trafiał w czułe miejsce wciąż i wciąż od nowa, i nie mógł już odróżnić rozkoszy od bólu. Wszystko cięło go jak nożem, na czysto, i Dean wreszcie doszedł, pławiąc się w uldze, tuż przedtem, zanim Cas się rozluźnił i padł ciężko na niego.
- Będę cię trzymał za słowo – powiedział, wciąż dysząc, a Dean pokiwał głową i wstrzymał oddech czując ból, który nie odszedł.
- Lepiej, żeby.
Cas z zadowoleniem szturchnął Deana nosem w szyję, kładąc mu dłoń na piersi.
- Twoje serce, Dean. Czujesz to?
Pewnie, że Dean czuł. Miało mu zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej.
- Jest dobrze – powiedział, odsuwając dłoń Casa. Nie było dobrze. Ból był niecierpliwy. A on był znowu twardy. Prawdę mówiąc, wręcz agonalnie twardy.
Cas poruszył się i wysunął z Deana – niesamowity, okropny ból; Dean poruszył biodrami i znienawidził siebie za to, że się nim delektował. Cas ułożył się na boku, twarzą do łowcy, i opuszkami palców zaczął łagodnie muskać czubek fiuta Deana, bez pytania przygotowując się na kolejny raz. Dean skrzywił się. Wiedział, że Cas myślał, iż robił wszystko, aby odgonić ten pełen potrzeby ból, ale tym razem było inaczej. Tym razem…
- Cas, który to będzie raz?
Cas ucałował zarys szczęki Deana i skubnął mu usta, wciąż błądząc po nim palcami.
- Dziewięćdziesiąty szósty. Ten był dziewięćdziesiąty piąty.
Fiut Deana drgnął radośnie z powodu uwagi, jaką okazywał mu Cas, ale nawet to było jak dziabnięcie w kręgosłup.
- Cholera, to boli. Stój, stój na chwilę - Dean złapał Casa silnie za nadgarstek, a Cas szeroko otwarł oczy.
- Krzywdzę cię?
- Nie, nie ty.
Cas zmrużył oczy.
- Co się dzieje? – ponownie położył dłoń na piersi Deana. Dean nakrył ją swoją własną, przejechał kciukiem anioła po swoim sutku. To też bolało, ale inaczej nie mógł tego zrobić. – Tętno masz za szybkie. Dean, powiedz mi, co jest nie tak – nakazał, w pełni wchodząc w tryb anielski.
- To ta klątwa, zupełnie, jakby, nie wiem, mieszała dobre ze złym. Wszystko, co dobre, jest TAK dobre, że aż boli. Wszystko jest… - Dean z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że znowu ściskał sobie fiuta, ciągnął go. Nie mógł nic na to poradzić. Ostatnie Bóg-jeden-wie ile godzin zaprogramowało mu – im obu – że to było rozwiązanie, że jeśli poczuje rozkosz, ból odejdzie. Ale teraz nie była to już prawda. Teraz nie czuł różnicy.
Cas zmarszczył brwi. Usiadł, ale Dean złapał go za ramię, zanim zdołał odsunąć się za daleko.
- Nie, Cas, nie, nie odchodź. Musisz dać mi więcej, a nie mniej. Daj mi więcej, Cas. Nie mogę czekać. Nie mogę tego zrobić. Musisz pomóc mi się tego pozbyć. No dalej, jesteśmy blisko.
Cas spojrzał na niego ostrożnie, a Dean ujrzał, jak anioł składa jakąś myśl do kupy.
- Coraz trudniej jest sprawić, byś doszedł. Coraz dłużej to trwa – pozwolił, by Dean zapoznał się z tą myślą. – To nie będzie łatwe.
Dean przemanewrował się do Casa, znowu usiadł mu na kolanach, przysunął się bliżej i objął się jego ramionami.
- Nie wydaje mi się, byśmy obaj wiedzieli, jak wygląda łatwe – powiedział i pocałował go, zaskoczony i niemal do łez czując ulgę, że przynajmniej to wciąż było dobre i bezbolesne. – Przywykliśmy robić wszystko w wersji HARD.

Była wielka różnica pomiędzy dobrym, zabawnym bólem ugryzienia nadwrażliwego sutka czy szybkim klapsem w tyłek a tym. To już był zaledwie krok od rozdzierającego duszę bólu, który Dean znał już aż nazbyt dobrze.
Nie otępiał z bólu. Było dokładnie na odwrót – każdy nerw mu płonął. Mógłby równie dobrze nie mieć skóry. A mimo to muśnięcie dłoni na ramieniu, ust na szyi, mocny nacisk ciała Casa – wszystko to było cudowne.
Mózg tonął mu w endorfinach. Był całkiem pewien, że Cas zapobiegał jego atakowi serca wyłącznie siłą anielskiej woli.
Dean był już tak blisko, by dojść. Cas leżał pod nim, dysząc, ściskając go i chrypiąc TAK, WIĘCEJ i OCH, DEAN, co brzmiało dużo nieprzyzwoiciej, niż w rzeczywistości. Zajęło to prawie wieczność, by znalazł się w tym miejscu, ale stał już na krawędzi. Jeszcze trochę więcej tarcia, jeszcze trochę mocniej i…
- Sukinsyn – skrzywił się Dean dochodząc. Kostki dłoni mu pobielały od zaciskania ich na pościeli, kiedy wylewał się na biodro Casa. Chciał mu coś powiedzieć, cokolwiek. Słowa jednak nie nadeszły, dopóki się nie skończyło, a wtedy okazały się nie być tymi, które chciał powiedzieć. – To próbuje mnie zabić – powiedział, ukrywając głowę w ramieniu Casa.
- Tak.
Dean parsknął.
- Nie owijasz w bawełnę, Cas.


Klątwa wbiła w Deana swoje kły, pompując mu truciznę do krwi, dławiąc wszelkie myśli i ruchy. Dean zaciskał zęby i nic nie mówił, poza okazjonalnymi przekleństwami. Nie było nic dobrego do powiedzenia. Pragnienie już nie istniało. Istniała jedynie potrzeba. Jedyne, czego Dean teraz chciał, to żeby ból się skończył.
Zaczęli od nowa. A potem jeszcze raz.


Dean nie mógł już utrzymać się w górze, nie mógł nic na to poradzić, nic nie mógł zrobić.
- Spójrz na mnie, Dean – Cas poklepał go po policzku. – Spójrz na mnie. To ostatni raz. Musisz zostać ze mną, Dean.
Dean spojrzał na niego. Przynajmniej tyle mógł zrobić. Popatrzył mu prosto w oczy.
- Kończymy to, Dean. Będzie po wszystkim. Musisz tylko zostać ze mną.
- To nie jest ostatni raz – powiedział Casowi.
- Jest. To już ostatni raz - powiedział Cas uspokajająco.
Dean pokręcił przecząco głową. Cas nie rozumiał.
- To nie będzie ostatni raz. Pragnę… To pragnienie nie zniknie, jasne? To pragnienie CIEBIE – dodał, kiedy Cas zmarszczył brwi.
Dean znowu był bliski delirium. Przestawał rozróżniać, kiedy, co i gdzie. Ostatnie parę lat, ostatnie parę godzin – wszystko się rozmazywało. Seks i ból i apokalipsa, czyściec i CZYSTOŚĆ, rozkosz i CAS, zawsze Cas. Więc musiał powiedzieć coś ważnego. Cos, co Cas powinien wiedzieć, zanim to się skończy. Zanim Dean znowu schowa to do skrytki.
- Powiedziałeś, że w tej sprawie nie miałem wyboru, i faktycznie nie miałem. Ale gdybym miał, wybrałbym ciebie, okej? Ty wybrałeś mnie, już dawno temu, ale teraz to ja wybrałem ciebie – jego mózg przeskakiwał przez zmącone bólem wspomnienia: puste miesiące bez Casa, to, jak świat mu się walił za każdym razem, gdy kamyczki Casa rozsypywały się na podłodze, wyjście z czyśćca, ta lekcja NIE MOŻESZ OCALIĆ KAŻDEGO, którą dopiero co zaczynał rozumieć. Nienawidził ich i kochał je wszystkie. – Może… może nie wiedziałeś, ale ja cię wybrałem.
Spojrzenie Casa złagodniało.
- Wiedziałem, Dean – powiedział. Pochylił się, by go pocałować, gładko i dokładnie, a potem oparł się czołem o jego czoło. – Wiem, że mnie wybrałeś. „Przeklęty czy nie” – zacytował i uśmiechnął się. – Teraz mogę powiedzieć to samo o tobie.
Dean sapnął. To bolało. Też to pamiętał.
- Wolałbym raczej mieć ciebie.
- Masz mnie, Dean – Cas wsunął mu się do ust po kolejny pocałunek, choć jego palce objęły mężczyźnie fiuta.
W Deanie kotłowały się ból, potrzeba i ekstaza. Zacisnął powieki i zakotwiczył się w tym pocałunku, w dotyku ust Casa, w jego języku i miłości. W jego ciele narastała burza, kiedy Cas podkręcał je dalej, kiedy wsunął długi palec w gorące, rozluźnione miejsce na dole. Dean dostał konwulsji. Słyszał, jak Cas go uspokaja i koi, czuł, jak jego dłonie przerwały na chwilę, by go otworzyć, po czym wróciły do pracy.
Cas poruszał w te i z powrotem tym jednym, śliskim palcem wokół krawędzi ciała Deana, wiedząc dokładnie, co robić, aby się drażnić. Dean drgał i wił się po każdym dotknięciu. Zalewały go bólem i przebłyskami myśli KURWA, DOBRE. Ale po kilku minutach już błagał.
- W środku, w środku, w środku – prosił, kołysząc biodrami w nadziei, że palce Casa wsuną się całkiem.
Wsunęły się. A Dean był zgubiony.
Przywarł do ramion Casa, wbił paznokcie we własną skórę. Ból szalał, nerwy mu płonęły. Pięść Casa, jego palce rżnęły go szybko i dogłębnie, pchając i przyciągając go coraz bliżej. Dean czuł, że klątwa ustępuje.
Rozkosz przelewała się przez niego, a on jęknął, nagle pragnąc więcej i więcej, by Cas nigdy nie przestawał, by to się nigdy nie skończyło. Zakwilił, bo musiało, MUSIAŁO się skończyć, ale on nie… Jak mógł…
- Mam cię, Dean – głos Casa dobiegał z bliska, ochrypły i podniecony. – Zaufaj mi.
Dean niemal spanikował, kiedy poczuł, że Cas się poruszył, ale próbował zaufać, próbował. Nagrodził go palący, mokry żar otaczający mu fiuta.
Było lepiej. Było najlepiej. Klątwa protestowała.
- O Boże. O kurwa – Dean rzucił biodrami, złapał Casa za włosy i próbował wciąż oddychać. Walczył.
Sprytne palce Casa nie ustawały, jego usta były silne i pewne. Gładził ten wrażliwy punkt w ciele Deana, policzki mu się zapadły, gdy ssał jego twardego, obolałego fiuta. Dean przelewał się w dłonie Casa, roztapiał się w jego godnym zaufania uścisku. Cas posiadł Deana w każdy możliwy sposób.
Więc pierdolić klątwę. Pierdolić ból. Pierdolić wszystko. Ta potrzeba była fałszywa, to pragnienie nie było prawdziwe. Nic z tego nie należało do niego, nie było częścią niego. Dean miał coś, czego pragnął sto razy bardziej. Dean miał Casa.
Poczuł szczyt, poczuł ostatnie ukłucie rozkoszy-bólu. Krzyknął na Casa, wyrzucił z siebie strumień przekleństw i doszedł tak mocno, że niemal oślepł, kiedy klątwa puściła.
Dochodził, dopóki nie poczuł się wykończony; nerwy mu wręcz syczały, a ciało się rzucało.
Dochodził, aż wreszcie nie zostało nic, nie było potrzeby, nie było pragnienia, nie było bólu. Nie było domagania się.
Dochodził, dopóki to nie odeszło, dopóki jego walące serce nie zwolniło, a oddech się nie wyrównał.
Dochodził, dopóki Cas go nie pocałował i nie powiedział, że już po wszystkim.


Pocałunek Casa był gładki, ale towarzyszyło mu drapanie zarostu, którego Dean wcześniej nie zauważył. Uśmiechnął się na tę myśl pomiędzy szybkimi, krótkimi całusami, którym czasami towarzyszył czubek języka.
Wziął prysznic, ubrał się i już był gotów iść – naprawdę był – kiedy Cas swoimi zębami i językiem złapał mu dolną wargę i wślizgnął mu się do ust. Dean zamruczał i złapał Casa za szlufkę, przyciągając go do siebie.
Było czymś naprawdę dobrym pragnąć tego. A Dean sobie na to pozwalał.
- Hej – głos Sama kazał im przestać w rekordowym tempie. Dean uniósł głowę ponad ramieniem Casa i spojrzał na brata. – Zbieramy się czy co? – zapytał z progu, kiwając głową w stronę parkingu.
Dean spojrzał przelotnie na Casa i przewrócił oczami. Cas uśmiechnął się pobłażliwie. Z tego tylko powodu Dean pocałował go jeszcze raz, po czym wziął z łóżka swoją torbę podróżną i wyszedł z pokoju za bratem. Cas deptał mu po piętach.
- Więc ruszasz w drogę czy… - Dean wskazał kciukiem na Impalę.
- Spotkamy się u celu.
Deanowi jakby na chwilę zaszkliły się oczy, kiedy obserwował Casa krzywiącego się w słońcu, w pełni anielskiego.
Czuł zawroty głowy, niech go zastrzelą.
- Tak, tak, w porządku. Ruszamy do… - urwał. Prawdę mówiąc nie był pewien, czy wiedział. – Hej, Sammy, gdzie jedziemy? – zawołał przez ramię, nie odrywając wzroku od Casa.
- Do Topeki – odkrzyknął Sam, pochylając się nad samochodem i czegoś w nim szukając.
- Do Topeki – powiedział Dean z uśmiechem. Czuł się, jakby miał piętnaście lat i umawiał się na pierwszą randkę.
- Tam się zobaczymy.
Dean ruszył się z uśmiechem.
- Trzymam cię za słowo.
Cas pocałował go znowu, tym razem ostrzej, aby przypomnieć mu o wszystkich jego nieprzyzwoitych obietnicach.
- Lepiej, żeby.
A potem zniknął, zostawiając Deana podekscytowanego i pełnego pragnienia, ale w dobry sposób. Odwrócił się, wzdychając z zadowoleniem, które jednak szybko przeszło w grymas na widok głupiego, wiedzącego uśmieszku Sama, i podniósł swoją torbę z zamiarem wrzucenia jej do bagażnika. Jednak coś nowego przykuło jego uwagę i zatrzymał się.
- Czy to jest to, co myślę, że jest? – wskazał na coś, co wyglądało jak stare, metalowe pudełko, pomalowane na czarno i pokryte białymi sigilami.
- Tak, to pułapka na klątwy – odpowiedział Sam.
- Mieliśmy takie przy sobie?
- Nie, zrobiłem je.
Dean spojrzał na brata, a serce zabiło mu mocniej nagłą, głupią dumą.
- Zrobiłeś to?
Sam wzruszył ramionami i wygiął usta w dół, jakby to nie było nic wielkiego, po czym otworzył drzwi od strony pasażera.
- Miałem wolny dzień.
Dean zachichotał.
- W każdym razie, jeszcze nie wiemy, jak to zniszczyć, więc zdecydowałem, że to będzie chwilowo najlepsze rozwiązanie.
- Chwila, więc mówisz, że już ukradłeś ten róg? I on jest tam w środku?
- Dean, byłeś zajęty NAPRAWDĘ DŁUGO – powiedział Sam i zanurkował do samochodu.
Dean rzucił torbę na drugą stronę bagażnika. Nie, żeby nie ufał dziełu Sama czy coś takiego, po prostu…
Zadygotał.
Sto miłości, pomyślał, patrząc ostatni raz. Pomyślał o niskim śmiechu Casa, o jego zręcznych palcach, o jego stałej, solidnej obecności u boku.
Sto? Zniósłby jeszcze tysiąc.
Zatrzasnął bagażnik.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez patusinka dnia Pon 20:41, 27 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hashuniu
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 21 Paź 2011
Posty: 580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 5:52, 28 Maj 2013    Temat postu:

Pati, to sto razy lepsze od mojej ostatniej randki... Dzięki :)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Linmarin
Yaoi! YAOI!


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 5382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Inowrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:48, 28 Maj 2013    Temat postu:

Ok. Padł mi wczoraj net, co jest niewątpliwym minusem, bo nie mogłam się pospuszczać nad tym ficzkiem na bierząco. Plus jest taki, ze mogłam go sobie trzy razy przeczytać, i nikt mnie nie będzie oceniał, bo co innego miałam niby robić? :D
Zacznę od tego, ze kocham 'świeże' ficzki. Znaczy, większość leci koło sezonu piątego, kilka dobrych było z lewiatanami, czyli siódemka, RR to okolice 6- niewiele jest ficów PO Czyśćcowych. A ja je lubię, łatwiej sobie wyobrazić happy end :D (bo w takich no, season six ficzkach ma się takie- hey, niby się kochają, niby są razem, ale Lin, TY WIESZ CO ICH JESZCZE CZEKA, OMG THEIR LOVE DIDN'T MAKE IT Dx). Secundo, mimo, ze to PORNOL, którego zarys fabuły służy tylko jako pretekst do 15 stron seksu jest taki... Delikatny? Nie odniosłyście takiego wrażenia? Cały jest o seksie, ale dosadnych opisów seksu nie ma znów tak wiele. I wszystkie są raczej- palce powędrowały w dół ciała i takie tam. Przez co jest GORĄCY ale równocześnie jest UROCZY. Osobiście jestem zachwycona. dobrze sobie od czasu do czasu... Um :D No i biedny Sammy, uwielbiam, kiedy Sammy musi męczyć się z kolejnym Deanowym czymś, a kiedy Deanowe coś obejmuje też Casa- mrrrah :3 Szczególnie, ze chłopak zawsze zdaje się być z tym raczej pogodzony, mądry Łoś :D
Poza tym fragment od "Dean doszedł w prześcieradło (...) do (...) Doszedł pomiędzy udami Casa." zrobił mi z mózgu olej Kujawski. Nawet nie z pierwszego tłoczenia. Mogłam się odrobinkę spiszczeć, odrobinkę ześlinić i odrobinkę spaść z łóżka. Poziom tłumaczenia jak zwykle boski, Pat @.@ Zresztą każdy Twój tekst po prostu sobie płynie przed oczyma. Nic nie zgrzyta.
No. Tak więc, powtarzam, jestem zachwycona tym ficzkiem :D Ach, wspominałam, ze zakończenie jest słodkie? :D

//Chętnie przeczytałabym fica, w którym mały Cas zajmuje się małym Deanem. Znaczy, mieszkają po sąsiedzku, czy coś. I Dean jest takim uroczym, nieśmiałym, wielkookim stworzonkiem. A Cas jest poważny i silny i opiekuńczy. I Jeden z nich wyprowadza się z rodziną, kiedy mają nie wiem, z sześć lat. Albo nie, trzynaście. Totalnie OOC, ale kij tam, zdążą się zacząć w sobie podkochiwać mając trzynaście lat. Trzynastoletni, cichutki, nieśmiały Dean. O. I spotykają się po latach, kiedy obaj mają koło trzydziestki i Dean jest taki jak teraz, silny i pewny siebie i w ogóle, bo oczywiście przez to, ze to Cas go ciągle bronił i w ogóle. I w ogóle tak. Może pracuje w policji? Albo jest wojskowym. Lubię wojskowe fici. A potem uprawiają seks. Yup, poczytałabym.

// [link widoczny dla zalogowanych] nie wiem, co mnie w nim ujęło, ale radzę zrobić sobie do tego fica kubek bardzo gorzkiej kawy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Linmarin dnia Wto 14:45, 28 Maj 2013, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
antique
BoysLove Team


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 3648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:56, 28 Maj 2013    Temat postu:

Przyszłam przypomnieć, że istnieje XD
Also, tęsknię za Wami <3 Also, cieszy mnie, że będę miała tyle do czytania jak wrócę :3
Odmeldowuję się spać, nie powiem gdzie mi nogi włażą XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BoysLove ma już 10 lat na karku! :D Strona Główna -> Pogaduszki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 358, 359, 360 ... 616, 617, 618  Następny
Strona 359 z 618

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin